Dane wyjazdu:
Temperatura:13.0
Piątek, 28 lipca 2023 ·
| Komentarze 4
Trasa: ELBLĄG-Młynary-Pakosze-Pieniężno-Górowo Iławeckie-Bartoszyce-Kętrzyn-Giżycko-Wydminy-Olecko-Suwałki-Gulbieniszki-Suwałki-Raczki-Wieliczki-EŁK
MAPAGALERIA Różne już były wyjazdy na wschody słońca. Na to klimatyczne
i jakże optymistyczne zjawisko przyrody, które wymaga wczesnego wstania, albo i
nie spania w ogóle ;-) Kręciło się
korbami na Hel, nad morze do Stegny, nad jeziora czy na wieże widokowe.
Tym razem poprzeczka została ustawiona przez
pomysłodawczynię celu wycieczki, pochodzącą z Suwałk Dorotę, bardzo, bardzo
wysoko. Dosłownie i w przenośni – Cisowa Góra nad Suwałkami w tamtejszym parku
krajobrazowym, zwana Suwalską Fudżijamą, ma całkiem konkretną wysokość 256
metrów n.p.m i jest oddalona od Elbląga o … 300 km!
Nikt tak daleko na wschód naszej gwiazdy jeszcze od nas nie
jechał :-)
To oczywiście był główny motyw, aby zabrać się za
organizowanie tego lekko szalonego pomysłu, który Dorota ,,sprzedała” mi jeszcze
w zeszłym roku. Dodatkowym motywem był fakt, że jego autorka w ten sposób
chciała poprawić swoją życiówkę w rowerowej jeździe non stop i przekroczyć próg
300 km pokonanych za jednym razem, bez spania.
A wiecie, że ja takim prośbom nie odmawiam :-)))
I tak to doszło do ustalania szczegółów wyjazdu. Zgrania
terminów i pogody, która w tym przypadku była zdecydowanie najważniejsza. Nie
widziałem bowiem sensu jechać w super warunkach, aby na Suwalszczyźnie obejrzeć
stalowe chmury, deszcz i ani centymetra słońca. Na odwrót mogło być.
Dodatkowo,
należało dotrzeć tam na określoną godzinę wschodu, którą była tego dnia godzina
4:35 dla Suwałk. To naprawdę niełatwe na
takim dystansie, przy ruszeniu ponad 12 godzin wcześniej. I ostatecznie tak właśnie było. Prognozy dla Suwałk były
lepsze niż dla Elbląga.
W trasę wybrało się 5 osób (Dorota, Marciny dwa, Sławek i
ja) i po prowadzonych do ostatnich chwil
analizach serwisów pogodowych o godzinie 15:11 ruszyliśmy z ronda Pionierów
Oświaty w kierunku Milejewa.
Szybko wspięliśmy się na szczyt Wysoczyzny Elbląskiej i
jeszcze szybciej zaczęliśmy zjazd w kierunku Młynar. Po zaliczeniu odcinka specjalnego w postaci
bruku w Długoborze pod naszymi kołami zagościły dobre i bardzo dobre asfalty warmińsko-mazurskich
dróg.
Pierwszy postój zrobiliśmy w Pieniężnie na stacji Avia.
Tutaj też z lekkim niepokojem obserwowaliśmy Dorotę, która na początkowych km
poddała w wątpliwość czy dobrze robi, porywając się na taką jazdę. Wątpliwościami nie byłem zaskoczony,
zdziwiłem się że pojawiły się na tak wczesnym etapie wycieczki. Dorota jechała jednak obstawiona ultrasami z
każdej strony, także wątpliwości zostały rozwiane, a – jak się okazało potem –
decydująca była uwaga Marcina Bąka o żalu z niepodjęcia wyzwania.
Za Pieniężnem wjechaliśmy na pięknie wyremontowaną DW 512 do
Bartoszyc. Do stanu drogi nie
dopasował się kierowca osobówki z
Tychów, któremu na pustej drodze nie przypadła do gustu nasza jazda parami.
Trąbił długo i zawzięcie na przestrzeni –
sic! – kilku kilometrów, zrobił za sobą korek z kilku
samochodów, zapewne nas sfilmował, a ja sfociłem jego, bo taki oryginał zdarzył
mi się po raz pierwszy :-)
W końcu przypomniał sobie jak się wyprzedza wolno jadące
pojazdy – co on by zrobił, jakby przed nim jechał traktor czy koparka??? :-))))
– i udało mu się dotrzeć do Bartoszyc
przed nami.
My natomiast w Bartoszycach na około setnym km odwiedziliśmy
Orlen, bo godzina była dobra na kolację. Potraktowałem się dwoma pomidorowymi
zupami z makaronem i byłem gotowy do dalszego kręcenia. Inni też sobie nie żałowali, Dorota na tę
okoliczność miała kabanosy i chleb razowy.
Za Bartoszycami wiatr w dalszym ciągu sprzyjał dynamicznej
jeździe i tak to osiągnęliśmy Kętrzyn. Tutaj skończył się całkowicie dzień i
zaczęła mazurska nocka.
W Giżycku Dorota przeżyła mały kryzys energetyczny ale
niezawodne żelki oraz chwila przerwy na
przystanku z nogami w górze kryzys opanowały. Dla pewności zajechaliśmy jeszcze
na stację MOL (dawny Lotos), żeby przed mazurskimi wzniesieniami coś zjeść.
Byliśmy na 190 km. Do celu było 100 km i 4,5 godziny
czasu. Raczej nie było już szans na
dłuższe postoje . Nie było też szans negocjować godziny wschodu słońca ;-)
I tak to bez odpoczynku cała ekipa przeleciała nockę, żeby o
4 rano zameldować się na rogatkach Suwałk.
Niebo było mocno zachmurzone, nic
jednak nie padało, ale wyglądało na to, że nie musimy się spieszyć, aby w punkt być na szczycie Cisowej Góry.
I tak też zrobiliśmy. Na szczycie suwalskiej Fudżijamy
zameldowaliśmy się 8 minut po formalnym wschodzie słońca. Już będąc na górze
zauważyliśmy, że robią się dziury w chmurach i w taki sposób powstała ta
słoneczna galeria zdjęć. Plan został
zrealizowany, szczęście mieliśmy niezwykłe.
Na Cisowej Górze przebywaliśmy dość długo, napawając oczy
wspaniałą panoramą Suwalszczyzny na terenie Suwalskiego Parku
Krajobrazowego. W końcu jednak trzeba było opuścić to niezwykłe miejsce i
zacząć drogę powrotną do Ełku, skąd był plan wracać pociągiem do Elbląga.
To był plan dla męskiej części grupy, bo Dorota zakończyła
swoją jazdę za kilkanaście km, w swoich rodzinnych Suwałkach, gdzie czekało na
nią śniadanie u rodziców. My na
śniadanie udaliśmy się na Orlen i to też było dobre ;-)
Posileni ruszyliśmy na ostatni etap warmińsko-mazurskich
peregrynacji, czyli około 70 km etap do Ełku. Trasą nieco znaną z jednej z
edycji maratonu P1000J przejechaliśmy
przez Raczki i Wieliczki, oglądając z
zewnątrz w tej drugiej miejscowości stylowy modrzewiowy kościół z XVII wieku,
uznawany za najstarszy drewniany kościół na Mazurach.
Z innych ciekawostek należy przywołać fakt, że po dotarciu
do DK 16, oblężonej samochodami z każdej strony, udało nam się przedostać na
biegnącą obok drogę S61 Via Baltica, gotową ale jeszcze nie oddaną do użytku. I
tak to sobie na luzie i w komforcie dotarliśmy do Ełku.
Tutaj rozpoczęliśmy akcję
,,Kup bilet”, która oczywiście w taki dzień, w wakacje i w tak wakacyjnych
okolicach nie mogła się udać. Pozostały
negocjacje w pociągu.
Przed nimi zajrzeliśmy na drugie śniadanie do lokalnej
cukierni i tak wzmocnieni zajęliśmy miejsca w szynobusie Regio z Ełku do
Olsztyna przez Pisz. Pani kierownik pociągu ze zrozumieniem podeszła do naszego
kłopotu i nie musieliśmy zaraz za Ełkiem opuszczać pociągu.
W Olsztynie przesiedliśmy się do pociągu do Elbląga i po łącznie 6
godzinach podróży dotarliśmy do domu. Cały wyjazd trwał ponad dobę i była to bardzo przyjemna, wakacyjna podróż.
Dziękuję całej ekipie za wspólne kręcenie kilometrów i pomoc
przy wspieraniu Doroty, a jej samej
bardzo gratuluję poprawienia życiówki o dobre 100 km.