Dane wyjazdu:
Temperatura:24.0
Rower:
WARMIŃSKIE ELEKTROWNIE WODNE
Wtorek, 23 sierpnia 2016 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG-Młynary-Chwalęcin-Mingajny-Janikowo-Lidzbark Warmiński-Kotowo-Stoczek Klasztorny-Lidzbark Warmiński-Kłębowo-Jarandowo-Smolajny-Dobre Miasto-Ełdyty Wielkie-Pityny-Miłakowo-Niebrzydowo Wielkie-Morąg-Chojnik-Sambród-Zielonka Pasłęcka-Krosno-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG
GPS
MAPAGALERIAWyruszyłem
na jazdę będącą kontynuacją
zeszłorocznego oglądania elektrowni wodnych położonych w górnym biegu rzeki Łyny i na
rzece Wadąg w okolicach Olsztyna. Teraz
nadszedł czas na elektrownie dolnej Łyny, na Symsarnie i jedną w tej okolicy,
którą wypatrzyłem na Pasłęce w Pitynach.
Wyjeżdżając
z Elbląga spotkałem
Krzyśka, który
już zjeżdżał do bazy i mieliśmy okazję porozmawiać tylko przez kilkaset metrów.
Potem już towarzyszyła mi mgła na Wysoczyźnie Elbląskiej, harcujące w krzakach
zwierzęta i cztery samochody na drodze
do Mingajn (prawie 70 km). No, tak to
można podróżować :-).
Ruszając na
warmińskie wojaże jeszcze ciemną nocą odwiedziłem nigdy nie widziany nocą Chwalęcin,
gdzie nie zawiodłem się i mogłem podziwiać iluminowane Sanktuarium Podwyższenia
Krzyża Świętego. Jeszcze przed wschodem słońca zdążyłem uwiecznić gotycki
kościół w Henrykowie nad Ornetą i potem pozostało podziwiać budzący się -
słoneczny jeszcze - warmiński dzień.
Ciszę i delikatny szum kół zaskakująco głośno zakłócały krzyki żurawi, których całe stada
widać było na polach.
I tak
bocznymi drogami dotarłem do Mingajn, gdzie wjechałem na DW 513 aby z niej
zjechać przed Babiakiem i jadąc w kierunku Janikowa szukać w okolicznych
przepustach zabetonowanego
niszczyciela czołgów. Znowu mi się nie udało – Marek, chyba będziesz musiał ze mną
pojechać :-).
W Janikowie
pojawiły się znaki GreenVelo ale tym razem nie trzymałem się ich dokładnie i do
Lidzbarka Warmińskiego wjechałem DW 511 omijając nerwowe okolice wsi Nerwiki.
W dawnej
stolicy Warmii pokręciłem się znacznie dłużej niż normalnie i w końcu nie odwiedziłem
lokalnego Orlenu :-). Znalazłem dwie
zamknięte i mało urodziwe - żeby nie powiedzieć brzydkie - elektrownie wodne, pokręciłem się trochę po
ulicach miasteczka, zjadłem trzy pączkowe śniadanie i zrobiłem zdjęcia znanych
mi obiektów z trochę innej strony lub w
innym świetle. Sławne termy zostawiłem
sobie na inny raz …
Teraz
należało wyciągnąć mapę, bo ruszałem w
kierunku dotychczas nie eksplorowanym rowerem. Droga w kierunku północno-wschodnim prowadziła
wzdłuż Łyny, ale rzeki niebyło widać w czasie jazdy. Najpierw jechałem po nowym
asfalcie, który przeszedł w betonowe płyty żeby zakończyć się szutrem
wymieszanym z brukiem. Korzystałem na
odcinku Lidzbark Warmiński - Stoczek Klasztorny z dobrze oznakowanego gminnego szlaku
niebieskiego.
W jego
bliskości znajdowały się dwie najnowsze elektrownie wodne na Łynie, w Wojdytach
i w Kotowie. Tą drugą widać z drogi i nie sposób ją ominąć, pierwsza jest niewidoczna
w drogi i trzeba wiedzieć gdzie zjechać. Szlak o tym nie informuje. Obie są w pełni zautomatyzowane i normalnie zamknięte na cztery spusty. Nie
należy także oczekiwać wyrafinowanej konstrukcji budynków, co widać dobitnie na
fotkach w galerii. W Wojdytach odbiłem się od płotu, nieco więcej szczęścia miałem
w Kotowie gdzie akurat miły człowiek z obsługi czyścił czyszczarkę krat z
roślinności i nie widział problemu w zrobieniu kilku fotek.
Za Kotowem
trasa mojej wycieczki pożegnała się z doliną Łyny co wiązało się z podjazdem i
przekroczeniem DK 51 prowadzącej na granicę w Bezledach. Niełatwo było ją
sforsować z uwagi na duży ruch w roboczy przecież dzień.
Tuż za nią zatrzymałem
się na zabytkowym wiadukcie nad mocno nieistniejącą linia kolejową Lidzbark-Bartoszyce. Jak bardzo nie istnieje zobaczycie w galerii
:-).
Wkrótce
dotarłem do Stoczka Klasztornego, który po raz pierwszy zwiedziłem w 2003 roku
jadąc okrężnie do kolegi Grzegorza w
Olsztynie. Wtedy trwały tam prace
remontowe; teraz wszystko wyglądało znacznie lepiej. Wyjeżdżając ze Stoczka i kierując się z
powrotem do Lidzbarka Warmińskiego postanowiłem skorzystać z ,,usług’’ szlaku
GreenVelo, który na tym odcinku
jechaliśmy w maju ze Sławkiem nocą i niewiele było widać.
Teraz mogłem
skupić się na podziwianiu okolicy towarzyszącej nasypowi kolejowemu, bo po nim
jest w większości poprowadzony ten odcinek. Dowiedziałem się też skąd w maju
wiało chłodem - przy szlaku jest kilka oczek wodnych, a nawet w jednym momencie
jedzie się po grobli. Poza tym w samym Lidzbarku minąłem stawy rybne. Minąłem
też drogowskaz kierujący na cmentarz wojskowy z I wojny światowej, ale samego
cmentarza nie udało mi się zlokalizować pomimo postawienia roweru i wspięcia się na lokalne wzniesienie. Może
dlatego że to tzw.
cmentarz rumuński (tak jest napisane na mapie)? ;-)
Na rogatkach
Lidzbarka skręciłem w drogę prowadzącą na południe i do dwóch elektrowni
wodnych na rzece Symsarnie, która jest dopływem Łyny i uchodzi do niej przy
lidzbarskim zamku. Obie elektrownie są
własnościami prywatnymi i znajdują się w Dębowie oraz Medynach. Do tej
pierwszej dzięki uprzejmości właściciela mogłem zajrzeć i zrobić kilka zdjęć.
Bardzo dziękuję.
Dalsza droga
prowadziła do Dobrego Miasta, gdzie została mi do obejrzenia ostatnia już
elektrownia wodna na Łynie. Zanim tam dotarłem sprawdziłem zabytkowy, gotycki
kościółek w Kłębowie, bardzo swoją wieżą przypominający niektóre z żuławskich
konstrukcji. Doceniłem także inwencję
mieszkańców Jarandowa, którzy na wzór Hollywood umieścili nazwę swojej
miejscowości na okolicznym wzgórzu, a nawet dwóch.
Poruszając
się cały czas dobrze oznakowanymi szlakami rowerowymi gminy Lidzbark i Dobre
Miasto wjechałem do Lasu Wichrowskiego. Szlaki momentami były zapiaszczone, ale
padający co jakiś czas deszcz ułatwiał ich pokonanie. Generalnie, jechało się
dobrze, pchać musiałem tylko w jednym miejscu kiedy to było mocno pod górę.
Po drodze
minąłem wieżę przeciwpożarową z której byłby piękny widok na okolicę, gdyby
tylko ktoś wpadł na pomysł jej udostępnienia turystom. Gdyby …
Zatrzymałem
się też na małe ,,co nieco’’ w pięknej wiacie nadleśnictwa Wichrowo z której
ruszyłem się po dłużej chwili, prosto w zmasowany atak wody z nieba. Czekanie pod drzewami uprzyjemniłem sobie
wirtualnym zbieraniem grzybów i gimnastyką :-).
Na mapie
dostrzegłem jeszcze młyn wody w Smolajnach, którego budynek jest obecnie ładnie
odnowiony i znajduje się przy nim nowy jaz. W drodze do Dobrego Miasta miałem w
planach obejrzeć niewidziany jeszcze pałac letni biskupów warmińskich w Smolajnach.
Wiązało się to z koniecznością jazdy około 1 km DK 51, którą z takim trudem
przekroczyłem przed Stoczkiem Klasztornym.
Po deszczu drogą tą pędziły potoki wody w koleinach a ja ich środkiem. O
dziwo, obyło się bez trąbienia i innych dziwnych manewrów samochodów. Wszyscy grzecznie i
ze zrozumieniem czekali na możliwość wyprzedzenia mnie. Swoją drogą, trasa ta
jest w mocno opłakanym stanie. Wąska, z koleinami i dużym ruchem. Nie polecam.
Letnia
rezydencja biskupów warmińskich była nią do XVIII wieku, obecnie to Zespół
Szkół Rolniczych, ale pod patronatem biskupa. Mały akcent dawnej świetności
został. Znacznie bardziej od zaniedbanego budynku przypadło mi do gustu
założenie parkowe przy pałacu.
Teraz
pozostawało pojechać do Dobrego Miasta. Znowu zaczęło kapać z nieba, schowałem
się więc w lokalnym sklepie, a że
oferował on ciepłe hot-dogi przerwa była dłuższa. W tym czasie przestało padać,
wiec ruszyłem szukać elektrowni fotografując po drodze monumentalną bazylikę i
docierając do nowego jazu na Łynie. W końcu dostrzegłem niepozorny, brzydki i
zaniedbany budynek nieopodal bazyliki, który był szukaną elektrownią. Jest ona
własnością prywatną i o wejściu nie ma
co marzyć.
Fotografuję
jeszcze kilka obiektów (szczególnie ciekawa jest biblioteka zlokalizowana w
budynku dawnego kościoła ewangelickiego), przyglądam się paraliżowi
komunikacyjnego miasta powodowanym dziesiątkami TIR-ów na DK 51, która prowadzi
niefortunnie przez jego centrum i zabieram się w drogę powrotną do Elbląga. Odwiedzam
jeszcze lokalne IT i biorę ze sobą mapy
szlaków rowerowych tych okolic. Czuję, że się jeszcze przydadzą ;-)
Wyjeżdżam z
Dobrego Miasta i kieruję się na Miłakowo, przed którym zaglądam do ostatniej tego
dnia elektrowni wodnej Kasztanowo w Pitynach nad rzeką Pasłęką. Budynek z
czerwonej cegły ma swój urok, lata zresztą też bo powstał w 1902 roku.
Nie
najkrótszą drogą z Miłakowa przez Morąg wróciłem do domu, zastanawiając się skąd
się wzięły tutaj te wszystkie podjazdy. Krótkie, ale wyczerpujące. Za Sambrodem
zacząłem wyścig ze zbliżającą się do mnie potężnie ciemną chmurą, która
zwiastowała burzę z gradem co najmniej. Dotarłem do ulubionego od teraz wiaduktu S7 nad starą DK 7 i w towarzystwie lokalnego psa
przeczekałem silne opady. Skończyły się one wraz z przejściem chmury, gdzieś po
20 minutach i już w pełnym spokoju wróciłem do Elbląga w promieniach zachodzącego
słońca odwiedzając jeszcze Zielonkę Pasłęcką z jej tajemniczymi tablicami na
peronie PKP.
Wspaniały
dzień – pod koniec jazdy miałem wrażenie
że biorę w udział w ogromnym alleycatcie na dużym dystansie. Tyle miejsc
odwiedzić za jednym razem …
361 dni do MRDP.