Dane wyjazdu:
Temperatura:16.0
NOCNY PELPLIN
Niedziela, 28 czerwca 2020 ·
| Komentarze 6
Trasa: ELBLĄG-Jegłownik-Stare Pole-Malbork-Gnojewo-Knybawa-Mała Słońca-Pelplin-Radostkowo-Knybawa-Tczew-Koźliny-Giemlice-Cedry Wielkie-Kiezmark-Żuławki-Szkarpawa-Tujsk-Marzęcino-ELBLĄG
MAPAGALERIA (z opisem)
Andrzej zarzucił temat wschodu słońca nad Wisłą w Tczewie i
jazdę WTR do Kiezmarka. Nuda - w sumie - pomyślałem i dorzuciłem Pelplin z
iluminowaną katedrą, żebym i ja coś z tej jazdy miał. Eksperymentalny przejazd
z Wiśniewa do Rybina była naszym wspólnym pomysłem.
Na trasę ruszyliśmy wraz z księżycowym Robertem, którego na
wyjazd porwałem popołudniową porą, kiedy udawał się na imprezę rodzinną. Musiał
biedak pić przez to wodę i herbatę :-)
O godzinie 22 opuściliśmy Plac Katedralny i ruszyliśmy DK22
na Malbork. Ostatnio, jadąc tą drogą byliśmy zaskoczeni bardzo małym ruchem.
Ale
wtedy ruszyliśmy o północy… Dwie godziny przyspieszenia zrobiły różnicę i
droga już nie była tak przyjemna. No, ale jadąc w trójkę oświetleni jak choinki
kłopotów z blachosmrodami nie mieliśmy.
Przed Malborkiem ciepłą noc urozmaicił nam deszcz, na widok
którego Andrzej coś zaczął przebąkiwać o kurtce, ale cóż – został delikatnie wyśmiany
przez dwóch ultrasów. Ten deszczyk był przyjemnym prysznicem na nasze rozgrzane
ciała, a on chciał się ubierać.
Dojazd z wiatrem do tablicy Malbork zajął nam 56 minut , co
na rowerach górskich z oponami terenowymi oceniam całkiem pozytywne. Nie wiem tylko po
co tak gnaliśmy?
Zajechaliśmy na punkt widokowy na zamek malborski aby chwilę
odpocząć i zrobić dla porządku zdjęcie jego iluminacji. Pomost prowadzący nad
Nogatem jest lepiej oświetlony …
Dalsza jazda także prowadziła DK22, już bardziej pustą w kierunku
mostu na Wiśle w Knybawie. Zanim tam dotarliśmy gnając jak wariaci, zmusiłem
ekipę do zjechania z trasy pod kościół
Gnojewie, który co prawda iluminowany chyba nigdy nie był, bo jeszcze
niedawno groziło mi zawalenie. Ta jedna z najstarszych w Europie budowla
szachulcowa doczeka chyba lepszych czasów, bo jak
wieść
niesie, będą fundusze na remont. Może i iluminacja się pojawi.
Chwilowo musiało nam wystarczyć światło naszych latarek,
dzięki któremu zobaczyliśmy, że prace renowacyjne już trwają. Chwilę potem
wskoczyliśmy z powrotem na DK22 i przekroczyliśmy Wisłę.
Roberto zgłosił chęć cateringu na Lotosie, więc zjechaliśmy
na stację i po lekkich perypetiach dostaliśmy się do środka. Jedzenie i picie
zostało uzupełnione, zaraz potem zjechaliśmy na boczną drogę w kierunku
Gorzędzieja i Rybaków. Po drodze minęliśmy Mała Słońca, wieś, której dziwna
gramatycznie nazwa nie daje mi spokoju :-). Ktoś wie, skąd taka odmiana się
wzięła?
Przed Pelplinem wjechaliśmy na DK91, czyli dawną DK1. Od
momentu otwarcia A1 jest ona sympatyczną drogą ,,rowerową’’ z ładnym poboczem i
małym ruchem. Doprowadziła nas ona do skrzyżowania na Pelplin, gdzie skręciliśmy
do miasta cystersów z monumentalną
bazyliką katedralną, jedną z największych ceglanych
świątyń w Polsce.
Szybko zobaczyliśmy, że z nocnych zdjęć nic nie wyjdzie, bo
gigantyczna konstrukcja była lekko oświetlona przez … latarnie uliczne, które w
żaden sposób nam nie pomagały uwiecznić jej
obrazu. Chyba że miałoby się wypasione lustrzanki, chociaż i to nie jestem
pewien.
Obudzony, a pewnie i przestraszony stróż nocny powiedział,
że z powodu remontu iluminacja jest obecnie wyłączona. Po remoncie to się
zmieni, więc wypada poczekać i w tym czasie pooglądać zdjęcia w sieci :-).
Jako że iluminację miał stojący naprzeciw bazyliki
kościół Bożego Ciała to skupiliśmy się
na podziwianiu jego stonowanej urody. I tak minęło dobre pół godziny, podczas
których co jakiś czas włączała się część iluminacji bazyliki na jednym z
dachów. Nic z tego nie rozumieliśmy …
W końcu nadszedł czas pożegnać Pelplin i wrócić do Knybawy,
aby stamtąd ruszyć Wiślaną Trasą Rowerową (WTR) na północ. Cichymi i pustymi
drogami lokalnymi oraz krajówkami dotarliśmy z powrotem na Lotos przy Wiśle i
skręciliśmy w kierunku Tczewa. Po chwili jechaliśmy już wzdłuż Królowej, nad
którą zjechaliśmy wykorzystując slip dla
łodzi.
Weszliśmy na pływający pomost i z lekkim niepokojem obserwując
silny nurt Wisły chwilę sobie posiedzieliśmy dumając o życiu i prozie
przemijania, a tak naprawdę czekając na wschód słońca i opowiadając bajki o przepłynięciu rzeki w
poprzek.
Niebiesko już się robiło, ale do samego wschodu było jeszcze
dużo czasu, więc wróciliśmy na WTR i bractwo postanowiło skorzystać z leżaków
na bulwarze. Fajny pomysł, ale niebezpieczny po nocce na rowerze ;-)
Chwilę sobie tak poleżeli i skierowaliśmy się z bulwaru w kierunku
dworca PKP. Nie, nie żeby wrócić do Elbląga PKP, a na gorące drożdżówki
pieczone w lokalnej piekarni przy dworcu. Okazało się, że obecnie piekarni
niema, jest przeniesiona, a sam dworzec przechodzi remont. Rozpacz nasza nie
miała granic, w ruch poszły zapasy z kieszeni i plecaków bo na Orlen nie
chciało się już wracać :-)
Skierowaliśmy się na wał wiślany, gdzie Andrzej mógł w końcu
uwiecznić wschód słońca i zobaczyć w pełnej krasie WTR. Szkoda, że tak krótko –
jak na razie. Z wału zjechaliśmy na drogę i przez Koźliny, Steblewo i Giemlice
dotarliśmy do Cedrów Wielkich. Po drodze zatrzymaliśmy się w Steblewie,
obejrzeć trwałą ruinę gotyckiego kościoła.
Natomiast w Cedrach Księżycowy pokazał nam swoją pierwszą
ulicę Księżycową, które tak pracowicie zalicza w swoich wojażach po Polsce. Ta
była pierwsza – dla Andrzeja. Lepiej nie wchodź na tą ścieżkę bo to uzależnia
:-). W Cedrach zjedliśmy też normalne śniadanie, niejako zmuszając personel
sklepu do obsłużenia nas 20 minut przed czasem. I teraz to można było jechać.
Po powrocie na prawy brzeg Wisły pojechaliśmy na Żuławki
pokazać Andrzejowi wieś będącą pięknym przykładem żuławskiej architektury, ze szczególnym
uwzględnieniem domów podcieniowych rzecz jasna ;-) Kolega chciał też zajrzeć na
Gdańską Głowę, ale o swoim marzeniu zobaczenia połączenia Szkarpawy i Wisły
powiedział nieco za późno, już po przejechaniu na nią zjazdu.
Z Żuławek ruszyliśmy na wschód, czyli pod wiatr, który na
Żuławach jest upierdliwy ze względu na długie, proste odcinki dróg. Robert
jadąc nieco szybciej odjechał od nas, a my spróbowaliśmy wbić się na odcinek Wiśniówka-Rybina wzdłuż Szkarpawy. Jego początek to klasyczne
żuławskie ,,jumby’’, ale po dotarciu do rzeki naszym oczom ukazała się droga
gruntowa po wale, skoszonym, ale jednak trawiastym. Nie miałem tyle czasu, aby
te parę kilometrów tłuc się z godzinę. Przyjedziemy tutaj jeszcze.
I tak przez wsie Szkarpawa i Nowotna dotarliśmy do Tujska, gdzie czekał już znudzony
Roberto. Dalej skrótem terenowym przez Gozdawę dojechaliśmy do Marzęcina, gdzie zatrzymaliśmy
się na zimnego browara 0% i to było coś pięknego. A potem to już był Elbląg i
niektórzy mogli iść spać, a niektórzy powędrowali do pracy. Nie ma
sprawiedliwości! :-))
Dzięki Panowie za wspólne kręcenie i mile spędzoną nockę.