Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 301.707 kilometrów, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.89 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Podczas wczorajszej jazdy ominęliśmy spaloną i powaloną wiatrami wieżę widokową nad Jeziorem Druzno bo i sensu większego nie miało tuptanie przez kilometr aby zobaczyć smutne zgliszcza. Ominęliśmy także w pełni świadomie miejsce, gdzie według jednej z koncepcji odbudowana wieża miałaby stanąć, tj. początek Kanału Elbląskiego i punkt obserwacyjny Jeziora Druzno.
A tymczasem możecie zapoznać się z oficjalną odpowiedzią Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska z Olsztyna na stanowisko WZC Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania w Elblągu. Scan jest dostępny tutaj.
GALERIA (z opisem). Zdjęcia dzięki uprzejmości Ewy Kras i moje.
Trzy filmy Ewy Kras połączone przeze mnie w jeden. Wydra skradła całe show :-)
Nie zawsze może świecić słońce, nie zawsze może być ciepło,
nie zawsze jest sucho i nie zawsze wiatr
wieje tylko w plecy. Zawsze jednak warto wyjść z domu i spędzić aktywnie czas
na świeżym i wolnym od smogu powietrzu. Dzisiaj
zdecydowały się na to 54 osoby, które wzięły udział majowej edycji Miejskiej
Wycieczki Rowerowej dookoła Jeziora Druzno.
W organizację wycieczki zaangażowany był Miejski Ośrodek
Sportu i Rekreacji w Elblągu, PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej, Towarzystwo
Ubezpieczeń Wzajemnych TUW, Biuro Podróży Variustur, Urząd Gminy w Elblągu i
Salon Rowerowy Wadecki.
Po powitaniu zebranych uczestników na placu pod katedrą Św.
Mikołaja (placu katedralnym) ruszyliśmy na trasę zaczynając okrążanie
największego w okolicy Jeziora Druzno od strony zachodniej, czyli najpierw były
Raczki Elbląskie. Przez najniżej położoną miejscowość w Polsce przejechaliśmy
bez zatrzymania, bo sprzyjający nam w pierwszej części jazdy północny wiatr
prowokował do dynamicznej jazdy. No i jeszcze nie padało.
Początkowe kilometry jazdy po asfalcie za Tropami Elbląskimi
zamieniliśmy na słynne płyty betonowe, których dwie odmiany stanowią podstawowe
tworzywo dróg wzdłuż lub na wałach przeciwpowodziowych Jeziora Druzno. Tempo
wyraźnie się uspokoiło i jadąc powoli dotarliśmy do wsi Węgle-Żukowo nad samym
brzegiem jeziora. Tamtejsza rybaczówka była niestety zamknięta i pozostało nam
obejrzeć dom podcieniowy będący w przeszłości zajazdem ,,Trzy Róże’’. Dalsza droga prowadziła przez Jurandowo do
Krzewska i dalej do Dzierzgonki. Na tym odcinku asfaltu zaczął na nas kropić
deszcz i stan ten trwał już do końca naszej jazdy.
W Dzierzgonce za dawnym mostem obrotowym na rzece Dzierzgoń skręciliśmy
w lewo i prawym brzegiem rzeki ruszyliśmy po płytach betonowych w kierunku
niesamowitego domu, do którego można dostać się po pływającym pomoście na
wysepkę, gdzie on stoi. Takie
umiejscowienie sprawia, że podczas dość częstych ,,cofek’’ wody z Zalewu
Wiślanego
domostwo jest podtapiane, ale najwyraźniej mieszkańcom to nie
przeszkadza. Okoliczności przyrody
otaczające tą miejscówkę są doprawdy urzekające
i bardzo klimatyczne.
Teraz czekała nas jazda w pewnym oddaleniu od Jeziora
Druzno, ale po minięciu Stankowa skręciliśmy z powrotem w kierunku Rezerwatu
Jezioro Drużno, który w odróżnieniu od nazwy jeziora pisze się przez ,,ż’’.
Rezerwat powstał w 1966 roku, a w roku 2005 trafił na listę Konwencji z Ramsar obejmującej ochroną tereny wodno-błotne
i ptactwo tam bytujące.
Dzisiaj to ptactwo było jakby milczące i jazdę umilały nam
tylko nieliczne ptaki. Za to wrażenie
wzrokowe mieliśmy pierwszorzędne, bo i
żółty rzepak, i zielona jeszcze pszenica, i soczyście zielona trawa
dzięki padającemu deszczowi prezentowały się znakomicie. Gdzieniegdzie było jeszcze widać białe kwiaty
kwitnących jabłoni i widać było jak na dłoni, że ten deszcz był bardzo
wyczekiwany przez przyrodę.
W połowie dystansu rozdane zostało wsparcie energetyczne w
postaci wafli ,,Grześków’’ bo pomimo płaskiej trasy, dość niska temperatura
spowodowała znaczny ubytek kaloryczny w organizmach dzielnych uczestników
wycieczki. Humory w dalszym ciągu
wszystkim dopisywały, bo w końcu co znaczy taki kapuśniaczek.
Po dotarciu do Kanału Elbląskiego przekroczyliśmy go mostem
w Klepie i już na dobre pożegnaliśmy się z betonową nawierzchnią dróg, bo od
teraz do Elbląga podróżowaliśmy po asfaltowym dywaniku. Raz lepszym, raz
gorszym.
W Komorowie Żuławskim pozostało podstemplować uczestnikom
książeczki turystyki kolarskiej PTTK. W tym celu wykorzystany został … tunel pod linią kolejową Elbląg-Olsztyn, bo
tam było sucho i nie padało, a ściany robiły za stół.
Po tej czynności grupa w tajemniczy i magiczny sposób zniknęła z pola widzenia. Pozostało dotrzeć
do Elbląga, gdzie w towarzystwie kilku osób pożegnaliśmy się na rondzie
Kaliningrad i każdy udał się na zasłużony obiad. Tym samym majowa odsłona Miejskich Wycieczek Rowerowych
dobiegła końca. Dziękuję także wszystkim rowerzystkom i rowerzystom za wspólnie
spędzony czas i spokojną oraz bezpieczną jazdę.
Przed nami najdłuższa w tym sezonie jazda na dystansie
108 km na Mierzeję Wiślaną i z powrotem.
Odbędzie się ona 9 czerwca i śladem roku ubiegłego będą na nią
obowiązywać zapisy, które ruszą na początku czerwca.
O poranku sprawdziłem trasę najbliższej Miejskiej Wycieczki Rowerowej. Wytłukło mnie solidnie i dlatego postanowiłem nieco ograniczyć ,,wstrząsające'' doznania dla uczestników niedzielnej jazdy bez utraty oczekiwanych doznań wzrokowo-słuchowych.
Zapraszam serdecznie.
A potem zaległem na pikniku służb mundurowych. Smaczna i ciekawa impreza zupełnie bez frekwencji ...
Trzy wiadukty pokonuję ostatnio w drodze z lub do pracy. Podoba mi się to, bo zwiększa się szansa na fotografię pociągu bez którego jak wiadomo dzień się nie liczy. Dzisiaj ustrzeliłem skład towarowy z ,,gagarinem''na czele i wagonami z zawartością, którą przewiózłbym w swoich sakwach - na kilka razy :-)
Takie tam patataj połączone z przebieraniem się tam i nazad. Ale to nieważne.
Miasto przyjazne ludziom to miasto w którym ruch jest tak uregulowany, że nie strach dzieci puścić samodzielnie do szkoły - czy to pieszo, czy rowerem, czy też na hulajnodze. To zdjęcie aktywnych młodzieńców mogłoby o tym zaświadczać, ale wiadomo, że tak dobrze to w Elblągu jeszcze nie ma. Trojka młodzieńców niewątpliwie poruszała się niezgodnie z kodeksem drogowym, ale czy niebezpiecznie? Śmiem wątpić, znając specyfikę ulicy Kopernika.
Dzisiejszy dzień do najcieplejszych nie należał za sprawą zimnego wiatru i kierunków północnych. Tym bardziej widok oblepionych rowerami i hulajnogami okolic mojej ulubionej Szkoły Podstawowej nr 21 zasługuje na szacunek. Brawa dla uczennic i uczniów, brawa dla Rowerowego Maja :-).
Skończył się kwietniowo-majowy weekend, rozpoczęły się matury i rozpoczął się Rowerowy Maj. Będzie się działo! A u mnie Cube trafił do serwisu po wymianę napędu, który w sam raz postanowił zastrajkować drugiego dnia peregrynacji po GreenVelo na odcinku Przemyśl-Końskie.
Bogaty w kilometry dzień zaowocował zdjęciem dynamicznie podjeżdżającej 12 Lutego bikerki, która w okolicy przystanku puściła kierownicę i jechała sobie bez trzymanki wpatrując się w komórkę. Ciekawy, co z tego wyniknie wyjąłem aparat, ale panna chyba się połapała w sytuacji i kontynuowała rozmowę już na poboczu :-).
Finałowy
dzień rowerowej peregrynacji po GreenVelo na odcinku
Przemyśl-Końskie to kameralny dystans 74 km po szlaku plus dojazd
na PKP do stacji Opoczno Południowe. Słyszałem, że wiele osób
rezygnuje z dojazdu na start/metę GV w Końskich z uwagi na trudny
powrót z tej miejscowości. Faktycznie nie ma ona skomunikowania
kolejowego z krajem, ale 25 km dalej jest wspomniane Opoczno
Południowe, które znajdując się na Centralnej Magistrali
Kolejowej (tak jak i nieco dalej położona sławna Włoszczowa
Północ), zapewniają komunikację z całą Polską.
Także
nie rezygnujcie z tego etapu, bo Oblęgorek naprawdę warto obejrzeć.
Że nie wspomnę o alei luster i ekranów akustycznych niosących ze
sobą wrażenia estetycznie innego typu …
Wyjazd
z Kielc prowadzi urokliwymi lasami i bardzo przypadł mi do gustu.
Delikatne hopki wprowadzały urozmaicenie w czasie jazdy i sprawnie
opuściliśmy miasto. Pierwszy postój zrobiliśmy przy ruinach zamku
Tarłów w Podzamczu Piekoszowskim, który objawił się nagle między
domkami jednorodzinnymi. Turystów było tutaj jak na lekarstwo i
można było w spokoju rozejrzeć się po okolicy. Tablica do
koszykówki wyglądała szczególnie ekscentrycznie :-).
Dwór
w Oblęgorku nie leży przy samym GV, ale trzeba zjechać w głąb
wsi około 1 km. Naprawdę warto, chociażby z uwagi na ambitny
podjazd asfaltowy do niego prowadzący i wcześniej aleje pomnikowych
lip oraz piękny park przy samych zabudowaniach. A sam dwór to taki
miszmasz stylów, czyli eklektyzm w pełnym rozkwicie.
Za
Oblęgorkiem znowu zabrakło znaków na skrzyżowaniu i wyskoczyliśmy
na DK 74. Nie musieliśmy się jednak wracać, bo GV biegł obok.
Dalsza jazda już bez przygód doprowadziła nas przez Grzymałków z
kościołem z wysoką kamienną wieżą do Sielpi Wielkiej.
Tutaj
na wjeździe dostrzegliśmy okazały most wantowy, jak się okazało
zbudowany na potrzeby GV i tylko dla ruchu pieszo-rowerowego. A my
się podniecaliśmy mostem nad Baudą za Fromborkiem. Tutaj to jest
,,na bogato’’.
Zalew
w Sielpi jest atrakcyjnym kąpieliskiem województwa
świętokrzyskiego, ale akurat oglądaliśmy go .. bez wody. Trwały
bowiem prace przy odmulaniu i czyszczeniu tego zbiornika. Tak więc
zbyt długo tutaj nie zabawiliśmy i ruszyliśmy do Końskich na
ostatnie 10 km.
10
km polbrukowej nudy
urozmaicały rzędy ekranów dźwiękoszczelnych
oraz takichże bram prowadzących do gospodarstw, nierzadko
zdublowanych z bramami prywatnymi. To naprawdę oryginalny widok. Tak
samo jak rząd 7
luster drogowych ustawionych jedno przy drugim na wysokości wyjazdów
z posesji. To naprawdę trzeba zobaczyć – przynajmniej w galerii
:-)).
W
samych Końskich – z wrażenia chyba – przegapiliśmy zjazd, ale
szybko się w tym połapaliśmy i wracając na szlak dotarliśmy do
ogródka jordanowskiego, który dla nas był metą GV. Dla wielu jest
startem. Lokalizacja dość nietypowa, ale z charakterem i ładna.
Po
wykonaniu pamiątkowych zdjęć
obejrzeliśmy przemarsz mieszkańców ulicami Końskich z okazji 3
Maja i na stacji Orlen nadszedł czas pożegnania z Robertem. On
ruszył na Warszawę, a ja na Opoczno. Pokręciłem się jeszcze
chwilę po Końskich w okolicach których (Barycz) byłem na
koloniach w 1988 roku, ale zupełnie nic nie kojarzyłem.
Po
czysto komunikacyjnym przelocie do Opoczna zjadłem tam obiad i w
końcu zasiadłem w PKP, który szybko zawiózł mnie do domku. Tym
samym szlak główny GV mam przejechany
i obejrzany. Został łącznik Łomża-Strękowa Góra i skrót z
Zwierzyńca do Ulanowa.
Może kiedyś ;-).
Atrakcjami
tego odcinka są:
- Kielce -
pałac
Tarłów w Podzamczu Piekoszowskim
-
Oblęgorek
-
Sielpia
Wielka
-
Końskie.
W
galerii widać wszystkie rodzaje nawierzchni jakie spotkaliśmy wraz
z opisem odcinkowym. Pełen komfort zapewnia rower MTB na oponach
rzędu 2 - 2,2 cala (u mnie Smart Sam 2,1) i działający
amortyzator. Przeważają nawierzchnie asfaltowe różnej jakości.