Dane wyjazdu:
731.00 km
150.00 km teren
Temperatura:25.0
Rower:
GREENVELO BIAŁYSTOK-LIDZBARK WARMIŃSKI
Trasa: EŁK-Białystok-Tykocin-Goniądz-Augustów-Suwałki-Gołdap-Węgorzewo-Barciany-Sępopol-Bartoszyce-Lidzbark Warmiński-Orneta-Pasłęk-ELBLĄG
GPS (tylko szlak GV)
BIKEMAP ( tylko szlak GV)
DUŻA FOTOGALERIA ( z opisem odcinkowym)
FOTOGALERIA SŁAWKA
Szlak GreenVelo jest rowerowym tematem nr 1 w tym roku, więc
dłuższa jazda po tej świeżynce polskiej
turystyki rowerowej była koniecznością. Zwłaszcza jak zobaczyłem piękne spoty
reklamowe, pokazujące niewątpliwe atrakcje przyrodnicze i kulturowe Polski
wschodniej ale bez szczegółów wykonania trasy rowerowej. A jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach.
Wydawało mi się, że Elbląg jest dobrze skomunikowany ze
stolicą Podlasia, ale jak doszło do analizy szczegółów połączeń kolejowych pod
kątem wyrobienia się z całością przez weekend
to okazało się, że nie jest ani
dobrze, ani szybko.
Koncepcja zaproponowana przez kolegów aby wracać do Elbląga
na rowerach okazała się lepsza od mojej i tak też pojechaliśmy. Na dworcu w
Elblągu pojawili się Mariusz (Sierra), Sławek i Marcin. Mocna ekipa, mająca
niejedną długą trasę na koncie.
Udało nam się dotrzeć PKP do Ełku, gdzie w piątek 20 maja o
godzinie 23.30 ruszyliśmy DK 65 w kierunku Białegostoku. Zjawiskowo piękny
księżyc w pełni i mgły unoszące się nad biebrzańskimi bagnami towarzyszyły nam
w szybkim, komunikacyjnym przelocie na przedmieścia Białegostoku, gdzie w dzielnicy
Starosielce wjechaliśmy na główny szlak Green Velo (są też
trasy łącznikowe,
mające oznakowanie liczbowe)
Wcześniej zjedliśmy śniadanie na stacji benzynowej i nieco
się ogrzaliśmy, bo w okolicach Biebrzy mieliśmy temperaturę na poziomie +4
stopni.
Potem z każdą chwilą robiło się coraz cieplej, a my
zagłębialiśmy się coraz bardziej w Zielony Rower (Green Velo). Z Białegostoku
wyjechaliśmy długą prostą wzdłuż której jest zbudowana nowa, asfaltowa droga
rowerowa. Żałując nieco że szlak nie prowadzi przez ciekawe turystycznie
pływające pomosty na Narwi w Narwiańskim Parku Narodowym skręciliśmy w kierunku
doliny Narwi na północ aby pokonać ją na jazie w Rzędzianach. Przed jazem
zapoznaliśmy się z krótkimi odcinkami szutru oraz bruku i płyt betonowych
zupełnie jak na naszych Żuławach Wiślanych. Poczuliśmy się jak w domu :-).
Chwilę potem dotarliśmy do drogi S8, wzdłuż której szlak
ciągnie się przez kilka kilometrów po nowej drodze rowerowej. Wydaje się to ciężkim
nieporozumieniem, aby rowerzyści musieli jechać wzdłuż drogi, gdzie jeżdżą całe ,,pociągi’’ TIR-ów powodujących
potężny hałas i zanieczyszczenia, ale tak faktycznie jest.
Na szczęście szybko dotarliśmy do węzła Jeżewo i ciesząc
nasze zmysły ciszą i ponownie dobrym asfaltem skręciliśmy w kierunku Tykocina.
Miasto zdążyliśmy poznać już w zeszłym roku, ale jego urok sprawił że teraz
ponownie do niego zajrzeliśmy.
Od Tykocina jechaliśmy do Strękowej Góry wzdłuż Narwi, mając
ją kilka razy w zasięgu wzroku. Tutaj także nawierzchnia była urozmaicona (
patrz fotogaleria) a dobry, równy asfalt pojawił się pod naszymi kołami na
Carskiej Drodze aż do Goniądza. Przy tej
drodze widzieliśmy MOR-y, jeden z nich idealnie ulokowany przy wieży widokowej
z ładną panoramą łąk nadbiebrzańskich. Ciekawe jest to, że MOR-y na Podlasiu ( na opisywanym odcinku) są
wszędzie wykonane według jednego szablonu i nie mają toalet -w
warmińsko-mazurskim projektanci puścili bardziej wodze fantazji.
Po 40 km jazdy równym asfaltem poczuliśmy znużenie równą
nawierzchnią, tym bardziej że łosi było na Carskiej Drodze jak na lekarstwo a
podziwianie lasu ma swoje granice ;-).
W Goniądzu zrobiliśmy krótki postój przy sklepie i wjechaliśmy na teren Biebrzańskiego Parku
Narodowego ( do tej pory przebywając w jego otulinie). Spotkaliśmy tam parę
rowerzystów pokonujących odcinek Białystok-Suwałki w tempie znacznie
spokojniejszym niż my. Po krótkiej
rozmowie ruszyłem za oddalającą mi się grupą.
Nawierzchnia szlaku ponownie stała się urozmaicona, był
bruk, asfalt, szuter i katastrofalne 6 km szutru z ,,tarką’’ na odcinku Dolistowo-Jasionowo. Szlak
biegnie tam bezpośrednio przy Biebrzy, ale z powodu bardzo nierównej
nawierzchni jej obserwacja jest mocno utrudniona, by nie rzec - niemożliwa.
Jadąc na rowerze trekingowym bez amortyzacji z kołami i oponami 700x35 udało mi
się to dopiero przy prędkości 10-12 km/h. Cały czas musiałem mocno trzymać
kierownicę i szukać jak najlepszego toru
jazdy. Pozostaje mieć nadzieję, że ten odcinek zostanie do wakacji wyrównany bo
obserwacja Biebrzy w wakacje to fajna sprawa. Pływa tam wtedy dużo tratw,
kajaków, łodzi i rzeka żyje.
Dalsza droga prowadziła w kierunku Kanału Augustowskiego,
ale szlak nie prowadzi bezpośrednio przy nim. Mamy możliwość obejrzenia
pierwszej (ostatniej) śluzy w Dębowie a potem aż do Białobrzegów poruszaliśmy
się drogą asfaltową. W Białobrzegach przekraczamy DK 8 i zagłębiliśmy się w Puszczę Augustowską.
Dobrej jakości szutrówka doprowadziła nas nad Jezioro Sajno,
obok którego szlak GV się rozdziela na szlak łącznikowy o numerze 201
prowadzący do centrum Augustowa i szlak główny omijający miasto. Dostrzegłem
też błędne oznakowanie szlaku łącznikowego, który zamiast liczby 201 często w
okienku miał symbol GreenVelo, czyli kolorowy łańcuch.
Do centrum Augustowa dotarliśmy drogami szutrowymi, wydzielonymi asfaltowymi obok DW 664 oraz z
polbruku. Nawigacja w mieście nie sprawiła trudności, znaki były widoczne i
ustawione w czytelny sposób.
Pora była obiadowa, więc odwiedziliśmy lokalną pizzerię,
gdzie uzupełniliśmy zapasy na dalsze zmagania terenowe. Zanim znowu wjechaliśmy
w Puszczę Augustowską przejechaliśmy przez urokliwe zakątki Augustowa, wzdłuż
jezior i Kanału Augustowskiego.
Niebawem szlak łącznikowy 201 się skończył i z powrotem
wjechaliśmy na szlak główny. I zaczęła się walka z zapiaszczonymi drogami
leśnymi. Żeby było ciekawiej, były też szutry przejezdne, a nawet drogi rowerowe
z asfaltu. Nie sposób było się nudzić, co zakręt to niespodzianka i szybkie
operowanie manetkami :-). Do tego wycinka drewna i brak gwarancji jak będzie
trasa wyglądała po przejeździe ciężkiego pojazdu.
Okolice przyrodniczo rewelacja : Kanał Augustowski, Puszcza
Augustowska, Czarna Hańcza. Prawdziwy samograj turystyczno-rekreacyjny. Szkoda
tylko, że nieosiągalny na wszystkich typach rowerów i przez wszystkich
rowerzystów.
Chłopaki na rowerach MTB odjechali mi znacznie do przodu, ja
po zaliczeniu kilku odcinków pchanych dotarłem do nich na stacji benzynowej we
Frąckach przy DK 16. Uzupełnienie picia
i jedzenia było obowiązkowe, Puszcza
Augustowska dała nam popalić.
Dalsza droga wzdłuż Czarnej Hańczy była już bezproblemowa,
niebawem między drzewami pojawiło się Jezioro Wigry co oznaczało wjazd w
kolejny na trasie park narodowy. Nie
zatrzymując się przejechaliśmy przez Czerwony Folwark a że szlak GV ominął
pokamedulski klasztor w Wigrach więc i my się tam nie pchaliśmy.
Ostatni odcinek przed Suwałkami to jazda po ciemnozielonym
(!!!) asfalcie wydzielonej drogi rowerowej wzdłuż DW 653. Do Suwałk wjechaliśmy
przed godziną 21 i niebawem zapadł zmrok. Oznakowanie GreenVelo jest wykonane
zgodnie z obowiązującymi od kilku lat przepisami i umożliwia bezproblemową
nawigację w nocy dzięki wykorzystaniu folii odblaskowej.
Ponieważ jednak celem wycieczki było przedstawienie
wiarygodnych informacji na temat nawierzchni i przejezdności GreenVelo zarządziłem
nocny odpoczynek w Suwałkach, tak aby z kolejnym porankiem ruszyć dalej na
szlak.
Pierwszym miejscem naszego odpoczynku był McDonalds, gdzie siedzieliśmy,
jedliśmy i drzemaliśmy do godziny 23, kiedy to trzeba było opuścić fastfooda.
Kolejną miejscówką był park, gdzie wyciągnęliśmy się na ławkach. Folia NRC
faktycznie grzeje, ale i tak około 1 w nocy przenieśliśmy się na ogromną stację
Shell przy DK 8, gdzie siedząc, leżąc, jedząc, pijąc i chodząc doczekaliśmy
świtu. Około 3 nad ranem zaczęło już robić się niebiesko, więc poderwałem ekipę i wróciliśmy na szlak
kierując się na Mazury Garbate.
Z Suwałk wyjechaliśmy asfaltem na Jeleniewo ciesząc się tak
bardzo z perspektywy kolejnego dnia w siodle, że przegapiliśmy zjazd nad
jezioro Szelment Wielki. Cóż, wiele nie straciliśmy bo na nartach i tak byśmy
nie pojeździli.
W Jeleniewie z wielkim żalem pożegnaliśmy
Mariusza, który z
powodu pęknięcia obręczy w tylnym kole zmuszony był zawrócić do Suwałk i wrócić
do Elbląga komunikacją zbiorową. Dalsza
droga pokazała, że była to bardzo dobra decyzja, jedyna i niepodważalna.
My zaś zaczęliśmy wspinaczkę na kolejne, coraz to większe
górki docierając w okolicach Mierkiń w okolice 285 metrów n.p.m. Szlak prowadzi tutaj drogami asfaltowymi o
małym natężeniu ruchu. Chwilę przerwy zrobiliśmy sobie na trójstyku granic,
zjeżdżając nieco ze szlaku na sam punkt.
Kolejną atrakcją były mosty w Stańczykach, znane chyba
wszystkim pedałującym po Mazurach Garbatych.
Dotarliśmy do nich jadąc po drogach szutrowych, czasami w śladzie dawnej
linii kolejowej. Za Stańczykami
korzystaliśmy z wydzielonej rowerowej drogi asfaltowej wzdłuż DW 651. A jak ona
się skończyła to z powrotem pojawiły się szutry na nasypach kolejowych, raczej
niskiej jakości z luźno leżącymi kamieniami i kamyczkami.
Prawdziwy ,,sajgon’’ czekał na nas przed Gołdapią, gdzie
pojazd gąsienicowy zrobił duże ślady nie dla rowerzystów. Na szczęście nie było
to długi odcinek, ale na takie niespodzianki należy być przygotowanym. Chwilę
potem pędziliśmy już po gładkim asfalcie wydzielonej drogi rowerowej ponownie
wzdłuż DW 651 osiągając około godziny 9 Gołdap.
Przez chwilę wydawało się, że GV zahaczy o część
uzdrowiskową miasta ale tak nie było. Podziwiając fikuśny most nad Gołdapą
sprawnie nawigowaliśmy po mieście, zatrzymując się w centrum na małe śniadanie.
Po nim pożegnał się z nami i z GreenVelo Marcin uznając ( bardzo słusznie, jak
się okazało) że jadąc po szlaku nie zdąży do pracy na 2 w nocy w poniedziałek.
Pojechał więc asfaltami do Elbląga i w ten sposób spokojnie się wyrobił.
Zostałem więc ze Sławkiem mającym też silne
postanowienie zrobienia do zmroku GV
przynajmniej do Lidzbarka Warmińskiego i powrotu na kołach do Elbląga już na
skróty. Dotychczasowa jego życiówka nie
przekraczała 500 km, tak więc determinacja kolegi bardzo mi się spodobała :-).
Z Gołdapi do Węgorzewa szlak prowadził drogami szutrowymi po
dawnym nasypie kolejowym oraz odcinkami po wydzielonych asfaltowych drogach
rowerowych wzdłuż DW 650. Ze szlaku
zjechaliśmy kilkaset metrów w Baniach
Mazurskich na ,,kultowe’’ lody, prawdziwe tradycyjne i tylko w trzech
smakach :-).
Ten odcinek jechaliśmy już z Robertem w lutym wracając z
Rapy. Zdecydowanie lepiej jechało się wtedy na góralu z amorem niż na sztywnym trekingu. Drobny
szuter byłby fajną nawierzchnią, ale że kamyczki leżą na wierzchu powodując
ryzyko poślizgu i wprowadzając
niepewność przy wykonywaniu manewrów kierownicą to już tak fajnie nie jest.
Dało się też zauważyć pierwsze braki w oznakowaniu pionowym ( bez większego
znaczenia nawigacyjnego, ale zawsze) oraz zniknięcie biało-czerownych słupków
zabezpieczających szlak przed wjazdem samochodów.
Nasyp kolejowy przed Węgorzewem zamienił się w
wydzieloną, asfaltową drogę rowerową i
wjechaliśmy do miasta. Nie zatrzymując się kierowani znakami szlaku
przejechaliśmy przez miasto mając kłopot nawigacyjny tuż za dawną stacją PKP,
gdzie skręt szlaku był nieoznakowany.
Spotkaliśmy tutaj grupę rowerzystów 50+. Sławek pogonił za
ich liderem a ja uciąłem pogawędkę z końcówką kilkuosobowej ekipy. Wybrali się na niedzielą wycieczkę z
Węgorzewa do Korsz i z powrotem. Poruszali się nieco wolniej niż my,
zatrzymując się przy okolicznych atrakcjach.
Mijaliśmy się jeszcze kilka razy, ostatni raz w Barcianach.
GreenVelo prowadzi tutaj po wydzielonej, asfaltowej drodze
dla rowerów (ddr) wzdłuż DW 650. Nie
przeprowadzone wyrównanie terenu skutkuje tym, że ddr ma charakter interwałowy,
czyli góra-dół, góra-dół i tak jest do Srokowa. Droga wojewódzka ma znacznie łagodniejszy
przebieg, mocny podjazd jest przed Srokowem i tyle.
Od Srokowa do Barcian wjechaliśmy na drogę szutrową z dobrą
i niedobrą nawierzchnią
(znowu luźne kamienie). Tej gorszej jest niestety więcej,
tak więc z ulgą powitaliśmy asfalt w Barcianach. Tutaj zaczyna się 14
kilometrowy odcinek wydzielonej, asfaltowej drogi rowerowej która prowadzi do
stacji PKP w Korszach.
My 2 km przed Korszami skręciliśmy w Glitajnach na Sępopol (do
Korsz prowadzi szlak łącznikowy 101). Jechaliśmy teraz aż do Bartoszyc
lokalnymi asfaltami o różnej jakości. W Sępopolu zatrzymaliśmy się nad Łyną a
potem jechaliśmy przez okolice tzw. końca świata blisko granicy z Rosją.
Do Bartoszyc wjechaliśmy DW 512 nie korzystając z
polbrukowej drogi rowerowej. Znaki
szlaku poprowadziły nas w kierunku Łyny a potem do centrum. Pora była stosowna
dla obiadokolacji, bo zapowiadała się trzecia noc w trasie i należało dobrze
naładować akumulatory.
Bartoszyce znam raczej słabo, ale uruchamiając najgłębsze
zasoby pamięci hipokampa przypomniałem sobie o pizzerii przy DK 51. Była,
działała i spędziliśmy tam dobrą godzinę
jedząc i łatając przebitą dętkę w rowerze Sławka.
Na trasę wróciliśmy przed godziną 20 i szybko jadąc
zaczęliśmy wyścig z zapadającym zmrokiem. Realia GV szybko nas osadziły na
miejscu, dynamiczna jazda zakończyła się na zmasakrowanej trylince w Sędławkach
( tak stara, że krawędzie płyt są już zeszlifowane) oraz na drodze polnej w
sławnych już Glitajnach. Tym razem
było
sucho.
W urokliwie położonym MOR-ze Dębiany poczekałem na Sławka i
za chwilę wjechaliśmy do Galin. W końcu obejrzałem dokładnie zespół
pałacowo-parkowy i już w ciemnościach ruszyliśmy dalej. Drogę w parku zagrodził
nam szlaban, wyglądało że ktoś nam zamknął GreenVelo :-).
Ominęliśmy tą przeszkodę i jadąc po leśnej gruntówce,
momentami zapiaszczonej, nawigowaliśmy dalej. Nie było to możliwe gdyby znaki szlaku nie były wykonane z folii
odblaskowej. To niewątpliwa zaleta tego nowego oznakowania.
Dalsza jazda prowadziła przez Krawczyki i Krekole, gdzie
wjechaliśmy na dobry asfalt którym dotarliśmy do Stoczka Klasztornego. Ciemna
noc uniemożliwiła obejrzenie klasztoru, który jednak już widzieliśmy wcześniej.
Za Stoczkiem szlak wjechał na dawną linię kolejową, pokrytą szutrem dobrej
jakości. Przed Lidzbarkiem zauważyłem że jedziemy po grobli między zbiornikami
wodnymi. Temperatura znacznie spadła, od wody wiało chłodem.
Po wykonaniu kilku ostatnich zakrętów na GreenVelo
dotarliśmy do DW 513 i nią wjechaliśmy do Lidzbarka Warmińskiego urządzając
nocną sesję zdjęciową zawsze pięknemu
zamkowi i kierując się na miejscowy Orlen na ostatnie już zaprowiantowanie.
Pozostało nam 100 km do Elbląga już poza GV, bo co to za
sens jechać trasą po raz pierwszy w nocy. Nic nie widać i Wy nic byście się nie
dowiedzieli. Droga ,,na skróty’’ zaczęła
się przed północą, kiedy to wyjechaliśmy z Lidzbarka Warmińskiego kierując się
na Ornetę i Pasłęk. Idealny asfalt DW 513 pięknie prowadził nas na zachód i
nasze siedzenia w końcu mogły nieco odpocząć.
Sławek jadąc nieco szybciej odjechał mi do przodu, a ja już kilka kilometrów za Lidzbarkiem poczułem
że bez odpoczynku to daleko nie pociągnę. Krótka drzemka na przystanku w
Runowie poczyniła cuda, chociaż było wiadomo, że trzecia noc bez normalnego snu
łatwa nie będzie. Zapobiegawczo
podjadałem żelki z Biedronki, chrupałem sezamki, generalnie ruszałem się w
siodle aby nie zasnąć i zdążyć uciec
przed porannym szczytem komunikacyjnym.
Po drodze zastałem Sławka drzemiącego na przystanku za
Ornetą i już razem dotarliśmy do Elbląga, meldując się w nim około godziny
5.30. Tym samym nasza epopeja GreenVelo dobiegła końca. Sławkowi gratuluję
potężnego poprawienia życiówki, pozostałym chłopakom dziękuję za towarzyszenie na trasie.
Podsumowanie
wycieczki:
- szlak GreenVelo
jest szlakiem trudnym,
- szlak GreenVelo nie
jest dla początkujących rowerzystów, takich co na rowerze jeżdżą
rzadko lub od
niedawna,
- szlak GreenVelo
prowadzi po wszystkiego typu nawierzchniach, często
nieutwardzonych lub
słabo przyczepnych ( luźne szutry),
- szlak
GreenVelo jest bardzo dobrze oznakowany
w znaki wysokiej jakości, zdarzają się
jednak skrzyżowania
bez oznakowania,
- szlak GreenVelo
jest bardzo dobrze wyposażony w infrastrukturę towarzyszącą, tj. Miejsca
Odpoczynku Rowerzystów (MOR) i Miejsca
Przyjazne Rowerzystom (MPR),
- szlak GreenVelo
prowadzi przez wspaniałe okolice,
- szlak GreenVelo
musi zobaczyć każdy rowerowy turysta :-)
Rekomendacje
sprzętowe:- jazda możliwa
na rowerach górskich lub trekingowych wyposażonych w dwie przerzutki -
inne typy rowerów nie mają możliwości pokonania wszystkich odcinków,- konieczna amortyzacja
przednia rowerów z blokadą, amortyzowany
tył podniesie komfort jazdy,- opony tylko z
wystającym bieżnikiem, najlepszy będzie klockowy,- opony do rowerów
trekingowych minimum 700x35 a do rowerów MTB 26x, 27,5x, 29x2,00,- opony z wkładką
antyprzebiciową, żadnych lekkich modeli sportowych,- po GreenVelo lepiej
poruszać się ,,na lekko’’, bez ciężkich sakw. Pierwsza jazda GreenVelo Elbląg-PieniężnoCiąg dalszy GreenVelo Lidzbark Warmiński-Pieniężno-PakoszeWszystko co jeszcze chcecie wiedzieć o GreenVelo Elbląg-Białystok a baliście się zapytać.
455 dni do MRDP.