Dane wyjazdu:
Temperatura:25.0
Niedziela, 23 sierpnia 2009 ·
| Komentarze 4
Ostatnia wakacyjna wycieczka prowadziła szlakiem walk z czasów krzyżackich i nieco nam bliższych, czyli z I i II wojny światowej. Zajechaliśmy bowiem na pola Grunwaldu i do Tannenbergu (obecnie Stębark). Poza tym wspięliśmy się na najwyższą górkę w północno-wschodniej Polsce, czyli Górę Dylewską (312 m n.p.m.). Całą trasę przejechało 7 bikerów, jeden rowerzysta nieco sobie ją skrócił ;-).
TRASA: Gamerki Wielkie-Pelnik-Łęguty-Biesal-Mańki-Olsztynek-Królikowo-Lichtajny-Mielno-Stębark-Grunwald-Frygnowo-Gierzwałd-Dylewo-Wysoka Wieś-Glaznoty-Wygoda-Lubawa-Rodzone-Iława
FOTKA STARTOWA:
WZGÓRZA DYLEWSKIE-START
© MARECKY
Miejsce pamięci ofiar I wojny światowej.
OLSZTYNEK-BEZIMIENNY CMENTARZ
© MARECKY
Zespół Szkół w Olsztynku i okolicznościowy kwietnik.
OLSZTYNEK-JUBILEUSZ
© MARECKY
Miejsce bitwy pod Tannenbergiem w 1914 r.
TANNENBERG(STĘBARK)-MAUZOLEUM von HINDENBURGA
© MARECKY
Ulryk znowu pokonany ;-)
GRUNWALD
© MARECKY
Wieża widokowa na Górze Dylewskiej. Niestety była zamknięta na głucho :-(.
GÓRA DYLEWSKA-312m n.p.m.
© MARECKY
Krótka, bardzo krótka, wizyta w SPA dr Eris :-).
WYSOKA WIEŚ- SPA dr ERIS
© MARECKY
A to już jesteśmy w Lubawie:
LUBAWA-KOŚCIÓŁ św. ANNY
© MARECKY
Na trasie poza pięknymi krajobrazami, zwłaszcza w okolicach wzgórz dylewskich dało się zauważyć bardzo starannie wykonane oznakowanie szlaków turystycznych. Korzystaliśmy podczas naszej jazdy z kilku szlaków zarówno pieszych, jak i rowerowych i nie mieliśmy żadnych problemów z nawigacją. Lokalne samorządy wykonały dobrze swoją pracę.
Pełna fotorelacja z opisem jest
TUTAJ, a relacja poniżej.
WZGÓRZA DYLEWSKIENa placu Dworcowym tego dnia były niezłe tłumy rowerzystów, gdyż poza naszą grupą w pociąg do Olsztyna zapakowała się elbląska Grupa Rowerowa ,,STOP’’. Oni jechali na swoją wycieczkę, którą rozpoczęli w Małdytach, a my (8 osób) pojechaliśmy nieco dalej, do wsi o wdzięcznej nazwie Gamerki Wielkie.
Już w pociągu dowiedziałem się, że Fish jedzie do Gamerek na rowerze i będzie tam na nas czekał. Dlaczego on tak nie lubi PKP :-)?
Jak wysiedliśmy, to Fisha jednak jeszcze nie było. Szybki telefon i już wiedzieliśmy, że coś mu miejscowi pomieszali kierunki jazdy i błądzi. Podałem mu namiary i ruszyliśmy.
Piękna szutrówką, kilkakrotnie przecinając Pasłękę, przez Pelnik i Łęgucki Młyn doprowadziła nas do Łęgut, gdzie czekał na nas już Fish.
Nierównym dziurawym asfaltem dojechaliśmy do Podlejek, gdzie z niemałym trudem przekroczyliśmy DK 16 i dalej jadąc na południe przez Guzowy Młyn i Mańki skierowaliśmy się do Olsztynka.
Ze zwiedzania olsztyneckiego skansenu zrezygnowaliśmy z tej prostej przyczyny, że wszyscy uczestnicy już tam byli.
Mirek za to pokazał nam lokalną cukiernię z pysznymi jagodziankami i jeszcze lepszymi krokietami :-).Urządziliśmy więc mały popas, Jurek odwiedził swoją ulubioną Biedronkę, zrobiliśmy kilka fotek i prowadzeni zielonym szlakiem wyjechaliśmy w kierunku Denkmala i Stalagu 1B.
Znajdują się one w niewielkiej odległości od Olsztynka, tak więc po chwili już tam byliśmy. Na miejscu stoją pamiątkowe tablice z opisami.
Dalsza droga wiodła przez Królikowo i Lichtajny do Mielna, przed którym zobaczyliśmy ruiny bunkra umiejscowione przy samej drodze.
Wkrótce potem przez Zabułtowo dojechaliśmy do Stębarka i udaliśmy się na pola bitwy pod Grunwaldem.
Tutaj nastąpiła dłuższa sesja fotograficzna, obejmująca kapliczkę, pomniki i krajobraz.
Następnie od Grunwaldu do Frygnowa poruszaliśmy się czarnym szlakiem, aby tu z niego zjechać i walcząc z silnym północnym wiatrem dojechać do Gierzwałdu. Na tym odcinku upadł pomysł powrotu z Iławy do Elbląga, bo jednak wiało dość mocno.
W Gierzwałdzie skierowaliśmy się do Dylewa jadąc niebieskim szlakiem rowerowym poprowadzonym terenem, momentami dość zarośniętym, ale dobrze widocznym i równym. Do tego było lekko z górki i ten odcinek wspominam bardzo przyjemnie.
W Dylewie szlak rowerowy zamieniliśmy na pieszy, również niebieski, i zaczęła się wspinaczka na Górę Dylewską. Podjazd prowadził fajną gruntówką i miał długość około 3 km.
Ostatni odcinek przed górą to już rowerowy szlak czerwony i po chwili byliśmy na szczycie. Znajduje się tam wieża obserwacyjna i nieco niżej, wieża przekaźnikowa. Niestety, wieża obserwacyjna była zamknięta na głucho, ku naszemu i innych znajdujących się tam turystów, rozczarowaniu.
Ograniczyliśmy się do zrobienia zdjęć i już zjeżdżaliśmy w dół, aby w Wysokiej Wsi zerknąć z pewną taką nieśmiałością na SPA dr Ireny Eris:-).
Ośrodek jest przytulony do południowego stoku Góry Dylewskiej i sprawia miłe wrażenie. Na obiad jednak tam lepiej się nie wybierać ;-).
Z Wysokiej Wsi masakrycznym terenowym zjazdem dotarliśmy do Glaznot. O dziwo strat w ludziach i sprzęcie nie było. Droga była bardzo nierówna, kamienista, kręta i dość wąska. Występowały też kałuże.
W Glaznotach pozbierałem grupę, rozproszoną karkołomnym zjazdem i jadąc pod górę dotarliśmy do Wygody, gdzie zakończyła się przygoda z terenem i jadąc asfaltem kilka kilometrów dotarliśmy do Lubawy. Ten odcinek wspominam jako bardzo szybki. Ścigał się każdy z każdym, a szczególnie ja z Jurkiem :-). To było pewnie odreagowanie po odcinkach terenowych.
W Lubawie skierowaliśmy się na rynek, gdzie przy fontannie grupa porzuciła swoje rowery i oddała się konsumpcji lodów i innych wysokoenergetycznych specjałów. Nie zapomnieliśmy także o fotkach lokalnych zabytków.
Z Lubawy do Iławy plan zakładał szybki przejazd asfaltem, ale Jurek zasugerował spokojniejszą drogę przez Rodzone. Ponieważ czas do odjazdu pociągu mieliśmy bardzo przyzwoity, zaakceptowałem ten pomysł.
Zerknęliśmy jeszcze na duże zakłady meblowe w Lubawie należące obecnie do szwedzkiej firmy i polną szutrówką pojechaliśmy przed siebie. Po chwili okazało się, że Jerzy nie całkiem pamięta ten skrót, którym jechał jakiś czas temu i zaczęła się jazda na azymut :-). Zakończyła się ona pomyślnie i do Rodzonego dotarliśmy. Tutaj definitywnie zakończyliśmy jazdę terenową i asfaltem dotarliśmy do Iławy.
Pokonane zostało tego dnia 122km w czasie 6 godzin 2 minut, czyli ze średnią 20,22km/h. Jedynie Fish przekroczył tego dnia 200km, ale skoro nie lubi się PKP :-).
Pozdrawiam i dziękuję za wspólną jazdę.