Dane wyjazdu:
Temperatura:10.0
Rower:
NAPOLEONIADA w JONKOWIE
Sobota, 20 marca 2010 ·
| Komentarze 6
Spontaniczna wycieczka do Jonkowa k. Olsztyna na
NAPOLEONIADĘ zaowocowała kilkugodzinną jazdą w deszczu, niezapomnianymi wrażeniami oraz tegorocznym rekordem przejechanych jednorazowo kilometrów. Ale po kolei :-).
TRASA: ELBLĄG-Pasłęk-Godkowo-Klekotki-Niebrzydowo Wielkie-Ponary-Boguchwały-Kalisty-Świątki-Jonkowo-Giedajty-Łukta-Morąg-Pasłęk-ELBLĄGFotorelacja z opisem:
TUTAJNa miejsce zbiórki przybyło 8 bikerów, z czego dwóch przejechało całą trasę.
Szczególne słowa uznania dla jadącego w gorączce Marka, Roberta, który w czwartek uciekł lekarzom spod kroplówki oraz Fisha, dla którego było to pierwszy wyjazd od 5 miesięcy :-). Respekt Panowie!
STARTUJEMY
© MARECKY
Od Pasłęka w zasadzie do końca wycieczki poruszaliśmy się w większym lub mniejszym deszczu, chwil suszy było niewiele.
Po drodze obejrzeliśmy urokliwy zabytkowy młyn w Klekotkach, gdzie obecnie znajduje się hotel i centrum SPA. Miejsce jest bardzo ładne i wywarło na nas spore wrażenie, lecz jeszcze większe wrażenia mieliśmy po przejechaniu katastrofalnej jakości drogi dojazdowej do młyna.
ROBERT NA DRODZE DO KLEKOTEK
© MARECKY
MŁYN KLEKOTKI-KOSZYCZEK ;-)
© MARECKY
MŁYN KLEKOTKI-RESTAURACJA
© MARECKY
MŁYN KLEKOTKI-HOTEL
© MARECKY
NAPIS
© MARECKY
PRZY KASKADZIE
© MARECKY
MŁYN KLEKOTKI-KASKADA
© MARECKY
W Świątkach obejrzeliśmy zabytkowy kościół i uzupełniliśmy prowiant
ŚWIĄTKI-KOŚCIÓŁ p.w. ŚWIĘTYCH MĘCZENNIKÓW KOSMY i DAMIANA
© MARECKY
a kilka km za Świątkami pojawił się Szlak Napoleoński:
TABLICA SZKLAKU NAPOLEOŃSKIEGO
© MARECKY
W Jonkowie pojawiliśmy się o godzinie 14 i mieliśmy okazję obserwować przygotowania do walki o Ruski Szaniec. Broń i umundurowanie grup rekonstrukcyjnych wykonane było starannie i prezentowało się bardzo prawdziwie.
Zanim rozpoczął się szturm legionistów, my zaatakowaliśmy lokalne bary i solidnie podjedliśmy. Ofiar nie było :-).
LEGIONIŚCI NAPOLEONA
© MARECKY
LEGIONIŚCI NAPOLEONA
© MARECKY
Oglądanie zdobywania Ruskiego Szańca wymagało zajęcia miejsc w strategicznych miejscach z których będzie coś widać. Można powiedzieć, że prawie nam się udało. Bardzo dużo słyszeliśmy, nieco mniej widzieliśmy :-).
RUSKI SZANIEC
© MARECKY
RUSZYŁA OFENSYWA
© MARECKY
Po tym pokazie część ekipy zabrała się na pociąg, my zaś spojrzeliśmy w niebo, spojrzeliśmy na siebie i ... wsiedliśmy na rowery. Akurat nie padało, co ułatwiło podjęcie jedynej słusznej decyzji ;-).
W drodze powrotnej najciekawsze były pasy mgły w okolicznych lasach, które pochodziły z topniejącego śniegu podlanego deszczem oraz bar w Morągu, gdzie zjedliśmy kolację :-). Od Morąga poruszaliśmy się już w ciemnościach, co w połączeniu z dziurami w drodze oraz wspomnianymi mgłami zapewniło niezatarte wrażenia :-).
POD PASŁĘKIEM
© MARECKY
Do Elbląga wjechaliśmy o 20.30 i w ten sposób zakończyliśmy tą ciekawą wycieczkę.
Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę w tych nietypowych warunkach i za okazany hart ducha :-).
RELACJAJONKOWSKA NAPOLEONIADA
Sobota zaczęła się bardzo ciekawie, bo o poranku odkryłem w swoim rowerze pęknięty kołnierz tylnej piasty oraz co za tym idzie luźne szprychy w ilości 2 szt. O dziwo nie było żadnego bicia bocznego. Runda dookoła bloku pokazała mi, że przy odrobinie szczęścia uda się dojechać i wrócić na rowerze.
A więc pojechałem ;-). Na Placu Słowiańskim ujrzałem 8 rowerzystów chętnych do obejrzenia rekonstrukcji walki wojsk Napoleona z armią carską w Jonkowie koło Olsztyna. Impreza zwana Napoleoniadą odbywała się tam już po raz czwarty, a elbląscy rowerzyści wybrali się na nią po raz pierwszy.
Podczas wyjazdu towarzyszył nam na ulicach Elbląga
DARECKI, którego obecności zawdzięczamy kilka fotek dostępnych na www.bikerelblag.hg.pl .
Z Elbląga wyjechaliśmy przez Węzeł Wschód i skierowaliśmy się DK 7 do Pasłęka. Ruch tego dnia panował na niej nieduży, także jazda była szybka i spokojna. W Pasłęku nastąpił krótki postój przy sklepie i pierwsze kilka kropli deszczu, które wyraźnie zbagatelizowaliśmy .
Z Pasłęka dalsza droga wiodła w kierunku Godkowa i na tym odcinku deszcz zaczął padać już regularnie, aczkolwiek niezbyt intensywnie. W Godkowie Mirek postanowił zawrócić, a Tomek samotnie pojechał do Jonkowa przez Miłakowo. My zaś skierowaliśmy się na południe, w kierunku zabytkowego młyna Klekotki, gdzie obecnie znajduje się sympatyczny hotel. Droga do Klekotek jest w katastrofalnym stanie z uwagi na bardzo nierówną nawierzchnię i znajdujące się dziury. Udało się jednak przejechać ją bez strat i po chwili wjechaliśmy na dziedziniec hotelu. Obejrzeliśmy zabudowania, zrobiliśmy kilka fotek, uzupełniliśmy kalorie i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zaskakująco stromy podjazd przed Markowem rozproszył grupę, ale za nim czekała nagroda w postaci znacznie lepszego asfaltu. Dojechaliśmy nim do Niebrzydowa Wielkiego, Markowo zostawiając z boku na inną okazję.
Z Niebrzydowa postanowiliśmy nie jechać dłuższym wariantem przez Miłakowo, lecz skręciliśmy w kierunku Jeziora Narie, aby przez Ponary i Boguchwały dotrzeć do Świątek, skąd już tylko kilka kilometrów było do Jonkowa.
W Boguchwałach zatrzymaliśmy się przy barkowym kościele parafialnym z 1620 r. , aby poczekać na Fisha, który dzielnie jechał po 5 miesięcznej przerwie od rowerowania. Warto nadmienić, że siłą woli wykazał się też gorączkujący Marek, oraz prawdziwy twardziel Robert, który jeszcze dwa dni przed wycieczką leżał w szpitalu pod kroplówką :-). Jak on zmusił lekarzy, aby go szybko wypuścili ?
Trasa tego odcinka to typowe rowerowe interwały, czyli góra-dół, góra-dół.
Świątki okazały się sporą wsią, gdzie naszą uwagę przykuł kolejny kościół, tym razem neogotycki. Część grupy skupiła się na analizie lokalnego sklepu i wypatrywaniu słońca :-).
Ze Świątek już tylko 14 km dzieliło nas od Jonkowa, ale do padającego deszczu dołączył klasyczny ,,w mordewind’’, który zawiewał sobie z kierunków południowych.
O godzinie 14 ujrzeliśmy w końcu tablicę Jonkowo, czyli 6 godzin po opuszczeniu Elbląga. Na licznikach widniał dystans 102 km.
Mieliśmy jeszcze ponad godzinę do zapowiadanej na 15.30 inscenizacji, także część grupy pojechała sprawdzić rozkład PKP, a część ruszyła na podbój okolicznościowych jadłodajni :-). Tam też spotkaliśmy Tomka, który dotarł do Jonkowa nieco szybciej oraz bikera Jarka, którego przywiozły cztery koła, ale usprawiedliwiamy to, bo podróżował z sympatyczną familią ;-).
Inscenizacja rozpoczęła się punktualnie, było dużo huku, latającej ziemi i obłoków dymu. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiło staranne i wierne wykonanie mundurów walczących stron oraz użytego sprzętu. Widać prawdziwą pasję i zamiłowanie w wykonaniu każdego detalu.
Miejsca które zajęliśmy pozwoliły nam oglądać z detalami pierwszą fazę natarcia, potem można było tylko wsłuchiwać się w odgłos wystrzałów i okrzyki walczących żołnierzy. Tam też spotkaliśmy delegację w osobach Mariana i Lucjana z elbląskiej Grupy Rowerowej ,,STOP’’. Chłopaki chwalili pogodę i mówili coś o kilkukilometrowym pchaniu rowerów :-).
Gdy człowiek podjadł, to i padający deszcz miał jakby mniejsze znaczenie. Postanowiliśmy z Robertem do końca nie dać zarobić PKP i kontynuować jazdę na rowerach. Pewne wątpliwości jednak były, proponowałem nawet grę w marynarza, aby je rozstrzygnąć :-). W momencie startu nie padało, co ułatwiło podjęcie jedynej słusznej decyzji. Dołączył do nas jeszcze Krzysiek i w ten sympatyczny sposób ruszyliśmy w drogę powrotną.
Jak przeczuwałem, nie mówiąc tego głośno, wkrótce znowu zaczęło padać i tak sobie padało aż do końca.
W lasach przed Łuktą zaobserwowaliśmy ciekawe zjawisko, a mianowicie padający na leżący jeszcze śnieg deszcz powodował intensywne parowanie tego pierwszego, co powodowało powstawianie mgieł w postaci pasów. Dopóki było jasno, było to tylko ciekawe i zabawne, ale po zapadnięciu zmroku te mgły były tak gęste, że nawet nasze bocialarki nie dawały im rady i widoczność spadała do kilkunastu metrów.
Działo się to na odcinku pomiędzy Morągiem a Pasłękiem, gdzie życie dodatkowo utrudniały dziury w asfalcie.
Zanim tam dojechaliśmy to stanęliśmy jeszcze przed Morągiem, gdzie dogonili nas Jarek z rodziną i zabrany przez nich Tomek. A w samym Morągu postanowiliśmy zjeść kolację, a do tego nadawał się najlepiej bar o wszystko mówiącej nazwie ,,Kurczak z rożna’’ . Na szczęście asortyment mieli nieco szerszy :-).
Potem już zostało przejechać tylko 50 km i to też uczyniliśmy, o godzinie 20.35 meldując się w Elblągu.
Dziękuję wszystkim za udział w tej spontanicznej wyprawie, a szczególnie gratuluję moim towarzyszom na całej długości trasy Robertowi i Krzyśkowi.