Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Film dzięki uprzejmości Łukasza Jatkowskiego (LUKE_HS)
Trzecia edycja maratonu Dookoła Dawnego Województwa Elbląskiego
doczekała się zmiany nazwy na bardziej zwartą i zrozumiałą, brzmiącą po prostu Maraton Elbląski, oraz
doczekała się medali dla finiszerów. Pandemia COVID nie ułatwiła większego
rozwoju imprezy, który chodzi mi po głowie – może rok 2022 będzie bardziej
łaskawy?
Edycja 2021 wróciła na ,,kanoniczną” trasę z roku 2019,
czyli zgodną z ruchem wskazówek zegara, ruchem prawostronnym i pokonywaniem
pagórków Warmii nocną porą. Nie da się ukryć, że jest to wersja łatwiejsza :-)
Na starcie zlokalizowanym na elbląskim Placu Słowiańskim
zjawiła się 20 osobowa grupa rowerzystek i rowerzystów zdecydowanych na walkę
ze swoimi słabościami, przeciwnikami i 444 km trasą zawierającą 2200 metrów przewyższeń. Byli wśród nas debiutanci
na takim dystansie – co mnie szczególnie cieszy, bo to impreza z założenia
będąca wstępem do prawdziwych wyścigów ,,ultra”, byli też starszy wymiatacze,
którzy na niejednym maratonie chleb już jedli. Przybyli też goście spoza
Elbląga, ale nadal z terenu dawnego województwa (Sztum, Lichnowy, Malbork). Były
też osoby mające ,,porachunki” z nieukończonych edycji.
Zegar wyznaczający limit na pokonanie tej trasy zaczął cykać
w sobotę o godzinie 19:00 i miał to czynić do godziny 19:00 w niedzielę. Jak
nietrudno policzyć, na pokonanie trasy było równo 24 godziny, czyli doba. Dużo
i mało zarazem :-)
Ulica Browarna i Mazurska wyprowadziły nas z Elbląga, który opuściła
zwarta grupa i stan ten trwał do rozpoczęcia wspinaczki na Wysoczyznę Elbląską
w Kamionku Wielkim. Tutaj szybko uwidoczniły się różnice sprzętowe i
kondycyjne. Pierwszy postój grupa miała
zaplanowany na braniewskim Orlenie i do tego miejsca każdy podążał swoim
tempem, solo lub w grupach. Sprzyjający
wiatr sprawił, że jazda była raczej szybka, dynamiczna, chociaż nie dla
wszystkich. Za Pogrodziem jeden z kolegów (Arek) wymieniał dętkę, zaś drugi (Marcin)
walczył z uszkodzoną oponą, co ostatecznie zakończyło jego udział w imprezie na
tablicy ,,Braniewo”. Cóż, życie.
Gdy dotarłem na
Orlen, zasadnicza część grupy już w najlepsze delektowała się hot-dogami i
faszerowała kawą na krótką, czerwcową nockę. Widać też było w użyciu nogawki i
rękawki, dla mnie to było zdecydowanie za ciepło i co za tym idzie - przedwcześnie.
Do Braniewa dotarłem w towarzystwie dwóch pań M: Marty i
Magdy z których Magda ukończyła edycję 2020 maratonu, a dla Marty to był debiut w imprezie. Debiut
w ramach przygotowań do P1000J, a może i BBT, także plany wyglądają zacnie. Teraz
celem obu bikerek było zmieszczenie się w limicie czasu, bo ta sztuka Magdzie
się rok temu nie powiodła. Trzecia z dziewczyn, Sylwia, Maraton Elbląski
jechała po raz … czwarty i także walczyła o zmieszczenie się w limicie. Jak to możliwe, skoro to była 3 edycja?
Rowerzystka w
roku 2019 walczyła bowiem dwa razy: raz trasy nie ukończyła, drugi raz
próbowała i ukończyła :-). Sylwia do Braniewa przybyła nieco z tyłu, bo jako
jedyna jechała na rowerze MTB z grubymi oponami. Jak już jesteśmy przy rowerach uczestnikach to jeden z dwóch Marków w
peletonie jechał na rowerze poziomym, jak znalazł na żuławską końcówkę trasy,
ja zaś debiutowałem na mojej szosie, dla której to był jak dotychczas rekordowy
przejazd.
Ostatni do Braniewa dotarł Wiktor z Malborka, senior w
naszym gronie, dla którego tego typu dystans też był debiutem.
Za Braniewem ciemności zaczęły gościć na trasie już na
dobre, chociaż były to takie ciemności nie do końca ciemne. Słońce bowiem
płytko chowa się w czerwcu za horyzont i jego poświata towarzyszyła nas przez cały czas
bezchmurnej nocy.
Zawodnicy mieli przykazane zapisywać ślad gps, albo robić zdjęcia
wirtualnych punktów kontrolnych, tak abym mógł zweryfikować poprawność i
samodzielność przejazdu. Nikt nie miał z tym problemu, większość osób jechała
na elektronicznych nawigacjach zapisujących ślad. Głównym założeniem imprezy
było zmieszczenie się w limicie czasu wszystkich uczestników, także tych z tyłu
;-)
Jadąc przez warmińskie, uśpione wioski porównywałem czasy z
pierwszego przejazdu w roku 2019 (edycja 2020 jechała ,,odwróconą” trasę).
Wyglądało to na razie bardzo, bardzo dobrze. Mieliśmy dobrze ponad godzinę
zaliczki po 100 km. Widziałem jednak, że gorąca niedziela na bezleśnych Żuławach
Wiślanych będzie mocno męcząca, pomimo braku górek i ta zaliczka może zostać
szybko roztrwoniona.
Peleton porwał się na grupki, ja jechałem sporo solo, trochę
z Robertem, z Sylwią, minął mnie też Wiktor gdy przez Lelkowem zdecydowałem się
ubrać. Do Pieniężna wjechałem z Sylwią i Robertem i w tym gronie jechaliśmy w
sumie już do końca. Za Ornetą spotkaliśmy na przystanku Łukasza, Radka, Martę i
Magdę i w tym gronie dotarliśmy do Pasłęka, gdzie przeżyłem lekki szok, gdy
tamtejszy Orlen okazał się być zamknięty. Dwa lata temu był czynny, ale byliśmy
na nim sporo później, a teraz … trzeba
było jechać na pobliski Lotos, wydłużając w ten sposób trasę o całe 3 km.
Tutaj sprzedaż była tylko przez okienko, no, ale w realiach
czerwcowej nocy to nie był problem. Co innego w lutym ;-). Catering szedł na
całego, hot dogi, kawa, zapiekanki, jakieś inne wynalazki bo na trasie na zbyt
wiele sklepów nie można było liczyć.
Z Pasłęka trasa prowadziła nowym wariantem, wykorzystującym
równe asfalty do Rychlik i z Rychlik do Myślic. W ten sposób ominęliśmy mocno
zużyty asfalt DW 526 Pasłęk-Myślice na który wrócimy, jak się poprawi :-)
Pagórki Pojezierza Iławskiego ponownie nieco porwały naszą
grupkę, Sylwia w towarzystwie Roberta ciężko walczyła z każdym podjazdem, ja
miotałem się między przodem a tyłem; spotkaliśmy się z powrotem na rondzie w
Przezmarku. W międzyczasie zakończyła się nocka, świt powitał nas stylowymi
mgłami i równie stylową temperaturą +8. Tak jak mgły szybko opadły, tak
temperatura równie szybko zaczęła rosnąć. Sytuację ratował wiatr z kierunków
północnych, co wskazywało, że od zjazdu w dolinę Wisły będzie pod wiatr, ale
chłodny.
Zanim jednak pojawiła się dolina Wisły i Żuławy Kwidzyńskie,
to zaliczyliśmy Kamieniec, Susz i Kisielice, gdzie na stacji benzynowej
nadszedł czas mało wyrafinowanego śniadania. U mnie był to rogal, kawa i … mieszanka studencka.
Za Kisielicami droga prowadziła innym wariantem do Gardei,
także z uwagi na lepszy asfalt. Ten odcinek pokonałem samotnie, tuż przed
zjazdem do Wisły spotykając Magdę i Martę. Teraz z nimi pokonałem sporo
kilometrów, podziwiając ich pewną, spokojną jazdę. Z czasem pojawili się jeszcze Radek i Łukasz,
którzy w Gardei zjechali na chwilę z trasy do sklepu na stacji benzynowej i w
ten sposób zostali z tyłu.
Na Żuławach odżyła też Sylwia i wraz z Robertem dogoniła nas
w okolicach Korzeniewa. Potem jednak trudy jazdy w pełnym słońcu zaczęły powoli
dawać znać i znowu się porwaliśmy. Dziewczyny
razem, ja samodzielnie, Robert z Sylwią, a chłopaki nie wiadomo gdzie
:-)
Za Białą Górą zaczął się najbardziej upierdliwy odcinek maratonu,
bo asfalty okolic Piekła i Mątowów
Małych pozostawiają od lat sporo do życzenia. Tak bardzo, że wygodnie było
jechać odcinek 2 km po nowych płytach betonowych niż po słabiutkim asfalcie.
W Kończewicach przekroczyłem DK 22 i odtąd nawierzchnia była już coraz lepsza. W
Lisewie spotkałem Radka, który stał na poboczu i jak się potem okazało, właśnie
podejmował decyzję o wycofie. Szkoda, ale za już za rok kolejna okazja …
Spokojnie kręcąc i też odczuwając trudy jazdy dotarłem do Nowej Cerkwi, gdzie
zrobiłem sobie lodowy popas w cieniu drzewa.
Chwilę potem wjechałem do Ostaszewa, gdzie spotkałem Roberta
poszukującego … Sylwii. On robił zakupy, podczas gdy ona pojechała, tylko nie
było wiadomo gdzie. A że od dłuższego czasu wiózł na swoich plecach jej
plecaczek z telefonem, to i nie było jak się z Sylwią skomunikować. Normalnie,
Bareja :-)
Niewiele koledze pomogłem, bo Sylwii nie widziałem. Istniało
ryzyko, że pojechała na wał Wisły, bo z Ostaszewa
to taka prosta droga na niego wiedzie. A że miała rower MTB… Gdzie się ostatecznie
podziewała nie wiem, bo spotkałem ją dopiero przed Marzęcinem, w towarzystwie Marty
i Magdy.
Zanim jednak z Robertem ponownie się spotkałem w Tujsku i je
dogoniliśmy, samodzielnie walczyłem z blachosmrodami wracającymi z Mierzei Wiślanej
po długim weekendzie. Mój pas ruchu w jej kierunku był pusty i dziurawy,
jechałem więc środkiem co skutecznie uniemożliwiało jakiekolwiek wyprzedzanie. Droga
Drewnica-Mikoszewo jest w opłakanym stanie, prawdopodobnie przez budowę kanału
żeglugowego w Nowym Świecie.
Przed Mikoszewem zorientowałem się, że po skręcie w prawo
wiatr znowu będzie pięknie napędzał, co czyniło całkiem realnym dotarcie wszystkich
zawodników w limicie 24 godzin. Czując szybką jazdę zjechałem w Jantarze z trasy, aby uzupełnić
kalorie. Droga na plażę była obstawiona
licznymi barami z jadłem wszelakim. Nie czas było jednak biesiadować, najszybciej
dostałem półmetrową zapiekankę i ruszyłem w drogę.
Drogi zjazdowe znad morza zaczynały się korkować, jadąc w
kierunku morza miałem pusty pas.
Wygodnie i komfortowo. Z Jantara droga prowadziła przez Stegienkę, Rybinę i
Sztutowo z powrotem do Rybiny, skąd obrałem kierunek na Tujsk i Marzęcino. W
Tujsku czekał na mnie Robert, z którym rzuciliśmy się za dziewczynami. Wszystkimi
trzema :-))
Tak jak pisałem wyżej, dogoniliśmy je w Marzęcinie, mając
chwilowe prędkości podchodzące pod 40
km/h! Dochodziła godzina 17:30 i tylko kataklizm mógł spowodować
niezmieszczenie się w limicie czasu. Nic takiego się nie stało i o godzinie
18:10 wjechaliśmy do Elbląga, a o 18:20 zameldowaliśmy się na mecie przy
literach ELBLĄG nad rzeką, nomen omen,
Elbląg. 40 minut przed upływem doby, tak
więc udało się wspaniale :-)
Po serii pamiątkowych zdjęć każdy udał się na zasłużony
odpoczynek. Najpierw na zieloną trawę obok liter, a potem do domu :-)
Gratuluję Karolowi zajęcia pierwszego miejsca w tej edycji
imprezy, wielkie brawa dla wszystkich finiszerów a także tych, którym się teraz
jeszcze nie udało, ale próbowali. Uda się za rok.
Z klasyfikacją można zapoznać się tutaj,
a niebawem czeka nas afterek z wręczeniem okolicznościowych medali i naklejek –
poniedziałek, 28 czerwca o godzinie 18:00 w elbląskim Bistro Burger Tatanka.
Zapraszam także kibiców.
Jak nie rozumiecie co mówię to dałem napisy do filmu :P
MARECKY | 18:06 wtorek, 8 czerwca 2021 | linkujDarecki: Dzięki :-)
robert1973: Chcesz się tym zająć?
robert1973 | 09:17 wtorek, 8 czerwca 2021 | linkujTo ja jestem Policja !!
Darecki | 21:27 poniedziałek, 7 czerwca 2021 | linkujBRAWO
andzrej | 21:25 poniedziałek, 7 czerwca 2021 | linkuja co to policji w grupie nie ma? ;-)
MARECKY | 17:51 poniedziałek, 7 czerwca 2021 | linkujKto by to miał egzekwować? :-))
andzrej | 11:09 poniedziałek, 7 czerwca 2021 | linkujokrutna impreza, proszę o dodanie zapisu w regulaminie "przejazd grupowy, ściganie możliwe na ostatnich 50 km"