Dane wyjazdu:
Temperatura:26.0
SOLANKA MARATON
Sobota, 27 czerwca 2015 ·
| Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Nowy Staw-Tczew-Skarszewy-Stara Kiszewa-Wojtal-Czersk-Tuchola-Koronowo-Bydgoszcz-Inowrocław-Aleksandrów Kujawski-Ciechocinek-Nieszawa-Toruń>>PKP>>Tczew-Nowy Staw-Jazowa-Kępki-Kazimierzowo-ELBLĄG
GPS (Elbląg-Inowrocław)
BIKEMAPFOTOGALERIA (z opisem)
Na Placu Słowiańskim zebrało się pięciu bikerów z silnym postanowieniem
poświęcenia co najmniej jednej nocki na mocne kręcenie korbami.
Robert,
Krzysiek,
Mariusz i Sławek zamierzali towarzyszyć mi w podróży do
Inowrocławia i Ciechocinka, gdzie stoją
tężnie po których spływa solanka. Nad morzem wdychamy ożywczy aerozol z jodem,
tam pojechaliśmy na inhalacje NaCl.
Trasa maratonu została zaplanowana tak, aby ominąć ruchliwą
DK 22 Elbląg-Czersk. W związku z tym na
naszych rowerach zostały grube opony bo zapowiadała się nocna jazda po Borach
Tucholskich. Teren pojawił się jednak znacznie szybciej bo już za Wikrowem przegoniłem
chłopaków po żuławskiej glebie i
lubianych płytach betonowych. Robert, jadący rowerem szosowym, na ten czas pojechał
DK 7 i czekał na nas na wysokości Adamowa.
Dalsza droga prowadziła tradycyjną drogą przez Lubstowo,
Świerki, Nowy Staw i Lichnowy do Tczewa. Nie zatrzymując się w mieście
skierowaliśmy się na Skarszewy, gdzie po
pokonaniu 70 km zrobiliśmy pierwszą przerwę nawigacyjno-konsumpcyjną.
Robert dostał wytyczne jak dotrzeć wygodnym asfaltem do Czerska gdzie mieliśmy
się spotkać ponownie. A my ruszyliśmy w kierunku Starej Kiszewy i w ten sposób dotarliśmy
do Borów Tucholskich. Jasna noc sprzyjała szybkiej jeździe, księżyc świecił
a i słońce w letnie noce ledwo co chowa
się za horyzont. Zrobiło się też zaskakująco chłodno (5 stopni) co skutkowało
tym, że skorzystałem z nogawek Sławka, które przezornie miał ze sobą. Dzięki :-).
Leśna droga momentami zamieniała się w piaskownicę, co powodowało
że rowery z nabitymi maksymalnie powietrzem oponami tańczyły na boki. Potem jednak piasek ustąpił i jazda w tak
oryginalnych warunkach była całkiem dynamiczna. Będąc przekonani, że Robert
jadąc asfaltem przez Kościerzynę i tak
dotrze szybciej od nas do Czerska odpuściliśmy sobie kamienne kręgi w Odrach (i
tak każdy z nas je już widział).
W Czersku pojawiliśmy się około 4 rano i stacja Orlen była
miejscem, gdzie podjęliśmy się śniadaniem. Dobra kawa, kanapki, ciepłe pomieszczenie
– nocnym rowerzystom dużo do szczęścia nie potrzeba. Jak dotarł do nas Robert
to ruszyliśmy w dalszą, już asfaltową, drogę do Tucholi.
Jazda przez serce Borów Tucholskich to zawsze wspaniałe
uczucie, piękne zapachy i uczta dla uszu i oczu. Do tej sielanki dostosował się
ruch blachosmrodów, który był minimalny.
W Tucholi nastąpiła krótka przerwa przy sklepie i potem zatrzymaliśmy
się przy wiadukcie linii kolejowej Tuchola-Koronowo. Było to już na drodze K25,
gdzie ruch w kierunku nad morze był już dość duży.
Okazały wiadukt z 1909 roku (bardzo podobny do tego z Lewina
Kłodzkiego) wznosi się wysoko nad jezdnią, a prowadzą na niego zarośnięte ale
możliwe po pokonania, schodki. Na szczycie zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną
i niebawem stanęliśmy nad Koronowem. Nad, bo do miasteczka położonego nad Brdą
wszystkie drogi prowadzą w dół.
Zanim tam zjechaliśmy obejrzeliśmy pomnik bitwy z 1410 roku
o której pierwszy raz słyszałem. Cóż, ten rok kojarzy się tylko z jedną bitwą :-).
W Koronowie zakupiliśmy sporo jedzenia na prawdziwe
śniadanie. Zjedliśmy je w miejscu odpoczynku rowerzystów (MOR) przy nowej
trasie rowerowej Koronowo-Bydgoszcz. Wiedziałem o tym, że jest w wyniku
styczniowego rozpoznania tematu koronowskiego mostu nad Brdą.
Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w kierunku Bydgoszczy. Idea
wykorzystania trasy dawnej linii wąskotorowej na budowę ścieżki rowerowej jest
perfekcyjna. W ten sposób spokojnie można podróżować rowerem nie przejmując się
ruchem samochodowym na ruchliwej i wąskiej DK 25.
Ścieżka ma długość 20 km i włącza się w Bydgoszczy w
miejskie drogi rowerowe. Jej nawierzchnia to po kolei (od Koronowa): asfalt,
polbruk niefazowany, droga leśna i droga szutrowa. Mogą się po niej poruszać
prawie wszystkie typy rowerów, za wyjątkiem szosowych. I nasz biedny Robert
jechał sobie obok nas, a nie z nami :-). Trzeba
uważać na przejazdach przez drogi poprzeczne, bo nie są oznakowane przejazdami
rowerowymi a przejściami dla pieszych i
w sumie należałoby z roweru schodzić. Dyskusyjna jest też ilość i
rozmieszczenie wygrodzeń, ale cóż, pewnie tak było w projekcie :-).
W Bydgoszczy zafundowałem chłopakom klika gratisowych
kilometrów, bo oznakowanie tymczasowe nieco mnie zmyliło. Z Bydgoszczy wyjechaliśmy DK 25 i do Brzozy
Bydgoskiej jechaliśmy po wygodnym jej poboczu. Plan zakładał jazdę do
Inowrocławia bocznymi asfaltami dróg wojewódzkich, ale z uwagi na nieubłagany
upływa czasu zrezygnowaliśmy z tego i pojechaliśmy ,,na skróty’’ DK 25. To było jednak tylko 31 km, a nie ponad 50.
I w ten sposób dotarliśmy do pierwszego z uzdrowisk na naszej trasie. Inowrocław powitał nas dobrym
oznakowaniem swoich głównych atrakcji i bez zbędnego błądzenia znaleźliśmy się
w parku zdrojowym. Obok niego znajduje się tężnia o bardzo nieregularnym
kształcie tworzącym zamkniętą całość. Bocznym wejściem dotarliśmy na jej szczyt
gdzie odbyła się krótka sesja fotograficzna.
To chodzenie tak zaostrzyło nam apetyty, że niebawem
wylądowaliśmy w kawiarni zdrojowej oferującej też dania obiadowe. Nie mieli co
prawda w menu ,,rowerowego’’ makaronu ale przecież kotlety, pierogi czy flaki
to też dobre dopalacze :-).
Po dłużej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę. Wiatr zaczął
nam bardzo sprzyjać, tak że szybko pokonaliśmy gmatwaninę kujawskich asfaltów
przed Aleksandrowem Kujawskim i znaleźliśmy się na wprost Ciechocinka. Tak jak
Inowrocław był dla mnie miastem zupełnie nieznanym, tak w Ciechocinku pokazałem
chłopakom wszystkie najbardziej znane punkty tego miasteczka. W porównaniu do
2010 roku, kiedy ostatni raz bawiłem w tym uzdrowisku, tężnie się skomercjalizowały
i wstęp w ich okolice jest płatny. Krzysiek jednak wynegocjował wejście gratis
i to nam się spodobało.
Po godzinnym krążeniu wśród tłumów kuracjuszy uszyliśmy w
kierunku Nieszawy zamierzając pokonać Wisłę za pomocą unikatowego
bocznokołowego promu rzecznego. Mnie też ciekawiło jak się ma ,,nasz’’ prom
Wacław II z Kępin Wielkich na Nogacie. Został on bowiem przekazany samorządowi
Nieszawy po likwidacji przeprawy promowej na Nogacie.
Do Nieszawy dotarliśmy drogą wzdłuż Wisły znajdując na niej
oznakowanie Wiślanej Trasy Rowerowej. Dynamiczny
zjazd do Wisły i … zaskoczenie. Prom był
nieczynny z uwagi na niski stan wody w Wiśle. No, tego to się nie
spodziewaliśmy. Plan przewidywał odwiedzenie zamku w Golubiu-Dobrzyniu, ale jak
to zrobić jak najbliższy most w Toruniu, a dzień nieubłaganie dobiega końca.
Narada bojowa poskutkowała jedynym słusznym postulatem jazdy
do Torunia na PKP, a zamek w Golubiu poczeka na swoją szansę ,,inną razą’’. Czekał nas teraz ładny podjazd przez Nieszawę i w drodze do
DK 91 przejazd obok sadów czereśniowych. Ochota na szaberek była ogromna ;-).
Jadąc pustą krajówką zajrzeliśmy jeszcze na miejsce katastrofy kolejowej w
Brzozie Toruńskiej i niebawem byliśmy przy kasach biletowych dworca Toruń Główny.
Pociąg z przygodami (niezawodne rowerowo PKP!) zawiózł nas
do Tczewa, skąd o 23 ruszyliśmy w końcówkę trasy do domu. Wracało się tak przyjemnie
- zwłaszcza po postoju w barze w Lichnowych - że nieco wydłużyliśmy trasę jadąc
przez Kępki i Bielnik II. W Elblągu byliśmy
około godziny 2 i tak zakończyła się ta
nasza solankowa jazda na grubych oponach.
Dziękuję Panowie za wspólne kręcenie i towarzystwo, gratuluję
Sławkowi pobicia swojej rowerowej życiówki i zapraszam już niebawem na kolejną długą
jazdę. Pozdrower.