Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Wrzesień zakończyłem w Koszmar-nym towarzystwie :-). Wbrew pozorom było miło :-)) To tylko potwierdza tezę, że nie należy oceniać szybko i pobieżnie ;-)
Rekordowa na początku frekwencja (na ul. Malborskiej było jeszcze widać fatbajki, których na al. Wyszyńskiego już nie było) na mecie stopniała do kilku osób. Żeby tak uciec do domków bez pożegnania ;-)
Na trasie było jak zwykle szybko, wesoło i ciepło. Wzorcowo świecący się peleton kolarek i kolarzy pod wodzą Marka sprawnie pokonał dość długi - jak na latareczki - dystans i obejrzał ruiny zamku krzyżackiego w Dzierzgoniu. Dla mnie największą ciekawostką była nowa droga wjazdowa do Dzierzgonia z której nigdy wcześniej nie korzystałem, ale teraz to się niewątpliwie zmieni.
Wszystko co dobre za szybko się kończy i nadszedł czas
na planowane odwiedziny trzeciego, ostatniego z zaplanowanych, Diamentu Krainy
Kanału Elbląskiego. Po Oleśnie i Aniołowie teraz zajrzeliśmy do Władysławowa , Nie, nie nad morze a kilka kilometrów od elbląskiego
Starego Miasta. To była pewna trudność, jak zaplanować trasę aby ruszając o
godzinie 10 dotrzeć tam na godzinę 12:00. Można było pieszo, ale to jednak
miała być wycieczka rowerowa ;-)
Tak więc pokręciliśmy korbami na znanej trasie przez
Bielniki, drogą widokową nad Nogatem dotarliśmy do Jazowej i tam został dojazd
drogą serwisową przy S7 do Władysławowa. W grupie wyróżniała się silna reprezentacja Gminy
Elbląg: zastępca wójta, sekretarz i inspektor. Wszak na terenie tej gminy leży
Władysławowo. Elegancko.
Tutaj już czekała na nas Ela Mieczkowska w stroju
mennonitki zapraszającej na małe co nieco po 24 km trasie. Podczas poczęstunku zostaliśmy wprowadzeni w historię
osadnictwa na tym terenie od czasów krzyżackich, przez mennonickie po
współczesne. Wszak podtytułem wycieczki byli ,,Krzyżacy i Mennonici na Żuławach”.
Krzyżak też się pojawił w postaci Bogdana Pańczuka. Prawdziwy komtur :-)
Jak już skosztowaliśmy świetnych naleśników ze
swojskim twarogiem, takiegoż też smalczyku z domowym chlebem i naturalnego sera
solankowego popijając go kompotem z żuławskich jabłek nadszedł cza warsztatów.
Dojenie krowy, to nic że modelowej, to było niesamowite
przeżycie dla takiego mieszczucha jak ja.
Noszenie wiader za pomocą nosideł na ramionach też było ciekawostką z
epoki, chociaż są regiony świata, gdzie
ta epoka trwa cały czas. Mieliśmy też okazję poznać tajniki robienia makramy
dzięki specjalistce w tej dziedzinie Martynie Mieczkowskiej. Jak to przy zajęciach
manualnych, czy to w Oleśnie czy w Aniołowie, wolałem pozostać w roli fotografa ;-)
Była też okazja złożyć drewniany stół bez użycia
jednego gwoździa, a potem pojawiła się piła ,,moja-twoja” i tutaj wspólnie z Robertem przepiłowaliśmy
niezbyt grubą gałąź.
Aż nadszedł czas na gwóźdź programu, czyli własnoręczne
robienie masła. Pojawił się wielki słój z wieloprocentową śmietanką, pojawiły
się maselnice i pojawili się maślarze. Masło powstało szybko, chleb jeszcze
szybciej a i cukier też był w użyciu. I tak przypomniały się lata 80-te, kiedy
to takie menu królowało podczas podwórkowych zabaw. Ech, kiedy to było.
Wyprzedzając nieco fakty, powiem, że każdy chętny
dostał potem to masło do domu.
A tymczasem dobiegły
końca warsztaty makramy, mistrzyni pokazała kwiaty wykonane tą techniką, uczestniczki
pokazały listki kwiatów i to była taka
tam drobna różnica :-) Mieliśmy też okazję obejrzeć makietę wiatraku z Wikrowa
(wsi odległej o 2 km od Władysławowa), który miał pecha spłonąć w 2001 roku.
Piękny ,,holender”, który mógłby zostać odbudowany …
I tak aktywnie spędzając czas nadeszła pora obiadowa. Obiad wiązał się ze spacerem, króciutkim,
spacerem do domu podcieniowego w którym znajduje się ,,Folwark Żuławski”. Jest
to gastronomia z hotelem zbudowana od podstaw kilka lat temu przez pasjonata
regionu Przemysława Pastewskiego.
Tam mieliśmy okazję spróbować żuławskich specjałów w
postaci pieczonej kaczki i zupy klopsowej. Turystyka kulinarna podoba mi się
coraz bardziej. Po obiedzie spacerkiem
wróciliśmy na posesję Eli Mieczkowskiej, gdzie czekało na nas pranie osadzone
oczywiście w realiach wieków dawnych. W ruch poszła tara, wyżymaczka i …
magiel. Faceci jakoś się nie pchali do
tej aktywności ;-)
I tak to dobiegła końca nasza wizyta w mennonickim
Władysławowie. Na drogę otrzymaliśmy konfiturę z dyni, ogrodowej rzecz jasna i
wspomniane masło. Stanisława Pańczuk
prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania wręczyła
podziękowania dla uczestników cyklu
Diamentowych rajdów i pozostało wrócić do Elbląga. Daleko nie było ;-)
Ja także jestem wdzięczny za możliwość
zaplanowania i poprowadzenia rajdów. Dziękuję wszystkim uczestnikom za spokojną i
bezpieczną jazdę. Podziękowania dla Tomka pomagającego przy dwóch rajdach jako
zamykający i Roberta, pomagającego na trasie do Władysławowa.
A teraz - początkujący blogerzy - siadajcie przed
komputerami, zakładajcie blogi i piszcie relacje. Diamentowe relacje z
diamentowych rajdów po Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego.Nagrody czekają :-)
Środowe latareczki przypadły w Europejski Dzień Bez Samochodu. Czy może być lepsze połączenie? ;-) Jechało się wybornie, a eleganckie buffy od Marka z Hydropressu były miłym i praktycznym dodatkiem do jazdy. Dzięki!
Już na ponad połowie dystansu używaliśmy latarek. Dzień się skraca nieubłaganie :-)
Takiego eleganta spotkałem dzisiaj w drodze na Stare Miasto. Nie poznałem człowieka!!! :-)). Kto to widział, żeby ultras tak wyglądał :-)).
Na tym stylowym, eleganckim i rzadko spotykanym rowerze marki Puch jechał bowiem Grzegorz Paradowski, jeden z trzech elbląskich finiszerów niedawno zakończonego Maratonu Północ-Południe Hel-Bukowina Tatrzańska.
Doskonale elegancki rower i takiż strój sprawiają, że Grzegorz trafia obowiązkowo do galerii Elbląg Cycle Chic. Jest tam czwartym ultrasem ;-)