Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.91 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Opracowałem wyniki Maratonu Elbląskiego 2021. Opracowałem na podstawie Waszych zeznań, plików, donosów i domysłów oraz spostrzeżeń własnych :-)).
Jeżeli mimo to są jakieś nieścisłości, to poproszę o stosowny komentarz. Jeszcze raz dziękuję Wam za udział w imprezie, sportową walkę na trasie i moc pozytywnych doznań. Gratulacje dla wszystkich!
KLASYFIKACJA KOŃCOWA MARATONU ELBLĄSKIEGO 2021
Rowery poziome: (czas mety)
1. Marek Piecek – Meta
13:27
Rowery pionowe: (czas mety)
1. Karol Oleszkiewicz – 13:27 2. Andrzej Demczuk – 15:47 3. Mateusz Bober – 16:11 3. Grzegorz Paradowski – 16:11
4. Marcin Koszyński – 17:09
4. Sławek Gołębiowski – 17:09
4. Lucjan Pietrzyk – 17:09
4. Marcin Stec – 17:09
5. Marta Zając – 18:20
5. Magda Popowicz – 18:20
5. Sylwia Kopaczewska – 18:20
5. Robert Woźniak – 18:20
5. Marek Kamm – 18:20
6. Łukasz Jatkowski - 19:24 (24 minuty poza limitem)
7. Wiktor Czerwiński – wycofanie na
345 km (Lisewo)
8. Radek Gabryszuk – wycofanie na
345 km (Lisewo)
9. Arkadiusz Borzykowski –
wycofanie na 226 km (Kisielice)
10. Marcin Bąk – awaria, wycofanie na 50 km (Braniewo)
Druga odsłona „Rowerowych spacerów z leśnikiem” już za nami. Tajemnice Bażantarni na 5 km trasie szlakami: niebieskim ,,górskim" i czerwonym poznawała grupa 6 osób.
Nowa inicjatywa Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Elblągu oraz Nadleśnictwa Elbląg ma na celu przybliżenie znajomości flory i fauny elbląskiej Bażantarni poprzez aktywne spędzenie popołudnia na rowerze. Na tym rowerowym spacerze naszym przewodnikiem był Jan Piotrowski, specjalista ds. komunikacji i promocji w Nadleśnictwie Elbląg, dzięki któremu mogliśmy zapoznać się z najbardziej charakterystycznymi miejscami i roślinami na trasie. A na deser mieliśmy okazję pokonać Srebrny Potok brodem, w miejscu chwilowo nieobecnego Mostka Elewów.
Wycieczka prowadzona bardzo spokojnym tempem i z licznymi postojami a także sekcjami pieszymi (nie bez powodu są to rowerowe spacery ;-) zaczęła się przy zabytkowej siedzibie Nadleśnictwa Elbląg, czyli przy dawnym pałacu Augusta Abbega przy ulicy Marymonckiej 5, a zakończyła się na polanie z wiatami Irenka i Margitka. Dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam osoby jeszcze niezdecydowane. Naprawdę warto spędzić dwie godziny w otoczeniu zielonej przyrody.
Nasz cykl będzie jeszcze kontynuowany 22 czerwca, a potem spotkamy się już po wakacjach. Zawsze we wtorek, zawsze o godzinie 17:00. Dokładne miejsca zbiórek będą podawane w osobnych zapowiedziach.
Film dzięki uprzejmości Łukasza Jatkowskiego (LUKE_HS)
Trzecia edycja maratonu Dookoła Dawnego Województwa Elbląskiego
doczekała się zmiany nazwy na bardziej zwartą i zrozumiałą, brzmiącą po prostu Maraton Elbląski, oraz
doczekała się medali dla finiszerów. Pandemia COVID nie ułatwiła większego
rozwoju imprezy, który chodzi mi po głowie – może rok 2022 będzie bardziej
łaskawy?
Edycja 2021 wróciła na ,,kanoniczną” trasę z roku 2019,
czyli zgodną z ruchem wskazówek zegara, ruchem prawostronnym i pokonywaniem
pagórków Warmii nocną porą. Nie da się ukryć, że jest to wersja łatwiejsza :-)
Na starcie zlokalizowanym na elbląskim Placu Słowiańskim
zjawiła się 20 osobowa grupa rowerzystek i rowerzystów zdecydowanych na walkę
ze swoimi słabościami, przeciwnikami i 444 km trasą zawierającą 2200 metrów przewyższeń. Byli wśród nas debiutanci
na takim dystansie – co mnie szczególnie cieszy, bo to impreza z założenia
będąca wstępem do prawdziwych wyścigów ,,ultra”, byli też starszy wymiatacze,
którzy na niejednym maratonie chleb już jedli. Przybyli też goście spoza
Elbląga, ale nadal z terenu dawnego województwa (Sztum, Lichnowy, Malbork). Były
też osoby mające ,,porachunki” z nieukończonych edycji.
Zegar wyznaczający limit na pokonanie tej trasy zaczął cykać
w sobotę o godzinie 19:00 i miał to czynić do godziny 19:00 w niedzielę. Jak
nietrudno policzyć, na pokonanie trasy było równo 24 godziny, czyli doba. Dużo
i mało zarazem :-)
Ulica Browarna i Mazurska wyprowadziły nas z Elbląga, który opuściła
zwarta grupa i stan ten trwał do rozpoczęcia wspinaczki na Wysoczyznę Elbląską
w Kamionku Wielkim. Tutaj szybko uwidoczniły się różnice sprzętowe i
kondycyjne. Pierwszy postój grupa miała
zaplanowany na braniewskim Orlenie i do tego miejsca każdy podążał swoim
tempem, solo lub w grupach. Sprzyjający
wiatr sprawił, że jazda była raczej szybka, dynamiczna, chociaż nie dla
wszystkich. Za Pogrodziem jeden z kolegów (Arek) wymieniał dętkę, zaś drugi (Marcin)
walczył z uszkodzoną oponą, co ostatecznie zakończyło jego udział w imprezie na
tablicy ,,Braniewo”. Cóż, życie.
Gdy dotarłem na
Orlen, zasadnicza część grupy już w najlepsze delektowała się hot-dogami i
faszerowała kawą na krótką, czerwcową nockę. Widać też było w użyciu nogawki i
rękawki, dla mnie to było zdecydowanie za ciepło i co za tym idzie - przedwcześnie.
Do Braniewa dotarłem w towarzystwie dwóch pań M: Marty i
Magdy z których Magda ukończyła edycję 2020 maratonu, a dla Marty to był debiut w imprezie. Debiut
w ramach przygotowań do P1000J, a może i BBT, także plany wyglądają zacnie. Teraz
celem obu bikerek było zmieszczenie się w limicie czasu, bo ta sztuka Magdzie
się rok temu nie powiodła. Trzecia z dziewczyn, Sylwia, Maraton Elbląski
jechała po raz … czwarty i także walczyła o zmieszczenie się w limicie. Jak to możliwe, skoro to była 3 edycja?
Rowerzystka w
roku 2019 walczyła bowiem dwa razy: raz trasy nie ukończyła, drugi raz
próbowała i ukończyła :-). Sylwia do Braniewa przybyła nieco z tyłu, bo jako
jedyna jechała na rowerze MTB z grubymi oponami. Jak już jesteśmy przy rowerach uczestnikach to jeden z dwóch Marków w
peletonie jechał na rowerze poziomym, jak znalazł na żuławską końcówkę trasy,
ja zaś debiutowałem na mojej szosie, dla której to był jak dotychczas rekordowy
przejazd.
Ostatni do Braniewa dotarł Wiktor z Malborka, senior w
naszym gronie, dla którego tego typu dystans też był debiutem.
Za Braniewem ciemności zaczęły gościć na trasie już na
dobre, chociaż były to takie ciemności nie do końca ciemne. Słońce bowiem
płytko chowa się w czerwcu za horyzont i jego poświata towarzyszyła nas przez cały czas
bezchmurnej nocy.
Zawodnicy mieli przykazane zapisywać ślad gps, albo robić zdjęcia
wirtualnych punktów kontrolnych, tak abym mógł zweryfikować poprawność i
samodzielność przejazdu. Nikt nie miał z tym problemu, większość osób jechała
na elektronicznych nawigacjach zapisujących ślad. Głównym założeniem imprezy
było zmieszczenie się w limicie czasu wszystkich uczestników, także tych z tyłu
;-)
Jadąc przez warmińskie, uśpione wioski porównywałem czasy z
pierwszego przejazdu w roku 2019 (edycja 2020 jechała ,,odwróconą” trasę).
Wyglądało to na razie bardzo, bardzo dobrze. Mieliśmy dobrze ponad godzinę
zaliczki po 100 km. Widziałem jednak, że gorąca niedziela na bezleśnych Żuławach
Wiślanych będzie mocno męcząca, pomimo braku górek i ta zaliczka może zostać
szybko roztrwoniona.
Peleton porwał się na grupki, ja jechałem sporo solo, trochę
z Robertem, z Sylwią, minął mnie też Wiktor gdy przez Lelkowem zdecydowałem się
ubrać. Do Pieniężna wjechałem z Sylwią i Robertem i w tym gronie jechaliśmy w
sumie już do końca. Za Ornetą spotkaliśmy na przystanku Łukasza, Radka, Martę i
Magdę i w tym gronie dotarliśmy do Pasłęka, gdzie przeżyłem lekki szok, gdy
tamtejszy Orlen okazał się być zamknięty. Dwa lata temu był czynny, ale byliśmy
na nim sporo później, a teraz … trzeba
było jechać na pobliski Lotos, wydłużając w ten sposób trasę o całe 3 km.
Tutaj sprzedaż była tylko przez okienko, no, ale w realiach
czerwcowej nocy to nie był problem. Co innego w lutym ;-). Catering szedł na
całego, hot dogi, kawa, zapiekanki, jakieś inne wynalazki bo na trasie na zbyt
wiele sklepów nie można było liczyć.
Z Pasłęka trasa prowadziła nowym wariantem, wykorzystującym
równe asfalty do Rychlik i z Rychlik do Myślic. W ten sposób ominęliśmy mocno
zużyty asfalt DW 526 Pasłęk-Myślice na który wrócimy, jak się poprawi :-)
Pagórki Pojezierza Iławskiego ponownie nieco porwały naszą
grupkę, Sylwia w towarzystwie Roberta ciężko walczyła z każdym podjazdem, ja
miotałem się między przodem a tyłem; spotkaliśmy się z powrotem na rondzie w
Przezmarku. W międzyczasie zakończyła się nocka, świt powitał nas stylowymi
mgłami i równie stylową temperaturą +8. Tak jak mgły szybko opadły, tak
temperatura równie szybko zaczęła rosnąć. Sytuację ratował wiatr z kierunków
północnych, co wskazywało, że od zjazdu w dolinę Wisły będzie pod wiatr, ale
chłodny.
Zanim jednak pojawiła się dolina Wisły i Żuławy Kwidzyńskie,
to zaliczyliśmy Kamieniec, Susz i Kisielice, gdzie na stacji benzynowej
nadszedł czas mało wyrafinowanego śniadania. U mnie był to rogal, kawa i … mieszanka studencka.
Za Kisielicami droga prowadziła innym wariantem do Gardei,
także z uwagi na lepszy asfalt. Ten odcinek pokonałem samotnie, tuż przed
zjazdem do Wisły spotykając Magdę i Martę. Teraz z nimi pokonałem sporo
kilometrów, podziwiając ich pewną, spokojną jazdę. Z czasem pojawili się jeszcze Radek i Łukasz,
którzy w Gardei zjechali na chwilę z trasy do sklepu na stacji benzynowej i w
ten sposób zostali z tyłu.
Na Żuławach odżyła też Sylwia i wraz z Robertem dogoniła nas
w okolicach Korzeniewa. Potem jednak trudy jazdy w pełnym słońcu zaczęły powoli
dawać znać i znowu się porwaliśmy. Dziewczyny
razem, ja samodzielnie, Robert z Sylwią, a chłopaki nie wiadomo gdzie
:-)
Za Białą Górą zaczął się najbardziej upierdliwy odcinek maratonu,
bo asfalty okolic Piekła i Mątowów
Małych pozostawiają od lat sporo do życzenia. Tak bardzo, że wygodnie było
jechać odcinek 2 km po nowych płytach betonowych niż po słabiutkim asfalcie.
W Kończewicach przekroczyłem DK 22 i odtąd nawierzchnia była już coraz lepsza. W
Lisewie spotkałem Radka, który stał na poboczu i jak się potem okazało, właśnie
podejmował decyzję o wycofie. Szkoda, ale za już za rok kolejna okazja …
Spokojnie kręcąc i też odczuwając trudy jazdy dotarłem do Nowej Cerkwi, gdzie
zrobiłem sobie lodowy popas w cieniu drzewa.
Chwilę potem wjechałem do Ostaszewa, gdzie spotkałem Roberta
poszukującego … Sylwii. On robił zakupy, podczas gdy ona pojechała, tylko nie
było wiadomo gdzie. A że od dłuższego czasu wiózł na swoich plecach jej
plecaczek z telefonem, to i nie było jak się z Sylwią skomunikować. Normalnie,
Bareja :-)
Niewiele koledze pomogłem, bo Sylwii nie widziałem. Istniało
ryzyko, że pojechała na wał Wisły, bo z Ostaszewa
to taka prosta droga na niego wiedzie. A że miała rower MTB… Gdzie się ostatecznie
podziewała nie wiem, bo spotkałem ją dopiero przed Marzęcinem, w towarzystwie Marty
i Magdy.
Zanim jednak z Robertem ponownie się spotkałem w Tujsku i je
dogoniliśmy, samodzielnie walczyłem z blachosmrodami wracającymi z Mierzei Wiślanej
po długim weekendzie. Mój pas ruchu w jej kierunku był pusty i dziurawy,
jechałem więc środkiem co skutecznie uniemożliwiało jakiekolwiek wyprzedzanie. Droga
Drewnica-Mikoszewo jest w opłakanym stanie, prawdopodobnie przez budowę kanału
żeglugowego w Nowym Świecie.
Przed Mikoszewem zorientowałem się, że po skręcie w prawo
wiatr znowu będzie pięknie napędzał, co czyniło całkiem realnym dotarcie wszystkich
zawodników w limicie 24 godzin. Czując szybką jazdę zjechałem w Jantarze z trasy, aby uzupełnić
kalorie. Droga na plażę była obstawiona
licznymi barami z jadłem wszelakim. Nie czas było jednak biesiadować, najszybciej
dostałem półmetrową zapiekankę i ruszyłem w drogę.
Drogi zjazdowe znad morza zaczynały się korkować, jadąc w
kierunku morza miałem pusty pas.
Wygodnie i komfortowo. Z Jantara droga prowadziła przez Stegienkę, Rybinę i
Sztutowo z powrotem do Rybiny, skąd obrałem kierunek na Tujsk i Marzęcino. W
Tujsku czekał na mnie Robert, z którym rzuciliśmy się za dziewczynami. Wszystkimi
trzema :-))
Tak jak pisałem wyżej, dogoniliśmy je w Marzęcinie, mając
chwilowe prędkości podchodzące pod 40
km/h! Dochodziła godzina 17:30 i tylko kataklizm mógł spowodować
niezmieszczenie się w limicie czasu. Nic takiego się nie stało i o godzinie
18:10 wjechaliśmy do Elbląga, a o 18:20 zameldowaliśmy się na mecie przy
literach ELBLĄG nad rzeką, nomen omen,
Elbląg. 40 minut przed upływem doby, tak
więc udało się wspaniale :-)
Po serii pamiątkowych zdjęć każdy udał się na zasłużony
odpoczynek. Najpierw na zieloną trawę obok liter, a potem do domu :-)
Gratuluję Karolowi zajęcia pierwszego miejsca w tej edycji
imprezy, wielkie brawa dla wszystkich finiszerów a także tych, którym się teraz
jeszcze nie udało, ale próbowali. Uda się za rok.
Z klasyfikacją można zapoznać się tutaj,
a niebawem czeka nas afterek z wręczeniem okolicznościowych medali i naklejek –
poniedziałek, 28 czerwca o godzinie 18:00 w elbląskim Bistro Burger Tatanka.
Zapraszam także kibiców.
Spotkałem Dareckiego, który poruszał się w tematach działkowych, potem spotkałem Koszmara, któremu też działka w głowie siedziała. Sam więc wróciłem w rozgrzane mury blokowiska, bo działka mnie nie kręci, ale inne chętnie odwiedzam ;-)
Dzisiejsza jazda miała przetestować aplikację ,,Aktywne Miasta", dzięki której bawimy się w zbieranie km dla Elbląga podczas rowerowych aktywności. Mam zamiar zabrać ją na Maraton Elbląski i wolałem sprawdzić, czy jeden powerbank starczy ;-). Apka bowiem wymaga braku oszczędzania energii, ale wygląda to lepiej niż rok temu, bo na tym dystansie zniknęło tylko 8 % z baterii. Rok temu tyle schodziło podczas kilkunastu km po mieście.
Wyskoczyliśmy z Andrzejem o poranku i szybko wjechaliśmy w żuławskie mgły romantycznie ścielące się nad kanałami, rzekami i polami rzepaku. Chłód poranka też był stosowny do tych okoliczności przyrody. W Bągacie dostrzegłem niewidzianą dotychczas tablicę pamiątkową, a w Budziszu Andrzej podjął - nieudaną jednak - próbę zdobycie ruin tamtejszego wiatraka. Rzepak go pokonał ;-) Jazda zakończyła się zakupem pączków na Hetmańskiej, które już były otwarte. I to ja rozumiem! :-))
Ruszyła akcja liczenia przejechanych km w ramach walki o Rowerową Stolicę Polski za pomocą aplikacji na telefony Aktywne Miasta. Wygra oczywiście chyba 3 raz z rzędu Nowa Sól, ale co swoje przejedziemy to nasze :-))
Należy pobrać aplikację, wyłączyć tryb oszczędzania baterii, nie zdziwić się jak zobaczymy info :,, telefon zabił aplikację" i do przodu!
Moje dzisiejsze osiągnięcia nie do końca odpowiadają prawdzie :-))
Ruszyły zapisy na 3 edycję Maratonu Elbląskiego. Kto nie ma pomysłu na najbliższą niedzielę, a czuje się mocny rowerowo to serdecznie zapraszam do wspólnego kręcenia. Wszystkie szczegóły są tutaj: http://www.marecki.home.pl/maraton-elblaski.html
Trasa trzeciej w tym roku
Miejskiej Wycieczki Rowerowej prowadziła do Nowego Dworu Elbląskiego. Na
płaskiej, typowo żuławskiej trasie wprowadzało rowery w ruch 68 rowerzystek i
rowerzystów.
Zabytkowy dom z 1795
roku znajdujący się w Nowym Dworze Elbląskim,
tuż przy drodze krajowej Elbląg-Malbork już od kilku lat przyciąga uwagę
trwającymi pracami remontowymi. Wieść gminna niosła, że w tym zabytku
architektury drewnianej była w przeszłości karczma, i po remoncie także karczma
ma powstać.
Spotkanie z właścicielem
tego domu, Panem Filipem Gawlińskim, prezesem Funduszu Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej dało odpowiedź
na wiele pytań i zapoznało nas z historią budynku, który … wcale karczmą
wcześniej nie był, a za to był domem z podcieniem.
Zanim jednak dotarliśmy
do celu naszej wycieczki opuściliśmy Elbląg ulicą Nizinną, która wyprowadziła
nas w kierunku obwodnicy Elbląga. Dalej przez Władysławowo dotarliśmy do
Wikrowa, gdzie przy starym cmentarzu mennonickim zrobiliśmy pierwszy postój.
Dalsza droga prowadziła
przez Jegłownik, skąd już tylko 2 km dzieliły nas od Nowego Dworu Elbląskiego.
Tutaj już czekał na nas
Pan Filip Gawliński, który z wykształcenia jest historykiem sztuki i
pasjonująco zapoznał nas z historią zabytkowej konstrukcją, jak i losem innych
żuławskich zabytków. Po części teoretycznej nadszedł czas na zajrzenie do
wnętrza zabytku, którego jeszcze około 2 lata dzielą od odzyskania pełnej
świetności.
Wszystko co dobre szybko
się kończy, więc i my po prawie godzinnym obcowaniu z drewnianymi belkami,
stolarką okienną, drzwiami i okiennicami
zakończyliśmy wizytę w tym przyjaznym miejscu. Czas było ruszać w dalszą drogę
i poruszać trochę odzwyczajonymi od pedałowania nogami.
Okrężna droga powrotna
prowadziła przez Ząbrowo do Fiszewa, gdzie zrobiliśmy przerwę cateringową,
podczas której każdy otrzymał wsparcie energetyczne w postaci wafelka. Wsparcie przydatne, bo od teraz zmagaliśmy się
z dość silnym wiatrem z kierunków północnych, który skutecznie spowalniał naszą
jazdę. Także debiutujący na trasach MWR 5 letni Tomek oraz trochę starsza Nina
dawali sobie dobrze radę.
Niebawem minęliśmy Oleśno
i Gronowo Elbląskie, za którym mogliśmy cieszyć się z nowego asfaltu na odcinku
do Jasionna. Bardzo zniszczona droga jest obecnie równa, wygodna i bezpieczna.
Chcąc ominąć jazdę drogą krajową, pojechaliśmy nieco na około przez
Jezioro i Żurawiec, tak aby wyjechać w Raczkach Elbląskich i wjechać do
Elbląga.
Zanim to jednak nastąpiło
to zatrzymaliśmy się przy najniżej położonym punkcie w Polsce, czyli sławnej
depresji. Tam każda z uczestniczek i uczestników posiadający książeczkę turystyki kolarskiej
PTTK otrzymał stempel poświadczający udział w Miejskiej Wycieczce Rowerowej
(MWR). Przypominamy, te stemple bardzo przydadzą się w grudniu, podczas
rozstrzygnięcia konkursu na najaktywniejszego uczestnika MWR. Warto je zbierać
podczas naszych wyjazdów, gdyż w tym roku .
Nasz podróż skończyła się
przy rondzie Żuławska/Warszawska skąd każdy rozjechał się w swoją stronę.
Serdecznie dziękuję wszystkim
partnerom za pomoc, elbląskim mediom za skuteczną promocję wycieczki, a przed
wszystkim rowerzystkom i rowerzystom za wspólnie spędzony czas i spokojną oraz
bezpieczną jazdę.
Na kolejną jazdę spod
znaku Miejskich Wycieczek Rowerowych zapraszam 27 czerwca. W ramach CIS-owej wycieczki odwiedzimy Kadyny i jeszcze jedno, ciekawe miejsce.