Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.91 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Połączyłem w logiczną całość wczorajszą odwilż z dzisiejszym mrozem i ruszyłem sprawdzić, czy niedzielna wycieczka ma szansę odbyć się po zaplanowanej trasie. Wizja lokalna wykazała, że drogi po zachodniej stronie Jeziora Druzno od Raczek Elbląskich do Marwicy są oblodzone całe lub prawie całe i bez opon z kolcami jazda może być wycieczką ekstremalną a nie Miejską Wycieczką Rowerową :-).
Zatem trasa niedzielnej jazdy ulega zmianie, gdyż drogi po wschodniej stronie Jeziora Druzno od Jelonek do Komorowa Żuławskiego prezentują się znacznie lepiej, są posypane i przez to mniej śliskie. Tak nielubiane przez nas betonowe płyty ,,jumbo" są aktualnie nawierzchnią bardzo przyjemną, równą i chropowatą. Zaś stara DK 7 od Komorowa Żuławskiego jest odśnieżona i posypana.
Zaś moje wrażenia z jazdy mogą być tylko pozytywne. Kolce w oponach zmieniają wszystko - całą optykę jazdy, zakres możliwych manewrów, hamowania, interakcji na zdarzenia. Silnie zakodowany strach przed lodem tkwi jeszcze w głowie, bo po tylu przejechanych zimach (od 2006 r. jeżdżę całorocznie) nie jest możliwy do wyplenienia po kilku jazdach na kolcach. Ale że praktyka czyni mistrza ;-) Polecam opony z kolcami z pełnym przekonaniem.
Prawowitego orga dzisiaj nie było, trasę zmienił samowolnie jakiś org-uzurpator, było ciemno, mokro, brudno i tradycyjnie szybko. Nic więc dziwnego że uciekliśmy z Koszmarem od takiego koszmaru i przez Kwietniewo wróciliśmy krótszą drogą do Elbląga.
A teraz wersja druga ;-)
Dzisiejsza odsłona Wtorkowych Latareczek w Środę zebrała kilkanaście osób pod Hydropressem na Rawskiej, skąd tradycyjnie o 17 rozświetlony peleton ruszył w trasę. Trasę zmodyfikowaną przez Andrzeja, który w zastępstwie Marka Dive, był dzisiaj prowadzącym. Ominęliśmy zatem zgrabnie wszystkie zaplanowane podjazdy z Dębicą na czele i po płaskim dotarliśmy do Jelonek. Stąd po asfalcie, jak i po polbruku, walcząc z czołowym wiatrem, zdobyliśmy Rychliki, gdzie grupa nieco się podzieliła. Ja z Koszmarem popedałowaliśmy przez Kwietniewo i Święty Gaj do Elbląga, zaś zasadniczy peleton osiągnął Myślice i Dzierzgoń, do Elbląga docierając po 80 km.
Wszystko co dobre za szybko się kończy i nadszedł czas
na planowane odwiedziny trzeciego, ostatniego z zaplanowanych, Diamentu Krainy
Kanału Elbląskiego. Po Oleśnie i Aniołowie teraz zajrzeliśmy do Władysławowa , Nie, nie nad morze a kilka kilometrów od elbląskiego
Starego Miasta. To była pewna trudność, jak zaplanować trasę aby ruszając o
godzinie 10 dotrzeć tam na godzinę 12:00. Można było pieszo, ale to jednak
miała być wycieczka rowerowa ;-)
Tak więc pokręciliśmy korbami na znanej trasie przez
Bielniki, drogą widokową nad Nogatem dotarliśmy do Jazowej i tam został dojazd
drogą serwisową przy S7 do Władysławowa. W grupie wyróżniała się silna reprezentacja Gminy
Elbląg: zastępca wójta, sekretarz i inspektor. Wszak na terenie tej gminy leży
Władysławowo. Elegancko.
Tutaj już czekała na nas Ela Mieczkowska w stroju
mennonitki zapraszającej na małe co nieco po 24 km trasie. Podczas poczęstunku zostaliśmy wprowadzeni w historię
osadnictwa na tym terenie od czasów krzyżackich, przez mennonickie po
współczesne. Wszak podtytułem wycieczki byli ,,Krzyżacy i Mennonici na Żuławach”.
Krzyżak też się pojawił w postaci Bogdana Pańczuka. Prawdziwy komtur :-)
Jak już skosztowaliśmy świetnych naleśników ze
swojskim twarogiem, takiegoż też smalczyku z domowym chlebem i naturalnego sera
solankowego popijając go kompotem z żuławskich jabłek nadszedł cza warsztatów.
Dojenie krowy, to nic że modelowej, to było niesamowite
przeżycie dla takiego mieszczucha jak ja.
Noszenie wiader za pomocą nosideł na ramionach też było ciekawostką z
epoki, chociaż są regiony świata, gdzie
ta epoka trwa cały czas. Mieliśmy też okazję poznać tajniki robienia makramy
dzięki specjalistce w tej dziedzinie Martynie Mieczkowskiej. Jak to przy zajęciach
manualnych, czy to w Oleśnie czy w Aniołowie, wolałem pozostać w roli fotografa ;-)
Była też okazja złożyć drewniany stół bez użycia
jednego gwoździa, a potem pojawiła się piła ,,moja-twoja” i tutaj wspólnie z Robertem przepiłowaliśmy
niezbyt grubą gałąź.
Aż nadszedł czas na gwóźdź programu, czyli własnoręczne
robienie masła. Pojawił się wielki słój z wieloprocentową śmietanką, pojawiły
się maselnice i pojawili się maślarze. Masło powstało szybko, chleb jeszcze
szybciej a i cukier też był w użyciu. I tak przypomniały się lata 80-te, kiedy
to takie menu królowało podczas podwórkowych zabaw. Ech, kiedy to było.
Wyprzedzając nieco fakty, powiem, że każdy chętny
dostał potem to masło do domu.
A tymczasem dobiegły
końca warsztaty makramy, mistrzyni pokazała kwiaty wykonane tą techniką, uczestniczki
pokazały listki kwiatów i to była taka
tam drobna różnica :-) Mieliśmy też okazję obejrzeć makietę wiatraku z Wikrowa
(wsi odległej o 2 km od Władysławowa), który miał pecha spłonąć w 2001 roku.
Piękny ,,holender”, który mógłby zostać odbudowany …
I tak aktywnie spędzając czas nadeszła pora obiadowa. Obiad wiązał się ze spacerem, króciutkim,
spacerem do domu podcieniowego w którym znajduje się ,,Folwark Żuławski”. Jest
to gastronomia z hotelem zbudowana od podstaw kilka lat temu przez pasjonata
regionu Przemysława Pastewskiego.
Tam mieliśmy okazję spróbować żuławskich specjałów w
postaci pieczonej kaczki i zupy klopsowej. Turystyka kulinarna podoba mi się
coraz bardziej. Po obiedzie spacerkiem
wróciliśmy na posesję Eli Mieczkowskiej, gdzie czekało na nas pranie osadzone
oczywiście w realiach wieków dawnych. W ruch poszła tara, wyżymaczka i …
magiel. Faceci jakoś się nie pchali do
tej aktywności ;-)
I tak to dobiegła końca nasza wizyta w mennonickim
Władysławowie. Na drogę otrzymaliśmy konfiturę z dyni, ogrodowej rzecz jasna i
wspomniane masło. Stanisława Pańczuk
prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania wręczyła
podziękowania dla uczestników cyklu
Diamentowych rajdów i pozostało wrócić do Elbląga. Daleko nie było ;-)
Ja także jestem wdzięczny za możliwość
zaplanowania i poprowadzenia rajdów. Dziękuję wszystkim uczestnikom za spokojną i
bezpieczną jazdę. Podziękowania dla Tomka pomagającego przy dwóch rajdach jako
zamykający i Roberta, pomagającego na trasie do Władysławowa.
A teraz - początkujący blogerzy - siadajcie przed
komputerami, zakładajcie blogi i piszcie relacje. Diamentowe relacje z
diamentowych rajdów po Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego.Nagrody czekają :-)
Stowarzyszenie Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa
Działania zaprosiło mnie do wzięcia udziału w ,,Rowerowym Zawrocie Głowy -
Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego”. W związku z tym miałem okazję
poprowadzić z niekłamaną przyjemnością drugi z trzech rowerowych rajdów w
ramach cyklu wydarzeń dla początkujących blogerów turystycznych.
Początkującym blogerem to może trudno mnie nazwać (bloga prowadzę wszak od
2008 roku ;-), dlatego dedykowane warsztaty pominąłem i skupiłem się na
wycieczce do Aniołowa, będącego celem naszej drugiej jazdy. Aniołowa, wsi tak
bliskiej Elbląga, a jeszcze mocno nieznanej. Kiedyś ją odwiedziliśmy w
ramach MWR, ale teraz była szansa poznać ją dokładniej.
I tak się stało.
To tam, dzięki zaangażowaniu mieszkańców pod przewodnictwem małżeństwa
Zbigniewa i Haliny Cieśla dowodzących Stowarzyszeniem Na Rzecz Rozwoju Wsi
„Aniołowo” odbywają się coroczne Zloty Aniołów ( w tym roku już po raz 16). To tam
wyrosły prawie przy każdym gospodarstwie anielskie figury nadające stosownego
klimatu całej wsi. I to tylko tu stoją znaki ostrzegające przed ,,niskolatającymi aniołami" :-)) I uświadamiają, że zaledwie kilkanaście
kilometrów od Elbląga, znajduje się miejscowość stanowiąca prawdziwy diament
Krainy Kanału Elbląskiego (KKE).
Na ,,dzień dobry" czekał na nas swojski chleb żurawinowy, swojski
smalec, lokalne ogórki, swojskie powidła śliwkowo-rabarbarowe. Chociaż nie, na
,,dzień dobry" to czekała na nas Halina Cieśla, przebrana w
strój ... diabła??? Zapanowała chwilowa konsternacja, ale już po chwili
było jasne, że przecież diabeł to ...upadły anioł! Czyli wszystko się zgadzało,
byliśmy w Aniołowie :-)
Po tym wstępnym poczęstunku czekały na nas warsztaty kulinarne,
podczas których mogliśmy poznać przepis na anielskie ruchańce, czyli drożdżowe
racuchy, które podczas smażenia na patelni ruszają się i stąd ich nazwa. Potem
nadszedł czas na sztukę wysokich lotów czyli warsztaty koronkarskie oraz
rzeźbiarskie. Z moimi zdolnościami manualnymi ograniczyłem się
do ich fotografowania :-) W międzyczasie ciasto drożdżowe wyrosło, zostało
uformowane i usmażone a potem zostaliśmy zaproszeni do konsumpcji kultowych racuchów, mających
status Produktu Regionalnego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Co się działo!
Dalsze spędzanie czasu w Aniołowie to był długi i przyjemny spacer po
wsi podczas którego w rolę przewodniczki wcieliła się Halina Cieśla.
Zostały policzone wszystkie anioły (Brawo Nina!) których jest 43, obejrzeliśmy
chyba każdy zakątek wsi, boisko piłkarskie i
elegancką infrastrukturę przy nim oraz miejsca, które warto
wykorzystać kiedyś podczas rowerowych wycieczek. Było też coś dla ciała: wielodaniowy obiad,
śliwkowy kompot oraz kawa, herbata a także i zwalająca swoją mocą 65% (w
przypadku nadużycia) Diabelska Kita. Czy kogoś dziwi, że wyjechaliśmy stamtąd o
18? (przyjechaliśmy o 12:00). Deszcz i burza miały na to mały wpływ ;-)
Sama trasa wycieczki nie była zbyt odkrywcza, jechaliśmy dobrze znanymi
drogami najpierw pod górę do Przezmarka, potem z górki do Komorowa Żuławskiego
a potem to już krawędzią Wysoczyzny Elbląskiej i Żuław Wiślanych przez Weklice
do Aniołowa. Powrót był jeszcze mniej skomplikowany, bo po dotarciu nowym
asfaltem z Aniołowa do starej drogi krajowej nr 7 dotarliśmy nią do Elbląga,
gdzie na rondzie Kaliningrad każdy rozjechał się w swoją stronę.
Profesjonalną eskortę samochodową podczas wycieczki zapewniała Stanisława
Pańczuk, prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania
wraz z mężem Bogdanem.
Dzięki wszystkim za moc pozytywnych wrażeń i wspólne spędzenie czasu.
Aniołowo to rzeczywisty diament KKE!
Stowarzyszenie Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa
Działania zaprosiło mnie do wzięcia udziału w ,,Rowerowym Zawrocie
Głowy - Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego”. W związku z tym miałem okazję poprowadzić
z niekłamaną przyjemnością pierwszy z trzech rowerowych rajdów w ramach cyklu wydarzeń dla początkujących blogerów
turystycznych.
Początkującym blogerem to może trudno mnie nazwać (bloga
prowadzę wszak od 2008 roku ;-), dlatego dedykowane warsztaty pominąłem i skupiłem
się na wycieczce do Oleśna, będącego celem naszej pierwszej jazdy. Oleśna, wsi tak bliskiej Elblaga, a tak
nieznanej. Kiedyś ją odwiedziliśmy w
ramach MWR,
ale teraz była szansa poznać ją dokładniej. I tak się stało.
To tam, sumptem Andrzeja i Marleny Szwemińskich oraz
zaangażowaniem i sercem mieszkańców wsi, stara stodoła służąca latami za
pomieszczenie typowo rolnicze, została zamieniona na Stodolarnię - swoisty
skansen, do którego trafiają eksponaty pamiętające także czasy osadników
holenderskich. Stara skrzynia posażna z II połowy XVIII w., małżeńska alkowa,
kijanki do prania, żelazka „z duszą”, kołowrotki, maszyny do szycia, dwojaki,
porcelana - jednym słowem sprzęty, które pokazują, jak na przestrzeni stuleci
wyglądała praca w domu. I uświadamiają, że zaledwie kilkanaście kilometrów za
Elblągiem, znajduje się miejscowość stanowiące prawdziwy diament Krainy Kanału
Elbląskiego (KKE).
Dobry duch tej wsi Marlena Szwemińska, szefowa Stowarzyszenia Mieszkańców Wsi
„Oleśno – wieś z pomysłem” już na nas czekała i powitała nas loklanym serami w trzech wersjach i słodkimi
zawijańcami, a potem było jeszcze lepiej. Warsztaty garncarstwa, sztuki
linorytu, questing po Oleśnie i dokładne obejrzenie Stodolarni w której uważne
oko dostrzegło i rowerowe akcenty. Było też coś dla ciała: obiad, kawa, herbata, bajeczny sernik i kosmiczny strudel jabłkowy.
Czy kogoś dziwi, że wyjechaliśmy stamtąd o 17? (przyjechaliśmy o 12:30). Ja tam chciałem już nocować, bo i taka
możliwość jest :-)).
Sama trasa wycieczki nie była zbyt odkrywcza, jechaliśmy
dobrze znanymi drogami i tylko ogromna purchawica była niemałym przyrodniczym
zaskoczeniem. Co za grzyb – vide galeria.
Jazdę umilał fachowy komentarz Benity Kończak, świeżo mianowanej przewodniczki elbląskiego
oddziału PTTK oraz Elżbiety Mieczkowskiej ze Stowarzyszenia IWA z
podelbląskiego Władysławowa.
Profesjonalną eskortę samochodową zapewniała Stanisława Pańczuk, prezes
Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania wraz z mężem Bogdanem.
Dzięki wszystkim za moc pozytywnych wrażeń i wspólne
spędzenie czasu. Oleśno to rzeczywisty diament KKE!
Ruszyliśmy o 17, ale żeby wtedy było chłodno to nie powiem. Naprawdę rześko i przyjemnie zrobiło się koło godziny 19. Celem tej edycji środowych latareczek był Grądowy Młyn na rzeczce Brzeźnica, datowany na XV wiek, a obecny budynek na rok 1908.
Miejsce obecnie jest zarządzane przez bujną przyrodę, której nic nie powstrzymuje. Dotarliśmy do niego mocno okrężną drogą przez Pasłęk i pochylnię Buczyniec Kanału Elbląskiego. Takie są skutki szybkiej jazdy z wiatrem, bez zbytniego oglądania się na organizatora :-)
Trasa trzeciej w tym roku
Miejskiej Wycieczki Rowerowej prowadziła do Nowego Dworu Elbląskiego. Na
płaskiej, typowo żuławskiej trasie wprowadzało rowery w ruch 68 rowerzystek i
rowerzystów.
Zabytkowy dom z 1795
roku znajdujący się w Nowym Dworze Elbląskim,
tuż przy drodze krajowej Elbląg-Malbork już od kilku lat przyciąga uwagę
trwającymi pracami remontowymi. Wieść gminna niosła, że w tym zabytku
architektury drewnianej była w przeszłości karczma, i po remoncie także karczma
ma powstać.
Spotkanie z właścicielem
tego domu, Panem Filipem Gawlińskim, prezesem Funduszu Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej dało odpowiedź
na wiele pytań i zapoznało nas z historią budynku, który … wcale karczmą
wcześniej nie był, a za to był domem z podcieniem.
Zanim jednak dotarliśmy
do celu naszej wycieczki opuściliśmy Elbląg ulicą Nizinną, która wyprowadziła
nas w kierunku obwodnicy Elbląga. Dalej przez Władysławowo dotarliśmy do
Wikrowa, gdzie przy starym cmentarzu mennonickim zrobiliśmy pierwszy postój.
Dalsza droga prowadziła
przez Jegłownik, skąd już tylko 2 km dzieliły nas od Nowego Dworu Elbląskiego.
Tutaj już czekał na nas
Pan Filip Gawliński, który z wykształcenia jest historykiem sztuki i
pasjonująco zapoznał nas z historią zabytkowej konstrukcją, jak i losem innych
żuławskich zabytków. Po części teoretycznej nadszedł czas na zajrzenie do
wnętrza zabytku, którego jeszcze około 2 lata dzielą od odzyskania pełnej
świetności.
Wszystko co dobre szybko
się kończy, więc i my po prawie godzinnym obcowaniu z drewnianymi belkami,
stolarką okienną, drzwiami i okiennicami
zakończyliśmy wizytę w tym przyjaznym miejscu. Czas było ruszać w dalszą drogę
i poruszać trochę odzwyczajonymi od pedałowania nogami.
Okrężna droga powrotna
prowadziła przez Ząbrowo do Fiszewa, gdzie zrobiliśmy przerwę cateringową,
podczas której każdy otrzymał wsparcie energetyczne w postaci wafelka. Wsparcie przydatne, bo od teraz zmagaliśmy się
z dość silnym wiatrem z kierunków północnych, który skutecznie spowalniał naszą
jazdę. Także debiutujący na trasach MWR 5 letni Tomek oraz trochę starsza Nina
dawali sobie dobrze radę.
Niebawem minęliśmy Oleśno
i Gronowo Elbląskie, za którym mogliśmy cieszyć się z nowego asfaltu na odcinku
do Jasionna. Bardzo zniszczona droga jest obecnie równa, wygodna i bezpieczna.
Chcąc ominąć jazdę drogą krajową, pojechaliśmy nieco na około przez
Jezioro i Żurawiec, tak aby wyjechać w Raczkach Elbląskich i wjechać do
Elbląga.
Zanim to jednak nastąpiło
to zatrzymaliśmy się przy najniżej położonym punkcie w Polsce, czyli sławnej
depresji. Tam każda z uczestniczek i uczestników posiadający książeczkę turystyki kolarskiej
PTTK otrzymał stempel poświadczający udział w Miejskiej Wycieczce Rowerowej
(MWR). Przypominamy, te stemple bardzo przydadzą się w grudniu, podczas
rozstrzygnięcia konkursu na najaktywniejszego uczestnika MWR. Warto je zbierać
podczas naszych wyjazdów, gdyż w tym roku .
Nasz podróż skończyła się
przy rondzie Żuławska/Warszawska skąd każdy rozjechał się w swoją stronę.
Serdecznie dziękuję wszystkim
partnerom za pomoc, elbląskim mediom za skuteczną promocję wycieczki, a przed
wszystkim rowerzystkom i rowerzystom za wspólnie spędzony czas i spokojną oraz
bezpieczną jazdę.
Na kolejną jazdę spod
znaku Miejskich Wycieczek Rowerowych zapraszam 27 czerwca. W ramach CIS-owej wycieczki odwiedzimy Kadyny i jeszcze jedno, ciekawe miejsce.
Było latarkowo, deszczowo, burzowo, a nawet fochowo :-)). Nie ma to jak aktywnie spędzić popołudnie na ciekawej, bardzo urozmaiconej trasie po Wysoczyźnie Elbląskiej. Ciekawej tym bardziej, że Wielki Głaz w Kwietniku miałem okazję widzieć po raz pierwszy.
Dzięki wszystkim za wspólne pogaduchy i kręcenie, szczególne wyrazy uznania dla szanownego Orga :-)
Trasa Maratonu Elbląskiego wymagała sprawdzenia pewnego odcinku przed Myślicami. Drobny deszczyk kapiący na mnie przez cała trasę nie mógł być więc wymówką - zawodnicy muszą mieć na 444 km trasie odrobinę komfortu ;-)
W samych Myślicach nigdy nie zajrzałem na lokalną - a kiedyś znaczący węzeł kolejowy - stację kolejową, więc dzisiaj nadrobiłem te zaległości. Zieleń pochłonęła bez ją bez reszty i rządzi całkowicie.
Zaprzyjaźnione szczupaki z Kanału Elbląskiego doniosły, że awaria wózka ze statkiem Ostróda na pochylni Kąty jest już usunięta. Pojechałem sprawdzić, czy tak faktycznie jest i rejsy na tym unikatowym szlaku wodnym wkrótce ruszą. Spotkani pracownicy potwierdzili tą radosną wiadomość, więc i ja się nią dzielę.
Co prawda pewien niepokój wzbudził widok statku Bursztyn na wózku pochylni Buczyniec (vide galeria), bez śruby napędowej i steru, ale do jutra statek powinien z wózka zejść i go odblokować.
Rzuciłem też okiem na remontowany odcinek Kwietniewo-Święty Gaj z energetyczną panoramą tego ostatniego. Ależ tam się będzie śmigać z górki na pazurki ;-).