Dane wyjazdu:
Temperatura:5.0
Niedziela, 18 kwietnia 2021 ·
| Komentarze 5
Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Orneta-Lidzbark Warmiński-Bisztynek-Lutry-Bęsia-Lutry-Jeziorany-Dobre Miasto-Miłakowo-Pasłęk-ELBLĄG
MAPAGALERIA (z opisem)
Nocną jazdę spod znaku lekko zapomnianego cyklu ,,Po co
spać, jak można jechać” rozpocząłem z
Robertem równo o północy. Celem naszej
jazdy z Placu Dworcowego było odległa wieś Bęsia słynąca z zabytkowego wiatraka
typu holenderskiego datowanego na 1810 r. Wiatraka w całkiem dobrym stanie, jak
się miało okazać.
Szybko i sprawnie pokonaliśmy kilometry dobrych asfaltów do
Lidzbarka Warmińskiego poruszając się w towarzystwie zaledwie kliku samochodów
osobowych. Noc była ciepła, bezdeszczowa, klimat wprowadzały liczne mgły, przez
które na zjazdach trzeba było uważać, aby w porę dostrzec ewentualne zwierzęta.
W dawnej stolicy Warmii przeżyliśmy lekki niepokój, jak na
Orlenie wyrosły przed nami ogrodzenia, uniemożliwiające dostęp do środka. Trwa tam
obecnie remont, który przy dobrych wiatrach zakończy się za tydzień, jak nas poinformowała
obsługa.
Obsługa siedząca w specjalnym kontenerze nieopodal, który
prowadził sprzedaż gastronomiczną. Robert zarzucił sobie
laguna, ups. rogala Seven Day's, ja
zaatakowałem się prewencyjnie kawą, bo miska makaronu zjedzona jeszcze w domu,
ciągle dawała napęd.
Po konsumpcji ruszyliśmy w dalszą drogę drogą nr 513, która
na odcinku do Wozławek w niczym nie przypomina wyremontowanego odcinka
Pasłęk-Lidzbark. Dziura na dziurze, łatany asfalt, spękania, wybrzuszenie –
zapomniana przez drogowców ewidentnie. Do tego doszły mocne mgły, woda w
dziurach z wcześniejszych opadów i nic dziwnego, że na jednym ze zjazdów wpadłem
w jedną z dziur. Poczułem ją na obręczy a
za jakiś czas poczułem znaną miękkość w przedniej oponie. Miałem kapcia. Kapcia
o tyle oryginalnego, że dobicia to już dawno nie zaliczyłem, a przed wszystkim
w tym rowerze to był pierwszy raz.
A że ma on sztywne osie, to i była ciekawostka techniczna,
jak się to ustrojstwo odkręca i zakręca? Dla pełni klimatu dochodziła godzina 5
rano, powoli świtało, ale światła latarni w Kiwitach jeszcze się przydały.
Kręciłem i kręciłem, koło siedziało jak siedziało i poddało
się po jakimś czasie. Wyjąłem dętkę, wsadziłem ostrożnie nową, mając paskudne
doświadczenia z urywaniem wentyli presta i zaczęła się zabawa z pompowaniem kompaktową
pompką. Ze 200 machnięć poszło, cieplutko się zrobiło, sztywną oś włożyłem i dosłownie
dwa, trzy obroty wystarczyły, aby zamknąć koło. Na tarczach nic nie obcierało, także
można było jechać dalej. Zeszło na te manewry 30 minut.
Aż do DK 57 jechaliśmy powoli, ja już bez zapasowej dętki,
tylko na łatkach. W końcu pojawiły się Wozławki i można było rozwinąć skrzydła
aż do Tejstym, gdzie skręciliśmy na Bęsię.
We wsi pojawiliśmy się około godziny 7, zapytałem się mieszkańca,
gdzie stoi wiatrak, żeby już nie tracić czasu i pojechaliśmy w jego kierunku. Konstrukcja
okazała się być nie całkiem zrujnowana, a nawet zaliczyła już pierwszy etap
renowacji. Nie mogę się doczekać etapu drugiego, bo wiatrak bez śmigieł to tak
nie do końca wiatrak :-)
Sesja zdjęciowa z uwagi na pochmurne niebo wyszła taka
sobie, może
wiatrakowy Marcin będzie miał lepsze warunki. Nam słońce świeciło wcześniej i
później, ale nie w Bęsi.
Droga powrotna zaczęła się od jazdy tak samo do Lutrów, a
potem skręciliśmy na Jeziorany, żeby za nimi zaliczyć jedyną serpentynę drogową
na Warmii w Radostowie. Przed nią Robert narobił alarmu, że widzi łosia, ale
jak już nadjechałem to łosiu zniknął w zagajniku. Szkoda ;-)
W Dobrym Mieście zajechaliśmy na Orlen zjeść śniadanie. Robert
poszedł w fitparówkę, czyli hot doga, ja natomiast w jakieś panini z salami.
Szybko zjedliśmy i ruszyliśmy dalej. Była ochota zmieścić się w 12 godzinach
brutto, ale ostatecznie wyszło nam 12,5 godziny. Dętka okazała się kluczowa ?
Za Dobrym Miastem dogoniła nas jakaś chmurka i kropiło na
nas do Miłakowa, gdzie wlałem w siebie Pepsi, a Robert oranżadę Helenę. Ciekawe,
że nie litr mleka.
Chwile potem domknęliśmy kółeczko w Godkowie i już do samego
Elbląga jechaliśmy tą samą drogą. DW 513 już taka pusta jak w nocy nie była.
Trafił się też jeden mózgojeb w TIR-ze, który na zjeździe wyprzedzał nas ,,na
styk”, bo przecież bardzo mu się spieszyło.
Wycieczkę zakończyłem na myjni, co w przypadku Treka robi
się już nową świecką tradycją. Ten rower musi zacząć zarabiać na swoje
utrzymanie :-))
Dzięki Roberto za wspólne kręcenie, a Marcinowi dziękuję za inspirację kierunkową.