INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:3016.00 km (w terenie 74.00 km; 2.45%)
Czas w ruchu:121:04
Średnia prędkość:22.87 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:11590 m
Maks. tętno maksymalne:177 (93 %)
Maks. tętno średnie:124 (65 %)
Suma kalorii:49179 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:120.64 km i 10h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m

To tu, to tam po Elblągu

Sobota, 30 sierpnia 2014 · | Komentarze 0

Do Cube wróciły normalne, terenowe opony, zniknął czerwony Picnic i tym samym sezon szosowy dobiegł końca. Czas się trochę ubłocić :-)


Kategoria SERWIS


Dane wyjazdu:
152.00 km 0.00 km teren
06:58 h 21.82 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy:1785 m

USTRZYKI GÓRNE-PRZEMYŚL

Środa, 27 sierpnia 2014 · | Komentarze 6

Trasa: USTRZYKI GÓRNE-Wetlina-Cisna-Baligród-Lesko-Załuż-Bircza-Krasiczyn-PRZEMYŚL

FOTOGALERIA (ogromna - 490 zdjęć)

Prognoza pogody napawała optymizmem, bezchmurne niebo w chwili wyjazdu o 5.30  cieszyło oko a chęć obejrzenia zamku w Krasiczynie była ogromna,  więc to że od Wetliny do Przemyśla jechałem w deszczu nie mogło mnie zatrzymać :-). I tylko szkoda, że mokry asfalt nie pozwolił popuścić wodzy fantazji na zjazdach, a punkty widokowe były nimi tylko z nazwy. Ale co się odwlecze ...

A z Przemyśla PKP zapewniły mi po rowerowym zwiedzaniu kraju kolejową wersję BB Tour :-). Dystans 934 km w czasie 19 godzin do Elbląga z przesiadką w Poznaniu i Tczewie sponiewierał mnie dużo bardziej niż same zawody.





Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h 0:00 km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Bieszczadach

Wtorek, 26 sierpnia 2014 · | Komentarze 0

Regeneracyjnie ,,z buta'' na Połoninę Caryńską. Pogoda niestety nie zapewniła rewelacyjnych widoków, a silny wiatr prawie zmiatał z grani :-). 

FOTOGALERIA (ogromna - 490 zdjęć)


Dane wyjazdu:
1054.00 km 0.00 km teren
42:36 h 24.74 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:5673 m

BAŁTYK-BIESZCZADY TOUR 2014

Sobota, 23 sierpnia 2014 · | Komentarze 26


Trasa: ŚWINOUJŚCIE-Płoty-Drawsko Pomorskie-Kalisz Pomorski-Bydgoszcz-Toruń-Włocławek-Łąck-Gąbin-Sochaczew-Żyrardów-Mszczonów-Grójec-Białobrzegi-Radom-Rzeszów-Brzozów-Sanok-Lesko-Ustrzyki Dolne-USTRZYKI GÓRNE

FOTOGALERIA (łącznie z dojazdem do Świnoujścia  i powrotem do Przemyśla - 490 zdjęć) 


Po pierwszej, typowo turystycznej w 2010 roku jeździe na trasie BB Tour (TUTU)  nadszedł czas na jazdę bardziej zgodną z ideą tej imprezy, która jest w końcu wyścigiem. Oczywiście wszystko było osadzone w granicach rozsądku, bo na trasę zabrałem mojego ulubionego ,,Kubusia’’, który tylko oponami przypominał rower szosowy. A czerwony bagażnik o wszystko mówiącej nazwie Piknik sprawiał wrażenie jazdy na podmiejską działkę :-).

Podstawowym celem jazdy było sprawdzenie, czy zeszłoroczna kontuzja karku podczas MRDP ponownie objawi się w podobny sposób i po podobnym dystansie. Dlatego też zdecydowałem się obudować BB Tour 2014 dodatkowymi wycieczkami, tak aby łącznie zbliżyć się do dystansu 1500 km pokonanego podczas zeszłorocznego MRDP w podobnym czasie. Celami pobocznymi było poprawienie czasu przejazdu BB Tour z 2010 roku , który wynosił 65 h 8 minut oraz sprawdzenie nowej (w stosunku do 2010 roku) trasy tego maratonu.

Nocna jazda ze Szczecina do Świnoujścia i objazd wyspy Wolin dzień później to ponad 300 km przygotowawczych, potem nastąpiła jazda zasadnicza i na deser 150 kilometrowy powrót z Ustrzyk Górnych do Przemyśla na PKP. Przeżyłem :-).

Start w sobotę miałem wyznaczony o godzinie 9:58 co pozwoliło mi niesamowicie się wyspać, najeść, spakować się i bez pośpiechu zameldować się na starcie. Był czas na kilka rozmów, fotek z Robertem, spokojny montaż GPS i słuchanie zapowiedzi spikera wyprawiającego w Polskę kolejne grupy szosowych harpaganów.

Wreszcie nadeszła oczekiwana godzina i ruszyliśmy. Wiadomo było, że wieje bardzo korzystny wiatr, a i chmury nie zwiastowały problemów. Szosowcy od razu wskoczyli na poziom ponad 30km/h i nie musiałem się głowić, jak zachować regulaminowy odstęp kategorii solo :-)).

Krajowa ,,3’’ wprowadziła mnie pod górę ze Świnoujścia i niebawem na terenie Wolińskiego Parku Narodowego pojawiły się pierwsze hopki. W okolicach Dargobądza pojawiły się znaki zakazu dla rowerów i trzeba było jechać przez wieś. Podjazdu to nie pozwoliło ominąć ;-).

Wyspę Wolin opuszczam przez miasto o tej samej nazwie po niespełna godzinie kręcenia i widzę, że z tym wiatrem to będzie jazda! Adrenalina podsuwa pomysł aby cisnąć dobrze ponad 30 km/h ale rozum podpowiada, że wtedy z Torunia, no najdalej z okolic Warszawy, wrócisz sobie do domku pociągiem.

Pierwszy postój robię w Golczewie, gdzie kupuję colę i loda. Zaś na pierwszy punkt kontrolny w Płotach (12:47) docieram 17 minut po jego zamknięciu (wg. opisu w karcie kontrolnej), ze średnią prawie 29 km/h. Oczywiście zamknięty nie był, ja zaś o dziwo nie byłem ostatni. Bułki drożdżowe znikają w oka mgnieniu i ruszam dalej. Tutaj też zmieniam mocowanie GPS bo niefortunne umieszczenie go w Świnoujściu nad górną rurą powoduje, że obcieram o niego udami.

PK Płoty © MARECKI

Ktoś mnie wyprzedza, kogoś wyprzedzam ja, jest ruch na szosie. W końcu startuje nas prawie 180 osób, dobrze ponad sto więcej niż w 2010 roku. W Drawsku Pomorskim (15:00) punkt kontrolny wg. opisu jest przy Biedronce z lewej strony drogi wjazdowej i widząc ją niewiele namyślam się i daję na skróty przez pole. W końcu mój rower ma geny MTB :-). Punktu kontrolnego jednak nie ma, innej Biedronki w Drawsku też nie ma i już wiadomo, że punkt kontrolny jest błędnie opisany. Cóż, zdarza się na elbląskich alleycatach, bywa i na BB Tour. Wracam do głównej drogi i natykam się na punkt, też przy sklepie, ale o nazwie Intermarche czy jakoś tak. Mają drożdżówki za które dziękuję, biorę kanapki, wodę i jazda.

PK Drawsko Pomorskie © MARECKI

Jazda przez Pojezierze Drawskie to zawsze wspaniałe przeżycie. Nie dziwię się, że jest tutaj park narodowy. Emocjonujące są też tablice w pięciu, jak dobrze pamiętam, językach zabraniające wstępu do lasu z uwagi na poligon wojskowy. Ciekawe jakby wyglądała nasza jazda podczas działań poligonowych i ostrych strzelań? Też by była ostra?
Na jednym z podjazdów zatyka mnie na moment i powoduje że spuszczam nieco z tempa, a tętno osiąga swój max – 177/min. Nie ma co chojrakować. Niebawem długim zjazdem docieram do Kalisza Pomorskiego i skręcam na zachód. Jadę bardzo przepisowo, zatrzymuję się na czerwonym świetle chociaż w pobliżu ani żywej duszy. Ach te kary regulaminowe ;-).

Teraz do Torunia jazda będzie się toczyć (z małymi wyjątkami) DK 10, która nie ma pobocza ale i ruch jest przeciętny. Wiatr za to jest niezmiennie sprzyjający, a ja częściej niż na licznik prędkości patrzę na kadencję. Staram się trzymać ją w granicach 90 obrotów na minutę, tak aby nie było młynka, ale i przepychania korb kolanami. Wyprzedzam kilkunastu bikerów, jeden z nich utkwił mi w pamięci bo jechał z dwoma sakwami. A mi się wydawało, że to ja robię za turystę :-). Interesujące są też tablic ostrzegające przed …żubrami! Wiecie coś o żubrach w tych okolicach?

,,Nielegalny’’ postój robię na Orlenie w Wałczu. Obdzwaniam rodzinę, bo widzę że spragnieni wieści, wciągam dwa hot dogi, kanapki, sezamki. To moja obiadokolacja, bo nie udaje mi się znaleźć baru w którym w 2010 roku konsumowałem pyszne, energetyczne i tanie pierogi z soczewicą. Licznik wskazuje 200 km pokonane w czasie 7,5 godziny brutto. Pytanie, czy to nie za szybko kołacze mi się z tyłu głowy?

Dalsza jazda to zjazd z DK 10 gdzieś za Wałczem, krótka jazda w deszczu sprowadzonym przez pojedynczą chmurkę i wjazd do Piły inną drogą niż w 2010 roku. Punkt kontrolny znajduję bez problemu (19:17) . Pobieram kanapki i wodę, drożdżówek mam już dość. Ruszam dalej i mało optymalnie wyjeżdżam z miasta wbijając się w środek obwodnicy (DK 10). Z pewnością kilka kilometrów już mam gratis.

PK Piła © MARECKI

Teraz należy pamiętać o zakazie jazdy rowerem na S 10 w okolicach Wyrzyska i konieczności wjazdu do miasta. Tak też robię i podjazdem z kostki kamiennej wracam na DK 10. Zapadł już zmrok i należy rower przygotować do jazdy nocnej. Wkrótce mijam Nakło nad Notecią i zbliżam się do dużego punktu kontrolnego w ,,Chacie Skrzata’’ w Kruszynie. Duży punkt oznacza możliwość zjedzenia coś na ciepło, przespania się i wykąpania. Melduję się tam o 22:50 i na kolację zjadam schabowego z ziemniakami i surówką oraz dużo rosołu z makaronem. Biwakuję tam około 40 minut i ruszam w dalszą drogę.

PK Kruszyn © MARECKI

Pomny zbędnego wjazdu w 2010 roku do Bydgoszczy, teraz pilnuję się aby w odpowiednim momencie skręcić w prawo. Zaraz zaczyna się nawigowanie aby nie wjechać na S 10 i poruszać się drogą techniczną. Bardzo się przydało sprawdzenie tego odcinka podczas czerwcowego Maratonu 777, kiedy to za dnia zapamiętałem wszystkie szczegóły. A więc jak mijałem kościół w miejscowości Ciele, wiedziałem że jest OK. Potem jeszcze jeden węzeł drogowy pokonany jak po sznurku i zanurzyłem się w czerń lasów Puszczy Bydgoskiej. Jest coś niesamowitego w samotnej jeździe nocą przez las. Dlatego jak tylko zobaczyłem przed sobą czerwone, mrugające światełka postanowiłem je dogonić. Minąłem trójkę kolarzy, ale ich tempo było zbyt wolne dla rozpędzonego Mareckiego :-).

Przed Toruniem mijam bar w którym podczas mojej pierwszej edycji BB Tour spałem na krześle czekając na hamburgera dobre dwie godziny. Teraz na hamburgera jakoś nie mam ochoty ;-). Zbliżam się do toruńskiego punktu kontrolnego, który został przeniesiony z pierwotnie podanej w karcie kontrolnej lokalizacji. Nie mam jednak trudności z jego odnalezieniem i o 1:50 podpisuje listę obecności. Coś tam jem, ale doprawdy nie pamiętam już co.

PK Toruń © MARECKI

Dalsza droga to krajowa ,,15’’ przez przedmieścia Torunia i dojazd do DK 1, która po otwarciu A 1 w niczym nie przypominała dawnej ,,jedynki’’ Cisza, spokój i pustki. Zanim to jednak nastąpiło miałem przymusowe postoje pod sygnalizatorami na skrzyżowaniach. Czujniki nie wykrywały rowerzystów dlatego jazda na czerwonym było nieunikniona. Po co swoją drogą w weekend sygnalizacja działa całą dobę?

Po przejechaniu nad autostradą (ona nie spała) zacząłem odczuwać trudy jazdy i oczy zaczęły się same zamykać. Do tej pory ożywczo działał na mnie ruch samochodowy, ale tutaj nic się nie działo. A autostrada była zbyt oddalona od DK 1 aby jej hałas mógł coś pomóc. Uznając więc, że nie warto kopać się z koniem skorzystałem z ,,wygodnego’’ przystanku autobusowego w okolicach Wagańca. Zbyt ciepło nie było, toteż włożyłem na siebie wszystko co miałem i tak sobie około godziny pospałem.

Pobudka nastąpiła około 4 rano, ledwie ruszyłem w trasę a wyłonił się zajazd ,,Wagant’’. Fajna nazwa - tak nazywał się 20 lat temu mój pierwszy poważny rower. Pora na śniadanie było idealna, więc postanowiłem skorzystać. Zestaw śniadaniowy za 17 złotych (jajecznica z 3 jaj, pieczywo, szynka, ser żółty, herbata, ogórki i pomidory) wsparłem 10 pierogami z mięsem i po takiej biesiadzie byłem gotowy na niedzielne kręcenie korbą po kujawsko-mazowieckich równinach.

Włocławek pojawił się kilka minut po godzinie 6, punkt kontrolny zorganizowany przez niezawodnego Rebego z WTR był wyposażony we wszystko co trzeba. Ale że ja byłem napchany to i za dużo nie zabrałem. Wyjazd z miasta na drogę wzdłuż Zalewu Włocławskiego jest podobno łatwy i intuicyjny, ale ja temat tak zamotałem, że wylądowałem z powrotem na DK 1 (dobrze że nie na punkcie kontrolnym). Powolne zwiedzanie miasta w końcu udało mi się zakończyć, ale co dokręciłem kilometrów to moje.

PK Włocławek © MARECKI

Dalsza jazda wiodła drogą poznaną podczas maratonowej jazdy Vistula Tour w 2010 roku. Teraz tylko należało pamiętać, aby w miejscowości Soczewka skręcić na Łąck. Zjazdu udało się mi nie przegapić i dalsza droga prowadziła drogami gmin Łąck i Gąbin. Pojawiły się interesujące, asfaltowe drogi dla rowerów z których momentami nawet próbowałem korzystać. Na asfalcie widać było ślady deszczu, a prognoza pogody zapowiadała deszczowy Armagedon w okolicach Warszawy. Na razie jednak było ciepło, słonecznie i z lekkim wiatrem z boku.

W Gąbinie mieścił się kolejny punkt kontrolny na którym zameldowałem się o 9:36. Widok śpiących ludzi w namiotach wojskowych nieco zaczął podkopywać moje morale, więc zabrałem swoje zabawki i ruszyłem dalej. Niebawem minęła doba od startu ze Świnoujścia a licznik pokazywał 500 km z małym okładem.

PK Gąbin © MARECKI

Jazda obwodnicą dla TIR-ów, bo tak popularnie nazywa się DK 50 okrążająca Warszawę to zawsze dreszczyk emocji. Chociaż w niedzielę większość z nich stoi na parkingach to jednak nie wszystkie. Pojawiły się też znaki zakazu jazdy rowerem co zmusiło do jazdy przez Sochaczew, potem Żyrardów ( w którym byłem o 13: 05 na ósmym na trasie punkcie kontrolnym z doskonałym, makaronowym menu. ) i Mszczonów.

PK Żyrardów © MARECKI

W tym ostatnim mieście zaczął padać deszcz, który z różną intensywnością towarzyszył mi do Radomia. Jeszcze przed Mszczonowem z parą bikerów poszukiwaliśmy drogi aby nie jechać na zakazach, ani tym bardziej nie władować się na A 2 przez węzeł Wiskitki :-). I znowu doszło kilka kilometrów gratis.

Byłem wyposażony w ochraniacze Fast Rider, ale jakoś tak je umiejętnie założyłem, że został otwór który został przez wodę skwapliwie wykorzystany. I tak miałem mokre nogi w ochraniaczach :-) . Ale przynajmniej ciepło było.

Za Mszczonowem kończyła się powoli jazda DK 50, by w Grójcu zjechać z niej i popedałować wśród sadów jabłoniowych i innych upraw w kierunku Pilicy. Zanim to nastąpiło trzeba było jednak zasięgnąć języka wśród mieszkańców bo wyjazd z miasta prosty nie był, a ja już miałem dość gratisowych kaemów.

Droga wśród jabłonek była ładna, dobrej jakości i kusząca, tak bardzo kusząca że jak zobaczyłem drzewko wyraźnie poza płotem to skorzystałem z okazji i spróbowałem dorodnego okazu. Oj, nie wie Putin co traci :-).

Punkt kontrolny w Białobrzegach (17:03) to odliczone drożdżówki i coś do picia, a że w sąsiedztwie odbywał się jakiś festyn z dziką muzyką to uciekałem stamtąd szybko nie biorąc nic. Teraz zaczął się nawigacyjnie najtrudniejszy dla mnie odcinek, bo droga techniczna wzdłuż S7 meandrowała jak, nie przymierzając, zakola Amazonki. Do tego, żeby nie było zbyt łatwo drogowskaz ,,Radom’’ pojawił się słownie raz. Gdyby nie pomoc okolicznych kierowców, których bez pardonu zatrzymywałem z wyciągniętą mapą krążyłbym tam długo. I tak przeżyłem chwile grozy, jak droga asfaltowa zgrabnie przeszła w stumetrowy odcinek gruntowy. Właśnie kładli tam asfalt :-).

PK Białobrzegi © MARECKI

W końcu dotarłem do Jedlińska, gdzie S 7 przechodzi w DK 7 i można było jechać już bez łamańców. W Radomiu lekko wjechałem do centrum i po swojemu dotarłem do DK 9, która była ostatnią krajówką na trasie BB Tour. Wyjazd z Radomia w okolicach godziny 20:00 w strugach deszczu, za pomocą asfaltowych ścieżek rowerowych aby zmniejszyć chlapanie wodą przez setki, tysiące samochodów wracających z weekendu do miasta to zdecydowanie najtrudniejsze doświadczenie tegorocznej edycji.

W końcu jednak blachosmrody poszły spać, a TIR-y jeszcze się nie obudziły ( nastąpiło to po 22:00) i na spokojnie dotarłem do drugiego dużego punktu kontrolnego w Iłży. Zajazd MOYA (21:15) oferował tak jak Chata Skrzata posiłek w postaci rosołu, schabowego z ziemniakami i surówką, możliwość noclegu i prysznica. Schabowego skonsumowałem ze smakiem, chociaż nie ma to jak makaron z sosem lub inny ryż.

Nocleg nie był mi potrzebny, postanowiłem wykorzystać definitywny koniec deszczu (prognoza na poniedziałek była wzorcowa włącznie z kierunkiem wiatru) i od razu ruszać dalej. Uczciwie przejechana nocka gwarantowała dojazd na metę za dnia. Po kilku kilometrach doszedłem grupę 4 bikerów i zachowując stosowny odstęp jechałem sobie za nimi. Jeden z nich co podjazd ( zaczęły się bardziej konkretne podjazdy) wyraźnie odpadał od grupy, ale jego towarzysze czekali na niego. Mnie taka jazda nie urządzała, także włączyłem 5 bieg i kolegów szosowców odstawiłem. Moc w nogach czułem potężną, trafiłem chyba na swój dzień. Dodatkowo pomagał mi ruch ciężarówek, bo ich hałas odganiał sen i powodował skupienie na jeździe.

Nie potrafiłem jednak zrezygnować z nocnej fotki iluminowanej Bramy Warszawskiej w Opatowie (0:20) i dłuższej przerwy konsumpcyjno-fotograficznej przy moście kolejowo-drogowym na Wiśle koło Tarnobrzegu (2:20). Tym samym wjechałem do ostatniego województwa trasy wyścigu - podkarpackiego. Zbliżał się punkt kontrolny w Nowej Dębie, opisany skomplikowanie: ,,50 metrów za Karczmą Jargula, po prawej stronie’’. Weź tu człowieku znajdź Jargula w środku nocy :-). Nowa Dęba mocno się zmieniła w stosunku do 2010 r. Ruch w miasteczku uspokoiły dwa ronda, przez które przejechałem z duszą na ramieniu, że karczmę gdzieś minąłem, ale w końcu ją dojrzałem.

PK Nowa Dęba © MARECKI

Teraz tylko chwila i już pakowałem się w ciepłe mury, chyba szkoły (3:55). Ciepło pochodziło z elektrycznych ogrzewaczy i jedną z tych ,,farelek’’ postanowiłem podsuszać sobie buty. Po dobrej godzinie takiego grzania byłem prawie suchy i niebezpiecznie zacząłem się kiwać na krześle, a oczy zaczęły się zamykać. Poza tym chrapanie z głębi korytarza zupełnie nie nastrajało do jazdy :-). Oj, dobrze tam było, ale szybko poderwałem się na równe nogi, założyłem buty i w drogę. Zaczynało świtać i to też pomogło spędzić ochotę na sen. Dodam, że punkt było obsługiwany przez sympatyczną ekipę, służącą rowerzystom na osiemsetnym kilometrze wszystkim co najważniejsze. W menu był makaron i to też miało potężne znaczenie. Na tym punkcie spędziłem najwięcej czasu, prawie dwie godziny.

Dalsza droga zbliżała mnie do ostatniego dużego miasta na trasie – Rzeszowa. Pojawiłem się tam w porannym szczycie komunikacyjnym (był już poniedziałek) i ten Sajgon ogarnąłem bez większych trudności. Doświadczenie w jeździe miejskiej procentowało, a że ktoś tam trąbił . Życie :-).

Dwunasty punkt kontrolny to zajazd Taurus w Boguchwale (7:57), na granicy z Rzeszowem. Punkt przygotowany bardzo profesjonalnie przez Rowerowy Lublin z odżywkami, owocami (pokrojone brzoskwinie!!!), słodyczami, sokami,  napojami oraz żurkiem w zajeździe. Miało się ochotę zabrać całe stoły, tylko jak :-). Po takim naładowaniu akumulatorów jazda przez góry wydawała się lekka, łatwa i przyjemna.

PK Rzeszów © MARECKI

W sumie tak też było, po drodze pamiętam poczucie smutku że zbliżam się do końca tej fajnej imprezy. Zanim jednak ujrzałem metę był jeszcze punkt w Brzozowie (10:21), gdzie w 2010 roku lokalne OSP przygotowało super menu, a teraz w ich rolę wcieliły się sympatyczne panie z Koła Gospodyń Wiejskich. W ofercie był .. żurek. W sumie bardzo lubię tą zupę, dlatego nie było problemem zjeść ją po raz kolejny.

PK Brzozów © MARECKI

Zaraz potem zaliczyłem Sanok, gdzie zatwardzenie na ulicach osiągnęło lekko apokaliptyczny wymiar. Wszystko stało, a ja jechałem chociaż z trudem, bo lokalni kierowcy nie mają w dobrym zwyczaju zostawić marginesu z prawej strony. No, ale jakoś udało się bez strat przelecieć i do Zagórza dotarłem chwilę potem. Wspinaczkę na sławną serpentynę nad miastem odbyłem sam, bo ruch wahadłowy wstrzymał na chwilę blachosmrody.

Szybki zjazd do Leska, postój w sklepie i nadszedł czas na wspinaczkę do Ustrzyk Dolnych. Najpierw powoli, a od Uherców Mineralnych to już regularnie pod górę. Nie forsowałem się, jechałem 13-15 km/h, podziwiając widoki i ciesząc się jak dziecko ładną pogodą.

Ostatni punkt kontrolny w Ustrzykach Dolnych osiągnąłem o godzinie 14:05 po szaleńczym zjeździe z Ustjanowej Górnej. Coś tam zjadłem, chwilę odpocząłem i ruszyłem na ostatnie 46 km. Tylko kataklizm mógł sprawić, że nie dałbym rady dotrzeć na metę.

PK Ustrzyki Dolne © MARECKI

Spokojne patataj , pozwalające mimo wszystko wyprzedzić jeszcze kilka osób, doprowadziło mnie do Ustrzyk Górnych , gdzie o godzinie 17.06 dzwon oznajmił mi po 55 godzinach 8 minutach koniec wyścigu. Ostatnie kilometry jechałem w towarzystwie bikera, którego doszedłem przed Lutowiskami i spędziliśmy ten czas na rozmowie oraz degustacji mini-oscypka kupionego u przydrożnego sprzedawcy. Na mecie czekał obiad i zimny radler od Warki. Smakowite. Na zasłużony wypoczynek w Hotelu Górskim PTTK poszedłem około 19 i spałem do rana dnia następnego.

PK - meta Ustrzyki Górne © MARECKI

Tym samym poprawiłem wynik 65 godzin 8 minut z 2010 roku o dokładnie 10 godzin. Biorąc pod uwagę czas netto jazdy (42,5h) widać, że jest jeszcze z czego ściągnąć. Tylko po co? Szkoda zdrowia :-). 

Dziękuję wszystkim osobom zaangażowanym w organizację tej oryginalnej imprezy za ich pracę. Gratuluję triumfatorom, triumfatorkom i finiszerom, a reszta niech się nie przejmuje tylko podchodzi spokojnie do kolejnej edycji. To już za 2 lata. Pozdrower.

Ps. A tutaj czeka już przyszłoroczne wyzwanie :-). Się kręci i to jest najważniejsze!






Kategoria SUPERMARATONY


Dane wyjazdu:
92.00 km 0.00 km teren
06:23 h 14.41 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:23.0
Podjazdy: m

To tu, to tam po Świnoujściu

Piątek, 22 sierpnia 2014 · | Komentarze 0

Relaksując się aktywnie przed startem w BB Tour zwiedziłem sobie miasto 2 wysp (chociaż tak naprawdę w skład Świnoujścia wchodzą aż 44 wyspy). Wieczorem po odprawie technicznej byliśmy w swojej masie główną atrakcją cyklicznej świnoujskiej masy krytycznej :-). Przejazd 7 kilometrów ulicami miasta był okazją do rozmów z lokalnymi rowerzystami, którzy najczęściej zadawali pytanie na temat startu w BB Tour :Czy wam się chce? :-)). 

FOTOGALERIA (ogromna - 490 zdjęć)



Kategoria WYCIECZKI 50-150


Dane wyjazdu:
229.00 km 0.00 km teren
11:02 h 20.76 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:631 m

SZCZECIN-ŚWINOUJŚCIE

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · | Komentarze 0

Założenie nowego napędu chwilę przed startem w BB Tour 2014 spowodowało konieczność jego dotarcia. Z prawdziwą przyjemnością popełniłem więc turystyczną jazdę na trasie przez Niemcy :-). 

Trasa: SZCZECIN-Police-Dobieszczyn-Eggesin-Ueckermunde-Anklam-Lassan-Wolgast-Peenemunde-Koserow-Bansin-Heringsdorf-Ahlbeck-ŚWINOUJŚCIE

FOTOGALERIA (ogromna - 490 zdjęć)





Dane wyjazdu:
5.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:22.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Środa, 20 sierpnia 2014 · | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Wtorek, 19 sierpnia 2014 · | Komentarze 0

Cube odebrany z serwisu po całkowitej wymianie napędu, łącznie z dwoma zębatkami korby i gotowy na czekające go wyzwanie. Giant zaś tam trafił na przegląd i wymianę napędu. Się sprzęt zajeździł na amen :-).



Kategoria SERWIS


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy: m
Rower:

To tu, to tam po Elblągu

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · | Komentarze 0