INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.89 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)



baton rowerowy bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2019

Dystans całkowity:1168.00 km (w terenie 3.00 km; 0.26%)
Czas w ruchu:32:22
Średnia prędkość:23.48 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:2809 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:44.92 km i 6h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
16.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:6.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Piątek, 8 marca 2019 · | Komentarze 2

Życzenia dla rowerzystek każdego rodzaju: maratonek, miejskich, turystek, zawodniczek  są dostępne tradycyjnie tutaj.

Poniżej zaś nieświąteczna proza życia, trudnego życia pieszych i rowerzystów w świecie opanowanym przez bezmyślność i egoizm kierujących samochodami. Zna ktoś tego, profesjonalnego w końcu, kierowcę ze zdjęcia poniżej? Jak tak, to niech się go spyta, czy sobie też tak zastawia drzwi w domu, w bloku, w garażu - gdziekolwiek. 

Jak ja go spotkam to także zadam to pytanie i pokażę zdjęcie. Ciekawe, co usłyszę?




Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:11.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Czwartek, 7 marca 2019 · | Komentarze 0

Dzisiaj zapowiadał się słaby utarg kilometrowy, ale spotkałem Dareckiego i od razu nabijanie ,,kaemów'' stało się lekkie, łatwe i przyjemne :-).

Elbląska Castorama wygląda już na gotową do przyjęcia pierwszych klientów, a jej prawdopodobne otwarcie to data 3 kwietnia 2019 roku. 





Dane wyjazdu:
5.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Środa, 6 marca 2019 · | Komentarze 0

Po eksplodującej w poniedziałek dętce lekka centra tylnego koła zaprowadziły Bocasa do Neksusowych lekarzy,  a mi zafundowała spacerowe tempo przemieszczania się po Elblągu. Rower to jest niebezpieczny pojazd ;-)

Dzięki spacerowi uwieczniłem dwie piękne, czerwone ślicznotki z logo Deutsche Bahn. 







Dane wyjazdu:
13.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:3.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Wtorek, 5 marca 2019 · | Komentarze 0

Wiało dzisiaj niezgorzej niż w weekend, a chyba nawet lepiej. Relacja z Maratonu Centrum już jutro. Chwilowo szaleję na Twarzoksiążce :-)



Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:10.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Poniedziałek, 4 marca 2019 · | Komentarze 0

Pękająca dętka uszkodziła mi Smart Sam'a, co potraktowałem jako dobrą okazję do powrotnego założenia Schwalbe Mondial, czyli moich opon letnich.  Teraz zima już nie ma wyjścia  i wrócić nie może :-)

A jak Wy dbacie o swoje ulubione pojazdy?




Dane wyjazdu:
73.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:9.0
Podjazdy: m

To tu, to tam po Warszawie

Niedziela, 3 marca 2019 · | Komentarze 5

Podczas tego niespodziewanego pobytu w stolicy wziąłem wraz z Robertem na warsztat dokładne obejrzenie bulwarów wzdłuż Wisły od Starego Miasta do mostu Marii Skłodowskiej-Curie i kładki rowerowej nad Kanałem Żerańskim. Pewnych emocji dla naszych slicków dostarczył 1,5 km szutrowy odcinek przed mostem gen. Stefana Roweckiego ,,Grota'' ale obyło się bez strat.

Podwieszana droga dla rowerów na moście Łazienkowskim też była celem przejazdu. Nie spodziewałem się, że jest ona z obydwu stron mostu, ale kto bogatemu zabroni :-). Potem rzuciłem okiem na Pałac na Wodzie w Łazienkach Królewskich i zaliczyłem podjazd na Agrykoli. Akcentem politycznym tych peregrynacji były odwiedziny ulicy Srebrnej oraz taczki pod Sejmem.

Jazdę po Warszawie zakończył obiad w wietnamskim barze przez który prawie spóźniliśmy się na PKP.

GALERIA


Kategoria WYCIECZKI 50-150


Dane wyjazdu:
457.00 km 0.00 km teren
18:46 h 24.35 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:-2.0
Podjazdy:1614 m

CENTRUM MARATON

Sobota, 2 marca 2019 · | Komentarze 9

Trasa: ELBLĄG-Ostróda-Działdowo-Żuromin-Bieżuń-Sierpc-Płock-Kutno-Nowa Wieś-Piątek-Łowicz-Sochaczew-PRUSZKÓW

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)



Po odwiedzinach środka Europy (jednego z kilkunastu!)w Suchowoli na Podlasiu chodziła mi po głowie myśl obejrzenia środka Polski. Ten książkowy znajduje się w Piątku, a dokładnie 3 km dalej we wsi Goślub, najnowsze wiadomości podają Nową Wieś pod Kutnem, a sam pomnik postawiono w Piątku na skrzyżowaniu dróg wojewódzkich.

Po tym długim wprowadzeniu, czas było stanąć wraz z Robertem na elbląskim Placu Dworcowym w, nomen omen, piątek, i ruszyć w ciemną noc ku centrum Europy i centrum Polski.

O godzinie 18 ruszyliśmy w trasę nie doczekawszy się pomysłodawcy terminu wyjazdu, czyli Mariusza. Jeszcze przed startem daliśmy sobie czas, aby do Małdyt ustalić czy jedziemy najpierw do Suchowoli, czy też może do Piątku.

Rozważania te miały oczywiście związek z wiejącym od kilku dni niezwykle sprzyjającym wiatrem z kierunków północnych. Jeżeli byłby to wiatr północno-zachodni to Suchowola byłaby pierwsza, jeżeli natomiast wiatr wiał z czystej północy to Piątek pierwszy szedł na celownik. W piątek 1 marca wygrał wiatr z północy …

Inne parametry pogodowe były równie eleganckie – brak opadów jakichkolwiek, brak oblodzenia, brak śniegu, lekki mróz do -5 stopni maksymalnie. Robert zabrał kolarzówkę, ja pomykałem na MTB ubranym w szosowe slicki. Taka szybka konfiguracja sprawiła, że już o 20:50 siedzieliśmy w Ostródzie (70 km) na Orlenie, gdzie uzupełniłem termos z herbatą i bidon. Nasiadówka związana z kolacją trwała trochę długo, ale w końcu zebraliśmy się w sobie i ruszyliśmy starą DK 7 w kierunku Olsztynka.

Przed tym miastem zjechaliśmy z niej i kierując się na Działdowo dalej pędziliśmy na południe. Średnia prędkość z jazdy dobrym asfaltem dróg technicznych przy S7 i starą DK 7 wyniosła prawie 28 km/h.

Zaczęła się ona obniżać po wjechaniu na DW 542, którą dojechaliśmy do Działdowa (0:30, 132 km). Tam na Orlenie nastąpiło ponowne tankowanie termosu i rozpytanie się o stan drogi w kierunku Żuromina. Ta była OK, więc omijając Mławę ruszyliśmy po ukosie w kierunku Żuromina i Sierpca.

Tutaj też poczuliśmy moc wiatru, który momentami wiał z boku i spychał nas na środek drogi. Że to był środek nocy, to nie miało to większego znaczenia, poza takim, że Robert zaczął mocno marznąć. Stało się to tak dokuczliwe, że na Orlenie w Żurominie (3:00, 170 km) informacja o sprzedaży tylko przez okienko mocno go wkurzyła. Ruszył ogrzać się w kierunku lokalnego posterunku policji, a ja przez okienko zamówiłem zapiekankę i kawę. Można to nazwać I śniadaniem lub późną kolacją ;-)

Jak już się najadłem, to pojechałem na policję szukać Roberta. Odpoczynek jeszcze chwilę potrwał i ruszyliśmy dalej na południe. Znowu pięknie wiało nam w plecy, a że były to okolice słynące z licznych ferm drobiu to charakterystyczny smród towarzyszył nam długo po ich minięciu. Przynajmniej spać się nie chciało :-)

W Sierpcu (5:00, 205 km) nigdy jeszcze nie byłem nocą, więc zatrzymałem się pod ładnie iluminowanym kościołem farnym, któremu poświęciłem kilka chwil. Roberto w tym czasie grzał się w klatce schodowej jakiegoś domu.

Dalsza jazda prowadziła w kierunku Płocka, gdzie zamierzaliśmy przekroczyć Wisłę starym mostem, bo nowy ma takie szerokie dylatacje, że opona roweru szosowego cała się w nie chowa. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, jak spektakularną glebą może się to skończyć. Zresztą, jest tam chyba zakaz jazdy rowerami ;-)

Orlenowski komin produkujący białą chmurę widać było już chwilę za Sierpcem, bo noc miała się już ku końcowi, ale zanim wjechaliśmy do Płocka odwiedziliśmy jeszcze nieplanowanego Orlena w Lelicach, gdzie zjadłem prawdziwe rowerowe śniadanie, czyli owsiankę i wypiłem kawę. Ta owsianka to nowość w ofercie koncernu, ale bardzo dobra nowość. Jedzie się na tym wybornie. I kosztuje tylko 4,49 zł w komplecie z gorącym mlekiem lub wodą, jak ktoś lubi.

W Płocku (7:30, 245 km) odwiedziliśmy jeszcze piekarnio-cukiernię, bo wiecie jak ciężko jest się oprzeć zapachom świeżego pieczywa i bułek.

Opuszczając Płock zrobiłem jeszcze kilka fotek i już byliśmy na DK 60, którą myślałem jechać do Gostynina, a potem zjechać na DW 581 w kierunku Kutna. Poranny szczyt komunikacyjny nie był zbyt dokuczliwy, aczkolwiek taki pas rowerowy, jak widać w galerii, na krajówce mógłby ciągnąć się dłużej…

Przed Gostyninem zjechałem z głównej drogi w prawo, aby do miasta wjechać inaczej. Zrobiłem to kilkaset metrów przed początkiem obwodnicy tego miasta, co było słabą koncepcją ;-).
Do tego na bocznej drodze skończył się asfalt i jak niepyszni wróciliśmy na krajówkę, i tak wjechaliśmy do miasta.

W Gostyninie (9:30, 270 km) nie znalazłem właściwych drogowskazów i po jego przejechaniu wróciliśmy na ... DK 60. Wracać się już nie chciało. Do Kutna toczyliśmy się spokojnie i pod wiatr, bo ten zaczął w międzyczasie wiać z południowego-zachodu, co idealnie komponowało się z kierunkiem naszej jazdy od Piątku. Naprawę, nie pamiętam tak korzystnego układu :-)

Zanim jednak można było skorzystać ponownie z jego dobrodziejstwa wjechaliśmy do Kutna (11:00, 300 km), gdzie zajrzeliśmy do centrum, na rynek i obejrzeliśmy, kultowy w pewnych kręgach, dworzec PKP. Dworzec po remoncie jest niczego sobie :-)

Z Kutna ruszyliśmy do Nowej Wsi, gdzie w zeszłym roku stanął centroid wyznaczając w ten sposób nowy środek Polski, z uwzględnieniem wód terytorialnych. Punkt znajduje się na prywatnej posesji, ale sympatyczny właściciel nie robił problemów z chęci obejrzenia go z bliska.

Po wykonaniu okolicznościowych zdjęć ruszyliśmy do oddalonego o 25 km Piątku, gdzie środek naszego kraju wyznaczono w czasach słusznie minionych i bez uwzględnienia wód terytorialnych – podobno.

Bocznymi drogami dotarliśmy do DW 702, która doprowadziła nas do centrum miasteczka (13:00, 333 km, gdzie na skrzyżowaniu dróg stoi okazały pomnik. Wcześniej, przez 8 km jechaliśmy sobie za traktorem (starego typu) z przyczepą, korzystając z tunelu aerodynamicznego, który sobą tworzył.

Tuż obok pomnika stoi Orlen, ale my chcieliśmy czegoś innego do jedzenia. Wskazano nam pizzerię Mefisto, która poza pizzami miała obiady abonamentowe, dla nas niedostępne oraz jedną zupę, gulaszową. Robert zrezygnował z zamawianie czegokolwiek, ja zaryzykowałem tą gulaszową. Cóż, to nie była prawdziwa gulaszowa, chociaż po cenie (5 zł za talerz), powinienem się tego domyślić :-). Innych lokali w Piątku nie ma i pozostało nam jechać do Łowicza, z nadzieją, że tam musi być jakaś cywilizacja kulinarna.

Za Piątkiem obejrzałem pierwszy raz z bliska zupełnie opustoszałe bramki autostrady, na których nie było żadnej obsługi i hulał wiatr. Wiatr, który ponownie nas napędzał na długich prostych w kierunku Łowicza. Ostatnia przed Łowiczem ma około 10 km długości – to lepiej niż na Żuławach Wiślanych! Droga ta jest obecnie remontowana i ignorując znaki objazdu raz musieliśmy ulec, bo most na rzece jeszcze nie był gotowy.

W końcu jednak ukazało się centrum Łowicza (16:00, 370 km), w którym po krótkich poszukiwaniach zasiedliśmy w pizzerii Po-Drodze. Makaronów w ofercie nie było, chociaż nie … były. Był żurek z makaronem i zupa barszcz czerwony z … makaronem. Zbyt krótko żyję, żeby coś takiego już widzieć :-D.
Były też pierogi ruskie i w sumie dało się z tego złożyć pożywny obiad w dobrej cenie.

Pewnym zgrzytem było pojawienie się właściciela (chyba?), którego oburzyły nasze rowery stojące z boku w pustym lokalu i ślady błota z butów na podłodze – pamiątki po obejściach przed Łowiczem. Rowery wprowadziliśmy za zgodą obsługi, a zwracanie uwagi klientom w temacie zabrudzenia podłogi jest zachowaniem niestandardowym. W końcu za darmo tam się siedzieliśmy, a podłoga szorowarki nie wymagała, tylko kilku ruchów miotłą. Czy innym gościom też zwraca się tam tak uwagę?

W Łowiczu, który nie wiedzieć czemu lokalizowałem w województwie mazowieckim, a nie łódzkim, chciałem jeszcze obejrzeć bazylikę katedralną. Znaleźliśmy ją bez problemu i po zrobieniu zewnętrznych zdjęć świątyni pojechaliśmy w kierunku Sochaczewa. Pojechaliśmy już na pełnym luzie, bo DK 92 ma piękne, szerokie pobocze w sam raz dla rowerów. Ruch też był już weekendowy i hałas bardzo nie dokuczał.

Na rogatkach Sochaczewa skręciliśmy w kierunku Żelazowej Woli i mijając centrum miasta skierowaliśmy się do celu mojej wycieczki w styczniu 2017 roku. Teraz o zwiedzaniu nie było mowy, zatrzymaliśmy się tylko na jedno zdjęcie.

Dobiegała końca doba od wyjazdu z Elbląga a na liczniku miałem zaledwie 413 km. Nie było już sensu jechać na wschód, bo głównym problemem oprócz marznącego Roberta był fakt, że z okolic Suchowoli, a konkretnie z Osowca-Twierdzy mieliśmy tylko jeden pociąg do Elbląga w niedzielę. Z Kutna, jak był pierwotnie planowany powrót, spóźnienie się na jeden pociąg nie skutkowałoby zostaniem do poniedziałku na peronie. Do godziny 14 należałoby zrobić około 320 km, co biorąc pod uwagę nieznane drogi wzdłuż S8, jak i drugą noc w siodle wydawało się zadaniem karkołomnym Poza tym Suchowolę to ja już widziałem i motywacji zbyt wielkiej nie miałem.

Przypomniało mi się, że w Pruszkowie trwają mistrzostwa świata w kolarstwie torowym, a że w Pruszkowie nigdy nie byłem, a tor tylko widziałem kilka razy w telewizji rzuciłem hasło, aby tam pojechać i tam przenocować. Roberto podchwycił tą koncepcję i przed Warszawą skręciliśmy na Ożarów Mazowiecki i Pruszków.

Zawiodłem się wyglądem toru z zewnątrz, bo sypiące się schody nie przystoją narodowemu centrum kolarstwa podczas mistrzostw świata zwłaszcza. Robert wszedł do środka, podczas gdy ja pilnowałem rowerów i potwierdził, że w środku jest OK.

Po tej wizji lokalnej wziąłem telefon w garść i zacząłem szukać noclegu. W trzecim hotelu był wolny pokój trzyosobowy, w sam raz dla dwóch bikerów i dwóch rowerów. Przybytek nazywał się Tadros i tyle wystarczy. Resztę wyczytacie w Internecie ;-)


W niedzielę Robert ruszył o poranku kupić bilety na PKP, a ja dołączyłem do niego w okolicach dworca Warszawa Zachodnia, pokonując samodzielnie drogę Pruszków-Warszawa. Łatwo nie było, ale jak na Alejach Jerozolimskich skończyła się nagle ścieżka i trzeba było jechać pod prąd, to lekko być nie mogło. Kontraruch na takiej drodze to nawet mi się nie śnił :-)


I ruszyliśmy na podbój Warszawy.  


Kategoria SUPERMARATONY