Dane wyjazdu:
Temperatura:20.0
GÓRY MRDP - II ETAP
Wtorek, 25 sierpnia 2015 ·
| Komentarze 0
Trasa:OTMUCHÓW-Złoty Stok-Lądek Zdrój-Międzylesie-Zieleniec-Kudowa Zdrój-Radków-Głuszyca-Chełmsko Śląskie-Lubawka-Kowary-Podgórzyn-Szklarska Poręba-ŚWIERADÓW ZDRÓJ
GPS (całość)
BIKEMAPFOTOGALERIAPobudka wyznaczona na 4 rano przeciąga się do 4.30 i przed szóstą jesteśmy już w trasie. Płaska i odkryta droga krajowa 46 to krajobraz wyjęty żywcem z Żuław Wiślanych, tylko garbaty horyzont mówi że do morza to mamy daleko. Za Paczkowem zaczyna nas demolować silny, zachodni wiatr – marzę o schowaniu się do lasów za Złotym Stokiem. Po drodze mijamy dwóch bikerów z kategorii Sport – panowie spotkają sie z nami jeszcze nie raz na ostatnich kilometrach.
W Złotym Stoku (PK 11 na 846 km - 7.09) jestem pierwszym klientem lokalnej Biedronki otwieranej o 7 rano – czemu nie czekały na mnie kwiaty albo chociaż darmowe zakupy? Po zaprowiantowaniu ruszamy na pierwszą z kotlińskich przełęczy, czyli Jaworową. Spokojnie pokonywany slalomem między dziurami, kawałkami drzew podjazd ma na części nowy asfalt, ale kładziony wedle jakiego algorytmu to nie wiem. Podobnie było na zjeździe – część zmasakrowana, część nówka.
Do Lądka Zdroju docieramy w całości, po krótkiej chwili jesteśmy w Stroniu Śląskim, gdzie rozpoczynający się deszcz zagania nas pod dach kolejnej Biedronki. Siedząc pod dachem jemy sobie II śniadanie, piszę SMS z kolejnego, dwunastego już punktu kontrolnego 871 km – 8.56. Jak ulewa nieco przechodzi ruszamy pod górę na przełęcz Puchaczówka. Dawno na niej nie byłem, pamiętam że jest długi i łagodny. Kręcą sobie korbami na poziomie 12km/h wspinam się prawie godzinę, przeżywając lekki szok po zobaczeniu zmian budowlanych pod Czarną Górą.
W 2003 r. i nawet jeszcze w 2008 r. podczas
Klasyka Kłodzkiegoto były puste pola, a teraz jest gęsto od wyciągów, domów wczasowych i innych ciekawostek. Przed przełęczą zaczyna kropić, odpoczywamy z Wikim w bacówce nieopodal szczytu. Chmury są tak nisko, że Czarnej Góry i wieży na jej szczycie zupełnie nie widać.
Zjazd w deszczu do Idzikowa to nie jest to co lubimy najbardziej, ale przynajmniej nie przegapiamy zjazdu na Wilkanów. Nowy asfalt prowadzi nas do tej wsi, gdzie twardo ruszam do Międzygórza, myląc je z Międzylesiem. Wszystko jakieś takie podobne :-). Wiki gromkim krzykiem i machaniem nawraca mnie na jedynie słuszną drogę i już spokojnie zmierzamy do kolejnego punktu kontrolnego. W Międzylesiu na 902 km jesteśmy o 11:36 i zaczynamy jazdę w kierunku Zieleńca. Jakoś tak ułożyłem sobie w głowie że stąd będzie cały czas pod górę, więc miłym zaskoczeniem jest szybki zjazd do Różanki. Czekając na Wikiego doceniam twórczość mieszkańców tej wsi, którzy symbolami róży udekorowali różne w niej obiekty. Mija też trzecia doba imprezy, na liczniku 910 km.
Zaczynamy wspinaczkę na przełęcz nad Porębą. Jedziemy Autostradą Sudecką, ale bez przesady z tym nazwami. Jest na szczęście pusto, napisy z tegorocznego Klasyka Kłodzkiego każą hamować, zwalniać, uważać. Ostrzę sobie zęby i aparat na nieznany mi Zamek Szczerba, ale gęste listowie sprawia, że jest on dalej dla mnie niepoznany.
Na przełęczy odbijamy w kierunku granicy czeskiej i do samego Zieleńca (który teraz jest częścią Dusznik Zdrój) jedziemy po dobrej nawierzchni i wcale nie cały czas pod górę. W jakiejś miejscowości kurier UPS pyta mnie o lokalny numer, ale co ja mogę mu powiedzieć?
W Zieleńcu też duże zmiany w stosunku do 2008 roku, przybyło wyciągów, restauracji, cały czas coś się buduje. Obiad mamy zaplanowany w Kudowie więc ruszamy zjazdem na przełęcz Polskie Wrota na DK 8. Po drodze zatrzymujemy się na punkcie widokowym nad Dusznikami Zdrój, bo pogoda z każdą chwilą robi się coraz lepsza i o deszczu nie ma już mowy.
Na krajówce czekamy dobrą minutę aby włączyć się do ruchu bo jadą jakieś ,,karawany’’ blachosmrodów osobowych wymieszanych z TIR-ami. Jeden pas prowadzi w dół, a dwa pod górę i urzekające jest patrzeć jak te dwa pasy zajmują wyprzedzające się TIR-y. Gdyby nie 60 km/h to zrobiłbym fotkę.
Szybko i sprawnie docieramy do Kudowy (PK 14 959 km – 15.41), i szukając obiadowej miejscówki spotykamy Lucjana i Marcina. Lucjan po złamaniu karbonowej obręczy jedzie na sztukowanym kole, a Marcin uszkodzone wiezie na swoich … plecach! Podziwiam.
Zatrzymujemy się na mocarny obiad, makaron wręcz mnie owija i wychodzi ze mnie :-). Po godzinie odpoczynku nie mogę się ruszyć, ale łagodny podjazd Drogą Stu Zakrętów na przełęcz Lisią pozwala obiadkowi się ułożyć. Rzucam okiem na Szczeliniec Wielki, zjeżdżamy do Radkowa po częściowo nowym, częściowo starym asfalcie i przy sklepie uzupełniamy zapasy.
Skręcamy na Tłumaczów, jest lekko pod górę a potem mocno z góry. We Włodowicach skręcamy na drogę do Głuszycy żegnani współczującymi spojrzeniami pewnej pani która powiedziała, że tam jest cały czas pod górę i jest zniszczona nawierzchnia. Tak faktycznie było, ale w końcu uporaliśmy się z tym odcinkiem. Zakończyły się też widoki na Góry Sowie i zaczęła się ostatnia noc na trasie.
W Głuszycy, gdzie jest przedostatni punkt kontrolny (20.40 – 1013 km) Daniel zaplanował jazdę przy dworcu PKP i tak też jedziemy ulicą Kolejową docierając do DW 380 prowadzącej do Unisławia Śląskiego. Tutaj zakończyłem moją jazdę w 2012 roku i jestem trochę niezadowolony, że cały nowy dla mnie odcinek jechać będę w nocy, kiedy g… widać. Ale nie ma się co wygłupiać, bo jest zawsze ryzyko nie zmieszczenia się w 96 godzinach. Za dnia zrobię ten odcinek w przyszłym roku.
Za Unisławiem jedziemy w kierunku Mieroszowa, gdzie należy skręcić na Chełmsko Śląskie. Przejeżdżamy to miasteczko i zbliżamy się do granicy. Znowu mamy kilometry gratis o czym informuje nas z okna mieszkaniec .. Golińska. Pada komenda w tył na lewo i wracamy na właściwą trasę.
Zapowiadam Wikiemu, że w Chełmsku to ja muszę , obowiązkowo muszę zrobić sesję fotograficzną zabytkowym chatom śląskich tkaczy, choćbym nie wiem co :-). Wiki nie protestuje, więc pomimo ciemności kilka fotek wychodzi w miarę przyzwoicie.
Zaraz potem jest Lubawka czyli ostatni punkt kontrolny na trasie GMRDP. Jesteśmy tam o 1.15 – 1050 km i już tylko kataklizm może sprawić że nie zdążymy na metę. Szukamy w Lubawce stacji paliw bo robi się chłodno i ciepła kawa to coś czego pragniemy. Znajdujemy ją nie bez małego trudu – jakiś taksówkarz informował nas, że najbliższa czynna stacja jest w … Kowarach. Na szczęście Lotos jest w Lubawce, tylko na wyjeździe z miasta w kierunku Kamiennej Góry.
Po przerwie kawowej ruszamy na przełęcz Kowarską, która okazuje się podjazdem chyba długim, a na pewno łagodnym. Starannie czytając drogowskazy nie jedziemy na Okraj tylko ruszamy zjazdem do Kowar. Tutaj pamiętam z analizy mapy że trzeba wjechać do miasta, bo jak się człowiek zapomni to wyląduje w Jeleniej Górze.
W lekkiej panice zjeżdżam z głównej drogi nieco za szybko i klucząc po ulicach Kowar w końcu wydostajemy się na drogę do Karpacza. Potem jeszcze jedno newralgiczne skrzyżowanie i zostawiając Karpacz z lewej ruszamy w kierunku Piechowic.
Niesamowicie marznę jadąc świtem koło zbiornika Sosnówka ale w końcu wychodzi słońce i od razu robi się miło. W Piechowicach docieramy do DK3, ja ruszam do Szklarskiej Poręby Górnej sprawdzając po drodze czy można kupić bilet PKP na drogę powrotną. Nigdzie nie ma kas biletowych, bilety kupuje się w pociągu. Nie bardzo sobie wyobrażam zakup biletu na podróż przez Polskę z rowerem i miejscówkami u konduktora więc jadę dalej. Wiki w tym czasie zgodnie z GPS jedzie przez Szklarską Porębę Dolną w kierunku Zakrętu Śmierci. Po drodze spotykamy znowu Lucjana i Marcina z kołem na plecach. Szacun, chłopie!
Zostaje mi do podjechania ostatnie 2, 5 km drogi do sławnego Zakrętu Śmierci a potem to, co jeszcze kilkadziesiąt godzin temu było wielką niewiadomą staje się faktem. Po wspaniałym, chociaż z wiatrem z twarz, kilkunastokilometrowym zjeździe melduję się na tablicy Świeradów Zdrój. Wykorzystuję fakt, że
Robert wyjechał z miasta naprzeciwko i nie muszę robić wygibasów z aparatem na siodełku, tylko on robi mi fotkę.
Jeszcze chwila i jestem na mecie mieszcząc się w wąskiej furtce prowadzącej do środka. Jest środa, godzina 8.10, tak, więc byłem na trasie 92 godziny i 10 minut. Wiki dociera do bazy kilkanaście minut po mnie.
Czas niestety goni nieubłaganie, więc biorę szybki prysznic, próbuję maratonowego makaronu z brokułami lub szpinakiem (nie pamiętam już) przebieram się w świeże ciuchy i idę rzucić okiem na uzdrowisko. Pora jest wybitnie śniadaniowa, więc nie odmawiam sobie delicji. Senność nie występuje, tak więc postanawiam odebrać medal i pożegnać się.
Przez Mirsk z wichurą w plecy docieram do DK 30, która doprowadza mnie w licznym towarzystwie blachosmrodów fajnym zjazdem do Jeleniej Góry. Tam wsiadam w pociąg do Wrocławia, skąd jadę autobusem do Gdańska a potem pociągiem do Elbląga. I tak urlop dobiega końca.
PODSUMOWANIE:Maraton Góry MRDP to najtrudniejsza jak do tej pory pokonana przeze mnie trasa. Nie sposób jej porównywać z BBTour, ani nawet z dłuższym kilometrowo przejazdem podczas MRDP 2013. Fakt, że nie odnotowałem podczas tej ekstremalnej jazdy żadnych kontuzji (opuchnięte kolana i prawa kostka się nie liczą) bardzo mnie cieszy. Także sprzęt sprawował się bez zarzutu - zwłaszcza opony Schwalbe Durano warte są każdych pieniędzy.
Przepięknie poprowadzona trasa ułożona przez Daniela to prawdziwy majstersztyk. Gdyby tak jeszcze dało się zahaczyć o Góry Świętokrzyskie to byłby komplet …;-). Super robota Panie Dyrektorze:-).
Dziękuję za wspólną jazdę mojemu towarzyszowi Krzysztofowi – Wikiemu. Nigdy bym się nie spodziewał, że ktoś wytrzyma na tak długim dystansie mój - nieco specyficzny - sposób podróżowania:-). Przywykłem już pokonywać długie dystanse samotnie, niezależnie od kategorii open czy solo, ale zawsze to miłe jak można z kimś porozmawiać. Jeszcze raz dzięki za wspólne kręcenie:-).
I do zobaczenia w 2017 roku ...