INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 269.183 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążam równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.87 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MÓJ FOTOSIK

FOTOGALERIA



2023baton rowerowy bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

MARATON ELBLĄSKI

Dystans całkowity:2290.00 km (w terenie 1.00 km; 0.04%)
Czas w ruchu:99:45
Średnia prędkość:22.70 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:9009 m
Suma kalorii:42281 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:229.00 km i 11h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
26.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Sobota, 3 czerwca 2023 · | Komentarze 0

Na tydzień przed Maratonem Elbląskim warto zapoznać się z treścią komunikatu startowego :-) 







Dane wyjazdu:
208.00 km 0.00 km teren
08:38 h 24.09 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:26.0
Podjazdy:1461 m

MARATON ELBLĄSKI - SUPLEMENT KWIDZYŃSKI

Niedziela, 28 maja 2023 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Jegłownik-Fiszewo-Krzyżanowo-Żuławka Sztumska-Tropy Sztumskie-Kalwa-Sztum-Postolin-Ryjewo-Brachlewo-Kwidzyn-Prabuty-Susz-Kisielice-Bądki-Gardeja-Nebrowo Wielkie-KWIDZYN

MAPA

GALERIA

Motto: ,,Ekstra - Angelika zna prawie całą trasę Maratonu Elbląskiego" 



Miało już nie być żadnych jazd, ale takie okienka pogodowe to trzeba wykorzystywać. I tak doszło do jazdy nr 5 (1, 2, 3, 4), naprawdę ostatniej, bo już … nie ma co objeżdżać :-)) Zostały jakieś nie mające znaczenia niedobitki, czyli w sumie 28 km.

Angelika przygotowuje się do swojego debiutu na ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego (ME), dla której to będzie pierwsza próba pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pełnym przekonaniem pomagam.

Tym razem na 120 km trasie kręciliśmy kilometry samotnie w towarzystwie solidnie grzejącego słońca i momentami dużego ruchu samochodowego (DK 55 Bądki-Gardeja).

Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego od km 207 – Susz do Marezy pod Kwidzynem na 290 km,
- analizę stacji paliw w Kisielicach i w Gardei,
- analizę czynnych w niedzielę sklepów,
- drobne korekty ustawienia roweru,

Na trasę ruszyłem solo z Elbląga, żeby przez Sztum gdzie zajrzałem na cmentarz, spotkać się z Angeliką w Kwidzynie, do którego przyjechała samochodem. Bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy przez Prabuty do Susza, gdzie wjechaliśmy na trasę ME.

Do Kisielic trwała walka z południowym, ciepłym wiatrem, który jeszcze dał się we znaki podczas jazdy długiej prostej przed Gardeją. Poza tym zaczął sprzyjać i fajnie, jakby tak było za 2 tygodnie.

W Kisielicach chwilę postaliśmy na wahadełku remontowym na DK 16, ale to drobiazg. Tamtejsza stacja Lotosu jest czynna od 6 do 22 i to nie jest dobra wiadomość dla ścigantów, którzy będą walczyli o pudło ME.
Dziewczyny będą miały możliwość skorzystania ;-)

Dalsza droga przez powiat kwidzyński pokazała, że ze sklepami w okolicznych miejscowościach nie jest tak źle – namierzyliśmy kilka dzisiaj otwartych.
Także prywatna stacja w Gardei – z 200-300 metrów poza trasą Maratonu Elbląskiego jest czynna w niedzielę od 6 do 22 i można tam i się napić, i coś zjeść.

Gardeja jest taką graniczną miejscowością na której kończą się podjazdy ME. Mniej fajna jest do niej prowadząca DK 55, która nie ma pobocza i ruch wszystkiego odbywa się na dość wąskiej, za to z dobrą nawierzchnią jezdni. Poza TIR-ami, które w niedzielę generalnie odpoczywają. Jest to około 10 km, które wymagają większego skupienia.
Nagrodą był zjazd w dolinę Wisły i zaliczenie Okrągłej Łąki, a potem Nebrowa Wielkiego. Stąd już niedaleko mieliśmy do Marezy u podnóża kwidzyńskiego kompleksu katedralno-zamkowego na które wspięliśmy się pod ogromnym, najdłuższym w Europie, gdaniskiem urządzając na koniec małą sesję foto.

A na koniec schowałem dumę do kieszeni i bezwstydnie skorzystałem z samochodu Angeliki, żeby już nie kręcić kolejnych 80 km do Elbląga :-))))

Podsumowanie:
Wszystkie założenia zostały zrealizowane, trasa 120 km Kwidzyn-Kwidzyn została przejechana w 6 godzin brutto. Teraz czas na wyciszenie, serwis roweru, lekkie kręcenie dookoła komina, dbanie o nie złapanie kontuzji czy infekcji oraz zrobienie warsztatów z wymiany dętki, bo doprawdy głupio by było przez taki banał przegrać ;-)

Zostało 12 dni …







Dane wyjazdu:
127.00 km 0.00 km teren
05:15 h 24.19 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:297 m

MARATON ELBLĄSKI - FINISZ 2023

Sobota, 20 maja 2023 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Jazowa-Nowy Dwór Gdański-Dworek-Drewnica-Mikoszewo-Jantar-Sztutowo-Rybina-Tujsk-Marzęcino-Kazimierzowo-Helenowo-ELBLĄG

MAPA

GALERIA

Motto: ,,To powinno się udać" :-)




Za nami kolejna (1, 2, 3) i już ostatnia jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pełnym przekonaniem pomagam.

Tym razem na trasie zabrakło Sylwii, za to pojawił się ultras, którego doświadczeniem można by obdzielić spokojnie kilka osób. Robert także wspierał i doradzał Angelice, na co zwracać uwagę w przygotowaniach.

Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:

- jak najszybsze przejechanie ostatnich, finiszowych 75 kilometrów Maratonu Elbląskiego, w limicie
czasu ściągawki,

- godzinny sprint z utrzymaniem stałej prędkości minimum 25 km/h,

- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego od km 367 Dworek (most nad Wisłą) do mety
w Elblągu na 442 km,

- dalsze testy nawigacji i naukę posługiwania się programem OsmAnd.

Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 15. Stara DK 7 szybko i sprawnie przeprowadziła nas nad Wisłę, gdzie tuż przed mostem na Wiśle w Kiezmarku wjechaliśmy na trasę Maratonu Elbląskiego. Po drodze zauważałem ciekawe zjawisko zmiany kierunku wiatru, który na wyjeździe z Elbląga pchał nas, a gdzieś tam od Nogatu zaczął wiać od morza. Plan sprintu uległ więc szybkiej modyfikacji i zamiast od Mikoszewa zaczął się już przed Nowym Dworem Gdańskim. Bo co to za sprint, jak wieje w plecy. Trudno miało być!

Angelika tempo wytrzymała, o Roberta – jadącego na Wigry 3 – nie martwiłem się ;-) Dłuższy, parominutowy postój zrobiliśmy w Dworku, po 37 km jazdy i dwóch godzinach jazdy brutto. Dalej pojechaliśmy na północ, wzdłuż Wisły, którą mieliśmy okazję podziwiać z nowej drogi rowerowej na wiślanym wale od Drewnicy do Mikoszewa. Będzie ona wykorzystana na Maratonie Elbląskim po raz pierwszy.

Zanim tam wjechaliśmy musieliśmy z ostrożnością pokonać dość paskudne szczeliny dylatacyjne na zwodzonym moście nad Szkarpawą w Drewnicy, które stanowią realne zagrożenie dla opon 28 mm i węższych. Vide galeria. Będę jeszcze o tym mówił na odprawie startowej. Wspomnę także, że co najmniej jeden sklep w Drewnicy, nieopodal zabytkowego wiatraka, będzie czynny i już czeka na Was w niedzielę 11 czerwca.

No i przed samym wjazdem na nowiutki asfalt wspomnianej drogi rowerowej czeka Was 180 metrów niemieckiego bruku, możliwego do ominięcia piaskowym poboczem. A potem 5 km wiślanych widoków zakończonych bufetem i takimi leżakami jak widać na fotce powyżej :-)
W Mikoszewie odwiedziliśmy sklep, gdzie zostały skonsumowane lody, pobrane napoje – było cały czas ciepło w granicach 18-19 stopni, co przy tym tempie jazdy było optymalne – i ruszyliśmy DW 501 do Jantara.

Według ściągawki z Mikoszewa do Elbląga jest 64 km na które macie maksymalnie 3,5 godziny czasu. My wyjechaliśmy stamtąd o godzinie 18, żeby dotrzeć na metę do Elbląga o 21. Oczywiście nie da się porównać 1:1 jazdy z 367 km w nogach do jazdy bez tego ,,bagażu” ;-) Jechaliśmy szybko, za to odpoczywając kilka razy zupełnie nie w stylu ,,ultra”.

Wiatr momentami napędzał, momentami wiał z boku, a były też chwile że w twarz. Widać zresztą, że trasa po Żuławach i Mierzei nie jest ustawiona w jedną stronę.
Jednolity w miarę kierunek jazdy ustalił się w okolicach Rybiny, ale to nie oznaczało jazdy z wiatrem do samego Elbląga. W okolicach Nogatu ponownie wrócił wschodni wiatr i ostatnie km były inne.

Do miasta wpadliśmy ze średnią z całości trasy 24 km/h co jest dobrym wynikiem, bo jest z czego schodzić. Schodzić, bo taka średnia w kontekście całej 444 km trasy nie jest potrzebna do jej przejechania w 24 godziny. A takie jest przecież założenie startowe Angeliki :-)

Pod zamkniętą bramą PTTK zrobiliśmy sobie fotki i tutaj pozostało się rozstać i udać na zasłużony odpoczynek. Dzięki za wspólne kręcenie i pogaduchy.

Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane w 100%. Nic dodać, nic ująć. Angelika utrzymała koło dwóm ultrasom, którzy nie ukrywali - no, może trochę - że chcą wymęczyć adeptkę ultra na pozornie łatwych Żuławach Wiślanych. Teraz pozostaje odliczać dni do weekendu 10-11 czerwca i spokojnie sobie kręcić km :-)





Dane wyjazdu:
213.00 km 1.00 km teren
09:15 h 23.03 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:3.0
Podjazdy:1198 m

MARATON ELBLĄSKI - DUŻY OBJAZD TRASY 2023

Sobota, 13 maja 2023 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Suchacz-Tolkmicko-Pogrodzie-Frombork-Braniewo-Gronowo-Żelazna Góra-Lelkowo-Pieniężno-Orneta-Pasłęk-Jelonki-Wysoka-Nowe Dolno-Krzewsk-Raczki Elbląskie-ELBLĄG

MAPA

GALERIA

Motto: ,,Mam dość nietrafionych prognoz pogody"  :-(


 

Zanim podsumuję wycieczkę, w trzech zdaniach odniosę się do jej motta. Wkur …. mnie jak prognozy mówią o poranku na poziomie +10 stopni, a ostatecznie kończy się na … +3! Jak tak można się mylić? Ostatni raz zostawiłem w domu ciepłe rękawiczki – znudziło mi się prowadzić rozgrzewki na trasie.

A teraz do meritum :-)

Za nami kolejna (1, 2) już jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego.

Tym razem na trasie zabrakło Roberta, za to wróciła Sylwia, aktualna mistrzyni Maratonu Elbląskiego, aby przypomnieć sobie trasę, którą 10 czerwca wspólnie z Angeliką będą pokonywać i treningowo ją przejechać.

Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- przejechanie bez spania całej nocy od zachodu do wschodu słońca zgodnie z
tą ściągawką ,
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego (ME) od Elbląga do wsi Drużno na 160 km,
- jazdę z nawigacją oraz dalsze testy oświetlenia, ustawień i odzieży,
- próbę poprawienia rekordu życiowego Angeliki w jeździe non stop wynoszącego 207 km.

Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 19, tak żeby jak najdokładniej odwzorować realną sytuację w dniu 10 czerwca, momencie startu ME 2023. Na starcie pojawili się zapisani zawodnicy, jak też i osoby które bez związku z imprezą chciały spędzić noc na rowerowym siodełku. Wzorcowa pogoda na pewno ułatwiła wyjście z domu w sumie 16 rowerzystkom i rowerzystom.

Grupa ,,ścigantów” szybko zniknęła nam z oczu i już po paru kilometrach kręciliśmy korbami z Angeliką, Sylwią i Albertem, dla którego to także będzie debiut w ME.

Spokojnym tempem pokonywaliśmy najtrudniejsze wzniesienia na trasie maratonu, szczęśliwie umiejscowione na samym początku trasy i na pierwszy 5 minutowy postój zatrzymaliśmy się we Fromborku, pod pomnikiem Kopernika. Tutaj odłączył się od nas Marcin Chruszczyk, aktualny mistrz Maratonu Elbląskiego, który podczas indywidualnego treningu dołączył do nas na kilka km od Krzyżewa. Była okazja do rozmowy i jazdy w prawdziwie mistrzowskim otoczeniu ;-)

Chwilę potem wjeżdżaliśmy już do Braniewa i zajęliśmy miejsca na jednym z dwóch lokalnych Orlenów, żeby zjeść i napić się przed czekającą na trasie ME ,,dziurą” cateringową z Braniewa do Pasłęka. Pamiętajcie o tym 10 czerwca ;-)

Braniewo na spokojnie opuściliśmy o 21:40 na 20 minut przed maksymalnym czasem pobytu w tym mieście. Krajową drogą nr 54 dotarliśmy w piątkę do Gronowa – dołączył do nas Marek z Braniewa – gdzie trasa ME skręca na wschód i gdzie zaczęły się pustkowia strefy granicznej.

Strefy, gdzie chwilę potem minęliśmy patrol Straży Granicznej a potem to do rana może pojawiło się z 10 samochodów. Dobry asfalt drogi krajowej został zastąpiony słabą nawierzchnią drogi w kierunku Grzechotek, która dopiero po dotarciu do S22 uległa poprawie. Całkiem dobrze zrobiło się od Żelaznej Góry na odcinku do Lelkowa.
W tym ostatnim nadszedł czas ubrać nogawki, rękawki i zmienić rękawiczki bo ciepło wieczoru było już wspomnieniem i trwała chłodna, warmińska, bezchmurna i stylowo gwiaździsta noc. Lelkowo opuściliśmy o godzinie 23:30, czyli z półgodzinnym zapasem czasu względem maksimum.

Odcinek do Pieniężna to jazda slalomem między połatanym i spękanym asfaltem, bardzo słabą ale na szczęście nie dziurawą nawierzchnią. No i generalnie z górki. Naszej piątce udało się to pokonać bez strat w sprzęcie i niebawem lecieliśmy obwodnicą Pieniężna, mijając centrum miasta.

Teraz czekał na nas odcinek do Ornety, nieco lepszy chociaż zapamiętany przeze mnie z pierwszej edycji z awarii dętkowo-oponowych. Tym razem nic takiego nie nastąpiło i do uśpionego miasta wjechaliśmy około godziny 1, mając też godzinę przewagi nad grafikiem.

Od Ornety w końcu można było rozwinąć skrzydła, bo nowy asfalt aż do Pasłęka temu bardzo sprzyjał. Z jednym postojem na przystanku w Klusajnach osiągnęliśmy Pasłęk o godzinie 2:20, zwiększając przewagę do 100 minut względem grafiku. Jak tak pojedziecie nockę 10/11 czerwca to będzie spoko :-)

W Pasłęku zajechaliśmy na stację Lotosu przy starej drodze krajowej nr 7, ale coś tam był problem z ekspresem do kawy i i ostatecznie nikt niczego ciepłego nie kupił.
Tym samym zakończył się na chwilę pierwszy odcinek pagórków na trasie Maratonu Elbląskiego i teraz czekał nas krótki przelot przez Żuławy Elbląskie. Szybko minął, a że z planowanego wcześniej Drużna było za wcześnie wracać do Elbląga, to grupa postanowiła kręcić dalej po trasie.

Wydłużyliśmy nasz pobyt o Jelonki – gdzie będę na Was czekał podczas ME i tutaj nikomu nie uda się zamulać :-)) – i Marwicę, aby z trasy ME zjechać przed Rychlikami, utrzymując cały czas 100 minut przewagi nad grafikiem.
Nie wspomniałem, ale od Pasłęka zaczął się daleki świt, nieboskłon robił się coraz bardziej niebieski a w końcu pomarańczowy. Tutaj też temperatura zaczęła osiągać swoje minima, i jak u mnie termometr zatrzymał się na +4, tak Marka Garmin pokazał wspomniane +3. Wszystko daleko od prognozowanych +10, co zresztą sam dobrze czułem na swoich dłoniach, prawej zwłaszcza.

Szacun w tym miejscu dla Alberta, który całą nockę pokonał w skarpetach kompresyjnych. Niezła odporność, godna prezesa Malborskich Morsów :-)

Do Elbląga dotarliśmy przez odcinek specjalny po płytach przy szkole w Stankowie i dalej już normalnym asfaltem przez Krzewsk i Żurawiec osiągnęliśmy Raczki Elbląskie. Tutaj na moście nad Tiną wyłonił się naszym oczom Andrzej, jadący trasę z pierwszą grupą, który w tym miejscu sposobił się do fotografowania nadchodzącego wschodu Słońca.

Zatrzymaliśmy się i my, Sylwia do pracy miała jeszcze sporo czasu i mało kilometrów, więc te kilkanaście minut można było poczekać. Łapska miałem już tak przemrożone, że sam nie wiem jak udało się te kilka zdjęć zrobić ;-)

Jednak wschód to wschód, to coś co sprawia, że wie się po co spać, jak można jechać i oglądać to wspaniałe i zawsze inne zjawisko. Nad Tiną, po pokonaniu około 190 km jeszcze wschodu nie widziałem. Słońce wyszło zza wzgórz Wysoczyzny Elbląskiej i możecie to zobaczyć w galerii.

W Elblągu pozostało rozprowadzić Sylwię do pracy – szok, to dopiero hardcore !!! – Alberta i Angelikę na Wysoczyznę Elbląską i w końcu siebie do domu na bardzo, bardzo solidne śniadanie :-))
Dziękuję wszystkim kręcącym tej nocy za wspólną jazdę, harpagonom z pierwszej grupy także. Czułem Was duchem i widziałem ślady na asfalcie ;-)

Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane przez Angelikę w 99%. Nocka została przejechana bez snu, trasa została obejrzana, sprawdzona i utrwalona w pamięci a warunki pogodowe na ranem nie złamały ducha walki adeptki ultra. Nowa życiówka, bo tutaj wyszło jej 202 km, będzie ogarnięta jak sądzę - przy okazji - na Maratonie Elbląskim, bo po co się rozdrabniać ;-)

Jest moc, jest charakter, jest determinacja!

Co do planów, to warto jeszcze, aby osoby zapisane przejechały sobie ostatnie 50-60 km trasy, tak aby poznać finisz Maratonu Elbląskiego. Finisz, na którym może się decydować, czy ktoś się zmieści, czy nie zmieści w limicie 24 godzin czasu przeznaczonego na przejechanie 444 km. Naprawdę, dobrze znać tę końcówkę, jechaną już na ekstremalnym zmęczeniu.

Ale to już każdy we własnym zakresie ogarnie czy, kiedy i gdzie to zrobić ;-)





Dane wyjazdu:
217.00 km 0.00 km teren
10:20 h 21.00 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:10.0
Podjazdy:1008 m

MARATON ELBLĄSKI - ŚREDNI OBJAZD TRASY 2023

Sobota, 15 kwietnia 2023 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Komorowo Żuławskie-Jelonki-Rychliki-Myślice-Przezmark-Stary Dzierzgoń-Kamieniec-Prabuty-Kwidzyn-Janowo-Biała Góra-Lisewo-Nowy Staw-Nowy Dwór Gdański-Jazowa-ELBLĄG

MAPA

Motto: Życiówka zrobiona! :-)

Na bufecie w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Jeszcze nieczynne ;-)


Z iloma ultrasami jechała Angelika? Dwóch Robertów :-)


Dwóch Marków :-)


Wstąpiła do Piekła, po drodze jej było ;-)


Szanująca się nocna jazda  musi mieć postój na przystanku autobusowym. Każdy ultras to wie ;-) Tu spania nie było :-))


Na przyjaciół zawsze można liczyć :-) Jędruś w Nowym Stawie otworzył się dla nas pół godziny przed czasem. To było dobre, to było smaczne. Dzięki! 



Za nami kolejna jazda z Angeliką przygotowującą się do swojego debiutu na ultra dystansie 444 km Maratonu Elbląskiego, dla której to będzie pierwsza próba pokonania trasy i poprawienia rekordu życiowego, w czym z pewną taką nieśmiałością pomagam.

Tym razem na trasie zabrakło Sylwii, za to pojawił się ultras, którego doświadczeniem można by obdzielić spokojnie kilka osób. Robert także wspierał i doradzał Angelice, na co zwracać uwagę w przygotowaniach.

Założenia dzisiejszej trasy obejmowały:
- przejechanie bez spania całej nocy od zachodu do wschodu słońca,
- analizę terenową trasy Maratonu Elbląskiego od wsi Drużno na 160 km trasy do Kamieńca na kilometrze 200 oraz od wsi Mareza na 290 km do wsi Dąbrowa na 344 km Maratonu Elbląskiego,
- próbę poprawienia rekordu życiowego Angeliki w jeździe non stop wynoszącego 150 km,
- dalsze testy oświetlenia, akcesoriów i odzieży.

Na trasę ruszyliśmy z Elbląga o godzinie 20, kiedy to słońce chyliło się ku zachodowi. Jadąc pod przeciwny, wschodni wiatr dotarliśmy do Komorowa Żuławskiego, gdzie stopniowo skręcając na południe i zachód zaczęliśmy czerpać korzyść z jego energii.

Pierwszy postój mieliśmy przy remizie w Jelonkach, gdzie w nocy z 10 na 11 czerwca będę czekał na zawodników Maratonu Elbląskiego na bufecie i punkcie kontrolnym. Dalsze kilometry to pagórki Krainy Kanału Elbląskiego w Rychlikach, Myślicach i Przezmarku, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę.

Dalej jechaliśmy w ciepłą, na poziomie +10 stopni, noc przez Stary Dzierzgoń i Kamieniec. W tym ostatnim zjechaliśmy z trasy Maratonu Elbląskiego aby przez Prabuty dotrzeć do Kwidzyna. Krótką przerwę techniczną mieliśmy na Orlenie w Prabutach, a główny postój kawowo-żywieniowy zaliczyliśmy na Orlenie w Kwidzynie. Byliśmy tam o godzinie 0:30, więc idealnie było wypić coś prewencyjnie otwierającego oczy przed pozostałą setką kilometrów i zjeść niekoniecznie słodkiego ;-)

Z Kwidzyna ostrym zjazdem do Marezy ponownie zjawiliśmy się na trasie Maratonu Elbląskiego i zaczęliśmy pedałowanie po zupełnie płaskiej dolinie Dolnej Wisły i dalej Żuławach Wiślanych. I tak jak po płaskim jedzie się bez większego trudu, tak teraz jazdę zaczęły ,,uprzyjemniać” słabiutkie asfalty okolic Białej Góry i Piekła z dziurawą kumulacją w rezerwacie Las Mątawski. Tak słabe, że 3 km płyt betonowych między wsiami Kłosowo a Mątowy Małe powitaliśmy z radością, pomimo całkowitych ciemności. Podczas Maratonu Elbląskiego 2023 ten odcinek będzie jechany w pełnym dniu, więc będzie jeszcze lepiej.

Na wschodzie dało się widzieć niebieściejące niebo, co oznaczało że zaczyna się wschód słońca. Temperatura była stabilna i tym razem przy pojawieniu się naszej życiodajnej gwiazdy nie spadła. Co często się zdarza.
Zbliżając się do Nowego Stawu rozmarzyłem się o godzinie 5 że może uda się kupić ciepłą, świeżą drożdżówkę z lokalnej cukierni-piekarni Jędruś. Od zaplecza oczywiście, ale co tam ;-) Zaplecze było zamknięte, ale od frontu udało się wejść dzięki uprzejmości znajomej, jędrusiowej ekipy. Zostaliśmy obsłużeni pół godziny przed otwarciem. Drożdżówki, kawa, herbata. Tak to można kręcić trasy z cyklu ,,Po co spać, jak można jechać”.

Nowy Staw opuściliśmy zatem pełni sił – o ile można mówić o siłach po całonocnym pedałowaniu – i gotowi na podjęcie walki z całkowicie przeciwnym wiatrem. Na Żuławach to jest zawsze trudne zadanie, a jak ma się w nogach 160 km to już całkiem. Nie uderzając frontalnie na wschód a jadąc nieco zakosami przez Lubieszewo, Tuję i NDG zmniejszaliśmy stopniowo odległość od Elbląga. No, ale w końcu pojawiliśmy się na starej DK 7, a tam to już same proste odcinki były.

Angelika jechała sobie za nami, w jakimś tam tunelu aerodynamicznym tworzonym przez nasze wątłe sylwetki :-) I kiedy już myśleliśmy z Robertem, że tak się doturlamy do miasta to na wyjeździe z Kmiecina młoda adeptka pokazała dziadkom, jak się podjeżdża wiadukty, pod wiatr podjeżdża! :-))

Szczęki nam nieco opadły, no ale ona tego na szczęście nie widziała :-)) Sytuację szybko opanowaliśmy, bo my też swój honor mamy ;-)

Z jednym postojem na MOR EV10/EV13 w Solnicy w końcu dotarliśmy do Elbląga. Tutaj pozostało się rozstać i udać na zasłużony odpoczynek. Dzięki za wspólne kręcenie i pogaduchy. 

Podsumowanie:
Powyższe założenia zostały zrealizowane w 100%. Nocka została przejechana bez snu, trasa została obejrzana i sprawdzona, a – co najważniejsze – Angelika poprawiła w dobrym stylu o 57 km swoją życiówkę dołączając – przy okazji – do dużego i rosnącego grona osób, które dokonały tego w moim towarzystwie. Obecny wynik 207 km z czasem 12 godzin brutto i 1008 metrami przewyższeń wskazuje, że szanse na sukces podczas weekendu 10 /11 czerwca są coraz większe.

Jest moc, jest charakter, jest determinacja :-)

Co do planów, to przewiduję jeszcze jazdę całonocną z Elbląga do Pasłęka (dokładnie do Drużna) po trasie Maratonu Elbląskiego. Start odbędzie się dokładnie w godzinie Maratonu Elbląskiego i w zgodzie ze ściągawką. Dystans do pokonania będzie wynosił 160 km po trasie ME i jeszcze z 15 km dojazdu do Elbląga. Termin będzie podany z wyprzedzeniem, dostępny dla wszystkich zapisanych i jeszcze się wahających :-)






Dane wyjazdu:
115.00 km 0.00 km teren
05:32 h 20.78 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:7.0
Podjazdy:974 m
Rower:BOCAS

MARATON ELBLĄSKI - KRÓTKI OBJAZD TRASY 2023

Piątek, 31 marca 2023 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Kamionek Wielki-Suchacz-Kadyny-Tolkmicko-Pogrodzie-Frombork-Braniewo-Gronowo-Braniewo-Rucianka-Nowe Monasterzysko-Kamiennik Wielki-Milejewo-Piastowo-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)

Motto: Co za nocka! ;-)





Dni do Maratonu Elbląskiego ubywają nieubłaganie, a doświadczenie mówi, że będą biec jeszcze szybciej ;-)

Pogoda nie mogła więc stanąć na przeszkodzie w odbyciu jazdy testowej dla zawodniczek zamierzających pokonać w dobę 10-11 czerwca 444 km trasy dookoła dawnego województwa elbląskiego.

Parę startową stanowiła mieszanka doświadczenia i entuzjazmu, czyli Sylwia – aktualna mistrzyni Maratonu Elbląskiego oraz Angelika – debiutantka na ultra, dla której to będzie pierwsza próba pokonania trasy i rekordu życiowego, w czym z pewną taką nieśmiałością pomagam.

Założeniem wyjazdu było:

- pokazanie, omówienie i nauczenie pierwszych 50 kilometrów imprezy, do Braniewa włącznie, tak aby oszczędzać nawigację tam, gdzie jej użycie nie jest konieczne oraz nie być zaskoczonym ilością i stylem podjazdów,

- przyjrzenie się braniewskim Orlenom, aby zaplanować efektywną strategię ich wykorzystania w dniu próby,

- i rzecz najważniejsza: należało sprawdzić, czy maksymalny limit czasowy dla Braniewa określony w ściągawce jest dla dziewczyn osiągalny.

W gratisie dostaliśmy od pogody – do powyższych założeń – lekki łomot deszczowy, co na pewno nie ułatwiło jazdy, a zwłaszcza zjazdów, a już całkiem samodzielnie dziewczyny zdecydowały o wydłużeniu trasy objazdu do Gronowa, gdzie trasa maratonu skręca na wschód.

Elbląg opuściliśmy kilka minut po godzinie 18 w strugach deszczu, który w okolicach Rubna przeszedł na chwilę w ulewę. Także wejście w wycieczkę było wzorcowe, hitchockowe ;-) Na trasie padało na nas regularnie do Suchacza, potem chwilę za Tolkmickiem a ostatecznie deszcz odstąpił przed Braniewem. Wszystko precyzyjnie i zgodnie z prognozami, które oczywiście znaliśmy :-)

Dziewczyny pokonały trzy główne górki bez problemów, bez postojów i jakby bez wysiłku. Dłuższy, 6 minutowy, postój zrobiliśmy na rynku w Tolkmicku, gdzie nieco mokrej odzieży wylądowało w sakwach, a w zamian wyjąłem stamtąd trochę suchych gadżetów z których skorzystała głównie Angelika. Niestety, w sakwie zabrakło butów i skarpetek :-))

Do Braniewa na Orlen wyjazdowy przy DK 54 dotarliśmy o godzinie 20:40, co wypełniło idealnie czas 3 godzin przewidziany w ściągawce maratonowej. Nadszedł czas na ogarnięcie ciepłych napojów i przyjrzenie się ofercie tego niezbyt wypasionego Orlenu. Mieliśmy na to około 30 minut co dziewczyny wykorzystały w całości.

Tutaj też zapadła decyzja dokręcenia łącznie 12 km (tam i z powrotem) do granicy z Rosją w Gronowie. Rzuciliśmy okiem na zakręt trasy maratonu na wschód i ruszyliśmy do Elbląga.

Po powrocie do Braniewa zajrzeliśmy jeszcze na drugi Orlen przy drodze wojewódzkiej nr 504 (DW 504), który był już nieczynny. Droga krajowa nr 54 (DK 54) doprowadziła nas w mgłach do węzła Chruściel na S22 a dalej jechaliśmy w całkowitym spokoju. Spokoju samochodowym, bo mgły i świecące oczy na poboczu nakazywały zachować wzmożoną czujność.

Droga techniczna przy S22 doprowadziła nas do Kamiennika Wielkiego, gdzie skręciliśmy na Milejewo, zdobywając tym samym szczyt Wysoczyzny Elbląskiej. Dziewczyny nawet nie pisnęły, że o spaniu nie wspomnę :-)

Stąd pozostało zjechać do Elbląga, gdzie najpierw Angelika udała się na zasłużony odpoczynek, a z Sylwią udaliśmy się na Stare Miasto, gdzie czekał na nią mąż w samochodzie, którym pojechali do domu.

Przejechaliśmy łącznie około 110 km uzyskując prawie 1000 metrów przewyższeń! (na całym Maratonie Elbląskim jest 2187 metrów).

To nie była łatwa wycieczka, nieprzypadkowo zresztą tak zaplanowana. Doświadczenia trudnych treningów są bezcenne w przypadku jechania imprezy w warunkach podobnych. A jak 10 czerwca będzie świeciło słońce to tylko się cieszyć ;-)

Szacunek dla Pań za podjęcie próby i eleganckie pokonanie niełatwej trasy. Mam nadzieję, że się podobało – bo mi bardzo ;-) To była bardzo ładna – faktycznie i w przenośni – nocka.

Co do planów, to przewiduję jeszcze jazdę całonocną z Elbląga do Pasłęka (dokładnie do Drużna) po trasie Maratonu Elbląskiego. Start odbędzie się dokładnie w godzinie Maratonu Elbląskiego i w zgodzie ze ściągawką. Dystans do pokonania będzie wynosił 160 km po trasie ME i jeszcze z 15 km dojazdu do Elbląga. Termin będzie podany z wyprzedzeniem, dostępny dla wszystkich zapisanych i jeszcze się wahających :-)








Dane wyjazdu:
54.00 km 0.00 km teren
02:42 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:11.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

MARATON ELBLĄSKI 2022

Sobota, 28 maja 2022 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Komorowo Żuławskie-Węzina-Jelonki-Węzina-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GALERIA

RELACJA MARCIN

Tym razem uczestniczyłem w imprezie z pozycji organizatora (bufet w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim), także fotki są innego rodzaju a i kilometrówka jakby nietypowa maratonowo ;-) Gratulacje dla wszystkich zwycięzców, finiszerów i uczestników. 



W taki to sposób poznaliśmy zwycięzców Maratonu Elbląskiego 2022. Ultra królowanie na najbliższy rok objęli: Marcin Chruszczyk i Sylwia Kopaczewska, najlepsi w swoich kategoriach finiszerzy maratonu.
Była to najtrudniejsza - z uwagi na pogodę - edycja imprezy, która przebiegała pod znakiem deszczu i chłodu. Z szesnastu osób które ostatecznie wyruszyły na trasę do mety dojechało 11. Powodami wycofań były nieusuwalne na trasie awarie sprzętu lub kontuzje.

Była to także pierwsza edycja podczas której pojawiła się możliwość obserwowania i kibicowania zawodnikom poprzez serwis BBTracker https://me2022.bbtracker.pl/, po raz pierwszy mieliście na trasie bufety i ciepły posiłek na mecie oraz statuetki dla najlepszych.

Po raz pierwszy Maraton Elbląski miał także formalnego organizatora, zatem bardzo dziękuję Leszkowi Marcinkowskiemu, prezesowi PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej, za to że mi nie odmówił i impreza w takim kształcie mogła dojść do skutku ?

Przy organizacji Maratonu Elbląskiego nieoceniony wkład wnieśli: Marcin Koszyński - autor medalu, numerów startowych i wszystkich grafik, Robert Woźniak i Adam Wadecki, Sklep-Salon Rowerowy Wadecki - obsługa punktu w Białej Górze, Robert Janik, BBTracker - właściciel i obsługujący system BBTracker, Adriana Strukowicz - wsparcie biura zawodów.

Dziękuję także Leszkowi Sarnowskiemu - Staroście Sztumskiemu, za pomoc przy utworzeniu bufetu w marinie Biała Góra nad Nogatem oraz Zbigniewowi Lichuszewskiemu Wójtowi Gminy Rychliki za pomoc w utworzeniu bufetu w świetlicy w Jelonkach nad Kanałem Elbląskim. Dziękuję także strażakom OSP z Jelonek za wsparcie udzielone zawodnikom na punkcie.

Do zobaczenia za rok!






Dane wyjazdu:
457.00 km 0.00 km teren
19:20 h 23.64 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:2198 m

MARATON ELBLĄSKI

Niedziela, 6 czerwca 2021 · | Komentarze 8

Trasa: ELBLĄG-Braniewo-Lelkowo-Orneta-Pasłęk-Kisielice-Nebrowo Wielkie-Biała Góra-Ostaszewo-Mikoszewo-Sztutowo-Rybina-Marzęcino-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

Film dzięki uprzejmości Łukasza Jatkowskiego (LUKE_HS)






Trzecia edycja maratonu Dookoła Dawnego Województwa Elbląskiego doczekała się zmiany nazwy na bardziej zwartą i zrozumiałą, brzmiącą po prostu Maraton Elbląski, oraz doczekała się medali dla finiszerów. Pandemia COVID nie ułatwiła większego rozwoju imprezy, który chodzi mi po głowie – może rok 2022 będzie bardziej łaskawy?

Edycja 2021 wróciła na ,,kanoniczną” trasę z roku 2019, czyli zgodną z ruchem wskazówek zegara, ruchem prawostronnym i pokonywaniem pagórków Warmii nocną porą. Nie da się ukryć, że jest to wersja łatwiejsza :-)

Na starcie zlokalizowanym na elbląskim Placu Słowiańskim zjawiła się 20 osobowa grupa rowerzystek i rowerzystów zdecydowanych na walkę ze swoimi słabościami, przeciwnikami i 444 km trasą zawierającą 2200 metrów przewyższeń. Byli wśród nas debiutanci na takim dystansie – co mnie szczególnie cieszy, bo to impreza z założenia będąca wstępem do prawdziwych wyścigów ,,ultra”, byli też starszy wymiatacze, którzy na niejednym maratonie chleb już jedli. Przybyli też goście spoza Elbląga, ale nadal z terenu dawnego województwa (Sztum, Lichnowy, Malbork). Były też osoby mające ,,porachunki” z nieukończonych edycji.

Zegar wyznaczający limit na pokonanie tej trasy zaczął cykać w sobotę o godzinie 19:00 i miał to czynić do godziny 19:00 w niedzielę. Jak nietrudno policzyć, na pokonanie trasy było równo 24 godziny, czyli doba. Dużo i mało zarazem :-)

Ulica Browarna i Mazurska wyprowadziły nas z Elbląga, który opuściła zwarta grupa i stan ten trwał do rozpoczęcia wspinaczki na Wysoczyznę Elbląską w Kamionku Wielkim. Tutaj szybko uwidoczniły się różnice sprzętowe i kondycyjne. Pierwszy postój grupa miała zaplanowany na braniewskim Orlenie i do tego miejsca każdy podążał swoim tempem, solo lub w grupach. Sprzyjający wiatr sprawił, że jazda była raczej szybka, dynamiczna, chociaż nie dla wszystkich. Za Pogrodziem jeden z kolegów (Arek) wymieniał dętkę, zaś drugi (Marcin) walczył z uszkodzoną oponą, co ostatecznie zakończyło jego udział w imprezie na tablicy ,,Braniewo”. Cóż, życie.

Gdy dotarłem na Orlen, zasadnicza część grupy już w najlepsze delektowała się hot-dogami i faszerowała kawą na krótką, czerwcową nockę. Widać też było w użyciu nogawki i rękawki, dla mnie to było zdecydowanie za ciepło i co za tym idzie - przedwcześnie.

Do Braniewa dotarłem w towarzystwie dwóch pań M: Marty i Magdy z których Magda ukończyła edycję 2020 maratonu, a dla Marty to był debiut w imprezie. Debiut w ramach przygotowań do P1000J, a może i BBT, także plany wyglądają zacnie. Teraz celem obu bikerek było zmieszczenie się w limicie czasu, bo ta sztuka Magdzie się rok temu nie powiodła. Trzecia z dziewczyn, Sylwia, Maraton Elbląski jechała po raz … czwarty i także walczyła o zmieszczenie się w limicie. Jak to możliwe, skoro to była 3 edycja?

Rowerzystka w roku 2019 walczyła bowiem dwa razy: raz trasy nie ukończyła, drugi raz próbowała i ukończyła :-). Sylwia do Braniewa przybyła nieco z tyłu, bo jako jedyna jechała na rowerze MTB z grubymi oponami. Jak już jesteśmy przy rowerach uczestnikach to jeden z dwóch Marków w peletonie jechał na rowerze poziomym, jak znalazł na żuławską końcówkę trasy, ja zaś debiutowałem na mojej szosie, dla której to był jak dotychczas rekordowy przejazd.

Ostatni do Braniewa dotarł Wiktor z Malborka, senior w naszym gronie, dla którego tego typu dystans też był debiutem.
Za Braniewem ciemności zaczęły gościć na trasie już na dobre, chociaż były to takie ciemności nie do końca ciemne. Słońce bowiem płytko chowa się w czerwcu za horyzont i jego poświata towarzyszyła nas przez cały czas bezchmurnej nocy.

Zawodnicy mieli przykazane zapisywać ślad gps, albo robić zdjęcia wirtualnych punktów kontrolnych, tak abym mógł zweryfikować poprawność i samodzielność przejazdu. Nikt nie miał z tym problemu, większość osób jechała na elektronicznych nawigacjach zapisujących ślad. Głównym założeniem imprezy było zmieszczenie się w limicie czasu wszystkich uczestników, także tych z tyłu ;-)

Jadąc przez warmińskie, uśpione wioski porównywałem czasy z pierwszego przejazdu w roku 2019 (edycja 2020 jechała ,,odwróconą” trasę). Wyglądało to na razie bardzo, bardzo dobrze. Mieliśmy dobrze ponad godzinę zaliczki po 100 km. Widziałem jednak, że gorąca niedziela na bezleśnych Żuławach Wiślanych będzie mocno męcząca, pomimo braku górek i ta zaliczka może zostać szybko roztrwoniona.

Peleton porwał się na grupki, ja jechałem sporo solo, trochę z Robertem, z Sylwią, minął mnie też Wiktor gdy przez Lelkowem zdecydowałem się ubrać. Do Pieniężna wjechałem z Sylwią i Robertem i w tym gronie jechaliśmy w sumie już do końca. Za Ornetą spotkaliśmy na przystanku Łukasza, Radka, Martę i Magdę i w tym gronie dotarliśmy do Pasłęka, gdzie przeżyłem lekki szok, gdy tamtejszy Orlen okazał się być zamknięty. Dwa lata temu był czynny, ale byliśmy na nim sporo później, a teraz … trzeba było jechać na pobliski Lotos, wydłużając w ten sposób trasę o całe 3 km.

Tutaj sprzedaż była tylko przez okienko, no, ale w realiach czerwcowej nocy to nie był problem. Co innego w lutym ;-). Catering szedł na całego, hot dogi, kawa, zapiekanki, jakieś inne wynalazki bo na trasie na zbyt wiele sklepów nie można było liczyć.
Z Pasłęka trasa prowadziła nowym wariantem, wykorzystującym równe asfalty do Rychlik i z Rychlik do Myślic. W ten sposób ominęliśmy mocno zużyty asfalt DW 526 Pasłęk-Myślice na który wrócimy, jak się poprawi :-)

Pagórki Pojezierza Iławskiego ponownie nieco porwały naszą grupkę, Sylwia w towarzystwie Roberta ciężko walczyła z każdym podjazdem, ja miotałem się między przodem a tyłem; spotkaliśmy się z powrotem na rondzie w Przezmarku. W międzyczasie zakończyła się nocka, świt powitał nas stylowymi mgłami i równie stylową temperaturą +8. Tak jak mgły szybko opadły, tak temperatura równie szybko zaczęła rosnąć. Sytuację ratował wiatr z kierunków północnych, co wskazywało, że od zjazdu w dolinę Wisły będzie pod wiatr, ale chłodny.
Zanim jednak pojawiła się dolina Wisły i Żuławy Kwidzyńskie, to zaliczyliśmy Kamieniec, Susz i Kisielice, gdzie na stacji benzynowej nadszedł czas mało wyrafinowanego śniadania. U mnie był to rogal, kawa i … mieszanka studencka.

Za Kisielicami droga prowadziła innym wariantem do Gardei, także z uwagi na lepszy asfalt. Ten odcinek pokonałem samotnie, tuż przed zjazdem do Wisły spotykając Magdę i Martę. Teraz z nimi pokonałem sporo kilometrów, podziwiając ich pewną, spokojną jazdę. Z czasem pojawili się jeszcze Radek i Łukasz, którzy w Gardei zjechali na chwilę z trasy do sklepu na stacji benzynowej i w ten sposób zostali z tyłu.
Na Żuławach odżyła też Sylwia i wraz z Robertem dogoniła nas w okolicach Korzeniewa. Potem jednak trudy jazdy w pełnym słońcu zaczęły powoli dawać znać i znowu się porwaliśmy. Dziewczyny razem, ja samodzielnie, Robert z Sylwią, a chłopaki nie wiadomo gdzie :-)

Za Białą Górą zaczął się najbardziej upierdliwy odcinek maratonu, bo asfalty okolic Piekła i Mątowów Małych pozostawiają od lat sporo do życzenia. Tak bardzo, że wygodnie było jechać odcinek 2 km po nowych płytach betonowych niż po słabiutkim asfalcie.
W Kończewicach przekroczyłem DK 22 i odtąd nawierzchnia była już coraz lepsza. W Lisewie spotkałem Radka, który stał na poboczu i jak się potem okazało, właśnie podejmował decyzję o wycofie. Szkoda, ale za już za rok kolejna okazja … Spokojnie kręcąc i też odczuwając trudy jazdy dotarłem do Nowej Cerkwi, gdzie zrobiłem sobie lodowy popas w cieniu drzewa.

Chwilę potem wjechałem do Ostaszewa, gdzie spotkałem Roberta poszukującego … Sylwii. On robił zakupy, podczas gdy ona pojechała, tylko nie było wiadomo gdzie. A że od dłuższego czasu wiózł na swoich plecach jej plecaczek z telefonem, to i nie było jak się z Sylwią skomunikować. Normalnie, Bareja :-)
Niewiele koledze pomogłem, bo Sylwii nie widziałem. Istniało ryzyko, że pojechała na wał Wisły, bo z Ostaszewa to taka prosta droga na niego wiedzie. A że miała rower MTB… Gdzie się ostatecznie podziewała nie wiem, bo spotkałem ją dopiero przed Marzęcinem, w towarzystwie Marty i Magdy.

Zanim jednak z Robertem ponownie się spotkałem w Tujsku i je dogoniliśmy, samodzielnie walczyłem z blachosmrodami wracającymi z Mierzei Wiślanej po długim weekendzie. Mój pas ruchu w jej kierunku był pusty i dziurawy, jechałem więc środkiem co skutecznie uniemożliwiało jakiekolwiek wyprzedzanie. Droga Drewnica-Mikoszewo jest w opłakanym stanie, prawdopodobnie przez budowę kanału żeglugowego w Nowym Świecie.

Przed Mikoszewem zorientowałem się, że po skręcie w prawo wiatr znowu będzie pięknie napędzał, co czyniło całkiem realnym dotarcie wszystkich zawodników w limicie 24 godzin. Czując szybką jazdę zjechałem w Jantarze z trasy, aby uzupełnić kalorie. Droga na plażę była obstawiona licznymi barami z jadłem wszelakim. Nie czas było jednak biesiadować, najszybciej dostałem półmetrową zapiekankę i ruszyłem w drogę.

Drogi zjazdowe znad morza zaczynały się korkować, jadąc w kierunku morza miałem pusty pas. Wygodnie i komfortowo. Z Jantara droga prowadziła przez Stegienkę, Rybinę i Sztutowo z powrotem do Rybiny, skąd obrałem kierunek na Tujsk i Marzęcino. W Tujsku czekał na mnie Robert, z którym rzuciliśmy się za dziewczynami. Wszystkimi trzema :-))
Tak jak pisałem wyżej, dogoniliśmy je w Marzęcinie, mając chwilowe prędkości podchodzące pod 40 km/h! Dochodziła godzina 17:30 i tylko kataklizm mógł spowodować niezmieszczenie się w limicie czasu. Nic takiego się nie stało i o godzinie 18:10 wjechaliśmy do Elbląga, a o 18:20 zameldowaliśmy się na mecie przy literach ELBLĄG nad rzeką, nomen omen, Elbląg. 40 minut przed upływem doby, tak więc udało się wspaniale :-)

Po serii pamiątkowych zdjęć każdy udał się na zasłużony odpoczynek. Najpierw na zieloną trawę obok liter, a potem do domu :-)
Gratuluję Karolowi zajęcia pierwszego miejsca w tej edycji imprezy, wielkie brawa dla wszystkich finiszerów a także tych, którym się teraz jeszcze nie udało, ale próbowali. Uda się za rok.

Z klasyfikacją można zapoznać się tutaj, a niebawem czeka nas afterek z wręczeniem okolicznościowych medali i naklejek – poniedziałek, 28 czerwca o godzinie 18:00 w elbląskim Bistro Burger Tatanka. Zapraszam także kibiców.







Dane wyjazdu:
429.00 km 0.00 km teren
19:11 h 22.36 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:1873 m

MARATON DOOKOŁA WOJEWÓDZTWA ELBLĄSKIEGO*

Sobota, 11 lipca 2020 · | Komentarze 10

* - dawnego województwa, rzecz jasna :-)

TRASA: Ebląg-Sztutowo-Mikoszewo-Ostaszewo-Nebrowo Wielkie-Kisielice-Myślice-Pasłęk-Orneta-Lelkowo-Braniewo-Suchacz-ELBLĄG

MAPA

GPS

GALERIA (z opisem, opowiadaniem i wspomnieniami też)




Druga edycja maratonu dookoła dawnego województwa elbląskiego została przeprowadzona na mniej turystycznej, a bardziej odzwierciedlającej kształt województwa trasie. Czyli jechaliśmy bliżej jego granic niż to było w roku 2019. Dystans maratonu uległ w ten sposób nieznacznej redukcji, ale że jechaliśmy w odwrotnym niż rok temu kierunku, to wszystkie podjazdy i hopki wystąpiły w drugiej części maratonu. A to układ trudniejszy fizycznie niż podjazdy robione ,,na świeżo’’.

Startowy piątek, 10 lipca, obfitował w emocjonujące wydarzenia pogodowe, zwłaszcza ulewne deszcze i alarmujące komunikaty RCB o burzach z gradem. Niektórzy z Was wyrażali obawy w związku z tą sytuacją, ale ja byłem dziwnie spokojny. Cztery serwisy meteo utwierdzały mnie, że około 19 powinno się zacząć przejaśniać. Stąd i mój spokój :-).
Tak też faktycznie było, więc o godzinie 20:05 liczna, 14 osobowa grupa bikerek i bikerów ruszyła spod katedry św. Mikołaja w gasnący powoli dzień. Wcześniej był czas na krótkie wypowiedzi dla Elbląskiej Gazety Internetowej Portel i pamiątkowe zdjęcia.

W ruszającej grupie nie wszyscy mieli zamiar zmierzyć się z całym dystansem maratonu; niektórzy chcieli sprawdzić się podczas jazdy nocą, jedna osoba kręciła do Pasłęka, kilka towarzyszyło nam do Wisły. Niemniej, większość podjęła walkę z dystansem, drogami i własnymi słabościami. Po starcie szybko utworzyły się dwie grupy, tzw. ścigantów i jadących wolniej. W tej pierwszej byli: Marcin B., Marcin K., Karol, Mariusz i lekko nieopatrznie Mateusz.

Prym w drugiej wiodły rowerzystki Sylwia, dla której to była już trzecia! jazda dokoła województwa i Magda, debiutująca na tej trasie. Wydaje się niemożliwe, że Sylwia jechała po raz trzeci, skoro były tylko dwie edycje maratonu, ale po pierwszej nieudanej próbie, jeszcze w zeszłym roku pokonała trasę maratonu podczas próby drugiej. Taka niecierpliwa :-) Z dziewczynami kilometry kręcili Leszek, Robert W., Andrzej, Krzysiek i potem Mateusz. Kibicami w początkowej fazie byli Piotr, Robert K. i Henryk.

Wiatr sprzyjał nam w początkowych kilometrach i momentami pędziliśmy z prędkościami ponad 30 km/h. To było dobre tempo podczas krótkiej wycieczki na Mierzeję Wiślaną, ale na dystansie 400+ już niekoniecznie. Dlatego też zacząłem studzić ,,gorące głowy’’ i stopniowo zwalniać tempo grupki. Temu celowi służył też pierwszy dłuższy postój na Orlenie w Stegnie, gdzie uzupełniliśmy zapasy jedzenia i picia. Do Mikoszewa dotarliśmy zgodnie - a nawet 2 minuty przed - z harmonogramem (22:30), który rozpisałem w celu orientacji zawodników, jak należy jechać aby zrobić trasę w limicie 24 godzin.

Skręt w lewo ustawił nasza jazdę wzdłuż Wisły i wiatr w tym momencie na dobre 100 km przestał nam sprzyjać. Do tego nastała ciemna, pochmurna żuławska noc i to był pierwszy sprawdzian hartu ducha maratonowej ekipy. Sprawdzian zdany celująco :-)
W Palczewie zatrzymaliśmy się na krótki postój przy wiatraku, którego tylko zarys było widać przez drzewa. Dostrzegliśmy jednak, że jedziemy po Wiślanej Trasie Rowerowej, czyli części EuroVelo 9. Nie wymagało to jednak wspinaczki na wały Wisły.

Momenty w których zbliżaliśmy się do potężnych obwałowań królowej polskich rzek było miłe, bo wtedy wysokie wały dobrze izolowały nas od niezbyt silnego – jak to na ogół w nocy bywa – ale jednak upierdliwego wiatru. Niebawem przejechaliśmy DK22 w Kończewicach i rozpoczęliśmy jazdę w kierunku Piekła i Białej Góry. Niespodziewanie – co niezbyt dobrze o mnie świadczy, jako twórcy trasy ;-) - za Mątowami Małymi pojawiła się droga z betonowych płyt ,,jumbo’’, które jednak były nowe i równo ułożone nie stanowiły problemu dla cienkich opon niektórych rowerów jadących maraton.
Dużo większym problemem była jazda po mocno sfatygowanym asfalcie w Rezerwacie Przyrody ,,Las Mątawski’’, który już rok temu straszył nas za dnia, a teraz pokonywaliśmy go w nocy. Na szczęście 4 km odcinek specjalny nie spowodował żadnych strat.

Potem była Biała Góra ze swoim stylowym węzłem hydrotechnicznym, któremu sporo urody przydałaby iluminacja. Tej jednak nie uświadczyliśmy w tym zabytkowym miejscu i w mieszające się wody Wisły i Nogatu oraz śluzy i wrota popatrzyliśmy sobie w lekkim świetle księżyca. Był też czas na odpoczynek.
Za Białą Górą pojawiły się światła Kwidzyna, miasta i celulozy, zlokalizowane na wysokim brzegu wiślanej doliny, której dołem podążaliśmy. Stopniowo przybliżaliśmy się do nich, mijając po drodze nowy most przerzucony nad Wisłą i całkiem ładnie iluminowany. Trasa prowadziła przez Marezę z której widać było z bliska zamek w Kwidzynie. Do samego miasta nie wjeżdżaliśmy, skierowaliśmy się na Nebrowo Wielkie z którego obejrzeliśmy sobie widoczną w jaśniejącym coraz bardziej nieboskłonie panoramę Nowego, położonego po drugiej stronie Wisły.

To był też kolejny odpoczynek, podczas którego pewne kłopoty zgłosiła Magda. Chłód poranka dał się jej we znaki, godzina przed wschodem słońca charakteryzuje się najniższą temperaturą, a na Żuławach dochodzi do tego jeszcze wszechobecna wilgoć. Na szczęście miała ze sobą dodatkową odzież, która się bardzo przydała a jak do tego otrzymała jeszcze wsparcie mentalne i żywnościowe kłopoty okazały się do przezwyciężenia :-). Tak hartuje się stal ;-).

Za Nebrowem przez Okrągłą Łąkę – gdzie wszystkie łąki są prostokątne lub kwadratowe - zaczęliśmy wydostawać się z wiślanej doliny i Żuław Kwidzyńskich. Czekała nas spokojna, 1-2 procentowa, kilkukilometrowa wspinaczka do Gardei położonej już na Pojezierzu Iławskim.
W niej Robert narobił nadziei na ciepłe śniadanie informując, że lokalna stacja benzynowa przy DK55 jest otwarta. Otwarta niestety nie była i zostaliśmy ze swoimi zapasami i wizją śniadania w Kisielicach. Była bowiem godzina 5 rano i nie było możliwości, aby jakiś sklep był już czynny.

Do Kisielic droga prowadziła z góry i pod górę, obsadzona była drzewami i jechało się przyjemnie. Ruch samochodowy nie istniał, nawierzchnia była równa i kilometry łykało się sprawnie.
I tak to dotarliśmy do Kisielic (200 km), gdzie na lokalnym Lotosie ujrzeliśmy… brak hot-dogów, brak zapiekanek i brak czegokolwiek ciepłego za wyjątkiem napojów. Dobre było i to, więc kawa, herbata została zamówiona, napoje wlane do bidonów i tyle było ze śniadania.

Wyjeżdżając z Kisielic najechaliśmy na sklep POLOmarket, który okazał się już otwarty i to on zapewnił nam śniadanie na trawie, a bardziej polbruku. Polo market-mój ulubiony – cytując klasyka :-))
Ponad godzinny pobyt w Kisielicach (6:00-7:20) zdemolował grafik gwarantujący dotarcie na metę w ciągu 24 godzin i nie udało się tego już nadrobić pomimo znowu sprzyjającego wiatru – aż do samego Lelkowa. Teraz należało się skupić, aby jak najwięcej osób startujących ukończyło maraton i dotarło do Elbląga o własnych siłach.
Niebawem dotarliśmy do Susza, przez który przejechaliśmy bez zatrzymania. Podążałem w grupie z Robertem, Andrzejem, Magdą i Leszkiem. W Kamieńcu Suskim poczekaliśmy na resztę grupy, czyli Sylwię, Krzyśka i Mateusza przed dawnym pałacem rodu von Finckenstein. Dawny ,,wschodniopruski Wersal’’ jest jedną z atrakcji turystycznych na trasie MDDWE, chociaż to ruina.

W Kamieńcu rozstał się z nami Mateusz, który zaczął mocno odstawać na pagórkowatej trasie odczuwając skutki zbyt szybkiej jazdy na początku, nocki w siodle i niezbyt dopasowanego roweru. Planował jazdę do Malborka na PKP, ale wybiłem mu z głowy takie herezje , tym bardziej że do Elbląga przez Dzierzgoń była prawie taka sama odległość. Dostał namiary na pierogarnię w Dzierzgoniu – nie wiem czy z niej skorzystał – i ruszyłem w samotną pogoń za resztą grupy, która nie była łaskawa poczekać na orga ;-).

Dogoniłem ich przed Starym Dzierzgoniem i tak do wiaduktu w Myślicach tasowaliśmy się na hopkach krainy Kanału Elbląskiego. Momentami robiło się ciepło, kiedy słońce wchodziło zza chmur, a według prognoz miało nie wychodzić. Że nie wziąłem w związku z tym kremu przeciwsłonecznego, to i ze zdejmowaniem nogawek zupełnie się nie spieszyłem – nie zdjąłem ich aż do mety :-) Długi rękaw miałem zaś od samego początku.
Na zjeździe przy pochylni Kanału Elbląskiego Buczyniec ustanowiłem rekord prędkości 46 km/h na oponach szerokości 2,1. Szum szedł okrutny ;-)
Niebawem dotarłem do Pasłęka, gdzie na Orlenie był kolejny postój cateringowy całej grupy. Tutaj też pożegnaliśmy się z Andrzejem, który po pokonaniu około 270 km zgodnie z planem udał się oddać obowiązkom rodzinnym.

Zaś nasza wesoła ekipa rozpoczęła wspinaczkę w kierunku Warmii, której górek i hopek obawialiśmy się najmocniej. No, może poza finiszem przez Wysoczyznę Elbląską :-). Na odcinku do Wilcząt miałem okazję obserwować pracę w korbach Magdy, która miarowo i z kadencją w okolicach 90 obrotów na minutę – z nudów sobie policzyłem :-) – zdobywała po kolei kolejne metry przewyższeń. Tak dobrze jej szło, że nie próbowałem jej dogonić, aby niepotrzebną gadką nie rozpraszać. W Wilczętach ponownie uformowaliśmy się w pięcioosobową całość i już do przedmieść Ornety tak dotarliśmy.

W Ornecie zaplanowałem obiad z którego wypisał się Krzysztof, najedzony wcześniej. Poprowadziłem grupę do restauracji Hotelu Pruskiego, gdzie kiedyś w drodze na Pierścień 1000 Jezior jadłem smakowity makaron. Tym razem nie było to nam dane z powodu … stypy, która sprawiła, że restauracja nie przyjmowała żadnych zamówień. To był problem, bo na słodyczach i jakichś bułkach cały czas jechać nie można.
Udaliśmy się zatem do certyfikowanego hotelu z restauracją „Cztery Pory Roku”, mającego status Miejsca Przyjaznego Rowerzystom (MPR) szlaku GreenVelo, który nakarmił nas makaronami, schabowymi, piwem 0% i kawą. I teraz można było rozpocząć wspinaczkę w górę mapy i pod górę faktyczną :-).

Odcinek do Pieniężna minął jakoś bez większej historii, chociaż po obiedzie senność zaczęła mnie ogarniać, ale to jednak ja ogarnąłem senność. Za to odcinek Pieniężno-Lelkowo, który rok temu był jechany w nocy, teraz zdumiał mnie delikatną, ale jednak 11 km wspinaczką. Co zakręt to było pod górkę!
Grupa znowu się porwała, a punktem zbornym stał się sklep w Lelkowie na skrzyżowaniu dróg. Ekipa zamówiła lody, ja uzupełniłem po raz ostatni już bidony i zaczęliśmy jazdo-walkę z wiatrem, który na odcinku do Żelaznej Góry nieźle nas potargał.

Odcinek od Lelkowa do samego Elbląga przywołał wspomnienia MRDP z roku 2017, kiedy to podróżowałem tą trasą w przeciwnym kierunku. Tymczasem zajrzeliśmy na nieczynne przejście graniczne w Gronowie, żeby funkcjonariusz Bartek wyjaśnił nam, dlaczego jest zamknięte ;-). Zamiast Bartka wyszła z budki jego znacznie ładniejsza zmienniczka i powiedziała nam, co i jak :-).
Postój w Braniewie na Orlenie wykorzystałem na wykorzystanie drugi raz kuponu: ,,gorący napój 420 ml i lód Magnum’’. Połączenie na początku jazdy wydawało mi się dość irracjonalne, bo po co się schładzać gorącą kawą w lipcu? Ależ że od upału byliśmy daleko, kalorie były potrzebne a taki lód to niezła bomba, no i lepiej było już nie zasypiać na czekających zjazdach to i kawa weszła gładko.

Pobyt na stacji nieco się przedłużył, bo Roberto wymienił dętkę w przednim kole i już był gotowy do jazdy, kiedy to Leszek zastosował swoje patenty co poskutkowało wykręceniem wentyla presta, zablokowaniem kompresora na stacji, ponownym pompowaniem i powrotem do … starej dętki z minimalną nieszczelnością, która do samego Elbląga nie wymagała pompowania. No, ale na zjazdach już się Robert nie rozpędził.

Przez głowę chodziło mi, żeby dziewczynom ułatwić życie i od Kadyn puścić je dołem, przy Zalewie Wiślanym, do Nadbrzeża, żeby ominęły największe podjazdy. Spojrzały na mnie w stylu: ,,Kpisz, czy o drogę pytasz’’ i już się więcej z tego typu pomysłami nie wychylałem :-)). Oczywiście pojechały górą.
Tymczasem w końcu opuściliśmy Braniewo i remontowanym odcinkiem DW 504 dotarliśmy do Fromborka. Przed nim czekał na nas kibic Piotr, który był z nami na początku maratonu i teraz dociągnął się z nami na jego metę. Dzięki za wsparcie!

Końcówkę trasy próbowaliśmy kręcić razem, ale było to już bardzo trudne. Także każdy jechał swoim tempem, w grupie spotkaliśmy się pod dębem Bażyńskiego w Kadynach i w Suchaczu, gdzie Leszek mieszka i tam go pożegnaliśmy. Tuż przed podjazdem wyjazdowym na Elbląg – wiedział, kiedy się rozstać ;-).
Na tym nielubianym wzniesieniu po raz pierwszy użyłem małej tarczy korby, bo już mi się nie chciało cisnąć. I tak to sobie kręciliśmy młynki, aż ta ostatnia górka została za nami. Teraz czekał nas szybki zjazd do Kamionka Wielkiego i kilkanaście ostatnich km znowu po Żuławach Wiślanych.

Tutaj nie zważając na wiejący ,,w mordewind’’ gnaliśmy na metę jak konie do stajni co siano poczuły. Ostatni postój to rampa na skrzyżowaniu Mazurska/Odrodzenia, gdzie Roberto odbił do siebie nie męcząc już opony ponad miarę, a pozostali domknęli okrążenie województwa elbląskiego pod katedrą św. Mikołaja na Starym Mieście. Czyli tam, gdzie wszystko 25 godzin i 39 minut temu się rozpoczęło. Byliśmy na mecie!

Pożegnalna fotka zakończyła tą ciekawą wycieczkę, elbląskie grono ultra ponownie się powiększyło i jest w nim coraz więcej dziewczyn – teraz doszła Magda. Tak, na marginesie, liderem płci pięknej w Elblągu jest Marta – bikerka, która kilka dni temu pokonała 1200 km Maratonu Wisła. Liczę, że kiedyś zaszczyci nas i na asfaltach MDDWE. Dziewczyny na rowery!
Ekipę ścigantów poproszę o podanie, w jakiej kolejności przybywaliście na metę – bo nie była to jedna grupa, jak słyszę i widzę ;-)

Dziękuję Wam wszystkim za obecność, trud włożony w pokonanie niełatwej przecież trasy i wspólne kręcenie przez tyle godzin. Finiszerom w limicie czasu gratuluję utrzymania wysokiego tempa jazdy i reżimu postojowego. Wahającym się i tym co się nie udało mówię – za rok zrobimy MDDWE po raz trzeci. Trenujcie :-)





Dane wyjazdu:
444.00 km 0.00 km teren
19:32 h 22.73 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

MARATON DOOKOŁA WOJEWÓDZTWA ELBLĄSKIEGO*

Niedziela, 23 czerwca 2019 · | Komentarze 3

* - dawnego województwa, rzecz jasna :-)

TRASA: ELBLĄG-Tolkmicko-Braniewo-Lelkowo-Pieniężno-Orneta-Pasłęk-Susz-Kisielice-Gardeja-Nebrowo Wielkie-Kwidzyn-Biała Góra-Malbork-Ostaszewo-Mikoszewo-Sztutowo-Nowy Dwór Gdański-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

FILM (autor: MarekDIVE)





 Idea przejechania trasy dookoła dawnego województwa elbląskiego narodziła się po uzyskaniu informacji z elbląskiego oddziału PTTK, że taka trasa powstała i jest nawet odznaka za jej pokonanie. To było gdzieś tak z dwa lata temu. W zeszłym roku kolega Wojtek zrobił ją etapami a ja już wiedziałem, że z braku czasu trzeba będzie pokonać dystans w trybie non-stop. Teraz od pomysłu należało przejść do fazy realizacji.

Na miejsce startu jechałem już lekko zaniepokojony, ile to z tych 60 osób, które wykazały zainteresowanie maratonem na Facebooku zdecyduje się faktycznie stawić na Placu Słowiańskim. Miałem bowiem wrażenie, że sporo osób klikało odpowiedni przycisk nie dostrzegając, że to wycieczka na dystansie 447 km a nie 44 km ;-)

Plac Słowiański o godzinie 20:00 pusty oczywiście nie był, ale kręcący się w okolicy ludzie mieli także związek z trwającymi Dniami Elbląga, sporo osób było też w roli kibiców, obserwatorów i zwykłych gapiów.

Wygłosiłem krótką przemowę ze stopni fontanny, wykonaliśmy kilka pamiątkowych zdjęć i można było ruszać w trasę. Ostatecznie ruszyły w nią 22 osoby, które miały różne założenia co do trwania jej długości. W naszym peletonie pojawiły się też trzy rowerzystki (Joanna, Sylwia i Marysia) z zamiarem pokonania całej trasy. Wyróżniał się także jadący na rowerze poziomym Marek.

Ulica Mazurska wyprowadziła nas z miasta i jeszcze chwilę mieliśmy do rozpoczęcia zdobywania pierwszych podjazdów na Wysoczyźnie Elbląskiej. Jak to zwykle bywa peleton rozciągnął się na płaskim jadąc pod wiatr; Roberto monitorował pędzącą czołówkę, a ja skupiłem się na zamykaniu grupy.

Pierwszy podjazd za Kamionkiem Wielkim okazał się trudną przeprawą dla uczestników i grupa straciła łączność wzrokową ze sobą. Ale że wcześniej zapowiedziałem, że pierwsza dłuższa przerwa będzie na Orlenie w Braniewie to – myślę – że nikt nie odczuwał niepokoju z faktu , że jedzie przez chwilę samotnie. Po podjazdach nastąpiły jak wiadomo także zjazdy i w ten sposób szybko osiągnęliśmy Tolkmicko. Czekała na nas jeszcze jedna wspinaczka do Pogrodzia, a potem to już miały być mniej ekstremalne interwały warmińskiej ziemi.

Nieco obawiałem się stanu remontowanej drogi wojewódzkiej 504 na odcinku Pogrodzie –Frombork, ale okazało się, że spora część nowej nawierzchni jest już położona, a jazdę urozmaicały postawione tymczasowe skrzynki sygnalizacji świetlnej. Tutaj też dostrzegłem kolegę naprawiającego dętkę, ale nie potrzebował on pomocy i poradził sobie we własnym zakresie.
We Fromborku pożegnali się z nami zgodnie ze swoim planem Henryk i Łukasz (pierwszym, który zjechał z trasy był Robert – jeszcze w Elblągu, potem w Kamienniku Wielkim zawrócił Darecki) a my za chwilę zameldowaliśmy się w Braniewie.

Na stacji benzynowej odpoczynek trwał już w najlepsze, tutaj też dołączył do nas Władek, który z tego miasta rozpoczął objazd województwa elbląskiego. W nogach mieliśmy 50 km, była godzina 22:30. Przerwa trwał dobre 20 minut w czasie której zawodnicy pojedli, popili i odpoczęli. Tutaj też przeżyłem lekki szok poznawczy, gdy poznałem ciężar roweru ( a właściwie sakw) rowerzystki Sylwii. Podobno wzięła picie na całą drogę …

Bez zbędnego zamulania ruszyliśmy dalej na północ w kierunku Gronowa. Spowolnił nas jednak ośmiotorowy przejazd kolejowy na rogatkach Braniewa pod którego szlabanami staliśmy dobre kilka minut. Wykorzystałem to do zrobienia nocnych zdjęć peletonu.
Wiatr w międzyczasie osłabł prawie zupełnie i odcinek do granicy z Rosją w Gronowie pokonaliśmy ekspresowo. Po skręcie na Żelazną Górę pożegnaliśmy się z dobrym asfaltem, który do tej pory mielimy pod kołami naszych rowerów a zaczął się warmiński miszmasz.

Kolejny postój nastąpił w Lelkowie, gdzie zmieniliśmy kierunek jazdy na południowy, który z drobnymi odgięciami towarzyszył nam do Kisielic. Wiatr stał się naszym sprzymierzeńcem, chociaż nawierzchnie dróg nie zawsze pozwalały to wykorzystać.
Niebawem minęliśmy uśpione Pieniężno (100 km – 1:30) i skierowaliśmy się na Ornetę. Przed tym miastem nastąpiła walka z tracącą powietrze dętką w rowerze Waldka i upartą oponą, która nie chciała jej przyjąć. W końcu jednak wszystko znalazło się na swoim miejscu.

Ekipa czekała na nas w Ornecie, a że świt był z gatunku zimnych (tylko +6) to i ruszyliśmy bez zbędnej zwłoki. Za Ornetą pożegnał się z nami Andrzej, którego założeniem startowym było spędzenie nocy w siodełku i przez Godkowo i Pasłęk wrócił samodzielnie do Elbląga.

My tymczasem mknęliśmy na Wilczęta. Tuż przed tą miejscowością wykonałem kilka zdjęć klimatycznego wschodu słońca z nisko ścielącymi się mgłami i wspaniałymi kolorami nieba. To jedna z tych chwil, kiedy wiesz czemu nie warto spać, jak można jechać.
W Wilczętach pożegnałem się z Marysią i jeszcze jednym bikerem, którzy postanowili w tym miejscu zjechać do Elbląga. Maria jechała na rowerze w stylu roweru miejskiego na którym jednak nie mogła rozwinąć skrzydeł prędkości (chociaż zrobiła na nim kiedyś 250 km). Wiem jednak, że czeka na nią już rower szosowy, na którym niebawem pokaże niejednemu facetowi plecy.

Samotnie pogoniłem więc za oddalającą się grupą zasadniczą, którą dopadłem na pasłęckim Orlenie (160 km – 5:00). Miałem ochotę na hot-doga, ale okazało się, że grupa wyczyściła cały zapas ciepłych, a na nowe trzeba byłoby czekać 30 minut. Zadowoliłem się więc kanapką na ciepło i kawą.

Wiadomością z gatunku nieprzyjemnych była informacja, że druga z naszych bikerek, Sylwia, nie dotarła jeszcze do Pasłęka. Okazało się , że w Wilczętach pojechała prosto i do Pasłęka jechała na około, przez Młynary. Samotna jazda w nocy i na nieznanej trasie nie podłamała w niej ducha i jak ją ujrzeliśmy można było ruszać dalej. Z Orlenu chyba nie skorzystała :-).

Za Pasłękiem walkę toczyliśmy ze zmasakrowanym asfaltem drogi wojewódzkiej 526 której nawierzchnia mogła się chyba tylko podobać Karolowi, który jechał na fullu z oponami 2,4. Cała reszta ekipy miotała się od pobocza do pobocza w poszukiwaniu najrówniejszego toru jazdy. A ja zacząłem zachodzić w głowę, czemu męczę się na Bocasie a Cube na oponach 2,1 i z amorem stoi w domu. Za rok tego błędu nie powtórzę :-)

Po dotarciu do ronda w Przezmarku (190 km – 7:30) zarządziłem postój, bo istniało ryzyko, że ktoś pojedzie prosto a należało skręcić w prawo. Staliśmy dość długo, co Waldek wykorzystał na kolejną naprawę dętki.
Wkrótce dojechała reszta grupy, w tym Sylwia z Leszkiem. Zbliżał się czas rozejrzenia się za miejscem, gdzie będzie można zjeść konkretne śniadanie i nie miał to być Orlen.

Jako że Robert, Lucjan i Marcin zameldowali się w Suszu sporo przed nami zostałem poinformowany, że śniadanie w formie bufetu oferuje znana mi już z zeszłego roku Warmianka. W Suszu (210 km- 8:30) odbywał się tego dnia triathlon i pewnie dlatego restauracja była czynna od rana. Służby przepuściły nas warunkowo (jechaliśmy chodnikiem) i wkrótce zasiedliśmy nad talerzami z jajecznicą, pomidorami, ogórkami i innymi specjałami dalekimi od hot-dogów. Ładowanie kalorii odbyło się za całe 17 zł od osoby.
Po śniadaniu niektórzy zalegli na trawie, ale nie czas był na spanie czy opalanie. Mieliśmy ponad godzinę opóźnienia w stosunku do planu zakładającego przejechanie dystansu w 24 godziny brutto.

Kończyły się powoli pagórki na naszej trasie i przez Kisielice oraz Trumieje dotarliśmy do Gardei (250 km – 11:11). Słońce zaczęło już bardzo mocno świecić i należało zadbać o odpowiednie chłodzenie. W tym celu przydał się lokalny sklep, łaskawie czynny w niedzielę niehandlową.

Za Gardeją czekał nas zjazd w dolinę dolnej Wisły i tak rozpoczęła się jazda bez żadnych wzniesień, czyli po Żuławach – kwidzyńskich – na dzień dobry. Jako że jechaliśmy teraz na północ, wiatr zaczął wiać nam w twarz, ale nie były to jakieś silne porywy.
Peleton był już mocno porwany, tak że do Nebrowa Wielkiego (270 km – 12:17) wjeżdżaliśmy grupkami. Pojawiły się znaki Wiślanej Trasy Rowerowej, która niebawem będzie oznakowana w całym województwie pomorskim. Pod jednym ze sklepów na przedmieściach Kwidzyna (Nowy Dwór) zebraliśmy się w większą grupę i tak już podróżowaliśmy do końca. W Kwidzynie odłączył się Robert , który miał uroczystość rodzinną i o 18 musiał być już w Elblągu a wraz z nim Lucjan i Marcin. Ten ostatni dołączy do nas na ostatnie 100 km w Malborku.

A tymczasem przejechaliśmy u podnóża warownej katedry w Kwidzynie i ruszyliśmy w kierunku Wisły w Korzeniewie. Dalsza droga wiodła wzdłuż królowej polskich rzek schowanej za wysokim wałem przeciwpowodziowym. Na własne oczy ujrzeliśmy ją w Białej Górze, czyli rozwidleniu z którego swój bieg rozpoczyna Nogat.

Za Białą Górą (310 km – 14:38) zaliczyliśmy Piekło i nazwa tej miejscowości dobrze też opisuje jakość asfaltu w jej okolicach i przy Rezerwacie Las Mątawski. To już był prawdziwy dramat, bo do łaciatego asfaltu, który towarzyszył nam na większości trasy, doszły dziury. Tutaj nawet jazda slalomem okazała się dużym wyzwaniem. Trzaski z mojego roweru dochodziły niesamowite. Na szczęście nie rozpadł się.

Pora obiadowa sprzyjała rozmyślaniom, co i gdzie by tutaj zjeść. Bliskość Malborka ułatwiała planowanie, tylko że z powodu obsuwy czasowej, nie chcieliśmy zasiadać w restauracji bo obiad dla takiej grupy trwałby dobrą godzinę. Z uwagi na sporą liczbę osób debiutujących na długim dystansie nie chciałem, aby nasza jazda zakończyła się podczas drugiej nocy, kiedy to deficyt snu staje się niebezpieczny.

Zatrzymaliśmy się więc na rogatkach Malborka (Grobelno), gdzie jest jeden z najlepszych Orlenów w naszych okolicach. Poza standardowym menu można tam zjeść pierogi, wypić świeżo wyciśnięty sok, a nawet wziąć prysznic jakby ktoś się uparł. Ja postawiłem na pierogi ruskie i colę i to było dobre ;-)
Malbork (340 km – 16:55) i zamek obejrzeliśmy tylko zza perspektywy Nogatu i tyle musiało wystarczyć. W Malborku dołączył do nas Marcin, natomiast jazdę na trasie zakończyła Sylwia, która z powodu kontuzji tutaj się wycofała w towarzystwie Leszka.
Przed nami było ostatnie 100 km, z czego było wiadomo, że na ostatnich km wiatr będzie nam sprzyjał. Była więc szansa na zobaczenie tablicy ,,Elbląg’’ za dnia.

Do Nowego Stawu przez Kościeleczki prowadzi z Malborka nowa droga rowerowa z której skorzystaliśmy. Takie rzeczy to tylko w pomorskim. Przez Nowy Staw przemknęliśmy bokiem, nie zajeżdżając pod sławny ,,ołówek’’ jak i nie mniej sławnego ,,Jędrusia’’ ;-)
Postój zrobiliśmy w Ostaszewie, gdzie uzupełnione zostały płyny. Bezalkoholowy Żywiec smakował wybornie. Po przekroczeniu S7 w Dworku wjechaliśmy w strefę oddziaływania zmotoryzowanych turystów podążających na i z Mierzei Wiślanej. Wszak były to już wakacje i dodatkowo jeszcze koniec długiego weekendu. Większość z nich zmierzała w kierunku Gdańska i Elbląga, toteż do wyprzedzeń ,,na gazetę’’ nie doszło.

Jadąc równym i dość szybkim tempem dotarliśmy do Mikoszewa (380 km - 19:00), gdzie po postoju cateringowym grupa włączyła 5 bieg i czując najwyraźniej bliskość mety przyspieszyła. Momentami jechaliśmy z prędkościami 27-29 km/h, co sprawiło, że Mierzeję Wiślaną do Sztutowa pokonaliśmy ekspresowo.
W Sztutowie pierwszym zjazdem ruszyliśmy na Rybinę, bo to już nie był czas na podziwianie mostu 4 pancernych i Szkarpawy. W zamian mieliśmy Wisłę Królewiecką.

Zbliżał się ostatni trudny odcinek przed nami, czyli wąska i ruchliwa droga wojewódzka 502 do Nowego Dworu Gdańskiego. Nie chcąc jechać oponami w większości szosowymi po płytach betonowych z Tujska, trzeba było odcinek z Rybiny do Żelichowa pokonać w towarzystwie blachosmrodów.
Obyło się bez niebezpiecznych sytuacji, chociaż kilku kierowców spieszyło się nadmiernie. W Żelichowie skręciliśmy na boczny asfalt i w spokoju dotarliśmy do przedostatniego punktu kontrolnego w Nowym Dworze Gdańskim (409 km – 20:36).

Przejechaliśmy przez miasto bez zatrzymywania się, a na postój wybraliśmy skrzyżowanie przed Marzęcinem. Dla bezpieczeństwa bowiem (obawiałem się ruchu powrotnego znad morza na odcinku Marzęcino-Kazimierzowo) zmieniłem koncepcję końcówki trasy i do Elbląga postanowiłem wjechać od starą drogą krajową nr 7. W tym celu Marzęcino uwieczniłem tylko na karcie pamięci aparatu, a całą grupą ruszyliśmy w kierunku Solnicy.

Tam wjechaliśmy na starą siódemkę, która jest wyposażona teraz w drogę dla rowerów i ruszyliśmy w kierunku bielącego się wieżowcami na tle Wysoczyzny Elbląskiej Elbląga. Piękny widok po dobie jazdy. W Jazowej wjechaliśmy z powrotem do województwa warminsko-mazurskiego, które 20 lat zastąpiło województwo elbląskie. W Kazimierzowie odbiła na Bielnik II Joanna, ostatnia z trzech rowerzystek które śmiało podjęły trud przejechania maratonu. Jej jedynej udało się to za pierwszym razem. No, ale trudno się dziwić, skoro dziewczyna potrafi przebiec non-stop 240km ale też dysponowała najbardziej stosownym do tego rowerem!

W zamian dotarł do nas Darecki, który miał do nas dołączyć o poranku w Pasłęku, ale trochę mu się przesunęło. Ale co tam :-)
Chwilę potem minęliśmy tablicę ,,Elbląg’’ co Karol skwitował uniesieniem ręki w górę. Dobrze znam ten gest z moich różnych powrotów do Elbląga i podejrzewam, że debiutujący na długim dystansie biker czuł wielką radość i dumę.

Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu Trasy UE i Nowodworskiej aby wykonać pamiątkową fotografię finiszerów. Była godzina 21:40, czyli nasze opóźnienie w stosunku do planu wyniosło dokładnie 100 minut. Do zamknięcia pętli w Braniewie szykował się Władek, bo tam rozpoczął jazdę z nami. Niestety, musiał zrobić to samotnie. Reszta ekipy udała się na zasłużony wypoczynek, chociaż ja zbyt długo nie pospałem, bo już o 5:30 siedziałem z rowerem w pociągu do Ostródy.

Podsumowanie:

W jedną dobę elbląskie grono ultrasów powiększyło się dwukrotnie. Do 7 osób (Robert, Krzysiek, Mariusz, Leszek, Marek, Sławek, Marecki) dołączyło drugie tyle (Joanna, Władek, Karol, Marcin K, Marcin B, Wojtek i Roman). To było podstawowe założenie imprezy, aby pozwolić i pomóc chętnym osobom do podjęcia wyzwania, które tylko na pierwszy rzut oka wydaje się z gatunku ,,mission impossible ‘’. Cel ten został osiągnięty w 200%.

Tak niespodziewany i wspaniały odzew elbląskiego środowiska rowerowego zmusza wręcz do podjęcia wyzwania organizacji maratonu w przyszłym roku. Kocham taki mus :-)

Należy także wspomnieć o osobach, które ruszyły z Placu Słowiańskiego z zamiarem sprawdzenia najpierw jak się czują w jeździe nocnej, albo na krótszym dystansie. To także wyszło bardzo dobrze i myślę, że takie etapowanie długich dystansów jest najlepszym sposobem na zostanie w pełni świadomym ultrasem i pokonanie w końcu bariery 1000 km.

Odrębny akapit należy poświęcić naszym trzem rowerzystkom w peletonie. Sukces Joanny nie dziwi, biorąc pod uwagę jej wielkie doświadczenie w biegach maratonowych i znajomość własnych możliwości. Sylwia po odchudzeniu roweru i jeździe bez sakw także nie będzie miała większych problemów na długich dystansach. Jej bojowy hart ducha wykona połowę roboty, nogi wykonają drugie 50 %. Marysia po zmianie roweru na szosowy będzie w stanie jechać nieco szybciej i wtedy także z tak mocną głową ukończy niejeden maraton.

Jeszcze raz dziękuję Wam za wspólne spędzenie czasu na trasie i moc pozytywnych emocji. Zapraszam na środowy afterek!