Dane wyjazdu:
330.00 km
160.00 km teren
Temperatura:20.0
Rower:
KASZUBSKA MARSZRUTA
Środa, 17 sierpnia 2016 ·
| Komentarze 10
Trasa: CHOJNICE-Brusy-Męcikał-Czersk-Brusy-Swornegacie-Konarzyny-Małe Swornegacie-Charzykowy-Swornegacie-Męcikał-Brusy-Dziemiany-Kalisz-Korne-Lubiana-Kościerzyna-Nowa Karczma-Mierzeszyn-PRUSZCZ GDAŃSKI
GPS (całość wyjazdu)
GPS (Kaszubska Marszruta - całość 4 tras)
MAPAFOTOGALERIA (z opisem)
Motto: Być trzy razy jednego dnia w Brusach-bezcenne :-)) KASZUBSKA MARSZRUTA
Cztery
szlaki rowerowe (zielony, żółty, czerwony i czarny oraz łącznikowy czarny
Męcikał-Kłodawka) które powstały w Borach Tucholskich na terenie powiatu
chojnickiego doczekały się samych pozytywnych recenzji w mediach zarówno
internetowych, jak i drukowanych.
Pojechałem
sprawdzić, czy prawie 200 km szlaków wytyczonych w pięknych okolicznościach Zaborskiego
Parku Krajobrazowego i otulinie Parku Narodowego Bory Tucholskie umożliwia
łatwą i przyjemną turystykę rowerową czy może jest nieco podobnie jak z
GreenVelo ;-)
Poranne
pociągi zawiozły mnie szybko i sprawnie do Chojnic, skąd rozpocząłem swoją
marszrutę po szlakach Kaszubskiej Marszruty. W Chojnicach zostałem rozpoznany
przez Roberta jadącego z Tczewa, który miał w planach jazdę bardziej skierowaną
na północ regionu. Pozdrawiam.
Zanim
zlokalizowałem drogę wylotową z miasta pokręciłem się trochę po nieznanym mi w
sumie mieście, zajrzałem do centrum, wykonałem kilka zdjęć stacji PKP z
żurawiami wodnymi, rynku z ciekawym ratuszem oraz bazyliką. Zastanowił mnie byk
( żubr, bizon?) stojący nieopodal Bramy Człuchowskiej. Dopiero po chwili
zauważyłem że to postać tura, zwierzęcia obecnego w herbie Chojnic. Rzeźba w
stylu tech-art ciekawie komponuje się z pobliską XIV -wieczną Bramą Człuchowską.
W końcu
nadszedł czas na wyjazd z miasta i tutaj pomocą służyła mi mapa zabrana ze sobą
z Elbląga (Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie 1:150.000, ExpressMap), bo
oznaczeń szlaków było sporo ale żaden nie był związany z Kaszubską Marszrutą
(KM). Te pojawiły się wraz z asfaltową ścieżką rowerową na rogatkach Chojnic.
Na pierwszy ogień wziąłem szlak zielony Chojnice-Męcikał.
Już na
pierwszych kilometrach zauważyłem tablice informacyjne, miejsce odpoczynku dla
rowerzystów, bogactwo oznakowania pionowego i inteligentne rozwiązania drogowe
polegające na przebiegu drogi rowerowej przez zatoki autobusowe a nie jakieś
mijanki po płotach czy chodnikach. Są też postawione konsekwentnie przy drodze
tak nielubiane przez nas znaki B-9 z informacją, że szlak rowerowy jest obok. Szczegółowo i z pomysłem. Po
minięciu tablicy Zaborskiego Parku Krajobrazowego wjechałem w las i rowerowa droga asfaltowa zamieniła się w drogę
gruntową. Super, nie lubię asfaltowania lasu. Szuter w niczym nie przypominał
szutrów poznanych podczas przemierzania szlaku GV Elbląg-Białystok. Twardy,
drobnoziarnisty, zwarty i szybki. Bardzo szybki… Francja-elegancja :-).
Niebawem
pojawiły się pierwsze tablice kierunkowe z kilometrażem i tutaj nastąpiła mała
konsternacja. Zobaczyłem bowiem oznakowania szlaku niebieskiego z logo KM
kierujące do Rytla, tyle że Kaszubska Marszruta … nie ma szlaku niebieskiego!
Modyfikacja
trasy nie wchodziła w grę, ruszyłem więc dalej szlakiem zielonym w kierunku wsi
Zapora, gdzie na Brdzie znajduje się zapora, elektrownia wodna, jeden z
największych zakładów hodowli pstrąga w Polsce i początek Wielkiego Kanału
Brdy. Wtedy też zaczął padać deszcz więc bez zbędnej zwłoki ruszyłem dalej.
Asfalt
niebawem się skończył i we wsi Giełdon, zgodnie z mapą, skręciłem w prawo - zgodnie z mapą bo w
terenie żadnego oznakowania nie było. Na szczęście szlak zielony na odcinku
Giełdon-Kosobudy pokrywa się z pieszym, czerwonym Szlakiem Kaszubskim i nawigacja nie sprawiała
większych trudności. Nie tak jednak powinno to wyglądać.
W Kosobudach
zobaczyłem znaki początku rowerowego szlaku czerwonego oraz zielonego (sic!) i kierunkowskaz
szlaku czarnego, co nijak nie miało się do rzeczywistości. Takich ,, kwiatków’’
naliczyłem jeszcze kilka, wniosek z tego że dobrze jest mieć ze sobą mapę.
Dalsza jazda
prowadziła polbrukową drogą rowerową do Brus, które widać już z daleka dzięki
monumentalnej świątyni pw. Wszystkich Świętych. Jak na tak małą miejscowość, kościół jest przeogromny –
ma 61 metrów długości! Nie sposób go fotografować w całości.
Z Brus
skręciłem zgodnie z mapą w kierunku Chojnic i do Męcikału gdzie szlak zielony
ma swój koniec dotarłem asfaltową drogą rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi
wojewódzkiej i potem leśnym szutrem między pracującymi maszynami do ścinki drewna.
Ciekawy widok :-)
W Męcikale
nieco się pokręciłem szukając żółtego szlaku KM, którym zamierzałem dotrzeć do
Czerska. Łatwo nie było ale w końcu odnalazłem znaki i ruszyłem na wschód. Na odcinku do Zapory (Mylof) szlak prowadził
leśną drogą gruntową, słabo utwardzoną i zdarzały się odcinki piaskownic. Od
Mylofu czekał asfalt lokalnej drogi którą dotarłem do Rytla.
Od Rytla do
Czerska zaczął się w mojej ocenie najsłabszy etap KM, poprowadzony nową drogą
szutrową wzdłuż DK22 z małym odbiciem w las w okolicy wsi Gutowiec. Hałas i widok samochodów z pobliskiej drogi
krajowej skutecznie zabierał radość z jazdy. Dobra nawierzchnia sprawiła jednak
że szybko dotarłem do Czerska, na granicy którego oznakowanie ponownie
przestało istnieć.
W samym
Czersku pokręciłem się po centrum, odwiedziłem Biedronkę okolice stacji PKP
szukając początku szlaku czerwonego KM, którym teraz zamierzałem się poruszać.
Znalazłem początek rowerowego szlaku czerwonego ale nie KM, tylko PTTK.
Uważajcie , bo można nim dotrzeć do Świecia :-).
Zajrzałem
też do lokalnej IT skąd otrzymałem gratisową mapę Kaszubskiej Marszruty i
chwilę porozmawiałem z obsługą. Panie nie były zdziwione moimi uwagami
dotyczącym oznakowania, rozumiem, że nie byłem pierwszy.
Mając język
za przewodnika i z mapą w garści
wyjechałem z Czerska i skierowałem się po raz drugi dzisiaj w kierunku Brus.
Czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy pod wiatr drogą asfaltową z małym
ruchem samochodów.
Po dotarciu
do Brus zaczęła się jazda wzdłuż drogi wojewódzkiej po asfaltowej drodze dla
rowerów. W ramach szarad językowych wczytywałem się w kaszubskie nazwy
miejscowości – niezłe łamanie języka :-).
Po ponownym
wjechaniu na obszar Zaborskiego Parku Krajobrazowego pojawiła się elegancka
droga szutrowa, teraz z dynamicznymi zjazdami i łagodnymi podjazdami. Pojawili
się też inni rowerzyści bo do tej pory KM była jakby opustoszała. Należało
wzmóc czujność bo wykonane starannie drogi szutrowe KM do najszerszych nie
należą. Poza tym liczne drzewa ograniczały widoczność i nie było sensu na
zjazdach szaleć.
Za
Drzewiczem pojawiły się znaki szlaku żółtego KM i jakiegoś czarnego, i zrobiło
się zupełnie kolorowo. W Swornychgaciach kropił lekki deszcz, ale że było
ciepło ruch na jeziorze trwał w najlepsze – pływały rowery wodne, żaglówki i
tylko ludzie się nie kąpali. Zajrzałem po pamiątkowy magnes na lodówkę do Kaszubskiego
Domu Rękodzieła Ludowego i po wykonaniu kilku fotek tego mini skansenu
popedałowałem dalej.
W Chocińskim
Młynie czekała mnie zmiana kierunku jazdy i wjazd na czarny szlak KM, tzw.
Pętlę Konarzyńską. W tym miejscu z oznakowaniem nie było problemu, wszystko
było jasne i klarowne. Pętla Konarzyńska w swoim pierwszym odcinku do Bindugi
była poprowadzona wydzieloną drogą z polbruku i lokalną drogą asfaltową ze znikomym ruchem samochodowym
(jechałem w dzień roboczy) i dobrym oznakowaniem.
Za Bindugą
pojawił się nowo położony asfalt i już w ogóle byłem w siódmym niebie. Szybko
jednak miałem z tego nieba zjechać na ziemię, a może i niżej. :-)
Niebawem
szlak czarny dotarł do ruchliwej DW 212 Chojnice-Bytów by po kilkuset metrach
tą drogą skręcić do lasu na wysokości Zielonej Chociny. I się zaczął survival!
Słabo utwardzone leśne drogi gruntowe, piaskownice, korzenie, brak oznakowania
skrzyżowań lub ,,dziwne’’,
niestandardowe, oznakowanie na drzewach
( KM jest generalnie oznakowana za pomocą tabliczek i słupków).
W pewnym
momencie tylko pomocy lokalnego kierowcy zawdzięczam fakt, że nie trafiłem na
skróty do Swornychgaci. Straciłem na tym kilkukilometrowym w sumie odcinku
mnóstwo czasu, pojawiło się realne zagrożenie że nie wyrobię się przed
zmrokiem. W końcu jednak domknąłem Pętlę Konarzyńską meldując się z powrotem w
Chocińskim Młynie.
Z ulgą
wjechałem ponownie na czerwony szlak KM prowadzący przez Małe Swornegacie do
Charzykowych. Wysoki standard tego odcinka pozwolił nieco nadgonić straty
czasowe, nie jechałem jednak tak szybko
aby nie zobaczyć mostu zwodzonego na Brdzie łączącego Jezioro
Charzykowskie i Długie. Został on
wykonany w ramach projektu KM – chyba bym wolał, aby most był mniej wypasiony a szlak czarny
bardziej uzdatniony rowerowo.
Jadąc wzdłuż
Jeziora Charzykowskiego mijałem liczne grupy rowerzystów, dzieci w fotelikach, przyczepkach
i na swoich rowerkach też. Widać, że są to bardzo popularne tereny. Pojawiły
się też tablice Parku Narodowego Bory Tucholskie, który KM generalnie omija.
W
Charzykowych zatrzymałem się przy Przytułku Dokonań Burmistrza, czyli bardzo
oryginalnej galerii na świeżym powietrzu. Chwilę potem skręciłem na
charzykowską promenadę i wpadłem wręcz na znaku początku (końca) szklaków czerwonego
i żółtego. W końcu szybko i bez trudności.
Tym samym
pożegnałem się ze szlakiem czerwonym a ruszyłem dokończyć pętlę szlakiem żółtym
KM. Czekał mnie odcinek Charzykowy-Męcikał.
Powoli i
dostojnie przemieszczając się promenadą wzdłuż Jeziora Charzykowskiego czujnie
wypatrywałem znaków szlaku, wypatrywałem i wypatrywałem aż wylądowałem poza
promenadą, w małym bagienku :-).
Szybkie w
tył na lewo i rozpocząłem szukanie od nowa. Jak już znalazłem znaki to doprowadziły
mnie one z powrotem na … promenadę. Dalej już nie szukałem, tylko z nosem w
mapie opuściłem Charzykowy kierując się na Las Wolność.
Zaraz potem
pojawiła się nowość na szlakach KM – jechałem po drodze trawiastej. Na
szczęście było oznakowanie, bo bym chyba zwątpił czy to jest to. Trawa
stopniowo przeszła w szuter a ten w asfalt drogi lokalnej. Do tego zaczął padać
deszcz i w lesie zaczęło się robić ciemno. Znaki KM to nie jest niestety szlak
GreenVelo, którego znaki wykonane w standardzie znaków drogowych świecą się z
daleka.
Należało
wzmóc czujność żeby nie zrobić błędu nawigacyjnego i tak sobie czujne jadąc przez
Kopernicę dotarłem do Chocińskiego Młynu, mijając jeszcze po drodze szlak
rowerowy Greenways Naszyjnik Północy.
Czekało teraz na mnie kilka podjazdów do Swornychgaci, które kilka
godzin temu były zjazdami i tuż za Drzewiczem skręciłem zgodnie z oznakowaniem
w stronę Męcikału.
Ostatni
odcinek KM to łatwa nawigacyjnie jazda wzdłuż Jeziora Dybrzk po leśnej drodze
gruntowej i w ten sposób przy zapodających ciemnościach dotarłem do Męcikału
zamykając jazdę po szlakach KM.
Jako że na
pociąg powrotny z Chojnic nie miałem już szans, pozostało wrócić do domu rowerem. Pod wiatą w Męcikale ułożyłem sobie drogę
powrotną, zjazdem kolację, którą poprawiłem kawą na Orlenie w odwiedzonych po
raz trzeci dzisiaj Brusach i skierowałem
się na północ.
Plan nocnej
jazdy zakładał odwiedzenie fabryki porcelany w Łubianej, rzut oka na iluminacje
w Kościerzynie i spokojny zjazd na Żuławy Wiślane.
Podobno jak
człowiek coś planuje, to Pan Bóg ma z
tego dużo śmiechu - tak wyszło i
tutaj. Kilka kilometrów za Brusami zaczęło padać i padało z różnym natężeniem do Pruszcza
Gdańskiego. Udało mi się po dłuższym wyczekiwaniu ująć fotograficznie filiżankę
z Łubiany, nocną Kościerzynę sobie podarowałem na inną okazję, po tym jak
zaczęło mi już chlupać w butach i przynajmniej mając lekki wiatr w plecy
pojechałem dalej. Będąc sam na drodze jechałem sobie środkiem i bardzo sobie
chwaliłem taki styl. Szybko i wygodnie
:-).
Miło się
skończyło przed Pruszczem Gdańskim kiedy to pojawiły się dwa TIR-y, bo wyprzedzając mnie elegancko i
zgodnie z przepisami zalały mnie wodą z kolein na lewym pasie. Poczułem, że nie chce już mi się walczyć z kilometrami
na nudnych Żuławach i poczekałem sobie prawie 2 godziny na PKP w Pruszczu
Gdańskim. Wysuszyłem się w tym czasie, poczytałem gazety i wypiłem kawę na tutejszym Lukoilu.
Na Kaszubską
Marszrutę z pewnością jeszcze wrócę.
Podsumowanie wycieczki:
-szlaki Kaszubskiej
Marszruty (KM) są generalnie łatwe, trudniejsze odcinki (brak oznakowania,
miękka nawierzchnia występują po wschodniej stronie szlaku czarnego Zielona
Chocina-Chociński Młyn, na szlaku zielonym Giełdon –Kosobudy i odcinkami na
szlaku żółtym Drzewicz-Męcikał-Zapora i Charzykowy-Las Wolność),
- na
szlakach KM występują wszystkie rodzaje
nawierzchni, większość dróg to dobry asfalt i doskonały szuter,
- szlaki KM
nadają się dla początkujących rowerzystów, nie ma stromych podjazdów ani
niebezpiecznych zjazdów, nie ma niebezpiecznych
nawierzchni,
- szlaki KM
przy drogach wojewódzkich zawsze prowadzą wydzieloną poza jezdnię drogą
rowerową z asfaltu, polbruku lub szutru,
- z uwagi na
braki lub błędy w oznakowaniu szlaków KM zalecam mieć mapę (komercyjną lub otrzymaną w
punkcie IT Chojnice, Czersk, Swornegacie, Brusy, Charzykowy),
- z reguły
nie jest oznakowany przebieg szlaku w terenie zabudowanym (Chojnice, Męcikał,
Brusy, Charzykowy, Czersk),
- szlaki KM
są wyposażone w miejsca odpoczynku rowerzystów (wiata, ławo stoły, stojaki
rowerowe, kosze ) oraz w tablice informacyjne z zaznaczonym miejscem aktualnego
pobytu rowerzysty,
- łączna
długość szlaków KM to około 200 km,
- szlaki KM
prowadzą przez piękne okolice, mijają jednak Park Narodowy Borów Tucholskich,
-
najciekawsze krajoznawczo i przyrodniczo są wg. mnie szlaki żółty i czerwony,
- rowerowy szlak niebieski nie jest szlakiem
Kaszubskiej Marszruty, wbrew temu co widzimy na drogowskazach,
- szlaki KM
krzyżują się z wieloma innymi szlakami rowerowymi i pieszymi co wymaga
wzmożonej czujności w takich miejscach,
Rekomendacje sprzętowe:
- w końcu
się nie męczyłem na sztywnym rowerze trekingowym z kołami 700x35, także
wszystkie rowery dadzą sobie radę za wyjątkiem rowerów szosowych i tych
pozbawionych przerzutek czy piast wielobiegowych,
-
amortyzator przyda się na kilku odcinkach, ale nie jest konieczny,
- opony z
wkładką antyprzebiciową mile widziane, to zawsze ma sens,
- po szlakach
można poruszać się z sakwami, przyczepkami, fotelikami, doczepianymi rowerami ,
za wyjątkiem wschodniej cześć szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn.
367 dni do MRDP.