INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.91 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:42095.00 km (w terenie 2844.00 km; 6.76%)
Czas w ruchu:1892:19
Średnia prędkość:22.25 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:170027 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:845633 kcal
Liczba aktywności:192
Średnio na aktywność:219.24 km i 9h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
308.00 km 0.00 km teren
13:08 h 23.45 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:910 m
Rower:

OKOLICE SĘPOPOLA

Poniedziałek, 27 marca 2017 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Kamiennik Wielki-Chruściel-Braniewo-Gronowo-Lelkowo-Górowo Iławeckie-Bezledy-Szczurkowo-Sępopol-Szczurkowo-Sępopol-Bartoszyce-Pieniężno-Wilczęta-Młynary-Pomorska Wieś-Gronowo Górne-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)








145 dni do MRDP.



Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
243.00 km 10.00 km teren
10:03 h 24.18 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:8.0
Podjazdy:630 m
Rower:

IŁAWA, OSTRÓDA

Poniedziałek, 27 lutego 2017 · | Komentarze 3

Trasa: ELBLĄG-Rzeczna-Pasłęk-Marzewo-Drulity-Zalewo-Boreczno-Szałkowo-Iława-Rożental-Glaznoty-Ornowo-Ostróda-Miłomłyn-Małdyty-Pasłęk-Rzeczna-ELBLĄG

GPS (do Ostródy)

MAPA

FOTO (z opisem)

FILM  (brzoza Szyszki)

Dużo ciekawego dzieje się na drogach w okolicy Ostródy. Pojechałem zobaczyć to na własne oczy. Nowe konstrukcje robią wrażenie. Poza betonową gigantomanią dostrzegłem też bardziej kameralne obiekty, na obejrzenie których zapraszam po kliknięciu linku pod nazwą foto :-)


Ponad 100-letni most nad Gizelą w Glaznotach. Ciekawe jak długo postoją dzisiejsze konstrukcje?



173 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
269.00 km 30.00 km teren
12:35 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy:650 m
Rower:

WARMIA CIEKAWA i NIEZNANA

Piątek, 7 października 2016 · | Komentarze 0

Trasa: Olsztyn-Redykajny-Kajny-Barkweda-Brąswałd-Sętal-Tuławki-Barczewo-Biskupiec-Łężany-Kolno-Lutry-Księżno-Żegoty-Lidzbark Warmiński-Lubomino-Orneta-Pasłęk-Bogaczewo-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA ( z opisem)

FILM (taran w akcji)


Dolina Starej Łyny
Dolina Starej Łyny © MARECKI


Kolejne odwiedziny pięknej Warmii służyły obejrzeniu miejsc pominiętych świadomie lub nieświadomie podczas ostatnich wyjazdów w tym kierunku. I tak taran wodny w Kajnach ominęliśmy nieświadomie podczas tej jazdy do Olsztyna będąc 2 km od niego, zaś pałac w Łężanach mogłem odwiedzić podczas maratonu P1000J lekko zbaczając 8 km z trasy zawodów. I tylko stu metrów niebieskiego odcinka szlaku GreenVelo nad Lidzbarkiem Warmińskim nie można było zobaczyć wcześniej, bo to nowość z gatunku zupełnie,,ciepłych’’.

Jazdę rowerem zacząłem od obecnej stolicy Warmii, czyli Olsztyna, w którym obejrzałem sobie rowerowo atrakcyjne tereny nad Jeziorem Długim i Jeziorem Ukiel. Poranną porą nie spotkałem tam żywego ducha, co umożliwiło w spokoju obejrzenie jak wykorzystano fundusze unijne.

Dalsza droga wiodła w kierunku Kajn do zabytku hydrotechniki jakim jest taran wodny. Dokładny opis tego wynalazku jest dostępny w galerii. Zanim tam dotarłem obejrzałem Seminarium Duchowne ,,Hosianum’’ w Olsztynie-Redykajnach. Jest to najstarsze seminarium w Polsce, założone prawie 500 lat temu w Braniewie przez biskupa Hozjusza. W Olsztynie znajduje się od czasów II wojny światowej, a na Redykajnach od 1991 roku. Architektura budynków seminaryjnych zupełnie mi się nie spodobała, dobrze chociaż że budynki stoją w ładnym miejscu.

Jadąc dalej po drogach gruntowych miałem okazję skorzystać z lokalnych szlaków oznakowanych przez Gminę Jonkowo i Gminę Dywity, które zostały już zapomniane przez swoich twórców. Liczne braki oznakowania, zniszczenia i nieczytelność nie wystawiają dobrego świadectwa.
Po dotarciu do Kajn odnalazłem wspomniany taran, który pracował co zobaczycie na krótkim filmie powyżej. Wsłuchując się w jego odgłosy zrobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej.

Wybrałem drogi, którymi dotychczas nie jechałem i dużym łukiem okrążając Olsztyn od północy dotarłem do Barczewa. Po drodze zajrzałem do Brąswałdu, Sętala i zrobiłem sesję zdjęciową z ciekawskimi koniami:-).
W Barczewie na lokalnym Orlenie skusiłem się na tradycyjny w tym miejscu zestaw kawa+hot-dog i tak przygotowany ruszyłem wzdłuż DK 16 do Biskupca. Szybka jazda po dobrym i nowym w większości asfalcie sprawiła, że do Biskupca dotarłem w porze bardzo obiadowej.

Przerwę obiadową wykorzystałem też na wysuszenie rękawiczek, bo pogoda tego dnia była bardzo kapryśna i z różną intensywnością padało na mnie od Olsztyna. A miało lać tylko przelotnie ;-)
Z Biskupca ruszyłem do Łężan. Zlokalizowany tam pałac nie jest jakimś bardzo starym zabytkiem, ledwie ukończył niedawno 100 lat. Zobaczyłem go na zdjęciach u kolegi dobre kilkanaście lat temu i bardzo mi się wtedy spodobał. Nigdy nie było mi do niego po drodze – aż do teraz. Pałac jest elegancko odrestaurowany, park pałacowy też prezentuje się okazale. A że nieopodal jest jezioro to miejscówka jest także godna odwiedzin latem.

Dalsza trasa wiodła coraz mniej uczęszczanymi drogami, na celowniku pozostawał już tylko Lidzbark Warmiński, a dokładnie wyjazd z niego w kierunku Jeziora Wielochowskiego, gdzie powstał eksperymentalny odcinek świecącej na niebieski drogi dla rowerów. Nie śpieszyłem się zanadto, tak, aby przybyć tam już po zachodzie słońca, którego przez cały dzień nie ujrzałem ani przez moment. Ale że to był Światowy Dzień Uśmiechu to nie miało to większego znaczenia :-)). Ciemno zrobiło się zaś już o 18 i ostatni odcinek 4 km szutru w nieznanej okolicy między Franknowem a Modlinami pokonywałem w egipskich ciemnościach.

Brak słońca za dnia mógł mieć znaczenie dla świecenia nawierzchni pokrytej setkami luminoforów. Tak też trochę było, bo po przybyciu na miejsce widać było lekką, niebieską poświatę w niczym nieprzypominającą zdjęć z linku powyżej. Dopiero wykonanie zdjęć z lampą błyskową ukazało z całą mocą, jak ta ścieżka może świecić. Największe wrażenie zrobiła na mnie wspaniała szorstkość tej nawierzchni (położonej na asfalcie) pomimo opadów deszczu i leżących liści. Bo samo świecenie po słonecznym dniu jest może i oryginalne, ale nie chciałbym, aby rowerzyści z tego powodu wyłączali w tym miejscu oświetlenie swoich pojazdów.

Po wykonaniu fotek zawróciłem do Lidzbarka i jadąc tym razem przez Lubomino dotarłem do Ornety i dalej dobrze znaną drogą DW 513 przez Pasłęk do Elbląga.
Teraz czas na warmińskie kaplice, kapliczki i krzyże przydrożne ;-) Są tego dziesiątki, jak nie setki.




316 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
172.00 km 60.00 km teren
09:00 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:1318 m

SZLAK KARTUSKI

Niedziela, 25 września 2016 · | Komentarze 6

Trasa: SOPOT-Gdańsk-Otomin-Przyjaźń-Żukowo-Borkowo-Babi Dół-KARTUZY-Żukowo-Gdańsk-Nowy Dwór Gdański-ELBLĄG

GPS (całość)

GPS (szlak)

MAPA

GALERIA (z opisem)





Po siedmiu latach powoli kończą się szlaki Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i okolic, które nie zostały jeszcze objechane przez elbląskich rowerzystów. Tym razem padło na pieszy Szlak Kartuski w wersji z Sopotu do Kartuz.
Na dworcu PKP w Elblągu bladym świtem dostrzegłem przy kasie Mirka. Ucieszyłem się, ale jak spojrzałem na jego rower z cienkimi, szosowymi oponami już wiedziałem, że na Szlak Kartuski to on się raczej nie wybiera :-).

Wybierał się do Kwidzyna, żeby na około przez Wisłę wrócić sobie do Elbląga. W pociągu dosiadł do nas jeszcze Marcin i – na chwilę – Darecki, który przybył zrobić fotkę kolejową.
Nasza wesoła trójka dotarła szybko do Malborka, gdzie Mirek przesiadł się w pociąg do Kwidzyna, a pozostałą wesołą dwójkę uzupełniła dwójka lokalsów z Malborka. Obydwaj z puszkami piwa i jeden dodatkowo z papierosem. Dalej było wesoło o 7 rano :-).

Malbork wysiadł w Tczewie i do naszej wesołej dwójki dołączył Łukasz z Tczewa. I już było zupełnie wesoło :-). W tym niezmienionym już składzie dojechaliśmy do Sopotu i ruszyliśmy rowerami pod stację Sopot Kamienny Potok, gdzie szlak Kartuski (i nie tylko) się zaczyna (kończy). Zrobiliśmy małe zaprowiantowanie i kilka minut po 8 ruszyliśmy na podbój Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i Kaszub.

Podbój zaczął się od mocnej asfaltowej sztajfy, która szybko nas rozgrzała, bo poranek ciepły nie był. Potem już było normalnie – góra, dół, góra, dół aż zjechaliśmy do Gdańska Oliwy. W lesie było sucho, jechało się bardzo wygodnie. Tylko korzenie utrudniały momentami płynne kręcenie.
Jakiekolwiek kręcenie uniemożliwiają schody ze wzgórza widokowego Pachołek, ale prowadzą tam w końcu szlaki piesze i to z myślą o piechurach to udogodnienie powstało.

Po przekroczeniu Spacerowej szlak mocno wspiął się na poziom 140 metrów, co my okupiliśmy pchaniem rowerów po wąskiej ścieżce z korzeniami. Potem było znowu góra, dół, góra, dół i w ten sposób dotarliśmy do Matemblewa w porze mszy niedzielnej i zawodów nordic walking. Tłoczno tam było, więc bez postoju pojechaliśmy dalej.
Wkrótce zaczęła się trzecia mocna wspinaczka w kierunku obwodnicy Trójmiasta, którą udało się pokonać w siodle. Minęliśmy linię PKM, obwodnicę i dotarliśmy na peryferia Gdańska, do Kokoszek.

Zrobiliśmy zaprowiantowanie w sklepie i ruszyliśmy w kierunku Otomina. Droga już się wypłaszczyła i zaczął się łatwiejszy odcinek szlaku. W Otominie nad jeziorem zrobiliśmy dłuższy popas, zbierając siły na czekającą nas ostatnią atrakcję terenową Szlaku Kartuskiego, czyli Jar Raduni.

Do niego było jednak jeszcze kilka kilometrów podczas których obejrzeliśmy średniowieczny kościół w Przyjaźni, elektrownię wodną i młyn na Raduni w Żukowie i zespół poklasztorny norbertanek tamże. Zdziwiła mnie obecność elektrowni w Żukowie, bo nie odwiedziliśmy jej w zeszłym roku podczas jazdy przez ,,wszystkie’’ elektrownie wodne Raduni.
Z Żukowa zgodnie z oznakowaniem szlaku dotarliśmy przez Borkowo w okolice wjazdu do Rezerwatu ,,Jar Rzeki Raduni’’ którego początek wyznacza z tej strony elektrownia wodna w Rutkach i stylowy most kolejowy.

I tak zaczęło się 3430 metrów tuptania z rowerami i walki z korzeniami, stromizną ścieżki i przede wszystkim z licznymi wiatrołomami, których nikt nie usuwa – także z koryta rzeki. Spotkanym kajakarzom, turystom pieszym i jednemu rowerzyście, który szedł w przeciwną stronę to nie przeszkadzało. Nam także :-).
Zdarzyło się kilkadziesiąt metrów możliwych do jechania rowerem, co stanowiło miły przerywnik chodzenia z rowerem nad lub pod pniami drzew. Nad naszymi głowami co i rusz przejeżdżał pociąg, bo nad jarem prowadzą linie kolejowe do Kościerzyny i Kartuz.

Po godzinie tych atrakcji i dogłębnym poznaniu potencjału oraz uroku Jaru Rzeki Raduni zadysponowałem zmianę kierunku marszu i wspięcie się na poziom torów kolejowych.
Tętno weszło nam na prawie maksymalne poziomy, jak w końcu ujrzeliśmy torowisko i drogę wzdłuż niego prowadzącą w kierunku stacji Babi Dół.
Dalsza jazda prowadziła chwilę poza szlakiem, który pojawił się ponownie tuż za stacją PKP. Niezupełnie to było zgodne z mapą, ale jak widać od 2006 roku zmieniono jego przebieg (skrócono przejście przez Jar Raduni i szlak już nie przekracza rzeki).

Za torem kolejowym czekała na nas leśna ,,autostrada’’, szeroka, szutrowa droga przygotowana przez leśników z Kartuz do sprawnego wywozu drewna. Skorzystaliśmy z niej bo nam się należało :-).
Szlak zaczął teraz okrążać Kartuzy od południa, co zauważył Łukasz w pewnym momencie mówiąc, że już dawno bylibyśmy w mieście. Cóż, asfaltem przez Żukowo byłoby jeszcze szybciej ;-).

W okolicach Kiełpina zrobiliśmy największy błąd nawigacyjny i zapatrzywszy się na dworek z wieżyczką nad Jeziorem Okunkowo dołożyliśmy w sumie z 1 km gratis.
O godzinie 16 byliśmy w Kartuzach i promenadą nad Jeziorem Karczemnym zbliżaliśmy się do centrum miasta. Ku rozpaczy chłopaków i swoim własnym też szlak skręcił z ładnego ciągu pieszo-rowerowego w kierunku punktu widokowego na Wzgórzu Asesora.

I było znowu tuptanie po schodach z podjazdem i bez podjazdu też. Ale za to jaki mieliśmy ładny widok na Kartuzy :-). Po zjechaniu ze wzgórza dotarliśmy w okolice sławnej kolegiaty zakonu kartuzów z dachem w kształcie wieka trumny. Ponieważ jednak szlak nie przebiega w bezpośredniej bliskości kościoła, zadowoliłem się fotką z oddali.

Przez rynek w Kartuzach dotarliśmy do dworca PKP, gdzie niebieska kropka oznajmiła nam koniec zmagań z pieszym Szlakiem Kartuskim. Pamiątkowa fotką uczciliśmy ten moment i już przyszło nam się żegnać z Łukaszem, który postanowił skorzystać z oferty transportowej stojącego nieopodal szynobus do Gdańska.

My zaś postanowiliśmy skorzystać z oferty handlowej stojącej nieopodal Biedronki, a potem z makaronowego obiadu w sympatycznej pizzerii Mondo na rynku w Kartuzach. Micha spaghetti za 15 zł to było to, czego nam trzeba było ;-).
Powrót do Gdańska to jazda w towarzystwie gęstniejącego ruchu samochodów i cały czas z góry. Szybko i sprawnie dotarliśmy w okolice dworca Gdańsk Główny, gdzie Marcin zdecydował się skorzystać z PKP, a ja ruszyłem w kierunku pokrywających się mrokiem Żuław Wiślanych.

Wiatr tym razem nie przeszkadzał w szybkiej jeździe, także po 2,5 godzinach byłem w Elblągu. Stara siódemka jest mocno zmieniona przez budowę S7, jakieś ronda, bariery, objazdy, cuda wianki normalnie. Przydały się grube opony i mocne światła.
Dziękuję Panowie za wspólne kręcenie i chodzenie. Miło było poznać Łukasza, który okazał się dobrym bikerem. Marcin tradycyjnie już ogarnął temat sprawnie i bezproblemowo.

A Rezerwat Jar Rzeki Raduni? Z pewnością kiedyś tam wrócę, ale może już bez roweru ;-)



328 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
322.00 km 5.00 km teren
13:52 h 23.22 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:2096 m

BRODNICKI PARK KRAJBORAZOWY

Sobota, 27 sierpnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Małdyty-Miłomłyn-Samborowo-Rożental-Lubawa-Nowe Miasto Lubawskie-Kurzętnik-Jabłonowo Pomorskie-Świecie nad Osą-Łasin-Gardeja-Kwidzyn-Sztum-Żuławka Sztumska-Stare Pole-Gronowo Elbląskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA ( z opisem)




Na Brodnicki Park Krajobrazowy natknąłem się podczas powolnego przeglądania mapy w celu szukania nowych kierunków wycieczkowych. Zainteresował mnie ciekawy układ jezior i poprowadzonych między nimi dróg, a zwłaszcza jednej. Pozostało znaleźć wolny termin:-)

Na trasę wyruszyłem parę minut przed godziną trzecią, tak, aby ze wschodem słońca zameldować się na wieży widokowej w Miłomłynie. Tej samej, z której  jesienią zeszłego roku niewiele było widać. Teraz widać było wszystko, ale to dalej niewiele. Miejsce jej postawienia w mojej ocenie jest zupełnie chybione i jest chyba tylko skokiem na kasę z UE.

Z Miłomłyna ruszyłem do Samborowa delektując się ciszą poranka wśród drzew. Cisza trwała nawet na DK 16, którą w Samborowie przez chwilę się poruszałem. Potem bocznymi drogami z dobrą nawierzchnią (jechałem na CUBE z szosowymi oponami) dotarłem do przedmieść Lubawy podziwiając po drodze zabytkowy i trochę,,bieszczadzki’’ w stylu drewniany kościół w Rożentalu.

Przed Lubawą wpadłem w poranny szczyt komunikacyjny na DK 15 i cisza oraz spokój wyparowały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale że byłem na tej drodze 3 km to i obyło się bez większego bólu. Jadąc opłotkami Lubawy ruszyłem na południe w kierunku Nowego Miasta Lubawskiego (NML). Z piskiem opon zatrzymałem się w Mortęgach zaskoczony widokiem pięknego pałacu. Napis Hotel&Spa **** wyjaśnił wszystko:-). Pooglądałem sobie odnowione budynki, zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej.

Przed NML drogę zdynamizowało kilka górek, na jednym ze zjazdów pojawiły się na liczniku 52 km/h. Planowałem odwiedzenie ruin zamku w Kurzętniku, ale że tablice przed NML informowały o zabytkowej bazylice postanowiłem i na nią spojrzeć. Szukając centrum miasta skręciłem w lewo i … wjechałem do Kurzętnika. Bazylika została z tyłu i już do niej nie wracałem. Będzie okazja do ponownej wizyty.

W Kurzętniku zagościłem dłuższą chwilę, zajrzałem na górę zamkową z resztkami zamku, rzuciłem okiem na amfiteatr, drogę krzyżową i lapidarium. Z punktu widokowego przy zamku rozciąga się piękny widok na okolicę - bezchmurne niebo sprzyjało podziwianiu krajobrazu. Po zachodniej stronie szeroki pas zieleni wskazywał na zbliżanie się do celu wycieczki – Brodnickiego Parku Krajobrazowego.

Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zobaczyłem jego pierwsze tablice i wraz z nimi małą wieżę widokową nad lokalnymi szuwarami. Dotarłem do niej i poczytałem sobie o retencji wodnej. Niebawem pojawiły się pierwsze jeziora, widoczne z drogi pomimo dość gęstego listowia. Widoczność byłaby z pewnością lepsza poza okresem wiosenno-letnim, ale wtedy trudne byłoby zanurzenie nóg w jeziorze:-).

Ciszę i spokój tych pięknych okoliczności przyrody zakłócił ryk motocyklowych silników. Minęło mnie w sumie kilkadziesiąt maszyn biorących udział w zlocie w Cichym, które stało się w ten weekend głośne:-)).

Niebawem skręciłem jednak w tak boczną drogę, że przez 9 km już nic nie hałasowało, jechało, a nawet stało na poboczu. Tylko ja i przyroda. Przez 4 kilometry byłem rozpieszczany nowym asfaltem, aby przez kolejne 5 km jechać po niemieckim bruku z prędkością 9-10 km/h:-). Kontakt z przyrodą miałem dzięki temu dokładny, inhalację pełną a wrażenia niezapomniane.

Każda droga w końcu się kończy, wraz z początkiem asfaltu wyjechałem też z Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Szybko dotarłem do Jabłonowa Pomorskiego znanego do tej pory tylko z okien pociągu. Pokręciłem się trochę po tej miejscowości, zajrzałem do zamku/pałacu, w którym znajduje się obecnie klasztor Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej i pojechałem dalej.

Przede mną było Świecie nad Osą, do którego dotarłem pokonując zjazd i podjazd w dolinę tej rzeki. Podjazd był nawet odczuwalny. Za miasteczkiem czekała mnie powtórka z rozrywki, ale nieco łagodniejsza w formie. Po wydostaniu się z dolin dotarłem do miasta UFO, czyli Łasina. Dlaczego UFO? >>> patrz galeria. Coś w tym musi być, bo zrobiło mi się kosmicznie gorąco i zażyłem małej kąpieli w fontannie przy ciekawym w formie urzędzie miasta. Do tego schładzania doszły jeszcze dwa radlery z lodówki i tak przygotowany mogłem jechać dalej.

Tym samym zakończyłem zwiedzanie nowych okolic będące w planie jazdy i przez Gardeję, Kwidzyn, Sztum, Żuławkę Sztumską, Stare Pole i Gronowo Elbląskie wróciłem do domu.



357 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
277.00 km 20.00 km teren
13:20 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:940 m
Rower:

WARMIŃSKIE ELEKTROWNIE WODNE

Wtorek, 23 sierpnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Młynary-Chwalęcin-Mingajny-Janikowo-Lidzbark Warmiński-Kotowo-Stoczek Klasztorny-Lidzbark Warmiński-Kłębowo-Jarandowo-Smolajny-Dobre Miasto-Ełdyty Wielkie-Pityny-Miłakowo-Niebrzydowo Wielkie-Morąg-Chojnik-Sambród-Zielonka Pasłęcka-Krosno-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA




Wyruszyłem na jazdę będącą kontynuacją zeszłorocznego oglądania elektrowni wodnych położonych w górnym biegu rzeki Łyny i na rzece Wadąg w okolicach Olsztyna. Teraz nadszedł czas na elektrownie dolnej Łyny, na Symsarnie i jedną w tej okolicy, którą wypatrzyłem na Pasłęce w Pitynach.

Wyjeżdżając z Elbląga spotkałem Krzyśka, który już zjeżdżał do bazy i mieliśmy okazję porozmawiać tylko przez kilkaset metrów. Potem już towarzyszyła mi mgła na Wysoczyźnie Elbląskiej, harcujące w krzakach zwierzęta i cztery samochody na drodze do Mingajn (prawie 70 km). No, tak to można podróżować :-).

Ruszając na warmińskie wojaże jeszcze ciemną nocą odwiedziłem nigdy nie widziany nocą Chwalęcin, gdzie nie zawiodłem się i mogłem podziwiać iluminowane Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. Jeszcze przed wschodem słońca zdążyłem uwiecznić gotycki kościół w Henrykowie nad Ornetą i potem pozostało podziwiać budzący się - słoneczny jeszcze - warmiński dzień. Ciszę i delikatny szum kół zaskakująco głośno zakłócały krzyki żurawi, których całe stada widać było na polach.

I tak bocznymi drogami dotarłem do Mingajn, gdzie wjechałem na DW 513 aby z niej zjechać przed Babiakiem i jadąc w kierunku Janikowa szukać w okolicznych przepustach zabetonowanego niszczyciela czołgów. Znowu mi się nie udało – Marek, chyba będziesz musiał ze mną pojechać :-).
W Janikowie pojawiły się znaki GreenVelo ale tym razem nie trzymałem się ich dokładnie i do Lidzbarka Warmińskiego wjechałem DW 511 omijając nerwowe okolice wsi Nerwiki.

W dawnej stolicy Warmii pokręciłem się znacznie dłużej niż normalnie i w końcu nie odwiedziłem lokalnego Orlenu :-). Znalazłem dwie zamknięte i mało urodziwe - żeby nie powiedzieć brzydkie - elektrownie wodne, pokręciłem się trochę po ulicach miasteczka, zjadłem trzy pączkowe śniadanie i zrobiłem zdjęcia znanych mi obiektów z trochę innej strony lub w innym świetle. Sławne termy zostawiłem sobie na inny raz …

Teraz należało wyciągnąć mapę, bo ruszałem w kierunku dotychczas nie eksplorowanym rowerem. Droga w kierunku północno-wschodnim prowadziła wzdłuż Łyny, ale rzeki niebyło widać w czasie jazdy. Najpierw jechałem po nowym asfalcie, który przeszedł w betonowe płyty żeby zakończyć się szutrem wymieszanym z brukiem. Korzystałem na odcinku Lidzbark Warmiński - Stoczek Klasztorny z dobrze oznakowanego gminnego szlaku niebieskiego.

W jego bliskości znajdowały się dwie najnowsze elektrownie wodne na Łynie, w Wojdytach i w Kotowie. Tą drugą widać z drogi i nie sposób ją ominąć, pierwsza jest niewidoczna w drogi i trzeba wiedzieć gdzie zjechać. Szlak o tym nie informuje. Obie są w pełni zautomatyzowane i normalnie zamknięte na cztery spusty. Nie należy także oczekiwać wyrafinowanej konstrukcji budynków, co widać dobitnie na fotkach w galerii. W Wojdytach odbiłem się od płotu, nieco więcej szczęścia miałem w Kotowie gdzie akurat miły człowiek z obsługi czyścił czyszczarkę krat z roślinności i nie widział problemu w zrobieniu kilku fotek.

Za Kotowem trasa mojej wycieczki pożegnała się z doliną Łyny co wiązało się z podjazdem i przekroczeniem DK 51 prowadzącej na granicę w Bezledach. Niełatwo było ją sforsować z uwagi na duży ruch w roboczy przecież dzień.
Tuż za nią zatrzymałem się na zabytkowym wiadukcie nad mocno nieistniejącą linia kolejową Lidzbark-Bartoszyce. Jak bardzo nie istnieje zobaczycie w galerii :-).

Wkrótce dotarłem do Stoczka Klasztornego, który po raz pierwszy zwiedziłem w 2003 roku jadąc okrężnie do kolegi Grzegorza w Olsztynie. Wtedy trwały tam prace remontowe; teraz wszystko wyglądało znacznie lepiej. Wyjeżdżając ze Stoczka i kierując się z powrotem do Lidzbarka Warmińskiego postanowiłem skorzystać z ,,usług’’ szlaku GreenVelo, który na tym odcinku jechaliśmy w maju ze Sławkiem nocą i niewiele było widać.

Teraz mogłem skupić się na podziwianiu okolicy towarzyszącej nasypowi kolejowemu, bo po nim jest w większości poprowadzony ten odcinek. Dowiedziałem się też skąd w maju wiało chłodem - przy szlaku jest kilka oczek wodnych, a nawet w jednym momencie jedzie się po grobli. Poza tym w samym Lidzbarku minąłem stawy rybne. Minąłem też drogowskaz kierujący na cmentarz wojskowy z I wojny światowej, ale samego cmentarza nie udało mi się zlokalizować pomimo postawienia roweru i wspięcia się na lokalne wzniesienie. Może dlatego że to tzw. cmentarz rumuński (tak jest napisane na mapie)? ;-)

Na rogatkach Lidzbarka skręciłem w drogę prowadzącą na południe i do dwóch elektrowni wodnych na rzece Symsarnie, która jest dopływem Łyny i uchodzi do niej przy lidzbarskim zamku. Obie elektrownie są własnościami prywatnymi i znajdują się w Dębowie oraz Medynach. Do tej pierwszej dzięki uprzejmości właściciela mogłem zajrzeć i zrobić kilka zdjęć. Bardzo dziękuję.

Dalsza droga prowadziła do Dobrego Miasta, gdzie została mi do obejrzenia ostatnia już elektrownia wodna na Łynie. Zanim tam dotarłem sprawdziłem zabytkowy, gotycki kościółek w Kłębowie, bardzo swoją wieżą przypominający niektóre z żuławskich konstrukcji. Doceniłem także inwencję mieszkańców Jarandowa, którzy na wzór Hollywood umieścili nazwę swojej miejscowości na okolicznym wzgórzu, a nawet dwóch.

Poruszając się cały czas dobrze oznakowanymi szlakami rowerowymi gminy Lidzbark i Dobre Miasto wjechałem do Lasu Wichrowskiego. Szlaki momentami były zapiaszczone, ale padający co jakiś czas deszcz ułatwiał ich pokonanie. Generalnie, jechało się dobrze, pchać musiałem tylko w jednym miejscu kiedy to było mocno pod górę.
Po drodze minąłem wieżę przeciwpożarową z której byłby piękny widok na okolicę, gdyby tylko ktoś wpadł na pomysł jej udostępnienia turystom. Gdyby …

Zatrzymałem się też na małe ,,co nieco’’ w pięknej wiacie nadleśnictwa Wichrowo z której ruszyłem się po dłużej chwili, prosto w zmasowany atak wody z nieba. Czekanie pod drzewami uprzyjemniłem sobie wirtualnym zbieraniem grzybów i gimnastyką :-).
Na mapie dostrzegłem jeszcze młyn wody w Smolajnach, którego budynek jest obecnie ładnie odnowiony i znajduje się przy nim nowy jaz. W drodze do Dobrego Miasta miałem w planach obejrzeć niewidziany jeszcze pałac letni biskupów warmińskich w Smolajnach.

Wiązało się to z koniecznością jazdy około 1 km DK 51, którą z takim trudem przekroczyłem przed Stoczkiem Klasztornym. Po deszczu drogą tą pędziły potoki wody w koleinach a ja ich środkiem. O dziwo, obyło się bez trąbienia i innych dziwnych manewrów samochodów. Wszyscy grzecznie i ze zrozumieniem czekali na możliwość wyprzedzenia mnie. Swoją drogą, trasa ta jest w mocno opłakanym stanie. Wąska, z koleinami i dużym ruchem. Nie polecam.

Letnia rezydencja biskupów warmińskich była nią do XVIII wieku, obecnie to Zespół Szkół Rolniczych, ale pod patronatem biskupa. Mały akcent dawnej świetności został. Znacznie bardziej od zaniedbanego budynku przypadło mi do gustu założenie parkowe przy pałacu.
Teraz pozostawało pojechać do Dobrego Miasta. Znowu zaczęło kapać z nieba, schowałem się więc w lokalnym sklepie, a że oferował on ciepłe hot-dogi przerwa była dłuższa. W tym czasie przestało padać, wiec ruszyłem szukać elektrowni fotografując po drodze monumentalną bazylikę i docierając do nowego jazu na Łynie. W końcu dostrzegłem niepozorny, brzydki i zaniedbany budynek nieopodal bazyliki, który był szukaną elektrownią. Jest ona własnością prywatną i o wejściu nie ma co marzyć.

Fotografuję jeszcze kilka obiektów (szczególnie ciekawa jest biblioteka zlokalizowana w budynku dawnego kościoła ewangelickiego), przyglądam się paraliżowi komunikacyjnego miasta powodowanym dziesiątkami TIR-ów na DK 51, która prowadzi niefortunnie przez jego centrum i zabieram się w drogę powrotną do Elbląga. Odwiedzam jeszcze lokalne IT i biorę ze sobą mapy szlaków rowerowych tych okolic. Czuję, że się jeszcze przydadzą ;-)

Wyjeżdżam z Dobrego Miasta i kieruję się na Miłakowo, przed którym zaglądam do ostatniej tego dnia elektrowni wodnej Kasztanowo w Pitynach nad rzeką Pasłęką. Budynek z czerwonej cegły ma swój urok, lata zresztą też bo powstał w 1902 roku.

Nie najkrótszą drogą z Miłakowa przez Morąg wróciłem do domu, zastanawiając się skąd się wzięły tutaj te wszystkie podjazdy. Krótkie, ale wyczerpujące. Za Sambrodem zacząłem wyścig ze zbliżającą się do mnie potężnie ciemną chmurą, która zwiastowała burzę z gradem co najmniej. Dotarłem do ulubionego od teraz wiaduktu S7 nad starą DK 7 i w towarzystwie lokalnego psa przeczekałem silne opady. Skończyły się one wraz z przejściem chmury, gdzieś po 20 minutach i już w pełnym spokoju wróciłem do Elbląga w promieniach zachodzącego słońca odwiedzając jeszcze Zielonkę Pasłęcką z jej tajemniczymi tablicami na peronie PKP.

Wspaniały dzień – pod koniec jazdy miałem wrażenie że biorę w udział w ogromnym alleycatcie na dużym dystansie. Tyle miejsc odwiedzić za jednym razem …




361 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
330.00 km 160.00 km teren
15:28 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:670 m
Rower:

KASZUBSKA MARSZRUTA

Środa, 17 sierpnia 2016 · | Komentarze 10

Trasa: CHOJNICE-Brusy-Męcikał-Czersk-Brusy-Swornegacie-Konarzyny-Małe Swornegacie-Charzykowy-Swornegacie-Męcikał-Brusy-Dziemiany-Kalisz-Korne-Lubiana-Kościerzyna-Nowa Karczma-Mierzeszyn-PRUSZCZ GDAŃSKI

GPS (całość wyjazdu)

GPS (Kaszubska Marszruta - całość  4 tras)

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem)

Motto: Być trzy razy jednego dnia w Brusach-bezcenne :-)) 





KASZUBSKA MARSZRUTA

Cztery szlaki rowerowe (zielony, żółty, czerwony i czarny oraz łącznikowy czarny Męcikał-Kłodawka) które powstały w Borach Tucholskich na terenie powiatu chojnickiego doczekały się samych pozytywnych recenzji w mediach zarówno internetowych, jak i drukowanych.

Pojechałem sprawdzić, czy prawie 200 km szlaków wytyczonych w pięknych okolicznościach Zaborskiego Parku Krajobrazowego i otulinie Parku Narodowego Bory Tucholskie umożliwia łatwą i przyjemną turystykę rowerową czy może jest nieco podobnie jak z GreenVelo ;-)

Poranne pociągi zawiozły mnie szybko i sprawnie do Chojnic, skąd rozpocząłem swoją marszrutę po szlakach Kaszubskiej Marszruty. W Chojnicach zostałem rozpoznany przez Roberta jadącego z Tczewa, który miał w planach jazdę bardziej skierowaną na północ regionu. Pozdrawiam.

Zanim zlokalizowałem drogę wylotową z miasta pokręciłem się trochę po nieznanym mi w sumie mieście, zajrzałem do centrum, wykonałem kilka zdjęć stacji PKP z żurawiami wodnymi, rynku z ciekawym ratuszem oraz bazyliką. Zastanowił mnie byk ( żubr, bizon?) stojący nieopodal Bramy Człuchowskiej. Dopiero po chwili zauważyłem że to postać tura, zwierzęcia obecnego w herbie Chojnic. Rzeźba w stylu tech-art ciekawie komponuje się z pobliską XIV -wieczną Bramą Człuchowską.

W końcu nadszedł czas na wyjazd z miasta i tutaj pomocą służyła mi mapa zabrana ze sobą z Elbląga (Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie 1:150.000, ExpressMap), bo oznaczeń szlaków było sporo ale żaden nie był związany z Kaszubską Marszrutą (KM). Te pojawiły się wraz z asfaltową ścieżką rowerową na rogatkach Chojnic. Na pierwszy ogień wziąłem szlak zielony Chojnice-Męcikał.

Już na pierwszych kilometrach zauważyłem tablice informacyjne, miejsce odpoczynku dla rowerzystów, bogactwo oznakowania pionowego i inteligentne rozwiązania drogowe polegające na przebiegu drogi rowerowej przez zatoki autobusowe a nie jakieś mijanki po płotach czy chodnikach. Są też postawione konsekwentnie przy drodze tak nielubiane przez nas znaki B-9 z informacją, że szlak rowerowy jest obok. Szczegółowo i z pomysłem. Po minięciu tablicy Zaborskiego Parku Krajobrazowego wjechałem w las i rowerowa droga asfaltowa zamieniła się w drogę gruntową. Super, nie lubię asfaltowania lasu. Szuter w niczym nie przypominał szutrów poznanych podczas przemierzania szlaku GV Elbląg-Białystok. Twardy, drobnoziarnisty, zwarty i szybki. Bardzo szybki… Francja-elegancja :-).

Niebawem pojawiły się pierwsze tablice kierunkowe z kilometrażem i tutaj nastąpiła mała konsternacja. Zobaczyłem bowiem oznakowania szlaku niebieskiego z logo KM kierujące do Rytla, tyle że Kaszubska Marszruta … nie ma szlaku niebieskiego!
Modyfikacja trasy nie wchodziła w grę, ruszyłem więc dalej szlakiem zielonym w kierunku wsi Zapora, gdzie na Brdzie znajduje się zapora, elektrownia wodna, jeden z największych zakładów hodowli pstrąga w Polsce i początek Wielkiego Kanału Brdy. Wtedy też zaczął padać deszcz więc bez zbędnej zwłoki ruszyłem dalej.

Asfalt niebawem się skończył i we wsi Giełdon, zgodnie z mapą, skręciłem w prawo - zgodnie z mapą bo w terenie żadnego oznakowania nie było. Na szczęście szlak zielony na odcinku Giełdon-Kosobudy pokrywa się z pieszym, czerwonym Szlakiem Kaszubskim i nawigacja nie sprawiała większych trudności. Nie tak jednak powinno to wyglądać.

W Kosobudach zobaczyłem znaki początku rowerowego szlaku czerwonego oraz zielonego (sic!) i kierunkowskaz szlaku czarnego, co nijak nie miało się do rzeczywistości. Takich ,, kwiatków’’ naliczyłem jeszcze kilka, wniosek z tego że dobrze jest mieć ze sobą mapę.
Dalsza jazda prowadziła polbrukową drogą rowerową do Brus, które widać już z daleka dzięki monumentalnej świątyni pw. Wszystkich Świętych. Jak na tak małą miejscowość, kościół jest przeogromny – ma 61 metrów długości! Nie sposób go fotografować w całości.
Z Brus skręciłem zgodnie z mapą w kierunku Chojnic i do Męcikału gdzie szlak zielony ma swój koniec dotarłem asfaltową drogą rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi wojewódzkiej i potem leśnym szutrem między pracującymi maszynami do ścinki drewna. Ciekawy widok :-)

W Męcikale nieco się pokręciłem szukając żółtego szlaku KM, którym zamierzałem dotrzeć do Czerska. Łatwo nie było ale w końcu odnalazłem znaki i ruszyłem na wschód. Na odcinku do Zapory (Mylof) szlak prowadził leśną drogą gruntową, słabo utwardzoną i zdarzały się odcinki piaskownic. Od Mylofu czekał asfalt lokalnej drogi którą dotarłem do Rytla.

Od Rytla do Czerska zaczął się w mojej ocenie najsłabszy etap KM, poprowadzony nową drogą szutrową wzdłuż DK22 z małym odbiciem w las w okolicy wsi Gutowiec. Hałas i widok samochodów z pobliskiej drogi krajowej skutecznie zabierał radość z jazdy. Dobra nawierzchnia sprawiła jednak że szybko dotarłem do Czerska, na granicy którego oznakowanie ponownie przestało istnieć.

W samym Czersku pokręciłem się po centrum, odwiedziłem Biedronkę okolice stacji PKP szukając początku szlaku czerwonego KM, którym teraz zamierzałem się poruszać. Znalazłem początek rowerowego szlaku czerwonego ale nie KM, tylko PTTK. Uważajcie , bo można nim dotrzeć do Świecia :-).

Zajrzałem też do lokalnej IT skąd otrzymałem gratisową mapę Kaszubskiej Marszruty i chwilę porozmawiałem z obsługą. Panie nie były zdziwione moimi uwagami dotyczącym oznakowania, rozumiem, że nie byłem pierwszy.
Mając język za przewodnika i z mapą w garści wyjechałem z Czerska i skierowałem się po raz drugi dzisiaj w kierunku Brus. Czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy pod wiatr drogą asfaltową z małym ruchem samochodów.

Po dotarciu do Brus zaczęła się jazda wzdłuż drogi wojewódzkiej po asfaltowej drodze dla rowerów. W ramach szarad językowych wczytywałem się w kaszubskie nazwy miejscowości – niezłe łamanie języka :-).

Po ponownym wjechaniu na obszar Zaborskiego Parku Krajobrazowego pojawiła się elegancka droga szutrowa, teraz z dynamicznymi zjazdami i łagodnymi podjazdami. Pojawili się też inni rowerzyści bo do tej pory KM była jakby opustoszała. Należało wzmóc czujność bo wykonane starannie drogi szutrowe KM do najszerszych nie należą. Poza tym liczne drzewa ograniczały widoczność i nie było sensu na zjazdach szaleć.

Za Drzewiczem pojawiły się znaki szlaku żółtego KM i jakiegoś czarnego, i zrobiło się zupełnie kolorowo. W Swornychgaciach kropił lekki deszcz, ale że było ciepło ruch na jeziorze trwał w najlepsze – pływały rowery wodne, żaglówki i tylko ludzie się nie kąpali. Zajrzałem po pamiątkowy magnes na lodówkę do Kaszubskiego Domu Rękodzieła Ludowego i po wykonaniu kilku fotek tego mini skansenu popedałowałem dalej.

W Chocińskim Młynie czekała mnie zmiana kierunku jazdy i wjazd na czarny szlak KM, tzw. Pętlę Konarzyńską. W tym miejscu z oznakowaniem nie było problemu, wszystko było jasne i klarowne. Pętla Konarzyńska w swoim pierwszym odcinku do Bindugi była poprowadzona wydzieloną drogą z polbruku i lokalną drogą asfaltową ze znikomym ruchem samochodowym (jechałem w dzień roboczy) i dobrym oznakowaniem.

Za Bindugą pojawił się nowo położony asfalt i już w ogóle byłem w siódmym niebie. Szybko jednak miałem z tego nieba zjechać na ziemię, a może i niżej. :-)
Niebawem szlak czarny dotarł do ruchliwej DW 212 Chojnice-Bytów by po kilkuset metrach tą drogą skręcić do lasu na wysokości Zielonej Chociny. I się zaczął survival! Słabo utwardzone leśne drogi gruntowe, piaskownice, korzenie, brak oznakowania skrzyżowań lub ,,dziwne’’, niestandardowe, oznakowanie na drzewach ( KM jest generalnie oznakowana za pomocą tabliczek i słupków).

W pewnym momencie tylko pomocy lokalnego kierowcy zawdzięczam fakt, że nie trafiłem na skróty do Swornychgaci. Straciłem na tym kilkukilometrowym w sumie odcinku mnóstwo czasu, pojawiło się realne zagrożenie że nie wyrobię się przed zmrokiem. W końcu jednak domknąłem Pętlę Konarzyńską meldując się z powrotem w Chocińskim Młynie.

Z ulgą wjechałem ponownie na czerwony szlak KM prowadzący przez Małe Swornegacie do Charzykowych. Wysoki standard tego odcinka pozwolił nieco nadgonić straty czasowe, nie jechałem jednak tak szybko aby nie zobaczyć mostu zwodzonego na Brdzie łączącego Jezioro Charzykowskie i Długie. Został on wykonany w ramach projektu KM – chyba bym wolał, aby most był mniej wypasiony a szlak czarny bardziej uzdatniony rowerowo.

Jadąc wzdłuż Jeziora Charzykowskiego mijałem liczne grupy rowerzystów, dzieci w fotelikach, przyczepkach i na swoich rowerkach też. Widać, że są to bardzo popularne tereny. Pojawiły się też tablice Parku Narodowego Bory Tucholskie, który KM generalnie omija.
W Charzykowych zatrzymałem się przy Przytułku Dokonań Burmistrza, czyli bardzo oryginalnej galerii na świeżym powietrzu. Chwilę potem skręciłem na charzykowską promenadę i wpadłem wręcz na znaku początku (końca) szklaków czerwonego i żółtego. W końcu szybko i bez trudności.

Tym samym pożegnałem się ze szlakiem czerwonym a ruszyłem dokończyć pętlę szlakiem żółtym KM. Czekał mnie odcinek Charzykowy-Męcikał.
Powoli i dostojnie przemieszczając się promenadą wzdłuż Jeziora Charzykowskiego czujnie wypatrywałem znaków szlaku, wypatrywałem i wypatrywałem aż wylądowałem poza promenadą, w małym bagienku :-).

Szybkie w tył na lewo i rozpocząłem szukanie od nowa. Jak już znalazłem znaki to doprowadziły mnie one z powrotem na … promenadę. Dalej już nie szukałem, tylko z nosem w mapie opuściłem Charzykowy kierując się na Las Wolność.
Zaraz potem pojawiła się nowość na szlakach KM – jechałem po drodze trawiastej. Na szczęście było oznakowanie, bo bym chyba zwątpił czy to jest to. Trawa stopniowo przeszła w szuter a ten w asfalt drogi lokalnej. Do tego zaczął padać deszcz i w lesie zaczęło się robić ciemno. Znaki KM to nie jest niestety szlak GreenVelo, którego znaki wykonane w standardzie znaków drogowych świecą się z daleka.

Należało wzmóc czujność żeby nie zrobić błędu nawigacyjnego i tak sobie czujne jadąc przez Kopernicę dotarłem do Chocińskiego Młynu, mijając jeszcze po drodze szlak rowerowy Greenways Naszyjnik Północy. Czekało teraz na mnie kilka podjazdów do Swornychgaci, które kilka godzin temu były zjazdami i tuż za Drzewiczem skręciłem zgodnie z oznakowaniem w stronę Męcikału.
Ostatni odcinek KM to łatwa nawigacyjnie jazda wzdłuż Jeziora Dybrzk po leśnej drodze gruntowej i w ten sposób przy zapodających ciemnościach dotarłem do Męcikału zamykając jazdę po szlakach KM.

Jako że na pociąg powrotny z Chojnic nie miałem już szans, pozostało wrócić do domu rowerem. Pod wiatą w Męcikale ułożyłem sobie drogę powrotną, zjazdem kolację, którą poprawiłem kawą na Orlenie w odwiedzonych po raz trzeci dzisiaj Brusach i skierowałem się na północ.
Plan nocnej jazdy zakładał odwiedzenie fabryki porcelany w Łubianej, rzut oka na iluminacje w Kościerzynie i spokojny zjazd na Żuławy Wiślane.

Podobno jak człowiek coś planuje, to Pan Bóg ma z tego dużo śmiechu - tak wyszło i tutaj. Kilka kilometrów za Brusami zaczęło padać i padało z różnym natężeniem do Pruszcza Gdańskiego. Udało mi się po dłuższym wyczekiwaniu ująć fotograficznie filiżankę z Łubiany, nocną Kościerzynę sobie podarowałem na inną okazję, po tym jak zaczęło mi już chlupać w butach i przynajmniej mając lekki wiatr w plecy pojechałem dalej. Będąc sam na drodze jechałem sobie środkiem i bardzo sobie chwaliłem taki styl. Szybko i wygodnie :-).

Miło się skończyło przed Pruszczem Gdańskim kiedy to pojawiły się dwa TIR-y, bo wyprzedzając mnie elegancko i zgodnie z przepisami zalały mnie wodą z kolein na lewym pasie. Poczułem, że nie chce już mi się walczyć z kilometrami na nudnych Żuławach i poczekałem sobie prawie 2 godziny na PKP w Pruszczu Gdańskim. Wysuszyłem się w tym czasie, poczytałem gazety i wypiłem kawę na tutejszym Lukoilu.

Na Kaszubską Marszrutę z pewnością jeszcze wrócę.


Podsumowanie wycieczki:
-szlaki Kaszubskiej Marszruty (KM) są generalnie łatwe, trudniejsze odcinki (brak oznakowania, miękka nawierzchnia występują po wschodniej stronie szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn, na szlaku zielonym Giełdon –Kosobudy i odcinkami na szlaku żółtym Drzewicz-Męcikał-Zapora i Charzykowy-Las Wolność),
- na szlakach KM występują wszystkie rodzaje nawierzchni, większość dróg to dobry asfalt i doskonały szuter,
- szlaki KM nadają się dla początkujących rowerzystów, nie ma stromych podjazdów ani niebezpiecznych zjazdów, nie ma niebezpiecznych nawierzchni,
- szlaki KM przy drogach wojewódzkich zawsze prowadzą wydzieloną poza jezdnię drogą rowerową z asfaltu, polbruku lub szutru,
- z uwagi na braki lub błędy w oznakowaniu szlaków KM zalecam mieć mapę (komercyjną lub otrzymaną w punkcie IT Chojnice, Czersk, Swornegacie, Brusy, Charzykowy),
- z reguły nie jest oznakowany przebieg szlaku w terenie zabudowanym (Chojnice, Męcikał, Brusy, Charzykowy, Czersk),
- szlaki KM są wyposażone w miejsca odpoczynku rowerzystów (wiata, ławo stoły, stojaki rowerowe, kosze ) oraz w tablice informacyjne z zaznaczonym miejscem aktualnego pobytu rowerzysty,
- łączna długość szlaków KM to około 200 km,
- szlaki KM prowadzą przez piękne okolice, mijają jednak Park Narodowy Borów Tucholskich,
- najciekawsze krajoznawczo i przyrodniczo są wg. mnie szlaki żółty i czerwony,
- rowerowy szlak niebieski nie jest szlakiem Kaszubskiej Marszruty, wbrew temu co widzimy na drogowskazach,
- szlaki KM krzyżują się z wieloma innymi szlakami rowerowymi i pieszymi co wymaga wzmożonej czujności w takich miejscach,

Rekomendacje sprzętowe:
- w końcu się nie męczyłem na sztywnym rowerze trekingowym z kołami 700x35, także wszystkie rowery dadzą sobie radę za wyjątkiem rowerów szosowych i tych pozbawionych przerzutek czy piast wielobiegowych,
- amortyzator przyda się na kilku odcinkach, ale nie jest konieczny,
- opony z wkładką antyprzebiciową mile widziane, to zawsze ma sens,
- po szlakach można poruszać się z sakwami, przyczepkami, fotelikami, doczepianymi rowerami , za wyjątkiem wschodniej cześć szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn.














367 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
194.00 km 10.00 km teren
10:00 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:380 m
Rower:

WIELKA ŻUŁAWA

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Bogaczewo-Rzeczna-Marzewo-Małdyty-Zalewo-Jerzwałd-Siemiany-Iława-Makowo-Urowo-Zalewo-Jarnołtowo-Sasiny-Kąty-Jelonki-Karczowizna-Węzina-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem) 





Planowana wycieczka do Rosji obejrzeć ruiny zamku Balga pewnie musi poczekać do zmiany rządu, tak więc sprawdzona w bojach ekipa dwóch sióstr i dwóch nie braci ruszyła w przeciwnym kierunku, na południe. Celem naszej jazdy była największa wyspa śródlądowa w Polsce, czyli Wielka Żuława. Leży ona w granicach administracyjnych Iławy i jest położona na najdłuższym polskim jeziorze – Jezioraku.

Trasa do Iławy przebiegała sprawnie i bez trudności. Idealnie rowerowa pogoda i sprzyjający wiatr czyniły jazdę lekką i przyjemną. Za Siemianami Krzysiek znudzony takim rozwojem akcji zostawił mnie z dziewczynami i wybrał towarzystwo bagien, połamanych drzew, zanikających znaków, komarów, gzów i tym podobnych ciekawostek szlaku pieszego Siemiany-Iława :-). 

My w tym czasie dotarliśmy do Iławy i po lekkim kluczeniu znaleźliśmy prom na wyspę. Prom to dużo powiedziane – jak wygląda przeprawa na Wielką Żuławę za 2 zł od roweru i 20 zł od samochodu zdjęcia powiedzą lepiej niż moje słowa. Tym niemniej udało się przepłynąć te kilkaset metrów po Jezioraku i wyskoczyliśmy na wyspie.

W jej głąb wiodła jedna droga gruntowa, którą dotarliśmy do ośrodka wypoczynkowego Bosman. Tam zjechaliśmy do jeziora i po rozpoznaniu sytuacji zrezygnowaliśmy z kąpieli skupiając się na podziwianiu widoków i ruchu na jeziorze. Wkrótce dotarł do nas Krzysiek i razem wybraliśmy się na eksplorację wyspy.

Długo ona nie trwała, bo jedyna droga szybko zakończyła się w lesie i dalej trzeba byłoby dawać z buta. Ta opcja nie wchodziła tym razem w grę. Zawróciliśmy więc, zjedliśmy obiad w sympatycznym ośrodku wczasowym, których na wyspie jest kilka i wróciliśmy na prom. Jest on własnością prywatną i kursuje generalnie wtedy, kiedy to się opłaca kapitanowi. Opłaca się wtedy, kiedy wiezie przynajmniej 1 samochód. Przewóz 4 rowerów z właścicielami się nie opłacał za mniej niż 20 zł i Krzysiek musiał negocjować. Szło mu tak dobrze, że stanęło na 15 zł za które kapitan zgodził się uruchomić silniki.

Iławę opuściliśmy promenadą nad Jeziorakiem podziwiając jej urodę, nowy hotel i piękne widoki na Jeziorak i Wielką Żuławę.

Droga powrotna przebiegała w spokojnej atmosferze i po znanej trasie szlakami Krainy Kanału Elbląskiego, do czasu kiedy to Krzysztof za Wielkim Dworem skręcił w prawo na Budwity. Nie interweniowałem, przekonany, że wie co robi. Okazało się, że nie do końca i jak już się połapaliśmy o co chodzi jechaliśmy sobie śródpolną drogą z płyt Jumbo, która płynnie przeszła w pole żyta a to w drogę z lekkim błotem. Pysznie było :-)

I tak dojechaliśmy do Sasin i potem już spokojnie pedałowaliśmy wzdłuż Kanału Elbląskiego zaglądając na pochylnie Kąty, Oleśnica i Jelenie. Innych ciekawostek terenowych już nie było, spokojnie dotarliśmy do Elbląga akurat razem z zachodzącym słońcem.

Dziękuję Wam za wspólne kręcenie na tej długiej i jak się okazało niełatwej trasie, a Gosi gratuluję poprawienia życiówki.




377 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
194.00 km 15.00 km teren
07:55 h 24.51 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:670 m
Rower:

KAMIEŃ TRZECH KRZYŻY, GÓRA ZAMKOWA

Czwartek, 28 lipca 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Milejewo-Rucianka-Chruściel-Bemowizna-Szyleny-Rogity-Maciejewo-Żelazna Góra-Lelkowo-Dzikowo Iławeckie-Lelkowo-Pieniężno-Pakosze-Wilczęta-Młynary-Pomorska Wieś-ELBLĄG

GPS

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem)

Dwie miejscówki w których jeszcze nie byłem zostały odwiedzone. Dzięki Kristofer za wsparcie nawigacyjne :-)






387 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
200.00 km 2.00 km teren
08:54 h 22.47 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:34.0
Podjazdy:360 m

OCYPEL

Czwartek, 21 lipca 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Jazowa-Lubstowo-Nowy Staw-Lisewo-Knybawa-Gorzędziej-Rybaki-Pelplin-Bobowo-Lubichowo-Ocypel-Borzechowo-Zblewo-Pinczyn-Semlin-Skarszewy-Gołębiewko-Sobowidz-Żelisławki-Pszczółki>>>PKP>>>ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

Wycieczkę do Ocypla należy nazwać wywiadem środowiskowym ;-). Mam w nich pewną wprawę, ten dodatkowo - co cieszy - był dość daleko. Rozpoznanie wypadło bardzo pozytywnie. Po drodze obejrzałem kilka nieznanych dotychczas miejscówek i prawie widziałem katastrofę kolejową ,,live''!  Wróciłem PKP, bo miałem serdecznie dość jazdy po Żuławach przy budującej się S7. 


1. Pojawiłem się w tym miejscu 60 lat i jeden dzień po Karolu Wojtyle i także odpocząłem. Innych skojarzeń być nie może :-)




394 dni do MRDP.
Kategoria WYCIECZKI >150