INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:43144.00 km (w terenie 2964.00 km; 6.87%)
Czas w ruchu:1940:59
Średnia prędkość:22.23 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:175429 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:862144 kcal
Liczba aktywności:197
Średnio na aktywność:219.01 km i 9h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
277.00 km 20.00 km teren
13:20 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:940 m
Rower:

WARMIŃSKIE ELEKTROWNIE WODNE

Wtorek, 23 sierpnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Młynary-Chwalęcin-Mingajny-Janikowo-Lidzbark Warmiński-Kotowo-Stoczek Klasztorny-Lidzbark Warmiński-Kłębowo-Jarandowo-Smolajny-Dobre Miasto-Ełdyty Wielkie-Pityny-Miłakowo-Niebrzydowo Wielkie-Morąg-Chojnik-Sambród-Zielonka Pasłęcka-Krosno-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA




Wyruszyłem na jazdę będącą kontynuacją zeszłorocznego oglądania elektrowni wodnych położonych w górnym biegu rzeki Łyny i na rzece Wadąg w okolicach Olsztyna. Teraz nadszedł czas na elektrownie dolnej Łyny, na Symsarnie i jedną w tej okolicy, którą wypatrzyłem na Pasłęce w Pitynach.

Wyjeżdżając z Elbląga spotkałem Krzyśka, który już zjeżdżał do bazy i mieliśmy okazję porozmawiać tylko przez kilkaset metrów. Potem już towarzyszyła mi mgła na Wysoczyźnie Elbląskiej, harcujące w krzakach zwierzęta i cztery samochody na drodze do Mingajn (prawie 70 km). No, tak to można podróżować :-).

Ruszając na warmińskie wojaże jeszcze ciemną nocą odwiedziłem nigdy nie widziany nocą Chwalęcin, gdzie nie zawiodłem się i mogłem podziwiać iluminowane Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. Jeszcze przed wschodem słońca zdążyłem uwiecznić gotycki kościół w Henrykowie nad Ornetą i potem pozostało podziwiać budzący się - słoneczny jeszcze - warmiński dzień. Ciszę i delikatny szum kół zaskakująco głośno zakłócały krzyki żurawi, których całe stada widać było na polach.

I tak bocznymi drogami dotarłem do Mingajn, gdzie wjechałem na DW 513 aby z niej zjechać przed Babiakiem i jadąc w kierunku Janikowa szukać w okolicznych przepustach zabetonowanego niszczyciela czołgów. Znowu mi się nie udało – Marek, chyba będziesz musiał ze mną pojechać :-).
W Janikowie pojawiły się znaki GreenVelo ale tym razem nie trzymałem się ich dokładnie i do Lidzbarka Warmińskiego wjechałem DW 511 omijając nerwowe okolice wsi Nerwiki.

W dawnej stolicy Warmii pokręciłem się znacznie dłużej niż normalnie i w końcu nie odwiedziłem lokalnego Orlenu :-). Znalazłem dwie zamknięte i mało urodziwe - żeby nie powiedzieć brzydkie - elektrownie wodne, pokręciłem się trochę po ulicach miasteczka, zjadłem trzy pączkowe śniadanie i zrobiłem zdjęcia znanych mi obiektów z trochę innej strony lub w innym świetle. Sławne termy zostawiłem sobie na inny raz …

Teraz należało wyciągnąć mapę, bo ruszałem w kierunku dotychczas nie eksplorowanym rowerem. Droga w kierunku północno-wschodnim prowadziła wzdłuż Łyny, ale rzeki niebyło widać w czasie jazdy. Najpierw jechałem po nowym asfalcie, który przeszedł w betonowe płyty żeby zakończyć się szutrem wymieszanym z brukiem. Korzystałem na odcinku Lidzbark Warmiński - Stoczek Klasztorny z dobrze oznakowanego gminnego szlaku niebieskiego.

W jego bliskości znajdowały się dwie najnowsze elektrownie wodne na Łynie, w Wojdytach i w Kotowie. Tą drugą widać z drogi i nie sposób ją ominąć, pierwsza jest niewidoczna w drogi i trzeba wiedzieć gdzie zjechać. Szlak o tym nie informuje. Obie są w pełni zautomatyzowane i normalnie zamknięte na cztery spusty. Nie należy także oczekiwać wyrafinowanej konstrukcji budynków, co widać dobitnie na fotkach w galerii. W Wojdytach odbiłem się od płotu, nieco więcej szczęścia miałem w Kotowie gdzie akurat miły człowiek z obsługi czyścił czyszczarkę krat z roślinności i nie widział problemu w zrobieniu kilku fotek.

Za Kotowem trasa mojej wycieczki pożegnała się z doliną Łyny co wiązało się z podjazdem i przekroczeniem DK 51 prowadzącej na granicę w Bezledach. Niełatwo było ją sforsować z uwagi na duży ruch w roboczy przecież dzień.
Tuż za nią zatrzymałem się na zabytkowym wiadukcie nad mocno nieistniejącą linia kolejową Lidzbark-Bartoszyce. Jak bardzo nie istnieje zobaczycie w galerii :-).

Wkrótce dotarłem do Stoczka Klasztornego, który po raz pierwszy zwiedziłem w 2003 roku jadąc okrężnie do kolegi Grzegorza w Olsztynie. Wtedy trwały tam prace remontowe; teraz wszystko wyglądało znacznie lepiej. Wyjeżdżając ze Stoczka i kierując się z powrotem do Lidzbarka Warmińskiego postanowiłem skorzystać z ,,usług’’ szlaku GreenVelo, który na tym odcinku jechaliśmy w maju ze Sławkiem nocą i niewiele było widać.

Teraz mogłem skupić się na podziwianiu okolicy towarzyszącej nasypowi kolejowemu, bo po nim jest w większości poprowadzony ten odcinek. Dowiedziałem się też skąd w maju wiało chłodem - przy szlaku jest kilka oczek wodnych, a nawet w jednym momencie jedzie się po grobli. Poza tym w samym Lidzbarku minąłem stawy rybne. Minąłem też drogowskaz kierujący na cmentarz wojskowy z I wojny światowej, ale samego cmentarza nie udało mi się zlokalizować pomimo postawienia roweru i wspięcia się na lokalne wzniesienie. Może dlatego że to tzw. cmentarz rumuński (tak jest napisane na mapie)? ;-)

Na rogatkach Lidzbarka skręciłem w drogę prowadzącą na południe i do dwóch elektrowni wodnych na rzece Symsarnie, która jest dopływem Łyny i uchodzi do niej przy lidzbarskim zamku. Obie elektrownie są własnościami prywatnymi i znajdują się w Dębowie oraz Medynach. Do tej pierwszej dzięki uprzejmości właściciela mogłem zajrzeć i zrobić kilka zdjęć. Bardzo dziękuję.

Dalsza droga prowadziła do Dobrego Miasta, gdzie została mi do obejrzenia ostatnia już elektrownia wodna na Łynie. Zanim tam dotarłem sprawdziłem zabytkowy, gotycki kościółek w Kłębowie, bardzo swoją wieżą przypominający niektóre z żuławskich konstrukcji. Doceniłem także inwencję mieszkańców Jarandowa, którzy na wzór Hollywood umieścili nazwę swojej miejscowości na okolicznym wzgórzu, a nawet dwóch.

Poruszając się cały czas dobrze oznakowanymi szlakami rowerowymi gminy Lidzbark i Dobre Miasto wjechałem do Lasu Wichrowskiego. Szlaki momentami były zapiaszczone, ale padający co jakiś czas deszcz ułatwiał ich pokonanie. Generalnie, jechało się dobrze, pchać musiałem tylko w jednym miejscu kiedy to było mocno pod górę.
Po drodze minąłem wieżę przeciwpożarową z której byłby piękny widok na okolicę, gdyby tylko ktoś wpadł na pomysł jej udostępnienia turystom. Gdyby …

Zatrzymałem się też na małe ,,co nieco’’ w pięknej wiacie nadleśnictwa Wichrowo z której ruszyłem się po dłużej chwili, prosto w zmasowany atak wody z nieba. Czekanie pod drzewami uprzyjemniłem sobie wirtualnym zbieraniem grzybów i gimnastyką :-).
Na mapie dostrzegłem jeszcze młyn wody w Smolajnach, którego budynek jest obecnie ładnie odnowiony i znajduje się przy nim nowy jaz. W drodze do Dobrego Miasta miałem w planach obejrzeć niewidziany jeszcze pałac letni biskupów warmińskich w Smolajnach.

Wiązało się to z koniecznością jazdy około 1 km DK 51, którą z takim trudem przekroczyłem przed Stoczkiem Klasztornym. Po deszczu drogą tą pędziły potoki wody w koleinach a ja ich środkiem. O dziwo, obyło się bez trąbienia i innych dziwnych manewrów samochodów. Wszyscy grzecznie i ze zrozumieniem czekali na możliwość wyprzedzenia mnie. Swoją drogą, trasa ta jest w mocno opłakanym stanie. Wąska, z koleinami i dużym ruchem. Nie polecam.

Letnia rezydencja biskupów warmińskich była nią do XVIII wieku, obecnie to Zespół Szkół Rolniczych, ale pod patronatem biskupa. Mały akcent dawnej świetności został. Znacznie bardziej od zaniedbanego budynku przypadło mi do gustu założenie parkowe przy pałacu.
Teraz pozostawało pojechać do Dobrego Miasta. Znowu zaczęło kapać z nieba, schowałem się więc w lokalnym sklepie, a że oferował on ciepłe hot-dogi przerwa była dłuższa. W tym czasie przestało padać, wiec ruszyłem szukać elektrowni fotografując po drodze monumentalną bazylikę i docierając do nowego jazu na Łynie. W końcu dostrzegłem niepozorny, brzydki i zaniedbany budynek nieopodal bazyliki, który był szukaną elektrownią. Jest ona własnością prywatną i o wejściu nie ma co marzyć.

Fotografuję jeszcze kilka obiektów (szczególnie ciekawa jest biblioteka zlokalizowana w budynku dawnego kościoła ewangelickiego), przyglądam się paraliżowi komunikacyjnego miasta powodowanym dziesiątkami TIR-ów na DK 51, która prowadzi niefortunnie przez jego centrum i zabieram się w drogę powrotną do Elbląga. Odwiedzam jeszcze lokalne IT i biorę ze sobą mapy szlaków rowerowych tych okolic. Czuję, że się jeszcze przydadzą ;-)

Wyjeżdżam z Dobrego Miasta i kieruję się na Miłakowo, przed którym zaglądam do ostatniej tego dnia elektrowni wodnej Kasztanowo w Pitynach nad rzeką Pasłęką. Budynek z czerwonej cegły ma swój urok, lata zresztą też bo powstał w 1902 roku.

Nie najkrótszą drogą z Miłakowa przez Morąg wróciłem do domu, zastanawiając się skąd się wzięły tutaj te wszystkie podjazdy. Krótkie, ale wyczerpujące. Za Sambrodem zacząłem wyścig ze zbliżającą się do mnie potężnie ciemną chmurą, która zwiastowała burzę z gradem co najmniej. Dotarłem do ulubionego od teraz wiaduktu S7 nad starą DK 7 i w towarzystwie lokalnego psa przeczekałem silne opady. Skończyły się one wraz z przejściem chmury, gdzieś po 20 minutach i już w pełnym spokoju wróciłem do Elbląga w promieniach zachodzącego słońca odwiedzając jeszcze Zielonkę Pasłęcką z jej tajemniczymi tablicami na peronie PKP.

Wspaniały dzień – pod koniec jazdy miałem wrażenie że biorę w udział w ogromnym alleycatcie na dużym dystansie. Tyle miejsc odwiedzić za jednym razem …




361 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
330.00 km 160.00 km teren
15:28 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:670 m
Rower:

KASZUBSKA MARSZRUTA

Środa, 17 sierpnia 2016 · | Komentarze 10

Trasa: CHOJNICE-Brusy-Męcikał-Czersk-Brusy-Swornegacie-Konarzyny-Małe Swornegacie-Charzykowy-Swornegacie-Męcikał-Brusy-Dziemiany-Kalisz-Korne-Lubiana-Kościerzyna-Nowa Karczma-Mierzeszyn-PRUSZCZ GDAŃSKI

GPS (całość wyjazdu)

GPS (Kaszubska Marszruta - całość  4 tras)

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem)

Motto: Być trzy razy jednego dnia w Brusach-bezcenne :-)) 





KASZUBSKA MARSZRUTA

Cztery szlaki rowerowe (zielony, żółty, czerwony i czarny oraz łącznikowy czarny Męcikał-Kłodawka) które powstały w Borach Tucholskich na terenie powiatu chojnickiego doczekały się samych pozytywnych recenzji w mediach zarówno internetowych, jak i drukowanych.

Pojechałem sprawdzić, czy prawie 200 km szlaków wytyczonych w pięknych okolicznościach Zaborskiego Parku Krajobrazowego i otulinie Parku Narodowego Bory Tucholskie umożliwia łatwą i przyjemną turystykę rowerową czy może jest nieco podobnie jak z GreenVelo ;-)

Poranne pociągi zawiozły mnie szybko i sprawnie do Chojnic, skąd rozpocząłem swoją marszrutę po szlakach Kaszubskiej Marszruty. W Chojnicach zostałem rozpoznany przez Roberta jadącego z Tczewa, który miał w planach jazdę bardziej skierowaną na północ regionu. Pozdrawiam.

Zanim zlokalizowałem drogę wylotową z miasta pokręciłem się trochę po nieznanym mi w sumie mieście, zajrzałem do centrum, wykonałem kilka zdjęć stacji PKP z żurawiami wodnymi, rynku z ciekawym ratuszem oraz bazyliką. Zastanowił mnie byk ( żubr, bizon?) stojący nieopodal Bramy Człuchowskiej. Dopiero po chwili zauważyłem że to postać tura, zwierzęcia obecnego w herbie Chojnic. Rzeźba w stylu tech-art ciekawie komponuje się z pobliską XIV -wieczną Bramą Człuchowską.

W końcu nadszedł czas na wyjazd z miasta i tutaj pomocą służyła mi mapa zabrana ze sobą z Elbląga (Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie 1:150.000, ExpressMap), bo oznaczeń szlaków było sporo ale żaden nie był związany z Kaszubską Marszrutą (KM). Te pojawiły się wraz z asfaltową ścieżką rowerową na rogatkach Chojnic. Na pierwszy ogień wziąłem szlak zielony Chojnice-Męcikał.

Już na pierwszych kilometrach zauważyłem tablice informacyjne, miejsce odpoczynku dla rowerzystów, bogactwo oznakowania pionowego i inteligentne rozwiązania drogowe polegające na przebiegu drogi rowerowej przez zatoki autobusowe a nie jakieś mijanki po płotach czy chodnikach. Są też postawione konsekwentnie przy drodze tak nielubiane przez nas znaki B-9 z informacją, że szlak rowerowy jest obok. Szczegółowo i z pomysłem. Po minięciu tablicy Zaborskiego Parku Krajobrazowego wjechałem w las i rowerowa droga asfaltowa zamieniła się w drogę gruntową. Super, nie lubię asfaltowania lasu. Szuter w niczym nie przypominał szutrów poznanych podczas przemierzania szlaku GV Elbląg-Białystok. Twardy, drobnoziarnisty, zwarty i szybki. Bardzo szybki… Francja-elegancja :-).

Niebawem pojawiły się pierwsze tablice kierunkowe z kilometrażem i tutaj nastąpiła mała konsternacja. Zobaczyłem bowiem oznakowania szlaku niebieskiego z logo KM kierujące do Rytla, tyle że Kaszubska Marszruta … nie ma szlaku niebieskiego!
Modyfikacja trasy nie wchodziła w grę, ruszyłem więc dalej szlakiem zielonym w kierunku wsi Zapora, gdzie na Brdzie znajduje się zapora, elektrownia wodna, jeden z największych zakładów hodowli pstrąga w Polsce i początek Wielkiego Kanału Brdy. Wtedy też zaczął padać deszcz więc bez zbędnej zwłoki ruszyłem dalej.

Asfalt niebawem się skończył i we wsi Giełdon, zgodnie z mapą, skręciłem w prawo - zgodnie z mapą bo w terenie żadnego oznakowania nie było. Na szczęście szlak zielony na odcinku Giełdon-Kosobudy pokrywa się z pieszym, czerwonym Szlakiem Kaszubskim i nawigacja nie sprawiała większych trudności. Nie tak jednak powinno to wyglądać.

W Kosobudach zobaczyłem znaki początku rowerowego szlaku czerwonego oraz zielonego (sic!) i kierunkowskaz szlaku czarnego, co nijak nie miało się do rzeczywistości. Takich ,, kwiatków’’ naliczyłem jeszcze kilka, wniosek z tego że dobrze jest mieć ze sobą mapę.
Dalsza jazda prowadziła polbrukową drogą rowerową do Brus, które widać już z daleka dzięki monumentalnej świątyni pw. Wszystkich Świętych. Jak na tak małą miejscowość, kościół jest przeogromny – ma 61 metrów długości! Nie sposób go fotografować w całości.
Z Brus skręciłem zgodnie z mapą w kierunku Chojnic i do Męcikału gdzie szlak zielony ma swój koniec dotarłem asfaltową drogą rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi wojewódzkiej i potem leśnym szutrem między pracującymi maszynami do ścinki drewna. Ciekawy widok :-)

W Męcikale nieco się pokręciłem szukając żółtego szlaku KM, którym zamierzałem dotrzeć do Czerska. Łatwo nie było ale w końcu odnalazłem znaki i ruszyłem na wschód. Na odcinku do Zapory (Mylof) szlak prowadził leśną drogą gruntową, słabo utwardzoną i zdarzały się odcinki piaskownic. Od Mylofu czekał asfalt lokalnej drogi którą dotarłem do Rytla.

Od Rytla do Czerska zaczął się w mojej ocenie najsłabszy etap KM, poprowadzony nową drogą szutrową wzdłuż DK22 z małym odbiciem w las w okolicy wsi Gutowiec. Hałas i widok samochodów z pobliskiej drogi krajowej skutecznie zabierał radość z jazdy. Dobra nawierzchnia sprawiła jednak że szybko dotarłem do Czerska, na granicy którego oznakowanie ponownie przestało istnieć.

W samym Czersku pokręciłem się po centrum, odwiedziłem Biedronkę okolice stacji PKP szukając początku szlaku czerwonego KM, którym teraz zamierzałem się poruszać. Znalazłem początek rowerowego szlaku czerwonego ale nie KM, tylko PTTK. Uważajcie , bo można nim dotrzeć do Świecia :-).

Zajrzałem też do lokalnej IT skąd otrzymałem gratisową mapę Kaszubskiej Marszruty i chwilę porozmawiałem z obsługą. Panie nie były zdziwione moimi uwagami dotyczącym oznakowania, rozumiem, że nie byłem pierwszy.
Mając język za przewodnika i z mapą w garści wyjechałem z Czerska i skierowałem się po raz drugi dzisiaj w kierunku Brus. Czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy pod wiatr drogą asfaltową z małym ruchem samochodów.

Po dotarciu do Brus zaczęła się jazda wzdłuż drogi wojewódzkiej po asfaltowej drodze dla rowerów. W ramach szarad językowych wczytywałem się w kaszubskie nazwy miejscowości – niezłe łamanie języka :-).

Po ponownym wjechaniu na obszar Zaborskiego Parku Krajobrazowego pojawiła się elegancka droga szutrowa, teraz z dynamicznymi zjazdami i łagodnymi podjazdami. Pojawili się też inni rowerzyści bo do tej pory KM była jakby opustoszała. Należało wzmóc czujność bo wykonane starannie drogi szutrowe KM do najszerszych nie należą. Poza tym liczne drzewa ograniczały widoczność i nie było sensu na zjazdach szaleć.

Za Drzewiczem pojawiły się znaki szlaku żółtego KM i jakiegoś czarnego, i zrobiło się zupełnie kolorowo. W Swornychgaciach kropił lekki deszcz, ale że było ciepło ruch na jeziorze trwał w najlepsze – pływały rowery wodne, żaglówki i tylko ludzie się nie kąpali. Zajrzałem po pamiątkowy magnes na lodówkę do Kaszubskiego Domu Rękodzieła Ludowego i po wykonaniu kilku fotek tego mini skansenu popedałowałem dalej.

W Chocińskim Młynie czekała mnie zmiana kierunku jazdy i wjazd na czarny szlak KM, tzw. Pętlę Konarzyńską. W tym miejscu z oznakowaniem nie było problemu, wszystko było jasne i klarowne. Pętla Konarzyńska w swoim pierwszym odcinku do Bindugi była poprowadzona wydzieloną drogą z polbruku i lokalną drogą asfaltową ze znikomym ruchem samochodowym (jechałem w dzień roboczy) i dobrym oznakowaniem.

Za Bindugą pojawił się nowo położony asfalt i już w ogóle byłem w siódmym niebie. Szybko jednak miałem z tego nieba zjechać na ziemię, a może i niżej. :-)
Niebawem szlak czarny dotarł do ruchliwej DW 212 Chojnice-Bytów by po kilkuset metrach tą drogą skręcić do lasu na wysokości Zielonej Chociny. I się zaczął survival! Słabo utwardzone leśne drogi gruntowe, piaskownice, korzenie, brak oznakowania skrzyżowań lub ,,dziwne’’, niestandardowe, oznakowanie na drzewach ( KM jest generalnie oznakowana za pomocą tabliczek i słupków).

W pewnym momencie tylko pomocy lokalnego kierowcy zawdzięczam fakt, że nie trafiłem na skróty do Swornychgaci. Straciłem na tym kilkukilometrowym w sumie odcinku mnóstwo czasu, pojawiło się realne zagrożenie że nie wyrobię się przed zmrokiem. W końcu jednak domknąłem Pętlę Konarzyńską meldując się z powrotem w Chocińskim Młynie.

Z ulgą wjechałem ponownie na czerwony szlak KM prowadzący przez Małe Swornegacie do Charzykowych. Wysoki standard tego odcinka pozwolił nieco nadgonić straty czasowe, nie jechałem jednak tak szybko aby nie zobaczyć mostu zwodzonego na Brdzie łączącego Jezioro Charzykowskie i Długie. Został on wykonany w ramach projektu KM – chyba bym wolał, aby most był mniej wypasiony a szlak czarny bardziej uzdatniony rowerowo.

Jadąc wzdłuż Jeziora Charzykowskiego mijałem liczne grupy rowerzystów, dzieci w fotelikach, przyczepkach i na swoich rowerkach też. Widać, że są to bardzo popularne tereny. Pojawiły się też tablice Parku Narodowego Bory Tucholskie, który KM generalnie omija.
W Charzykowych zatrzymałem się przy Przytułku Dokonań Burmistrza, czyli bardzo oryginalnej galerii na świeżym powietrzu. Chwilę potem skręciłem na charzykowską promenadę i wpadłem wręcz na znaku początku (końca) szklaków czerwonego i żółtego. W końcu szybko i bez trudności.

Tym samym pożegnałem się ze szlakiem czerwonym a ruszyłem dokończyć pętlę szlakiem żółtym KM. Czekał mnie odcinek Charzykowy-Męcikał.
Powoli i dostojnie przemieszczając się promenadą wzdłuż Jeziora Charzykowskiego czujnie wypatrywałem znaków szlaku, wypatrywałem i wypatrywałem aż wylądowałem poza promenadą, w małym bagienku :-).

Szybkie w tył na lewo i rozpocząłem szukanie od nowa. Jak już znalazłem znaki to doprowadziły mnie one z powrotem na … promenadę. Dalej już nie szukałem, tylko z nosem w mapie opuściłem Charzykowy kierując się na Las Wolność.
Zaraz potem pojawiła się nowość na szlakach KM – jechałem po drodze trawiastej. Na szczęście było oznakowanie, bo bym chyba zwątpił czy to jest to. Trawa stopniowo przeszła w szuter a ten w asfalt drogi lokalnej. Do tego zaczął padać deszcz i w lesie zaczęło się robić ciemno. Znaki KM to nie jest niestety szlak GreenVelo, którego znaki wykonane w standardzie znaków drogowych świecą się z daleka.

Należało wzmóc czujność żeby nie zrobić błędu nawigacyjnego i tak sobie czujne jadąc przez Kopernicę dotarłem do Chocińskiego Młynu, mijając jeszcze po drodze szlak rowerowy Greenways Naszyjnik Północy. Czekało teraz na mnie kilka podjazdów do Swornychgaci, które kilka godzin temu były zjazdami i tuż za Drzewiczem skręciłem zgodnie z oznakowaniem w stronę Męcikału.
Ostatni odcinek KM to łatwa nawigacyjnie jazda wzdłuż Jeziora Dybrzk po leśnej drodze gruntowej i w ten sposób przy zapodających ciemnościach dotarłem do Męcikału zamykając jazdę po szlakach KM.

Jako że na pociąg powrotny z Chojnic nie miałem już szans, pozostało wrócić do domu rowerem. Pod wiatą w Męcikale ułożyłem sobie drogę powrotną, zjazdem kolację, którą poprawiłem kawą na Orlenie w odwiedzonych po raz trzeci dzisiaj Brusach i skierowałem się na północ.
Plan nocnej jazdy zakładał odwiedzenie fabryki porcelany w Łubianej, rzut oka na iluminacje w Kościerzynie i spokojny zjazd na Żuławy Wiślane.

Podobno jak człowiek coś planuje, to Pan Bóg ma z tego dużo śmiechu - tak wyszło i tutaj. Kilka kilometrów za Brusami zaczęło padać i padało z różnym natężeniem do Pruszcza Gdańskiego. Udało mi się po dłuższym wyczekiwaniu ująć fotograficznie filiżankę z Łubiany, nocną Kościerzynę sobie podarowałem na inną okazję, po tym jak zaczęło mi już chlupać w butach i przynajmniej mając lekki wiatr w plecy pojechałem dalej. Będąc sam na drodze jechałem sobie środkiem i bardzo sobie chwaliłem taki styl. Szybko i wygodnie :-).

Miło się skończyło przed Pruszczem Gdańskim kiedy to pojawiły się dwa TIR-y, bo wyprzedzając mnie elegancko i zgodnie z przepisami zalały mnie wodą z kolein na lewym pasie. Poczułem, że nie chce już mi się walczyć z kilometrami na nudnych Żuławach i poczekałem sobie prawie 2 godziny na PKP w Pruszczu Gdańskim. Wysuszyłem się w tym czasie, poczytałem gazety i wypiłem kawę na tutejszym Lukoilu.

Na Kaszubską Marszrutę z pewnością jeszcze wrócę.


Podsumowanie wycieczki:
-szlaki Kaszubskiej Marszruty (KM) są generalnie łatwe, trudniejsze odcinki (brak oznakowania, miękka nawierzchnia występują po wschodniej stronie szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn, na szlaku zielonym Giełdon –Kosobudy i odcinkami na szlaku żółtym Drzewicz-Męcikał-Zapora i Charzykowy-Las Wolność),
- na szlakach KM występują wszystkie rodzaje nawierzchni, większość dróg to dobry asfalt i doskonały szuter,
- szlaki KM nadają się dla początkujących rowerzystów, nie ma stromych podjazdów ani niebezpiecznych zjazdów, nie ma niebezpiecznych nawierzchni,
- szlaki KM przy drogach wojewódzkich zawsze prowadzą wydzieloną poza jezdnię drogą rowerową z asfaltu, polbruku lub szutru,
- z uwagi na braki lub błędy w oznakowaniu szlaków KM zalecam mieć mapę (komercyjną lub otrzymaną w punkcie IT Chojnice, Czersk, Swornegacie, Brusy, Charzykowy),
- z reguły nie jest oznakowany przebieg szlaku w terenie zabudowanym (Chojnice, Męcikał, Brusy, Charzykowy, Czersk),
- szlaki KM są wyposażone w miejsca odpoczynku rowerzystów (wiata, ławo stoły, stojaki rowerowe, kosze ) oraz w tablice informacyjne z zaznaczonym miejscem aktualnego pobytu rowerzysty,
- łączna długość szlaków KM to około 200 km,
- szlaki KM prowadzą przez piękne okolice, mijają jednak Park Narodowy Borów Tucholskich,
- najciekawsze krajoznawczo i przyrodniczo są wg. mnie szlaki żółty i czerwony,
- rowerowy szlak niebieski nie jest szlakiem Kaszubskiej Marszruty, wbrew temu co widzimy na drogowskazach,
- szlaki KM krzyżują się z wieloma innymi szlakami rowerowymi i pieszymi co wymaga wzmożonej czujności w takich miejscach,

Rekomendacje sprzętowe:
- w końcu się nie męczyłem na sztywnym rowerze trekingowym z kołami 700x35, także wszystkie rowery dadzą sobie radę za wyjątkiem rowerów szosowych i tych pozbawionych przerzutek czy piast wielobiegowych,
- amortyzator przyda się na kilku odcinkach, ale nie jest konieczny,
- opony z wkładką antyprzebiciową mile widziane, to zawsze ma sens,
- po szlakach można poruszać się z sakwami, przyczepkami, fotelikami, doczepianymi rowerami , za wyjątkiem wschodniej cześć szlaku czarnego Zielona Chocina-Chociński Młyn.














367 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
194.00 km 10.00 km teren
10:00 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:380 m
Rower:

WIELKA ŻUŁAWA

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Bogaczewo-Rzeczna-Marzewo-Małdyty-Zalewo-Jerzwałd-Siemiany-Iława-Makowo-Urowo-Zalewo-Jarnołtowo-Sasiny-Kąty-Jelonki-Karczowizna-Węzina-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem) 





Planowana wycieczka do Rosji obejrzeć ruiny zamku Balga pewnie musi poczekać do zmiany rządu, tak więc sprawdzona w bojach ekipa dwóch sióstr i dwóch nie braci ruszyła w przeciwnym kierunku, na południe. Celem naszej jazdy była największa wyspa śródlądowa w Polsce, czyli Wielka Żuława. Leży ona w granicach administracyjnych Iławy i jest położona na najdłuższym polskim jeziorze – Jezioraku.

Trasa do Iławy przebiegała sprawnie i bez trudności. Idealnie rowerowa pogoda i sprzyjający wiatr czyniły jazdę lekką i przyjemną. Za Siemianami Krzysiek znudzony takim rozwojem akcji zostawił mnie z dziewczynami i wybrał towarzystwo bagien, połamanych drzew, zanikających znaków, komarów, gzów i tym podobnych ciekawostek szlaku pieszego Siemiany-Iława :-). 

My w tym czasie dotarliśmy do Iławy i po lekkim kluczeniu znaleźliśmy prom na wyspę. Prom to dużo powiedziane – jak wygląda przeprawa na Wielką Żuławę za 2 zł od roweru i 20 zł od samochodu zdjęcia powiedzą lepiej niż moje słowa. Tym niemniej udało się przepłynąć te kilkaset metrów po Jezioraku i wyskoczyliśmy na wyspie.

W jej głąb wiodła jedna droga gruntowa, którą dotarliśmy do ośrodka wypoczynkowego Bosman. Tam zjechaliśmy do jeziora i po rozpoznaniu sytuacji zrezygnowaliśmy z kąpieli skupiając się na podziwianiu widoków i ruchu na jeziorze. Wkrótce dotarł do nas Krzysiek i razem wybraliśmy się na eksplorację wyspy.

Długo ona nie trwała, bo jedyna droga szybko zakończyła się w lesie i dalej trzeba byłoby dawać z buta. Ta opcja nie wchodziła tym razem w grę. Zawróciliśmy więc, zjedliśmy obiad w sympatycznym ośrodku wczasowym, których na wyspie jest kilka i wróciliśmy na prom. Jest on własnością prywatną i kursuje generalnie wtedy, kiedy to się opłaca kapitanowi. Opłaca się wtedy, kiedy wiezie przynajmniej 1 samochód. Przewóz 4 rowerów z właścicielami się nie opłacał za mniej niż 20 zł i Krzysiek musiał negocjować. Szło mu tak dobrze, że stanęło na 15 zł za które kapitan zgodził się uruchomić silniki.

Iławę opuściliśmy promenadą nad Jeziorakiem podziwiając jej urodę, nowy hotel i piękne widoki na Jeziorak i Wielką Żuławę.

Droga powrotna przebiegała w spokojnej atmosferze i po znanej trasie szlakami Krainy Kanału Elbląskiego, do czasu kiedy to Krzysztof za Wielkim Dworem skręcił w prawo na Budwity. Nie interweniowałem, przekonany, że wie co robi. Okazało się, że nie do końca i jak już się połapaliśmy o co chodzi jechaliśmy sobie śródpolną drogą z płyt Jumbo, która płynnie przeszła w pole żyta a to w drogę z lekkim błotem. Pysznie było :-)

I tak dojechaliśmy do Sasin i potem już spokojnie pedałowaliśmy wzdłuż Kanału Elbląskiego zaglądając na pochylnie Kąty, Oleśnica i Jelenie. Innych ciekawostek terenowych już nie było, spokojnie dotarliśmy do Elbląga akurat razem z zachodzącym słońcem.

Dziękuję Wam za wspólne kręcenie na tej długiej i jak się okazało niełatwej trasie, a Gosi gratuluję poprawienia życiówki.




377 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
194.00 km 15.00 km teren
07:55 h 24.51 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:670 m
Rower:

KAMIEŃ TRZECH KRZYŻY, GÓRA ZAMKOWA

Czwartek, 28 lipca 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Milejewo-Rucianka-Chruściel-Bemowizna-Szyleny-Rogity-Maciejewo-Żelazna Góra-Lelkowo-Dzikowo Iławeckie-Lelkowo-Pieniężno-Pakosze-Wilczęta-Młynary-Pomorska Wieś-ELBLĄG

GPS

MAPA

FOTOGALERIA (z opisem)

Dwie miejscówki w których jeszcze nie byłem zostały odwiedzone. Dzięki Kristofer za wsparcie nawigacyjne :-)






387 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
200.00 km 2.00 km teren
08:54 h 22.47 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:34.0
Podjazdy:360 m

OCYPEL

Czwartek, 21 lipca 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Jazowa-Lubstowo-Nowy Staw-Lisewo-Knybawa-Gorzędziej-Rybaki-Pelplin-Bobowo-Lubichowo-Ocypel-Borzechowo-Zblewo-Pinczyn-Semlin-Skarszewy-Gołębiewko-Sobowidz-Żelisławki-Pszczółki>>>PKP>>>ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

Wycieczkę do Ocypla należy nazwać wywiadem środowiskowym ;-). Mam w nich pewną wprawę, ten dodatkowo - co cieszy - był dość daleko. Rozpoznanie wypadło bardzo pozytywnie. Po drodze obejrzałem kilka nieznanych dotychczas miejscówek i prawie widziałem katastrofę kolejową ,,live''!  Wróciłem PKP, bo miałem serdecznie dość jazdy po Żuławach przy budującej się S7. 


1. Pojawiłem się w tym miejscu 60 lat i jeden dzień po Karolu Wojtyle i także odpocząłem. Innych skojarzeń być nie może :-)




394 dni do MRDP.
Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
218.00 km 90.00 km teren
09:52 h 22.09 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy: m
Rower:

GREENVELO LIDZBARK WARMIŃSKI-PAKOSZE

Sobota, 11 czerwca 2016 · | Komentarze 4

Trasa: ELBLĄG-Młynary-Wilczęta-Orneta-Lidzbark Warmiński-Górowo Iławeckie-Lelkowo-Pieniężno-Pakosze-Wilczęta-Młynary-Milejewo-ELBLĄG

GPS  SZLAKU

BIKEMAP

FOTOGALERIA (z opisem)




Na ostatni brakujący tegoroczny odcinek szlaku GreenVelo (GV) Elbląg-Białystok z Lidzbarka Warmińskiego do Pieniężna namówiłem Krzyśka i Irka (Fisha). W trasę ruszyliśmy z Elbląga o północy, tak aby wraz ze świtem wjechać na GV w Lidzbarku Warmińskim.

Nocne nawijanie kilometrów przebiegało szybko i sprawnie za sprawą dobrze wiejącego wiatru w plecy i nawet drobne kapuśniaczki z nieba zbytnio nie przeszkadzały. Za Ornetą znudzeni asfaltami skorzystaliśmy ze szlaku rowerowego ,,zwiniętych torów’’, który śladem starej linii kolejowej doprowadził nas po 28 km do Lidzbarka Warmińskiego.

W Lidzbarku zajrzeliśmy na Orlen ładować akumulatory i o godzinie 5, po zrobieniu pamiątkowej fotki przy zamku ruszyliśmy eksplorować GV.

Efekty wizji lokalnej są widoczne w fotogalerii, ja napiszę tutaj że przed wsią Nerwiki znaleźliśmy się na nieoznakowanym skrzyżowaniu dróg leśnych i przydała się mapa w tej nerwowej sytuacji :-).

Potem było już mniej nerwowo, bo do słabej nawierzchni szlaku człowiek zdążył się już przyzwyczaić. Naprawdę szkoda, bo mocno utrudnia ona podziwianie urokliwych i spokojnych okolic.

Dzięki towarzystwu kolegów nie musiałem samotnie wsłuchiwać się w chrzęst szutrowej nawierzchni z kamykami leżącymi na jej wierzchu. Po raz ostatni zabrałem na GV mojego trekingowego Gianta bez amortyzacji i na cienkich oponach. Doceniam nieprawdopodobną wytrzymałość opon Schwalbe Marathon Mondial, ale po co aż tak je obciążać. W końcu tanie nie były :-).

Pod koniec jazdy Fishu nieco osłabł i z Krzyśkiem wrócił z Pieniężna samodzielnie do domu. Ja jeszcze pogoniłem GV z Pieniężna do Pakoszy, bo ten odcinek robiliśmy w odwrotną stronę w listopadzie 2015 r. w zapadającym zmroku i mało było wtedy widać.

Nierówną wojnę z wiatrem i upływającym czasem zacząłem w drodze powrotnej od Wilcząt, ratunkiem była jazda lasami, chociaż z Młynar do Milejewa jest cały czas pod górę.

Dziękuję koledzy za wspólne kręcenie i zarwanie nocki. Szlak GV na odcinku Elbląg-Białystok uważam za obejrzany. Dalej pobawimy się Zielonym Rowerem w przyszłym roku :-) .

Wszystko co jeszcze chcecie wiedzieć o GreenVelo Elbląg-Białystok a baliście się zapytać.




434 dni do MRDP.



Dane wyjazdu:
172.00 km 1.00 km teren
06:57 h 24.75 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:

KONGRES MOBILNOŚCI AKTYWNEJ

Wtorek, 10 maja 2016 · | Komentarze 0

Kolejny raz odwiedziłem Kongres Mobilności Aktywnej w Gdańsku. Tematem przewodnim tegorocznej edycji była promocja aktywnych form komunikacji wśród uczniów i przedszkolaków. Warto zauważyć, że także Elbląg włączył się w jedną z akcji o nazwie ,,Rowerowy Maj ''. Rywalizują niezależnie od siebie w liczbie przejechanych kilometrów uczniowie  SP nr 6  oraz uczniowie Regent College. Celem długofalowym akcji jest wzrost ilości dzieci korzystających z aktywnych form przemieszczania się do szkoły oraz zwiększenie bezpieczeństwa drogowego w rejonie szkół poprzez zmniejszenie ilości samochodów podwożących dzieci do szkoły. 

Do Gdańska ruszyłem zgodnie z ideą imprezy w sposób aktywny -  na rowerze - lekko wydłużoną drogą przez Mokry Dwór i prom Wisłoujście. Powrót też odbywał się w podobny sposób przez prom na Wiśle w Mikoszewie. Co się działo w czasie  pomiędzy poniższymi fotkami zobaczyć można w FOTOGALERII

Zapraszam serdecznie :-)



1. Wschód słońca nad Żuławami z mostu na Nogacie w Jazowej


2 . Spotkanie


3. Zachód słońca nad Żuławami Wiślanymi w okolicach Stegny



466 dni do MRDP.


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
196.00 km 90.00 km teren
10:53 h 18.01 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:12.0
Podjazdy:1464 m

SZLAK NAPOLEOŃSKI KWIDZYN-IŁAWA

Niedziela, 24 kwietnia 2016 · | Komentarze 7

Trasa: KWIDZYN-Szadowo-Prabuty-Kamieniec-Szymbark-IŁAWA-Siemiany-Zalewo-Jarnołtowo-Kreki-Lepno-Buczyniec-Pasłęk-Krosno-Rzeczna-Bogaczewo-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

BIKEMAP

GPS (całość)

GPS (szlak)

FOTOGALERIA





RELACJA:

Trasa rowerowa naszej wycieczki rozpoczęła się w Kwidzynie do którego trzy osoby dotarły PKP, zaś Robert na swoim rowerze. Pieszy szlak zielony określony jako ,,Napoleoński’’ ma swój początek tuż przy dworcu PKP więc nie mieliśmy trudności ze znalezieniem jego początku.
Pozostało zrobić fotkę, włączyć logger i ruszyć w trasę. Ulicami Kwidzyna szybko dotarliśmy do rzeki Liwy i tutaj rozpoczął się pierwszy z odcinków specjalnych, czyli chodzenie i szukanie znaków szlaku. Odcinek był krótki, zakończył się tuż za mostem kolejowym na linii Kwidzyn-Prabuty, gdzie wróciliśmy na asfalt.

Niebawem zjechaliśmy do Piekarskiego Młyna na Liwie, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój. Dalsza droga prowadziła leśnymi drogami gruntowymi, wygodnymi i równymi. Nie mieliśmy wrażenia, że jedziemy po szlaku pieszym. Także oznakowanie było nienajgorsze, chociaż już tutaj zdarzały się znaki zapytania na skrzyżowaniach związane z brakami znaków.

O tym że jesteśmy na szlaku pieszym przekonaliśmy się za Szadowskim Młynem, gdzie szlak prowadził ścieżką poprowadzoną wysokim brzegiem Liwy. Odcinek wyglądał na mocno zaniedbany, zarośnięty i słabo widoczny. Znaki zielone na tle omszałych pni drzew w podobnym kolorze bardzo zlewają się z tłem i musieliśmy dobrze wytężać wzrok, aby je odnaleźć. Pół biedy jak było co szukać, bo wielu znaków po prostu nie było.
Na szlaku pojawiło się kilka ,,piaskownic’’ w przejechaniu których pomocna była wilgoć sprowadzona przez nocny deszcz. Nocny deszcz sprawił też, że na jednej z kolein Krzysiek pośliznął się i zaliczył efektowną glebę prosto w kałużę. Krzywdy sobie nie zrobił, nieco się tylko pobrudził.

Po tym drugim odcinku specjalnym dalsza jazda była w miarę płynna. Przed Prabutami ponownie przekroczyliśmy linię kolejową Kwidzyn-Prabuty i tutaj pokierowałem grupę na miedzę między polem a łąką zamiast jechać ładnym szutrem wzdłuż nasypu kolejowego. Plusem sytuacji była możliwość zrobienia chłopakom zdjęć z myśliwskiej ambony. Nieco zmęczeni, zrobiliśmy sobie pod nią cateringowy popas dzięki Fisha kanapkom i mojej czekoladzie  :-)

Prędkość jazdy spadła, po 30 km dojeżdżając do Prabut średnia oscylowała w granicach 11 km/h i w takim tempie nie było szans aby dotrzeć do Iławy przed zmrokiem. W mieście zatrzymaliśmy się przy fontannie na rynku, zrobiliśmy małe zakupy i pojechaliśmy dalej nieco motając się na ulicach Prabut. Dzięki temu wnikliwie poznaliśmy to miasto i nie ma ono już dla nas tajemnic.

Wyjeżdżając z Prabut minęliśmy sławny szpital pulmonologiczny i ponownie zaszyliśmy się w lasach, tym razem Pojezierza Iławskiego.
Niebawem dotarliśmy do Jeziora Burgale, gdzie jest kąpielisko, pomnikowe dęby i wiata piknikowa z miejsce na ognisko. Tutaj też skończyło się oznakowanie wykonane przez PTTK z Kwidzyna, a zaczęła cześć szlaku obsługiwana przez elbląski PTTK. Różnic nie zauważyliśmy – szału nadal nie było.

Po wyjeździe z lasu na horyzoncie pojawiły się zabudowanie Kamieńca Suskiego do którego szybko dotarliśmy wygodną polną gruntówką. Szlak wyjeżdża na drogę wojewódzką Susz-Malbork idealnie na wprost bramy pałacowej dawnego ,,Wersalu Prus Wschodnich’’, czyli sławnego pałacu w Kamieńcu. Obecnie to niestety ruiny, ale ich ogrom nadal zaświadcza o skali i wspaniałości tej budowli.

W lokalnym sklepie zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy dalej, jadąc przez kilka kilometrów razem z żółtymi znakami rowerowego Szlaku Pocztyliona LGD Łączy Nas Kanał Elbląski. Szlak żółty niebawem skręcił do Olbrachtowa a my zostaliśmy na podmokłej łące z zadaniem szukania znaków szlaku zielonego, napoleońskiego. Po kilkunastominutowym tuptaniu dostrzegłem kładkę w trawie umożliwiającą przejście nad strumieniem i w oddali zamajaczy się znak na drzewie.

Jakoś przebrnęliśmy ten trzeci odcinek specjalny, chociaż znaki teraz co i rusz gubiły się, znikały lub były bardzo słabo widoczne. Tu nawet piechotą byłoby ciężko nawigować.

Ekipa nie poddawała się jednak i dalej walczyła. Pierwszy poległ Robert, któremu znudziło się to częste pchanie i oddalił się od nas w okolicy Fabianek do Iławy docierając asfaltem. My niebawem ponownie straciliśmy z oczu znaki szlaku i ich nie znaleźliśmy pomimo chodzenia po lesie jak jacyś grzybiarze. Tak więc do Piotrkowa dotarliśmy wygodną drogą leśną oznakowaną symbolami roweru w kolorze czarnym ???

W Piotrkowie dopadła nas chmura z której zamiast oczekiwanego deszczu sypnęło gradem. Przydał się przystanek autobusowy na którym Irek-Fish postanowił już wracać do Elbląga odczuwając trudy trasy, a Krzysiek dotrzymał mu towarzystwa.

Po przejściu chmury, chłopaki ruszyli na północ a ja mając do Iławy około 10 km ruszyłem na południe podziwiając podwójną tęczę. Przede mną była ostatnia z dużych atrakcji na szlaku, czyli zamek krzyżacki w Szymbarku. Zrobiłem kilka fotek i ruszyłem do Iławy. Szlak od Szymbarku jest oznakowany dobrze, czytelnie i precyzyjnie tak więc z nawigacją przez pole i las kłopotów nie miałem. Za ten odcinek odpowiada PTTK z Iławy, mają więc blisko.

W samej Iławie szlak poprowadzono bulwarem nad Małym Jeziorakiem wraz ze szlakiem pieszym Siemiany-Iława w kolorze niebieskim. Napoleońska wyprawa zakończyła się przed dworcem PKP w Iławie. Ponieważ widziałem jak Pendolino na północ mi uciekło, do Elbląga wróciłem rowerem oglądając zachód słońca z pięknie zlokalizowanej wieży widokowej w Siemianach :-)

PODSUMOWANIE

Szlak Napoleoński z Kwidzyna do Iławy (lub odwrotnie) to propozycja dla wytrawnych turystów, mających oczy dookoła głowy, dobrze czytających mapę i cierpliwych. Jednak i to nic nie pomoże, jeżeli w ciągu najbliższego czasu nie zostanie on odnowiony, bo znaki jak już są to są coraz słabiej widoczne. A wtedy pozostanie tylko nawigacja GPS ;-)

Szlak wymaga też oczyszczenia, bo są miejsca gdzie i pieszy może się przewrócić. Na trasie widzieliśmy dwa miejsca biwakowo-postojowe jeszcze przed Prabutami oraz kąpielisko z infrastrukturą nad Jeziorem Burgale. To mało jak na 90 km.

Największe atrakcje szlaku zgromadzone są w Prabutach, Kamieńcu, Szymbarku i Iławie. Krajobrazowo na trasie podziwialiśmy zakola Liwy, płynącej miejscami w znacznych obniżeniach terenu oraz otwarte przestrzenie Pojezierza Iławskiego i pojedyncze jeziora.






482 dni do MRDP.




Dane wyjazdu:
318.00 km 0.00 km teren
13:50 h 22.99 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:10.0
Podjazdy:700 m
Rower:

BALONY W GRUDZIĄDZU

Sobota, 16 kwietnia 2016 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Malbork-Sztum-Kwidzyn-Grudziądz-Mokre-Nebrowo Wielkie-Kaniczki-Mareza-Janowo-Biała Góra-Janowo-Mareza-Kaniczki-Białki-Kwidzyn-Brokowo-Straszewo-Postolin-Sztum-Kalwa-Szropy-Złotowo-Szaleniec-Gronowo Elbląskie-Jegłownik-ELBLĄG

GPS

BIKEMAP (sen pijanego wariata :-))

FOTORELACJA (z opisem)






Do Grudziądza ruszyliśmy o północy, tak aby na spokojnie dotrzeć ze wschodem słońca na lotnisko Lisie Kąty. Droga bez żadnych eksperymentów wiodła przez Malbork i Kwidzyn, jazda nocą po krajówkach to czysta przyjemność.

Jechaliśmy oczywiście za szybko, tak więc był czas na dłuższy postój na Orlenie w Kwidzynie oraz zajrzenie po raz pierwszy do Miłosnej, gdzie stoją imponujące stajnie dla koni i w ogóle teren – nawet o 4 w nocy - sprawia wrażenie zadbanego i ciekawego. Trzeba będzie tutaj wrócić za dnia.

Po dotarciu na lotnisko zobaczyliśmy kończącą się odprawę i samochody odjeżdżające w kierunku Grudziądza. Nie tak to sobie wyobrażałem, myśląc że wystartują z lotniska. Wyglądało na to, że z oglądania balonów nici.

Udało się ustalić, że załogi udały się za Grudziądz, gdzie każdy sobie wystartował z dowolnego miejsca, tak aby z południowo-zachodnim wiatrem dotrzeć na lotnisko, gdzie czekała konkurencja polegająca na celności rzutu z balonu. My pokręciliśmy się w tym czasie na przedmieściach Grudziądza i w końcu doczekaliśmy się obłych kształtów na niebie. Zbliżyliśmy się ponownie do lotniska aby zrobić trochę fotek. Wziąłem na tą okazję aparat z lepszym zoomem, ale można byłyby mieć jeszcze większy.

Balony dostojnie i w ciszy przerywanej tylko pracą pobliskiej odlewni żeliwa przeleciały nad lotniskiem i pożeglowały w kierunku Kwidzyna.

My też obraliśmy ten kierunek, jadąc trasą przez dolinę dolnej Wisły. Wiatr popychający balony popychał też i nas, tak więc kilometry szybko nawijały się na licznik.

W Białej Górze dostrzegłem brak plecaka na plecach i zmuszony byłem pożegnać się z Robertem. Zawróciłem, aby po prawie 40 km szaleńczej jazdy pod wiatr zobaczyć, że pod sklepem w Kaniczkach nie ma śladu mojej zguby :-/. Bolesna strata, chociaż mogło być jeszcze gorzej.

Nieco zrezygnowany i wk@#$%^*# dotarłem do Kwidzyna, ale jak zobaczyłem PKP za dwie godziny to wsiadłem na rower i ruszyłem do Elbląga. Pędziło się fajnie, przez Sztum, Kalwę i Szropy. Sprawdziłem odcinek żuławskiego Roubaix między Szropami i Złotowem – ma się dobrze i jest do minięcia gruntowym poboczem :-).

Do Elbląga dotarłem mocno już zmęczony, z bardzo dziwną kilometrówką jak na wycieczkę do Grudziądza. Co za dzień!


490 dni do MRDP.






Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
225.00 km 0.00 km teren
09:25 h 23.89 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:-3.0
Podjazdy:300 m
Rower:

GRODZISKO OWIDZ

Sobota, 19 marca 2016 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Malbork-Sztum-Baldram-Jeleń-Smętowo Graniczne-Skórcz-Owidz-Starogard Gdański-Czarlin-Kończewice-Lisewo-Lichnowy-Nowy Staw-Świerki-Lubstowo-Jazowa-Kępki-Kępa Rybacka-Nowakowo-ELBLĄG

GPS

BIKEMAP

FOTOGALERIA (z opisem)




RELACJA:

Grodzisko w Owidzu było celem kolejnej jazdy z cyklu ,,Po co spać, jak można jechać''. Mogłem je odwiedzić już w 2014 roku będąc bardzo blisko, ale ... chyba wtedy zapomniałem :-).

Na okrężną trasę przez Powiśle ruszyłem z Robertem. Spokojnie kręcąc jechaliśmy przez Malbork i Sztum lekko popychani wiatrem, który potem zmienił kierunek na zachodni. Temperatura oscylowała wokół zera stopni, dopiero zjazd w dolinę Wisły dał odczuć chłód nocy. Mroźno zrobiło się na Kociewiu, gdzie lokalnie przed wschodem słońca było -3.

Na trasie zatrzymaliśmy się przy kilku iluminowanych obiektach, chociaż czekanie na pociąg w Smętowie Granicznym mogłem sobie darować :-). Nie dość że zmarzłem na wiadukcie, nie dość, że obejrzał mnie z zainteresowaniem patrol policji to jeszcze fotka składu towarowego wyszło bardzo okazała. Całe trzy światła :-).

Chwilę potem przejechaliśmy autostradę A1. I tutaj pojawiły się Janie. Jania Kościelna, Leśna Jania i Mała Jania. Innych Jań nie było, albo ich nie widzieliśmy :-). Zaraz potem był Skórcz, gdzie w oko wpadł podświetlony kościół i nic więcej. Przed Owidzem zatrzymaliśmy się na małe śniadanie w przydrożnej stacji benzynowej i z pełnymi żołądkami podjechaliśmy pod grodzisko.

Jest ono czynne od 10, więc wspięliśmy się pod górę i przez ostrokół zajrzeliśmy do środka. Potem okazało się że nikt na nas nie krzyczy i nie wygania, więc pokręciliśmy się po otwartym terenie podziwiając siłę unijnych funduszy. Ładnie tam jest.

Po zwiedzaniu boczną drogą minęliśmy centrum Starogardu Gdańskiego i popychani bardzo sprzyjającym wiatrem ruszyliśmy DK22 na wschód. Krajówka na odcinku do Czarlina ma wygodne pobocze, więc spory ruch samochodów nie był tak uciążliwy.

W lasach szpęgawskich zajrzeliśmy jeszcze na miejsce zbiorowych grobów Kociewiaków zamordowanych przez Niemców w 1939 r.

Po zrobieniu postoju na moście knybawskim i uwiecznieniu wysokiego brzegu Wisły oraz chmurki prószącej na nas śniegiem pozostało pokręcić do Elbląga w jakże pięknych okolicznościach przyrody.

Dzięki Roberto za wspólną jazdę.



518 dni do MRDP.

Kategoria WYCIECZKI >150