Dane wyjazdu:
Temperatura:5.0
IŁAWA
Niedziela, 4 lutego 2024 ·
| Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Rychliki-Małdyty-Zalewo-Makowo-Rudzienice-Iława-Susz-Dzierzgoń-Bągart-Nowe Dolno-Krzewsk-Raczki Elbląskie-ELBLĄG
MAPAGALERIA (z opisem)
Sporo osób
szykuje się do sezonu ultra 2024, w tym między innymi do Maratonu Elbląskiego. A
wiecie, że dobrze przepracowana zima będzie procentowała podczas wiosennych i
letnich ultra maratonów.
Jednym z aspektów jazdy ultra jest jazda po zachodzie słońca i z nią będziemy
zaznajamiać się najbardziej podczas tych wycieczek. Poza tym będzie okazja do
testów swojego sprzętu i odzieży oraz menu na Orlenach.
Na szóstej trasie - drugiej w roku 2024 - cyklu ,,Po co spać, jak można jechać",
kręciło korbami ze mną 5 osób. Na Placu Jagiellończyka o godzinie 22:00
pojawiła się Patrycja, Andrzej, Roman i Zdzisiek. Temperatura na starcie wynosiła +7 i dodam, że
ani razu nie spadła poniżej stopni 5. W tym składzie ruszyliśmy na wschód,
wiedząc, że gdzieś tam w okolicach Węziny będzie na nas czekał jeszcze Marek Dive
jadący z okolic Pasłęka.
Tak też było i
razem ruszyliśmy na podbój Krainy Kanału Elbląskiego. Z uwagi na silny wiatr trasę
ułożyłem tak, żeby nie jechać cały czas z bocznym, mocno spychającym na środek drogi
wiatrem, a mieć go z różnych stron.
Jak spojrzycie
na trasę, to zobaczycie te meandry między Jelonkami, Małdytami i Zalewem. To niestety
wiązało się z dwoma odcinkami dróg o złej nawierzchni asfaltowej, najpierw
krótkim w okolicach Lepna, a potem dłuższym między Małdytami a Zalewem.
Ten pierwszy był mi znany, natomiast
stan drugiego zaskoczył mnie, bo kiedyś DW 519 na tym odcinku była OK. Do tego doszedł
wiatr w twarz i te 9 km pokonywaliśmy bardzo, bardzo długo.
No ale w końcu
osiągnęliśmy Zalewo, gdzie pożegnaliśmy się chwilowo z Patrycją, która sygnalizowała
kontuzję mięśnia i ruszyła na skróty do
Dzierzgonia i nad Jezioro Kuksy. W tych okolicach mieliśmy się spotkać w drodze
powrotnej i tak się stało, no ale nie
wyprzedzajmy kilometrów ;-)
Z Zalewa ruszyliśmy
w ślad za Markiem, który już od wielu km – chyba gdzieś tak od Rychlik – jechał
samodzielnie przed nami i pędząc po ładnym asfalcie i z całkiem sensownym wiatrem zatrzymaliśmy się
przy elegancko iluminowanym kościele w Borecznie.
Uwieczniliśmy
go na zdjęciach i niebawem wjechaliśmy od wsi Urowo na zupełnie nowy asfalt,
który pozwolił rowerom szosowym na pokazanie swoich możliwości. Dodam, że kilka
razy jechaliśmy po mokrych asfaltach, wskazujących, że coś tam kropiło chwilę przed naszym przejazdem.
Iława przybliżała
się w szybkim tempie, tak że o 2:30 zameldowaliśmy się na jej rogatkach, jadąc ostatnie
km przed miastem na DK 16, będącej w nocy fajną, rowerową drogą krajową. I w
lekko oraz bardzo krótko padającym deszczyku.
Tutaj był zaplanowany
jedyny dłuższy postój na Orlenie, gdzie pojawiliśmy się 2:40. Konsumpcji za dużej nie było, bo piec był
akurat wyłączony. To dość częsta niestety przypadłość na tych stacjach w środku
nocy. Hot dogi nie wymagają pieca, ale był tylko jeden. Na tego samotnika załapał
się Andrzej, ale nie wiem czy było losowanie czy wszyscy dobrowolnie mu go
oddali :-). Reszta ruszyła w każdym bądź razie po swoje zapasy. Tutaj wyróżniał
się Roman, mający w plecaczku banany i bułki. Normalnie Małysz :-))) Reszta zjadła słodycze, wypiła herbaty i
kawy i to też było dobre.
Odpoczynek i
jedzenie nieco się przeciągnęły i ze stacji ruszyliśmy około 3:20.
Przelecieliśmy przez uśpione miasto i skierowaliśmy się na Susz. Wiatr wiał z
boku, trochę w twarz, ale wyraźnie słabiej. Jednak powoli dojrzewała we mnie
myśl, aby z Susza ruszyć razem z Andrzejem, który około 8 rano chciał być w
Elblągu i nie pchać się już na wojnę z wiatrem między Suszem, Prabutami i
Sztumem.
A że ja
rządziłem tym peletonikiem, no to i tak zrobiliśmy ;-) Dobrze znaną drogą pojechaliśmy
na Kamieniec Suski, Stary Dzierzgoń i w końcu byliśmy w samym Dzierzgoniu.
Tutaj ustaliłem
losy Patrycji, która już dawno dotarła sobie na spokojnie z Zalewa i była po śniadaniu
u znajomych lokalsów. Nie wiedziałem,
gdzie odjechał Zdzisiek, był ze mną Roman i Andrzej, a za chwilę
dojechał Marek.
Tutaj
pożegnaliśmy się z tą ostatnią dwójką, która ruszyła do swoich domków, a z Romanem
ruszyłem nad Jezioro Kuksy, które za 6 godzin miało stać się lodową areną
kąpieli morsów z okolic bliższych i dalszych koordynowanej w ramach imprezy charytatywnej
o nazwie V Zlot Morsów przez ekipę DzierzgońTeam.
Patrycja postanowiła
czekać na nas w mieście do którego z Kuks musieliśmy i tak wrócić.
Ja tymczasem
przeprowadziłem nad jeziorem szybką, konstruktywną i zakończoną porozumieniem
rozmowę z Adamem Leoniakiem, szefem Stowarzyszenia Dzierzgoń Team w kontekście
współpracy przy tegorocznym Maratonie Elbląskim. I to na razie tyle, co napiszę
;-)
Nad Kuksami
był już także Zdzisiek, który dotarł tutaj przed nami i już w trójkę
zawróciliśmy do Dzierzgonia.
Tam pojawiła się
Patrycja i tak to w 4 osoby ruszyliśmy do Elbląga. Wiatr na ostatnim odcinku
generalnie nam sprzyjał, także szybko jadąc przez Święty Gaj, Stare Dolno,
Krzewsk i Raczki Elbląskie przed godziną
8 byliśmy na miejscu.
Patrycja ze
Zdziśkiem pojechali sobie jeszcze na Władysławowo – to koło Elbląga oczywiście :-))
– dokręcić do 200 km, a ja z Romanem
udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Z dokręcania wyleczyłem się dość dawno temu …
Dzięki za wspólne
kręcenie kilometrów w tych ciekawych okolicznościach przyrody. Chyba jednak nie
było tak trudno, jak to prognozy straszyły.
Zobaczymy, czy
za tydzień też będzie wiosna czy jednak
opony z kolcami jeszcze sobie popracują na lodzie ;-)