INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 301.707 kilometrów, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.89 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Dane wyjazdu:
322.00 km 5.00 km teren
13:52 h 23.22 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:2096 m

BRODNICKI PARK KRAJBORAZOWY

Sobota, 27 sierpnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Małdyty-Miłomłyn-Samborowo-Rożental-Lubawa-Nowe Miasto Lubawskie-Kurzętnik-Jabłonowo Pomorskie-Świecie nad Osą-Łasin-Gardeja-Kwidzyn-Sztum-Żuławka Sztumska-Stare Pole-Gronowo Elbląskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA ( z opisem)




Na Brodnicki Park Krajobrazowy natknąłem się podczas powolnego przeglądania mapy w celu szukania nowych kierunków wycieczkowych. Zainteresował mnie ciekawy układ jezior i poprowadzonych między nimi dróg, a zwłaszcza jednej. Pozostało znaleźć wolny termin:-)

Na trasę wyruszyłem parę minut przed godziną trzecią, tak, aby ze wschodem słońca zameldować się na wieży widokowej w Miłomłynie. Tej samej, z której  jesienią zeszłego roku niewiele było widać. Teraz widać było wszystko, ale to dalej niewiele. Miejsce jej postawienia w mojej ocenie jest zupełnie chybione i jest chyba tylko skokiem na kasę z UE.

Z Miłomłyna ruszyłem do Samborowa delektując się ciszą poranka wśród drzew. Cisza trwała nawet na DK 16, którą w Samborowie przez chwilę się poruszałem. Potem bocznymi drogami z dobrą nawierzchnią (jechałem na CUBE z szosowymi oponami) dotarłem do przedmieść Lubawy podziwiając po drodze zabytkowy i trochę,,bieszczadzki’’ w stylu drewniany kościół w Rożentalu.

Przed Lubawą wpadłem w poranny szczyt komunikacyjny na DK 15 i cisza oraz spokój wyparowały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale że byłem na tej drodze 3 km to i obyło się bez większego bólu. Jadąc opłotkami Lubawy ruszyłem na południe w kierunku Nowego Miasta Lubawskiego (NML). Z piskiem opon zatrzymałem się w Mortęgach zaskoczony widokiem pięknego pałacu. Napis Hotel&Spa **** wyjaśnił wszystko:-). Pooglądałem sobie odnowione budynki, zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej.

Przed NML drogę zdynamizowało kilka górek, na jednym ze zjazdów pojawiły się na liczniku 52 km/h. Planowałem odwiedzenie ruin zamku w Kurzętniku, ale że tablice przed NML informowały o zabytkowej bazylice postanowiłem i na nią spojrzeć. Szukając centrum miasta skręciłem w lewo i … wjechałem do Kurzętnika. Bazylika została z tyłu i już do niej nie wracałem. Będzie okazja do ponownej wizyty.

W Kurzętniku zagościłem dłuższą chwilę, zajrzałem na górę zamkową z resztkami zamku, rzuciłem okiem na amfiteatr, drogę krzyżową i lapidarium. Z punktu widokowego przy zamku rozciąga się piękny widok na okolicę - bezchmurne niebo sprzyjało podziwianiu krajobrazu. Po zachodniej stronie szeroki pas zieleni wskazywał na zbliżanie się do celu wycieczki – Brodnickiego Parku Krajobrazowego.

Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zobaczyłem jego pierwsze tablice i wraz z nimi małą wieżę widokową nad lokalnymi szuwarami. Dotarłem do niej i poczytałem sobie o retencji wodnej. Niebawem pojawiły się pierwsze jeziora, widoczne z drogi pomimo dość gęstego listowia. Widoczność byłaby z pewnością lepsza poza okresem wiosenno-letnim, ale wtedy trudne byłoby zanurzenie nóg w jeziorze:-).

Ciszę i spokój tych pięknych okoliczności przyrody zakłócił ryk motocyklowych silników. Minęło mnie w sumie kilkadziesiąt maszyn biorących udział w zlocie w Cichym, które stało się w ten weekend głośne:-)).

Niebawem skręciłem jednak w tak boczną drogę, że przez 9 km już nic nie hałasowało, jechało, a nawet stało na poboczu. Tylko ja i przyroda. Przez 4 kilometry byłem rozpieszczany nowym asfaltem, aby przez kolejne 5 km jechać po niemieckim bruku z prędkością 9-10 km/h:-). Kontakt z przyrodą miałem dzięki temu dokładny, inhalację pełną a wrażenia niezapomniane.

Każda droga w końcu się kończy, wraz z początkiem asfaltu wyjechałem też z Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Szybko dotarłem do Jabłonowa Pomorskiego znanego do tej pory tylko z okien pociągu. Pokręciłem się trochę po tej miejscowości, zajrzałem do zamku/pałacu, w którym znajduje się obecnie klasztor Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej i pojechałem dalej.

Przede mną było Świecie nad Osą, do którego dotarłem pokonując zjazd i podjazd w dolinę tej rzeki. Podjazd był nawet odczuwalny. Za miasteczkiem czekała mnie powtórka z rozrywki, ale nieco łagodniejsza w formie. Po wydostaniu się z dolin dotarłem do miasta UFO, czyli Łasina. Dlaczego UFO? >>> patrz galeria. Coś w tym musi być, bo zrobiło mi się kosmicznie gorąco i zażyłem małej kąpieli w fontannie przy ciekawym w formie urzędzie miasta. Do tego schładzania doszły jeszcze dwa radlery z lodówki i tak przygotowany mogłem jechać dalej.

Tym samym zakończyłem zwiedzanie nowych okolic będące w planie jazdy i przez Gardeję, Kwidzyn, Sztum, Żuławkę Sztumską, Stare Pole i Gronowo Elbląskie wróciłem do domu.



357 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Środa, 24 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

360 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
277.00 km 20.00 km teren
13:20 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:940 m
Rower:

WARMIŃSKIE ELEKTROWNIE WODNE

Wtorek, 23 sierpnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Młynary-Chwalęcin-Mingajny-Janikowo-Lidzbark Warmiński-Kotowo-Stoczek Klasztorny-Lidzbark Warmiński-Kłębowo-Jarandowo-Smolajny-Dobre Miasto-Ełdyty Wielkie-Pityny-Miłakowo-Niebrzydowo Wielkie-Morąg-Chojnik-Sambród-Zielonka Pasłęcka-Krosno-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA




Wyruszyłem na jazdę będącą kontynuacją zeszłorocznego oglądania elektrowni wodnych położonych w górnym biegu rzeki Łyny i na rzece Wadąg w okolicach Olsztyna. Teraz nadszedł czas na elektrownie dolnej Łyny, na Symsarnie i jedną w tej okolicy, którą wypatrzyłem na Pasłęce w Pitynach.

Wyjeżdżając z Elbląga spotkałem Krzyśka, który już zjeżdżał do bazy i mieliśmy okazję porozmawiać tylko przez kilkaset metrów. Potem już towarzyszyła mi mgła na Wysoczyźnie Elbląskiej, harcujące w krzakach zwierzęta i cztery samochody na drodze do Mingajn (prawie 70 km). No, tak to można podróżować :-).

Ruszając na warmińskie wojaże jeszcze ciemną nocą odwiedziłem nigdy nie widziany nocą Chwalęcin, gdzie nie zawiodłem się i mogłem podziwiać iluminowane Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. Jeszcze przed wschodem słońca zdążyłem uwiecznić gotycki kościół w Henrykowie nad Ornetą i potem pozostało podziwiać budzący się - słoneczny jeszcze - warmiński dzień. Ciszę i delikatny szum kół zaskakująco głośno zakłócały krzyki żurawi, których całe stada widać było na polach.

I tak bocznymi drogami dotarłem do Mingajn, gdzie wjechałem na DW 513 aby z niej zjechać przed Babiakiem i jadąc w kierunku Janikowa szukać w okolicznych przepustach zabetonowanego niszczyciela czołgów. Znowu mi się nie udało – Marek, chyba będziesz musiał ze mną pojechać :-).
W Janikowie pojawiły się znaki GreenVelo ale tym razem nie trzymałem się ich dokładnie i do Lidzbarka Warmińskiego wjechałem DW 511 omijając nerwowe okolice wsi Nerwiki.

W dawnej stolicy Warmii pokręciłem się znacznie dłużej niż normalnie i w końcu nie odwiedziłem lokalnego Orlenu :-). Znalazłem dwie zamknięte i mało urodziwe - żeby nie powiedzieć brzydkie - elektrownie wodne, pokręciłem się trochę po ulicach miasteczka, zjadłem trzy pączkowe śniadanie i zrobiłem zdjęcia znanych mi obiektów z trochę innej strony lub w innym świetle. Sławne termy zostawiłem sobie na inny raz …

Teraz należało wyciągnąć mapę, bo ruszałem w kierunku dotychczas nie eksplorowanym rowerem. Droga w kierunku północno-wschodnim prowadziła wzdłuż Łyny, ale rzeki niebyło widać w czasie jazdy. Najpierw jechałem po nowym asfalcie, który przeszedł w betonowe płyty żeby zakończyć się szutrem wymieszanym z brukiem. Korzystałem na odcinku Lidzbark Warmiński - Stoczek Klasztorny z dobrze oznakowanego gminnego szlaku niebieskiego.

W jego bliskości znajdowały się dwie najnowsze elektrownie wodne na Łynie, w Wojdytach i w Kotowie. Tą drugą widać z drogi i nie sposób ją ominąć, pierwsza jest niewidoczna w drogi i trzeba wiedzieć gdzie zjechać. Szlak o tym nie informuje. Obie są w pełni zautomatyzowane i normalnie zamknięte na cztery spusty. Nie należy także oczekiwać wyrafinowanej konstrukcji budynków, co widać dobitnie na fotkach w galerii. W Wojdytach odbiłem się od płotu, nieco więcej szczęścia miałem w Kotowie gdzie akurat miły człowiek z obsługi czyścił czyszczarkę krat z roślinności i nie widział problemu w zrobieniu kilku fotek.

Za Kotowem trasa mojej wycieczki pożegnała się z doliną Łyny co wiązało się z podjazdem i przekroczeniem DK 51 prowadzącej na granicę w Bezledach. Niełatwo było ją sforsować z uwagi na duży ruch w roboczy przecież dzień.
Tuż za nią zatrzymałem się na zabytkowym wiadukcie nad mocno nieistniejącą linia kolejową Lidzbark-Bartoszyce. Jak bardzo nie istnieje zobaczycie w galerii :-).

Wkrótce dotarłem do Stoczka Klasztornego, który po raz pierwszy zwiedziłem w 2003 roku jadąc okrężnie do kolegi Grzegorza w Olsztynie. Wtedy trwały tam prace remontowe; teraz wszystko wyglądało znacznie lepiej. Wyjeżdżając ze Stoczka i kierując się z powrotem do Lidzbarka Warmińskiego postanowiłem skorzystać z ,,usług’’ szlaku GreenVelo, który na tym odcinku jechaliśmy w maju ze Sławkiem nocą i niewiele było widać.

Teraz mogłem skupić się na podziwianiu okolicy towarzyszącej nasypowi kolejowemu, bo po nim jest w większości poprowadzony ten odcinek. Dowiedziałem się też skąd w maju wiało chłodem - przy szlaku jest kilka oczek wodnych, a nawet w jednym momencie jedzie się po grobli. Poza tym w samym Lidzbarku minąłem stawy rybne. Minąłem też drogowskaz kierujący na cmentarz wojskowy z I wojny światowej, ale samego cmentarza nie udało mi się zlokalizować pomimo postawienia roweru i wspięcia się na lokalne wzniesienie. Może dlatego że to tzw. cmentarz rumuński (tak jest napisane na mapie)? ;-)

Na rogatkach Lidzbarka skręciłem w drogę prowadzącą na południe i do dwóch elektrowni wodnych na rzece Symsarnie, która jest dopływem Łyny i uchodzi do niej przy lidzbarskim zamku. Obie elektrownie są własnościami prywatnymi i znajdują się w Dębowie oraz Medynach. Do tej pierwszej dzięki uprzejmości właściciela mogłem zajrzeć i zrobić kilka zdjęć. Bardzo dziękuję.

Dalsza droga prowadziła do Dobrego Miasta, gdzie została mi do obejrzenia ostatnia już elektrownia wodna na Łynie. Zanim tam dotarłem sprawdziłem zabytkowy, gotycki kościółek w Kłębowie, bardzo swoją wieżą przypominający niektóre z żuławskich konstrukcji. Doceniłem także inwencję mieszkańców Jarandowa, którzy na wzór Hollywood umieścili nazwę swojej miejscowości na okolicznym wzgórzu, a nawet dwóch.

Poruszając się cały czas dobrze oznakowanymi szlakami rowerowymi gminy Lidzbark i Dobre Miasto wjechałem do Lasu Wichrowskiego. Szlaki momentami były zapiaszczone, ale padający co jakiś czas deszcz ułatwiał ich pokonanie. Generalnie, jechało się dobrze, pchać musiałem tylko w jednym miejscu kiedy to było mocno pod górę.
Po drodze minąłem wieżę przeciwpożarową z której byłby piękny widok na okolicę, gdyby tylko ktoś wpadł na pomysł jej udostępnienia turystom. Gdyby …

Zatrzymałem się też na małe ,,co nieco’’ w pięknej wiacie nadleśnictwa Wichrowo z której ruszyłem się po dłużej chwili, prosto w zmasowany atak wody z nieba. Czekanie pod drzewami uprzyjemniłem sobie wirtualnym zbieraniem grzybów i gimnastyką :-).
Na mapie dostrzegłem jeszcze młyn wody w Smolajnach, którego budynek jest obecnie ładnie odnowiony i znajduje się przy nim nowy jaz. W drodze do Dobrego Miasta miałem w planach obejrzeć niewidziany jeszcze pałac letni biskupów warmińskich w Smolajnach.

Wiązało się to z koniecznością jazdy około 1 km DK 51, którą z takim trudem przekroczyłem przed Stoczkiem Klasztornym. Po deszczu drogą tą pędziły potoki wody w koleinach a ja ich środkiem. O dziwo, obyło się bez trąbienia i innych dziwnych manewrów samochodów. Wszyscy grzecznie i ze zrozumieniem czekali na możliwość wyprzedzenia mnie. Swoją drogą, trasa ta jest w mocno opłakanym stanie. Wąska, z koleinami i dużym ruchem. Nie polecam.

Letnia rezydencja biskupów warmińskich była nią do XVIII wieku, obecnie to Zespół Szkół Rolniczych, ale pod patronatem biskupa. Mały akcent dawnej świetności został. Znacznie bardziej od zaniedbanego budynku przypadło mi do gustu założenie parkowe przy pałacu.
Teraz pozostawało pojechać do Dobrego Miasta. Znowu zaczęło kapać z nieba, schowałem się więc w lokalnym sklepie, a że oferował on ciepłe hot-dogi przerwa była dłuższa. W tym czasie przestało padać, wiec ruszyłem szukać elektrowni fotografując po drodze monumentalną bazylikę i docierając do nowego jazu na Łynie. W końcu dostrzegłem niepozorny, brzydki i zaniedbany budynek nieopodal bazyliki, który był szukaną elektrownią. Jest ona własnością prywatną i o wejściu nie ma co marzyć.

Fotografuję jeszcze kilka obiektów (szczególnie ciekawa jest biblioteka zlokalizowana w budynku dawnego kościoła ewangelickiego), przyglądam się paraliżowi komunikacyjnego miasta powodowanym dziesiątkami TIR-ów na DK 51, która prowadzi niefortunnie przez jego centrum i zabieram się w drogę powrotną do Elbląga. Odwiedzam jeszcze lokalne IT i biorę ze sobą mapy szlaków rowerowych tych okolic. Czuję, że się jeszcze przydadzą ;-)

Wyjeżdżam z Dobrego Miasta i kieruję się na Miłakowo, przed którym zaglądam do ostatniej tego dnia elektrowni wodnej Kasztanowo w Pitynach nad rzeką Pasłęką. Budynek z czerwonej cegły ma swój urok, lata zresztą też bo powstał w 1902 roku.

Nie najkrótszą drogą z Miłakowa przez Morąg wróciłem do domu, zastanawiając się skąd się wzięły tutaj te wszystkie podjazdy. Krótkie, ale wyczerpujące. Za Sambrodem zacząłem wyścig ze zbliżającą się do mnie potężnie ciemną chmurą, która zwiastowała burzę z gradem co najmniej. Dotarłem do ulubionego od teraz wiaduktu S7 nad starą DK 7 i w towarzystwie lokalnego psa przeczekałem silne opady. Skończyły się one wraz z przejściem chmury, gdzieś po 20 minutach i już w pełnym spokoju wróciłem do Elbląga w promieniach zachodzącego słońca odwiedzając jeszcze Zielonkę Pasłęcką z jej tajemniczymi tablicami na peronie PKP.

Wspaniały dzień – pod koniec jazdy miałem wrażenie że biorę w udział w ogromnym alleycatcie na dużym dystansie. Tyle miejsc odwiedzić za jednym razem …




361 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:21.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Poniedziałek, 22 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

362 dni do MRDP.





Dane wyjazdu:
4.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:28.00 km/h
Temperatura:28.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Sobota, 20 sierpnia 2016 · | Komentarze 4

364 dni do MRDP. 

Elbląska ekipa na rozpoczęty  dzisiaj BBTour to Krzysiek, Leszek i tradycyjnie już Robert.  Dwaj pierwsi jadą 1008 km, zaś trzeci 2016 km bo to edycja jubileuszowa tego najstarszego polskiego ultramaratonu i tym razem można sobie przejechać 2x1008 km w  ramach imprezy. 

Trzymam kciuki i pcham, pcham, pcham - cytując klasyka :-))

Poza tym wymienione wkładki w tylnym hamulcu Gianta. 

Kategoria SERWIS


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Piątek, 19 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

365 dni do MRDP. Został tylko 1 rok!




Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:21.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Czwartek, 18 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

366 dni do MRDP. 



Dane wyjazdu:
330.00 km 160.00 km teren
15:28 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:670 m
Rower:

KASZUBSKA MARSZRUTA

Środa, 17 sierpnia 2016 · | Komentarze 10

Trasa: CHOJNICE-Brusy-Męcikał-Czersk-Brusy-Swornegacie-Konarzyny-Małe Swornegacie-Charzykowy-Swornegacie-Męcikał-Brusy-Dziemiany-Kalisz-Korne-Lubiana-Kościerzyna-Nowa Karczma-Mierzeszyn-PRUSZCZ GDAŃSKI

GPS (całość wyjazdu)

GPS (Kaszubska Marszruta - całość  4 tras)

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem)

Motto: Być trzy razy jednego dnia w Brusach-bezcenne :-)) 





KASZUBSKA MARSZRUTA

Cztery szlaki rowerowe (zielony, żółty, czerwony i czarny oraz łącznikowy czarny Męcikał-Kłodawka) które powstały w Borach Tucholskich na terenie powiatu chojnickiego doczekały się samych pozytywnych recenzji w mediach zarówno internetowych, jak i drukowanych.

Pojechałem sprawdzić, czy prawie 200 km szlaków wytyczonych w pięknych okolicznościach Zaborskiego Parku Krajobrazowego i otulinie Parku Narodowego Bory Tucholskie umożliwia łatwą i przyjemną turystykę rowerową czy może jest nieco podobnie jak z GreenVelo ;-)

Poranne pociągi zawiozły mnie szybko i sprawnie do Chojnic, skąd rozpocząłem swoją marszrutę po szlakach Kaszubskiej Marszruty. W Chojnicach zostałem rozpoznany przez Roberta jadącego z Tczewa, który miał w planach jazdę bardziej skierowaną na północ regionu. Pozdrawiam.

Zanim zlokalizowałem drogę wylotową z miasta pokręciłem się trochę po nieznanym mi w sumie mieście, zajrzałem do centrum, wykonałem kilka zdjęć stacji PKP z żurawiami wodnymi, rynku z ciekawym ratuszem oraz bazyliką. Zastanowił mnie byk ( żubr, bizon?) stojący nieopodal Bramy Człuchowskiej. Dopiero po chwili zauważyłem że to postać tura, zwierzęcia obecnego w herbie Chojnic. Rzeźba w stylu tech-art ciekawie komponuje się z pobliską XIV -wieczną Bramą Człuchowską.

W końcu nadszedł czas na wyjazd z miasta i tutaj pomocą służyła mi mapa zabrana ze sobą z Elbląga (Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie 1:150.000, ExpressMap), bo oznaczeń szlaków było sporo ale żaden nie był związany z Kaszubską Marszrutą (KM). Te pojawiły się wraz z asfaltową ścieżką rowerową na rogatkach Chojnic. Na pierwszy ogień wziąłem szlak zielony Chojnice-Męcikał.

Już na pierwszych kilometrach zauważyłem tablice informacyjne, miejsce odpoczynku dla rowerzystów, bogactwo oznakowania pionowego i inteligentne rozwiązania drogowe polegające na przebiegu drogi rowerowej przez zatoki autobusowe a nie jakieś mijanki po płotach czy chodnikach. Są też postawione konsekwentnie przy drodze tak nielubiane przez nas znaki B-9 z informacją, że szlak rowerowy jest obok. Szczegółowo i z pomysłem. Po minięciu tablicy Zaborskiego Parku Krajobrazowego wjechałem w las i rowerowa droga asfaltowa zamieniła się w drogę gruntową. Super, nie lubię asfaltowania lasu. Szuter w niczym nie przypominał szutrów poznanych podczas przemierzania szlaku GV Elbląg-Białystok. Twardy, drobnoziarnisty, zwarty i szybki. Bardzo szybki… Francja-elegancja :-).

Niebawem pojawiły się pierwsze tablice kierunkowe z kilometrażem i tutaj nastąpiła mała konsternacja. Zobaczyłem bowiem oznakowania szlaku niebieskiego z logo KM kierujące do Rytla, tyle że Kaszubska Marszruta … nie ma szlaku niebieskiego!
Modyfikacja trasy nie wchodziła w grę, ruszyłem więc dalej szlakiem zielonym w kierunku wsi Zapora, gdzie na Brdzie znajduje się zapora, elektrownia wodna, jeden z największych zakładów hodowli pstrąga w Polsce i początek Wielkiego Kanału Brdy. Wtedy też zaczął padać deszcz więc bez zbędnej zwłoki ruszyłem dalej.

Asfalt niebawem się skończył i we wsi Giełdon, zgodnie z mapą, skręciłem w prawo - zgodnie z mapą bo w terenie żadnego oznakowania nie było. Na szczęście szlak zielony na odcinku Giełdon-Kosobudy pokrywa się z pieszym, czerwonym Szlakiem Kaszubskim i nawigacja nie sprawiała większych trudności. Nie tak jednak powinno to wyglądać.

W Kosobudach zobaczyłem znaki początku rowerowego szlaku czerwonego oraz zielonego (sic!) i kierunkowskaz szlaku czarnego, co nijak nie miało się do rzeczywistości. Takich ,, kwiatków’’ naliczyłem jeszcze kilka, wniosek z tego że dobrze jest mieć ze sobą mapę.
Dalsza jazda prowadziła polbrukową drogą rowerową do Brus, które widać już z daleka dzięki monumentalnej świątyni pw. Wszystkich Świętych. Jak na tak małą miejscowość, kościół jest przeogromny – ma 61 metrów długości! Nie sposób go fotografować w całości.
Z Brus skręciłem zgodnie z mapą w kierunku Chojnic i do Męcikału gdzie szlak zielony ma swój koniec dotarłem asfaltową drogą rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi wojewódzkiej i potem leśnym szutrem między pracującymi maszynami do ścinki drewna. Ciekawy widok :-)

W Męcikale nieco się pokręciłem szukając żółtego szlaku KM, którym zamierzałem dotrzeć do Czerska. Łatwo nie było ale w końcu odnalazłem znaki i ruszyłem na wschód. Na odcinku do Zapory (Mylof) szlak prowadził leśną drogą gruntową, słabo utwardzoną i zdarzały się odcinki piaskownic. Od Mylofu czekał asfalt lokalnej drogi którą dotarłem do Rytla.

Od Rytla do Czerska zaczął się w mojej ocenie najsłabszy etap KM, poprowadzony nową drogą szutrową wzdłuż DK22 z małym odbiciem w las w okolicy wsi Gutowiec. Hałas i widok samochodów z pobliskiej drogi krajowej skutecznie zabierał radość z jazdy. Dobra nawierzchnia sprawiła jednak że szybko dotarłem do Czerska, na granicy którego oznakowanie ponownie przestało istnieć.

W samym Czersku pokręciłem się po centrum, odwiedziłem Biedronkę okolice stacji PKP szukając początku szlaku czerwonego KM, którym teraz zamierzałem się poruszać. Znalazłem początek rowerowego szlaku czerwonego ale nie KM, tylko PTTK. Uważajcie , bo można nim dotrzeć do Świecia :-).

Zajrzałem też do lokalnej IT skąd otrzymałem gratisową mapę Kaszubskiej Marszruty i chwilę porozmawiałem z obsługą. Panie nie były zdziwione moimi uwagami dotyczącym oznakowania, rozumiem, że nie byłem pierwszy.
Mając język za przewodnika i z mapą w garści wyjechałem z Czerska i skierowałem się po raz drugi dzisiaj w kierunku Brus. Czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy pod wiatr drogą asfaltową z małym ruchem samochodów.

Po dotarciu do Brus zaczęła się jazda wzdłuż drogi wojewódzkiej po asfaltowej drodze dla rowerów. W ramach szarad językowych wczytywałem się w kaszubskie nazwy miejscowości – niezłe łamanie języka :-).

Po ponownym wjechaniu na obszar Zaborskiego Parku Krajobrazowego pojawiła się elegancka droga szutrowa, teraz z dynamicznymi zjazdami i łagodnymi podjazdami. Pojawili się też inni rowerzyści bo do tej pory KM była jakby opustoszała. Należało wzmóc czujność bo wykonane starannie drogi szutrowe KM do najszerszych nie należą. Poza tym liczne drzewa ograniczały widoczność i nie było sensu na zjazdach szaleć.

Za Drzewiczem pojawiły się znaki szlaku żółtego KM i jakiegoś czarnego, i zrobiło się zupełnie kolorowo. W Swornychgaciach kropił lekki deszcz, ale że było ciepło ruch na jeziorze trwał w najlepsze – pływały rowery wodne, żaglówki i tylko ludzie się nie kąpali. Zajrzałem po pamiątkowy magnes na lodówkę do Kaszubskiego Domu Rękodzieła Ludowego i po wykonaniu kilku fotek tego mini skansenu popedałowałem dalej.

W Chocińskim Młynie czekała mnie zmiana kierunku jazdy i wjazd na czarny szlak KM, tzw. Pętlę Konarzyńską. W tym miejscu z oznakowaniem nie było problemu, wszystko było jasne i klarowne. Pętla Konarzyńska w swoim pierwszym odcinku do Bindugi była poprowadzona wydzieloną drogą z polbruku i lokalną drogą asfaltową ze znikomym ruchem samochodowym (jechałem w dzień roboczy) i dobrym oznakowaniem.

Za Bindugą pojawił się nowo położony asfalt i już w ogóle byłem w siódmym niebie. Szybko jednak miałem z tego nieba zjechać na ziemię, a może i niżej. :-)
Niebawem szlak czarny dotarł do ruchliwej DW 212 Chojnice-Bytów by po kilkuset metrach tą drogą skręcić do lasu na wysokości Zielonej Chociny. I się zaczął survival! Słabo utwardzone leśne drogi gruntowe, piaskownice, korzenie, brak oznakowania skrzyżowań lub ,,dziwne’’, niestandardowe, oznakowanie na drzewach ( KM jest generalnie oznakowana za pomocą tabliczek i słupków).

W pewnym momencie tylko pomocy lokalnego kierowcy zawdzięczam fakt, że nie trafiłem na skróty do Swornychgaci. Straciłem na tym kilkukilometrowym w sumie odcinku mnóstwo czasu, pojawiło się realne zagrożenie że nie wyrobię się przed zmrokiem. W końcu jednak domknąłem Pętlę Konarzyńską meldując się z powrotem w Chocińskim Młynie.

Z ulgą wjechałem ponownie na czerwony szlak KM prowadzący przez Małe Swornegacie do Charzykowych. Wysoki standard tego odcinka pozwolił nieco nadgonić straty czasowe, nie jechałem jednak tak szybko aby nie zobaczyć mostu zwodzonego na Brdzie łączącego Jezioro Charzykowskie i Długie. Został on wykonany w ramach projektu KM – chyba bym wolał, aby most był mniej wypasiony a szlak czarny bardziej uzdatniony rowerowo.

Jadąc wzdłuż Jeziora Charzykowskiego mijałem liczne grupy rowerzystów, dzieci w fotelikach, przyczepkach i na swoich rowerkach też. Widać, że są to bardzo popularne tereny. Pojawiły się też tablice Parku Narodowego Bory Tucholskie, który KM generalnie omija.
W Charzykowych zatrzymałem się przy Przytułku Dokonań Burmistrza, czyli bardzo oryginalnej galerii na świeżym powietrzu. Chwilę potem skręciłem na charzykowską promenadę i wpadłem wręcz na znaku początku (końca) szklaków czerwonego i żółtego. W końcu szybko i bez trudności.

Tym samym pożegnałem się ze szlakiem czerwonym a ruszyłem dokończyć pętlę szlakiem żółtym KM. Czekał mnie odcinek Charzykowy-Męcikał.
Powoli i dostojnie przemieszczając się promenadą wzdłuż Jeziora Charzykowskiego czujnie wypatrywałem znaków szlaku, wypatrywałem i wypatrywałem aż wylądowałem poza promenadą, w małym bagienku :-).

Szybkie w tył na lewo i rozpocząłem szukanie od nowa. Jak już znalazłem znaki to doprowadziły mnie one z powrotem na … promenadę. Dalej już nie szukałem, tylko z nosem w mapie opuściłem Charzykowy kierując się na Las Wolność.
Zaraz potem pojawiła się nowość na szlakach KM – jechałem po drodze trawiastej. Na szczęście było oznakowanie, bo bym chyba zwątpił czy to jest to. Trawa stopniowo przeszła w szuter a ten w asfalt drogi lokalnej. Do tego zaczął padać deszcz i w lesie zaczęło się robić ciemno. Znaki KM to nie jest niestety szlak GreenVelo, którego znaki wykonane w standardzie znaków drogowych świecą się z daleka.

Należało wzmóc czujność żeby nie zrobić błędu nawigacyjnego i tak sobie czujne jadąc przez Kopernicę dotarłem do Chocińskiego Młynu, mijając jeszcze po drodze szlak rowerowy Greenways Naszyjnik Północy. Czekało teraz na mnie kilka podjazdów do Swornychgaci, które kilka godzin temu były zjazdami i tuż za Drzewiczem skręciłem zgodnie z oznakowaniem w stronę Męcikału.
Ostatni odcinek KM to łatwa nawigacyjnie jazda wzdłuż Jeziora Dybrzk po leśnej drodze gruntowej i w ten sposób przy zapodających ciemnościach dotarłem do Męcikału zamykając jazdę po szlakach KM.

Jako że na pociąg powrotny z Chojnic nie miałem już szans, pozostało wrócić do domu rowerem. Pod wiatą w Męcikale ułożyłem sobie drogę powrotną, zjazdem kolację, którą poprawiłem kawą na Orlenie w odwiedzonych po raz trzeci dzisiaj Brusach i skierowałem się na północ.
Plan nocnej jazdy zakładał odwiedzenie fabryki porcelany w Łubianej, rzut oka na iluminacje w Kościerzynie i spokojny zjazd na Żuławy Wiślane.

Podobno jak człowiek coś planuje, to Pan Bóg ma z tego dużo śmiechu - tak wyszło i tutaj. Kilka kilometrów za Brusami zaczęło padać i padało z różnym natężeniem do Pruszcza Gdańskiego. Udało mi się po dłuższym wyczekiwaniu ująć fotograficznie filiżankę z Łubiany, nocną Kościerzynę sobie podarowałem na inną okazję, po tym jak zaczęło mi już chlupać w butach i przynajmniej mając lekki wiatr w plecy pojechałem dalej. Będąc sam na drodze jechałem sobie środkiem i bardzo sobie chwaliłem taki styl. Szybko i wygodnie :-).

Miło się skończyło przed Pruszczem Gdańskim kiedy to pojawiły się dwa TIR-y, bo wyprzedzając mnie elegancko i zgodnie z przepisami zalały mnie wodą z kolein na lewym pasie. Poczułem, że nie chce już mi się walczyć z kilometrami na nudnych Żuławach i poczekałem sobie prawie 2 godziny na PKP w Pruszczu Gdańskim. Wysuszyłem się w tym czasie, poczytałem gazety i wypiłem kawę na tutejszym Lukoilu.

Na Kaszubską Marszrutę z pewnością jeszcze wrócę.


Podsumowanie wycieczki:
-szlaki Kaszubskiej Marszruty (KM) są generalnie łatwe, trudniejsze odcinki (brak oznakowania, miękka nawierzchnia występują po wschodniej stronie szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn, na szlaku zielonym Giełdon –Kosobudy i odcinkami na szlaku żółtym Drzewicz-Męcikał-Zapora i Charzykowy-Las Wolność),
- na szlakach KM występują wszystkie rodzaje nawierzchni, większość dróg to dobry asfalt i doskonały szuter,
- szlaki KM nadają się dla początkujących rowerzystów, nie ma stromych podjazdów ani niebezpiecznych zjazdów, nie ma niebezpiecznych nawierzchni,
- szlaki KM przy drogach wojewódzkich zawsze prowadzą wydzieloną poza jezdnię drogą rowerową z asfaltu, polbruku lub szutru,
- z uwagi na braki lub błędy w oznakowaniu szlaków KM zalecam mieć mapę (komercyjną lub otrzymaną w punkcie IT Chojnice, Czersk, Swornegacie, Brusy, Charzykowy),
- z reguły nie jest oznakowany przebieg szlaku w terenie zabudowanym (Chojnice, Męcikał, Brusy, Charzykowy, Czersk),
- szlaki KM są wyposażone w miejsca odpoczynku rowerzystów (wiata, ławo stoły, stojaki rowerowe, kosze ) oraz w tablice informacyjne z zaznaczonym miejscem aktualnego pobytu rowerzysty,
- łączna długość szlaków KM to około 200 km,
- szlaki KM prowadzą przez piękne okolice, mijają jednak Park Narodowy Borów Tucholskich,
- najciekawsze krajoznawczo i przyrodniczo są wg. mnie szlaki żółty i czerwony,
- rowerowy szlak niebieski nie jest szlakiem Kaszubskiej Marszruty, wbrew temu co widzimy na drogowskazach,
- szlaki KM krzyżują się z wieloma innymi szlakami rowerowymi i pieszymi co wymaga wzmożonej czujności w takich miejscach,

Rekomendacje sprzętowe:
- w końcu się nie męczyłem na sztywnym rowerze trekingowym z kołami 700x35, także wszystkie rowery dadzą sobie radę za wyjątkiem rowerów szosowych i tych pozbawionych przerzutek czy piast wielobiegowych,
- amortyzator przyda się na kilku odcinkach, ale nie jest konieczny,
- opony z wkładką antyprzebiciową mile widziane, to zawsze ma sens,
- po szlakach można poruszać się z sakwami, przyczepkami, fotelikami, doczepianymi rowerami , za wyjątkiem wschodniej cześć szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn.














367 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
68.00 km 10.00 km teren
03:04 h 22.17 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy: m
Rower:

POLDER MARZĘCINO

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Władysławowo-Kazimierzowo-Bielnik II-Kępki-Marzęcino-Gozdawa-Nowy Dwór Gdański-Solnica-Jazowa-Janowo-ELBLĄG

GPS

MAPA

FOTOGALERIA





Oglądacie dawną zatokę Zalewu Wiślanego osuszoną pierwszy raz w 1942 roku, a ponownie w 1947 r. Prawdopodobnie jest to najniżej położony obszar w Polsce.  


368 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI 50-150


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:22.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · | Komentarze 1

369 dni do MRDP.
I znowu trafiłem do Teleexpressu :-)).  Debiut był wtedy, a dzisiaj na antenę trafiła ,sweetfocia'' z 2010 roku przy słupie granicznym :-)). Fotka warta 500 zł jak powiedział czujny pan chorąży. Robert stał wtedy przy słupie ukraińskim to i się nie załapał :-) Mam nadzieję, że wykroczenie uległo już przedawnieniu, zatarciu, wybaczeniu  itd.