Dane wyjazdu:
Temperatura:25.0
Wtorek, 24 września 2024 ·
| Komentarze 0
Trasa: WĘGORZEWO-Sępopol-Bartoszyce-Lelkowo-Gronowo-Braniewo-Elbląg-Pruszcz Gdański-Żukowo-Nowy Dwór Wejherowski-Reda-Puck-Władysławowo-ROZEWIE
MAPA (całość)
GALERIA (całość, z opisem)
DALEJ >>> Węgorzewo
opuściłem około 3 rano z planem dotarcia do wieczora na metę w Rozewiu.
Nawigacja nie była mi potrzebna, jechałem przez dobrze znane mi tereny, a
kulminacją ich znajomości miało być
kręcenie na opłotkach Elbląga, a nawet przez chwilę w samym Elblągu (Rubno
Wielkie) :-). Nieznanie wyglądał mi tylko kaszubski odcinek maratonu, ale o tym
jeszcze będzie czas napisać.
Jak tylko
wstało słońce, co nastąpiło w okolicach Sępopola, poczułem że wiatr dalej
sprzyja i wieje w plecy. Asfalt chwilowo było słabiutki, więc na wykorzystanie
tego dodatkowego napędu trzeba było poczekać do lepszej nawierzchni.
Poczekałem w
idealnie w czas otwartej piekarnio-cukierni w tymże właśnie Sępopolu – byłem w
niej 5 minut po godzinie 6. Słodkie śniadanko z kawą weszło jak marzenie.
A potem
popędziłem w kierunku budzących się do życia Bartoszyc, czyli wpadłem w poranny
szczyt komunikacyjny. Dalej była doskonała droga w kierunku Górowa Iławeckiego,
gdzie jednak doszło do groźnego incydentu z ciężarówką, która zabrała się za
wyprzedzanie mnie przed szczytem wzniesienia.
Z naprzeciwka
jechał jednak samochód i ciężarówka wracając na prawy pas by mnie zmiotła,
gdybym nie widział w lusterku, co się dzieje. Ewakuowałem się na pobocze i
pewnie tylko dlatego piszę te słowa. Kierowca potem stanął, przeprosił mnie, no
ale to jakby nieco po fakcie. To była wioska Piasek.
Potem było
Górowo Iławeckie, znowu pokazało się GreenVelo i w końcu zaczęły się pagórki
Warmii. Jechało się wybornie, zresztą
cała impreza przebiegała w wymarzonych warunkach pogodowych, prawdziwy urlop w
siodle, nie mający nic wspólnego ze szkołą przetrwania podczas lipcowego RAP
1800 ;-)
Przed Gronowem
wyłonił się za zakrętu Marek z Braniewa i tak zaczęły się bliskie spotkania z
kibicami na trasie WMRDP. Maro miał najbliżej, chociaż raz Braniewo okazało się
szybciej niż Elbląg :-)
Pokręciliśmy
sobie razem do Pogrodzia, robiąc po drodze przerwę cateringową u Andrzeja
Piotrowiaka, znanego ultrasa z Fromborka, prowadzącego Hotel Kopernik, przy
okazji Miejsce Przyjazne Rowerzystom GreenVelo. Tutaj też spotkałem Beatę, która przyszła ,,w cywilu" piechotą prosto z pracy. No i jej nie poznałem w pierwszej chwili :-))
Wiedziałem, że
takiej pomidorówki z makaronem to już do mety nie znajdę, więc postanowiłem tam
zjeść kolejne już śniadanie – było jeszcze przed południem ;-)
W międzyczasie
spływały do mnie uwagi, że za szybko
jadę, że ludzie w pracy, że byłoby dobrze jakbym Elbląg mijał później. Nie do
końca mogłem spełnić te życzenia, gdyż ultra kończy się jak najszybciej, nie
celebruje się tego momentu więcej niż to potrzebne, gdyż największy nawet zapas
czasu można łatwo roztrwonić podczas potężnego wysiłku, dużego dystansu i
różnych przygód, które mogą się na trasie wydarzyć.
Nie będę
jednak kłamał, że spieszyłem się z jedzeniem tej pomidorówki :-))) Popas i rozmowy trwały dobrą godzinę,
Frombork opuściłem około godziny 13 i wtedy time out wyznaczył mi komunikat od Endrju, że czeka na
mnie o 14 w Rubnie, czyli na północnych rubieżach Elbląga. I to był konkret, i
już wiedziałem jak mam jechać ;-)
Pognałem więc przez
jakże znane pagórki Kadyn i Suchacza, meldując się w Rubnie kilka minut po 14.
Czekali tam na mnie Endrju, Darecki i Krzywy. Zaproponowałem postój przy
sklepie w Nowakowie, bo bidony były już suche. Tam chwilę porozmawialiśmy,
nadjechała też samochodem Angelika z Romanem, a ja na chwilę zmieniłem rower –
vide galeria – i ogólnie zrobiło się piknikowo. Na 1087 km!!!
Z chłopakami
dotarłem do granicy województw na moście nad Nogatem w Kępkach, gdzie nastąpiła
zmiana kibiców i ruszyli ze mną Krzysiek i Koszmar. Z nimi dotarłem do Jazowej
i stamtąd ruszyłem na Żuławy Wiślane, a chłopaki do Elbląga.
W okolicach
Nowego Dworu Gdańskiego spotkałem machającą z daleka Kamilę, triumfatorkę
Maratonu Elbląskiego 2024 i srebrną medalistkę cyklu Ultracup OPEN
2024.Przyjechała samochodem prosto z pracy, ale poznałem ją od razu :-)
Chwilę
postaliśmy, przekazałem wrażenia i już jechałem dalej, bo odcinek ,,elbląski”
niebezpiecznie się rozciągał, jak dobra guma balonowa.
Za Nowym
Dworem Gdańskim spotkałem jeszcze Macieja z Łaszki podczas swojego treningu.
Tutaj to chyba on mnie nie poznał, ja go natomiast po bardzo charakterystycznym
Bianchi w firmowym kolorze. Obaj się już nie zatrzymywaliśmy, pogadaliśmy w
drodze na odcinku do Starych Babek i
tutaj się rozstaliśmy.
W końcu mogłem
skupić się na celu, który w tych niesamowitych i nie ukrywam, bardzo
przyjemnych okolicznościach nieco mi się zagubił. Do mety było około 120 km,
czasu było bardzo, bardzo dużo, ale ….
Zatrzymałem
się w Pruszczu Gdańskim w znanej skądinąd cukierni, aby wypić sobie kawę i
dorzucić kcal przed czekającymi pagórkami Kaszub. Chwilę po ruszeniu nastąpiło
moje zderzenie z osą, albo innym gryzącym owadem, który jakimś cudem zmieścił
się miedzy kask a okulary.
Zostałem
ugryziony przy samej powiece lewego oka. Pierwszą pomoc uzyskałem w stojącej
obok willi, gdzie zaaplikowałem sobie wapno i to starczyło. Resztę pewnie
zrobiła adrenalina, bo do mety żadnych dolegliwości nie odczuwałem.
No a potem
zaczęła się jazda góra-dół, dół-góra w warunkach malejącego ruchu
samochodowego, ale jednak nadal znacznego. Trasa dziwnie prowadziła przez plac
budowy obwodnicy metropolitalnej Trójmiasta w okolicy Otomina, DK 20 w Żukowie,
a koszmarną pomyłką planistyczną Dyrektora Daniela był 5 km odcinek płyt
betonowych ,,jumbo” na odcinku podjazdowym Zbychowo-Gniewowo i na odcinku
zjazdowym Gniewowo-Reda.
Długo ten
odcinek trwał, bo było mi normalnie szkoda roweru. Zresztą i ryzyko gleby na
zjeździe było duże, bo te płyty nie były super równo położone. Na tym odcinku
dogonili mnie zawodnicy z Poznania Sebastian Rosa oraz Artur Błaszak i z nimi
kręciłem już do mety, planując co też zrobimy Danielowi na mecie, co mu powiemy
i gdzie go wyślemy :-))) Oczywiście rozmawialiśmy też na inne tematy ;-)
Jeszcze jakieś
małe prace budowlane spotkaliśmy we Władysławowie, ale to już nie było w tym
winy Ojca Dyrektora Daniela. Końcówkę trasy z kostki kamiennej ominęliśmy drogą
rowerową, asfaltową, ale z korzeniami podbijającym asfalt, także też fajnie się
jechało. Ech …
Na mecie pod
latarnią morską na Rozewiu zameldowałem się o godzinie 22:53, po 82h 53 minutach
przebywania na trasie między Przemyślem a Rozewiem. Jestem bardzo zadowolony,
bo widać tutaj spore możliwości poprawienia się w kontekście pełnego MRDP.
Na zasłużony odpoczynek
udałem się do ,,Willi w Rozewiu”, będącej biurem mety maratonu. Tam spotkałem
Roberta z którym nazajutrz wróciłem pociągiem z Władysławowa do Elbląga, bo jak
wiadomo, wycieczka bez pociągu się nie liczy :-)))
A tak naprawdę,
to tak mocno wiało z południa, że byłoby to szaleństwo jechać rowerami do
Elbląga.
I tak to zakończyła się ta jazda po wschodnich i północnych drogach Polski. Gratulacje dla wszystkich uczestniczek i uczestników, którrzy dotarli do mety w limicie czasu - z tego co wiem, to nikt go nie przekroczył. Ci, którzy nie ukończyli imprezy będą mieli taką szansę już za 4 lata. A ja tymczasem podchodzę do WMRDP jak do niektórych egzaminów za dobrych studenckich czasów - przejechane, zaliczone, zapomniane ;-)