Dane wyjazdu:
Temperatura:6.0
Rower:
Sobota, 30 stycznia 2016 ·
| Komentarze 7
Trasa: ELBLĄG-Bogaczewo-Pasłęk-Morąg-Łukta-Podlejki-Olsztynek-Jedwabno-Wielbark-Szymany-Szczytno-Barczewo-Barczewko-Wadąg-OLSZTYN
GPSBIKEMAPFOTOGALERIA (z opisem)
Ruszyliśmy w trasę punktualnie o
22 i jeszcze w Elblągu na ul. Grunwaldzkiej zrobiło nam się ciepło dzięki kierowcy z Ostródy, który prawdopodobnie nie dostrzegł przejścia dla pieszych niedaleko
ulicy Sadowej i z piskiem opon hamował przed wysepką zwężającą jednię, tuż za naszymi
plecami.
Po tak dynamicznym początku
dalsza jazda to coraz większy spokój na jezdni, aż w końcu wszyscy normalni
kierowcy poszli spać i zostało tylko dwóch rowerzystów :-). Towarzyszyła nam
ciepła noc z widocznym momentami księżycem i wiatrem z raczej sprzyjających
kierunków.
Pierwszy postój zrobiliśmy przy
morąskim ratuszu z armatami czy tam innymi bombardami, które udało się
uwiecznić fotograficznie. Wkrótce minęliśmy Łuktę i znaną, dobrej jakości drogą
dotarliśmy do skrzyżowania z DK 16 w Podlejkach. Tutaj asfalt zmienił swoje
równe oblicze, ale jak się ma do dyspozycji całą szerokość drogi to nierówności
nie są problemem.
Niebawem pojawił się uśpiony
Olsztynek przez który przejechaliśmy bez zatrzymania się i zaczął się
najfajniejszy odcinek do Jedwabna prowadzący DK 58. Dobry asfalt, kręta droga w
lesie i zupełny brak samochodów – tak to można podróżować.
Kilka kilometrów przed Jedwabnem
tą sielankę zakłóciły znaki zakazu B-9, które jednak zignorowaliśmy. Leśnej
ścieżki rowerowej bowiem w planach nie było. W Jedwabnie rozglądałem się za
otwartym sklepem całodobowym, ale bez rezultatu.
Za tą miejscowością
nawierzchnia drogi uległa mocnemu pogorszeniu, liczne łaty na asfalcie
utrudniały płynną jazdę. Trochę też pokropił deszcz, ale przy dodatniej
temperaturze to nie był problem. Byliśmy już blisko lotniska w Szymanach,
wystarczyło skręcić w las i dotrzeć w okolice starej wieży kontroli lotów. Było
jednak zbyt wcześnie i jeszcze za ciemno, a nie chcieliśmy oglądać terminala
tylko nocą.
Zdecydowałem się zatem jechać do
Wielbarka i tam ruszyć DK 57 do Szyman. Powoli zaczynał się poranny szczyt
komunikacyjny a my po dotarciu do Szyman skierowaliśmy się do sklepu na małe
śniadanko. Sympatyczny właściciel przygotował Robertowi dwie kanapki, ja nie
wpadłem na taki pomysł i zjadłem banalnego pączka z pepsi :-).
Po śniadaniu z nową mocą
ruszyliśmy w kierunku portu lotniczego Olsztyn-Mazury bo taką dziwną nazwę ma
ten obiekt. Człon Mazury jest jak najbardziej OK, ale Olsztyn? Chyba tylko
dlatego, że to stolica województwa. Prowadzi do niego około dwukilometrowa,
nowa droga wygodnie połączona z DK 57. Jest też asfaltowa ścieżka rowerowa i
nowoczesne, niebywale jasne ledowe oświetlenie.
Przed terminalem widać peron
kolejowy przystanku Szymany Lotnisko na który kursują pociągi z Olsztyna. Z peronu trzeba przejść się kilkadziesiąt metrów do wejścia, więc
nie jest to tak elegancko zrobione jak na gdańskim Rębiechowie, gdzie schodami
i windami trafiamy prosto z estakady do terminalu.
Na lotnisku byliśmy przed
wschodem słońca, więc budynek był jeszcze podświetlony i prezentował się bardzo
ładnie. Szkło z aluminium i elementy
drewniane dopełniają się nawzajem. Świetne są naturalne kamienie w roli słupków
uniemożliwiających nielegalne parkowanie.
Z pewną taką nieśmiałością weszliśmy z rowerami do środka, ale nie było
problemów z ochroną. Powitały nas za to trzy metalowe rzeźby żurawi. Postawiliśmy więc rowery pod oknami i
ruszyliśmy zwiedzać.
Taras widokowy okazał się być w całości oszklony, co jest
nieco rozczarowujące, bo utrudnia wykonanie zdjęć. Sprawdziliśmy, że
kaplica jest otwarta i można też
skorzystać ze sklepu – coś dla ducha i
ciała :-). Na płycie lotniska stał
samolot do Berlina, taki mały turbośmigłowy SAAB. Mieści on 33 pasażerów. Leci
do Berlina około 90 minut, a kosztuje to różnie, ale średnio 150 zł jak
powiedziała mi pani z obsługi.
Frekwencja na poranny lot jakaś tam była, kilkanaście osób się pojawiło.
To chyba znacznie więcej niż w Radomiu :-)
Nie czekaliśmy już do startu
samolotu, po odpoczynku i zwiedzaniu
ruszyliśmy do Szczytna. Zajrzeliśmy tam w okolice zamku i nad jezioro
,,podziwiając'' oryginalną inaczej wieżę ciśnień z budynkiem mieszkalnym. Jak twierdzi wujek Google swego czasu owa konstrukcja
wygrała konkurs na najbrzydszą budowlę w kraju.
Po tym krótkim rekonesansie czas
był najwyższy udać się do Olsztyna na PKP. Dla urozmaicenia nudów asfaltowej
krajówki nr 53 w Jęczniku skręciłem w prawo na Barczewo. I tak przez dobre 30
km sobie jęczeliśmy na zmasakrowanych asfaltach i odcinku terenowym. Do plusów
tego odcinka zaliczę obejrzenie galerii rzeźb sakralnych na świeżym powietrzu w
Gąsiorowie, a minusem było to że Robert się do mnie nie odzywał, zły na jakość
dróg po których go do tego Barczewa przeciągnąłem.
Za Barczewem lekkim łukiem przez
Barczewko, Słupy i Wadąg dotarliśmy do Olsztyna, na ostatnich kilometrach
poznając siłę przeciwnego wiatru. Jeszcze tylko ujęliśmy fotograficznie
olsztyńskie tramwaje na ulicach i polskie ,,pendolino'' z Siedlec na torach.
Nie mogłem też sobie też odmówić kultowej zapiekanki z pieczarkami – smaczna
jak zawsze :-). A potem to już tylko do pociągu i do domku.
Dzięki Roberto za wspólne
kręcenie.