Dane wyjazdu:
Temperatura:10.0
Sobota, 26 maja 2012 ·
| Komentarze 8
FOTOGALERIAWieczorową porą w piątek o 22.00 na elbląskim Placu Dworcowym pojawiło się 10 bikerów, z których trzech zamierzało się zmierzyć z całym, ponad 500 km dystansem, na trasie do Świebodzina i Poznania.
Grupa zaczęła się rozpraszać już na rogatkach Elbląga, gdzie opuścili nas
Martinez i
DareckiEB. Jazdę DK22 do Malborka, która tradycyjnie maratonowym tempem trwała równą godzinę kontynuowali
Maniek, Jarhaw i nowo poznany biker Sebastian. Nieco wcześniej, w Starym Polu, pożegnał nas Leszek , a najdłużej, do mostu na Wiśle w Knybawie, przebywał z nami
Mirek.
Potem już tylko towarzyszami jazdy był
Robert,
Rafi oraz ciemna kociewska noc :-).
Dalsza droga wiodła śladem dawnej ,,berlinki'', która momentami była pokryta doskonałym asfaltem, a momentami przeżywaliśmy swoiste ,,deja vu'' tłukąc się po betonowych płytach, a zwłaszcza ich połączeniach.
Wschód słońca zastał nas w okolicach Chojnic, powitaliśmy go z zadowoleniem, bo noc nie należała do najcieplejszych. Na drodze panował mały ruch samochodowy i gdyby nie zmienna nawierzchnia można by zamknąć oczy ;-).
Chojnice minęliśmy nową obwodnicą, a w Człuchowie poprowadziłem kolegów pod zamek, który jest jednym z ostatnich zamków na
Szlaku zamków gotyckich, którego nie widziałem. Kilka minut poświęciliśmy na fotograficzny rekonesans, a potem należało szukać wyszynku ze śniadaniem.
Miejscowy rowerzysta wskazał nam restaurację na rogatkach Człuchowa, gdzie poza restauracją znaleźliśmy stację paliw, salon samochodowy i... ZOO! W karcie dań jednak potraw z egzotycznych zwierząt nie oferowali toteż zadowoliliśmy się swojską jajecznicą, kaszanką, kawą i herbatą :-). Spędziliśmy tam dobrą godzinę i potem ruszyliśmy w dalszą drogę.
Trasa wiodła bocznymi drogami, na których był spokojny i mały ruch samochodowy. Kolejnym dużym miastem była Piła, w której nasze liczniki pokazywały 250 km (10.00). Sprawnie przeprowadziłem grupę przez miasto, w którym spędziłem wesołe 3 miesiące w kamaszach i jeszcze co nieco pamiętałem.
Potem znowu na trasie były małe i urokliwe miasteczka Wielkopolski i tak łykając kolejne kilometry zbliżała się pora obiadu. Niedaleko Drezdenka natknęliśmy się na wiejską restaurację z pizzą i kebabem, gdzie byliśmy jedynymi klientami. Jedzonko było dobre i treściwe, tak bardzo treściwe że chłopaki nie dali rady schabowemu z frytkami, a ja makaronowi po chińsku :-).
Za Drezdenkiem kierunek naszej jazdy zaczął prowadzić na południe, ale wiatr tego dnia uparł się i wiał nam zawsze w plecy. Było już widać, że do Świebodzina dotrzemy jeszcze za dnia i na krótki postój zatrzymaliśmy się w Skwierzynie, 39 km przed Świebodzinem. Małe zakupy, kilka fotek wieży ciśnień i drobna pomyłka nawigacyjna podczas wyjazdu z miasta to fakty z tego miejsca.
Na DK 3 panował zwiększony ruch TIR-ów, zwłaszcza z czeskimi i słowackimi tablicami rejestracyjnymi. Pojawiły się też pierwsze podjazdy, na płaskiej do tej pory trasie. W okolicach Międzyrzecza odbiliśmy 2 km w prawo aby obejrzeć bunkry wchodzące w skład
MRU.
Chwilę potem przejechaliśmy pod autostradą A2 i dotarliśmy do podstawowego celu naszej jazdy, Świebodzina (19.30). Miasto jest otoczone pagórkami, a my wjeżdżając od północy pomnik Chrystusa mieliśmy po jego drugiej stronie.
Najpierw więc zajrzeliśmy na świebodzińską starówkę, gdzie odkryłem 2 sklepy rowerowe i planszę zawierającą informację - nie wiem czy aktualną - że Świebodzin ma fabrykę rowerów. No, bardzo ładnie :-). Poza tym w oko wpadł mi odrestaurowany ratusz i kościół pw. NMPKP.
Dotarcie do pomnika zajęło nam chwilę, bo pomimo jego wielkości nie jest on widoczny z każdego miejsca miasta. Jak już jednak się wyjedzie za budynków, widać od razu. Dodam, że pomnik stoi na kopcu co jeszcze optycznie go podwyższa. Monumentalna konstrukcja, chociaż nie przytłacza tak bardzo jak licheńska bazylika. W planach, z którymi zapoznał mnie lokalny bodyguard, jest budowa centrum pielgrzyma i uporządkowanie otoczenia pomnika, bo na razie wszystko wygląda dość prowizorycznie.
W Świebodzinie byliśmy około godziny i nadszedł czas jechać na Poznań, skąd o godzinie 3 w nocy mieliśmy pociąg w nasze okolice. Dystans spod pomnika na dworzec PKP Poznań Główny wyszedł mi 118 km, a na trasie zrobiliśmy jeden dłuższy popas w Pniewach, gdzie niezawodne hot-dogi i kawa pozwoliły na szybką i sprawną jazdę.
DK 92, czyli droga równoległa do A2 była pod mocnym panowaniem TIR-ów poruszających się w kolumnach po 4-5 samochodów. Wrażenia dźwiękowe i świetlne związanie z tymi kolosami były niesamowite- człowiek choćby chciał zasnąć to nie dałby rady :-).
Do Poznania wjechaliśmy oddzielnie, bo Robert popędził jeszcze sprawdzić co się dzieje na Starym Mieście i w okolicach stadionu. A my z Rafim uskutecznialiśmy spokojne patataj, zwłaszcza że przed samym miastem ruch się uspokoił i można było porozmawiać.
Nawigację w Poznaniu ułatwiła posiadana przeze mnie mapa, do dworca PKP dotarliśmy bez problemu. Większym problemem był zakup biletu, bo na dworcu była ,,przerwa technologiczna'' do godziny 4.00 :-)). Ale w końcu udało się nam bilety kupić i nawet wsiąść bez problemu do pustego pociągu. Nasze rowery miały komfortowe miejsca stojąc w przedziale, gdzie normalnie siedzą ludzie. Przedziału dla rowerów bowiem nie było w tym składzie.
W Tczewie Robert poleciał rowerem przez Żuławy, a my przez Żuławy pojechaliśmy PKP. W ten sposób o godzinie 8 rano byliśmy w Elblągu, w miejscu gdzie wycieczka się zaczęła.
Dziękuję za wspólną jazdę wszystkim bikerom, gratulacje składam Rafiemu, który tylko potwierdził to, co sam wiedziałem już od dobrego czasu. Jest trzeci maratończyk rowerowy w Elblągu i to jest bardzo dobra wiadomość :-).