Dane wyjazdu:
Temperatura:19.0
Rower:
WISŁA TOUR - DZIEŃ I
Sobota, 24 czerwca 2017 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG-Malbork-Sztum-Ryjewo-Korzeniewo-Nebrowo Wielkie-Grudziądz-Chełmno-Ostromecko-Toruń-WŁOCŁAWEK
MAPAGALERIA (z opisem)
Dzień IIIdea przejechania Wiślanej Trasy Rowerowej (WTR) w
województwie kujawsko-pomorskim skrystalizowała się po tym, jak rok 2017
ogłoszono
Rokiem Wisły. A że szlak wzdłuż Królowej polskich rzek w tym
województwie jest gotowy od ponad 3 lat to i kierunek jazdy mógł być tylko
jeden.
Sprawnie (prawie) udało mi się zebrać kwiat elbląskich
ultramaratończyków i w noc świętojańską, o 2 w noc y ruszyliśmy w trasę. Kwiatu
paproci nie było widać, bo wszystko zostało skutecznie przykryte kroplami wody,
padającymi z różną intensywnością od startu do godziny 3.30, kiedy to w
okolicach Sztumu deszcz odpuścił. Pewnie zauważył, że my nie odpuścimy ;-)
Przez Ryjewo zjechaliśmy w dolinę Wisły i nią poruszaliśmy
się w kierunku Grudziądza. Wiślana Trasa Rowerowa zaczyna się w miejscowości
Wielki Wełcz, niedaleko granicy z województwem pomorskim. Trasą częściowo znaną z wycieczki w
Góry Łosiowe dotarliśmy do Grudziądza, gdzie kierowani pomarańczowymi znakami szlaku
(WTR to jeden z pierwszych projektów, gdzie zastosowano to nowe oznakowanie)
dotarliśmy na wysoką skarpę wiślaną.
Pogoda robiła się coraz lepsza i Wisła prezentowała się
naprawdę znakomicie. Zjechaliśmy na poziom rzeki, zrobiliśmy kilka fotek
zagospodarowanego nadbrzeża i ponownie zaczęliśmy wspinaczkę w kierunku
wieżowców stojących na wysokim brzegu rzeki. W ich okolicy nadszedł czas na
śniadanie, które spożyte na trawie z widokiem na Wisłę było przyjemnym
doznaniem.
Mniej przyjemne było zgubienie szlaku na osiedlu Rządz,
gdzie znaki zniknęły i nikt za bardzo nie wiedział gdzie jechać. Szlaki wzdłuż
rzek maja jednak tą przyjemną cechę, że należy się po prostu kierować w jej
stronę i wtedy powinno się szlak odnaleźć. Tak też było w naszym przypadku i po
chwili jechaliśmy już po wale wiślanym w kierunku widocznej autostrady A1.
Za nią pojawiła się przyjemna, asfaltowa droga rowerowa i
chociaż ruch na jezdni nie było duży, skorzystaliśmy z jej oferty. Dotarliśmy
nią pod Chełmno, gdzie WTR poprowadzona jest tak, aby zaoszczędzić rowerzystom
mocnego podjazdu do centrum tego wyjątkowo bogatego w zabytki miasta zakochanych. Osobiście uważam to za duży błąd. Mariusz był
niepocieszony z tego faktu, bo
Chełmna jeszcze nie widział, ale cóż robić? Do
miasta zakochanych lepiej niech przyjedzie solo ze swoją muzą, a nie z trzema
pełnowymiarowymi facetami :-).
Tak więc Chełmno zostało na górze a my ruszyliśmy dalej na
południe. W pewnym momencie znaleźliśmy się na trasie zawodów triathlonowych.
Czwórka turystów była tak samo oklaskiwana przez licznie zgromadzoną
publiczność jak i zawodnicy – zrobiło się miło :-). Niebawem jednak zjechaliśmy z asfaltu na
luźną drogę szutrową, podczas gdy rowery szosowe zostały na asfalcie.
Walcząc cały czas z silnym, przeciwnym wiatrem zbliżaliśmy
się do Ostromecka. Spojrzeliśmy na fronton pięknego pałacu, a że koledzy na więcej ochoty nie mieli,
a ja go już widziałem, żwawo
ruszyliśmy w kierunku Torunia. Zmiana kierunku jazdy na południowo-wschodni
poskutkowała tym, że zyskaliśmy dodatkowy napęd wiatrowy i zrobiło się naprawdę
miło. Zwłaszcza, że przed nami rozciągał się piękny asfalt. Po bardzo różnej nawierzchni WTR dotychczas
przejechanej było to miłe urozmaicenie. Najbardziej z tego cieszył się Robert,
który jadąc na góralu ubranym w opony slick i odczuwającym skutki wypadku z
marca mógł trochę odetchnąć.
Nie trwało to niestety zbyt długo, bo niebawem znowu pojawił
się teren. A chwilę potem na jednym ze
skrzyżowań pojawiła się Asia z Torunia i Bydgoszczy. Urodziła się bowiem w
Toruniu, ale aktualnie jest bydgoszczanką. Albo na odwrót ;-). W każdym razie
ucieszyła się na nasz widok, bo jak stwierdziła, znudziło jej się samotne
podróżowanie. My też się ucieszyliśmy, bo ileż można jechać tylko w czwórkę
:-).
Uśmiech zastygł nam szybko na twarzach, jak zobaczyliśmy
tempo z jakim Asia porusza się na rowerze trekingowym. Mariusz jako pierwszy
podjął wyzwanie, a nam pozostało stanąć
w korbach. Mając już 200 km w nogach
łatwe to nie było, ale Elbląg łatwo się nie poddaje :-).
Po dopasowaniu tempa do możliwości i nawierzchni
ustaliliśmy, że Asia znajdzie dla nas dobrą miejscówkę na obiad w Toruniu. Wcześniej przejechaliśmy przez Stary Toruń w
którym – jak słusznie przewidywałem – znajdowało się miejsce w którym zostały
położone podwaliny pod miasto Kopernika i pierników. Założył je nieco wcześniej
niż Elbląg nasz stary elbląski znajomy, czyli Hermann von Balk.
Niebawem wjechaliśmy do Torunia i kierowani znakami szlaku
dotarliśmy na Bulwar Filadelfijski. Tutaj skręciliśmy na Stare Miasto i
prowadzeni przez naszą przewodniczkę pośród wakacyjnych już tłumów dotarliśmy
do pierog arni Stary Toruń. Kompetentna
obsługa wpuściła nas z rowerami tylnym wejściem i mogliśmy zasiąść do
zasłużonego posiłku.
Ogromny wybór różnych pierogów (gotowane, pieczone,
obsmażane) z najróżniejszymi farszami nie ułatwiał wyboru, ale w końcu coś
udało się wybrać i skonsumować. Tutaj też pożegnaliśmy się z Asią, która w
planach wieczornych miała do obejrzenia mecz … futbolu amerykańskiego. Na
stadionie w Toruniu, nie w telewizji! Jak podaje wujek Google była to
inauguracja sezonu Angels Toruń :-)
Dziękujemy koleżanko za wspólne kilometry i doskonały wybór
gastronomicznej miejscówki w Toruniu.
Końcowy dla nas
odcinek WTR z Torunia do Włocławka zaczął się dobrze, bo Toruń to miasto
przyjazne dla rowerzystów i rowerowe
drogi z asfaltu nie są ewenementem,
tylko normą. Za Toruniem do wsi Osiek
też było miło – asfaltowo, z ulicą
Obi-Wana Kenobiego z Gwiezdnych Wojen na czele. Przez chwilę jechaliśmy też
ścieżkami znanymi z Kaszubskiej Marszruty. Potem jednak zaczęły się koszmarne
płyty betonowe pokryte cienkim asfaltem, rowery coraz częściej zakopywały się w
piachu, były też drogi gruntowe z domieszką gruzu i luźnych kamieni. Rowery MTB
Sławka i Mariusza ogarniały to jakoś, ja
jadąc na pusto (miałem tylko torbę-nerkę) trekingiem na oponach 35 mm już
mniej, zaś Robert na slickach cierpiał
najbardziej. I to nie tylko z powodu opon.
Zupełnie zabawnie zrobiło się przed Bobrownikami, gdzie na
szlaku pojawił się zamknięty szlaban przed mostkiem na rzece Mień. Szlaban,
słaby mostek i pokrzywy na metr to czekało na nas na tym zapomnianym przez
autorów WTR odcinku. Dobrze, że szlaban dało się ominąć, mostek przejść, a kwas
mrówkowy z pokrzyw zapobiega podobno reumatyzmowi :-). Nie wszyscy użytkownicy
WTR mogą być jednak tak pobłażliwi i
tolerancyjni…
W Bobrownikach zatrzymaliśmy się przy ruinie zamku
krzyżackiego z której rozciągała się ładna panorama na Wisłę. Duże wrażenie
zrobiła na nas wizualizacja, jak zamek
wyglądał przed wiekami otoczony wodami
Wisły.
Potem została jeszcze sesja fotograficzna przy tablicy z
nazwą miejscowości ,,Stary Bógpomóż’’. Nazwa ma związek z protestanckimi osadnikami
z Holandii, zwanymi ,,olędrami’’, którzy
gospodarowali też na ziemiach nad Wisłą przy jej ujściu – na Żuławach Wiślanych
bardziej chyba są rozpoznawalni jako
mennonici.
Niebawem po drugiej stronie Wisły zobaczyliśmy kominy
włocławskiego Anwilu, ale zanim dotarliśmy do mostu na Wiśle w tym mieście
jeszcze musieliśmy trochę powalczyć z piaskowcami na WTR. Bóg nam nie pomógł
;-)
Powoli zapadał już zmierzch
tego jednego z najdłuższych dni w roku a do zobaczenia była jeszcze
zapora na Wiśle i miejsce męczeńskiej
śmierci x. Jerzego Popiełuszki. Wraz z
Robertem
widzieliśmy już te miejsca, ale dla Sławka i Mariusza
to była nowość. Bulwarem wzdłuż Wisły a potem drogą dotarliśmy do celu,
zrobiliśmy kilka fotek i ruszyliśmy na poszukiwania noclegu. Jazda nocą mijała
się bowiem z celem, gdyż żadnej Wisły byśmy
wtedy nie zobaczyli. Należy jednak stwierdzić, że nawigacja nocą na WTR
jest możliwa, bo znaki (o ile stoją) są wykonane w standardzie drogowym i widać je w świetle lamp rowerowych.
Tak więc Robert poprowadził nas na kwaterę z której kiedyś
korzystał i po zrobieniu zakupów udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Nie był
on zbyt długi, bo pobudkę zaplanowałem na 3 rano, a start na 4. Mieliśmy więc
na sen około 4 godzin. Wystarczyło :-)
56 dni do MRDP.