Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Jesienna
aura nie przeszkadza elbląskim rowerzystom w kontynuowaniu sezonu rowerowego. Listopadowa
edycja Miejskich Wycieczek Rowerowych zgromadziła na starcie 35 osób zainteresowanych
- poza aktywnym spędzeniem czasu –
obejrzeniem nowych mostów na Nogacie w miejscowości Jazowa.
To już
dziewiąta w 2017 roku Miejska Wycieczka Rowerowa, której organizatorem jest
Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji przy współpracy z PTTK Oddziałem Ziemi
Elbląskiej, Towarzystwem Ubezpieczeń Wzajemnych TUW i Biurem Podróży Variustur.
Budowa nowej
drogi ekspresowej nr 7 w kierunku Gdańska mocno przekształciła krajobraz Żuław
Wiślanych. Jednym z większych obiektów są nowe mosty nad Nogatem we wsi Jazowa.
Długie na 600 metrów konstrukcje spinające dwa brzegi rzeki Nogat osiągnęły
stan surowy i obecnie są wykonywane na nich prace wykończeniowe.
Przed ruszeniem
w trasę pierwsze dwadzieścia osób otrzymało opaski odblaskowe z logo TUW oraz
mapy Krainy Zalewu Wiślanego ufundowane przez Urząd Gminy w Elblągu.
Zanim
dotarliśmy nad Nogat zatrzymaliśmy się w podelbląskim Władysławowie, gdzie w
ramach Rowerowego Przystanku powstaje drewniana wiata, ławo-stoły i stojaki
rowerowe. Czekała tam na nas liderka
Stowarzyszenia IWA Pani Elżbieta Mieczkowska, która opowiedziała nam o planach
stowarzyszenia i życząc dobrej jazdy obdarowała
nas czekoladami. Wraz z batonami zostały one rozdane pod mostami w Jazowej.
Jadąc dalej – w końcu z wiatrem – mieliśmy okazję
podziwiać jesienny Nogat z drogi Jazowa-Bielnik II. Za Bielnikiem II chcąc
uchronić się od jazdy po błotnistej nawierzchni płyt i bruku grupa została
poprowadzona innym wariantem trasy do Bielnika I.
Dziękuję Leszkowi Marcinkowskiemu Prezesowi PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej i
Kamilowi Zimnickiemu z Klubu Turystycznego im. C. Pudora za pomoc organizacyjną
przy wycieczce. Dziękuję także Bogdanowi i Szymonowi Uhrynowi z biura
podróży Variustur oraz Urzędowi Gminy w Elblągu za wsparcie sponsorskie. Podziękowania należą się także elbląskim
mediom za skuteczne nagłośnienie wycieczki oraz wszystkim uczestnikom za
wspólną, bezpieczną i spokojną jazdę.
Na następną jazdę Miejskich Wycieczek Rowerowych zapraszamy już 10 grudnia.
Uliczny projekt Roberta powoli dobiega końca, bowiem została
już odwiedzona większość ulic Księżycowych w Polsce. Po jeździe na ulicę
Księżycową w Mrągowie postanowiłem wybrać się jeszcze bardziej na wschód, do
podełckiej wsi Mrozy Wielkie, która też posiada ulicę Księżycową.
Co by było weselej na trasie, wysłałem informację do
podobnych nam pasjonatów wycieczek długodystansowych i tak to na Placu
Dworcowym w piątkowy wieczór zebrała się pokaźna grupa bikerów. Mariusz, Krzysiek, Sławek, Robert zamierzali pokonać
całość trasy, Darek na razie został w roli obserwatora startu grupy.
Pogoda była idealna: wiał wiatr z kierunków zachodnich, były
+2 stopnie i bezchmurne niebo nad nami usiane milionami gwiazd. Tylko pełni
Księżyca brakowało do pełni zadowolenia.
Ekipa powoli rozkręcała się i wchodziła na obroty, jednak
pomimo korzystnego wiatru nie były one zbyt duże. Jadąc z wiatrem lekko tylko
przekraczaliśmy prędkość 20 km/h, co potem miało okazać się brzemienne w
skutki.
Ale tymczasem dotarliśmy do Morąga, gdzie termometr pokazał
-2 stopnie i na jednym z rond asfalt podejrzanie się świecił. Lodu nie było,
ale należało wzmóc czujność, pomimo suchego asfaltu. Bardziej zaniepokoił nas duży spadek
temperatury na odcinku 50 km, bowiem takiej temperatury spodziewałem się
znacznie bliżej Ełku.
Pierwszy postój zrobiliśmy na Orlenie w Olsztynie, gdzie był
czas na kawę i małe co nieco. Jazda
przez uśpione ulice rozkopanej stolicy województwa nie sprawiła żadnych
trudności i niebawem mijaliśmy maszt radiowo-telewizyjny kierując się na
Szczytno.
Na drodze krajowej za
Olsztynem minęła nas solarka posypująca suchą jeszcze nawierzchnię mieszanką,
co mogło wskazywać, że drogowcy spodziewają się gołoledzi. To nie był dla nas dobry sygnał, ale na
szczęście zjawisko to nie wystąpiło. Tylko na jednym z podjazdów Mariusz lekko
zabuksował tylnym kołem, ale bez konsekwencji.
W Szczytnie zatrzymaliśmy się ponownie na Orlenie na ładowanie
kalorii i ruszyliśmy dalej na wschód,
przez piękne mazurskie lasy z Puszczą Piską na czele. Dobrej jakości , chociaż wąski asfalt
mazurskich dróg krajowych za dnia i w warunkach dużego natężenia ruchu nie
zdałby się na wiele, ale nocą jechało się wyśmienicie. Także zwierzęta zbyt często nie absorbowały
naszej uwagi i tym razem nie wychodziły przed rowery.
Letniskowe miasto Ruciane-Nida zastaliśmy całkowicie
uśpione i zamknięte na głucho – cóż, w
listopadzie to już jest dawno po sezonie na Mazurach.
Kręcąc dalej w kierunku wschodzącego słońca dotarliśmy przed
5 rano do Pisza. Do wschodu były jeszcze
dobre dwie godziny, tak więc zajrzeliśmy do kolejnego Orlena na trasie na
pierwsze śniadanie.
Za Piszem jechałem drogami po raz pierwszy, ale że było
jeszcze ciemno to trzeba to będzie kiedyś powtórzyć w normalniejszych warunkach
:-). W Białej Piskiej skręciliśmy na północny-wschód i DW 667 rozpoczęliśmy ostatnie 30 km do
Ełku. W międzyczasie SMS-a napisał Paweł z Ełku, który ruszył na trasę potowarzyszyć nam rowerowo w swoich okolicach.
Ruszył w kierunku Giżycka, gdyż pierwsza wersja trasy zakładała jazdę przez
Kętrzyn, Giżycko, a powrót przez Szczytno i Olsztyn. Zmieniona koncepcja zbyt późno dotarła do
niego i dopiero mój telefon sprawił, że ruszył z Ełku na południe.
Spotkaliśmy się na granicy powiatu ełckiego i poganiani
silnym wiatrem oraz upływającym czasem (Paweł miał niestety sobotę pracującą)
dotarliśmy do tablicy Ełk, gdzie nadszedł czas na pamiątkową fotkę.
Do Mrozów Wielkich mieliśmy już tylko kilka km, żeby tam
dotrzeć należało wjechać nieco do Ełku.
Nawigacyjne wskazówki Pawła doprowadziły nas precyzyjnie do celu, a jak
zobaczyłem drewniane ogrodzenie jednej z posesji, to poznałem miejsce widziane
w GSV. Byliśmy u celu – na ulicy Księżycowej w Mrozach Wielkich. Dojazd 265 km na nią zajął nam z Elbląga 14
godzin.
Po zrobienie okolicznościowej fotki wróciliśmy do Ełku,
dostarczyłem przesyłkę od kolegi z Elbląga (najdalsza kurierka w moim życiu
:-) i rozejrzeliśmy się za miejscem z
ofertą śniadaniową. Jak ustaliliśmy Ełk McDonalds’a nie ma, Orlen akurat jest
remontowany, znaleźliśmy więc cukiernio-restaurację z kanapkami, hot-dogami,
jajecznicą i innymi bardziej typowymi słodkimi przysmakami o nazwie
,,Karmelek-Tu się je’’. My też tutaj zjedliśmy, nasze rowery się ogrzały, bo
nie robiono nam problemów z ich wstawieniem do środka, a Robert to wymienił
przebitą dętkę.
Porażką okazała się za to chęć dobicia ciśnienia w niej do 8
atmosfer, bo mijany sklep rowerowy nie miał pompki stacjonarnej. I tak to
zaczęła się droga powrotna do Elbląga. Droga, podczas której tylko momentami
nie wiało nam w twarz, za to aż do Lidzbarka Warmińskiego drogi były suche i
czarne. Mieliśmy także piękne słońce i
tylko szkoda, że zaparowany obiektyw mojego Nikona nie pozwolił na uwiecznienie
Mazur, pięknych także w listopadzie.
Uwidoczniły się różnice w wyposażeniu rowerów, a zwłaszcza w
rodzaju ogumienia. Na początku jechał Robert na gładkich slickach szosowych,
potem ja na cienkich Marathonach, natomiast chłopaki na ramach MTB i grubszych oponach
jechali z tyłu.
Przed Giżyckiem zebraliśmy się w całość, aby sprawnie
pokonać miasto bez robienia zbędnych kilometrów. Za miastem dałem sygnał Grzegorzowi z Kętrzyna, od którego mieliśmy zaproszenie na rowerowy obiad, że
niebawem będziemy. Stary druh znany od początków mojego rowerowania jeszcze w latach
90 ubiegłego wieku przygotował makaron i ryż z własnoręcznie zrobionym sosem
mięsno-pomidorowym. Zna się facet na rzeczy, bo jak dotarliśmy na miejsce
wszystko zostało ze smakiem pochłonięte przez elbląskich głodomorów:-). Dzięki raz jeszcze.
Po obiedzie w tak cieplarnianych warunkach wszystkich pewnie ogarnęła senność, ja nawet rzuciłem tekst o PKP z Kętrzyna, ale
Robert kazał towarzystwu się podnosić i ruszać dalej. No mercy!
Grzegorz odprowadził nas do Reszla dalej na Bisztynek
pojechaliśmy już dalej. Po drodze zapadła już ciemność, bo w listopadzie dzień
to raczej długi nie jest. W Bisztynku zebraliśmy się w całość, żeby po chwili
znowu jechać każdy w swoim tempie i umawiając się na postój na lidzbarskim
Orlenie. Czy Orlen nie powinien być sponsorem tej jazdy?;-)
Kręcąc z mozołem kilometry po słabej nawierzchni DW 513
dotarliśmy do Lidzbarka i zasiedliśmy razem z lokalną młodzieżą w Stop Cafe.
Młodzież zaraz się zwinęła, my posiedzieliśmy nieco dłużej :-).
Po kolacji ruszyliśmy w ostatni etap jazdy do Elbląga. Do
domu zostawało 90 długich km. Jeszcze w Lidzbarku Mariusz, Krzysiek i Sławek
pomylili drogę na jednym z rond i zostali z tyłu. Taki podział zachował się już
do Elbląga, dodatkowo od Młynar już nie miałem kontaktu z Robertem.
Załamanie pogody nastąpiło 10 km za Lidzbarkiem, kiedy to zaczął
padać deszcz, miejscami przechodzący w deszcz ze śniegiem. Siła wiatru nieco
zmalała, ale i tak wiało tak, że miejscami deszcz padał poziomo. Byłem dobrze
przygotowany do niskich temperatur (dwie pary rękawiczek, ogrzewacze
chemiczne), ale po kilku godzinach takiego miksu temperatura odczuwalna poniżej
zera zrobiła swoje i rękawiczki ,,umarły’’. Razem z nimi padły moje palce i
doprawdy nie wiem, jak zdołałem otworzyć
kluczem drzwi do piwnicy. Egzamin w pełni zdały za to dwie pary wełnianych skarpet, które nawet jak są mokre to trzymają temperaturę. Buty z goretexem
też nie szkodzą w taką pogodę.
Do Elbląga dotarłem parę minut przed 1 w nocy, trzy godziny
spóźniony w stosunku do planowanego czasu powrotu. Na zjeździe z Dębicy po raz pierwszy w życiu
miałem ochotę iść, bo wiatr chłodził niesamowicie. Jakoś jednak zjechałem i po
dotarciu do domu wskoczyłem do wanny. Tego mi trzeba było …
Dzięki Panowie za wspólną wycieczkę. Co nas nie zabije, to
wzmocni. Dedykacja muzyczna poniżej :-)).
Się coś buduje halowego w naszym Ilfingu. Ale wydarzeniem dnia jest przebicie opony Schwalbe Marathon Mondial na przednim kole. Pierwsze od maja 2015 roku kiedy to została założona. (z zimowymi przerwami).
Od najbliższej niedzieli Miejskie Wycieczki Rowerowe zyskują nowego partnera w postaci Gminy Elbląg. Samorząd ufundował dla nas bardzo aktualne, rowerowe mapy Krainy Zalewu Wiślanego i - pisząc z lekkim przymrużeniem oka - położy do końca tygodnia nowy asfalt na odcinku drogi w Janowie. Się wie kiedy jechać :-). Przybywajcie!
Dzisiaj jest Dzień Placków Ziemniaczanych. Takie nowe, świeckie święto. Moja obiadowa odpowiedź na ten fakt widoczna jest poniżej. Smaczne było, ale przepisu nie zdradzę ;-)