Dane wyjazdu:
Temperatura:3.0
MARATON ELBLĄSKI - DUŻY OBJAZD TRASY 2023
Sobota, 13 maja 2023 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG-Suchacz-Tolkmicko-Pogrodzie-Frombork-Braniewo-Gronowo-Żelazna Góra-Lelkowo-Pieniężno-Orneta-Pasłęk-Jelonki-Wysoka-Nowe Dolno-Krzewsk-Raczki Elbląskie-ELBLĄG
MAPAGALERIA
Motto: ,,Mam dość nietrafionych prognoz pogody" :-(
Zanim podsumuję wycieczkę, w trzech zdaniach odniosę się
do jej motta. Wkur …. mnie jak prognozy
mówią o poranku na poziomie +10 stopni, a ostatecznie kończy się na … +3! Jak
tak można się mylić? Ostatni raz zostawiłem w domu ciepłe rękawiczki – znudziło
mi się prowadzić rozgrzewki na trasie.
A teraz do meritum :-)
Za nami kolejna (1,
2) już jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na ultra
dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba
pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego.
Tym razem na trasie zabrakło Roberta, za to wróciła
Sylwia, aktualna mistrzyni Maratonu Elbląskiego, aby przypomnieć sobie trasę,
którą 10 czerwca wspólnie z Angeliką będą pokonywać i treningowo ją przejechać.
Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- przejechanie bez spania całej nocy od zachodu do wschodu słońca zgodnie z tą ściągawką ,
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego (ME) od Elbląga do wsi Drużno na
160 km,
- jazdę z nawigacją oraz dalsze testy oświetlenia, ustawień i odzieży,
- próbę poprawienia rekordu życiowego Angeliki w jeździe non stop wynoszącego
207 km.
Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 19, tak żeby jak najdokładniej
odwzorować realną sytuację w dniu 10 czerwca, momencie startu ME 2023. Na
starcie pojawili się zapisani zawodnicy, jak też i osoby które bez związku z
imprezą chciały spędzić noc na rowerowym siodełku. Wzorcowa pogoda na pewno
ułatwiła wyjście z domu w sumie 16 rowerzystkom i rowerzystom.
Grupa ,,ścigantów” szybko zniknęła nam z
oczu i już po paru kilometrach kręciliśmy korbami z Angeliką, Sylwią i
Albertem, dla którego to także będzie debiut w ME. Spokojnym tempem pokonywaliśmy najtrudniejsze wzniesienia
na trasie maratonu, szczęśliwie umiejscowione na samym początku trasy i na
pierwszy 5 minutowy postój zatrzymaliśmy się we Fromborku, pod pomnikiem
Kopernika. Tutaj odłączył się od nas
Marcin Chruszczyk, aktualny mistrz Maratonu Elbląskiego, który podczas
indywidualnego treningu dołączył do nas na kilka km od Krzyżewa. Była okazja do
rozmowy i jazdy w prawdziwie mistrzowskim otoczeniu ;-)
Chwilę potem wjeżdżaliśmy już do Braniewa i zajęliśmy miejsca
na jednym z dwóch lokalnych Orlenów, żeby zjeść i napić się przed czekającą na
trasie ME ,,dziurą” cateringową z Braniewa do Pasłęka. Pamiętajcie o tym 10
czerwca ;-)
Braniewo na spokojnie opuściliśmy o 21:40 na 20 minut
przed maksymalnym czasem pobytu w tym mieście. Krajową drogą nr 54 dotarliśmy w piątkę do Gronowa – dołączył do nas Marek z
Braniewa – gdzie trasa ME skręca na
wschód i gdzie zaczęły się pustkowia strefy granicznej.
Strefy, gdzie chwilę potem minęliśmy patrol Straży
Granicznej a potem to do rana może pojawiło się z 10 samochodów. Dobry asfalt
drogi krajowej został zastąpiony słabą nawierzchnią drogi w kierunku
Grzechotek, która dopiero po dotarciu do S22 uległa poprawie. Całkiem dobrze zrobiło się od Żelaznej Góry
na odcinku do Lelkowa. W tym ostatnim nadszedł czas ubrać nogawki, rękawki i
zmienić rękawiczki bo ciepło wieczoru było już wspomnieniem i trwała chłodna,
warmińska, bezchmurna i stylowo gwiaździsta
noc. Lelkowo opuściliśmy o godzinie
23:30, czyli z półgodzinnym zapasem czasu względem maksimum.
Odcinek do Pieniężna to jazda slalomem między połatanym i
spękanym asfaltem, bardzo słabą ale na szczęście nie dziurawą nawierzchnią. No
i generalnie z górki. Naszej piątce
udało się to pokonać bez strat w sprzęcie i niebawem lecieliśmy obwodnicą
Pieniężna, mijając centrum miasta.
Teraz czekał na nas odcinek do Ornety, nieco lepszy chociaż zapamiętany przeze mnie z pierwszej edycji z awarii dętkowo-oponowych.
Tym razem nic takiego nie nastąpiło i do uśpionego miasta wjechaliśmy około
godziny 1, mając też godzinę przewagi nad grafikiem.
Od Ornety w końcu można było rozwinąć skrzydła, bo nowy
asfalt aż do Pasłęka temu bardzo sprzyjał. Z jednym postojem na przystanku w Klusajnach
osiągnęliśmy Pasłęk o godzinie 2:20, zwiększając przewagę do 100 minut względem
grafiku. Jak tak pojedziecie nockę 10/11 czerwca to będzie spoko :-)W Pasłęku zajechaliśmy na stację Lotosu przy starej
drodze krajowej nr 7, ale coś tam był problem z ekspresem do kawy i i ostatecznie nikt niczego ciepłego nie kupił. Tym samym zakończył się na chwilę pierwszy odcinek
pagórków na trasie Maratonu Elbląskiego i teraz czekał nas krótki przelot przez
Żuławy Elbląskie. Szybko minął, a że z planowanego wcześniej Drużna było za
wcześnie wracać do Elbląga, to grupa postanowiła kręcić dalej po trasie.
Wydłużyliśmy nasz pobyt o Jelonki – gdzie będę na Was
czekał podczas ME i tutaj nikomu nie uda się zamulać :-)) – i Marwicę, aby z trasy ME zjechać przed
Rychlikami, utrzymując cały czas 100 minut przewagi nad grafikiem. Nie wspomniałem, ale od Pasłęka zaczął się daleki świt,
nieboskłon robił się coraz bardziej niebieski a w końcu pomarańczowy. Tutaj też
temperatura zaczęła osiągać swoje minima, i jak u mnie termometr zatrzymał się
na +4, tak Marka Garmin pokazał
wspomniane +3. Wszystko daleko od prognozowanych +10, co zresztą sam
dobrze czułem na swoich dłoniach, prawej zwłaszcza.
Szacun w tym miejscu dla Alberta, który całą nockę
pokonał w skarpetach kompresyjnych. Niezła odporność, godna prezesa Malborskich
Morsów :-)
Do Elbląga dotarliśmy przez odcinek specjalny po płytach
przy szkole w Stankowie i dalej już normalnym asfaltem przez Krzewsk i Żurawiec
osiągnęliśmy Raczki Elbląskie. Tutaj na moście nad Tiną wyłonił się naszym
oczom Andrzej, jadący trasę z pierwszą grupą, który w tym miejscu sposobił się do fotografowania
nadchodzącego wschodu Słońca.
Zatrzymaliśmy się i my, Sylwia do pracy miała jeszcze
sporo czasu i mało kilometrów, więc te kilkanaście minut można było poczekać.
Łapska miałem już tak przemrożone, że sam nie wiem jak udało się te kilka zdjęć
zrobić ;-)
Jednak wschód to wschód, to coś co sprawia, że wie się po
co spać, jak można jechać i oglądać to wspaniałe i zawsze inne zjawisko. Nad Tiną,
po pokonaniu około 190 km jeszcze wschodu nie widziałem. Słońce wyszło zza
wzgórz Wysoczyzny Elbląskiej i możecie to zobaczyć w galerii.
W Elblągu pozostało rozprowadzić Sylwię do pracy – szok,
to dopiero hardcore !!! – Alberta i Angelikę na Wysoczyznę Elbląską i w końcu
siebie do domu na bardzo, bardzo solidne śniadanie :-))Dziękuję wszystkim kręcącym tej nocy za wspólną jazdę, harpagonom
z pierwszej grupy także. Czułem Was duchem i widziałem ślady na asfalcie ;-)
Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane przez Angelikę w 99%. Nocka została
przejechana bez snu, trasa została obejrzana, sprawdzona i utrwalona w pamięci
a warunki pogodowe na ranem nie złamały ducha walki adeptki ultra. Nowa życiówka, bo tutaj wyszło jej 202 km, będzie
ogarnięta jak sądzę - przy okazji - na Maratonie Elbląskim, bo po co się
rozdrabniać ;-)
Jest moc, jest charakter, jest determinacja!
Co do planów, to warto jeszcze, aby osoby zapisane przejechały sobie ostatnie
50-60 km trasy, tak aby poznać finisz Maratonu Elbląskiego. Finisz, na którym
może się decydować, czy ktoś się zmieści,
czy nie zmieści w limicie 24 godzin
czasu przeznaczonego na przejechanie 444 km. Naprawdę, dobrze znać tę końcówkę,
jechaną już na ekstremalnym zmęczeniu.
Ale to już każdy we własnym zakresie ogarnie czy, kiedy i
gdzie to zrobić ;-)