Dane wyjazdu:
Temperatura:12.0
Sobota, 19 marca 2022 ·
| Komentarze 4
Trasa: ELBLĄG-Markusy-Bągart-Dzierzgoń-Susz-Kisielice-Kurzętnik-Nowe Miasto Lubawskie-Rybno-Glaznoty-Samborowo-Miłomłyn-Małdyty-Pasłęk-Węzina-ELBLĄG
GPSMAPAGALERIA (z opisem)
Gdzie najlepiej pożegnać zimę? Stok narciarski wydaje
się dobrą miejscówką. A gdzie sympatycznie można powitać wiosnę? Na przykład
nad klimatycznym jeziorem.
Nic więc dziwnego, że wybrałem się z rowerową ekipą do
Kurzętnika aby na Kurzej Górze przyjrzeć się okazałej wieży widokowej z długą
ścieżką zlokalizowanej przy istniejącym tam już jakiś czas stoku narciarskim. A
w nieodległych od Kurzętnika Szczuplinach nad Jeziorem Rumian lekkim awansem
powitaliśmy w promieniach słońca wiosnę na kompleksie nowych pomostów z wieżą
widokową na dokładkę.
Wycieczka rozpoczęła się o północy w sobotę przy
literach ELBLĄG. Na liczącą około 280 km trasę ruszyła Krysia, Robert, Andrzej,
Mateusz i Krzysiek. Sympatyczne +4 stopnie i wiatr w plecy wskazywały, że wschód
słońca w Kurzętniku po 120 km jest osiągalny.
Po drodze zatrzymaliśmy się na krótkie postoje w Dzierzgoniu,
Starym Dzierzgoniu – gdzie uwieczniłem iluminowany kościół oraz na Lotosie w Kisielicach,
gdzie przerwa była nieco dłuższa, powiedzmy że śniadaniowa (3 rano ;-). Za
Kisielicami spojrzeliśmy jeszcze na iluminacje Biskupca Pomorskiego i niebawem
zaczęliśmy zjazd w dolinę Drwęcy nad którą położony jest Kurzętnik. Po drugiej
stronie rozciągała się panorama Kurzej Góry z dominującą sylwetką wieży
widokowej ze ścieżką – chciałoby się napisać – w koronach drzew, ale to nie w
Kurzętniku :-)
Krótka, lecz forsowna wspinaczka asfaltem na szczyt
Kurzej Góry rozgrzała nas solidnie. I dobrze, bo temperatura +2 była temperaturowym
minimum podczas całego wyjazdu. Teraz miało być tylko cieplej.
Na szczycie obejrzeliśmy sobie rozległy kompleks
narciarski, wspomnianą wieżę i powstającą nieopodal obwodnicę w ciągu DK15. Po
tej przerwie nadszedł czas na śniadanie, które postanowiliśmy zjeść na Orlenie
w Nowym Mieście Lubawskim. Dotarliśmy tam na raty, bo na uliczkach Kurzętnika
gdzieś zagubili się Krysia i Krzysiek. Dotarli oni na Orlen jak już powoli
kończyliśmy konsumpcję i tutaj dowiedzieliśmy się, że skracają wycieczkę i jadą do Iławy na PKP. Dały się odczuć trudy
nocnej jazdy i to było przyczyną odwrotu. Niemniej, zaliczyli około 150 km co
jest bardzo przyzwoitym wynikiem.
I tak to nasza czwórka rozpoczęła wyjazd z doliny
Drwęcy, co wiązało się z nieuniknioną wspinaczką. Teraz zresztą pagórki większe
i mniejsze miały nam towarzyszyć aż do Samborowa z kulminacją w okolicach Góry
Dylewskiej, najwyższego punktu w tej okolicy.
Kilometry w towarzystwie pięknego słońca, dobrego wiatru
i równych asfaltów szybko mijały i niebawem wjechaliśmy do gminy Rybno, na
terenie której znajduje się Jezioro Rumian i wieś Szczupliny.
Przed Szczuplinami zatrzymaliśmy się w Rybnie, aby
uzupełnić zapasy w sklepie i zajrzeliśmy nad Jezioro Rybno w centrum wsi mające
zagospodarowane brzegi. Stąd już tylko kilka km dzieliło nas od Szczuplin,
gdzie nadszedł czas na dłuższy odpoczynek, kąpiel w wodzie Andrzeja i ogólną
sjestę w promieniach słońca.
Nowo oddane pomosty z wieżą widokową robią doskonałe
wrażenie, na zwodowanie czekają jeszcze pomosty pływające, tak że i sprzęt
wodny będzie miał swoje miejsce. Przyjemnie będzie tutaj pojawić się latem, aby
zakosztować normalnej kąpieli. Bo teraz to woda miała kilka stopni i tylko mors Andrzej się w niej
odnalazł.
Ciekawostką na pomostach jest miejsce na ognisko, które
jest zabezpieczone betonem i sprawia, że w tak nieoczywistym otoczeniu można
cieszyć się pieczonymi kiełbaskami. Szkoda, że nie wiedzieliśmy wcześniej ;-)
Andrzej się wykąpał, my sobie obejrzeliśmy dokładnie
całą konstrukcję i cóż, trzeba było ruszać w drogę powrotną. Wiedzieliśmy, że
za kilka km opuści nas Mateusz, który miał w planach odwiedziny rodziny
mieszkającej w tej okolicy.
I tak to od Dąbrówna kręciliśmy sobie w trójkę narzekając
na słabe asfalty. Pracowicie zdobywając kolejne hopki wspięliśmy się na
wysokość około 250 metrów, czyli byliśmy w Parku Krajobrazowym Wzgórz
Dylewskich. Góra Dylewska była nad nami, ale zdobędziemy ją przy innej okazji i
na innych rowerach.
Skręciliśmy jeszcze do Glaznot pokazać Andrzejowi ładnie
odnowiony, zabytkowy most kolejowy na dawnej linii kolejowej Ostróda-Turza
Wielka.
A potem to zgubiliśmy Roberta, który na swoich cienkich
oponkach szczególnie odczuwał nierówności nawierzchni. Dojechaliśmy z Andrzejem
do krajowej 16 w Wirwajdach i po 10 minutach czekania postanowiliśmy jeszcze
poczekać w Samborowie przy sklepie.
Jako że i tutaj się go nie doczekaliśmy pojechaliśmy zgodnie
z planem na Miłomłyn. Tymczasem Robert oddzwonił do Andrzeja z informacją, że
jest w Ostródzie i jedzie na Miłomłyn, gdzie była szansa się spotkać. Mój
telefon po drodze się rozładował, bo okazało się, że zapisywał ślad wycieczki - nie wiem po co :-))
Chwilę przed Miłomłynem spotkaliśmy się i w trójkę kontynuowaliśmy dalszą jazdę. Nie
oznaczało to, że cały czas przebywaliśmy razem. Bardzo dokładny opis ostatnich 60
km trasy macie u
Roberta.
Niezłe puzle :-)
Od Miłomłyna trwała walka z wiatrem, który na długich
prostych starej DK7 był szczególnie upierdliwy i sprawiał, że się miało
wrażenie stania w miejscu. W Małdytach na Orlenie widziałem rower Roberta, ale
że nie miałem ochoty na jedzenie to pojechałem dalej, wiedząc że on i tak mnie
dogoni. Okazało się, że Andrzej też tam był ;-)
W sumie dogonili mnie w Lisowie, gdzie podczas postoju zajrzałem do sklepu
Pani Bożeny Lemierskiej. I teraz już w trójkę ruszyliśmy na metę do nieodległego
już Elbląga, do którego wjechaliśmy o 16:05. Ja z Robertem, a Andrzej chwilę
później zameldował się na rondzie Bitwy pod Grunwaldem (dawne Kaliningrad).
Stąd ruszyliśmy do domków na zasłużony odpoczynek.
Dziękuję całej ekipie za podjęcie wyzwania na tej niełatwej trasie – lekko ponad
2 km przewyższeń to prawie ilość jak z Maratonu Elbląskiego, ale tam jest 444
km.