Dane wyjazdu:
Temperatura:25.0
BAŁTYK-BIESZCZADY TOUR 2010 - II ETAP
Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 ·
| Komentarze 6
TRASA: WSOLA-RADOM-IŁŻA-OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI-OPATÓW-RZESZÓW-DOMARADZ-SANOK-ZAGÓRZ-LESKO-USTRZYKI DOLNE-USTRZYKI GÓRNEOrganizatorzy zalecali objazd remontowanego odcinka DK 9 w Radomiu jadąc przez miasto, żeby w końcu na odprawie startowej zezwolić na swobodny wybór trasy przez każdego maratończyka. Tak więc pozostawała opcja jazdy przez miasto skomplikowanym podobno objazdem, albo pokonanie 2 km odcinka robót drogowych.
Dysponując ponadprzeciętnie (RS Reba, opony 1,25) wyposażonym rowerem szosowym postanowiłem urozmaicić sobie banał asfaltów krótkim odcinkiem terenowym :-).
Przejazd nie sprawił mi najmniejszych trudności, w dwóch miejscach tylko piętrzyły się małe hałdy ziemi i piasku, poza tym nawierzchnia była już utwardzona, a nawet częściowo wylana asfaltem.
RADOM-REMONT DK 9
© MARECKY
RADOM-REMONT DK 9
© MARECKY
RADOM-REMONT DK 9
© MARECKY
Odcinek terenowy zakończył się równie szybko, jak się zaczął i spokojnie nabierając tempa kontynuowałem podróż na południe. DK 9 do Iłży była doskonale pusta, miało to związek z faktem, że objazd dla TIR-ów kończył się w Iłży właśnie.
W tym miasteczku moją uwagę przykuła wieża zamku, z oświetloną galerią, na której powinna jeszcze do kompletu pojawić się Brunhilda. Ponieważ nie miałem jednak tyle czasu,aby na nią czekać to jest fotka bez niej ;-).
IŁŻA-ZAMEK BISKUPÓW KRAKOWSKICH
© MARECKY
Za tym urokliwie położonym miasteczkiem jazda w dalszym ciągu była bardzo spokojna, ciszę zakłócały tylko nieliczne samochody. Punkt kontrolny zlokalizowany był nieco za Iłżą, przy stacji benzynowej i motelu Viking. Nie było tam żywego ducha, poza wystraszonym moją obecnością chłopakiem w okienku stacji, który miał na szczęście najważniejszą rzecz-kartę kontrolną :-). O inne rzeczy wolałem już go nie pytać, bo i tak było widać, że nic nie wiedział.
Wkrótce dotarłem do Ostrowca Świętokrzyskiego, ale ponieważ było jeszcze ciemno to zwiedzanie miasta sobie podarowałem. Nie sposób było sobie za to podarować eleganckiego podjazdu wyjazdowego, który był pierwszą konkretną górką na trasie BB Tour. Nie dość tego, za Ostrowcem droga dalej się wznosiła, tak że zrobiło się mi całkiem ciepło.
Między Ostrowcem a Opatowem nadszedł dzień i jazda nabrała nowego wymiaru. W Opatowie dostrzegłem ciekawą bramę i informację o najdłuższej w Polsce podziemnej trasie wycieczkowej.
OPATÓW-BRAMA WARSZAWSKA Z XVI w.
© MARECKY
Odcinek od Opatowa do mostu na Wiśle pod Tarnobrzegiem wspominam jako najtrudniejszy na cały maratonie. Potężna ilość TIR-ów jadących z dwóch stron i kilkunastokilometrowy odcinek DK 9 bez pobocza spowodowały, że jazda przypominała survival. Nie chce mi się nawet o tym pisać.
W międzyczasie pojawił się PK we Włostowie, ustawiony tak, aby nikt przypadkiem nie zjechał do Sandomierza. Tam nieco odpocząłem i po zebraniu sił potoczyłem się dalej. Wkrótce zaczęły się zjazdy w kierunku doliny Wisły, mi szczególnie spodobał się jeden w okolicach Klimontowa.
KLIMONTÓW-PANORAMA MIASTECZKA i KOLEGIATA ŚW. JÓZEFA
© MARECKY
Potem przejechałem Wisłę, a dosłownie 200 metrów za rzeką zadzwonił
BIODAREK z tekstem ,,Widzę, że przejechałeś Wisłę i jesteś w województwie podkarpackim''. Byłem pod dużym wrażeniem takiej dokładności GPS, którego wiozłem ze sobą, niczym Wielkiego Brata :-).
Pierwszy PK na Podkarpaciu był zlokalizowany w Nowej Dębie na stacji benzynowej.
NOWA DĘBA-PUNKT KONTROLNY
© MARECKY
Uzupełniłem zapasy, chwilę porozmawiałem i dostrzegłem zbliżającą się załogę jedynego tandemu na trasie. Nadjechali tak szybko, że ich nieco uciąłem :-).
TANDEM MIX NADJEŻDŻA
© MARECKY
Mam nadzieję, że się nie pogniewają ;-). To bardzo sympatyczna i doświadczona rowerowa para. Nikogo chyba nie zdziwił fakt, że ukończyli BB Tour w bardzo dobrym czasie.
W samo południe wjechałem do Rzeszowa i nie przebijając się przez miasto skorzystałem z nieco remontowanej obwodnicy. Tworzyły się tam duże korki, ale dla roweru nie był to jakiś większy problem.
Na rogatkach Rzeszowa zlokalizowany był kolejny punkt kontrolny w zajeździe ,,Pod skrzydłami''. Nazwa wydawała się dość tajemnicza, aż do momentu ujrzenia tego lokalu ;-).
RZESZÓW-PUNKT KONTROLNY ,,ZAJAZD POD SKRZYDŁAMI''
© MARECKY
Bardzo ładnie wkomponowany w otoczenie.
Dalsza droga wiodła DK 9, znacznie już spokojniejszą od wcześniejszych kilometrów. Widać było na horyzoncie góry. Zaczęły pojawiać się konkretne podjazdy, jeden z nich miał szczególną urodę, a co ciekawsze zjazd z niego był bardziej stromy niż podjazd (6% do 9%). Bardzo zdrowy układ ;-).
OSTRY PODJAZD-OSTRY ZJAZD
© MARECKY
Wkrótce pożegnałem się z DK 9, tym bardziej bez żalu, bo zdążyłem jeszcze przebić na niej dętkę. Wymiana poszła sprawnie, gorzej było ze znalezieniem kompresora, co by nieco atmosfer dorzucić. Albo kompresory były za słabe, albo kosztowały (sic!!!) 1 zł za 3 minuty dmuchania. W końcu znalazłem profesjonalną maszynę w normalnej cenie 0 zł :-).
Od Domaradza dalsza droga prowadziła na Sanok. Zanim tam dotarłem, w Brzozowie na PK zostałem podjęty żurkiem przygotowanym przez lokalnych strażaków z OSP. Tak przygotowany mogłem śmiało wjeżdżać w Bieszczady :-). Sam Brzozów i okolice okazały się ciekawym miejscem, gdzie było na czym wzrok zawiesić.
BLIZNE-DREWNIANY KOŚCIÓŁ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
© MARECKY
BRZOZÓW-DREWNIANY DOM
© MARECKY
RETRO TRANSPORT
© MARECKY
HUMNISKA- DREWNIANY KOŚCIÓŁ ŚW. STANISŁAWA BISKUPA
© MARECKY
Do Sanoka pozostawało już niewiele kilometrów, ale widoki tak odbiegały od tego co widzę na co dzień, że nie mogłem się oprzeć ;-).
PEJZAŻ PRZED SANOKIEM
© MARECKY
W końcu jednak dotarłem o 18 do Sanoka, gdzie odnalazłem PK znajdujący się w Domu Turysty. Zaległem tam na fajnej sofie i jadłem suchy prowiant otrzymany na punkcie. O dziwo nie zasnąłem na tym miękkim meblu :-).
SANOK-PLAŻA NA MIĘKKIEJ SOFIE :-)
© MARECKY
Nic do dobre, nie trwa wiecznie tak więc i ja ruszyłem do przodu. Drogowskaz na wylocie z Sanoka pokazywał jednoznacznie, że zaczyna się ostatni odcinek maratonu.
SANOK-ŚWIATEŁKO W TUNELU, CZYLI 81 KM DO METY :-)
© MARECKY
Po chwili wjeżdżałem do Zagórza, sławne serpentyny nad miastem pokonałem w odwrotnym kierunku niż podczas wyprawy w 2000 r.
ZAGÓRZ-PANORAMA MIASTA Z SERPENTYN
© MARECKY
Potem super zjazd do Leska i stopniowe wspinanie się do Ustjanowej Górnej.
PRZED LESKIEM
© MARECKY
W końcu szybki zjazd do centrum Ustrzyk Dolnych i postój przy podświetlonej fontannie.
USTRZYKI DOLNE-KOLOROWA FONTANNA
© MARECKY
W Ustrzykach Dolnych skręciłem w prawo i wyszedłem na ostatnią, 44 km, prostą ;-). Ostatni na trasie PK był zlokalizowany w gospodarstwie agroturystycznym ,,Gęsi Zakręt''. Udało mi się przejechać ten punkt o dobre 2 km, bo ludzie z punktu widząc mnie, nie odezwali się ani jednym słowem. Podpisałem listę, zjadłem chyba z pół arbuza i w drogę. Po drodze dostałem telefon od
PIOTRA, który wzmocnił moje morale, bo senność znowu dawała o sobie znać.
Przez Rabe i Żłobek dotarłem do Czarnej Góry, gdzie jednak zaległem na kilka minut na przystanku. Krótka drzemka dobrze mi zrobiła, bo podjazd do Lutowisk poszedł mi gładko, chociaż po ciemku wydawał się nie mieć końca.
Przed Smolnikami dojechał do mnie zawodnik z którym postanowiłem kontynuować końcową jazdę, bo dysponował mocnym oświetleniem, a moje powoli dogorywało. Wydobyłem z siebie wszystko co najlepsze i ostatnie 14 km pędziliśmy w szalonym tempie ponad 20 km/h. Przez Smolniki, Procisne, Stuposiany, Pszczeliny i Berezki dotarłem do tablicy Ustrzyki Górne i zatrzymałem się na obowiązkową fotkę :-).
DOJECHAŁEM !!!
© MARECKY
Po przejechaniu 1045 km w czasie 44h 2 minut byłem o godzinie 1.15 na mecie. Łącznie w trasie spędziłem 65h 8 minut.
DYSTANS
© MARECKY
CZAS JAZDY
© MARECKY
Na mecie czekała na mnie gorąca zupa i zimne piwo. Omówione zostały pokrótce wrażenia z trasy i udałem się na zasłużony odpoczynek do Hotelu Górskiego PTTK.
To nie koniec :-) - dalej PEŁNE FOTO Z CAŁEGO WYJAZDU JEST TUTAJ.