Dane wyjazdu:
Temperatura:40.0
Wtorek, 15 sierpnia 2023 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG-Frombork-Braniewo-Pieniężno-Lidzbark Warmiński-Olsztyn-Olsztynek-Lubawa-Kurzętnik-Brodnica-Toruń-Grudziądz-Sztum-Kalwa-Żuławka Sztumska-ELBLĄG
MAPAGALERIA ( więcej ode mnie nie będzie, aparat generalnie strajkował)
Motto: ,,Kopernik była kobietą" ;-)
Piętnaście lat minęło od czasów pierwszego
Copernicusa,
będącego wtedy jedną z moich pierwszych długodystansowych wycieczek. Nie miałem
pojęcia, że wtedy była to 535 rocznica urodzin Mikołaja Kopernika. Może i
dobrze, patrząc na dystans tamtego ultra
;-)
Tegoroczna odsłona Maratonu Copernicus powstała od A do Z z
powodu już 550 rocznicy urodzin tego wielkiego astronoma. Wybiegając nieco do przodu, od razu powiem, że
ponownie dystans imprezy nie do końca odpowiada liczbie lat rocznicy ;-)
Na start zarządzony o godzinie 18 na Placu Jagiellończyka
stawiło się kilkanaście osób nie przerażonych rozgrzanym polbrukiem, oraz – co ważniejsze
– wizją gorącego asfaltu i powietrzu w dniu następnym. Wiadomo, nie ma złej
pogody na rower i tak dalej ...
Ruszyliśmy lekko spóźnieni, bo goście z Żuław, czyli Kamila
i Maciej zrobili jeszcze małe zakupy w Żabce. Szybko wspięliśmy się na Wysoczyznę Elbląską i
przez jej szczyt w Milejewie zjechaliśmy do Fromborka, gdzie przy pomniku Kopernika
zrobiliśmy sobie okolicznościową fotkę.
Na starcie poprosiłem bowiem uczestników –
żeby zaakcentować w ten sposób nazwę
imprezy – o trzy zdjęcia grupowe przy
jego pomnikach: we Fromborku, w Olsztynie i w Toruniu.
Za Fromborkiem szybko pojawiło się Braniewo, gdzie jazdę z nami
zakończyła jedna z trzech rowerzystek, które ruszyły z Elbląga. Dla Patrycji
tempo jazdy okazało się chyba za duże i to była dobra decyzja o wycofie.
A reszta grupy pogoniła w warmińską, rozgrzaną nockę.
Temperatura oscylowała między 21-23 stopnie i tylko przed wschodem słońca spadła
do 18. Jazda prowadziła mało
uczęszczanymi drogami, do których w nocy i po zniknięciu ruchu TIR-ów z Bezled
zalicza się także DK 51. Jechaliśmy nią z Lidzbarka Warmińskiego do Olsztyna i
to była całkiem fajna droga … rowerowa ;-)
W tymże Lidzbarku mieliśmy pierwszy dłuższy postój na 105 km. I tak zaczął się
nasz ,,szlak Orlenów”. Na szczęście jeszcze więcej było samochodowego
Szlaku Kopernikowskiego – na rowerowy
cały czas czekam ;-)
Tutaj też podzieliłem się z grupą złą wiadomością, że mój aparat
foto przestał działać i najdłuższy nominalnie tegoroczny wyjazd nie będzie miał
właściwej oprawy. Cóż, życie. Pojedzie do naprawy i zobaczymy co da się uzyskać.
Drugi dłuższy postój zrobiliśmy w Olsztynie (150 km), gdzie
byliśmy w środku nocy. Najpierw pod
zamkiem przy Koperniku, a potem … oczywiście wyjazdowy Orlen w Kortowie :-) Tutaj
też włączyłem nawigację, bo nocą odcinka Olsztyn-Olsztynek wzdłuż S51 jeszcze
nie jechałem.
Za Olsztynkiem minęliśmy pola Grunwaldu i na wschodzie dało
się widzieć jaśniejące niebo, wskazujące że niebawem nastąpi wschód naszej
gorącej gwiazdy. To nastąpiło za Lubawą i teraz pozostało czekać na
nieuniknione, czyli na upał.
Tymczasem zatrzymaliśmy się na Orlenie w Nowym Mieście Lubawskim, bo pora była śniadaniowa a
i nocna jazda wymagała lekkiej regeneracji – ktoś tam sobie pospał na stole czy
w innych dziwnych miejscach ;-)
Dalsza droga prowadziła DK 15, która w prosty i nieskomplikowany sposób miała
nas zaprowadzić do Torunia. Liznęliśmy nieco Pojezierza Brodnickiego z fajnymi
hopkami, ale im bliżej Torunia, tym droga stawał się nudną, usianą długimi i
płaskimi prostymi arterią.
Do tego zaczął się wzmagać osobowy ruch
samochodowy i to było takie tam nudne nabijanie kilometrów do miasta urodzin
Mikołaja Kopernika.
W Toruniu zameldowaliśmy się – nie, nie na Orlenie :-)) - w lokalu z żółtą literą M i tam też grupa
zjadła coś, co można od biedy nazwać obiadem. Nie było tanio, ale było szybko i kalorycznie. A to na ultra
najważniejsze …
W kierunku Starego
Miasta i ostatniego na trasie znanego mi pomnika Kopernika wszyscy już nie
ruszyli. Mariusz i jeden z Marcinów ruszyli na PKP, potem odłączyła się Kamila z Maciejem. Temperatura
na Rynku sięgnęła +40 i my też zaczęliśmy stamtąd uciekać.
Sprawnie wyprowadziłem grupę z zatłoczonego i rozgrzanego centrum Torunia i zaczęliśmy
powrót. W Toruniu zapadła decyzja, aby nie realizować całej trasy, bo groziło
to spędzeniem drugiej nocki w siodełku. A to już zupełnie inna bajka ultra, no
i parę osób do pracy w środę musiało się zalogować.
Od Torunia (330 km) jechaliśmy ze sprzyjającym wiatrem, więc
grupa dość szybko przestała stanowić całość. Zresztą tak było od początku, było
parcie na prędkość - nie bacząc, że to żadne zawody a spokojna wycieczka ;-)
I tak nadszedł czas jazdy tylko w towarzystwie Angeliki,
która nie znosi jazdy w upał, ale mimo wszystko zdecydowała się podjąć wyzwanie
zrobienia kolejnego, jeszcze dłuższego niż
Maraton Elbląski, w tym roku ultramaratonu. Wizja życiówek chyba przyciąga, bo i Kamila – dzięki ,,wsparciu”
PKP, które nie miało biletów na pociąg – wróciła na trasę z Maciejem i od
okolic Stolna, po zjechaniu z DK 91 jechaliśmy w czwórkę.
No i zaczęła się walka z rozgrzanym
powietrzem, kilometrami, zmęczeniem i monotonią długiego pedałowania. Pomagałem jak umiałem, aby te życiówki stały
się faktem.
Jazdę ,,uprzyjemniały” postoje na stacjach paliw, już nie
tylko Orlenu ale także innych i w sklepikach. Picie znikało w mgnieniu oka, a
to co było lodowate lane w bidony, po kilku kilometrach miało temperaturę zupy.
Dobrej, rozgrzewającej zimą zupy.
Teraz się rozstrzygało, czy te bardzo trudne warunki złamią dziewczyny, czy
nastąpi decyzja o nieodwołalnym zakończeniu jazdy. Hartowała się stal na moich
oczach, fajnie było to obserwować.
W ogóle, każdy kto ukończył tę jazdę w Elblągu może z pełnym przekonaniem podejmować dalsze wyzwania. Takie warunki i
nie zdarzają się zbyt często i jeżeli ktoś dał sobie radę teraz, to znaczy że
poradzi też sobie na dłuższych dystansach. Tylko wielogodzinne opady deszczu mogą być podobnie
niszczące jak palące słońce.
Dotarliśmy w końcu do Grudziądza (400 km), gdzie zajrzeliśmy
na enty z kolei Orlen. Potem była ciekawa, z asfaltu, droga rowerowa aż do
miejscowości Mokre przy DK 55. Pozwoliło to uniknąć sporego ruchu samochodów
wracających z długiego weekendu do Grudziądza.
Dalej był mój rodzinny Kwidzyn z Orlenem wjazdowym na czele,
bo jakżeby inaczej :-)) Coraz bliżej było do Elbląga. Dzieliło nas od niego z
75 km. Życiówka Angeliki z Maratonu Elbląskiego właśnie została poprawiona,
Kamila zrobiła to nieco wcześniej, bo dojazd na start dostarczył jej sporego
handicapu oraz odwiedziny dworca w Toruniu też zrobiły swoje ;-)
Kamila z Maciejem mieli plan jechać do Nowego Dworu Gdańskiego, zaś ja z
Angeliką podarowałem sobie kręcenie po DK 22 od Malborka, słusznie
przypuszczając że na koniec długiego weekendu to spokoju tam nie będzie, mimo
dochodzącej godziny 23.
Za Kwidzynem (435 km) w pewnym momencie przestaliśmy ich
widzieć, na Orlenie w Sztumie także ich nie było, więc ze Sztumu zjechaliśmy w stronę Żuław Wiślanych, żeby przez Kalwę i Żuławkę Sztumską dotrzeć do
Zwierzna.
Po drodze Angelika zrobiła kilkunastominutową drzemkę na przystanku autobusowym
– to częste doświadczenie podczas prób jechania drugiej nocy na rowerze - czym
zdobyła kolejny szczebel wtajemniczenia na ultra. Ostatnim będzie spanie na
stojąco albo w trawie :-)) Ja w tym
czasie zaktualizowałem sobie kilka aplikacji w telefonie i przyzwyczajałem nogi
do chodzenia.
Po tym resecie jechało się znacznie szybciej i w ten to
sposób o godzinie 1 w nocy dotarliśmy do Elbląga. Nowa liczba Angeliki to teraz
525 km przejechane non stop. Wielkie gratulacje! Jest moc, jest charakter :-)
Także Kamila poprawiła wynik z
Maratonu Elbląskiego, ale nie
wiem dokładnie o ile. Kamila chwal się! :-) Panowie, to z tego co wiem mieli już
większe przebiegi, ale jeżeli czegoś nie wiem to proszę o info.
Dziękuję wszystkim za wspólne pedałowanie, walkę i dobre
przygotowanie do tych niełatwych warunków.
To gdzie pojedziemy w następnym sezonie?