Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg.
Mam przejechane od 1995r. 301.707 kilometrów, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-).
Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.93 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.
Zbliża się Dzień Mamy więc wybrałem się do Sztumu zapalić świeczkę rodzicielce. Łatwo zapalić nie było, bo deszczyk towarzyszył mi prawie od samego początku trasy. Tyle, że nie wiało tak jak wczoraj. Pogoda idealnie wpisała się natomiast w debiut nowej u mnie kurtki przeciwdeszczowej X2 polskiej firmy JMP. Ciuch został zakupiony pod kątem długich dystansów i dzisiaj spokojnie dał radę tej mżawce, no, pod koniec to już regularnemu opadowi.
W drogę powrotną wplotłem nieco gorszych nawierzchni, aby sprawdzić jakość jazdy po odchudzeniu opon z 32 mm do 28 mm. Isospeed już nie pomaga, 7 barów wymaga po prostu lepszej jakości ;-)
W Helenowie spotkałem Dareckiego, a na myjni rowerek pucował Mateusz. Pozdrawiam słonecznie Panowie :-))
Majowa edycja Miejskich Wycieczek Rowerowych prowadziła w
kierunku dość odległego od Elbląga Jeziora Korsuń w gminie Rychliki. Całkiem
spory akwen wyposażony został niedawno w pomost kąpielowy z wiatą i jest bardzo
atrakcyjną miejscówką w czasie letniego wypoczynku. Podczas wycieczki kilka osób zdecydowało się
sprawdzić temperaturę wody w jeziorze, ale na masowe wejście do wody jest
jeszcze za wcześnie.
Zaś sama wycieczka należała do jednej z najdłuższych w
historii Miejskich Wycieczek Rowerowych. Że jednak prowadziła generalnie po
Żuławach Wiślanych, z lekkim tylko zahaczeniem o Pojezierze
Dzierzgońsko-Morąskie, to trasa długości 64 km nie sprawiła żadnemu z 54
uczestników i uczestniczek istotnych kłopotów.
Na trasie towarzyszyła nam doskonała, rowerowa pogoda, nie
było upału, świeciło słońce i wkoło
cudownie żółciły się pola kwitnącego rzepaku oraz rozlegał się klekot bocianów.
Jazda w takich warunkach to była czysta przyjemność i radość z aktywnego
spędzenia czasu na świeżym powietrzu. I
tylko wiatr pod koniec wycieczki mógł wiać nieco słabiej …
Nad Jeziorem Korsuń mieliśmy zaplanowane spotkanie z Panem
Lechem Słodownikiem, historykiem i regionalistą, który uraczył nas barwną
opowieścią o historii tych okolic. Okolic świetnie mu znanych z dzieciństwa i
młodości. Wspierał go wiedzą Leszek
Marcinkowski, przewodnik i prezes Oddziału Ziemi Elbląskiej PTTK, który towarzyszył nam
całą drogę na rowerze. To była bardzo
pouczająca wycieczka.
Jezioro Korsuń w Kiersytach stanowiło półmetek wycieczki i każdy z uczestników otrzymał tutaj słodkie
wsparcie energetyczne. Droga powrotna prowadziła przez Rejsyty, Rychliki i
Jelonki nad Kanał Elbląski na którym rozpoczął się już nowy sezon
żeglugowy. Po dotarciu do Komorowa
Żuławskiego kontynuowaliśmy naszą jazdę do Elbląga kończąc ją zgodnie z planem
około godziny 16 na rondzie Bitwy pod Grunwaldem, czyli dawnym rondem
Kaliningrad.
Tutaj pozostało podstemplować książeczki turystyki
kolarskiej PTTK i pożegnać się z uczestniczkami i uczestnikami naszej jazdy.
Dziękuję za spokojną i bezpieczną jazdę oraz za liczny udział w wycieczce.
Szczególne podziękowania kieruję do Pana Lecha Słodownika za uatrakcyjnienie imprezy.
Miejskie Wycieczki Rowerowe organizowane są przez Miejski
Ośrodek Sportu i Rekreacji, we współpracy z: PTTK Oddział Ziemi Elbląskiej,
Salon-Serwis Rowerowy Wadecki i Gminą Elbląg.
Kolejna jazda spod znaku MWR to będzie 101 km wyprawa na
przekop Wisły do Świbna i Mikoszewa. Na wycieczkę Niebieska Wiślana Trasa Rowerowa (WTR) zapraszam 12 czerwca 2022 r. Na wycieczkę będą wymagane zapisy, które
ruszą na początku miesiąca. Wszystkie
szczegóły niebawem.
Pojechałem sprawdzić trasę majowej Miejskiej Wycieczki Rowerowej bo nad Jeziorem Korsuń to byłem dawno, bardzo dawno temu. Wiejący przyjemnie w plecy wiatr sprawił, że w Kwietniewie pod kościołem stawiłem się równo po godzinie od ruszenia z Elbląga. Nieźle, jak na ciężkiego Bocasa ;-) Po drodze przyjrzałem się lekko zdemolowanemu przez pijanego kierowcę mostowi na rzece Dzierzgoń w Dzierzgonce oraz dostrzegłem pierwsze symptomy kwitnienia rzepaku. Żółte symptomy.
W Kiersytach poruszałem się jak dziecko we mgle, zapomniałem bowiem wszystko i zaliczyłem wszystkie zjazdy do jeziora, zanim znalazłem ten właściwy :-)). Oficjalnie nie ma tam kąpieliska, ale jest pomost z wiatą, są drabinki do wychodzenia/wchodzenia z/do wody i jest ogromna czerwona tablica z regulaminem oraz zakaz kąpieli. Zobaczycie na żywo to zrozumiecie tą prawną schizofrenię.
Za Kiersytami nastąpił 3 km terenowy odcinek specjalny przez Wopity do Rejsyt, który charakteryzował się szutrem, wysypanym gruzem, drogą trawiastą i znowu szutrem. Damy radę, nawet jak popada. Za to od Rejsyt był już tylko piękny asfalt i gdyby tylko wiatr zmienił kierunek ... Ale że nie zmienił to spokojnym patataj przemierzałem Krainę Kanału Elbląskiego tracąc stopniowo wysokość z Pojezierza Dzierzgońsko-Pasłęckiego na rzecz Żuław Wiślanych.
I kiedy taka spokojna jazda zapowiadała się do samego Elbląga w Węzinie pojawił się znienacka czarny, dość duży pies z dynamicznym atakiem w moim kierunku. Pod wiatr ucieczka była niemożliwa, więc trzeba było się zatrzymać. Kundel dostał strzał z przedniego koła, a potem - lekko nabuzowany - pogoniłem go jeszcze z kijem :-) Uciekł między zabudowania i kiedy podjechałem zapoznać się z jego właścicielami, już znaku życia nie dał i adresu nie ustaliłem. Ale ja tam jeszcze wrócę ;-)
Od 24 do 27 maja szykuje się ciekawa impreza dla blogerów
rowerowych, turystycznych i
społecznościowych w Krainie Kanału Elbląskiego. Będę miał przyjemność być
jednym z dowodzących podczas rowerowej podróży z Iławy przez Miłomłyn, Karnity i pochylnię Buczyniec do Elbląga. Po
drodze będą śluzy i pochylnie Kanału Elbląskiego, park uzdrowiskowy w
Miłomłynie, zakątek Kanta w Jarnołtowie, rejs statkiem oraz nówka-starówka w
Elblągu.
Żeby dobrze zaplanować trasę i sprawdzić co mniej znane
odcinki wyruszyłem świtem PKP do Iławy, aby w kilka godzin dotrzeć z wiatrem do Elbląga.
Eksplorując leśne i śródleśne dukty zaliczyłem drogi i miejsca dotychczas
mi nieznane, jak np. Gil Wielki czy Gil Mały albo ujście Kanału Iławskiego do Jeziora Dauby. Że nie wspomnę o tężni w Miłomłynie, gdzie miałem okazję zjeść
sobie II śniadanie :-)
Na długich prostych przed Małdytami wziąłem srogi rewanż za
jazdę pod wiatr 2 tygodnie temu. Teraz na grubych oponach gnałem 30 i lepiej km na godzinę. I to się
lubi.
Na koniec pozostało rzucić okiem czy wielki samotnik z Królewca
nadal stoi w Jarnołtowie i co słychać na Buczyńcu. W tym
ostatnim miejscu powstaje brama wjazdowa na teren campingowy przy dolnej stacji
pochylni. Chyba coś się zmieni?
Swój sezon
zapoczątkowały Miejskie Wycieczki Rowerowe. Bardzo okazale wypadła ta rowerowa
inauguracja sezonu, bo na starcie wycieczki ku tunelowi pod pochylnią Oleśnica
Kanału Elbląskiego ruszyło 31 osób. Potwierdziły tym samym, że nie ma złej pogody
na rower a pięknie świecące słońce i bezchmurne niebo utwierdzało nas w tym
przekonaniu.
Ruszyliśmy na trasę z ronda
Kaliningrad skąd po rozdaniu nowych map Kanału Elbląskiego (Podziękowania dla Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski) i okolic kolorowy
peleton starą drogą krajową nr 7 dotarł do Komorowa Żuławskiego. Tutaj zaczęła
się jazda po białej, lekko zaśnieżonej i oblodzonej nawierzchni. Nie jest ona
często spotykana pod kołami naszych pojazdów, ale bieżnikowane opony z lekko
spuszczonym powietrzem dały sobie z nią radę.
Prawdziwy zimowy odcinek specjalny
zaliczyliśmy między Karczowizną a Jelonkami, gdzie droga była mocno wyślizgana
przez samochody i lodowisko było konkretne. Na szczęście pobocze drogi było
zaśnieżone i jazda była możliwa. Ten odcinek w drodze powrotnej ominęliśmy
skrótem.
W Jelonkach odpoczęliśmy po tych
wrażeniach i niebawem wjechaliśmy na pochylnię Kanału Elbląskiego o nazwie
Jelenie. Przez nią przejechaliśmy bez postoju, bo celem naszej wycieczki była
pochylnia Oleśnica, trzecia (środkowa) pochylnia na Kanale Elbląskim. Wszystkie
5 pochylni to konstrukcje unikatowe, zabytkowe i oryginalne na skalę światową.
A Oleśnica dodatkowo ma jeszcze tunel, akwedukt i przejazd drogowy, gdzie
statki mają pierwszeństwo przed samochodami. Poza tym to jedyne miejsce Kanału
Elbląskiego skąd można zobaczyć daleką panoramę ... Elbląga.
I w tak ciekawym miejscu nadszedł
czas na opowieść Leszka Marcinkowskiego, prezesa i przewodnika elbląskiego oddziału
PTTK. Dowiedzieliśmy się szczegółów o Kanale Elbląskim, o pochylniach oraz o
tytułowym tunelu pod pochylnią. Nie obyło się także bez wizji lokalnej w tym
niewidocznym na co dzień miejscu, które łatwo przegapić.
Byliśmy na półmetku naszej trasy,
więc czas był najwyższy na rozdanie słodyczy dla każdej rowerzystki i każdego
rowerzysty oraz napicie się rozgrzewającej herbaty.
Droga powrotna wiodła prawie
dokładnie po naszych śladach, bo to nie był czas na odkrywanie nowych dróg.
Ominęliśmy tylko wspomniany bardzo śliski odcinek między Jelonkami a
Karczowizną. Przy pochylni Jelenie mieliśmy okazję obserwować z daleka akcję
ratunkową strażaków wobec osoby, która zbyt szybko weszła na lód Kanału
Elbląskiego i w wyniku jego załamania się trafiła do lodowatej wody. Wyglądało
na to, że akcja zakończy się sukcesem.
Tymczasem spokojnym i dostojnym
tempem zmierzaliśmy do Elbląga, przez Węzinę i Komorowo Żuławskie. Mocno
świecące słońce roztopiło śnieg i lód i coraz częściej widać było czarny kolor
asfaltu. Zaś od Komorowa Żuławskiego śniegu nie było już wcale.
Nasza inauguracyjna jazda zakończyła
się w miejscu, gdzie się zaczęła, czyli na rondzie Kaliningrad. Stąd każdy udał
się w sobie znanych kierunkach na zasłużony obiad, wcześniej otrzymując
pierwszą z tegorocznych pieczątek potwierdzających udział w Miejskich Wycieczkach
Rowerowych. Przydadzą się one w grudniu podczas rozstrzygnięcia konkursu MWR.
Miejskie Wycieczki Rowerowe
organizowane są przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, we współpracy z: PTTK
Oddział Ziemi Elbląskiej, Salon-Serwis Rowerowy Wadecki i Gminą Elbląg.
Celem kolejnej jazdy sezonu 2022
będzie Pasłęk, gdzie przyjrzymy się zabytkowym, gotyckim murom obronnym
przechodzącym w ostatnich latach renowację. Szczegóły niebawem.
Połączyłem w logiczną całość wczorajszą odwilż z dzisiejszym mrozem i ruszyłem sprawdzić, czy niedzielna wycieczka ma szansę odbyć się po zaplanowanej trasie. Wizja lokalna wykazała, że drogi po zachodniej stronie Jeziora Druzno od Raczek Elbląskich do Marwicy są oblodzone całe lub prawie całe i bez opon z kolcami jazda może być wycieczką ekstremalną a nie Miejską Wycieczką Rowerową :-).
Zatem trasa niedzielnej jazdy ulega zmianie, gdyż drogi po wschodniej stronie Jeziora Druzno od Jelonek do Komorowa Żuławskiego prezentują się znacznie lepiej, są posypane i przez to mniej śliskie. Tak nielubiane przez nas betonowe płyty ,,jumbo" są aktualnie nawierzchnią bardzo przyjemną, równą i chropowatą. Zaś stara DK 7 od Komorowa Żuławskiego jest odśnieżona i posypana.
Zaś moje wrażenia z jazdy mogą być tylko pozytywne. Kolce w oponach zmieniają wszystko - całą optykę jazdy, zakres możliwych manewrów, hamowania, interakcji na zdarzenia. Silnie zakodowany strach przed lodem tkwi jeszcze w głowie, bo po tylu przejechanych zimach (od 2006 r. jeżdżę całorocznie) nie jest możliwy do wyplenienia po kilku jazdach na kolcach. Ale że praktyka czyni mistrza ;-) Polecam opony z kolcami z pełnym przekonaniem.
Prawowitego orga dzisiaj nie było, trasę zmienił samowolnie jakiś org-uzurpator, było ciemno, mokro, brudno i tradycyjnie szybko. Nic więc dziwnego że uciekliśmy z Koszmarem od takiego koszmaru i przez Kwietniewo wróciliśmy krótszą drogą do Elbląga.
A teraz wersja druga ;-)
Dzisiejsza odsłona Wtorkowych Latareczek w Środę zebrała kilkanaście osób pod Hydropressem na Rawskiej, skąd tradycyjnie o 17 rozświetlony peleton ruszył w trasę. Trasę zmodyfikowaną przez Andrzeja, który w zastępstwie Marka Dive, był dzisiaj prowadzącym. Ominęliśmy zatem zgrabnie wszystkie zaplanowane podjazdy z Dębicą na czele i po płaskim dotarliśmy do Jelonek. Stąd po asfalcie, jak i po polbruku, walcząc z czołowym wiatrem, zdobyliśmy Rychliki, gdzie grupa nieco się podzieliła. Ja z Koszmarem popedałowaliśmy przez Kwietniewo i Święty Gaj do Elbląga, zaś zasadniczy peleton osiągnął Myślice i Dzierzgoń, do Elbląga docierając po 80 km.
Wszystko co dobre za szybko się kończy i nadszedł czas
na planowane odwiedziny trzeciego, ostatniego z zaplanowanych, Diamentu Krainy
Kanału Elbląskiego. Po Oleśnie i Aniołowie teraz zajrzeliśmy do Władysławowa , Nie, nie nad morze a kilka kilometrów od elbląskiego
Starego Miasta. To była pewna trudność, jak zaplanować trasę aby ruszając o
godzinie 10 dotrzeć tam na godzinę 12:00. Można było pieszo, ale to jednak
miała być wycieczka rowerowa ;-)
Tak więc pokręciliśmy korbami na znanej trasie przez
Bielniki, drogą widokową nad Nogatem dotarliśmy do Jazowej i tam został dojazd
drogą serwisową przy S7 do Władysławowa. W grupie wyróżniała się silna reprezentacja Gminy
Elbląg: zastępca wójta, sekretarz i inspektor. Wszak na terenie tej gminy leży
Władysławowo. Elegancko.
Tutaj już czekała na nas Ela Mieczkowska w stroju
mennonitki zapraszającej na małe co nieco po 24 km trasie. Podczas poczęstunku zostaliśmy wprowadzeni w historię
osadnictwa na tym terenie od czasów krzyżackich, przez mennonickie po
współczesne. Wszak podtytułem wycieczki byli ,,Krzyżacy i Mennonici na Żuławach”.
Krzyżak też się pojawił w postaci Bogdana Pańczuka. Prawdziwy komtur :-)
Jak już skosztowaliśmy świetnych naleśników ze
swojskim twarogiem, takiegoż też smalczyku z domowym chlebem i naturalnego sera
solankowego popijając go kompotem z żuławskich jabłek nadszedł cza warsztatów.
Dojenie krowy, to nic że modelowej, to było niesamowite
przeżycie dla takiego mieszczucha jak ja.
Noszenie wiader za pomocą nosideł na ramionach też było ciekawostką z
epoki, chociaż są regiony świata, gdzie
ta epoka trwa cały czas. Mieliśmy też okazję poznać tajniki robienia makramy
dzięki specjalistce w tej dziedzinie Martynie Mieczkowskiej. Jak to przy zajęciach
manualnych, czy to w Oleśnie czy w Aniołowie, wolałem pozostać w roli fotografa ;-)
Była też okazja złożyć drewniany stół bez użycia
jednego gwoździa, a potem pojawiła się piła ,,moja-twoja” i tutaj wspólnie z Robertem przepiłowaliśmy
niezbyt grubą gałąź.
Aż nadszedł czas na gwóźdź programu, czyli własnoręczne
robienie masła. Pojawił się wielki słój z wieloprocentową śmietanką, pojawiły
się maselnice i pojawili się maślarze. Masło powstało szybko, chleb jeszcze
szybciej a i cukier też był w użyciu. I tak przypomniały się lata 80-te, kiedy
to takie menu królowało podczas podwórkowych zabaw. Ech, kiedy to było.
Wyprzedzając nieco fakty, powiem, że każdy chętny
dostał potem to masło do domu.
A tymczasem dobiegły
końca warsztaty makramy, mistrzyni pokazała kwiaty wykonane tą techniką, uczestniczki
pokazały listki kwiatów i to była taka
tam drobna różnica :-) Mieliśmy też okazję obejrzeć makietę wiatraku z Wikrowa
(wsi odległej o 2 km od Władysławowa), który miał pecha spłonąć w 2001 roku.
Piękny ,,holender”, który mógłby zostać odbudowany …
I tak aktywnie spędzając czas nadeszła pora obiadowa. Obiad wiązał się ze spacerem, króciutkim,
spacerem do domu podcieniowego w którym znajduje się ,,Folwark Żuławski”. Jest
to gastronomia z hotelem zbudowana od podstaw kilka lat temu przez pasjonata
regionu Przemysława Pastewskiego.
Tam mieliśmy okazję spróbować żuławskich specjałów w
postaci pieczonej kaczki i zupy klopsowej. Turystyka kulinarna podoba mi się
coraz bardziej. Po obiedzie spacerkiem
wróciliśmy na posesję Eli Mieczkowskiej, gdzie czekało na nas pranie osadzone
oczywiście w realiach wieków dawnych. W ruch poszła tara, wyżymaczka i …
magiel. Faceci jakoś się nie pchali do
tej aktywności ;-)
I tak to dobiegła końca nasza wizyta w mennonickim
Władysławowie. Na drogę otrzymaliśmy konfiturę z dyni, ogrodowej rzecz jasna i
wspomniane masło. Stanisława Pańczuk
prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania wręczyła
podziękowania dla uczestników cyklu
Diamentowych rajdów i pozostało wrócić do Elbląga. Daleko nie było ;-)
Ja także jestem wdzięczny za możliwość
zaplanowania i poprowadzenia rajdów. Dziękuję wszystkim uczestnikom za spokojną i
bezpieczną jazdę. Podziękowania dla Tomka pomagającego przy dwóch rajdach jako
zamykający i Roberta, pomagającego na trasie do Władysławowa.
A teraz - początkujący blogerzy - siadajcie przed
komputerami, zakładajcie blogi i piszcie relacje. Diamentowe relacje z
diamentowych rajdów po Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego.Nagrody czekają :-)
Stowarzyszenie Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa
Działania zaprosiło mnie do wzięcia udziału w ,,Rowerowym Zawrocie Głowy -
Diamentach Krainy Kanału Elbląskiego”. W związku z tym miałem okazję
poprowadzić z niekłamaną przyjemnością drugi z trzech rowerowych rajdów w
ramach cyklu wydarzeń dla początkujących blogerów turystycznych.
Początkującym blogerem to może trudno mnie nazwać (bloga prowadzę wszak od
2008 roku ;-), dlatego dedykowane warsztaty pominąłem i skupiłem się na
wycieczce do Aniołowa, będącego celem naszej drugiej jazdy. Aniołowa, wsi tak
bliskiej Elbląga, a jeszcze mocno nieznanej. Kiedyś ją odwiedziliśmy w
ramach MWR, ale teraz była szansa poznać ją dokładniej.
I tak się stało.
To tam, dzięki zaangażowaniu mieszkańców pod przewodnictwem małżeństwa
Zbigniewa i Haliny Cieśla dowodzących Stowarzyszeniem Na Rzecz Rozwoju Wsi
„Aniołowo” odbywają się coroczne Zloty Aniołów ( w tym roku już po raz 16). To tam
wyrosły prawie przy każdym gospodarstwie anielskie figury nadające stosownego
klimatu całej wsi. I to tylko tu stoją znaki ostrzegające przed ,,niskolatającymi aniołami" :-)) I uświadamiają, że zaledwie kilkanaście
kilometrów od Elbląga, znajduje się miejscowość stanowiąca prawdziwy diament
Krainy Kanału Elbląskiego (KKE).
Na ,,dzień dobry" czekał na nas swojski chleb żurawinowy, swojski
smalec, lokalne ogórki, swojskie powidła śliwkowo-rabarbarowe. Chociaż nie, na
,,dzień dobry" to czekała na nas Halina Cieśla, przebrana w
strój ... diabła??? Zapanowała chwilowa konsternacja, ale już po chwili
było jasne, że przecież diabeł to ...upadły anioł! Czyli wszystko się zgadzało,
byliśmy w Aniołowie :-)
Po tym wstępnym poczęstunku czekały na nas warsztaty kulinarne,
podczas których mogliśmy poznać przepis na anielskie ruchańce, czyli drożdżowe
racuchy, które podczas smażenia na patelni ruszają się i stąd ich nazwa. Potem
nadszedł czas na sztukę wysokich lotów czyli warsztaty koronkarskie oraz
rzeźbiarskie. Z moimi zdolnościami manualnymi ograniczyłem się
do ich fotografowania :-) W międzyczasie ciasto drożdżowe wyrosło, zostało
uformowane i usmażone a potem zostaliśmy zaproszeni do konsumpcji kultowych racuchów, mających
status Produktu Regionalnego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Co się działo!
Dalsze spędzanie czasu w Aniołowie to był długi i przyjemny spacer po
wsi podczas którego w rolę przewodniczki wcieliła się Halina Cieśla.
Zostały policzone wszystkie anioły (Brawo Nina!) których jest 43, obejrzeliśmy
chyba każdy zakątek wsi, boisko piłkarskie i
elegancką infrastrukturę przy nim oraz miejsca, które warto
wykorzystać kiedyś podczas rowerowych wycieczek. Było też coś dla ciała: wielodaniowy obiad,
śliwkowy kompot oraz kawa, herbata a także i zwalająca swoją mocą 65% (w
przypadku nadużycia) Diabelska Kita. Czy kogoś dziwi, że wyjechaliśmy stamtąd o
18? (przyjechaliśmy o 12:00). Deszcz i burza miały na to mały wpływ ;-)
Sama trasa wycieczki nie była zbyt odkrywcza, jechaliśmy dobrze znanymi
drogami najpierw pod górę do Przezmarka, potem z górki do Komorowa Żuławskiego
a potem to już krawędzią Wysoczyzny Elbląskiej i Żuław Wiślanych przez Weklice
do Aniołowa. Powrót był jeszcze mniej skomplikowany, bo po dotarciu nowym
asfaltem z Aniołowa do starej drogi krajowej nr 7 dotarliśmy nią do Elbląga,
gdzie na rondzie Kaliningrad każdy rozjechał się w swoją stronę.
Profesjonalną eskortę samochodową podczas wycieczki zapewniała Stanisława
Pańczuk, prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalna Grupa Działania
wraz z mężem Bogdanem.
Dzięki wszystkim za moc pozytywnych wrażeń i wspólne spędzenie czasu.
Aniołowo to rzeczywisty diament KKE!