Dane wyjazdu:
Temperatura:-5.0
KWIDZYN
Niedziela, 9 lutego 2025 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG-Żurawiec-Zwierzno-Żuławska Sztumska-Kalwa-Sztum-Brachlewo-Kwidzyn-Sadlinki-Gardeja-Trumieje-Prabuty-Mikołajki Pomorskie-Górki-Tropy Sztumskie-Żuławka Sztumska-Zwierzno-Jezioro-Karczowiska Górne-ELBLĄG
MAPAGALERIA (z opisem)

Motto: ,,Nie wolno zostawiać mnie samego" :-))
Suche asfalty to dla roweru szosowego sama przyjemność. Dla
rowerzysty także, toteż nie miałem dylematu czy samotnie ruszać o 22:00 w trasę
do Kwidzyna. Zresztą, po zjedzeniu miski makaronu i wypiciu kubka kawy i tak
bym nie zasnął co najmniej do godziny 1. A wtedy już byłem prawie w Kwidzynie 😉
Ale po kolei.
Będąc sam sobie królem już w Żurawcu zmieniłem trasę, bo
jechałem prosto pod wiatr, a tak to pojechałem z bocznym i to było lepsze.
Noc była piękna, bezchmurna, z milionami gwiazd i Księżycem
prawie w pełni. Mróz nominalnie był na poziomie -2,-3 stopnie a odczuwalna
temperatura podobno dochodziła do -6 stopni.
Pierwszy postój zrobiłem za Żuławką Sztumską, gdzie przyjrzałem
się szybkości obrotów elektrowni wiatrowych – wiatr był raczej słaby – i napiłem
się herbaty. Znalazł się też czas na fotkę ze stylowym przystankiem w tle.
Dalej jechałem bez modyfikacji trasy, czyli Sztum a potem
odcinek DK 55 do Kwidzyna. Przed Sztumem zatrzymałem się na wiadukcie nad linią
kolejową do Warszawy. Jak wiadomo, wycieczka bez pociągu się nie liczy 😉,
no ale niestety, nawet towarowy mnie nie zaszczycił. Za to byłem obserwowany
przez lokalną policję, a jak jeszcze minęła mnie karetka pogotowia, to poczułem
się już w pełni zaopiekowany.
Krajówka za Sztumem zgodnie z przewidywaniami była zupełnie
pusta, jechało się wybornie. W środku lasu przed Brachlewem zrobiłem znany
eksperyment, wykonywany podczas pełni Księżyca, czyli wyłączyłem na chwilę
przednie oświetlenie. Dobrze się domyślacie, że można było spokojnie jechać, bazując
tylko na naszym naturalnym satelicie. No, ale to nielegalne 😉
Od Brachlewa jest wykonany wzdłuż drogi ciąg
pieszo-rowerowy, z asfaltu ale i z polbruku, aż do samego Baldramu, czyli w zasadzie
kończy się na rogatkach Kwidzyna. To dobra opcja podczas jazdy dziennej tą
ruchliwą normalnie drogą.
W Kwidzynie zajrzałem w parę miejsc i w końcu zasiadłem na
Orlenie, innym niż zwykle, w centrum miasta. Ku mojemu zaskoczeniu piec funkcjonował
normalnie (zwykle na Orlenach w środku nocy piece są nieczynne z powodów serwisowych)
tak więc zamiast hot-doga wjechał hamburger, a co 😊
Do tego doszła kawa i pół godziny szybko zleciało. Lokalną młodzież do kilku pytań
pobudziła kurtka z maratonu Góry MRDP i mógłbym tam siedzieć dłużej, no ale trzeba
było jechać.
Pierwotny plan przewidywał teraz jazdę do Prabut, klasycznie,
20 km. Siedząc nad kawą postanowiłem trochę wydłużyć jazdę, bo z nikim nie
musiałem tego konsultować i nikogo nie zszokowałem. Solo ma swoje uroki 😊
I zrobiłem z tego 55 km, jadąc przez Sadlinki, Gardeję i stamtąd sprawdzając
dawny wariant trasy Maratonu Elbląskiego do Trumiej. Pojawił się tam nowy asfalt
i chyba z tego skorzystamy.
W Trumiejach zmienił się kierunek jazdy, zmieniłem też
rękawiczki, bo palczaste przestały wystarczać i wjechały ,,homary” Chiba
Alaska. Jazda z wiatrem nabrała dynamiki i Prabuty pojawiły się szybko.
Zajechałem na Orlen wlać herbatę do termosu, bo wschód Słońca zapowiadał się
bardzo zimny, a i droga do Elbląga nie prowadziła cały czas z wiatrem.
W Prabutach podarowałem sobie dalszą jazdę zgodnie z
pierwotnym planem na Kamieniec, Przezmark i Rychliki, bo i tak już wychodziło,
że 200 km pęknie. Z pierwotnych 168 km …
Także od Prabut ruszyłem na Sztum, ale już tam nie
wjeżdżałem, tylko przez Stary Targ i Tropy Sztumskie dotarłem do Żuławki
Sztumskiej.
Lodowato było na zjazdach strasznie, zmęczenie też dawało się we
znaki, bo wypiłem prawie całą herbatę i wszystkie słodycze które miałem. Jeden burger
i miska makaronu wcześniej okazało się za mało, jak na tak energetycznie eksploatującą
wycieczkę.
Wigor odzyskałem na Żuławach Wiślanych i zajrzałem jeszcze
na świeżo wyremontowany most zwodzony nas Tinie w Jeziorze. W pełnym Słońcu
jeszcze go nie fotografowałem a efekty zobaczycie w galerii. Nazywam go
żartobliwie ,,most Shimano” bo po odświeżeniu jego kolorystyka przypomina mi
barwy tej firmy.
Stąd już moment dzielił mnie od Elbląga w którym pojawiłem
się chwilę po godzinie 9. Na zasłużony odpoczynek udałem się do wanny, bo po co
rozdzielać dwie czynności, jak można je zrobić razem 😉