Dane wyjazdu:
Temperatura:-5.0
Sobota, 9 marca 2024 ·
| Komentarze 4
Trasa: ELBLĄG-Sztum-Kwidzyn-Grudziądz-Stolno-Unisław-Bydgoszcz-Świecie-Nowe-Ryjewo-Sztum-ELBLĄG
GPSMAPAGALERIA (z opisem)
Fordońska 246.
Był czerwiec 1994 roku (data dzienna jest niemożliwa do
ustalenia) kiedy to wybrałem się do sklepu firmowego Romet w Bydgoszczy po
rower turystyczny Wagant. W Elblągu był on niedostępny a w Gdańsku na tyle
droższy niż w Bydgoszczy, że opłacało się tam jechać pociągiem i jeszcze
zaoszczędzić.
Pojechałem więc, kupiłem i wróciłem też pociągiem ;-)
Dzieje tego Waganta to materiał na oddzielną historię,
ale faktem jest że to na nim zacząłem poznawać bliskie okolice Elbląga. I to on
przez 3 lata pozwolił mi się wciągnąć w turystykę rowerową.
A teraz – po 30 latach – nadszedł czas, aby przypomnieć
sobie tę kolejową wycieczkę oczywiście w wersji czysto rowerowej – bo w 1994
roku kilometry rowerem były tylko ze sklepu na dworzec - oraz zobaczyć przy okazji na dystansie prawie
400 km jak wygląda moja forma po zaliczeniu 9 długodystansowych treningów w
okresie listopad-luty.
Na trasę ruszyliśmy z Robertem o godzinie 22 w piątek i
obraliśmy kierunek na Sztum, aby tam wjechać na pustą w nocy DK 55. W ten
sposób ominęliśmy cyrk ,,wahadełek” między Starym Polem a Malborkiem na
modernizowanej obecnie DK 22.
Już po paru kilometrach zaczęła nas otaczać żuławska,
klimatyczna mgła, która z przerwami towarzyszyła nam do Żuławki Sztumskiej.
Potem opuściliśmy Żuławy Wiślane i z mgłą spotkaliśmy się jeszcze przed
Kwidzynem i za Grudziądzem.
Ta ostatnia była najgorsza, gęsta i zamarzająca na wszystkim. Jechaliśmy
powoli, bo nie było widać prawie nic. Do tego lekkie napięcie wprowadziły
jeżdżące po DK 55 solarki, które sypały mieszankę na asfalt. Teoretycznie
czarny i przyczepny, ale najwyraźniej grożący gołoledzią.
Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy na Orlenie w
Kwidzynie, gdzie trochę się ogrzaliśmy i coś tam zjedliśmy. Grudziądz minęliśmy obwodnicą, do miasta nie
zaglądając i niebawem w Stolnie wjechaliśmy na DK 91.
Po paru kilometrach zmieniliśmy kierunek jazdy i
została nam ostatnia prosta do Bydgoszczy. Przez Unisław, Dąbrowę Chełmińską i
Ostromecko dotarliśmy o godzinie 7 rano do mostu na Wiśle w
Bydgoszczy-Fordonie.
Wcześniej zatrzymaliśmy się na śniadanie w piekarni w
Dąbrowie Chełmińskiej, która chyba uratowała nam życie. Było zimno, głodno i do
domu daleko ;-) A tak naprawdę odbiliśmy się od dwóch czy trzech stacji
benzynowych, które miały w nocy obsługę tylko okienkową.
W realiach mrozu i wilgoci obsługę nieakceptowalną. Ciepła i pachnąca piekarnia
o 6 rano była jak marzenie. I ono się spełniło –
vide galeria.
W Bydgoszczy trasa prowadziła ulicą Fordońską, dlatego
nie było trudno trafić na miejsce po dawnym Romecie. Obecnie stoi tam ogromna
hala Ikei a dawne zabudowania pokazał nam przypadkowo spotkany emerytowany
pracownik Rometu. Marzyłem o zdjęciu pod tabliczką adresową Fordońska 246, ale
to okazało się niemożliwe. Pozostało wykonać fotki na tle dawnej akumulatorowni
Rometu.
Po tych oględzinach ruszyliśmy do centrum miasta, mając
w planach obejrzenie Starego Rynku oraz Wyspy Młyńskiej. Interesujące także
były bulwary nad Brdą, którym poświęciłem kilka chwil.
Prawdziwe, solidne śniadanie zjedliśmy w kawiarni Sowa.
Z nazwy kawiarni, ale mającej wszystko, łącznie z daniami obiadowymi.
Po tym popasie nadszedł czas rozpocząć podróż powrotną.
Miała ona na celu obejrzenie układu drogowego dróg technicznych wzdłuż S5, które
mogą posłużyć do wygodnego przemieszczania się rowerem w tym rejonie Polski.
Tak też faktycznie było, poza kuriozalnym rozwiązaniem
na węźle S5/A1 w Nowych Marzach –
vide galeria. Ja w dalszym ciągu nie
do końca wierzę, że przejazd i przejście – dla pieszych i rowerów – opiera się na otwartej furtce i chodniku. Może jakiś
lokals się wypowie? Bo teraz furtka była otwarta, ale jak ktoś ją zamknie? :-))
Ruch na tych bocznych drogach był minimalny, asfalt
doskonały i tylko wiatr zupełnie nie współpracował – wiał w twarz, albo z boku
i przeszkadzał.
Po drodze minęliśmy Gruczno, sławne z upraw śliwek i
Festiwalu Smaku na który ostrzę sobie zęby od dawna. Potem było Świecie z
tradycyjnie śmierdzącą celulozą gdzie spieszące się blachosmrody były nieco
upierdliwe.
W Dolnej Grupie dojrzałem stację benzynową EkoTank z
parkingiem zastawionym TIR-ami. Za nimi dostrzegłem bar i tam się skierowaliśmy.
To oczywiście był strzał w 10, bo kierowcy ciężarówek nie mylą się w kwestii
gastronomii przydrożnej. Jak oni są, to i jedzenie jest dobre. I tak też było
tutaj :-)
Makaron bolognese zapiekany pod serem smakował
doskonale, Roberto też coś ogromnego
pochłonął. Wszystko zostało odpowiednio popite –
vide galeria i już można było ruszać na dalszą walkę z wiatrem.
Przed Nowym dogonił nas biker na kolarzówce, chwilę z
nim pogadaliśmy, znał BB Tour i P1000J, więc gadka się kleiła. Od nas usłyszał
o RAP i MRDP i to chyba sprawiło, że zapragnął się pościgać. Zapomniał jednak, że dobijaliśmy już do 300
km, więc pojechał sobie sam :-))
My tymczasem wjechaliśmy w dobrze znane sobie rejony, czyli
zjazd do Wisły i przejazd mostem pod Kwidzynem a następnie przez chwilę trasą
Maratonu Elbląskiego 444km/24h, który już 15-16 czerwca.
Przez Ryjewo i Sztumską Wieś dotarliśmy do Sztumu,
gdzie na Orlenie ubraliśmy się na wieczór, zatankowałem termos herbatą i tak
przygotowani ruszyliśmy przez Kalwę i Żuławkę Sztumską na ostatni etap
wycieczki.
Do Elbląga dotarliśmy parę minut po godzinie 20, czyli
przebywaliśmy w trasie 22 godziny. Z tego wyszło 17 godzin kręcenia korbami, a
5 godzin pochłonęły postoje.
Podsumowując, wyjazd oceniam pozytywnie zarówno pod kątem
turystycznym, jak i treningowym. Bydgoszcz to ciekawe miasto, coraz bardziej zwracające
się ku Brdzie i godne dłuższego pobytu.
Natomiast forma po męczącym tygodniu i jeździe w
zasadzie bez żadnej regeneracji była całkiem dobra. W domu zasnąłem oczywiście
w wannie, ale to już taka świecka tradycja :-))) Jest dobrze.
Dzięki Roberto za wspólne kręcenie!