Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Po spokojnym i suchym patataj po ulicach Elbląga po południu ruszyłem na deszczową rundkę treningową z Angeliką i Radkiem przez Łęcze, Kadyny, Tolkmicko, Pogrodzie i Milejewo.
Debiutująca na dystansie ultra Angelika zapoznaje się z układem początkowych km Maratonu Elbląskiego, tak aby 10 czerwca bezstresowo wejść w rywalizację podczas imprezy.
Dzięki za wspólne kręcenie i suszenie okularów :-)
Nocna jazda do Kwidzyna obejrzeć iluminacje monumentalnej
katedry i zamku dawnej kapituły pomezańskiej
rozpoczęła się dokładnie o północy. Pierwsze kilometry prowadziły na ….
Orlen na Nowodworskiej, bo skończył mi
się w piwnicy zapas izotonika i miałem puste bidony ;-) To było bardzo oryginalne rozpoczęcie jazdy, pierwsze takie w całym
rowerowym życiu.
Jazdy na którą wybrał
się ze mną niezawodny Roberto. Już na
starej drodze nr 7 poznaliśmy moc wiejącego wiatru ekspresowo meldując się w
Nowym Dworze Gdańskim. A tutaj zaczęliśmy jechać DK 55 na południe, do Kwidzyna, i to był dobry sprawdzian odporności i cierpliwości. Oddziaływał na nas cały
czas wiatr, momentami stopujący do 15 km/h
i temperatura nominalna +4 stopnie. Zgodnie z założeniami krajówka była całkowicie
opustoszała, sucha i czysta niczym pupa niemowlaka :-)
Spokojnie kręcąc swoje i rozmawiając o różnych różnościach minęliśmy
w końcu Malbork, Sztum aby chwilę przed godziną 4 zameldować się w Kwidzynie. Miasta
w którym wszystko dla mnie się zaczęło i do którego zawsze będę czuł duży
sentyment.
Tymczasem lekko zmarznięci i odpowiednio wywiani zasiedliśmy
w jednym z dwóch kwidzyńskich Orlenów, żeby się ogrzać, zjeść i napić. Popas
chwilę trwał, a po nim ruszyliśmy obejrzeć cel wycieczki, czyli gotycki zespół katedralno-zamkowy z XIV wieku. Elegancko działająca iluminacja pozwoliła
zrobić dobre fotki – vide galeria. Teraz
pozostaje mi kiedyś zajrzeć do środka …
Po tej sesji fotograficznej ruszyliśmy zgodnie z planem w
dalszą drogę, rzucić okiem na stan trasy
czerwcowego Maratonu Elbląskiego na odcinku Bądki - Jaromierz. Jest OK,
przejedziecie na spokojnie.
Na tym odcinku zaliczyliśmy też klimatyczny wschód Słońca,
który zawsze jest najlepszym dowodem, że warto jechać, kiedy inni śpią.
We wspomnianym Jaromierzu nasza wycieczka nabrała rumieńców,
bo zmiana kierunku jazdy sprawiła, że zaczęliśmy jechać z wiatrem. Na szczęście
zachowaliśmy jeszcze trochę sił, żeby ten fakt wykorzystać ;-) i
wykorzystaliśmy!
Już do samego Elbląga wiało nam bardzo dobrze lub
przynajmniej dobrze. Średnia wzrosła z 21km/h do prawie 24 km/h, a kilka postojów
zrobiliśmy tylko na wiaduktach kolejowych nad linią Malbork-Warszawa – wiadomo po
co ;-) – i w sklepie w Bukowie przed Żuławką Sztumską.
Do Elbląga dotarliśmy parę minut przed godziną 10 rano i
udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Ja do wanny ;-)
Poranny rozruch po opłotkach Elbląga a potem służbowy skok w towarzystwo śmietanki sportowej Elbląga podczas Elbląskiego Święta Sportu. To była wyjątkowa z wielu względów gala ;-) Gratulacje dla wszystkich nagrodzonych i nienagrodzonych, a sport uprawiających :-)
Bajkał na Modrzewinie :-))
Postaje duże, handlowe ,,to to" przy Królewieckiej
7 dni do wiosny i to dzisiaj było czuć. Spokojnie na lekkich rękawiczkach i już bez czapy pod kaskiem :-) Spokój panował także na drogach w okolicach Bema, Mickiewicza, Grunwaldzkiej i Grottgera. Wymuszony wypadkiem tramwaju, ale spokój - wszystko stało albo jechało 10 km/h ;-)
Jak to mawia klasyk Darecki: ,,Deszczowy deszcz drogą szedł, spotkałem go, cholerny pech". Powiedzenie tego weterana elbląskich dróg lekko dzisiaj zmodyfikuję, bo prognozy mówiły wyraźnie o deszczu, więc o pechu nie było mowy. Padało, ale nie zmokłem :-)
Takie wodniste - wodnikowe? :-)) - dni sprawią, że zima ze swoim śniegiem znikną ekspresem z pola widzenia. I będzie można ruszyć szosą w Polskę ... Marzę!
GALERIA (bez opisu, bo tego się nie da opisać - to trzeba przeżyć)
Motto: Kobiety* i dzieci zostały w domu, mężczyźni ruszyli na rowerach w śnieg :-))
I jeszcze filmy od organizatora przejazdu :-)
Całkiem konkretne opady śniegu i przepiękne, zimowe słońce
sprawiły że trzeba było ruszyć doładować
akumulatory przed trudnym i pracowitym tygodniem. Kilku rowerowych wariatów
było tego samego zdania i tak to spotkaliśmy się pod Górą Chrobrego.
Głównodowodzącym był Kristofer i - jak to w jego genach
natura zaprogramowała - do kopnego śniegu doszedł od razy podjazd ulicą
Chrobrego a potem szlak niebieski ,, górski”. Obie miejscówki trudne do
pokonania w normalnych warunkach, a dzisiaj lekko ekstremalne :-)
Potem było moczenie nóg w Srebrnym Potoku podczas
pokonywania rzeczki po kamieniach, bo mostek Elewów jeszcze się ,,produkuje”.
Następnie była wspinaczka do Green(White?)Velo a potem zdobycie Góry Szerszeni
jakby od tyłu.
Dalej GreenVelo dotarliśmy
do Jagodnika, nieco dziwiąc się ładnie odśnieżoną drogą już na terenie gminy
Milejewo, na przedłużeniu ulicy Jagodowej.
Z Jagodnika ruszyliśmy na Głogowe Wzgórze, chcąc sprawdzić
nowy przebieg szlaku czerwonego ,,kopernikowskiego”. Wyszło to średnio, czyli zgubiliśmy
znaki i wylądowaliśmy w centrum gospodarstwa:-)) Przywitały nas trzy solidne pieski, tak z 60
cm w kłębie i z zębami na wierzchu.
Udało się je ogarnąć z pomocą właścicielki i za Głogowym
Wzgórzem zafundowaliśmy sobie najbardziej upierdliwy, momentami dziewiczy
śnieżnie odcinek wzdłuż Jeziora Martwego do drogi – nominalnie – asfaltowej.
Zajrzeliśmy na Smoki, trochę ludzi się tam kąpało, opalało i
coś ćwiczyło. A my dalej pokręciliśmy do Ogrodnik, gdzie sklep był otwarty i co
nieco się w nim uzupełniło.
A potem ekipa się rozdzieliła. Zenka zgubiliśmy dość dawno,
Marek pojechał na Milejewo, Kris z Marcinem do Kadyn Czarną Drogą, he, he –
Czarną. A ja grzecznie zawróciłem na Jelenią Dolinę i przez Krasny Las dotarłem
do miejskiej cywilizacji.
Dzięki Panowie za zabawę, jazdę i pchanie. Kto wie, kiedy taka zima jeszcze przyjdzie ;-)