INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:43144.00 km (w terenie 2964.00 km; 6.87%)
Czas w ruchu:1940:59
Średnia prędkość:22.23 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:175429 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:862144 kcal
Liczba aktywności:197
Średnio na aktywność:219.01 km i 9h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
192.00 km 120.00 km teren
09:40 h 19.86 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:4.0
Podjazdy: m

ERnO HARPAGAN 38-REDA

Sobota, 17 października 2009 · | Komentarze 2

Było EKSTREMALNIE! Pełna fotorelacja z opisem TUTAJ.

Mój czwarty Harpagan, a trzeci w charakterze turysty i obserwatora zakończył się mało turystycznym trzygodzinnym opadem deszczu i błotem po osie :-). Ale po kolei.

Reda przywitała nas lekkim mrozem i bezchmurnym niebem. Chłopaki się zarejestrowali, pogadaliśmy ze znajomymi i już trzeba było wyjść z ciepłej szkoły na zimny dwór. Miejscem startu był elegancki stadion miejski w Redzie, na którym profesjonalne oświetlenie rozjaśniało mroki nocy.






Po pobraniu map ruszyłem wraz z DARECKIM , REMIGIUSZEM, Romanem i Marcinem DK 6 do Rumi.

Omijając korek spowodowany robotami drogowymi jechaliśmy kawałek chodnikiem i podczas zeskoku z wysokiego krawężnika mocowanie torby na kierownicę Dareckiego nie wytrzymało przeciążenia i wzięło sobie pękło. Jak ono mogło tak zrobić :-(.
Szybkie przepakowanie, dętka do mojej kieszeni, napój do Marcina, reszta na plecy Darka, a torba na zieloną trawkę pod stacją NESTE :-). Plusem tej sytuacji było radykalne (dobre 700 g) odchudzenie KTM-a :-).


Po zjeździe z asfaltu od razu w górę do TPK. A tam góra, dół, góra, dół czyli harpaganowy standard. No i ciepło się zrobiło :-). W ogóle podczas tej edycji było sporo pchania roweru i to nie tylko przez powalone drzewa, ale i piachy, błoto i rozlewiska.


A o wjazdo-wejściu na Jelenią Górę to nie chce mi się pisać. Nawet 18% nachylenia pokazywał momentami altimetr Remka :-0.


W niektórych miejscach było bardzo ślisko, a już w ogóle fajne ,,drifty'' wychodziły na oszronionej trawie :-).


Zaliczyłem też wejście butem w wodną koleinę i jedną lekką glebę.
Kilka punktów było umieszczonych na szczytach wzniesień przy wieżach widokowych. Rozciągały się z nich ładne widoki. Ale do czasu.




Po południu pogoda zaczęła się psuć, a przed 16 zaczął padać deszcz. I raz mocniej, raz słabiej padał już do 18.35 kiedy to z 5 minutowym opóźnieniem pojawiliśmy się na mecie.


Po drodze zaliczyliśmy zjazd od górnego zbiornika elektrowni szczytowo-pompowej w Gniewinie do Czymanowa. Szkoda że było już mokro bo 60km/h to trochę mało jak na taką górkę. O tych okolicach więcej TUTAJ.


Potem zagłębiliśmy się w poszukiwaniu kolejnego punktu kontrolnego w lasy Puszczy Darżlubskiej.


Zapadające leśne ciemności i wszechobecne błoto sprawiły, że ta edycja Harpa była dla mnie bez wątpienia najtrudniejsza. Drętwiejące ręce i mokre buty nie poprawiały samopoczucia. Niedoczasu, który spowodowany był błądzeniem w lesie, nie poprawił sprint, który wykonaliśmy na DK6 z Wejherowa do Redy. 5 minut spóźnienia oznaczało,ze chłopakom zabrano 5 pkt przeliczeniowych.

Dzięki za wspólną jazdę i moc niesamowitych wrażeń :-).

Dane wyjazdu:
184.00 km 40.00 km teren
08:00 h 23.00 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m

OKOLICE OLSZTYNA

Niedziela, 20 września 2009 · | Komentarze 4

Pięciu wytrawnych bikerów wybrało się ze mną pojeździć na pożegnanie kalendarzowego lata w okolicach Olsztyna.

Skupiliśmy się szczególnie na Warmińskim Lesie, Szymanach, Szczytnie i Starych Kiejkutach.

Gratisowo i niespodziewanie dorzuciliśmy Wrota Warmii w Bałdach oraz starówkę w Olsztynie.

Bardzo dobrej jakości asfalty i fajne odcinki terenowe sprawiły, że jazda była prawdziwą przyjemnością. Do tego wszystkiego dostosowała się pogoda, która była prosta i nieskomplikowana :-).

Dziękuję Panowie za wspólną jazdę.

TRASA:OLSZTYN-Bartąg-Gągławki-Stary Ramuk(Łańsk)-Lalka-Nowa Kaletka-Butryny-Bałdy-Małszewo-Burdąg-Jedwabno-Piduń-Sasek Mały-Szymany-Szczytno-Stare Kiejkuty-Nowe Kiejkuty-Dźwierzuty-Bartołty Wielkie-Barczewo-Łęgajny-Nikielkowo-OLSZTYN

Pełna fotorelacja z opisem jest TUTAJ, a relacja poniżej.

OKOLICE OLSZTYNA

Na Placu Dworcowym pojawiło się pięciu bikerów, którzy nie przestraszyli się wczesnej pory wyjazdu do Olsztyna. Niecodziennie siedzi się w PKP o godzinie 5.40 :-). Podróż minęła szybko i już o 7.30 wysiadaliśmy w stolicy naszego województwa.

Pustymi ulicami skierowaliśmy się w kierunku południowych dzielnic Olsztyna, czyli Jarot i Pieczewa. Całe 10 km trwał wyjazd na rogatki miasta, jednak dzięki dobremu oznakowaniu nie był on skomplikowany.

Wkrótce dobrej jakości asfaltem dojechaliśmy do Bartąga i najwyraźniej jeszcze nieco zaspani zamiast skręcić na Ruś popędziliśmy na Stary Olsztyn. Dopiero ta nazwa podziałała na mnie orzeźwiająco, bo nic mi ona nie mówiła :-). Analiza mapy potwierdziła moje wątpliwości i zarządziłem klasyczny kierunek ,,w tył na lewo’’ :-). Doszło tym sposobem około 8 gratisowych km.

W Rusi Mirek zaproponował odwiedzenie stacji kolejowej Gągławki, gdzie w czasach PRL wysiadali ówcześni dygnitarze kierujący się do nieodległego tajnego ośrodka wypoczynkowego w Łańsku. Przed Gągławkami wjechaliśmy w lasy, które miały nam towarzyszyć prze kilka następnych godzin. Po analizie stacji kolejowej pojechaliśmy do Starego Ramuka (obecnie można oficjalnie używać nazwy Łańsk) i jadąc wzdłuż Jeziora Łańskiego próbowaliśmy dostać się na Półwysep Lalka, gdzie znajduje się punkt widokowy. Niestety, pozamykane bramy wjazdowe i uprzejma, lecz stanowcza ochrona ośrodka skutecznie nam to uniemożliwiły. Łańsk jest obecnie udostępniany dla turystów niezwiązanych ze sferami rządowymi, ale trzeba mieć wykupione wczasy. My takowych nie posiadaliśmy ;-).

Na krzyżówce dróg leśnych miejscowy grzybiarz wskazał nam drogę do Nowej Kaletki, gdzie na chwilę pojawił się asfalt, którym dojechaliśmy do Butryn. Po analizie miejscowego kościoła pojechaliśmy do wsi Bałdy, stanowiącej przed wiekami Wrota Warmii. W tym miejscu witany był każdy nowy biskup warmiński, który traktem warszawskim przybywał objąć swoje biskupie księstwo. Obecnie na długości około 2 km ustawione są okolicznościowe tablice oraz sponsorowane przez osoby i instytucje głazy z inskrypcjami biskupów warmińskich i latami w jakich panowali.

Po obejrzeniu alei biskupów dalsza droga wiodła leśną gruntówką w kierunku Jeziora Dłużek. Aby nie przeoczyć jednego z wielu leśnych zjazdów skorzystałem z podpowiedzi oferowanych przez GPS zainstalowany w komórce Marcina. Jadąc na południe wzdłuż Jeziora Dłużek dotarliśmy do wsi o tej samej nazwie, podziwiając piękne widoki na jezioro i analizując stojący w lesie bunkier z czasów II wojny światowej.

W Dłużku zatrzymaliśmy się w sklepie na małe co nieco i po chwili ruszyliśmy w kierunku Jedwabna dość ruchliwym asfaltem. Z prawdziwą radością i niedowierzaniem zobaczyliśmy więc tablice zapraszające na ścieżkę rowerowo-dydaktyczną poprowadzoną równolegle do ruchliwej szosy. Elegancko utwardzona leśna droga o lekkim charakterze interwałowym doprowadziła nas do samego Jedwabna. O walorach dydaktycznych nie napiszę wiele, bo pokonałem ją dość szybko. Jakieś tablice po drodze mijałem :-).

Przez Jedwabno przejechaliśmy bez postoju i do Pidunia jechaliśmy asfaltem. Tuż za nim ponownie zagłębiliśmy się w las i przez Sasek Mały dojechaliśmy do lotniska w Szymanach. Ku naszemu zaskoczeniu tu także powitała nas zamknięta brama i ochroniarz z tekstem:,, jest to obiekt prywatny’’. To nic, że obok stoją tablice z napisami w trzech językach: ,,Międzynarodowy Port Lotniczy’’ :-)))). Podobno międzynarodowy będzie od przyszłego roku :-). Ochrona wskazała nam nawet, którędy możemy dotrzeć na płytę lotniska drogą nieoficjalną, ale nie skorzystaliśmy z tej propozycji. W końcu to tylko mała wieża kontroli lotów i ze 3 km betonu. Wszyscy to widzieliśmy w TV ;-).

Z Szyman już tylko kilka km dzieliło nas od Szczytna, gdzie postanowiliśmy zrobić dłuższy popas, połączony z obiadem, odwiedzinami lokalnej Biedronki i zwiedzaniem atrakcji miasta. Obiadem była pizza w różnych konfiguracjach, Biedronka była pretekstem do obgadania nieobecnego Jurka-fana biedronek i innych pszczółek, a zabytki Szczytna to przede wszystkim ruiny zamku krzyżackiego z oryginalną jedną ścianą, kościół i budynek władz samorządowych. Ponieważ szkoła policyjna nie była na trasie wyjazdowej do Pisza, a Robert nie garnął się jakoś do pokazania nam jej to ją sobie podarowaliśmy :-).

Ze Szczytna udaliśmy się do Starych Kiejkut. Miejsce to słynie z tajnej niegdyś szkoły wywiadu wojskowego. Tutaj zobaczyliśmy tyle, ile się dało, bez zbytniego prowokowania smutnych panów z wszechobecnego monitoringu.

Stare Kiejkuty były ostatnią atrakcją na trasie naszej wycieczki. Teraz pozostawał tylko powrót do Olsztyna. Wykorzystując niezwykle sprzyjający południowy wiatr przez Dźwierzuty, Rumy i Bartołty Wielkie dotarliśmy do Barczewa. Nie zagłębialiśmy się w miasto, chociaż na słynny Zakład Karny udało się spojrzeć.

Dwa km dystansu pokonane krajową ,,16’’ pozwoliły nam docenić pustkę i ciszę panującą na drogach lokalnych. W Łęgajnach odbiliśmy w prawo (oprócz Mirka, który pojechał prosto do Olsztyna) i przez Nikielkowo, obok fabryki ,,Indykpolu’’ wjechaliśmy do Olsztyna.

Pozwoliłem sobie na poprowadzenie chłopaków w Olsztynie trasą, którą wiele lat temu przemierzałem ,,per pedes’’ ;-). Dzięki koledzy za cierpliwość :-).

Ponieważ czasu do odjazdu pociągu było jeszcze dużo, skierowaliśmy się na olsztyńską starówkę i poddaliśmy ją analizie. Na koniec spojrzeliśmy na zamek i znajdujący się u jego podnóża ładnie odnowiony amfiteatr.

Dystans wycieczki zamknął się liczbą 184 km ma pokonanie których potrzebowaliśmy 8 godzin. Taka przyjemna dniówka :-).

Dziękuję wszystkim bikerom za wspólną jazdę, Piotrowi gratuluję ustanowienia nowego rekordu życiowego w ilości km przejechanych jednorazowo i zapraszam już wkrótce na ,,Żuławską Setkę’’ :-).

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
153.00 km 20.00 km teren
07:14 h 21.15 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:

DOOKOŁA JEZIORA NARIE z GR ,,STOP''

Niedziela, 19 lipca 2009 · | Komentarze 4

TRASA: ELBLĄG-Pasłęk-Kalnik-Morąg-Bogaczewo-Kretowiny-Boguchwały-Ponary-Gulbity-Bogaczewo-Morąg-Małdyty-Sambród-Marzewo-Buczyniec-Jelonki-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

O poranku czterech bikerów postanowiło wyruszyć ze mną do Morąga na spotkanie z zasadniczą grupą STOP, która postanowiła dać zarobić PKP.

NAD NARIE ze STOP-em © MARECKY


Po wielogodzinnych burzach powietrze było świeże i rześkie, co sprzyjało jeździe. Wysoce sprzyjający był też wiatr w plecy :-). Czynnikiem mniej korzystnym była narastajaca mgła, w okolicach Pasłęka ograniczająca widoczność do 100m.

ZAMGLONY WIDOK © MARECKY


Po dwóch godzinach od wyjazdu byliśmy w Morągu. Tam, czekając na dworcu, zobaczyłem takiego oryginalnego ślimaka,
ŚLIMAK w MORĄGU © MARECKY


a potem nudząc się pobawiliśmy się torami kolejowymi ;-).
ZŁOMIARZE tu BYLI? © MARECKY


W końcu pociag przyjechał, ekipa się wyładowała i wyruszyliśmy na trasę.Zaczął kropić lekki deszczyk, mgła za to opadła i cały czas było przyjemnie ciepło.
Nad Narie uchwyciłem taki oto widok:
JEZIORO NARIE © MARECKY


W Kretowinach tłumów nie było,
KRETOWINY © MARECKY


chociaż woda w jeziorze była cieplejsza niż powietrze :-)
MOCZENIE NÓG © MARECKY


Końcowy dojazd do Morąga to już jazda w pełnym deszczu, momentami nawet ulewie. Nie przeszkodziło to zrobić jeszcze fotki ładnej armacie strzegącej morąskiego ratusza
ARMATA w MORĄGU © MARECKY


i podjąć, dziwnej dla niektórych, decyzji o powrocie do Elbląga na rowerach. Skład grupy powrotnej był prawie identyczny z porannym. Jednak wiadomo,że prawie czyni dużą różnicę ;-). Kolega Marian postanowił nie dać zarobić PKP (brawo!), ale wybrał niewłaściwy środek lokomocji(uuuuuu!). Czyżby go deszczyk przeraził?
NIEŁADNIE MARIAN, NIEŁADNIE :-) © MARECKY


Tak więc w czwórkę wyjechaliśmy z deszczowego Morąga i do pochylni w Kątach jechaliśmy w mniejszym lub większym deszczu. Tylko Fish czuł się swojsko w tej wodzie:-).
POZYTYWNIE NASTAWIONY FISH :-) © MARECKY


Od Kąt zaczęło się przejaśniać i już nie padało. Dojeżdżając do Elbląga byliśmy wysuszeni.

Dziekuję Panowie za wspólną jazdę i okazany hart ducha :-)

Na pełną fotorelację zapraszam do mojej FOTOGALERII.
Pozdrowienia.
Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
175.00 km 70.00 km teren
07:57 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy: m

ŻÓŁTYM SZLAKIEM do GORYNIA k. KISIELIC

Niedziela, 17 maja 2009 · | Komentarze 0

FOTOGALERIA



 Na Placu Dworcowym zebrało się 8 rowerzystów chcących udać się na rekonesans jednej z najnowszych tras w naszym regionie - żółtego szlaku rowerowego do Gorynia k. Kisielic. Jego powstanie zawdzięczamy pracy Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski - Lokalnej Grupie Działania w Elblągu. http://www.kanal-elblaski-lgd.pl/.

Punktualnie o godzinie 8.00 ruszyliśmy na trasę szlaku, który zaczyna się przy wjeździe do Gronowa Górnego. Ulica Grunwaldzka wyprowadziła nas z miasta i w Gronowie rozpoczęliśmy 3 km podjazd do Przezmarka. Pozwolił on na rozgrzanie się, bo poranek nie należał do najcieplejszych. Tam rozpoczęliśmy zjazd w kierunku Komorowa Żuławskiego, aby po 300m skręcić w lewo na drogę gruntową, która obok Stajni Konik doprowadziła nas fajnym zjazdem do Pilony.

Tam, kierując się znakami szlaku pojechaliśmy w kierunku Myślęcina. Za Myślęcinem mieliśmy okazję zapoznać się z równym jak stół asfaltem, który przed Pasiekami płynnie przeszedł w betonowe płyty ,,jumbo’’:-). Nimi dojechaliśmy do Weklic, a stamtąd pojechaliśmy w kierunku Aniołowa drogą gruntową. Jest ona dość mocno zapiaszczona, ale pomogły nam nocne opady deszczu, które utwardziły piasek. Z Aniołowa do Marianki jechało się po dobrze utwardzonej gruntówce, która przed Marianką przeszła w asfalt.
Po chwili wjeżdżaliśmy już do Pasłęka, gdzie postanowiliśmy uzupełnić zapasy w lokalnej ,,Biedronce’’. Tak się złożyło, ze szlak przebiega w jej pobliżu, tak więc nie musieliśmy nadłożyć drogi.

Po zakupach wróciliśmy na szlak i fajną szutrówką wyjechaliśmy przez Park Ekologiczny z Pasłęka. Przez Gołąbki dojechaliśmy do asfaltu Pasłęk-Morąg i dalsze kilometry przez Rogajny, Surowe do Kwiatajn przejechaliśmy po nim.
W Kwitajnach zobaczyłem znak szlaku informujący o skręcie w prawo, tak więc uczyniłem. Po chwili droga się skończyła i wyrosło przez nami… pole :-). Okazało się, że nieco się pospieszyłem i skręciłem za szybko. Po polu dało się jechać, w końcu był to odcinek może 100m. Był to jedyny epizod związany z oznakowaniem szlaku.

Po powrocie na asfalt wyjechaliśmy ze wsi i dojechaliśmy do Zielna, gdzie znowu wjechaliśmy do szutrówką. W Zielnie naszą uwagę przykuło duże i całkowicie opuszczone gospodarstwo rolne. Po zrobieniu kilku fotek kontynuowaliśmy naszą jazdę w kierunku Zielonki Pasłęckiej.
Przed Kroninem pierwszego kapcia na asfalcie złapał Damian. Miał on wszystkie niezbędne akcesoria, także wymiana dętki nie była problemem.
Wkrótce dojechaliśmy do Zielonki Pasłęckiej i udaliśmy się do sanktuarium Chrystusa Miłosiernego. Z uwagi na odbywającą się mszę, ograniczyliśmy się do obejrzenia z zewnątrz i wykonania fotek.

Z Zielonki dalsza droga wiodła szutrówką z dużą ilością kałuż do Sambrodu. Było lekko z górki, co w połączeniu z wiatrem w plecy pozwoliło nieco przyspieszyć. Rowery momentalnie pokryły się błotem, bo nie wszystkie dziury dało się ominąć ;-).
Przez Sambrodem wjechaliśmy na asfalt i przez Leśnicę dotarliśmy do Małdyt. Nie zatrzymując się przejechaliśmy przez miejscowość, aby po przekroczeniu krajowej ,,7’’ skręcić w prawo w kierunku Zajezierza.

Tam zjechaliśmy z głównej drogi Małdyty-Iława i skierowaliśmy się do Jarnołtowa. Wieś ta słynie z obecności w niej około 1850 r. Immanuela Kanta, który był tutaj prywatnym nauczycielem. Tutaj pożegnali się z nami Marek i Rafał, którzy udali się przez pochylnie do Elbląga. Zasadnicza grupa kontynuowała dalszą drogę szlakiem żółtym.
Przez Bądki dojechaliśmy do Zalewa i jadąc wzdłuż Jeziora Ewingi w Półwsi skręciliśmy na Witoszewo. Do tej pory szlak prowadził głownie przez pola i łąki, teraz przyszedł czas na tereny leśne. Od Witoszewa jechaliśmy piękną leśną szutrówką, zatrzymując się na mały popas nad Jeziorem Witoszewskim, znanym nam z innej wycieczki do Jerzwałdu.
Pomimo ładnej pogody, nikt nie zdecydował się na kąpiel. Dalszą droga wiodła w dalszym ciągu lasami, przez Bądze, aż do Kamieńca, gdzie wjechaliśmy na asfalt Malbork-Iława.

Kamieniec słynie z ruin barokowego pałacu w którym przez trzy miesiące 1807 r. przebywał Napoleon wraz z Marią Walewską. Pałac nazywany ,,Wschodniopruskim Wersalem’’ został spalony w 1945 r. i popadł w ruinę. Zerknęliśmy też na lokalny kościół. W Kamieńcu rzucają sie w oczy estetyczne tablice informacyjne o oglądanych zabytkach.

Za Kamieńcem skręciliśmy w lewo na szutrówkę do Olbrachtowa i Olbrachtówka i bokami dojechaliśmy do Susza. Szlak w mieście jest poprowadzony wzdłuż Jeziora Suskiego. Powstała tutaj trasa rowerowo-piesza, wyłożona niestety typowym polbrukiem. No, ale lepsze to niż jazda przez centrum miasta.
Z Susza asfaltem pojechaliśmy do Bałoszyc, gdzie znajduje się pałac z II połowy XVIII w. Zniszczony w 1945 r. miał więcej szczęścia niż pałac w Kamieńcu i został odbudowany w latach 70-tych. W 2002 r. sprzedany prywatnym właścicielom, którzy utworzyli w nim hotel wraz z restauracją.

Z Bałoszyc jadąc w dalszym ciągu asfaltem jechaliśmy w kierunku Kisielic. Dało się zauważyć fermy wiatrowe z ogromnymi, górującymi nad okolicą wiatrakami. Pod jeden z nich podjechaliśmy w Łęgowie. Ogromna wieża, na oko mająca około 70m, zakończona trzyramiennym wiatrakiem. Obracał się powoli, aby po chwili przestać. Chyba nic nie zepsuliśmy:-).
Za wiatrakiem grupa miała drugi tego dnia przymusowy postój, związany z kolejnym kapciem Damiana. Tym razem było trudniej, bo nie miał już dętki. Od czego jednak taśma izolacyjna i łatki :-).

Po chwili wjeżdżaliśmy do Kisielic, miasta w którym jeszcze nigdy nie byłem. Zagłębiliśmy się w nie, obejrzeliśmy wieżę ciśnień, zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy na szlak, który zaprowadził nas w okolice kościoła pw. Matki Bożej Królowej Świata prowadzony przez Pallotynów.
Po zrobieniu kilku fotek rozpoczęliśmy ostatni odcinek szlaku, do Gorynia. Przejechaliśmy krajową ,,16’’ i zaraz skręciliśmy w prawo na ostatni odcinek drogi gruntowej. Momentami była to prawdziwa piaskownica.

Wkrótce jednak ponownie dojechaliśmy do asfaltu i zaraz dojechaliśmy miejscowości będącej celem naszej wycieczki, czyli do Gorynia. Liczniki wskazywały 134 km.
Nasze wrażenia z jazdy szlakiem są bardzo pozytywne. Jest on poprowadzony przyjaznymi rowerzystom drogami, poprzez urozmaicone krajobrazowo tereny. Jakość oznakowania jest prawidłowa, nie było kontrowersji co do kierunku jazdy. Nadaje się zarówno dla rowerów trekingowych, jak i oczywiście MTB. Dało się go przejechać nawet na oponach typu slick, aczkolwiek tego nie polecam ;-).
Teraz pozostawało ustalić trasę przejazdu do Iławy, gdzie czekała na nas jazda PKP. Miejscowi stwierdzili, że jedyną droga jest powrót asfaltem do Kisielic i jazda do Iławy krajową ,,16’’. Wariant najgorszy z możliwych.

Ponieważ czasu do odjazdu pociągu nie zostało zbyt dużo, nie można było ryzykować szukania alternatywnych dróg (z mapy wynikało, że one istnieją) i zdecydowaliśmy się jechać tak jak powyżej.
Do Iławy dojechaliśmy na godzinę przed odjazdem pociągu, co pozwoliło nam na spokojne zrobienie zakupów, kupienie biletów i zrobienie kilku fotek miasta.

W Elblągu byliśmy o godzinie 20.50. Łącznie przejechaliśmy tego dnia 175km, z tego około 70 km w terenie w czasie 8 godzin, czyli ze średnią 22 km/h.
Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę i zapraszam już wkrótce na kolejne wyprawy. Szczególne podziękowania dla Pani Prezes Stanisławy Pańczuk za wsparcie merytoryczne i przekazane prezenty dla uczestników wycieczki.

Pozdrawiam.




Dane wyjazdu:
164.00 km 45.00 km teren
07:34 h 21.67 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy: m

PIASKI CROSS

Niedziela, 19 października 2008 · | Komentarze 0

PIASKI CROSS w towarzystwie 8 bikerów. Nie wszystkim było dane dojechać do granicy. Dotrwali najlepsi i najwytrwalsi :-). Po drodze wnikliwa analiza szlaku R-64 na terenie Mierzei oraz wspinaczka na Wielbłądzi Garb-całe 49 m n.p.m. :-)).

Pogoda dobra, wiatr zarówno do, jak i z Piasków w plecy (z małymi wyjątkami). Prawdziwa promocja :-O.Chętnych do kąpieli zabrakło-morze było wzburzone ;-). Pełne foto TUTAJ

I 12.000 km przekroczone !



















Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
176.00 km 40.00 km teren
08:19 h 21.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy: m

WDZYDZKI PARK KRAJOBRAZOWY

Niedziela, 21 września 2008 · | Komentarze 0

Dzisiaj w czwórkę(Jurek, Krzysiek, Rafi) pojechaliśmy eksplorować drogi i ścieżki Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. (foto poniżej-Krzysiek)

Obejmuje on tereny Kaszub oraz Borów Tucholskich. Początkowo poruszaliśmy się zielonym szlakiem z Czarnej Wody, a potem przeskoczyliśmy na asfalty. W planach była obejrzenie kamiennych kręgów w Odrach, czyli cmentarzyska germańskiego plemienia Gotów. Widoczny poniżej krąg ma 33m średnicy i należy do największych na Kaszubach.

Poza dużą ilością kamieni obrzędowych na terenie rezerwatu dostrzegłem też materię ożywioną. O, na przykład taką :-)

Z rezerwatu w Odrach pojechaliśmy do Wiela, aby obejrzeć znajdującą się tam kalwarię. 14 niezwykle urokliwych kapliczek, a największa z nich poniżej

Odcinek z Wiela do Wdzydz Kiszewskich pokonaliśmy w upierdliwie padającej mżawce. Zaparowały okulary, zaparował też obiektyw aparatu, co widać na fotce poniżej.

We Wdzydzach zajrzeliśmy najpierw do lokalnej karczmy, gdzie zjedliśmy wspaniały obiad i nieco wyschnęliśmy. Następnie przyszedł czas na obejrzenie skansenu, czyli Kaszubskiego Parku Etnograficznego. Znajduje się tam ogromna liczba eksponatów, ja skupiłem się na domach podcieniowych oraz wiatrakach :-)

Z Wdzydz przez Starą Kiszewę i Skarszewy dotarliśmy do Tczewa, gdzie Jurek i Krzysiek wsiedli do pociągu. Natomiast ja z Rafim, nie bacząc na zapadające ciemności, do Elbląga pojechaliśmy przez Nowy Staw i Nowy Dwór Gdański. Fajnie było, a nawet momentami hardcorowo :-).

Wszystkie fotki z wyjazdu.
Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
177.00 km 5.00 km teren
07:35 h 23.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy: m

CROSS PO KOCIEWIU i KASZUBACH

Niedziela, 6 kwietnia 2008 · | Komentarze 1

Trasa: Tczew-Skarszewy-Stara Kiszewa-Kościerzyna-Szymbark- Wieżyca (329 m n.p.m.)-Chmielno-Kartuzy-Gdańsk

Oglądania i zwiedzania co niemiara. 13 osób z Elbląga i 12 z Trójmiasta. Kilku starych znajomych z dawnych bikerowych lat :-). Pogoda OK, trasa jakościowo dobra, pod koniec dnia mocno zatłoczona blachosmrodami. CUBE sprawuje się rewelacyjnie, geometria przetestowana, Rohloff dotarty ;-).Pozdrawiam i dziękuję wszystkim uczestnikom.

RELACJA:

Wczesnym rankiem przed godzina szóstą, na Placu Dworcowym pojawiło się 12 rowerzystów z mocnym postanowieniem zobaczenia Szwajcarii Kaszubskiej.

Cała grupa sprawnie zajęła miejsca w pociągu i już po godzinie jazdy wyładowywaliśmy nasze pojazdy na dworcu w Tczewie. Tutaj rozpoczynała się rowerowa część naszej wycieczki. Czekała też na nas ekipa Grupy Rowerowej Trójmiasto w sile 12 rowerów oraz niezwykły elblążanin Robert Woźniak, który nie dał zarobić PKP i do Tczewa dojechał z Elbląga na swoim rowerze.
Szybka fotka całej grupy pod dworcem w Tczewie i już jechaliśmy ulicami miasta w kierunku wyjazdu na Kościerzynę. Wiał lekki wiatr z kierunków wschodnich, było 7oC i nic nie padało. Pierwsze kilometry wiodły drogami Kociewia, które o tej wczesnej porze były całkowicie puste. Sprzyjało to wspólnym rozmowom i bezstresowej jeździe. Większy ruch pojawił się za Godziszewem, co skłoniło nas do lekkiej modyfikacji trasy w kierunku Będomina. Miało się to okazać brzemienne w skutkach... Nadal jednak jechaliśmy główną drogą, która raz to wiodła pod górkę, a raz z górki. Typowe Kaszuby urokliwie pofalowane. Przed Nową Karczmą skręciliśmy w lewo, w kierunku Liniewa, aby ominąć niezwykle ruchliwy z powodu objazdu odcinek drogi. Skrót ten miał nas doprowadzić bezpośrednio do Będomina. Ponieważ jednak przeoczyliśmy następny skręt i pojechaliśmy prosto, po dobrych 10 km zauważyłem, że droga do Kościerzyny bardzo się wydłuża, a my jesteśmy w Starej Kiszewie. W tym momencie nie pozostało nic innego, jak jechać do Kościerzyny, a muzeum w Będominie tym razem sobie podarować.

Do muzeum lokomotyw w Kościerzynie dotarliśmy mając na licznikach 80 km. Dodaliśmy sobie w ,,promocji'' prawie 30 km ;-). Ponieważ jednak takimi drobiazgami bikerzy się nie przejmują, to niezwłocznie przystąpiliśmy do oglądania eksponatów. Niektóre z nich były całkiem spore - miały po 20 metrów długości i ważyły po 100 ton. Zwracała uwagę dokładna dokumentacja każdego parowozu i lokomotywy.

Po sfotografowaniu wszystkiego co tam stało i posileniu się udaliśmy się do Muzeum Budownictwa Ludowego w Szymbarku. Ponieważ przez okrężną drogę do Kościerzyny mieliśmy mały niedoczas, zdecydowaliśmy się jechać główną drogą, chociaż koledzy z Trójmiasta proponowali skrót. Wolałem jednak już nic nie skracać ;-).

Skansen jest miejscem w którym można spędzić cały dzień, my jednak mogliśmy przeznaczyć na to tylko 1,5 godziny. Dzięki uprzejmości przewodnika - rodowitego Kaszuba, weszliśmy bocznym wejściem omijając w ten sposób dużą kolejkę, oraz jako grupa zorganizowana uzyskaliśmy zniżkę na bilety(6,50 zł zamiast 10 zł od osoby). Wrażenia z pobytu w domu postawionym na głowie są nie do opisania. Tam trzeba po prostu być. Inną atrakcją skansenu jest najdłuższa deska na świecie wykonana z jednego kawałka drewna. Ma ona długość 36m i jest wykonana z daglezji, która rosła w okolicznych lasach. Deska ta ma stosowny certyfikat wydany przez Księgę Rekordów Guinnessa. W pomieszczeniu w którym się ona znajduje, jest też ława podobnej długości przy której może jednorazowo zasiąść, bagatela, 220 osób. Przewodnik zachwalał ją jako idealną do organizacji wesel. Eksponatem innego rodzaju jest Dom Sybiraka, który został sprowadzony w całości z okolic Irkucka na Syberii. Zgromadzona tam dokumentacja fotograficzna i tekstowa robią duże wrażenie. Należy stwierdzić, że Szymbark jest obowiązkowym miejscem odwiedzin w trakcie wakacyjnych wojaży po tych okolicach.

My zaś z Szymbarka mieliśmy już tylko trzy kilometry na Wieżycę, czyli najwyższy szczyt Kaszub (329 m n.p.m.). Na jej szczycie stoi wieża widokowa z której rozciąga się wspaniały widok na okolicę. Niestety, tej niedzieli było pochmurno i niewiele było widać. Nie pomogła nawet lornetka, którą wziąłem na tą okazję. Podjazd na górę jest dość wymagający, pod koniec prowadzi leśną, kamienistą drogą.Za to zjazd prowadził dobrej jakości leśną drogą gruntową a następnie asfaltem i był rewelacyjnym doznaniem. W ten sposób wjechaliśmy do serca Kaszub, czyli Kaszubskiego Parku Krajobrazowego.

Wspaniałe tafle jezior rozrzucone pomiędzy pagórkami, opadająca i wznosząca się szosa, znikomy ruch samochodowy i przyjemna pogoda. Jazda w tej scenerii stanowiła niekończąca się radość. Tą zróżnicowaną rzeźbę terenu zawdzięczamy działalności lodowca, który zalegał na Kaszubach w zamierzchłych dziejach.

Wkrótce dojechaliśmy do Chmielna, gdzie zrobiliśmy nalot na okoliczne sklepy. Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów grupa obejrzała z zewnątrz, chętnych do wejścia nie było. W drodze do Kartuz zatrzymaliśmy się jeszcze przy budowanym od ponad 20 lat zamku w Łapalicach. Dzieje tej budowli to temat na odrębną opowieść. Został on przez nas obfotografowany z każdej możliwej strony i w tym momencie do obejrzenia został nam poklasztorny zespół zakonu Kartuzów w Kartuzach. Kolegiata jest w trakcie remontu, co nie przeszkodziło nam w jej fotograficznym uwiecznieniu.

Z uwagi na upływający nieubłaganie czas zdecydowaliśmy się ostatnie 30 km z Kartuz do Gdańska pokonać główną drogą przez Żukowo. Ruch na niej był duży, jednak kierowcy widząc grupę rowerzystów zachowywali się poprawnie. Samotną jazdę tym odcinkiem jednak odradzam. Ciekawostką dla zmotoryzowanych może być fakt, że krajowa ,,7'' biegnąca przez Elbląg, zaczyna się już w Żukowie, a nie dopiero w Gdańsku. Do Gdańska wjechaliśmy ulicą Kartuską, a o godzinie 18.10 byliśmy na dworcu PKP, skąd pociągiem wróciliśmy do Elbląga w którym byliśmy o 20.30. Ciekawe o której był Robert Woźniak, który do Elbląga wybrał się rowerem. Musi bardzo nie lubić PKP :-).
Kategoria WYCIECZKI >150