Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Ponownie w roli organizatora, sponsora i obsługi punktu w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Do tego doszła obsługa mety od pierwszego do ostatniego zawodnika.
Do Jelonek i z Jelonek jechałem - o zgrozo :-))) - samochodem z Synem. Bardzo Ci za to, jak i pomoc na punkcie, dziękuję - zaoszczędziłem sobie powrotu w deszczu i miałem trochę mniej pracy ;-)
Za nami już szósta edycja szosowego Maratonu Elbląskiego 444km/24h, czyli trasy po granicach dawnego województwa elbląskiego. W tym roku na starcie stanęła rekordowa ilość uczestniczek i uczestników. Było to 5 zawodniczek i 37 zawodników. Panie stanęły w rywalizacji OPEN, zaś panowie – 7 w SOLO, 30 w OPEN. Natomiastm cała lista startowa przez chwilę liczyła wymarzone 50 osób i to było też piękne :-)
Przypomnę, że kategoria SOLO wymaga jazdy samotnej, bez kontaktu na trasie z innymi zawodnikami. Dlatego uchodzi za trudniejszą, rzadziej wybieraną i przez to bardziej prestiżową.
Także na maraton wyruszyły w czterech grupach startowych 42 osoby z czego do mety dotarło 40. Jedna osoba przerwała jazdę z powodu kontuzji a druga z uwagi na błędy nawigacyjne nie zmieściła się w limicie czasu.
Pierwsi zawodnicy zameldowali się na mecie po 13 godzinach z minutami. Ostatnie zawodniczki zaś około 30 minut przed upływem limitu 24 godzin. Pełne wyniki.
Na trasie zacięta walka toczyła się między Łukaszem Tazuszelem, który w kategorii SOLO walczył z Pawłem Pieczką o zwycięstwo a w pogoni za tym pierwszym brał udział jeszcze Marcin Chruszczyk, jadący w OPEN.
Ta sztuka im się jednak nie udała i tak to Łukasz ustanowił niesamowity rekord trasy 13 godzin 28 minut. To o 1 godzinę 25 minut szybciej niż wynik Grzegorza Rózgi z zeszłego roku, z lepszą pogodą (14:53:37). Także obydwaj rywale przejechali trasę szybciej niż poprzedni rekord.
Tym samym Łukasz Tazuszel wygrał w kategorii SOLO, Marcin Chruszczyk w katagorii OPEN, a Kamila Lichtoń wygrała kategorię OPEN Kobiet, poprawiając o ... 2 minuty swój rekord trasy z roku 2023. Teraz uzyskała czas 17 godzin 19 minut. Wielkie gratulacje!
Ta trójka otrzymała, poza medalami, pamiątkowe statuetki oraz bezterminowe vouchery wartości 500 zł każdy do Salon-Serwis Rowerowy Wadecki.
Na trasie czekały tym razem cztery punkty żywieniowo-kontrolne na których można było zjeść, napić się i podpisać listę obecności. Punkt w Jelonkach ponownie powstał dzięki uprzejmości Pana Zbigniewa Lichuszewskiego, wójta gminy Rychliki i przy wsparciu druhów miejscowej OSP pod przewodnictwem Pana Wiesława Walewskiego.
Po raz pierwszy mieliśmy bufet stowarzyszony w Starym Dzierzgoniu, który powstał dzięki zaangażowaniu sił i środków Stowarzyszenia Dzierzgoń Team pod przewodnictwem Adama Leoniaka, prezesa zarządu stowarzyszenia.
Jak już jesteśmy przy pierwszych razach, to po raz pierwszy mieliśmy wolontariuszy :-) Krysia i Krzysiek, finiszerzy ME 2023, w tym roku pomagali Wam na bufecie w Nebrowie Wielkim koło Kwidzyna, który powstał dzięki uprzejmości jego właścicielki Pani Ani, która też pracowała od godziny 1 w niedzielną noc.
A Mikoszewo i obiad w domu podcieniowym zawdzięczamy Katarzynie i Michałowi Pielaszkiewiczom. Bardzo za to dziękuję!
Po raz trzeci formalnym organizatorem był PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej w którego Ptasim Ogrodzie urządziliśmy biuro zawodów i z którego dziedzińca ruszaliście na trasę Maratonu Elbląskiego. Tam też była meta imprezy.
A na mecie czekał na Was makaron w sosie z kurczakiem lub brokułami przygotowany przez Restaurację Galeona mieszczącą się w Hotelu Galeona, czyli w siedzibie PTTK.
Przy obsłudze imprezy pracował sam prezes Leszek Marcinkowski oraz przewodniczka PTTK Adriana Strukowicz. Tym razem działali w Mikoszewie, na 4 bufecie. PTTK zapewnił także konkretny wkład w otrzymane przez Was pakiety startowe. Wielkie dzięki!
Monitoring zawodników obsługiwał w tym roku nowy system Poltrax. Działał on stabilnie przez cały maraton.
W tym roku Maraton Elbląski był zaliczany do kategorii MINI w cyklu Ultracup – Pucharu w Ultramaratonach Kolarskich. Za zwycięstwo można było zdobyć maksymalnie 70 punktów, a minimalnie 35 do klasyfikacji generalnej. Punktacja z tych dwóch wydarzeń pojawi się w ciągu kilku na naszej stronie: https://ultracup.pl/
Przy Maratonie Elbląskim wsparcie rzeczowe otrzymaliśmy od Departamentu Promocji i Turystyki Urzędu Miejskiego w Elblągu za co niniejszym Panu Piotrowi Kowalowi, Wiceprezydentowi Elbląga i Dyrektorowi Departamentu bardzo dziękuję.
Sponsorem imprezy, który ufundował vouchery dla zwycięzców w łącznie 3 kategoriach SOLO i OPEN (czwarta była nieobsadzona) był Pan Adam Wadecki, właściciel Salonu-Serwisu Rowerowego Wadecki z Elbląga. Bardzo za to dziękuję.
Specjalne podziękowania składam Marcinowi Koszyńskiemu, kolarzowi startującemu od samego początku w Maratonie Elbląskim, za opracowanie i przygotowanie całej szaty graficznej imprezy, wykonanie pamiątkowych naklejek oraz za projekt medalu.
Doceniam także obecność wśród nas Marka Lewskiego, zawodowego fotoreportera – freelancera, którego perfekcyjne zdjęcia można oglądać w galerii powyżej.
Dziękuję Wam za emocjonującą walkę na trasie z przeciwnikami, z pogodą a przede wszystkim z własnymi słabościami. Dziękuję za docierające od Was miłe słowa.
Do zobaczenia za rok na 7 edycji Maratonu Elbląskiego. Ciekawe, dla kogo ,,7" będzie szczęśliwa? ;-)
Ponownie w roli organizatora, sponsora i obsługi punktu w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Do tego doszła obsługa nowego punktu na trasie Maratonu Elbląskiego w Mikoszewie nad Wisłą na Mierzei Wiślanej.
Do Jelonek i z Mikoszewa jechałem rowerem, a transfer samochodowy z Jelonek do Mikoszewa zapewnili mi druhowie OSP Jelonki Bartek i Paweł. Bardzo Wam za to dziękuję :-)
Za nami już piąta edycja szosowego Maratonu Elbląskiego
444km/24h, czyli trasy po granicach dawnego województwa elbląskiego. W tym roku na starcie stanęła rekordowa –
choć jeszcze niezadowalająca – ilość uczestniczek i uczestników. Były to 4
zawodniczki i 23 zawodników. Panie stanęły w rywalizacji OPEN, zaś panowie – 3
w SOLO, 20 w OPEN.
Przypomnę, że kategoria SOLO wymaga jazdy samotnej, bez kontaktu na trasie z
innymi zawodnikami. Dlatego uchodzi za trudniejszą, rzadziej wybieraną i przez
to bardziej prestiżową.
Także na maraton wyruszyło w trzech grupach startowych 27
osób z czego do mety dotarło 25. Dwie osoby były zmuszone do przerwania jazdy:
z powodu kontuzji, jak i zbyt wolnej
jazdy, nie dającej szans na zmieszczenie się w limicie czasu 24 godzin.
Pierwsi zawodnicy zameldowali się na mecie po niecałych 15
godzinach. Ostatnie zaś 44 minuty przed upływem limitu 24 godzin. Pełne wyniki: https://me2023.bbtracker.pl/
Na trasie czekały trzy punkty żywieniowo-kontrolne na
których można było zjeść, napić się i podpisać listę obecności. Punkt w
Jelonkach ponownie powstał dzięki uprzejmości Pana Zbigniewa Lichuszewskiego,
wójta gminy Rychliki i przy wsparciu druhów miejscowej OSP.
Bufet w Nebrowie Wielkim
powstał dzięki uprzejmości jego właścicielki
Pani Ani, która zgodziła się pracować od 3 rano w niedzielną noc. A Mikoszewo i
obiad w domu podcieniowym zawdzięczamy Katarzynie i Michałowi Pielaszkiewiczom.
Po raz drugi formalnym organizatorem był PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej w którego Ptasim
Ogrodzie urządziliśmy biuro zawodów i z którego dziedzińca ruszaliście na
trasę Maratonu Elbląskiego. Tam też była
meta imprezy. Przy obsłudze imprezy pracował sam prezes Leszek Marcinkowski
oraz przewodniczka PTTK Adriana Strukowicz. PTTK zapewnił także konkretny wkład
w otrzymane przez Was pakiety startowe.
Monitoring zawodników obsługiwał ponownie niezawodny system
BB Tracker. Działał on stabilnie przez cały maraton dostarczając wiarygodnych i
pewnych danych na temat pozycji i jazdy zawodników.
W tym roku Maraton Elbląski był zaliczany do kategorii MINI w cyklu Ultracup – Pucharu w Ultramaratonach Kolarskich.
Za zwycięstwo można było zdobyć maksymalnie 70 punktów, a minimalnie 35 do klasyfikacji generalnej. Obecnie, po dwóch imprezach, wyniki można podejrzeć tutaj: https://ultracup.pl/lib/bjho4t/wyniki-maraton-elblaski-lj05e1ma.pdf
Przy Maratonie Elbląskim wsparcie rzeczowe otrzymaliśmy od
Departamentu Promocji i Turystyki Urzędu Miejskiego w Elblągu za co niniejszym
Panu Piotrowi Kowalowi, Dyrektorowi Departamentu bardzo dziękuję.
Sponsorem imprezy, który ufundował nagrody rzeczowe dla zwycięzców w łącznie 3 kategoriach SOLO i OPEN
(czwarta była nieobsadzona) był Pan Adam Wadecki, właściciel Salonu-Serwisu Rowerowego Wadecki z Elbląga. Bardzo za to dziękuję.
Specjalne podziękowania składam Marcinowi Koszyńskiemu, startującemu
w Maratonie Elbląskim kolarzowi, za opracowanie i przygotowanie całej szaty
graficznej imprezy, wykonanie pamiątkowych naklejek oraz za projekt medalu.
Doceniam także obecność wśród nas Marka Lewskiego,
zawodowego fotoreportera – freelancera,
którego perfekcyjne zdjęcia można oglądać w galerii powyżej.
Dziękujemy Wam za emocjonującą walkę na trasie z przeciwnikami a przede
wszystkim z własnymi słabościami. Dziękujemy za docierające od Was do nas miłe
słowa. Do zobaczenia za rok na 6 edycji Maratonu Elbląskiego. Trzeba będzie ją zrobić na szóstkę :-)
Motto: ,,Ekstra - Angelika zna prawie całą trasę Maratonu Elbląskiego"
Miało już nie być żadnych jazd, ale takie okienka
pogodowe to trzeba wykorzystywać. I tak doszło do jazdy nr 5 (1, 2, 3, 4), naprawdę ostatniej, bo już … nie ma co objeżdżać :-)) Zostały jakieś nie
mające znaczenia niedobitki, czyli w sumie 28 km.
Angelika przygotowuje się do swojego debiutu na ultra
dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego (ME), dla której to będzie pierwsza próba
pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pełnym przekonaniem
pomagam.
Tym razem na 120 km trasie kręciliśmy kilometry samotnie w towarzystwie solidnie
grzejącego słońca i momentami dużego ruchu samochodowego (DK 55 Bądki-Gardeja).
Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego od km 207 – Susz do Marezy pod
Kwidzynem na 290 km,
- analizę stacji paliw w Kisielicach i w Gardei,
- analizę czynnych w niedzielę sklepów,
- drobne korekty ustawienia roweru,
Na trasę ruszyłem solo z Elbląga, żeby przez Sztum gdzie zajrzałem
na cmentarz, spotkać się z Angeliką w
Kwidzynie, do którego przyjechała samochodem. Bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy przez Prabuty do
Susza, gdzie wjechaliśmy na trasę ME.
Do Kisielic trwała walka z południowym, ciepłym wiatrem, który jeszcze dał się we
znaki podczas jazdy długiej prostej przed Gardeją. Poza tym zaczął sprzyjać i
fajnie, jakby tak było za 2 tygodnie.
W Kisielicach chwilę postaliśmy na wahadełku remontowym
na DK 16, ale to drobiazg. Tamtejsza stacja Lotosu jest czynna od 6 do 22 i to
nie jest dobra wiadomość dla ścigantów, którzy będą walczyli o pudło ME.
Dziewczyny będą miały możliwość skorzystania ;-)
Dalsza droga przez powiat kwidzyński pokazała, że ze
sklepami w okolicznych miejscowościach nie jest tak źle – namierzyliśmy kilka
dzisiaj otwartych. Także prywatna stacja w Gardei – z 200-300 metrów poza
trasą Maratonu Elbląskiego jest czynna w niedzielę od 6 do 22 i można tam i się
napić, i coś zjeść.
Gardeja jest taką graniczną miejscowością na której
kończą się podjazdy ME. Mniej fajna jest do niej prowadząca DK 55, która nie ma
pobocza i ruch wszystkiego odbywa się na dość wąskiej, za to z dobrą
nawierzchnią jezdni. Poza TIR-ami, które w niedzielę generalnie odpoczywają.
Jest to około 10 km, które wymagają większego skupienia. Nagrodą był zjazd w dolinę Wisły i zaliczenie Okrągłej
Łąki, a potem Nebrowa Wielkiego. Stąd już niedaleko mieliśmy do Marezy u
podnóża kwidzyńskiego kompleksu katedralno-zamkowego na które wspięliśmy się pod
ogromnym, najdłuższym w Europie, gdaniskiem urządzając na koniec małą sesję
foto.
A na koniec schowałem dumę do kieszeni i bezwstydnie
skorzystałem z samochodu Angeliki, żeby już nie kręcić kolejnych 80 km do
Elbląga :-))))
Podsumowanie: Wszystkie założenia zostały zrealizowane, trasa 120 km
Kwidzyn-Kwidzyn została przejechana w 6 godzin brutto. Teraz czas na wyciszenie, serwis roweru, lekkie kręcenie dookoła komina, dbanie o nie
złapanie kontuzji czy infekcji oraz zrobienie warsztatów z wymiany dętki, bo
doprawdy głupio by było przez taki banał przegrać ;-)
Za nami kolejna (1, 2, 3)
i już ostatnia jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na
ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza
próba pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pełnym
przekonaniem pomagam.
Tym razem na trasie zabrakło Sylwii, za to pojawił się ultras, którego
doświadczeniem można by obdzielić spokojnie kilka osób. Robert także
wspierał i doradzał Angelice, na co zwracać uwagę w przygotowaniach.
Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- jak najszybsze przejechanie ostatnich, finiszowych 75 kilometrów Maratonu
Elbląskiego, w limicie
czasu ściągawki,
- godzinny sprint z utrzymaniem stałej prędkości minimum 25 km/h,
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego od km 367 Dworek (most nad Wisłą)
do mety
w Elblągu na 442 km,
- dalsze testy nawigacji i naukę posługiwania się programem OsmAnd.
Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 15. Stara DK 7 szybko i sprawnie
przeprowadziła nas nad Wisłę, gdzie tuż przed mostem na Wiśle w Kiezmarku wjechaliśmy
na trasę Maratonu Elbląskiego. Po drodze zauważałem ciekawe zjawisko zmiany
kierunku wiatru, który na wyjeździe z Elbląga pchał nas, a gdzieś tam od Nogatu
zaczął wiać od morza. Plan sprintu uległ więc szybkiej modyfikacji i zamiast od
Mikoszewa zaczął się już przed Nowym Dworem Gdańskim. Bo co to za sprint, jak
wieje w plecy. Trudno miało być!
Angelika tempo wytrzymała, o Roberta – jadącego na Wigry
3 – nie martwiłem się ;-) Dłuższy,
parominutowy postój zrobiliśmy w Dworku, po 37 km jazdy i dwóch godzinach jazdy
brutto. Dalej pojechaliśmy na północ,
wzdłuż Wisły, którą mieliśmy okazję podziwiać z nowej drogi rowerowej na
wiślanym wale od Drewnicy do Mikoszewa. Będzie ona wykorzystana na Maratonie
Elbląskim po raz pierwszy.
Zanim tam wjechaliśmy musieliśmy z ostrożnością pokonać dość paskudne szczeliny
dylatacyjne na zwodzonym moście nad Szkarpawą w Drewnicy, które stanowią realne
zagrożenie dla opon 28 mm i węższych. Vide galeria. Będę jeszcze o tym mówił na
odprawie startowej. Wspomnę także, że co
najmniej jeden sklep w Drewnicy, nieopodal zabytkowego wiatraka, będzie czynny
i już czeka na Was w niedzielę 11 czerwca.
No i przed samym wjazdem na nowiutki asfalt wspomnianej drogi
rowerowej czeka Was 180 metrów niemieckiego bruku, możliwego do ominięcia
piaskowym poboczem. A potem 5 km wiślanych widoków zakończonych bufetem i
takimi leżakami jak widać na fotce powyżej :-) W Mikoszewie odwiedziliśmy sklep, gdzie zostały skonsumowane
lody, pobrane napoje – było cały czas ciepło w granicach 18-19 stopni, co przy
tym tempie jazdy było optymalne – i ruszyliśmy DW 501 do Jantara.
Według ściągawki
z Mikoszewa do Elbląga jest 64 km na które macie maksymalnie 3,5 godziny czasu.
My wyjechaliśmy stamtąd o godzinie 18, żeby dotrzeć na metę do Elbląga o
21. Oczywiście nie da się porównać 1:1
jazdy z 367 km w nogach do jazdy bez tego ,,bagażu” ;-) Jechaliśmy szybko, za
to odpoczywając kilka razy zupełnie nie w stylu ,,ultra”.
Wiatr momentami napędzał, momentami wiał z boku, a były
też chwile że w twarz. Widać zresztą, że trasa po Żuławach i Mierzei nie jest
ustawiona w jedną stronę.
Jednolity w miarę kierunek jazdy ustalił się w okolicach Rybiny, ale to nie oznaczało
jazdy z wiatrem do samego Elbląga. W okolicach Nogatu ponownie wrócił wschodni
wiatr i ostatnie km były inne.
Do miasta wpadliśmy ze średnią z całości trasy 24 km/h co
jest dobrym wynikiem, bo jest z czego schodzić. Schodzić, bo taka średnia w
kontekście całej 444 km trasy nie jest potrzebna do jej przejechania w 24
godziny. A takie jest przecież założenie startowe Angeliki :-)
Pod zamkniętą bramą PTTK zrobiliśmy sobie fotki i tutaj pozostało się rozstać i
udać na zasłużony odpoczynek. Dzięki za wspólne kręcenie i pogaduchy.
Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane w 100%. Nic dodać, nic ująć. Angelika utrzymała koło dwóm ultrasom, którzy nie ukrywali - no, może trochę - że chcą wymęczyć adeptkę ultra na pozornie łatwych Żuławach Wiślanych. Teraz pozostaje odliczać dni do weekendu 10-11 czerwca i spokojnie sobie kręcić km :-)
Motto: ,,Mam dość nietrafionych prognoz pogody" :-(
Zanim podsumuję wycieczkę, w trzech zdaniach odniosę się
do jej motta. Wkur …. mnie jak prognozy
mówią o poranku na poziomie +10 stopni, a ostatecznie kończy się na … +3! Jak
tak można się mylić? Ostatni raz zostawiłem w domu ciepłe rękawiczki – znudziło
mi się prowadzić rozgrzewki na trasie.
A teraz do meritum :-)
Za nami kolejna (1,
2) już jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na ultra
dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba
pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego.
Tym razem na trasie zabrakło Roberta, za to wróciła
Sylwia, aktualna mistrzyni Maratonu Elbląskiego, aby przypomnieć sobie trasę,
którą 10 czerwca wspólnie z Angeliką będą pokonywać i treningowo ją przejechać.
Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- przejechanie bez spania całej nocy od zachodu do wschodu słońca zgodnie z tą ściągawką ,
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego (ME) od Elbląga do wsi Drużno na
160 km,
- jazdę z nawigacją oraz dalsze testy oświetlenia, ustawień i odzieży,
- próbę poprawienia rekordu życiowego Angeliki w jeździe non stop wynoszącego
207 km.
Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 19, tak żeby jak najdokładniej
odwzorować realną sytuację w dniu 10 czerwca, momencie startu ME 2023. Na
starcie pojawili się zapisani zawodnicy, jak też i osoby które bez związku z
imprezą chciały spędzić noc na rowerowym siodełku. Wzorcowa pogoda na pewno
ułatwiła wyjście z domu w sumie 16 rowerzystkom i rowerzystom.
Grupa ,,ścigantów” szybko zniknęła nam z
oczu i już po paru kilometrach kręciliśmy korbami z Angeliką, Sylwią i
Albertem, dla którego to także będzie debiut w ME. Spokojnym tempem pokonywaliśmy najtrudniejsze wzniesienia
na trasie maratonu, szczęśliwie umiejscowione na samym początku trasy i na
pierwszy 5 minutowy postój zatrzymaliśmy się we Fromborku, pod pomnikiem
Kopernika. Tutaj odłączył się od nas
Marcin Chruszczyk, aktualny mistrz Maratonu Elbląskiego, który podczas
indywidualnego treningu dołączył do nas na kilka km od Krzyżewa. Była okazja do
rozmowy i jazdy w prawdziwie mistrzowskim otoczeniu ;-)
Chwilę potem wjeżdżaliśmy już do Braniewa i zajęliśmy miejsca
na jednym z dwóch lokalnych Orlenów, żeby zjeść i napić się przed czekającą na
trasie ME ,,dziurą” cateringową z Braniewa do Pasłęka. Pamiętajcie o tym 10
czerwca ;-)
Braniewo na spokojnie opuściliśmy o 21:40 na 20 minut
przed maksymalnym czasem pobytu w tym mieście. Krajową drogą nr 54 dotarliśmy w piątkę do Gronowa – dołączył do nas Marek z
Braniewa – gdzie trasa ME skręca na
wschód i gdzie zaczęły się pustkowia strefy granicznej.
Strefy, gdzie chwilę potem minęliśmy patrol Straży
Granicznej a potem to do rana może pojawiło się z 10 samochodów. Dobry asfalt
drogi krajowej został zastąpiony słabą nawierzchnią drogi w kierunku
Grzechotek, która dopiero po dotarciu do S22 uległa poprawie. Całkiem dobrze zrobiło się od Żelaznej Góry
na odcinku do Lelkowa. W tym ostatnim nadszedł czas ubrać nogawki, rękawki i
zmienić rękawiczki bo ciepło wieczoru było już wspomnieniem i trwała chłodna,
warmińska, bezchmurna i stylowo gwiaździsta
noc. Lelkowo opuściliśmy o godzinie
23:30, czyli z półgodzinnym zapasem czasu względem maksimum.
Odcinek do Pieniężna to jazda slalomem między połatanym i
spękanym asfaltem, bardzo słabą ale na szczęście nie dziurawą nawierzchnią. No
i generalnie z górki. Naszej piątce
udało się to pokonać bez strat w sprzęcie i niebawem lecieliśmy obwodnicą
Pieniężna, mijając centrum miasta.
Teraz czekał na nas odcinek do Ornety, nieco lepszy chociaż zapamiętany przeze mnie z pierwszej edycji z awarii dętkowo-oponowych.
Tym razem nic takiego nie nastąpiło i do uśpionego miasta wjechaliśmy około
godziny 1, mając też godzinę przewagi nad grafikiem.
Od Ornety w końcu można było rozwinąć skrzydła, bo nowy
asfalt aż do Pasłęka temu bardzo sprzyjał. Z jednym postojem na przystanku w Klusajnach
osiągnęliśmy Pasłęk o godzinie 2:20, zwiększając przewagę do 100 minut względem
grafiku. Jak tak pojedziecie nockę 10/11 czerwca to będzie spoko :-)
W Pasłęku zajechaliśmy na stację Lotosu przy starej
drodze krajowej nr 7, ale coś tam był problem z ekspresem do kawy i i ostatecznie nikt niczego ciepłego nie kupił. Tym samym zakończył się na chwilę pierwszy odcinek
pagórków na trasie Maratonu Elbląskiego i teraz czekał nas krótki przelot przez
Żuławy Elbląskie. Szybko minął, a że z planowanego wcześniej Drużna było za
wcześnie wracać do Elbląga, to grupa postanowiła kręcić dalej po trasie.
Wydłużyliśmy nasz pobyt o Jelonki – gdzie będę na Was
czekał podczas ME i tutaj nikomu nie uda się zamulać :-)) – i Marwicę, aby z trasy ME zjechać przed
Rychlikami, utrzymując cały czas 100 minut przewagi nad grafikiem. Nie wspomniałem, ale od Pasłęka zaczął się daleki świt,
nieboskłon robił się coraz bardziej niebieski a w końcu pomarańczowy. Tutaj też
temperatura zaczęła osiągać swoje minima, i jak u mnie termometr zatrzymał się
na +4, tak Marka Garmin pokazał
wspomniane +3. Wszystko daleko od prognozowanych +10, co zresztą sam
dobrze czułem na swoich dłoniach, prawej zwłaszcza.
Szacun w tym miejscu dla Alberta, który całą nockę
pokonał w skarpetach kompresyjnych. Niezła odporność, godna prezesa Malborskich
Morsów :-)
Do Elbląga dotarliśmy przez odcinek specjalny po płytach
przy szkole w Stankowie i dalej już normalnym asfaltem przez Krzewsk i Żurawiec
osiągnęliśmy Raczki Elbląskie. Tutaj na moście nad Tiną wyłonił się naszym
oczom Andrzej, jadący trasę z pierwszą grupą, który w tym miejscu sposobił się do fotografowania
nadchodzącego wschodu Słońca.
Zatrzymaliśmy się i my, Sylwia do pracy miała jeszcze
sporo czasu i mało kilometrów, więc te kilkanaście minut można było poczekać.
Łapska miałem już tak przemrożone, że sam nie wiem jak udało się te kilka zdjęć
zrobić ;-)
Jednak wschód to wschód, to coś co sprawia, że wie się po
co spać, jak można jechać i oglądać to wspaniałe i zawsze inne zjawisko. Nad Tiną,
po pokonaniu około 190 km jeszcze wschodu nie widziałem. Słońce wyszło zza
wzgórz Wysoczyzny Elbląskiej i możecie to zobaczyć w galerii.
W Elblągu pozostało rozprowadzić Sylwię do pracy – szok,
to dopiero hardcore !!! – Alberta i Angelikę na Wysoczyznę Elbląską i w końcu
siebie do domu na bardzo, bardzo solidne śniadanie :-)) Dziękuję wszystkim kręcącym tej nocy za wspólną jazdę, harpagonom
z pierwszej grupy także. Czułem Was duchem i widziałem ślady na asfalcie ;-)
Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane przez Angelikę w 99%. Nocka została
przejechana bez snu, trasa została obejrzana, sprawdzona i utrwalona w pamięci
a warunki pogodowe na ranem nie złamały ducha walki adeptki ultra. Nowa życiówka, bo tutaj wyszło jej 202 km, będzie
ogarnięta jak sądzę - przy okazji - na Maratonie Elbląskim, bo po co się
rozdrabniać ;-)
Jest moc, jest charakter, jest determinacja!
Co do planów, to warto jeszcze, aby osoby zapisane przejechały sobie ostatnie
50-60 km trasy, tak aby poznać finisz Maratonu Elbląskiego. Finisz, na którym
może się decydować, czy ktoś się zmieści,
czy nie zmieści w limicie 24 godzin
czasu przeznaczonego na przejechanie 444 km. Naprawdę, dobrze znać tę końcówkę,
jechaną już na ekstremalnym zmęczeniu.
Ale to już każdy we własnym zakresie ogarnie czy, kiedy i
gdzie to zrobić ;-)
Na bufecie w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Jeszcze nieczynne ;-)
Z iloma ultrasami jechała Angelika? Dwóch Robertów :-)
Dwóch Marków :-)
Wstąpiła do Piekła, po drodze jej było ;-)
Szanująca się nocna jazda musi mieć postój na przystanku autobusowym. Każdy ultras to wie ;-) Tu spania nie było :-))
Na przyjaciół zawsze można liczyć :-) Jędruś w Nowym Stawie otworzył się dla nas pół godziny przed czasem. To było dobre, to było smaczne. Dzięki!
Za nami kolejna jazda z Angeliką przygotowującą się do
swojego debiutu na ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba pokonania
trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pewną taką nieśmiałością
pomagam.
Tym razem na trasie
zabrakło Sylwii, za to pojawił się ultras, którego doświadczeniem można by
obdzielić spokojnie kilka osób. Robert
także wspierał i doradzał Angelice, na co zwracać uwagę w przygotowaniach.
Założenia dzisiejszej
trasy obejmowały:
- przejechanie bez
spania całej nocy od zachodu do wschodu słońca,
- analizę terenową
trasy Maratonu Elbląskiego od wsi Drużno na 160 km trasy do Kamieńca na
kilometrze 200 oraz od wsi Mareza na 290 km do wsi Dąbrowa na 344 km Maratonu
Elbląskiego,
- próbę poprawienia
rekordu życiowego Angeliki w jeździe non stop wynoszącego 150 km,
- dalsze testy
oświetlenia, akcesoriów i odzieży.
Na trasę ruszyliśmy
z Elbląga o godzinie 20, kiedy to słońce chyliło się ku zachodowi. Jadąc pod przeciwny, wschodni wiatr dotarliśmy
do Komorowa Żuławskiego, gdzie stopniowo skręcając na południe i zachód
zaczęliśmy czerpać korzyść z jego
energii.
Pierwszy postój mieliśmy przy remizie w Jelonkach, gdzie w
nocy z 10 na 11 czerwca będę czekał na zawodników Maratonu Elbląskiego na
bufecie i punkcie kontrolnym. Dalsze
kilometry to pagórki Krainy Kanału Elbląskiego w Rychlikach, Myślicach i
Przezmarku, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę.
Dalej jechaliśmy w
ciepłą, na poziomie +10 stopni, noc przez Stary Dzierzgoń i Kamieniec. W tym
ostatnim zjechaliśmy z trasy Maratonu Elbląskiego aby przez Prabuty dotrzeć do
Kwidzyna. Krótką przerwę techniczną mieliśmy na Orlenie w Prabutach, a główny
postój kawowo-żywieniowy zaliczyliśmy na
Orlenie w Kwidzynie. Byliśmy tam o godzinie 0:30, więc idealnie było wypić coś
prewencyjnie otwierającego oczy przed pozostałą setką kilometrów i zjeść
niekoniecznie słodkiego ;-)
Z Kwidzyna ostrym
zjazdem do Marezy ponownie zjawiliśmy się na trasie Maratonu Elbląskiego i zaczęliśmy
pedałowanie po zupełnie płaskiej dolinie Dolnej Wisły i dalej Żuławach
Wiślanych. I tak jak po płaskim jedzie się bez większego trudu, tak teraz jazdę
zaczęły ,,uprzyjemniać” słabiutkie asfalty okolic Białej Góry i Piekła z
dziurawą kumulacją w rezerwacie Las Mątawski. Tak słabe, że 3 km płyt betonowych
między wsiami Kłosowo a Mątowy Małe powitaliśmy z radością, pomimo całkowitych
ciemności. Podczas Maratonu Elbląskiego 2023 ten odcinek będzie jechany w
pełnym dniu, więc będzie jeszcze lepiej.
Na wschodzie dało
się widzieć niebieściejące niebo, co oznaczało że zaczyna się wschód słońca. Temperatura
była stabilna i tym razem przy pojawieniu się naszej życiodajnej gwiazdy nie
spadła. Co często się zdarza.
Zbliżając się do Nowego
Stawu rozmarzyłem się o godzinie 5 że
może uda się kupić ciepłą, świeżą drożdżówkę z lokalnej cukierni-piekarni
Jędruś. Od zaplecza oczywiście, ale co tam ;-) Zaplecze było zamknięte, ale od frontu
udało się wejść dzięki uprzejmości znajomej, jędrusiowej ekipy. Zostaliśmy
obsłużeni pół godziny przed otwarciem. Drożdżówki, kawa, herbata. Tak to można
kręcić trasy z cyklu ,,Po co spać, jak można jechać”.
Nowy Staw opuściliśmy
zatem pełni sił – o ile można mówić o siłach po całonocnym pedałowaniu – i gotowi na podjęcie walki z całkowicie przeciwnym
wiatrem. Na Żuławach to jest zawsze trudne
zadanie, a jak ma się w nogach 160 km to już całkiem. Nie uderzając frontalnie
na wschód a jadąc nieco zakosami przez Lubieszewo, Tuję i NDG zmniejszaliśmy stopniowo odległość od
Elbląga. No, ale w końcu pojawiliśmy się na starej DK 7, a tam to już same
proste odcinki były.
Angelika jechała
sobie za nami, w jakimś tam tunelu aerodynamicznym tworzonym przez nasze wątłe
sylwetki :-) I kiedy już myśleliśmy z Robertem, że tak się doturlamy do miasta to na wyjeździe z Kmiecina młoda adeptka
pokazała dziadkom, jak się podjeżdża wiadukty, pod wiatr podjeżdża! :-))
Szczęki nam nieco
opadły, no ale ona tego na szczęście nie widziała :-)) Sytuację szybko
opanowaliśmy, bo my też swój honor mamy ;-)
Z jednym postojem na
MOR EV10/EV13 w Solnicy w końcu dotarliśmy do Elbląga. Tutaj pozostało się
rozstać i udać na zasłużony odpoczynek. Dzięki za wspólne kręcenie i pogaduchy.
Podsumowanie:
Powyższe założenia
zostały zrealizowane w 100%. Nocka została przejechana bez snu, trasa została
obejrzana i sprawdzona, a – co najważniejsze – Angelika poprawiła w dobrym stylu o 57 km swoją życiówkę
dołączając – przy okazji – do dużego i
rosnącego grona osób, które dokonały tego w moim towarzystwie. Obecny wynik
207 km z czasem 12 godzin brutto i 1008 metrami przewyższeń wskazuje, że szanse
na sukces podczas weekendu 10 /11 czerwca są coraz większe.
Jest moc, jest
charakter, jest determinacja :-)
Co do planów, to przewiduję jeszcze jazdę całonocną z
Elbląga do Pasłęka (dokładnie do Drużna) po trasie Maratonu Elbląskiego. Start
odbędzie się dokładnie w godzinie Maratonu Elbląskiego i w zgodzie ze ściągawką. Dystans do pokonania będzie wynosił 160 km po
trasie ME i jeszcze z 15 km dojazdu do Elbląga. Termin będzie podany z
wyprzedzeniem, dostępny dla wszystkich zapisanych i jeszcze się wahających :-)
Dni do
Maratonu Elbląskiego ubywają nieubłaganie, a doświadczenie mówi, że będą biec
jeszcze szybciej ;-)
Pogoda nie mogła więc stanąć na przeszkodzie w odbyciu jazdy testowej dla
zawodniczek zamierzających pokonać w dobę 10-11 czerwca 444 km trasy dookoła
dawnego województwa elbląskiego.
Parę
startową stanowiła mieszanka doświadczenia i entuzjazmu, czyli Sylwia – aktualna
mistrzyni Maratonu Elbląskiego oraz Angelika – debiutantka na ultra, dla której
to będzie pierwsza próba pokonania trasy i rekordu życiowego, w czym z pewną taką nieśmiałością pomagam.
Założeniem wyjazdu było: - pokazanie, omówienie i nauczenie pierwszych 50
kilometrów imprezy, do Braniewa włącznie, tak aby oszczędzać nawigację tam,
gdzie jej użycie nie jest konieczne oraz nie być zaskoczonym ilością i stylem
podjazdów,
-
przyjrzenie się braniewskim Orlenom, aby zaplanować efektywną strategię ich
wykorzystania w dniu próby,
- i rzecz najważniejsza: należało sprawdzić,
czy maksymalny limit czasowy dla Braniewa określony w ściągawce jest dla dziewczyn osiągalny.
W gratisie
dostaliśmy od pogody – do powyższych
założeń – lekki łomot deszczowy, co na
pewno nie ułatwiło jazdy, a zwłaszcza zjazdów, a już całkiem samodzielnie dziewczyny
zdecydowały o wydłużeniu trasy objazdu do Gronowa, gdzie trasa maratonu skręca
na wschód.
Elbląg opuściliśmy
kilka minut po godzinie 18 w strugach deszczu, który w okolicach Rubna przeszedł
na chwilę w ulewę. Także wejście w wycieczkę było wzorcowe, hitchockowe ;-) Na trasie padało na nas regularnie do
Suchacza, potem chwilę za Tolkmickiem a ostatecznie deszcz odstąpił przed
Braniewem. Wszystko precyzyjnie i zgodnie z prognozami, które oczywiście znaliśmy
:-)
Dziewczyny
pokonały trzy główne górki bez problemów, bez postojów i jakby bez wysiłku.
Dłuższy, 6 minutowy, postój zrobiliśmy na rynku w Tolkmicku, gdzie nieco mokrej
odzieży wylądowało w sakwach, a w zamian wyjąłem stamtąd trochę suchych gadżetów
z których skorzystała głównie Angelika. Niestety, w sakwie zabrakło butów i skarpetek :-))
Do Braniewa
na Orlen wyjazdowy przy DK 54 dotarliśmy o godzinie 20:40, co wypełniło idealnie czas 3 godzin
przewidziany w ściągawce maratonowej. Nadszedł czas na ogarnięcie ciepłych napojów i
przyjrzenie się ofercie tego niezbyt wypasionego Orlenu. Mieliśmy na to około
30 minut co dziewczyny wykorzystały w całości.
Tutaj też
zapadła decyzja dokręcenia łącznie 12 km (tam i z powrotem) do granicy z Rosją
w Gronowie. Rzuciliśmy okiem na zakręt trasy maratonu na wschód i ruszyliśmy do
Elbląga.
Po powrocie
do Braniewa zajrzeliśmy jeszcze na drugi Orlen przy drodze wojewódzkiej nr 504
(DW 504), który był już nieczynny. Droga krajowa nr 54 (DK 54) doprowadziła nas
w mgłach do węzła Chruściel na S22 a dalej jechaliśmy w całkowitym spokoju.
Spokoju samochodowym, bo mgły i świecące oczy na poboczu nakazywały zachować wzmożoną
czujność.
Droga
techniczna przy S22 doprowadziła nas do Kamiennika Wielkiego, gdzie skręciliśmy
na Milejewo, zdobywając tym samym szczyt Wysoczyzny Elbląskiej. Dziewczyny nawet nie pisnęły, że o spaniu nie wspomnę :-)
Stąd
pozostało zjechać do Elbląga, gdzie najpierw Angelika udała się na zasłużony odpoczynek,
a z Sylwią udaliśmy się na Stare Miasto, gdzie czekał na nią mąż w samochodzie,
którym pojechali do domu.
Przejechaliśmy
łącznie około 110 km uzyskując prawie 1000 metrów przewyższeń! (na całym
Maratonie Elbląskim jest 2187 metrów).
To nie była
łatwa wycieczka, nieprzypadkowo zresztą tak zaplanowana. Doświadczenia trudnych treningów są bezcenne w
przypadku jechania imprezy w warunkach podobnych. A jak 10 czerwca będzie świeciło
słońce to tylko się cieszyć ;-)
Szacunek
dla Pań za podjęcie próby i eleganckie
pokonanie niełatwej trasy. Mam nadzieję, że się podobało – bo mi bardzo ;-) To była bardzo ładna –
faktycznie i w przenośni – nocka.
Co do
planów, to przewiduję jeszcze jazdę całonocną z Elbląga do Pasłęka (dokładnie
do Drużna) po trasie Maratonu Elbląskiego. Start odbędzie się dokładnie w
godzinie Maratonu Elbląskiego i w zgodzie ze ściągawką. Dystans do pokonania będzie wynosił 160 km po trasie ME i
jeszcze z 15 km dojazdu do Elbląga. Termin będzie podany z wyprzedzeniem, dostępny
dla wszystkich zapisanych i jeszcze się wahających :-)
Tym razem uczestniczyłem w imprezie z pozycji organizatora (bufet w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim), także fotki są innego rodzaju a i kilometrówka jakby nietypowa maratonowo ;-) Gratulacje dla wszystkich zwycięzców, finiszerów i uczestników.
W taki to sposób poznaliśmy zwycięzców Maratonu Elbląskiego 2022. Ultra królowanie na najbliższy rok objęli: Marcin Chruszczyk i Sylwia Kopaczewska, najlepsi w swoich kategoriach finiszerzy maratonu.
Była to najtrudniejsza - z uwagi na pogodę - edycja imprezy, która przebiegała pod znakiem deszczu i chłodu. Z szesnastu osób które ostatecznie wyruszyły na trasę do mety dojechało 11. Powodami wycofań były nieusuwalne na trasie awarie sprzętu lub kontuzje.
Była to także pierwsza edycja podczas której pojawiła się możliwość obserwowania i kibicowania zawodnikom poprzez serwis BBTracker https://me2022.bbtracker.pl/, po raz pierwszy mieliście na trasie bufety i ciepły posiłek na mecie oraz statuetki dla najlepszych.
Po raz pierwszy Maraton Elbląski miał także formalnego organizatora, zatem bardzo dziękuję Leszkowi Marcinkowskiemu, prezesowi PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej, za to że mi nie odmówił i impreza w takim kształcie mogła dojść do skutku
Przy organizacji Maratonu Elbląskiego nieoceniony wkład wnieśli: Marcin Koszyński - autor medalu, numerów startowych i wszystkich grafik, Robert Woźniak i Adam Wadecki, Sklep-Salon Rowerowy Wadecki - obsługa punktu w Białej Górze, Robert Janik, BBTracker - właściciel i obsługujący system BBTracker, Adriana Strukowicz - wsparcie biura zawodów.
Dziękuję także Leszkowi Sarnowskiemu - Staroście Sztumskiemu, za pomoc przy utworzeniu bufetu w marinie Biała Góra nad Nogatem oraz Zbigniewowi Lichuszewskiemu Wójtowi Gminy Rychliki za pomoc w utworzeniu bufetu w świetlicy w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Dziękuję także strażakom OSP z Jelonek za wsparcie udzielone zawodnikom na punkcie.
Film dzięki uprzejmości Łukasza Jatkowskiego (LUKE_HS)
Trzecia edycja maratonu Dookoła Dawnego Województwa Elbląskiego
doczekała się zmiany nazwy na bardziej zwartą i zrozumiałą, brzmiącą po prostu Maraton Elbląski, oraz
doczekała się medali dla finiszerów. Pandemia COVID nie ułatwiła większego
rozwoju imprezy, który chodzi mi po głowie – może rok 2022 będzie bardziej
łaskawy?
Edycja 2021 wróciła na ,,kanoniczną” trasę z roku 2019,
czyli zgodną z ruchem wskazówek zegara, ruchem prawostronnym i pokonywaniem
pagórków Warmii nocną porą. Nie da się ukryć, że jest to wersja łatwiejsza :-)
Na starcie zlokalizowanym na elbląskim Placu Słowiańskim
zjawiła się 20 osobowa grupa rowerzystek i rowerzystów zdecydowanych na walkę
ze swoimi słabościami, przeciwnikami i 444 km trasą zawierającą 2200 metrów przewyższeń. Byli wśród nas debiutanci
na takim dystansie – co mnie szczególnie cieszy, bo to impreza z założenia
będąca wstępem do prawdziwych wyścigów ,,ultra”, byli też starszy wymiatacze,
którzy na niejednym maratonie chleb już jedli. Przybyli też goście spoza
Elbląga, ale nadal z terenu dawnego województwa (Sztum, Lichnowy, Malbork). Były
też osoby mające ,,porachunki” z nieukończonych edycji.
Zegar wyznaczający limit na pokonanie tej trasy zaczął cykać
w sobotę o godzinie 19:00 i miał to czynić do godziny 19:00 w niedzielę. Jak
nietrudno policzyć, na pokonanie trasy było równo 24 godziny, czyli doba. Dużo
i mało zarazem :-)
Ulica Browarna i Mazurska wyprowadziły nas z Elbląga, który opuściła
zwarta grupa i stan ten trwał do rozpoczęcia wspinaczki na Wysoczyznę Elbląską
w Kamionku Wielkim. Tutaj szybko uwidoczniły się różnice sprzętowe i
kondycyjne. Pierwszy postój grupa miała
zaplanowany na braniewskim Orlenie i do tego miejsca każdy podążał swoim
tempem, solo lub w grupach. Sprzyjający
wiatr sprawił, że jazda była raczej szybka, dynamiczna, chociaż nie dla
wszystkich. Za Pogrodziem jeden z kolegów (Arek) wymieniał dętkę, zaś drugi (Marcin)
walczył z uszkodzoną oponą, co ostatecznie zakończyło jego udział w imprezie na
tablicy ,,Braniewo”. Cóż, życie.
Gdy dotarłem na
Orlen, zasadnicza część grupy już w najlepsze delektowała się hot-dogami i
faszerowała kawą na krótką, czerwcową nockę. Widać też było w użyciu nogawki i
rękawki, dla mnie to było zdecydowanie za ciepło i co za tym idzie - przedwcześnie.
Do Braniewa dotarłem w towarzystwie dwóch pań M: Marty i
Magdy z których Magda ukończyła edycję 2020 maratonu, a dla Marty to był debiut w imprezie. Debiut
w ramach przygotowań do P1000J, a może i BBT, także plany wyglądają zacnie. Teraz
celem obu bikerek było zmieszczenie się w limicie czasu, bo ta sztuka Magdzie
się rok temu nie powiodła. Trzecia z dziewczyn, Sylwia, Maraton Elbląski
jechała po raz … czwarty i także walczyła o zmieszczenie się w limicie. Jak to możliwe, skoro to była 3 edycja?
Rowerzystka w
roku 2019 walczyła bowiem dwa razy: raz trasy nie ukończyła, drugi raz
próbowała i ukończyła :-). Sylwia do Braniewa przybyła nieco z tyłu, bo jako
jedyna jechała na rowerze MTB z grubymi oponami. Jak już jesteśmy przy rowerach uczestnikach to jeden z dwóch Marków w
peletonie jechał na rowerze poziomym, jak znalazł na żuławską końcówkę trasy,
ja zaś debiutowałem na mojej szosie, dla której to był jak dotychczas rekordowy
przejazd.
Ostatni do Braniewa dotarł Wiktor z Malborka, senior w
naszym gronie, dla którego tego typu dystans też był debiutem.
Za Braniewem ciemności zaczęły gościć na trasie już na
dobre, chociaż były to takie ciemności nie do końca ciemne. Słońce bowiem
płytko chowa się w czerwcu za horyzont i jego poświata towarzyszyła nas przez cały czas
bezchmurnej nocy.
Zawodnicy mieli przykazane zapisywać ślad gps, albo robić zdjęcia
wirtualnych punktów kontrolnych, tak abym mógł zweryfikować poprawność i
samodzielność przejazdu. Nikt nie miał z tym problemu, większość osób jechała
na elektronicznych nawigacjach zapisujących ślad. Głównym założeniem imprezy
było zmieszczenie się w limicie czasu wszystkich uczestników, także tych z tyłu
;-)
Jadąc przez warmińskie, uśpione wioski porównywałem czasy z
pierwszego przejazdu w roku 2019 (edycja 2020 jechała ,,odwróconą” trasę).
Wyglądało to na razie bardzo, bardzo dobrze. Mieliśmy dobrze ponad godzinę
zaliczki po 100 km. Widziałem jednak, że gorąca niedziela na bezleśnych Żuławach
Wiślanych będzie mocno męcząca, pomimo braku górek i ta zaliczka może zostać
szybko roztrwoniona.
Peleton porwał się na grupki, ja jechałem sporo solo, trochę
z Robertem, z Sylwią, minął mnie też Wiktor gdy przez Lelkowem zdecydowałem się
ubrać. Do Pieniężna wjechałem z Sylwią i Robertem i w tym gronie jechaliśmy w
sumie już do końca. Za Ornetą spotkaliśmy na przystanku Łukasza, Radka, Martę i
Magdę i w tym gronie dotarliśmy do Pasłęka, gdzie przeżyłem lekki szok, gdy
tamtejszy Orlen okazał się być zamknięty. Dwa lata temu był czynny, ale byliśmy
na nim sporo później, a teraz … trzeba
było jechać na pobliski Lotos, wydłużając w ten sposób trasę o całe 3 km.
Tutaj sprzedaż była tylko przez okienko, no, ale w realiach
czerwcowej nocy to nie był problem. Co innego w lutym ;-). Catering szedł na
całego, hot dogi, kawa, zapiekanki, jakieś inne wynalazki bo na trasie na zbyt
wiele sklepów nie można było liczyć.
Z Pasłęka trasa prowadziła nowym wariantem, wykorzystującym
równe asfalty do Rychlik i z Rychlik do Myślic. W ten sposób ominęliśmy mocno
zużyty asfalt DW 526 Pasłęk-Myślice na który wrócimy, jak się poprawi :-)
Pagórki Pojezierza Iławskiego ponownie nieco porwały naszą
grupkę, Sylwia w towarzystwie Roberta ciężko walczyła z każdym podjazdem, ja
miotałem się między przodem a tyłem; spotkaliśmy się z powrotem na rondzie w
Przezmarku. W międzyczasie zakończyła się nocka, świt powitał nas stylowymi
mgłami i równie stylową temperaturą +8. Tak jak mgły szybko opadły, tak
temperatura równie szybko zaczęła rosnąć. Sytuację ratował wiatr z kierunków
północnych, co wskazywało, że od zjazdu w dolinę Wisły będzie pod wiatr, ale
chłodny.
Zanim jednak pojawiła się dolina Wisły i Żuławy Kwidzyńskie,
to zaliczyliśmy Kamieniec, Susz i Kisielice, gdzie na stacji benzynowej
nadszedł czas mało wyrafinowanego śniadania. U mnie był to rogal, kawa i … mieszanka studencka.
Za Kisielicami droga prowadziła innym wariantem do Gardei,
także z uwagi na lepszy asfalt. Ten odcinek pokonałem samotnie, tuż przed
zjazdem do Wisły spotykając Magdę i Martę. Teraz z nimi pokonałem sporo
kilometrów, podziwiając ich pewną, spokojną jazdę. Z czasem pojawili się jeszcze Radek i Łukasz,
którzy w Gardei zjechali na chwilę z trasy do sklepu na stacji benzynowej i w
ten sposób zostali z tyłu.
Na Żuławach odżyła też Sylwia i wraz z Robertem dogoniła nas
w okolicach Korzeniewa. Potem jednak trudy jazdy w pełnym słońcu zaczęły powoli
dawać znać i znowu się porwaliśmy. Dziewczyny
razem, ja samodzielnie, Robert z Sylwią, a chłopaki nie wiadomo gdzie
:-)
Za Białą Górą zaczął się najbardziej upierdliwy odcinek maratonu,
bo asfalty okolic Piekła i Mątowów
Małych pozostawiają od lat sporo do życzenia. Tak bardzo, że wygodnie było
jechać odcinek 2 km po nowych płytach betonowych niż po słabiutkim asfalcie.
W Kończewicach przekroczyłem DK 22 i odtąd nawierzchnia była już coraz lepsza. W
Lisewie spotkałem Radka, który stał na poboczu i jak się potem okazało, właśnie
podejmował decyzję o wycofie. Szkoda, ale za już za rok kolejna okazja …
Spokojnie kręcąc i też odczuwając trudy jazdy dotarłem do Nowej Cerkwi, gdzie
zrobiłem sobie lodowy popas w cieniu drzewa.
Chwilę potem wjechałem do Ostaszewa, gdzie spotkałem Roberta
poszukującego … Sylwii. On robił zakupy, podczas gdy ona pojechała, tylko nie
było wiadomo gdzie. A że od dłuższego czasu wiózł na swoich plecach jej
plecaczek z telefonem, to i nie było jak się z Sylwią skomunikować. Normalnie,
Bareja :-)
Niewiele koledze pomogłem, bo Sylwii nie widziałem. Istniało
ryzyko, że pojechała na wał Wisły, bo z Ostaszewa
to taka prosta droga na niego wiedzie. A że miała rower MTB… Gdzie się ostatecznie
podziewała nie wiem, bo spotkałem ją dopiero przed Marzęcinem, w towarzystwie Marty
i Magdy.
Zanim jednak z Robertem ponownie się spotkałem w Tujsku i je
dogoniliśmy, samodzielnie walczyłem z blachosmrodami wracającymi z Mierzei Wiślanej
po długim weekendzie. Mój pas ruchu w jej kierunku był pusty i dziurawy,
jechałem więc środkiem co skutecznie uniemożliwiało jakiekolwiek wyprzedzanie. Droga
Drewnica-Mikoszewo jest w opłakanym stanie, prawdopodobnie przez budowę kanału
żeglugowego w Nowym Świecie.
Przed Mikoszewem zorientowałem się, że po skręcie w prawo
wiatr znowu będzie pięknie napędzał, co czyniło całkiem realnym dotarcie wszystkich
zawodników w limicie 24 godzin. Czując szybką jazdę zjechałem w Jantarze z trasy, aby uzupełnić
kalorie. Droga na plażę była obstawiona
licznymi barami z jadłem wszelakim. Nie czas było jednak biesiadować, najszybciej
dostałem półmetrową zapiekankę i ruszyłem w drogę.
Drogi zjazdowe znad morza zaczynały się korkować, jadąc w
kierunku morza miałem pusty pas.
Wygodnie i komfortowo. Z Jantara droga prowadziła przez Stegienkę, Rybinę i
Sztutowo z powrotem do Rybiny, skąd obrałem kierunek na Tujsk i Marzęcino. W
Tujsku czekał na mnie Robert, z którym rzuciliśmy się za dziewczynami. Wszystkimi
trzema :-))
Tak jak pisałem wyżej, dogoniliśmy je w Marzęcinie, mając
chwilowe prędkości podchodzące pod 40
km/h! Dochodziła godzina 17:30 i tylko kataklizm mógł spowodować
niezmieszczenie się w limicie czasu. Nic takiego się nie stało i o godzinie
18:10 wjechaliśmy do Elbląga, a o 18:20 zameldowaliśmy się na mecie przy
literach ELBLĄG nad rzeką, nomen omen,
Elbląg. 40 minut przed upływem doby, tak
więc udało się wspaniale :-)
Po serii pamiątkowych zdjęć każdy udał się na zasłużony
odpoczynek. Najpierw na zieloną trawę obok liter, a potem do domu :-)
Gratuluję Karolowi zajęcia pierwszego miejsca w tej edycji
imprezy, wielkie brawa dla wszystkich finiszerów a także tych, którym się teraz
jeszcze nie udało, ale próbowali. Uda się za rok.
Z klasyfikacją można zapoznać się tutaj,
a niebawem czeka nas afterek z wręczeniem okolicznościowych medali i naklejek –
poniedziałek, 28 czerwca o godzinie 18:00 w elbląskim Bistro Burger Tatanka.
Zapraszam także kibiców.