Dane wyjazdu:
Temperatura:12.0
Niedziela, 2 sierpnia 2020 ·
| Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Jelenia Dolina-Łęcze-Bogdaniec-
Suchacz-Łęcze-Suchacz (10x)-Łęcze-Jelenia Dolina-ELBLĄG
GPS EVMAPA EVMAPA (całość)
GALERIA (z opisem)
Dość dawno Darecki
rzucił Robertowi – pochłoniętemu przez jazdę na Księżyc i inne ciała niebieskie
– zadanie objechania 12 ulic Księżycowych w Polsce. Tak dla urozmaicenia jego
jazdy dookoła komina zbierającej ponad 400.000 km w ciągu 10 lat. Ja zaś
podałem hasło Suchacz everesting, czyli zabawne ale sportowe zdobywanie metrów
przewyższeń, tak aby osiągnąć 8848 m, czyli wysokość Mount Everestu
(Czomolungmy). Wyzwanie to jest realizowane na różnych podjazdach,
ja zaproponowałem odcinek Suchacz-Łęcze-Bogdaniec-Suchacz, czyli z poziomu Zalewu
Wiślanego na Wysoczyznę Elbląską i z powrotem.
Lata mijały, ulice Księżycowe były zaliczane w ilościach
hurtowych – ciągle zresztą powstają nowe – ale o everestingu zrobiło się cicho.
Aż niedawno na fejsie wpadło w moje łapska ogłoszenie o elblążaninie Łukaszu
Tazuszel - śmiałku , który postanowił
sportowy wyczyn połączyć z akcją charytatywną na rzecz malutkiej Marysi, która
wymaga wsparcia w leczeniu. Wiedziałem, że muszę też tam być :-)
Oczywiście, nie na całości wyzwania bo takiej wytrzymałości
psychicznej, aby tyle km kręcić w kółko to ja nie mam, ale przynajmniej kilka
podjazdów zrobić w tym jakże szczytnym celu.
I tak od słowa należało przejść do czynów, więc zwołałem
zbiórkę o północy na Placu Jagiellończyka
na której nie spotkałem … nikogo. Och, Wy śpiochy :-) A taka piękna pełnia
była.
Samotnie zatem pokręciłem sobie do Suchacza, gdzie bardziej
zaniepokoiłem się totalną ciszą – poza muzyką z lokalnej plaży – na trasie
everestingu tuż przed godziną 2, czyli momentem startu do wyzwania. Po
chwili okazało się, że Łukasz ruszył z leśnego parkingu między Łęczem a
Suchaczem, gdzie jego brat zaparkował samochód serwisowy. A ja zaś sobie czekałem na skrzyżowaniu w
Suchaczu, widząc wcześniej zjeżdżającego Roberta, który swój everesting – jak dowiedziałem
się potem – zaczął już o północy.
Spotkaliśmy się zatem o 2:04 i wspólnie przez chwilę
zaczęliśmy wspinać się do Łęcza. Różnica w rowerach a i zapewne w wytrenowaniu
była jednak zbyt duża, aby ta wspólna jazda trwała długo. Szybko odpadłem od
Łukasza i każdy z nas swoim tempem nabijał metry przewyższeń. Zamierzałem z 4-5 razy zaliczyć wjazd i
zjazd a potem wrócić do Elbląga. Jak
jednak na pierwszym podjeździe odpiąłem sakwy od roweru i w ten sposób
odchudziłem Bocasa o dobre 3 km poczułem, że mogę więcej z siebie dać :-).
Sakwy zaległy w samochodzie brata Łukasza, Michała a ja jak kozica pognałem do
Łęcza.
Pierwszą nawrotkę zrobiłem nieco na czuja, bo nie widziałem
strzałki nawrotowej. Szybki zjazd i zacząłem drugi podjazd podczas którego z
takim zapamiętaniem wypatrywałem strzałki w Łęczu, ze dotarłem do centrum wsi. Chwilę potem dowiedziałem się od Łukasza, że
chyba deszcz ją zmył i teraz punkt nawrotki wskazuje pachołek na poboczu.
I tak mijając się z Łukaszem i z Robertem kręciliśmy się jak
te chomiki w kółko na pętli długości 3800 metrów w górę i 3800 metrów w dół. Podjazd zajmował mi
około 17-18 minut, zjazd 7-8 minut czyli oczywiście zdecydowanie za krótko ;-).
Podczas 5 podjazdu
dowiedziałem się, że ktoś … ukradł pachołek drogowy z pobocza w Łęczu. W
ciemnościach minęły nas może z 3-4 samochody na tym odcinku i doprawdy trudno
uwierzyć, że komuś chciało się zatrzymać auto i go zabrać, albo i po prostu wrzucić
w krzaki. Masakra :-(
Nie utrudniło to jednak jazdy, gdyż już dobrze wiedzieliśmy
gdzie należy zawrócić po zakończonym podjeździe.
W międzyczasie poczułem głód i zatrzymałem się przy Michale,
który dał mi sakwy w których miałem małe co nieco na ząb. Potem jeszcze
dorzuciłem kanapkę od Roberta, który postój zrobił autem na punkcie widokowym
Wzgórze Klepacza – Michał stacjonował na wiatach Nadleśnictwa Elbląg przed (za)
krzyżówką z DW 503.
I znowu mogłem kręcić kilometry na tym moim kowadle o nazwie
Bocas. W nim sama stopka waży około 1 kg, czyli pewnie tyle co całe tylne koło
Łukaszowego Bianchi :-)
Zaczynało się już robić niebiesko, niebawem pojawiły się
klimatyczne mgły a ja polowałem na wschód słońca. No, ale jednak za dużo drzew
uniemożliwiło to skutecznie.
Upolowałem za to chłopaków w Łęczu i wykorzystałem do
zrobienia pamiątkowej fotki. Łukasz idzie dzisiaj na swój życiowy rekord w
jeździe non-stop i nie mam raczej wątpliwości, że wyjdzie z tej próby zwycięsko.
Będzie kolejny ultras z niezwykle mocną głową, bo taka jazda w kółko wymaga niezłej
odporności.
Ja po jedenastym ujrzeniu tablicy ELBLĄG 18 miałem już dość
i wspinając się po raz ostatni (w sumie 11 podjazdów i 10 kompletów góra-dół)
do Łęcza zabrałem od Michała z samochodu sakwy, dociążyłem rower i ruszyłem do domku :-). Zdążyłem jeszcze poznać Dawida, który
przyjechał wspierać Łukasza o poranku i w ten sposób mój udział w everestingu
dobiegł końca.
Dziękuję Panowie za wspólne kręcenie.
Po tym przydługim wstępie czas na rzecz najważniejszą, czyli
skupmy się na chorej Marysi. Pomóc można
w bardzo prosty sposób, wystarczy
kliknąć ten link i dalej kierować się informacjami na stronie. Szybko, sprawnie i
intuicyjnie. Warto pomagać.