Dane wyjazdu:
Temperatura:6.0
Niedziela, 7 kwietnia 2024 ·
| Komentarze 2
Trasa: ELBLĄG >>>Gdańsk Wrzeszcz-Rębiechowo-Przodkowo-Kartuzy-Egiertowo-Przywidz-Kolbudy-Gdańsk-Przejazdowo-Kiezmark-Nowy Dwór Gdański-Jazowa-Kazimierzowo-ELBLĄG
MAPAGALERIA + FILM (z opisem)
Prezentem od losu można określić fakt, że koncert Kaśki
Sochackiej – odkrycia muzycznego zeszłego roku – przypadł w przeddzień wyborów
samorządowych. Kupując bilet w grudniu nie miałem o tym pojęcia. To był dobry, artystyczny prezent zrobiony
sobie za trudy kampanii wyborczej a jak jeszcze dorzuciłem do tego dość
tradycyjny u mnie
powrót z koncertu na rowerze, to zrobiło się już całkiem miło.
I tak to miło było przez około 3 km, kiedy to wspinając się
ulicą Słowackiego w kierunku portu lotniczego im. Lecha Wałęsy w Rębiechowie
usłyszałem ten charakterystyczny strzał. Niestety, to nie była dętka … a
szprycha w tylnym kole.
Cóż, nawet przez sekundę nie pomyślałem o powrocie
najkrótszą drogą do Elbląga, tylko za chwilę, już razem z Andrzejem, kręciliśmy
kaszubskie podjazdy i zjazdy.
Zajrzeliśmy prawie na lotnisko na którym co chwila - pomimo bardzo później pory – co kilkanaście
minut lądował jakiś samolot. Wyrazy współczucia dla mieszkańców.
Lotnisko w końcu zostało za nami a my pogrążyliśmy się w
kaszubskiej nocy i w towarzystwie dziwnie licznych blachosmrodów pedałowaliśmy
do Kartuz, gdzie zaliczyliśmy pierwszy na trasie Orlen.
Kawa weszła jak
marzenie i zaraz dalej zdobywaliśmy metry przewyższeń w kierunku Egiertowa.
Tamtejszy Orlen jest znacznie większy niż ten w Kartuzach, ale już na nim nie
stawaliśmy.
Dalsza droga wiodła w kierunku Gdańska przez Przywidz i
Kolbudy. Tutaj odnotowaliśmy najniższe temperatury na trasie, w granicach +6
stopni. Andrzej użyczył mi swoich rękawiczek, bo moja wersja podwójnych, ale
cienkich zaczęła zawodzić.
W Gdańsku pojawiliśmy się około 4 rano i zajrzeliśmy na
dobrze znany z innych nocnych wycieczek spod znaku ,,Po co spać, jak można
jechać” Orlen na Oruni. Coś tam
zjedliśmy, popłynęła druga kawa i ruszyliśmy na wschód, ku wschodzącemu powoli
słońcu.
Endrju zarządził tutaj mijankę standardowego wyjazdu na
Elblągu i pojechaliśmy opłotkami o nazwie Zawodzie i Tama Pędzichowska
wjeżdżając na starą DK 7 obok rafinerii.
Tutaj obraliśmy dobrze znany kierunek i walcząc z lekkim,
ale wystarczająco upierdliwym i spowalniającym i tak wolny, uszkodzony, rower
kręciliśmy kilometry.
Czułem, że ta wycieczka powinna się zakończyć na dworcu kolejowym w Gdańsku Głównym i gdybym był sam,
to tak by się ona skończyła, bo jazda komunikacyjnie przez Żuławy Wiślane już
od dawna nie jest moim konikiem. No, ale że był Andrzej to jechałem :-))
Słabłem z każdym kilometrem, jechałem momentami 15-17 km/h,
nie pomagało już nic, po prostu zasypiałem. Wychodziły ze mnie trudy ostatnich
dni, niedosypiania, robienia kilometrów piechotą i niespania ciągiem od – wtedy
- prawie doby.
W Solnicy, czyli
kilkanaście km od centrum Elbląga, zastosowałem patent znany z
długodystansowych wycieczek - kilka minut snu. Ten reset na MOR szlaku
EuroVelo 10/13 pozwolił mi elegancko dotrzeć do domu i tam odpłynąć dosłownie i
w przenośni.
Dzięki Endrju za pomoc, wsparcie i pilnowanie :-)) Takie
przygody tak blisko ;-)