Dane wyjazdu:
Temperatura:35.0
Poniedziałek, 16 sierpnia 2021 ·
| Komentarze 2
Trasa: BIAŁYSTOK-Śliwno-Strękowa Góra-Łomża-Kadzidło-Chorzele-Nidzica-Ostróda-Pasłęk-ELBLĄG
MAPA (całość)
GPS (GV Strękowa Góra-Łomża)
GALERIA (z opisem)
Pojawił się wolny dzień,
pojawiło się okienko z prognozowaną dobrą pogodą i dorwałem bilet na pociąg
więc ruszyłem w niedzielne popołudnie na wschód. Celem był Białystok, skąd
zamierzałem przejechać się szlakiem GreenVelo do Łomży.
Do Łomży prowadzi szlak
łącznikowy nr 202 ze Strękowej Góry, podczas gdy szlak główny odbija tam na
północ, w kierunku Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ja natomiast interesowałem
się tym razem Narwiańskim Parkiem Narodowym (NPN) i Narwią, która w kierunku Łomży
z okolic Białegostoku płynie.
Największą chyba atrakcją
NPN są pomosty na Narwi między Śliwnem a Waniewem, przy których pojawiłem się
godzinę przed wschodem słońca zamierzając w ten sposób sforsować dolinę Narwi.
Niestety, to się nie udało, gdyż od strony Waniewa pomosty obecnie nie
funkcjonują o czym zostałem poinformowany stosownym komunikatem na miejscu w
Śliwnie.
Zanim jednak dotarłem nad
Narew przeżyłem 6 godzinną podróż PKP upchany jak sardynka w puszce – co prawda
siedziałem a Trek wisiał, ale wagon wypełniony był po brzegi ludźmi z
miejscówkami, jak i bez. No i prawie
wszyscy też jechali do Białegostoku.
W końcu jednak pojawiła
się stolica Podlasia, zjadłem kolację w całodobowym McDonaldzie i uporałem się
z wymianą baterii w czujniku licznika, która akurat teraz zakończyła swój
żywot. Pokręciłem się trochę po uśpionym mieście i około 2 w nocy ruszyłem w trasę, tak aby wschód słońca
ujrzeć nad Narwią.
Jako że pomostami nie
udało się Narwi sforsować, to wróciłem do GreenVelo i Narew przekroczyłem jazem
w Rzędzianach, co już kiedyś miało miejsce.
Potem był nudny i hałaśliwy odcinek przy S8, gdzie o 5:09 powitałem
wschód słońca.
Z GreenVelo zjechałem w
Jeżewie omijając Tykocin i Kiermusy, gdzie już byłem
kiedyś z ekipą. Pustą o
poranku krajówką 64 szybko dotarłem w okolice Strękowej Góry, skąd zacząłem
jazdę nieznanym jeszcze odcinkiem do Łomży.
Zaczęło się asfaltem,
potem były nawierzchnie piaszczysto-szutrowe, które jednak jadąc na lekko,
opony 32 mm ogarnęły. Irytujący był brak oznakowania na co najmniej 3
skrzyżowaniach, który wymagał użycia nawigacji. GPS się poleca do pobrania. Widokowo nie było zbytnio na czym oka
zawiesić, taka tam droga na Łomżę ;-). Chyba, że kogoś interesuje zakład karny
Grądy-Woniecko, który widać ze szlaku, ale do samej miejscowości trzeba by było
z niego zjechać. Ja nie zjechałem.
Potem znowu był asfalt, aż w okolicach
wsi Gać prosto z ładnej drogi rowerowej
zakopałem się w piaskownicy. Było pchanie na odcinku dobrych kilkuset metrów,
jazda poboczem po trawie, generalnie klimat offroadu :-)
Gdyby nie stary cmentarz
z czasów I wojny światowej byłby to odcinek zupełnie stracony, tym bardziej że
istnieje asfaltowy objazd nr 207 tego odcinka do Pniewa – dłuższy o 3 km, ale
znacznie, znacznie szybszy. Szczegóły w relacji fotograficznej.
Trasa przed Łomżą zyskała
jakość krajoznawczą tuż przed samym miastem, kiedy to szlak wspiął się na
wysoki brzeg i w okolicach Siemienia Nadrzecznego i mogłem podziwiać pięknie
meandrującą Narew wraz z jej doliną. Potem
szlak zszedł na poziom rzeki i tylko żółte barierki psuły efekt jazdy przy
samej rzece.
To były już ostatnie
kilometry GV 202 przed samą Łomżą, do której wjechałem wspinając się w kierunku widocznej na mapie wieżę ciśnień. Potem
zawróciłem na GV chcąc obejrzeć łomżyński bulwar nad Narwią z MOR-em GreenVelo.
Sam szlak z robił kółeczko po mieście i kierując się znakami mogłem jechać z powrotem w kierunku Strękowej Góry. O
dziwo znaki nie prowadziły na bulwar i do miejsca odpoczynku.
Tutaj zatem nastąpiło moje
pożegnanie z łącznikiem 202 GreenVelo i ruszyłem obejrzeć bulwar, Narew, port
rzeczny z klimatycznymi gondolami oraz elegancki MOR (Miejsce Odpoczynku
Rowerzystów) z grillem, ale za to bez toalety.
Z Łomży wyjechałem boczną
drogą w kierunku Nowogrodu, unikając jazdy drogą wojewódzką o krajówce nie
wspominając, bo wszak był to poniedziałkowy poranek i samochodoza była w pełnym
rozkwicie. Do tego coraz bardziej ,,rozkwitała” temperatura, a ja dobrowolnie
się pozbawiłem kremu do opalania zostawiając go w domu – prognozy pokazywały
zachmurzenie bez opadów, a tymczasem nad Kurpiami właśnie pojawiało się
bezchmurne niebo …
Na szczęście trasę
zaplanowałem przez lasy Puszczy Kurpiowskiej i … miałem nogawki :-) No, ale
spożycie napojów wzrosło dramatycznie. Doceniłem jazdę w dzień roboczy, bo co
kilka km miałem jakiś sklep do wyboru.
Przed Nowogrodem
zaliczyłem ostatni tego dnia kilkukilometrowy odcinek szutrowy, w pełni jednak
przejezdny. Szutry jednak ograniczały jazdę z normalną szosową prędkością, więc
za Nowogrodem czas był już zacząć uczciwie pedałować, tak aby do północy Elbląg
osiągnąć. Przed Nowogrodem podziwiałem piękny odcinek nad Narwią bez barierek,
chodników czy dróg rowerowych. Czysta natura i ..bunkier z II wojny światowej.
Vide galeria :-)
Dalsza trasa prowadziła
bocznymi asfaltami przez Gąski, gdzie opuściłem województwo podlaskie, Kadzidło – przed którym jechałem na legalu
,,po angielsku” i polubiłem tą miejscowość za kurtynę wodną i fontannę z
których skorzystałem bez umiarkowania – aż do Jednorożca. Nazwa mitycznego
zwierzęcia używana jest często na maratonach rowerowych, a oznacza jedno – jak ,,widzisz”
jednorożca to znaczy, że mózg zaczyna być bardzo zmęczony, masz omamy z wysiłku
i natychmiast połóż się spać, nawet na kilka minut. Wcześniej oczywiście zrób jednorożcowi
zdjęcie ;-)
Ja fotkę zrobiłem, bo
pora na spanie jak i i kilometraż były co najmniej dziwne, żeby oczy zamykać. Za Jednorożcem
zaczęła się jazda z całkiem ładnie wiejącym w plecy wiatrem, tak że Chorzele pojawiły
się dość szybko. Przed Chorzelami ustrzeliłem fotograficznie różową ciekawostkę
tych okolic, a mianowicie różowe słupy energetyczne. Nie lubię tego koloru, ale
tutaj specjalnie dla nich przyjechałem :-))
Zabawne, w naszych okolicach ten typ malowany jest na niebiesko.
Za Chorzelami na Nidzicę
jechałem już drogą pokonywaną kiedyś z Warszawy i tylko wzmożony ruch
samochodowy, spowodowany objazdem, zmienił nieco odbiór tego leśnego odcinka. Blachosmrodów
było dużo, ale że dawałem lampami Bontragera równo po oczach z przodu i z tyłu,
nie było wyprzedzania na gazetę czy na czołówkę. Robią lampy robotę!
Droga wojewódzka 604
Wielbark-Nidzica przechodzi właśnie remont, do Nidzicy od Muszaków jechałem
jeszcze po startym asfalcie, za to pustym dokumentnie.
W Nidzicy widząc że wiatr
będzie sprzyjał aż do Elbląga postanowiłem zjeść obiadokolację w znanej i
lubianej Restauracji Białej. Rosół i pierogi dały moc na jazdę drogami
technicznymi przy S7. Wcześniej odżywałem się różnymi cudami w lokalnych
sklepach. Orlenów tym razem nie było,
chociaż …
Przed Olsztynkiem
zobaczyłem elegancko ciemniejące niebo i nie był to jeszcze zachód słońca,
tylko burza idąca od Grunwaldu. Sprint na olsztynecki Orlen zakończyłem z 2-3
minuty przed ścianą deszczu, po której już nic by nie było takie samo ;-). A
tak to obejrzałem nawałnicę, trwającą może z 15 minut i pojechałem dalej. Błotniki się przydały.
Przed Ostródą słońce
zaczęło zachodzić i w jego promieniach ładnie prezentował się parujący asfalt.
On też pewnie się ucieszył z deszczu ;-)
W Ostródzie miałem
zwarcia z kierowcami, którzy zawzięcie trąbiąc ,,wypychali” mnie na tamtejsze
paskudne drogi rowerowe. Ale że one były z kałużami, z piaskiem a i pewnie ze
szkłami to musiałem ich trąbienie zignorować. Życie :-)
Za Ostródą pozostało już tylko
zacisnąć zęby i kręcić, kręcić, kręcić po tak dobrze znanej, że aż banalnej
drodze. Kryzys przyszedł w Małdytach,
gdzie przespałem się z 20 minut oparty o ścianę Orlenu. Jeść i pić mi się nie
chciało, więc nie wchodziłem do środka.
Po tym resecie ostatnie 40 km poszło jak z płatka, do
Elbląga wjechałem o północy, w domu byłem 10 minut później.
Podsumowanie:
To był
ostatni odcinek GreenVelo który leżał w kręgu moich zainteresowań. Jest jeszcze co prawda etap Zwierzyniec-Ulanów
nad Tanwią w województwie lubelskim oznakowany numerem 301, ale jest to już
bardzo daleko i ciężko będzie tam jechać tylko dla tego odcinka długości około
68 km. Może przy innej okazji?
A tymczasem przejechałem
łącznik GV 202 Strękowa Góra-Łomża i
muszę przyznać, że nie mam zbyt wielu pozytywnych spostrzeżeń. Szlak jest słabo
oznakowany (skrzyżowania!), miejscami nieprzejezdny nawet dla fatbików, mało
ciekawy kulturowo i krajobrazowo. Chyba
miałem za duże oczekiwania. Wszystkie rodzaje nawierzchni widać w galerii.
Wszystko co najlepsze
znajduję się przy Łomży, mieście które warto odwiedzić i przy którym Narew jest
dobrze widoczna (zarówno na GV, jak i w kierunku na Nowogród). A potem warto
się transferować z pominięciem GV spokojną DK 64 w okolice Narwiańskiego czy
też Biebrzańskiego Parku Narodowego. I tam to się zaczyna robić ciekawie.