Dane wyjazdu:
Temperatura:-7.0
Sobota, 10 lutego 2018 ·
| Komentarze 9
Trasa: ELBLĄG-Malbork-Starogard Gdański-Czersk-Brusy-Konarzyny-Przechlewo-Rzeczenica-Biały Bór-Bobolice-Koszalin-Stare Bielice-KOSZALIN>>>PKP>>>ELBLĄG
MAPAGALERIA (z opisem)
Uliczny projekt Roberta trwa w najlepsze i nie wiadomo, kiedy się
skończy bo co jakiś czas dochodzą nowe ulice Księżycowe.Może nigdy się nie skończy ;-). Po jeździe na ulicę Księżycową w Mrągowie
i w Mrozach Wielkich koło Ełku postanowiłem wybrać się teraz na zachód, do Starych
Bielic pod Koszalinem gdzie powstała nieoznakowana jeszcze ulica Księżycowa.
Siłą sprawczą jej powstania była uchwała nr XXXVI/268/17 Rady Gminy w
Biesiekierzu z dnia 28.09.2017 r.
Do jazdy zostało namówione grono elbląskich ultramaratończyków
z czego na Placu Słowiańskim zjawili się
Robert,
Marek i
Mariusz. Punktualnie o
północy ruszyliśmy w trasę korzystając ze sprzyjającego wiatru i temperatury na
poziomie -7 stopni. Wiadome było, że
Marek nas opuści w okolicach Wisły i było też jasne, że ja wracam z Koszalina
PKP. Poza tym nic nie było jasne, bo noc była pochmurna.
Pierwsze 30 km to walka z lekko już dorżniętym napędem –
niepotrzebnie gruntownie umytym przed wyjazdem - i szukanie biegu stosownego do
utrzymania tempa oddalających się kolegów. Pomocny w utrzymaniu koła okazał się
blat 52.
Na skrzyżowaniu DK22 i DK 91 w Czarlinie pożegnaliśmy Marka,
który ruszył na Kwidzyn zamieniając sprzyjający wiatr na mniej sprzyjający. My
zaś przywitaliśmy się z pierwszymi hopkami Kociewia, które urozmaiciły jakże
banalną jazdę po Żuławach.Ruch na
krajówce uspokoił się już zupełnie i zapanowała mroźna, lutowa noc.
Pierwszy odpoczynek zrobiliśmy na Orlenie w Starogardzie
Gdańskim (3:00), gdzie napiłem się czekolady Milki. Kofeiny to ona jednak miała
mało i w Czersku na kolejnym Orlenie trzeba było strzelić sobie solidną kawę i
poprawić zapiekanką, bo walkę z sennością trzeba prowadzić, kiedy jeszcze się
jej nie czuje.
Za Czerskiem (5:25) pożegnaliśmy się z DK 22 i ruszyliśmy na
Brusy. Zaczęło świtać i dzięki temu mogliśmy dostrzec masakrę drzew dokonaną przez zeszłoroczną nawałnicę. Smutny
widok, szczególnie w kontekście turystyki szlakami rowerowymi
Kaszubskiej Marszruty. W Brusach koledzy byli pod wrażeniem ogromnej bryły świątyni, gabarytami
pasującej do znacznie większego miasta.
Dalsze kilometry upłynęły na jeździe skrajem Parku
Narodowego Bory Tucholskie i podziwianiu meandrującej Brdy. Do Konarzyn droga
była mi znana, ale potem zaczęła się
terra
incognita.
Spokojne patataj dorowadziło nas do Rzeczenicy (10:00) i
znajdującej się tam piekarnio-cukierni z oryginalną tablicą chlebową. Chleb był
nam zbędny, ale kawa i ciasta już nie. Popas trwał dobre półgodziny, bo i
chłopcy się nie oszczędzali, biorąc jakieś kilogramowe bryły słodkiego :-).
Od Rzeczenicy poruszaliśmy się do Koszalina drogami
krajowymi, odpowiednio DK 25 i DK 11. Mariusz proponował jeszcze kurs do
Kociego Wielanowa, ale ta koncepcja musi
jeszcze trochę poczekać na realizację ;-).
W sławnym z dochodowego fotoradaru gminnego Białym Borze
(11:30) zajechaliśmy na Orlen zatankować napoje, bo w międzyczasie zrobiło się
zupełnie ciepło i termometr pokazywał około zera stopni.
Niebawem zakończyliśmy jazdę DK 25 i w Bobolicach
wjechaliśmy na ostatnie 40 km przed Koszalinem na DK 11. Tutaj już nie było
zmiłuj się, ruch był spory i jechaliśmy sobie gęsiego. Pierwotna koncepcja
przewidywała obiad w Koszalinie, ale jak w Głodowej zobaczyliśmy restaurację
rybną
,,U Kawalca’’ z pełnym
parkingiem samochodów to koncepcja uległa zmianie. Dobrej jakości wyszynk, nie
tylko rybny (zjadłem: pomidorową z makaronem, rosół z makaronem i pierogi
ruskie) w dobrej cenie uzupełnił nasze siły kaloryczne i mieliśmy moc na
pokonywanie całkiem niezłych podjazdów Wysoczyzny Polanowskiej.
Na tablicy Koszalina pojawiliśmy się około 15:00 i ruszyliśmy
obwodnicą w kierunku Starych Bielic leżących przy DK 6 w kierunku na Szczecin.
Mając wsparcie w nawigacji GPS, Google Maps i wydruku uchwały Rady Gminyszybko znaleźliśmy się na ulicy Księżycowej,
zabudowanej lecz jeszcze opustoszałej.
Krótka fotosesja dopełniła dzieła zaliczenia Księżycowej i
pojechaliśmy sobie do centrum miasta. Ja do PKP miałem prawie 2 godziny, więc
po pożegnaniu się z kolegami udałem się na oględziny miasta po dobrych 20 latach
w nim nieobecności, zaś Robert i Mariusz udali się w okolice Sławna na nocleg.
Jazda PKP przebiegła w kompletnej samotności rowerowej i
tylko nie wiem, dlaczego na bilecie miałem napisane: ,,Brak gwarancji miejsca na
przewóz roweru’’ :-))).