Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 301.707 kilometrów, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.96 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Za duży, jak na gładkie opony szosowe, opad śniegu wsadził mnie z Trekiem do pociągu i w ten sposób szybko dotarłem do Gdańska, gdzie czekała na mnie sesja korygująca, dopasowująca i uświadamiająca o co chodzi w jeździe na rowerze szosowym i jak sobie krzywdy tą jazdą nie zrobić.
Czyli bikefitting w VeloLAB. Dzisiaj była to sesja uproszczona, bez butów, pedałów SPD i całej tej zabawy z ustawieniami bloków. To pewnie przede mną, ale potem ;-). Najpierw nauczę się jeździć na szosowej kierownicy ;-). Efektem dzisiejszej dwugodzinnej wizyty było skrócenie mostka, a nie wymiana kierownicy - co chodziło mi po głowie - oraz zmiana pozycji łap i siodełka.
Solidne testy już niebawem, jak tylko pogoda pozwoli.
Po zajęciach ruszyłem nad morze pokazać Trekowi Bałtyk, chociaż słoneczko kusiło kursem powrotnym do Elbląga. Ale że wątpiłem w jakość nawierzchni na zasypanych świeżym śniegiem Żuławach Wiślanych to dałem sobie spokój i przez Wrzeszcz, Brzeźno i Jelitkowo dotarłem do Sopotu, gdzie grzecznie wsiadłem do pociągu. I tak to pierwsze kilometry szosą w zimowej scenerii mam za sobą.
Piszę ten wpis korzystając z obu rąk, tak więc już jest znacznie lepiej niż rok temu :-))
Pod Górą Chrobrego zjawiło się bardzo niewielkie grono amatorów pierwszostyczniowego rowerowania. Szkoda, bo przecież godzina policyjna skończyła się o 6 rano ;-). Po złożeniu życzeń i noworocznym toaście ruszyliśmy w trasę do Jagodnika po GreenVelo w Bażantarni. Do muszli koncertowej grupa tak się rozproszyła, że zostało nas ... 4. (Marciny dwa, Robert i ja) Gdzie podziała się reszta w sumie nie wiem, w Dąbrowie nikogo się już nie doczekaliśmy.
Królewiecką pojechaliśmy do Jagodnika oglądając nowo wyremontowany most przed tą miejscowością i potem skierowaliśmy nasze rumaki na Jelenią Dolinę podziwiają piękną szadź na drzewach Wysoczyzny Elbląskiej. Pod oponami był zaś suchy, czarny asfalt, ale mimo wszystko warto uważać podczas jazdy w takich warunkach. Na Jeleniej Dolinie wesoło trzaskało palące się ognisko, a jeszcze weselej było w wodzie, gdzie morsy po raz pierwszy w tym roku zażywały ożywczej kąpieli. Tak jak my ożywczej przejażdżki :-))
Z Jeleniej Doliny wróciliśmy w teren ciepły i zabudowany, bo na długie dystanse czas jeszcze nadejdzie ;-)
Życzę wszystkim rowerzystkom i rowerzystom - zwłaszcza elbląskim ;-) - realizacji planów i założeń na nowy sezon A.D. 2021. Aczkolwiek nie czyńcie ich zbyt szerokich, bo sytuacja jeszcze jest daleko od normy. Sobie życzę zdrowia aby pokonać 12.000 km w skali roku, ukończyć maraton Wisła 1200 i dalej integrować się z rowerem szosowym.
Mój szanowny imiennik ogarnia od jakiegoś czasu popołudniowe jazdy po pracy. Ciemności sprawiają, że są to już jazdy nocne, a że właśnie otrzymałem awansem od Mikołaja odblaskowe nogawki Bontragera, to i grzechem było nie skorzystać z takiej okazji żeby ich nie przetestować i pobrudzić :-).
Z szybką ekipą szybko pyknęło 50 km interwałów Wysoczyzny Elbląskiej z dłuższym postojem w Milejewie. Za Jelenią Doliną wizja jazdy przez Jagodnik i Bażantarnię nieco przeraziła opony Treka, a mnie zwłaszcza, i odbiłem na Fromborską. Do Bażantarni i tak dojechałem, ale ekipy już się nie doczekałem.
Mój szanowny imiennik ogarnia od jakiegoś czasu popołudniowe jazdy po pracy. Po zmianie czasu to są już jazdy nocne, a że na Treku właśnie pojawiło się nowe oświetlenie, to i grzechem było nie skorzystać z takiej okazji :-).
Z szybką ekipą szybko pyknęło 50 km z dłuższym postojem w Marzęcinie i przy brzegu Nogatu w Kępinach Małych. A potem to szybko do domku, bo temperatura zaczęła spadać jak liście w iście listopadowym tempie.
Wydarzeniem wycieczki jest osiągnięta prędkość na zjeździe przy S22 do Kamiennika Wielkiego. To mój rekord na okolicznych trasach. Wiatr pomagał, ja nie - przerażenie było za duże, żeby jeszcze dokręcać. Ma ten rowerek potencjał :-) Podjazdy okolic Przezmarka to teraz szosowy raj, chociaż miejscami nieco pobrudzony piaskiem z posesji. W końcu można dynamicznie zjechać z Przezmarka do Nowiny.
Ten rower ma ,,tylko'' jedno zadanie. Dowieźć mnie do mety MRDP w roku 2025.
W tym celu muszę:
nauczyć się jeździć na rowerze z kierownicą typu ,,baranek",
nauczyć się obsługiwać szosowe klamkomanetki,
dopasować nową geometrię,
zrobić pewnie jeszcze kilka innych, obecnie nieuświadamianych sobie, rzeczy :-)
Dzisiejsza jazda to - jak na nowy sprzęt przystało - same ochy i achy. Wszystko chodzi płynnie, szybko, cicho i bezproblemowo. W dolnym chwycie wytrzymałem odcinek z Kępek do Jazowej i już miałem dość - sprinterem to ja już nie będę ;-). Górne chwyty forever :-) Jazda była pod wiatr, z wiatrem oraz z wiatrem bocznym. Taka żuławska klasyka.
Dziękuję wszystkim za pomoc i konsultacje przed zakupem i dziękuję ekipie z KM BIKE pod wodzą Kasi i Mariusza za sprzedaż i przygotowanie sprzętu.
Tym razem nie było najmniejszych szans powtórzyć jazdy powrotnej z Głodówki do Krakowa na PKP tak jak w roku 2018. Za bardzo zmęczony, za krótka regeneracja i ryzyko kontuzji były zbyt duże, żeby się wygłupiać. Tak więc grzecznie zjechałem sobie z Głodówki do Zakopanego ( i tak wyszło 200 metrów w pionie na tych paru kilometrach!), z którego pociągi dalej nie jeżdżą. Dopadłem więc - chwilę przed odjazdem - autobus rejsowy do Krakowa firmy Maxbus, której uprzejmy kierowca nie robił najmniejszych problemów, aby dwukołowca wsadzić do ogromnego i pustego luku bagażowego. Polecam tego przewoźnika.
I tak to prawie 2,5 godzinach jazdy nową i starą zakopianką, podziwiając panoramy z pozycji wygodnego fotela dotarłem do Krakowa. Do odjazdu pociągu miałem dobre kilka godzin więc już na własnym rowerze pojechałem zdobyć jeszcze jedną górkę - Kopiec Kościuszki. Nigdy tam jeszcze nie byłem, ale okazało się że muszę się obejść smakiem, bo wejście na szczyt jest możliwe tylko bez roweru i do tego wyłącznie przez muzeum. Prosto z drogi się nie da. Nie miałem zapięcia pozwalającego zostawić Kubusia i mieć nadzieję, że będzie stał po powrocie, a i muzeum akurat średnio mnie interesowało. I tak szczyt kopca musi jeszcze na mnie poczekać, a panoramę Krakowa obejrzałem tymczasem z leżącej nieco niżej kawiarni. Widoki były smakowite ;-)
Potem obejrzałem sobie i zmierzyłem długość drogi rowerowej dookoła krakowskich Błoń. Wyszło całkiem sporo, bo 3640 metrów asfaltowej nawierzchni. No, a potem zostało powiesić rower na wieszaku w pendolino i w miłym towarzystwie triathlonisty z Gdyni, który wracał z jednodniówki rowerowej dookoła Tatr, wrócić na górzyste inaczej Żuławy. I tak to urlop dobiegł końca :-)
Po sprawnym, wygodnym i komfortowym rowerowo dotarciu PKP na Hel udałem się do Jastarni. Głównym celem przejażdżki było obejrzenie odnowionej i z nieco zmienionym przebiegiem drogi rowerowej Hel-Jastarnia, której stara nawierzchnia szutrowa została zastąpiona także szutrem, ale o bardzo wysokich parametrach jakościowych. Tak wysokich, że na oponach ,,slick'' szerokości 28 mm jechałem pewnie i stabilnie. Można więc przyjąć, że nadaje się dla rowerów szosowych. Dodano także nieco polbruku (takiego z gatunku najgorszych) i to już dobre dla szosowców nie jest.
Panował na niej ogromny ruch rowerowy i trzeba było jechać skupionym. Dlatego też sądzę, że mogła być nieco szersza, tak o 0,5 metra. Rodziny z przyczepkami nie było łatwo wyprzedzać. Ścieżka jest odnogą szlaku EV 10 (który we Władysławowie skręca na południe) Dookoła Bałtyku i jest w pełni dostosowana do ciężkiego transportu rowerowego, czyli sakwiarzy i przeczepek rowerowych :-)
Po jej dwukrotnym przejechaniu tam i z powrotem oddałem się błogiemu nic nierobieniu i czekaniu na mojego imiennika, także startującego w MPP.
Film dzięki uprzejmości Łukasza Jatkowskiego (LUKE_HS)
Piąta edycja tegorocznych Miejskich
Wycieczek Rowerowych prowadziła wzdłuż Nogatu i jego starorzecza od okolic
śluzy Michałowo do Kępek.
Miejska
Wycieczka Rowerowa wzdłuż Nogatu miała pokazać jego bardziej nieznane oblicze.
Jednak kapryśna ostatnio pogoda w połączeniu z żuławskimi drogami skutecznie
uniemożliwiła te zamiary Mimo to udało nam się dzięki pomocy Leszka
Marcinkowskiego, przewodnika PTTK, wielu ciekawostek o tej rzece dowiedzieć i Nogat już nie jest
tak nieznany.
W organizację wycieczki zaangażowany był Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Elblągu, Elbląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, PTTK Odział Ziemi Elbląskiej, Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych TUW, Biuro Podróży Variustur, Urząd Gminy w Elblągu i Salon Rowerowy Wadecki.
Na trasę
ruszyło z placu pod katedrą św. Mikołaja 37 osób, które wcześniej zostały poproszone o
zainstalowanie w swoich telefonach aplikacji ,,Rowerowa Stolica Polski”. Elbląg
bierze bowiem udział w tej trwającej cały wrzesień zabawie, promującej
turystykę rowerową i codzienną jazdę rowerem po swoich miejscowościach.
Ołowiane
chmury w momencie startu nie nastrajały optymistyczne, ale że prognozy pogody
były jednoznacznie dobre to nikt nie zrezygnował z jazdy. W naszym gronie
powitaliśmy silną delegację Departamentu Sportu i Rekreacji Urzędu Miejskiego w
Elblągu, pod przewodnictwem Arkadiusza Kolperta, Dyrektora Departamentu.
Ulica
Żuławska wyprowadziła nas z Elbląga i mniej znaną trasą przez Kopankę II i Kopankę
I dotarliśmy w okolice Nogatu. W Michałowie
zatrzymaliśmy się na dłuższy, choć nieplanowany, postój przy śluzie na Nogacie,
aby obejrzeć nieczęsto widziany widok śluzowania niewielkiej łodzi motorowej.
Nie wszyscy uczestnicy mieli okazję wcześniej zobaczyć, na czym to polega.
Za
Michałowem rozpoczął się terenowy odcinek naszej wycieczki i po dotarciu do
klimatycznego oczka wodnego ulokowanego między wałami przeciwpowodziowymi
Nogatu do pracy przystąpił Leszek Marcinkowski wyjaśniając, skąd są tutaj w
sumie trzy rzędy wałów i jak była historia związana z licznymi powodziami i wynikającymi
z nich próbami zabezpieczenia tej kapryśnej rzeki, jaką był Nogat. Tutaj też
uczestnicy otrzymali wsparcie energetyczne w postaci słodyczy, potrzebnych
także na płaskich i pozornie łatwych Żuławach Wiślanych.
Z pomiędzy
wałów wyjechaliśmy nieco ślizgając się na błotnistej nawierzchni, ale już
niebawem koła naszych rowerów zyskały normalną przyczepność na asfaltowej
nawierzchni. Oznaczało to, że jesteśmy w Lubstowie skąd rozpoczęła się nasza
droga powrotna do Elbląga. Popychani sprzyjającym teraz, południowym wiatrem,
szybko mknęliśmy ku Jazowej, gdzie ponownie ujrzeliśmy bohatera naszej
dzisiejszej jazdy, czyli Nogat.
Teraz aż do
samych Kępek – przed którymi odcinek betonowych płyt został zastąpiony nowym
asfaltem – trasa naszej wycieczki prowadziła widokową drogą wzdłuż Nogatu.
Dobra nawierzchnia sprzyjała obserwacji tej granicznej dla dwóch województw
rzeki. Ostatni postój zrobiliśmy przy sklepie w Bielniku II, a potem zostało
nam dotrzeć do wiat GreenVelo przy ulicy Stawidłowej, gdzie zostały podstemplowane
książeczki turystyki kolarskiej PTTK i gdzie nasza wycieczka skończyła się po
przejechaniu 41 km.
Serdecznie
dziękuję wszystkim partnerom za pomoc, elbląskim mediom za skuteczną promocję
wycieczki, a przed wszystkim rowerzystkom i rowerzystom za wspólnie spędzony
czas i spokojną oraz bezpieczną jazdę.
Na kolejną jazdę
spod znaku Miejskich Wycieczek Rowerowych zapraszamy już 20 września. Celem
wycieczki będzie dom podcieniowy w miejscowości Marynowy, który dzięki
uprzejmości jego właścicielki będziemy mogli obejrzeć od środka. Ruszamy 20
września o godzinie 10:00 z placu pod katedrą św. Mikołaja.