Dane wyjazdu:
Temperatura:3.0
MARATON ELBLĄSKI 2024 - DUŻY OBJAZD TRASY
Sobota, 11 maja 2024 ·
| Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Tolkmicko-Frombork-Braniewo-Żelazna Góra-Lelkowo-Pieniężno-Orneta-Pasłęk-Drużno-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG
MAPA
GALERIA (z opisem)
Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 19, tak żeby jak najdokładniej odwzorować realną sytuację w dniu 15 czerwca, momencie startu Maratonu Elbląskiego (ME) 2024. Na starcie pojawili się zapisani zawodnicy i jedna zawodniczka. Ładna pogoda na pewno ułatwiła wyjście z domu w sumie 12 osobom.
Grupa ,,ścigantów” szybko zniknęła nam z oczu i już po paru kilometrach kręciłem korbami z Michałem i Krzyśkiem, którzy będą jechali ME po raz pierwszy. Bikerzy poruszali się na rowerach MTB z szerokimi oponami i pod wiatr, ale nie było to dla nich jakimś istotnym utrudnieniem. Nieco przed nami kręciła korbami Sylwia z Pawłem i Marek.
Spokojnym tempem pokonywaliśmy najtrudniejsze wzniesienia na trasie maratonu, szczęśliwie umiejscowione na samym początku trasy a na dłuższy postój zatrzymaliśmy się na jednym z braniewskich Orlenie. Wcześniej dotarł do nas w Pogrodziu Zdzisiek i szybko pognał dalej.
Chwilę potem wjeżdżaliśmy już do Braniewa i zajęliśmy miejsca na Orlenie, żeby zjeść i napić się przed czekającą na trasie ME ,,dziurą” cateringową z Braniewa do Pasłęka. Pamiętajcie o tym 15 czerwca ;-) Tutaj też pojawił się Roman, który dotarł nieco krótszą drogą, chwilę z nami posiedział i już wracał do Elbląga gnany niecierpiącym zwłoki obowiązkami.
Braniewo na spokojnie opuściliśmy o 21:40 na 20 minut przed maksymalnym czasem pobytu w tym mieście. Krajową drogą nr 54 dotarliśmy w piątkę do Gronowa – gdzie trasa ME skręca na wschód i gdzie zaczęły się pustkowia strefy granicznej.
Strefy, gdzie chwilę potem minęliśmy patrole Straży Granicznej a potem to do rana może pojawiło się z 10 samochodów. Dobry asfalt drogi krajowej został zastąpiony słabą nawierzchnią drogi w kierunku Grzechotek, która dopiero po dotarciu do S22 uległa poprawie. Całkiem dobrze zrobiło się od Żelaznej Góry na odcinku do Lelkowa.
Lelkowo opuściliśmy o godzinie 23:20, czyli z 40 minutowym zapasem czasu względem maksimum.
Odcinek do Pieniężna to jazda slalomem między połatanym i spękanym asfaltem, bardzo słabą ale na szczęście nie dziurawą nawierzchnią. No i generalnie z górki. Naszej piątce udało się to pokonać bez strat w sprzęcie i niebawem lecieliśmy obwodnicą Pieniężna, mijając centrum miasta.
Teraz czekał na nas odcinek do Ornety, nieco lepszy, chociaż zapamiętany przeze mnie z pierwszej edycji z awarii dętkowo-oponowych. Tym razem nic takiego nie nastąpiło i do uśpionego miasta wjechaliśmy około godziny 0:30, mając też 90 minut nad grafikiem.
Od Ornety w końcu można było rozwinąć skrzydła, bo nowy asfalt aż do Pasłęka temu bardzo sprzyjał. Tutaj pewne trudności odnotował Paweł, ambitnie i co najważniejsze, skutecznie walczący ze skurczami. Z jednym postojem na przystanku w Bielicy osiągnęliśmy Pasłęk o godzinie 3:00, zmniejszając przewagę czasową do 60 minut względem grafiku. Ale, jak tak pojedziecie nockę 15/16 czerwca to będzie spoko.
W Pasłęku zajechaliśmy na stację MOL (dawny Lotos) przy starej drodze krajowej nr 7, prowadzącej sprzedaż przez okienko. Zamawiana była głównie kawa ;-)
Tym samym zakończył się na chwilę pierwszy odcinek pagórków na trasie Maratonu Elbląskiego i teraz czekał nas krótki przelot przez Żuławy Elbląskie. Szybko minął, a w miejscowości Drużno odłączył się od nas Krzysztof z Dzierzgonia, który przez Jelonki i Rychliki ruszył do swojego miasta.
My natomiast przez Komorowo Żuławskie w jaśniejącym coraz bardziej niebie dotarliśmy do Elbląga o godzinie 4:20, spoglądając na wschód słońca albo zorzę polarną w samym Elblągu (vide galeria).
Dziękuję wszystkim kręcącym tej nocy za wspólną jazdę, harpaganom z pierwszej grupy także. Czułem Was duchem i widziałem ślady na asfalcie :-))
Co do planów, to warto jeszcze, aby osoby zapisane przejechały sobie ostatnie 50-60 km trasy, tak aby poznać finisz Maratonu Elbląskiego. Finisz, na którym może się decydować, czy ktoś się zmieści, czy nie zmieści w limicie 24 godzin czasu przeznaczonego na przejechanie 444 km. Naprawdę, dobrze znać tę końcówkę, jechaną już na ekstremalnym zmęczeniu.
Ale to już każdy we własnym zakresie ogarnie czy, kiedy i gdzie to zrobić ;-)