Dane wyjazdu:
Temperatura:34.0
Niedziela, 3 sierpnia 2014 ·
| Komentarze 3
Trasa:ELBLĄG-Milejewo-Pogrodzie-Frombork-Braniewo-Gronowo-Mamonowo-Ładuszkin-Usakowo-KALININGRAD-Usakowo-Ładuszkin-Mamonowo-Gronowo-Braniewo-Pogrodzie-Tolkmicko-Kadyny-Suchacz-Kamionek Wielki-ELBLĄG
BIKEMAP
FOTORELACJA
Elbląski Plac Jagiellończyka w niedzielny poranek ( godzina
4.00) był zupełnie opustoszały, dopóki nie
pojawiła się na nim grupka czterech osób mających w planie spędzić wiele godzin
na rowerze kręcąc kilometry na wycieczce do Kaliningradu. Ela,
Krzysiek, Leszek
i ja jako sprawca całego tego zamieszania poczekaliśmy jeszcze chwilę na
ewentualnych śpiochów i nie doczekawszy
się takowych ruszyliśmy w drogę.
Ulica Królewiecka wyprowadziła nas z miasta i do Milejewa
pracowicie wspinaliśmy się na Wysoczyznę Elbląską. Niebawem mogliśmy oglądać
czerwony wschód słońca, które towarzyszyło nam w nadmiarze przez cały dzień.
O poranku jazda była jednak bardzo przyjemna, kilometry
szybko mijały i o godzinie 6 byliśmy już
w Braniewie. Zakupy w sklepie, małe
śniadanie i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Niebawem zameldowaliśmy się na pustej granicy w Gronowie, gdzie
podobnie jak w zeszłym roku przyjęto nas szybko i sprawnie ograniczając się do
sprawdzenia paszportów ( nie oczekujcie wbicia pieczątki zarówno polskiej jak i
rosyjskiej kontroli granicznej). Po rosyjskiej
stronie było podobnie i w ten sposób na przejściach byliśmy około 20 minut.
Dodam, że rowerzyści nie muszą czekać razem z samochodami tylko podjeżdżają ,,bez
kolejki’’. Przestrzegam tylko przez podjeżdżaniem, gdy świeci się czerwone
światło. Aż tak to się nie spieszcie ;-). I nie wolno zgubić karty migracyjnej,
którą otrzymuje się na wjeździe i oddaje przy wyjeździe po rosyjskiej stronie.
Za granicą dalsza droga prowadziła dobrej jakości asfaltem
(droga A 194), który towarzyszył nam aż do Kaliningradu z kilkusetmetrowym
odcinkiem kostki kamiennej w miejscowości bodajże Piatidorożnoje. Ruch na niej
panował niewielki, samochody tylko rosyjskie (polskie rejestracje pojawiły się
4 razy). Nie było żadnego wyprzedzania ,,na gazetę’’, wymuszeń pierwszeństwa - pełen spokój. Policja drogowa kilka razy nas mijała, ale nie zainteresowała się
nami, ani stylem naszej jazdy ( jechaliśmy parami). Oznakowanie drogi bardzo dobre, kilometraż podawany poprawnie i
często.
Tak sobie miło pedałując o godzinie 9.15 ( cały czas podaję
czas polski – wg. rosyjskiego była to już 10.15) byliśmy na rogatkach
Kaliningradu po drodze kosztując arbuzów od przydrożnego sprzedawcy ( 30 rubli/kg - 2,64 zł). Wjazd do miasta to szeroka, dwujezdniowa arteria zwężająca się dopiero
przed samym centrum.
Plan Kaliningradu wydawnictwa Globus z 1994 roku ( nowszego
nie znalazłem – może ktoś wie czy jest gdzieś dokupienia) pojawił się na
mapniku i zaczęło się zwiedzanie miasta. Kilka razy mapa nie odwzorowała rzeczywistości
rozciągającej się przed oczami, ale w sumie nie było trudno. Katedry i innych zabytków nie przeniesiono, pojawiły
się nowe drogi.
Co obejrzeliśmy widać w fotogalerii. Nieznośny upał
spowodował, że z przyjemnością korzystaliśmy z kaliningradzkich fontann i
jechaliśmy wzdłuż Pregoły i innych zbiorników wodnych, które dawały ochłodę.
Niezbędne okazały się zakupy w lokalnym ,,magazinie’’
(sklepie). I tak woda Bonaqua 1 litr to
koszt 38 rubli ( 3,34 zł),coca-cola 1 litr to 58 rubli (5,10 zł), lód-rożek to
koszt 39 rubli (3.43 zł). Walutę kupowałem po 0,88 zł za 10 rubli. Z oferty obiadu
nie korzystaliśmy ale widziałem ofertę bogatego ,,biznes-lunchu ‘’ za 350 rubli. Jest w Kaliningradzie Mc Donalds przy dworcu północnym, ale jak go zobaczyliśmy to już byliśmy najedzeni.
Ekipa miała kanapki, ja jechałem na upało-odpornych sezamkach,
tak więc pozostało znaleźć fajny park najlepiej nad wodą. Nasz wybór padł na park o ciekawej nazwie Kolos, wody niestety w nim nie było. Rozłożyliśmy się na popas na trawie budząc
żywe zainteresowanie przechodzących Rosjan. Jedna
pani nawet sprawdziła, co to też za flaga powiewa przy moim rowerze.
Po odpoczynku pogoniłem jeszcze trochę ekipę po kaliningradzkich
ulicach i w końcu robiąc ostatnią fotografię głównego dworca kolejowego ruszyliśmy
około 15.00 w drogę powrotną.
Podczas wyjazdu poruszaliśmy się już w dużym ruchu, ale w dalszym ciągu kierowcy nie
sprawiali nam trudności. Kilka kilometrów za miastem zdecydowaliśmy się na
kąpiel w jednej z zatok Zalewu Kaliningradzkiego (po naszemu Zalew Wiślany).
Zakazy kąpieli stały w ogromnej ilości, ale jeszcze większe tłumy Rosjan koncertowo
miały je w poważaniu. Znaleźliśmy więc i my dogodne miejsce i dawaj do wody.
Jak dla mnie była nieco za ciepła, ale na pewno chłodniejsza niż powietrze (
wyjeżdżając z Kaliningradu było 34 stopnie w cieniu). Pływanie utrudniały wodorosty plączące się do
rąk i nóg, ale nie miało to większego znaczenia. Było świetnie.
Dalsza droga to mozolne kręcenie w słońcu ( większy kompleks leśny
jest tylko w okolicy Ładuszkina) i coraz mniejszy ruch samochodowy. Po drodze
uwieczniam suszące się cały dzień spadochrony
na brzozie i bunkier w Mamonowie. Na granicy meldujemy się około 18.00. Odprawa
przebiegła po obydwu stronach szybko i sprawnie. Odwiedziliśmy jeszcze sklep
wolnocłowy ( za przejściem rosyjskim, a
przed polskim). Małe zakupy stosownych używek dla familii ( można płacić w euro,
złotówkach, rublach, dolarach) i jazda do Polski.
W Braniewie zatrzymaliśmy się w pizzerii na obiadokolację i wciągnęliśmy zasłużone porcje makaronu ze szpinakiem, schabowego i kotleta de volaille. Z nowym zasobem sił i
już bez upierdliwego towarzystwa słońca rozpoczęliśmy kręcić ostatnie 40 km dzielące nas od
Elbląga.
Dla urozmaicenia trasy zdecydowaliśmy się w Pogrodziu na jazdę
nową DW 503 i przez Tolkmicko i Suchacz z przerwą przy sklepie w Kadynach dotarliśmy około 22.20 do Elbląga. Tym samym niedziela bogata w moc wrażeń i kilometrów dobiegła końca. Czas na zasłużony
odpoczynek w wannie i lulu :-).
PodsumowanieWyjazd do Kaliningradu (Rosja) miał na celu rowerowe
rozpoznanie miasta o którym słyszałem wiele opinii wzajemnie wykluczających
się. Na trasie jechałem w doborowym towarzystwie Eli, Krzyśka i Leszka.
Kaliningrad okazał się miastem w którym nowoczesności towarzyszą naleciałości
starych czasów. Przesadzone jednak są opinie skrajnie negatywne.Warto się o tym naprawdę osobiście przekonać. Nie bać się -jechać :-)
Nowe i na europejskim poziomie przestrzenie sąsiadują z tymi
niskiej jakości. Jest to miasto kontrastów, ale nie można tego powiedzieć o
jego mieszkańcach, którzy z zainteresowaniem i życzliwością obserwowali naszą
ekipę.
Sytuacja rowerzystów na ulicach miasta jest klarowna. Nie ma
ścieżek rowerowych, nie ma zakazów dla rowerów, jeździmy po ulicy, gdzie możemy
liczyć na normalne traktowanie przez kierowców.
Wyjątkiem są kierowcy komunikacji miejskiej (autobusy, trolejbusy),
którzy muszą mieć bardzo napięte rozkłady bo wyprzedzają bez pardonu spiesząc
się na przystanki. Na wielu skrzyżowaniach mamy liczniki czasu, które ułatwiają
jazdę nie tylko kierowcom. Lokalną specyfiką jest oznakowanie przejść dla pieszych,
a w zasadzie jego brak. Stoją tylko znaki pionowe, zebr brak. Kierowcy jednak
nie mają trudności aby zatrzymać się i przepuścić ludzi.
Wycieczkę uważam za bardzo udaną i z pewnością wartą
powtórzenia, ale już w kilkudniowym wymiarze, bo zaledwie kilka godzin to pozwala
jedynie posmakować miasta. Dziękuję Wam
za wspólne kręcenie i gratuluję Eli
poprawienia kolejnej życiówki ( 245 km). Trzysta na horyzoncie?