INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 301.707 kilometrów, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.88 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2025

Dystans całkowity:1310.00 km (w terenie 5.00 km; 0.38%)
Czas w ruchu:11:35
Średnia prędkość:18.04 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Suma podjazdów:5642 m
Suma kalorii:3290 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:52.40 km i 2h 19m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
4.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:22.0
Podjazdy: m
Rower:BOCAS

To tu, to tam po Elblągu

Poniedziałek, 8 września 2025 · | Komentarze 0

Bocas odebrany z serwisu po całkowitym przeglądzie, wymianie wkładu suportu, łańcucha, kasety, kółeczek, koronki 39 i klocków hamulcowych. Normalnie, nowy rower :-)




Kategoria SERWIS


Dane wyjazdu:
12.00 km 0.00 km teren
00:50 h 14.40 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy: m

Z METY MRDP

Piątek, 5 września 2025 · | Komentarze 2

Trasa: JASTRZĘBIA GÓRA-Rozewie-WŁADYSŁAWOWO>>>ELBLĄG









Nierealne, niezwykłe, wymarzone i wyśnione przejechanie trasy MRDP nie udałoby się bez zaangażowania całego sztabu ludzi, którzy doradzali, pomagali, wspierali przed, jak i w trakcie i wierzyli we mnie, nierzadko bardziej niż ja sam 🤦

Mając świadomość trudności celu, także podszedłem do tego maratonu jak najbardziej metodycznie, w sposób dla mnie niezwykle zorganizowany, przemyślany, staranny i dokładny. Bo inne maratony w których startowałem i w których jeszcze zamierzam brać udział nie są tak wymagające.

Zacząłem od zakupu stosownego roweru Trek Domane, bo na wspaniałym Cube Reaction (Kubusiu) można zwojować dużo, ale nie wszystko.

Potem był bikefitting w  VeloLAB u Łukasza Szczęsnego w Gdańsku, a w zasadzie dwie sesje dopasowania roweru do mnie.

Potem były tysiące km przygotowań na tym nowym rowerze, a zwłaszcza nauka jazdy na wąskiej kierownicy.

Potem były zakupy i testy odzieży oraz akcesoriów, zakupy bez oszczędzania i bez kompromisów.

Następnie nadszedł czas na zakup karbonowych kół Evanlite.

W końcu powstał plan jazdy i spis rzeczy do zabrania na trasę od 23 sierpnia. 

Nieco wcześniej, bo przez cały lipiec z moim kręgosłupem, karkiem i szyją walczyła masażami z niezwykłym powodzeniem Pani Małgorzata Oleszkiewcz z elbląskiego gabinetu RehaFit. Wielkie podziękowania za prawdziwe mistrzostwo 😍

Przed samymi zawodami jak zwykle perfekcyjny taping wykonał niezawodny Łukasz Sałamacha z Rehaholistic – Gabinet Rehabilitacji Medycznej i Terapii Manualnej
Licencjonowany Ośrodek Rehabilitacyjny Rehasport Clinik. Wielkie podziękowania za prawdziwe mistrzostwo 😍

O mój rower wzorowo zadbał - jak zwykle zresztą - sprawdzony mechanik Janek z Salonu-Serwisu Rowerowego WADECKI. Wielkie podziękowania za prawdziwe mistrzostwo 😍

I na koniec dziękuję mojemu najlepszemu kibicowi, synowi Michałowi, który wspierał mnie na trasie dobrym słowem, zwłaszcza wtedy, kiedy było naprawdę trudno i klęska była za rogiem. Dzięki!!! 😍

...zawsze dążcie uparcie do realizacji marzeń i nie zniechęcajcie się, gdy coś idzie nie tak ...


Co dalej teraz? Nudno nie będzie - szykuje się prawdziwa, dłuższa niż MRDP wyprawa, tylko jeszcze nie wiem kiedy, bo miesiąc urlopu to nie jest łatwa sprawa 😉😁


Szacun dla Wszystkich, którzy przebrnęli przez relację i dotarli do tego zdania. Jesteście NIESAMOWICI ❤️👏👏👏 ❤️











Dane wyjazdu:
311.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy:1593 m

MRDP - ETAP XII

Środa, 3 września 2025 · | Komentarze 0

Trasa: DZIWNÓW-Kołobrzeg-Darłowo-Ustka-Smołdzino-Wicko-Krokowa-ROZEWIE

MAPA (całość MRDP)

GALERIA (z opisem, całość)

Dalej >>> 




Opuszczenie ostatniego noclegu na tym maratonie wymagało obudzenia gospodyni, która wczoraj została zapoznana ze specyfiką mojego spania i z czego wynika konieczność wyjazdu o 3 rano. Nie robiła trudności, zrozumiała 😊

Wystartowałem sprawnie, obawiając się chłodu poranka, tym bardziej, że wody dookoła było dużo – Bałtyk a rzeka Dziwna po drugiej stronie. Niepotrzebnie, bo to była ciepła nocka.

Pustą drogą, która w zasadzie taka była do Kołobrzegu – wszak to już było po wakacjach – jechało się przyjemnie, nie licząc tych kilku ambitnych kierowców którzy trąbili na mnie, kierując gestami na zasypane szyszkami, igłami i Bóg wie raczy wiedzieć czym jeszcze drogi rowerowe, które czasami się pojawiały.

Wiedziałem o ich stanie, bo wczoraj od Międzyzdrojów próbowałem trochę nimi jechać. Ale wieczorem doszli jeszcze piesi, a to już był hardcore 😁

Także pedałowałem sobie spokojnie, licząc po 6 godzin brutto na każde 100 km, co dawało mi czas przybycia na metę o godzinie 21.

Pierwszy postój zaliczam na śniadanie w Pobierowie, na stacji BP. Wchodzi jakaś zapiekanka sprzedana przez okienko i pepsi. Napotykam tutaj z dwóch zawodników, którzy nockę jechali, jeden z nich to Zdzisław Piekarski, doświadczony Ultras.

Robię swoje i ruszam. Mijam Trzebiatów, Kołobrzeg, wszystko już kiedyś jechane i pamiętane.

Coraz mniej kilometrów, coraz mniej wątpliwości, że to faktycznie się dzieje, że powoli zamykam kółko dookoła Polski. Wiatr tym razem raczej nie sprzyja, wieje z boku, z południa. Tylko czasami pomaga, ale grunt że nie wieje ze wschodu.

Od Kołobrzegu ruch na starej krajówce nieco większy, ale nie to co było tutaj kiedyś, jak nie było obok S6. Potem skręcam na Mielno, miejscowość z super pasami rowerowymi w jezdni, najlepszym rozwiązaniu jakie można sobie wymyślić. Bez pieszych, bez szyszek, bez problemów.

Odtąd często trasa będzie prowadziła szlakami EuroVelo nr 10 i nr 13, w sumie prawie do Elbląga idzie już nimi dotrzeć 😉

Mijam Darłowo, zbliżam się do końca województwa zachodniopomorskiego korzystając z nowej, świeżo skończonej drogi wojewódzkiej nr 203 Darłowo-Ustka. Jedzie się elegancko, tylko upał jakby dokucza bo droga jest zupełnie bez cienia, czyli czuję się jak jajko na patelni.

Cóż, trzeba się nawadniać, trzeba korzystać ze sklepów, jeść lody, pić wodę i zmierzać do mety.

Zbliżam się do Ustki, za którą wiem, że nie będzie tam zbytnio okazji zjeść obiad, ale że przy drodze w Ustce niczego nie namierzam, to przelatuję miasto i jadę dalej. W końcu lody to też dobre jedzonko 😉

Docieram do Smołdzina, które po raz pierwszy odwiedziłem jeszcze w XX wieku, podziwiając wtedy Górę Rowokół znajdują się nieopodal. Teraz mam 100 km do mety i żadne Rowokoły mi nie w głowie.

Wkrótce wjeżdżam na drogę wojewódzką nr 213, którą będę jechał aż w okolice Żarnowca. Kilometry trochę się dłużą, droga ładna, ale nudna, bo jechana całkiem niedawno.

Szykuję się mentalnie na ostatni solidny podjazd MRDP, czyli wspinaczkę z poziomu Jeziora Żarnowieckiego do Krokowej.

Zanim to nastąpi jest zjazd, bardzo ładny i szybki. Potem mijam elektrownię szczytowo-pompową Żarnowiec i zaczynam jazdę pod górę.

Końcówkę podjazdu kręcę na oparach, motywuję się sztosami nienadającymi się do cytowania. Wcześniej w różnych miejscach odpalałem muzykę z YouTube, specjalnie zamówionego na 1 miesiąc darmowego okresu próbnego. Ale to było na dobrym telefonie z ogromną baterią, a nie na bieda Samsungu 😁

W końcu podjazd został za mną, a ja z wiatrem w plecy wpadłem do Krokowej. Chwilę potem była Karwia, gdzie zobaczyłem 5% na telefonie. Podłączyłem powerbank i ruszyłem na ostatnią, naprawdę ostatnią prostą do Jastrzębiej Góry.

Odpoczynek już przed startem zaplanowałem optymistycznie w hotelu Primavera, który teraz należało zarezerwować. Sprawnie załatwiłem formalności i ruszyłem na metę pod latarnią morską w Rozewiu. To było ostatni kilometr, podczas którego chciało mi się śpiewać, tańczyć, płakać, wszystko mi się chciało chcieć 😂

Ale że ludzie byli dookoła, to tylko sobie spokojnie jechałem drogą rowerową. Tą samą, którą MRDP się zaczynało 23 sierpnia.

Na mecie czekał na mnie Zenon Wosiek, kolega z Elbląga, który zgłosił się jako wolontariusz MRDP do obsługi mety. Nakręcił niesamowity film z mojego wjazdu na metę, film który jest tak autentyczny, że aż mi się wierzyć nie chce. Nie jest długi, ale wyraża wszystko w tamtym momencie. Zobaczycie go w galerii, wrażliwe uszy z góry przepraszam 🤦 Dzięki Zenek, raz jeszcze 😍

Oficjalnego SMS z mety wysłałem – nie bez trudności, bo komórka nie naładowała się – o 20:26 i taki też czas widnieje w wynikach. 272 godziny i 26 minut przebywałem na trasie, w końcu ją pokonując i ustanawiając swój nowy rekord jazdy non-stop. 2/3 celów zostało zrealizowane!

Pozostało z Zenkiem udać się na obiad finiszera, który był oczywiście smakowitym makaronem. W biurze zawodów było jeszcze kilku ultrasów z dyrektorem Danielem na czele, był czas na rozmowy, pierwsze wrażenia i dokładne obejrzenie medalu. Medalu, który od roku 2017 jest wręczany także osobom, które nie ukończyły MRDP w limicie czasu 240 godzin.

Wtedy, kiedy w wyniku awarii zjechałem z trasy do Przemyśla, bo wiedziałem że nie zdążę w limicie na metę, byłem oburzony i wkurzony polityką organizatora, który według mnie w ten sposób deprecjonował trudność MRDP.

Argument, że ludziom który jechali 11, 12 a i 14 dni należy się docenienie w ten sposób nie trafiały do mnie. Tym bardziej, że w 2017 roku mogłem naprawić rower (pękły 2 szprychy) i jechać spokojnie dalej. Ale się wycofałem, bo limity na ultramaratonach są najważniejsze. Nie zrobiłbym tego, gdyby wiedział wtedy o zmianie polityki nagradzania.

Ponieważ jednak punkt widzenia zależy czasami od punktu siedzenia, to teraz, w roku 2025 nie miałem żadnych oporów, aby medal zamykający moje ,,puzzle MRDP” przyjąć. Jako docenienie trudu włożonego w trasę, ale ze świadomością, że celu sportowego nie osiągnąłem. Ktoś jeszcze dodał: zapłaciłeś, to bierz 😂

Po tych ciekawych rozmowach nadszedł czas na prawdziwy, w końcu prawdziwy, nocleg. Udałem się do Primavery i po wieczornym rytuale poszedłem na dłuuuuugie spanie. Tak długie, że na śniadanie serwowane do godziny 10:00 zszedłem lekko po godzinie 9. Długo spałem, długo jadłem a potem poszedłem na długi masaż relaksacyjny i jeszcze dłuższy spacer po bałtyckiej plaży.

Zaczęła się rehabilitacja … rowerzysty spełnionego ❤️











Dane wyjazdu:
265.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:23.0
Podjazdy:1609 m

MRDP - ETAP XI

Wtorek, 2 września 2025 · | Komentarze 0

Trasa: KOSTRZYN nad ODRĄ-Cedynia-Gryfino-Szczecin-Wolin-Międzyzdroje-DZIWNÓW

MAPA (całość MRDP)

GALERIA (z opisem, całość)

Dalej >>> 




Budzik jak zwykle budzi za szybko, za głośno i w ogóle nie wiadomo, po co dzwoni. No ale skoro hałasuje to trzeba wdrażać rytuał poranny, uzupełniony o zejście do recepcji i sprawdzenie, czy łaskawie śniadanie w torbie czeka. No, jest i to jest dobra wiadomość o poranku chwilę po godzinie 2 😊

Zjadam je, ubieram się i sprawdzam pokój Kazika. Też gotowy, także ruszamy.

Pustymi ulicami opuszczamy Kostrzyn obok ogromnych zakładów papierniczych. Nie pada, ale czuć wilgoć w powietrzu, a prognoza mówi, że padać będzie. Godzinowo wychodzi mi, że będę wtedy w okolicach Szczecina.

Pojawia mi się refleksja, że jeszcze 5 dni temu byłem w Bieszczadach, a dzisiaj pojawię się po drugiej stronie Polski, w Szczecinie. Brzmi to lekko zwariowanie 😉

Pewne za to jest, że dzisiaj o 12:00 upływa limit 240 godzin przeznaczonych na regulaminowe pokonanie MRDP. To już od wielu kilometrów i dni jest nierealne, teraz walka idzie o to, żeby w końcu tę trasę przejechać.

Dlatego nie gonię szybciej jadącego Kazika, bo na ultra, a już na pewno na tym etapie tak długiego maratonu nie należy jechać nie swoim tempem. To może być niezdrowe.

Tymczasem na trasie zaczyna kropić deszcz, jestem niedaleko Mieszkowic, gdzie skręcam z DK 31 na lokalne asfalty w kierunku Siekierek i Cedyni. Przed Cedynią zaglądam na drugie śniadanie do McD, gdzie jajecznica z wrapem wchodzi jak marzenie – jak ja marzyłem o jajkach 😁

W tym czasie leje całkiem zgrabnie, trochę przeczekuję i w końcu ruszam. Mijam Cedynię, wspinam się do wsi Piasek, a potem nowym asfaltem jadę do Krajnika Dolnego z panoramą niemieckiej rafinerii w Schwedt.

Wkrótce znowu pedałuję po DK 31. Tym razem samotnie, w deszczu i sporym ruchu. Emocjonujące warunku potęgują się przy elektrowni Dolna Odra, gdy jadąc w okolicy setek słupów energetycznych słyszę trzaski wyładowań elektrycznych. Do kompletu widowiska brakuje tylko burzy z piorunami 🤦😉

W Gryfinie robię sobie przerwę pączkowo-sklepową i uzupełniam kalorie oraz picie. Teraz zaczyna się najtrudniejszy odcinek, czyli mijanka Szczecina przez Zdroje i Dąbie, prawobrzeże tego miasta.

Ruch jest duży, deszcz pada, a nawet leje, jadę środkiem drogi, bo pobocze jest w koleinach zalanych wodą, ze studzienkami, dziurami i innym niewidocznym syfem.
A skończyć MRDP w Szczecinie to już byłby totalny pech.

Tymczasem to kończy się limit czasu – podsumowuję to na fejsie:
,,Dla porządku informuję, że limit 240 godzin na pokonanie trasy 3200 km MRDP Maraton Rowerowy Dookoła Polski właśnie minął w samo południe (12:00). Ja tymczasem piszę te słowa z zalewanego wodą Szczecina, co oznacza że nie uporałem się z trasą w tym limicie. A jak wiadomo, limity w ultra są najważniejsze. Jak dobrze pójdzie to trasę tę pokonam, ale to jeszcze chwilę potrwa. Zostało z 430 km. Także popchajcie jeszcze trochę kropeczkę, chociaż nie obrażę się, jak już macie dosyć tej pomocy. Pozdrawiam wszystkich serdecznie”.

W końcu pada tak, że rzeka płynie i pasem ruchu na którym ja jestem. Godne wspomnienia jest to, że nikt na mnie nie trąbi, nikt nie wyprzedza na wariata, ciąg samochodów grzecznie jedzie za mną.

Szacun dla Szczecina, doceniam 👌 Zapewne pewne znaczenie ma to, że świecę w tył z trzech lampek: Bontragera Flare i 2x Mactronic Walle.

Wyłania mi się Orlen to skręcam i odpoczywam nad kawą patrząc, ileż to jeszcze będzie tego deszczu. Nie za dużo, także czekam i jak już tylko kropi i niebo ma niebieskie przebłyski ruszam dalej. W sumie kropi na mnie do Wolina, ale to wszystko w znośnej, letniej temperaturze.

Trasę od Szczecina znałem, bo kiedyś sprawdziłem ją z Endrju, a i w 2022 roku na Zachód MRDP prowadziła podobnie.

Samochody otaczały mnie do Goleniowa, no ale skoro tamtejszy park przemysłowy jechałem lekko po godzinie 14 to pustych dróg nie należo oczekiwać. A potem było coraz ciszej, coraz zieleniej i coraz fajniej. Do czasu 😪

Nad Zalewem Szczecińskim w Stepnicy zobaczyłem, że ekran Hammera zaczyna dziwnie mrugać. Mrugnął raz, mrugnął dwa i zrobił się ciemny. Po chwili się włączył i było OK. Za Wolinem akcja się powtórzyła, ale ciemność została na dłużej i ekran już mi nic nie wyświetlił.

Tym sposobem zostałem bez nawigacji i bez możliwości kontaktu z kimkolwiek. Nawigacja na tym etapie to był mniejszy kłopot, bo jak i gdzie jechać to ja wiedziałem, ale telefon nie tylko do tego służy.

W Międzyzdrojach udałem się zatem na poszukiwania serwisu, żeby zdiagnozować co też się wydarzyło i spróbować naprawić. 

Dla porządku dodam, że w okolicach nowej drogi S3 za Dargobądzem Daniel w ramach przybliżania przyrody Wolińskiego Parku Narodowego poprowadził MRDP gruntówką przez las. Nie za długą, ale po deszczu wybornie szosową 😂

Tymczasem w serwisie usłyszałem lekko druzgoczącą diagnozę, że telefon jest zalany. Wodoodporny Hammer … zalany … Pod obiektywami aparatu były widoczne krople, także to była prawda. Prawdopodobnie rozszczelnił się przez włącznik, często używany z definicji.

Nie mogłem zostać bez telefonu, więc ta przygoda kosztowała mnie 400 zł wydane na jakiegoś biednego Samsunga, którego bateria nie starczała na jeden dzień. Prawie bez używania nawigacji.

W Międzyzdrojach straciłem dobrą godzinę, robiło się już ciemno, ale ruszyłem dalej, aby spać jak najbliżej mety, którą planowałem osiągnąć jutro do wieczora.

Z wiatrem w plecy pognałem na wschód, znowu spotkałem Kazika, który planował już longiem ciągnąć na metę.

Przez chwilę pomyślałem, że to dobra idea, ale jak w Dziwnowie pojawiła się miejscówka tuż przy drodze o nazwie ,,Dom Gościnny Nord”, to jednak poszedłem spać.

Te 5 godzin odpoczynku już nie miało większego znaczenia dla końcowego wyniku, a zwiększało bezpieczeństwo.

Budzik ustawiłem na 2 w nocy, odbyłem rytuał wieczorny i zasnąłem. Jutro miał być wielki dzień!






Dane wyjazdu:
296.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy:1695 m

MRDP - ETAP X

Poniedziałek, 1 września 2025 · | Komentarze 0

Trasa: PIECHOWICE-Świeradów Zdrój-Zgorzelec-Gubin-Frankfurt nad Odrą-Słubice-KOSTRZYN nad ODRĄ

MAPA (całość MRDP)

GALERIA (z opisem, całość)

Dalej >>> 



Cichutko i prawie na paluszkach (w podkutych butach SPD to prawie niemożliwe) opuszczam kwaterę w Piechowicach a śniadaniem na rozruch są dwa batoniki musli kupione wczoraj w lokalnej Żabce. Na inne śniadanie o 2 w nocy tutaj liczyć nie mogę.

Ruszam do Szklarskiej Poręby, gdzie zaczynam podjazd z Dolnej do Górnej przez Średnią. Mijam zeszłoroczną metę RAP 1800 i porównując, to teraz jestem w znacznie lepszej formie niż po tamtym maratonie.

Tam upał i szaleńcze tempo finiszu dokonało zniszczenia, teraz niewątpliwie jadę w sposób znacznie bardziej rozważny.

Podjazd wkrótce się kończy, a zaliczam go bez pchania. Teraz Zakręt Śmierci i jazda w dół do Świeradowa Zdrój. Tam będzie ostatni podjazd MRDP, ale wcześniej Orlen na którym planuję konkretne śniadanie.

Pędzę w dół, robi się niezwykle zimno, a ja rozgrzany podjazdem zaczynam marznąć. Nie chce mi się stawać, więc Orlen w Świeradowie witam, jak się wita oazę na pustyni. Wpadam i od razu zaczynam robić herbatę, bez podchodzenia do kasy 😂

Obsługa patrzy nieco zdziwiona, ale że z herbatą nie uciekam, to i policji nie wzywają😉

Dorzucam do tego hot doga i burgera i powoli wraca do mnie życie. To był jedyny tak lodowaty poranek na całej trasie.

Za Świeradowem droga dalej prowadziła w dół, ale już było mi ciepło. Zatrzymałem się na chwilę w Sulikowie z jego słynnymi domami przysłupowymi, kojarzącymi mi się z naszymi żuławskimi podcieniami.

Potem był Zgorzelec w którym widać było ślady weekendowych imprez nad Nysą Łużycką. Teraz był 1 września i zabawy się skończyły, a zaczęła szkoła. Zrobiłem tam małe zakupy i ruszyłem dalej.

Trasa zrobiła się płaska, wiatr nie przeszkadzał i jechało się dobrze. Mnie nic szczególnie nie bolało, jada na wysokiej kadencji (90+) od samego początku sprawdziła się. Kolana spuchły, lewe ścięgna spuchły, ale utrudniało to chodzenie a nie jechanie. Po maratonie także.

Z każdym kilometrem zbliżałem się do kilku odcinków specjalnych, czyli lubuskich bruków. Rok 2022 i prawie nie ukończony maraton Zachód MRDP nauczyły mnie dokładnie, jak pokonać je bez eksplodujących dętek i pękających opon.

Po prostu jechałem po kamieniach i po kostce w ogóle nie dotykając piaszczystego pobocza. Te odcinki nie są długie, można je cierpliwie przejechać z prędkością 10-15 km/h, traktując to jako odpoczynek.

Nagrodą na tych drogach była całkowita pustka od samochodów, bo te kilka sztuk w dzień roboczy to trudno liczyć jako ruch. Do tego fajne lasy Borów Dolnośląskich, sympatyczna pogoda i otwarte wszystkie, nawet najmniejsze sklepiki.

Spokój jazdy na 10 km zaburzyła jazda DK 12 od Starych Czapli do Trzebieli, gdzie od granicy z Niemcami ciągnęły się TIR-y. Ale potem znowu zapanował spokój.
A jak w Brodach skończyły się odcinki brukowane i piaszczyste, to już w ogóle zrobiło się milutko. A do tego całkiem gorąco, bo słońce przygrzewało konkretnie i o porannym chłodzie dawno już zapomniałem.

Dość powiedzieć, że na stacji paliw w Starosiedlu przed Gubinem pochłonąłem całe, litrowe opakowanie czekoladowych lodów Grycan. Nie róbcie tego poza ultra! 😂
W Gubinie, wiedząc, że w ramach mijanki promu na Odrze w Połęcku trasa MRDP prowadzi z 50 km przez Niemcy, odwiedziłem McD i zjadłem tam obiad, ładując także elektronikę.

Upchnąłem jeszcze dwie puszeczki coli i tak przygotowany – żeby nie wydawać euro w Niemczech – wjechałem na szlak Odra –Nysa po niemieckiej stronie przez przejście graniczne Żytowań. Chyba nie muszę pisać, że byłem tutaj po raz pierwszy.

Szlak na tym odcinku – do Frankfurtu nad Odrą/Słubic – jest poprowadzony asfaltem, albo na koronie wału(węższy i sprawiający wrażenie starszego) albo u podnóża (szerszy) i wyglądający jak droga techniczna. Czasami występowały i tu, i tu. Pojawiały się także miejscowości i wtedy nie było widoczności Nysy albo Odry.

Co najważniejsze – nie było zupełnie żadnych samochodów, tylko ruch rowerowy, pieszy (biegacze) albo hulajnogi. Asfalty dobrej jakości, bez porównania z tym co oferowało Połęcko i jego okolice.

Dłuższy postój zrobiłem przy dawnej elektrowni w Eisenhüttenstadt , której niemiecka nazwa (Vogelsang) powinna się w Elblągu dobrze kojarzyć 😉 Stojące już tyle lat kominy z cegły sprawiają duuuuże wrażenie.

Po powrocie do Polski przez centrum Frankfurtu wjechałem do Słubic i rozpocząłem ostatnie 30 km tego dnia, do Kostrzyna nad Odrą, gdzie zamierzałem przenocować.
Na tych kilometrach towarzyszył mi ponownie Kazik Kosiński, Ultras z Płocka. Mocno poobijany w wyniku gleby nie poddał się i walczył do końca. Tymczasem razem przejechaliśmy dość ruchliwą krajówkę nr 31 na odcinku do Kostrzyna.

Zameldowaliśmy się w hotelu Bastion o którym miałem dobre mniemanie, słyszałem że to jeden z punktów kontrolnych RAP. Tymczasem na ,,dzień dobry” usłyszeliśmy same ,,nie”🤦

Pani w recepcji nie wie, czy uda się zrobić dla nas lunch pakiety, nie wie czy da radę je dostarczyć nam do pokoju, albo pod pokój i na koniec nie chciała nas z rowerami w pokojach (oczywiście ją przekonaliśmy). Miejsce przyjazne rowerzystom jak nic – może tylko dla Remka 😉

Uratowało ich umiejscowienie, bo byli na wjeździe do miasta, przy samej krajówce.

Tymczasem była pora rytuału wieczornego, ustawienia budzika na 2 w nocy i lulu. Postanowiliśmy z Kazikiem razem ruszyć, a potem to się zobaczy…