Dane wyjazdu:
Temperatura:-1.0
RAPA
Sobota, 27 lutego 2016 ·
| Komentarze 8
Trasa: Elbląg-Pasłęk-Orneta-Lidzbark Warmiński-Stoczek Klasztorny-Galiny-Korsze-Srokowo-Węgorzewo-Rapa-Banie Mazurskie-Węgorzewo-Barciany-Sępopol-Bartoszyce-Górowo Iławeckie-Pieniężno-Młynary-Milejewo-ELBLĄG
GPSBIKEMAPGALERIA (z opisem)
Piramida w Rapie zaprzątała moją
uwagę już od jakiegoś czasu i w końcu nadszedł ten dzień, kiedy należało tam
pojechać. Pierwotne zamierzenia opierały się na wykorzystaniu siły wiatru z
zachodu i powrotem do Elbląga za pomocą
PKP. Ale że nie chciało wiać zbyt mocno …
Z Elbląga ruszyliśmy z Robertem o
22 w piątek, tak aby pod wieczór w sobotę wrócić. Pojechaliśmy na rowerach MTB
co w moim przypadku oznacza, że przejechałem jak dotychczas najdłuższy dystans
na oponach 2,2 cala. Chyba nie zamierzam go już poprawiać :-).
Pierwsze kilometry to jazda
dobrze znanym asfaltem DW 513 do Lidzbarka Warmińskiego, gdzie popychani lekkim
wiatrem zameldowaliśmy się około 2.30. Na Orlenie wypiłem profilaktycznie dużą
kawę, bo noc jeszcze długa i ogrzaliśmy się trochę, bo pojawił się lekki mróz.
Za Lidzbarkiem zjechaliśmy z
głównej drogi do Stoczka Klasztornego – miejsca, gdzie w czasach PRL więziony
był przez rok prymas Wyszyński. Byłem tam w 2003 roku i wtedy klasztor nie
wyglądał za dobrze. Teraz jego stan jest
znacznie lepszy, ale nie mogliśmy się zbytnio o tym przekonać bo budowla tonęła
w mrokach warmińskiej nocy – czyżby
zapomniano o iluminacji zabytku?
Ze Stoczka ruszyliśmy w kierunku
wsi Krekole, gdzie planowałem skręcić do Galin – miejsca mi jeszcze nieznanego
w którym jest obecnie zabytkowy pałac z folwarkiem pruskiego rodu Eulenburgów
przekształcony w hotel. Niestety i tutaj zabrakło iluminacji umożliwiających
podziwianie zabytku w nocy. Do tego skrót terenowy doprowadził Roberta do stanu
pewnej nerwowości bo jechaliśmy i szliśmy po zmrożonych koleinach
traktorowo-gąsienicowych, przy których mazurska tarka to równa autostrada :-).
Po tych spowalniających jazdę
,,atrakcjach'' terenowych dotarliśmy w końcu do drogi wojewódzkiej Bartoszyce-Kętrzyn i ruszyliśmy dalej na
wschód. Na wysokości Korsz skręciliśmy w lewo i w tym miasteczku zatrzymaliśmy
się na śniadanie (6:30).
Dalsza droga prowadziła szlakiem
łącznikowym GreenVelo (GV) z Korsz do Glitajn, gdzie wjechaliśmy na główną
nitkę GV. I aż do Barcian mogliśmy cieszyć się z 14 km asfaltowej drogi
rowerowej, która jednak jest bardziej pofałdowana niż biegnąca obok droga
asfaltowa.
Po drodze zatrzymaliśmy się w
Drogoszach przy kolejnym zabytkowym pałacu, będącym obecnie zamkniętą
własnością prywatną oraz obejrzeliśmy w Barcianach zamek krzyżacki będący w
stanie długotrwałego remontu.
Dalsza droga prowadziła w
kierunku Węgorzewa, a na szlak GV ponownie wjechaliśmy w Srokowie (wydzielona
droga asfaltowa do Węgorzewa, znacznie bardziej pofalowana). Zaraz za tym
miasteczkiem czekał na nas masywny, najdłuższy podjazd na trasie a potem szybki
zjazd do Leśniewa nad Kanałem Mazurskim. Rzuciliśmy okiem na widoczne z drogi
ruiny śluzy i jeszcze przed Węgorzewem zatrzymaliśmy się na MOR-ze GV nad
Jeziorem Mamry. To jedno z najładniej zlokalizowanych miejsc odpoczynku
rowerzystów jakie dotychczas widziałem.
Kilka kilometrów dalej
wjechaliśmy do Węgorzewa (9:30), gdzie nadszedł czas na drugie śniadanie. Po solidnej wyżerce ruszyliśmy
dalej, aby w Budrach skręcić na północ w kierunku Rapy. Nie lubię bowiem
powtarzać trasy, a tak trzeba było by zrobić gdybyśmy do Rapy jechali
tradycyjnie od strony Bań Mazurskich.
Na tym odcinku nawierzchnia
asfaltowa płynnie przeszła w luźną trylinkę z czasów PRL, potem w nieco bardziej
zwartą trylinkę i gdy już myśleliśmy, że tak będzie do samej Rapy pojawiła się
droga brukowana polnymi kamieniami z pewnością pamiętająca niemieckich
właścicieli tych ziem :-).
To była masakra dla naszych
napompowanych maksymalnie opon! Do tego po dotarciu do Rapy (12:00) nigdzie nie
było najmniejszej nawet wzmianki o piramidzie. Ludzi też jak na lekarstwo – 2
km od granicy z Rosją to już koniec świata. W końcu jednak zasięgnąłem języka i
samodzielnie (Robert w tym czasie jechał już na lody do Bań Mazurskich)
dotarłem do celu wycieczki. Na tych wertepach aparat przełączony w tryb zdjęć
pod słońce przestał reagować na przyciski i w takim trybie musiałem
fotografować piramidę von Fahrenheidów. Dobrze, że w ogóle działał :-).
Wzmożonego promieniowania pozytywnego
ani negatywnego przy piramidzie nie odczułem, rower też nie głupiał. To
wszystko miało miejsce wcześniej ;-). Po
sesji zdjęciowej podczas której wykonałem zdjęcia piramidy z każdej strony i
jej wnętrza z trumnami ruszyłem za Robertem do Bań Mazurskich. Zaprowadził tam dobrej jakości asfalt, także
9 km przeleciało szybko.
Za Baniami wjechaliśmy na szlak
GV, aby nie powtarzać się z nudnym asfaltem. Odcinek do Węgorzewa to dawny
nasyp kolejowy, który przystosowano do ruchu rowerowego i – niestety – też samochodowego poprzez wysypanie szutru.
W
Węgorzewie pora była bardzo obiadowa, więc władowaliśmy się z rowerami
na piętro lokalnej pizzerii i zjedliśmy obiad. Fantazja podpowiadała nam różne
warianty drogi powrotnej, a każdy był
coraz dłuższy. W końcu jednak odpuściliśmy sobie na inny czas wszystkie
Giżycka, Kętrzyny i Święte Lipki, że o pałacu w
Łężanach nie wspomnę …
Z Węgorzewa ruszyliśmy tą samą
drogą w kierunku Korsz przed którymi skręciliśmy na Sępopol. Po drodze zrobiło
się już ciemno i tak przez Bartoszyce (do których wjechaliśmy nie do końca od
tej strony co oczekiwaliśmy), Górowo Iławeckie i Pieniężno ( gdzie byliśmy o 23
i była to dobra pora na konsumpcję zup w moim wykonaniu) zmierzaliśmy do domu.
Kładąc wisienkę na torcie naszej jazdy
z Młynar pojechaliśmy do Milejewa, aby jeszcze trochę się powspinać na szczyt
Wysoczyzny Elbląskiej. W Elblągu byliśmy około 2.30 czyli dobre kilka godzin po
czasie. Tak to czasami bywa :-).
Dzięki Roberto za wspólną jazdę.