INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:43144.00 km (w terenie 2964.00 km; 6.87%)
Czas w ruchu:1940:59
Średnia prędkość:22.23 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:175429 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:862144 kcal
Liczba aktywności:197
Średnio na aktywność:219.01 km i 9h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
212.00 km 10.00 km teren
10:15 h 20.68 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:856 m

GV RZESZÓW-SANDOMIERZ + MARKOWA

Środa, 1 maja 2019 · | Komentarze 0

Trasa: RZESZÓW-Łańcut-Markowa-Łańcut-Leżajsk-Rudnik nad Sanem-Ulanów-Radomyśl nad Sanem-SANDOMIERZ

GALERIA (z opisem)

>>>Dalej >>>




Drugiego dnia mieliśmy zaplanowany najdłuższy przejazd na tegorocznym GreenVelo z Rzeszowa do Sandomierza z odbitką do Markowej zobaczyć Muzeum Rodziny Ulmów, które jest 10 km poza GV. Prognozy pogody były na dzisiaj lepsze, no ale cóż – górki zostały już za nami. Czekała nas jazda po płaskim, bez większych szans na spektakularne widoki.

Rzeszów opuściliśmy bez trudności, kierując się na Łańcut z jego sławnym zamkiem, który już kiedyś miałem okazję obejrzeć w środku. Teraz to byłoby trudne z uwagi na remont elewacji i wnętrz. Skupiliśmy się na podziwianiu parku oraz już odnowionych elementów. 

Dalsza droga to 10 km odbitka do Markowej, gdzie zajrzeliśmy przez płot do skansenu oraz obejrzeliśmy z zewnątrz Muzeum Ulmów oraz sad pamięci. Następnie wróciliśmy do Łańcuta i na GV.

Kolejnym miastem na szlaku był Leżajsk, gdzie zajrzeliśmy w okolice grobu cadyka Elimelecha, sprawdziliśmy IT mieszącą się w stylowym budynku Muzeum Ziemi Leżajskiejoraz obejrzeliśmy bazylikę ojców bernardynów. Nie zapomnieliśmy także o czymś dla ciała i dlatego odwiedziliśmy wyszynk pod nazwą ,, Gospoda u Więcławów’’.

Dalsze kilometry prowadziły przez królestwo wikliny w dolinie dolnego Sanu, które za swoją stolicę obrało Rudnik nad Sanem. W tej miejscowości jest zgromadzone co najmniej kilkanaście form przestrzennych, które są wykonane nie jak w Elblągu z metalu, ale z wikliny właśnie. Niektóre całkiem ogromne. 


Chwilę potem zjawiliśmy się w Ulanowie, gdzie rzeka Tanew uchodzi do Sanu i jest tak zrobiony punkt widokowy.

A potem już nie działo się zupełnie nic ciekawego, szlak GV jest poprowdzony licznym ciągami pieszo-rowerowymi na których w realiach weekendu majowego bawiły się dzieci, stały samochody, jeździły rowery, hulajnogi i rolki. Pewnym urozmaiceniem była deszczowa chmura o której krawędź zahaczyliśmy.


W końcu ujrzeliśmy długo wyczekiwany Sandomierz. Zrobiłem fotografię dworca kolejowego, którego telewizyjny widok zalanego wodami Wisły w 2010 roku miałem przed oczami. Następnie zaczęliśmy szukać noclegu, bo godzina była już późna (po 19). Ostrzegano mnie, że akurat tutaj możemy mieć problemy z noclegiem w majowy weekend i kilka pierwszych telefonów faktycznie potwierdzało ten stan rzeczy.


Wdrapaliśmy się na rynek Starego Miasta i tam dostrzegłem baner z telefonem do wolnych pokoi. Cena za eleganckie mieszkanie z aneksem kuchennym i śniadaniem na dole w restauracji była mało promocyjna (350 zł), ale nie czas było wybrzydzać. Miejscówka pod względem lokalizacji była za to absolutnie rewelacyjna. Z widokiem na ratusz z pokojowego okna.

Po zakwaterowaniu udaliśmy się na krótkie zwiedzanie, bo staranniejsze przyjrzenie się miastu Ojca Mateusza zaplanowałem na jutrzejszy poranek.


Atrakcjami tego odcinka są:

-
Rzeszów,
-
zamek w Łańcucie,
-
Markowa (poza GV)
-
pałacyk myśliwski w Julinie
-
Leżajsk,
-
Rudnik nad Sanem,
- Ulanów,
- Sandomierz.

W galerii widać wszystkie rodzaje nawierzchni jakie spotkaliśmy wraz z opisem odcinkowym. Pełen komfort zapewnia rower MTB na oponach rzędu 2 - 2,2 cala (u mnie Smart Sam 2,1) i działający amortyzator. Przeważają nawierzchnie asfaltowe różnej jakości. 





Dane wyjazdu:
152.00 km 0.00 km teren
06:05 h 24.99 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy:845 m

KRAINA KANAŁU ELBLĄSKIEGO

Sobota, 30 marca 2019 · | Komentarze 2

Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Małdyty-Miłomłyn-Ostróda-Miłomłyn-Małdyty-Krosno-Rzeczna-Bogaczewo-ELBLĄG

GALERIA (z opisem)





Na kolejne szkolenie przewodników po krainie Kanału Elbląskiego pojechałem już jak Pan Bóg przykazał rowerem. Należało bowiem maksymalnie wykorzystać świetną pogodę oraz fakt, że w samochodzie do Ostródy miejsc nie było ;-). O poranku zabrał się ze mną jeszcze Roberto dotrzymując mi towarzystwo do Sopli za Małdytami i realizując w ten sposób  swoją setkę w drodze na Księżyc. 

Szkolenie rozpoczęło się od krótkiej prezentacji Piotra Lisowskiego oraz Krzysztofa Kowalczyka w ostródzkim Centrum Użyteczności Publicznej. Z Ostródy po atrakcjach powiatu ostródzkiego i elbląskiego poruszaliśmy się autobusem, a odcinek od pochylni Kąty do pochylni Jelenie (ok. 6 km) przemierzyliśmy piechotą, co zdarzyło mi się po raz pierwszy i pewnie ostatni. Nie da się jednak ukryć, że był to wzorcowy dzień tak lubianej przeze mnie zrównoważonej mobilności. Super! 

Odwiedziliśmy śluzę w Miłomłynie wraz z punktem zerowym, pochylnie od Buczyńca do Jeleni, Pasłęk i Sople. W Pasłęku celem wizyty był kościół św. Bartłomieja z organami Hildebrandta, oryginalnym cudem sztuki barkowej sprzed 300 lat. Opowiadał nam o nich z pasją charyzmatyczny organista Pan Jacek Matukiewicz. Niesamowity człowiek bardzo pasujący do równie niesamowitego instrumentu.

Byłem tak po raz pierwszy. Tak samo po raz pierwszy miałem okazję widzieć z zewnątrz i wewnątrz dwór w Soplach. Obiekt znajduje się tylko 200 metrów od starej DK 7 i doprawdy zabawne, że przez lata jeżdżenia tą drogą, nigdy tam nie zajrzałem. W dworze jest hotel i restauracja, która podjęła nas dobrym obiadem. 

To było też ostatni punkt programu po którym wróciliśmy do Ostródy, gdzie czekał na mnie mój dwukołowiec. Popychany lekkim wiatrem z kierunków południowych szybko łyknąłem 73 km kilometry dzielące mnie od domu, do którego dotarłem już po zmroku. 

Dziękuję Pani Stanisławie Pańczuk Prezes Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski LGD w Elblągu za możliwość wzięcia udziału w warsztatach.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
408.00 km 3.00 km teren
19:07 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:1.0
Podjazdy:850 m
Rower:BOCAS

KSIĘŻYCOWO DO WARSZAWY

Niedziela, 25 listopada 2018 · | Komentarze 5

Trasa: ELBLĄG-Dzierzgoń-Susz-Kisielice-Radzyń Chełmiński-Golub Dobrzyń-Obrowo-Płock-Sochaczew-Stare Babice-WARSZAWA

GPS

MAPA

GALERIA ( z opisem)




Ulice Księżycowe mnożą się jak grzyby po deszczu i pewnie jeszcze długo będą pączkować w różnych miejscach Polski. Tymczasem pojawiły się dwie idealnie położone – no, prawie idealnie – na trasie mojego służbowego wyjazdu do Warszawy.
Do Warszawy przez Obrowo i Stare Babice zapewne nikt z Was jeszcze nie jechał i szczerze sądzę, że jechać nie będzie :-). Hasło wyjazdu rzuciłem księżycowemu chłopakowi z Bikestats i padło ono na podatny grunt.

Tak więc ruszyliśmy w niedzielę około 10:20 w szarą, wilgotną i chłodną scenerię Żuław Wiślanych. Psa by nie wygonił, no ale my psy nie jesteśmy. Zaraz za Elblągiem zaczął kropić deszcz, który z różnym nasileniem padał do Żuławki Sztumskiej, gdzie przeszedł w śnieg z deszczem – na szczęście bardzo słaby. Po wspięciu się z Żuław na Pojezierze Iławskie pogoda się ogarnęła i momentami widzieliśmy przebłyski słońca i błękit nieba. A że wiatr też zaczął nam sprzyjać i jechało się zupełnie miło.

Przez Dzierzgoń dotarliśmy do Susza, gdzie w smacznie i ekonomicznie żywiącej Restauracji Warmianka (sic!) osuszyłem ciuchy i najadłem się makaronu z trzech zup. Roberto zawinszował sobie karkówkę. Po godzinnej nasiadówce ruszyliśmy w kierunku chylącego się ku końcowi dnia i przez Kisielice – z tankowaniem napojów na lokalnym Lotosie - dotarliśmy do Łasina.

Tam zjechaliśmy z krajowej 16, która w niedzielne popołudnie była całkiem przyjemna do jazdy rowerami i skierowaliśmy się na Radzyń Chełmiński. Monumentalny zamek krzyżacki, pamiętający czasu założyciela Elbląga Hermanna von Balka, w tej miejscowości jest w dość słabej kondycji, ale że był iluminowany to spróbowałem wykonać nocną fotografię za pomocą smartfona. Normalny aparat bowiem został w domu, nie wiedzieć czemu :-). Słaby efekt słabego aparatu widać w galerii.

Za chwilę jechaliśmy obwodnicą Wąbrzeźna przy której umiejscowiony jest Orlen, na którym uzupełniłem zapas herbaty w termosie bo nocka zapowiadała się długa i chłodna. Trzymaliśmy kciuku, żeby wilgoć widoczna miejscami na asfalcie nie zaczęła zamarzać, bo wtedy zaczęłaby się piesza część wycieczki. A tego chcieliśmy bardzo uniknąć.

Kolejny postój to nocna wizyta na zamku krzyżackim w Golubiu-Dobrzyniu, który wieczorową porą widziałem po raz pierwszy. Lekko przegapiwszy wjazd na dziedziniec, zafundowaliśmy sobie wspinaczkę po schodach – ot, tak dla urozmaicenia i zatrudnienia innych mięśni tych samych nóg.

Brama zamku była otwarta i weszliśmy do środka sprawdzając, że zamkowa restauracja jest czynna do 19:00 (była 19:01), ale wystawa narzędzi tortur jest nadal dostępna. Szczególnie ciekawie prezentowało się krzesło nabite gwoźdźmi w każdej możliwej konfiguracji, dla zachowania komfortu skazańca rzecz jasna ;-). To ja już wolę wąskie siodełko.

W Golubiu nie wiedzieć czemu, spodobał nam się kierunek jazdy na Rypin, co poskutkowało 2 km gratisem, kiedy już się zorientowaliśmy, że to zupełnie nie ten kierunek. Dalsza jazda przebiegała drogami znanymi z tego maratonu aż dotarliśmy do krajowej 10 w miejscowości Dobrzejewice.

Tutaj nastąpił – po 180 km - radykalny zwrot kierunku naszej jazdy na południowo-wschodni i związana z tym zmiana wiatru ze sprzyjającego na coraz mniej sprzyjający, aż wreszcie w klasyczny ,, w mordewind’’.
Do tego doszła krajowa 10 z dość masowymi ruchem towarowym. Ma ona na tym odcinku (Dobrzejewice-Lipno) szerokie pobocze, niestety często zanikające w wyniku utworzenia licznych lewoskrętów. Takie zwężenia były szczególnie niebezpieczne dla nas, gdy w z tyłu pojawiał się TIR, któremu w takim miejscu całkowicie blokowaliśmy drogę.

Po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się w Obrowie, ale jeszcze nie na Księżycowej, ale na Orlenie bo czas na kolację był idealny. Robert zamówił hot-doga, ja też zjadłem ten specjał kuchni podróżniczej oraz zabrałem się do konsumpcji dwóch rogali 7days . Potężnie kaloryczne i kompletnie niezdrowe są przydatne podczas długich tras i tylko wtedy ;-).

Po konsumpcji pojechaliśmy na obrowską ulicę Księżycową, która tabliczki jeszcze się nie doczekała. OD czego jednak satelity, GPS, nawigacje i księżycowy nos Roberta. Księżycowa nie miała żadnych szans na ukrycie.
Po jej odnalezieniu wróciliśmy na DK 10 i przez prawie 40 km jechaliśmy nią do Lipna, gdzie skręciliśmy na Płock. Zignorowaliśmy znaki objazdu z powodu remontu nie wiadomo czego (mieliśmy tylko nadzieję, że to nie most nad jakąś szeroką rzeką) i po odwiedzeniu lokalnego komisariatu ze stylowym stojakiem rowerowym w którym policjanci niewiele wiedzieli w temacie remontu popedałowaliśmy dalej.

Po dość ruchliwej DK10 jazda zamkniętą drogą była cicha i przyjemna, ale jak to u mnie, jak jest za cicho to zaczyna się pojawiać senność. Roberto też tak jakoś zaprzestał gadki i jechał sobie wygodnie w tunelu za mną :-).
Niebawem dotarliśmy do remontowanego odcinka Lipno-Kamień Kotowy charakteryzującego się nówka asfaltem i pełną przejezdnością. Elegancko, tylko co z tego jak wiatr spowalniał nas mocno.

Jak tylko wyłoniła się stacja paliw Huzar w Sikórzu to zapodałem w siebie kawę i w ten prosty sposób zapewniłem sobie spokojną i bezsenną jazdę do samego rana (było około 2 w nocy). Chwilę potem zobaczyliśmy wielką łunę świateł odbijającą się na chmurach i było wiadome, że jesteśmy u bram Płocka a konkretnie rafinerii Orlenu w tym mieście. Zaproponowałem bliskie odwiedziny tego giganta, który w nocy przypomina ogromną stację kosmiczną, jak – nie przymierzając daleko – na Księżycu ;-).

Wymagało to około 2 km odbicia i już mogliśmy przyjrzeć się znacznie większym instalacjom niż w wielokrotnie widzianym Gdańsku. Była też przy płocie stacja paliw, która stała tak blisko, że chyba miała bezpośrednie podłączenie do rafinerii. Ale że nie miała miejsc siedzących, to zrezygnowaliśmy z jej usług przewidując, że w mieście-centrali Orlenu ich stacji znajdziemy sporo i to w wyższym standardzie obsługi. O jak żeśmy się pomylili …

Pędząc elegancką trzypasmówką (DK60) minęliśmy ze dwa Orleny, w tym jeden nieczynny, żeby w końcu wylądować w Circle K, czyli na dawnym Statoilu. Wlałem tam w siebie kaloryczne cappuccino i nową herbatę do termosu i tak przygotowany mogłem przekraczać Wisłę. W okolicy tej stacji jest i McD oraz KFC, ale o 3 w nocy śladów życia tam brakowało.
Jadąc dalej krajówką dotarliśmy do nowej przeprawy nad Wisłą w postaci mostu wantowego, będącego niezwykle ambitną konstrukcją inżynierską. Nie korzystaliśmy z niego w roku podczas tej epickiej jazdy, dlatego trochę żałuję że debiut przypadł w nocy.
Nocne ciemności nie przeszkodziły, na szczęście, w zobaczeniu bardzo szerokich szczelin dylatacyjnych, które zagroziły naszym wąskim oponom (35 mm i 25 mm Roberta). Skuteczne hamowanie i ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem zapobiegły takiej glebie, po której już nic by nie było takie samo. Musieliśmy kilkakrotnie zejść z rowerów i je przeprowadzić. I weź tu człowieku, bądź senny …

Za Wisłą droga prowadziła wzdłuż rzeki, ale na szczęście gołoledź nie występowała. Odliczałem już godziny do świtu, bo ciemności w ilości 15 godzin (16-7 rano) to się mogą znudzić każdemu. Zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji w Iłowie, gdzie uzupełniłem napoje.
Powoli budziły się do życia okoliczne wioski i ruch zaczął się zagęszczać. Niebawem mieliśmy dotrzeć do DK 50, czyli sławnej obwodnicy Warszawy dla TIR-ów. A że weekend już się skończył, to po jej zobaczeniu na rondzie w Ruszkach, momentalnie zmieniłem koncepcję jazdy do Sochaczewa. Pojechaliśmy bocznymi drogami, bo życie mamy tylko jedno :-)

Sochaczew zastaliśmy w porannym szczycie komunikacyjnym, czyli koncertowo zatkane co nam pasowało. Sprawnie meandrując między samochodami dotarliśmy do czynnego już McDonaldsa przy DK 92 i podczas godzinnego postoju zjedliśmy śniadanie.
Jadąc dalej wykorzystaliśmy szerokie pobocze tej krajówki, ale gdy się ono skończyło (na chwilę, co potem zobaczyłem) zwątpiłem w swoje szanse i w kierunku Starych Babic ruszyliśmy nieco gorszymi asfaltami, ale w ciszy i pustce. Przy okazji zobaczyłem fabrykę batonów Mars i Snickers oraz innych wynalazków.

Końcówka jazdy to pokręcona jazda w okolicach Puszczy Kampinoskiej i dłużące się kilometry do Starych Babic. To także zaproszenie dla liderki Bikestats – Elizy, do Cukierni Czubak w Starych Babicach na tradycyjne pączki. Ale że dziewczyna miała akurat problem z pralką i jeszcze większy z mechanikiem, to i pączki muszą poczekać na inną okazję.

Tymczasem należało odnaleźć ulicę Księżycową w Starych Babicach, które wreszcie pojawiły się na horyzoncie. Poszło nam to szybko i sprawnie, bo raz że dzień, a dwa to była tabliczka nie pozostawiająca wątpliwości, że to tu.

Pamiątkowa fotka i już ruszaliśmy dalej, do wspomnianego Czubaka. Paczki z ajerkoniakiem były pierwsza klasa, firmowy kajmak już nie. Teraz w rolę przewodnika i żywej nawigacji wcielił się Robert znający dobrze Warszawę, do której wjechaliśmy ulicą Górczewską. Więcej ulic nie pamiętam.

Nadszedł czas znalezienia miejsca noclegowego, obiadu i fotki pod Kolumną Zygmunta III Wazy, czyli jednego z miejsc proponowanego lądowania na zakończenie księżycowej wędrówki.

Po zasłużonym odpoczynku Robert ruszył o 5 rano na Radom, a ja PKP do Elbląga. Życie :-)




Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
184.00 km 0.00 km teren
08:05 h 22.76 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy:560 m
Rower:BOCAS

SZTUM, KWIDZYN

Niedziela, 4 listopada 2018 · | Komentarze 3

Trasa: ELBLĄG-Markusy-Żuławka Sztumska-Szropy-Koślinka-Sztum-Postolin-Watkowice Małe-Tychnowy-Kwidzyn-Mareza-Kwidzyn-Prabuty-Rodowo-Dzierzgoń-Gronowo Elbląskie-Jegłownik-ELBLĄG

MAPA

Tradycyjnie, jak co roku, odwiedziłem miejsca bliskie mojemu sercu w Sztumie i Kwidzynie. Na trasie towarzyszył mi Roberto lekko męcząc kolarzówkę na słabiutkich asfaltach różnych dróg wojewódzkich, powiatowych i gminnych. 
Wyborcza niedziela sprawiła, że tempo jazdy było mimo wszystko szybkie, żeby zdążyć spełnić obywatelski obowiązek co udało się spokojnie osiągnąć pomimo kontroli policyjnej za Dzierzgoniem i mało sprzyjającego wiatru od wschodu.

Tym razem galerii brak, wszystkie fotki poniżej. 



1. Czasami pytacie się po co wstawać tak wcześnie i jechać w dal. Właśnie dla takich widoków ...




2. Wycieczka bez pociągu się nie liczy ;-)


3. Balewska Karkonoska w miniaturze :-). Ktoś wie jak drogowcy oficjalnie liczą te procenty???


Robert dał radę - atak poszedł z blatu :-)


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
178.00 km 0.00 km teren
10:29 h 16.98 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:1424 m

MARATON PÓŁNOC-POŁUDNIE - POWRÓT

Środa, 19 września 2018 · | Komentarze 2

Trasa: BUKOWINA TATRZAŃSKA-Łysa Polana-Bukowina Tatrzańska-Nowy Targ-Rabka Zdrój-Myślenice-Lanckorona-Kalwaria Zebrzydowska-Skawina-KRAKÓW

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)




Do Krakowa ruszyłem ze schroniska Głodówka na … południe. Zanim bowiem obrałem kierunek północny, pojechałem w kierunku wjazdu na drogę do Morskiego Oka zobaczyć sławny szlaban. Towarzyszył mi na tym fajnym zjeździe wizerunek dymiącego jak wulkan Hawrania. W Łysej Polanie poza szlabanem ujrzałem tłumy pieszych i rzędy samochodów na parkingu i poboczach. Co tutaj się musi dziać w wakacje?

Zarządziłem czym prędzej odwrót i zaglądając jeszcze za Białkę 200 metrów na Słowację rozpocząłem wspinaczkę z powrotem do Bukowiny Tatrzańskiej. Po wdrapaniu się w okolice schroniska rozpoczął się zjazd przez Bukowinę.
Zajrzałem do najsłynniejszego miejscowego hotelu, ale tylko po to aby porozmawiać z bankomatem, co wymagało niemałego zjazdu i takiegoż podjazdu. Wypłacona kasa na podjeździe bardzo ciążyła ;-).

Zaprowiantowałem się na nocną jazdę i zatrzymując się kilka razy na robienie zdjęć pomknąłem w dół opustoszałą drogą. Wstępny plan jazdy zakładał poruszanie się do Nowego Targu DK 49, a potem zakopianką do Chabówki i przez Rabkę dalej DK 7 do Myślenic. Stamtąd zaś już za dnia zamierzałem odwiedzić Kalwarię Zebrzydowską i do Krakowa dotrzeć Wiślaną Trasą Rowerową. Interesowało mnie bowiem obejrzenie powstającej S7 ze szczególnym uwzględnieniem wjazdu do długiego tunelu pod Luboniem. Słusznie zakładałem, że legendarnie niebezpieczna, zakorkowana i wąska zakopianka w nocy będzie dla mojego roweru w sam raz szeroka i pusta.

W sporym ruchu dotarłem za to do Nowego Targu i na rynku przy pomniku barana i owcy o nazwie ,,Dialog’’ stanąłem na kolację w Bistro Toscana. Zamówiłem typowe danie regionalne z Podhala, czyli tunezyjską szakszukę. Dobra była! Poprawiłem kawą i byłem gotowy do drogi. Drogi pod górę, bo z doliny Dunajca inaczej się nie da.

Prosta jak strzała dwujezdniówka wyprowadziła mnie z miasta i rozpoczął się podjazd (już jednojezdniowy), na szczycie którego całe miasto było widać jak na dłoni. Widać też było gwiaździste niebo z łysym w roli głównej i rozleniwiającą temperaturą około 15 stopni. Ech, żeby tak było ciepło jak zjeżdżałem z Krowiarek.

Na zjeździe z Rdzawki do Chabówki obejrzałem iluminację zabytkowego kościółka na Obidowej. Urzekająco piękna konstrukcja z drewna także nocą prezentuje się doskonale. Dojście do niej wymagało skakania przez bariery energochłonne dwujezdniowej już w tym miejscu zakopianki.
Dalszy dynamiczny zjazd doprowadził mnie do skrzyżowania na Rabkę Zdrój i ruszyłem w kierunku uśpionego uzdrowiska, dobrze poznanego podczas pieszych wakacji rodzinnych. Przejechałem koło Muzeum im. Władysława Orkana mieszczącego się w pięknym i iluminowanym drewnianym kościele.

Z Rabki wydostałem się na skrzyżowanie DK 7 i DK 47, które obecnie wygląda niepozornie, ale niebawem nabierze ogromu. Natomiast w okolicach Skomielnej Białej już dostrzegłem zarysy gigantycznych filarów na których opierać się będą estakady S7 i widziałem też wjazd do tunelu.

Niezłe wrażenie wywołała pracująca na trzy zmiany baza materiałowa Astaldi. Oświetlona jak stacja kosmiczna na Marsie ;-). Robiąc tą fotkę stałem dokładnie nad wjazdem do tunelu.
Od Skomielnej rozpoczął się długi zjazd do Lubnia w dolinę rzeki Raby, gdzie pożegnałem się z zakopianką i od teraz jechałem już drogami technicznymi przy niedawno otwartym odcinku S7. Tutaj, na odcinku do Myślenic widziałem 1 (słownie: jeden) samochód. Miło było go spotkać , tak w ramach urozmaicenia :-). W Lubniu dłuższą chwilę poświęciłem lokalnemu kościołowi, elegancko iluminowanemu. W Pcimiu zatrzymałem się na Orlenie, aby sprawdzić czy nie spotkam przypadkiem prezesa tej firmy, który wiele lat był tutaj wójtem.

Ekspresowa S7 cały czas biegła tuż przy drodze którą ja jechałem i mogłem zauważyć, że i tam dużego ruchu nie było. W Stróży lekko zamotałem się nawigacyjnie, bo kontynuacja odcinka w kierunku Myślenic była nieco ukryta między budynkami i za pierwszym razem w nią nie trafiłem.
Dalej było już OK i o godzinie 3 pojawiłem się w Myślenicach. Chwilę pokręciłem się po miasteczku i ruszyłem na zachód w kierunku Lanckorony i Kalwarii Zebrzydowskiej. Atrakcje i ciekawostki drogowe miałem za sobą, nadszedł czas na doznania innego rodzaju.
Droga zaczęła się lekko wspinać, co było miłą odmianą po kilometrach zjazdów i jazdy doliną Raby. W Lanckoronie poczułem nieprzepartą potrzebę snu, więc z nią nie walczyłem i zaległem na przystanku autobusowym. Ze snu obudził mnie o właściwej porze mieszkaniec, który przyszedł na autobus. Wypadało podziękować i ruszyć dalej :-).

Klimatyczny rynek w Lanckoronie wyłożony dużymi kamieniami (i otoczony drewnianymi domami) wprawił moją pękniętą obręcz w stan szoku, ale dała sobie z nim radę. Mavic robi naprawdę dobre felgi! A że lokalny sklep był już czynny (5 rano), to urządziłem sobie śniadanie.
Już tylko rzut kamieniem dzielił mnie od Kalwarii Zebrzydowskiej, przy której pierwszych kaplicach pojawiłem się o 6 rano. O Sanktuarium można napisać wiele, zainteresowani tym miejscem wszystko znajdą w sieci. Dla mnie wszystko ułożyło się idealnie, bo wschód słońca pięknie rozjaśnił na moich oczach wschodnią ścianę bazyliki.
Spędziłem w tym miejscu, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako jedyna kalwaria na świecie, dobrze ponad godzinę czasu i naprawdę warto było.

Dalsza droga prowadziła w dolinę Wisły wzdłuż linii kolejowej. Nocna jazda bez blachosmrodów była już wspomnieniem, dlatego też dość szybko ewakuowałem się z ruchliwej o poranku DW 953 i odbiłem w kierunku promu w Czernichowie.
Przed nim wjechałem na Wiślaną Trasę Rowerową (WTR) elegancko wyasfaltowaną na wale Wisły. Nie tak jak w kujawsko-pomorskim. Sam prom też obejrzałem, chociaż głębokość Wisły w tym miejscu – jak powiedział mi pracownik – to 1,2 metra, które można by pokonać z rowerem nad głową.

Że jednak powoli zbliżała się chwila odjazdu pociągu z Krakowa zawróciłem do WTR i nią pojechałem w kierunku Krakowa. Oznakowanie trasy niebawem zaczęło płatać figle nawigacyjne, bo raz było a raz nie. Umówmy się jednak, że jadąc wzdłuż rzeki trudno się zgubić, a i kominy Skawiny też były dobrymi znakami orientacyjnymi.
Niebawem ukazał się klasztor w Tyńcu u podnóża którego WTR prowadzi. Niemiłą niespodzianką dla moich slicków oraz pękniętej obręczy był fakt, że asfalt w okolicach klasztoru przeszedł w drogę gruntową, a w lasku pojawiło się błotko. Na szczęście nie trwało to długo.

Od Tyńca poruszałem się w lekkim tłumie rowerowo-pieszo-rolkowym i spokojnym patataj dotarłem do dworca PKP. Nie bez trudności ulokowałem rower przy ochronie dworca, bo w żadnej z dwóch przechowalni nie chciano mi go przechować i udałem się pod prysznic, żeby ludzi w Pendolino nie pozabijać.

Szybka podróż na północ zakończyła tę jakże wspaniałą imprezę urodzinową. Chcę więcej takich urodzin ;-). 







Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
268.00 km 41.00 km teren
11:45 h 22.81 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:2044 m

MPR-y GreenVelo - WARMIA

Sobota, 25 sierpnia 2018 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Młynary-Pieniężno-Górowo Iławeckie-Lidzbark Warmiński-Bartoszyce-Górowo Iławeckie-Pieniężno-Chruściel-Kamiennik Wielki-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA



Po trzech latach ponownie zająłem się audytem miejsc przyjaznych rowerzystom (MPR) szlaku GreenVelo. Zacząłem od wschodnich rubieży województwa warmińsko-mazurskiego a teraz eksplorowałem Warmię. Zostały jeszcze zupełnie bliskie okolice Elbląga, na które czas nadejdzie niebawem. 



Dane wyjazdu:
315.00 km 40.00 km teren
13:09 h 23.95 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy:600 m
Rower:BOCAS

MPR-y GreenVelo - MAZURY

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · | Komentarze 2

Trasa I dzień: STERŁAWKI MAŁE-Giżycko-Węgorzewo-TRYGORT
Trasa II dzień: TRYGORT-Węgorzewo-Gołdap-Błąkały-Stańczyki-Górne-Olecko-EŁK

MAPA

GALERIA


Po trzech latach ponownie zająłem się audytem miejsc przyjaznych rowerzystom (MPR) szlaku GreenVelo. Zacząłem od wschodnich rubieży województwa warmińsko-mazurskiego i będę stopniowo zbliżał się do Elbląga. Szykuje się sporo pracy i trochę kilometrów :-)









Dane wyjazdu:
211.00 km 30.00 km teren
09:14 h 22.85 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: 90 m
Rower:BOCAS

MIERZEJA WIŚLANA-POSZUKIWANIA

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · | Komentarze 6

Trasa: ELBLĄG-Bielnik I-Bielnik II-Marzęcino-Chełmek-Rybina-Groszkowo-Sztutowo-Kąty Rybackie-Przebrno-Krynica Morska-Piaski-Krynica Morska-Sztutowo-Stegna-Jantar-Mikoszewo-Drewnica-Książęce Żuławy-Szkarpawa-Tujsk-Marzęcino-Bielnik II-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)




Doszły mnie słuchy, że ścieżka rowerowa wzdłuż Mierzei Wiślanej od granicy z Rosją do Mikoszewa nad Wisłą jest już gotowa. Nie widziałem co prawda nigdzie oficjalnego i bardzo uroczystego otwarcia, ale pomyślałem że warto temat sprawdzić wnikliwie.

Ruszyłem więc o poranku w drogę, zderzając się już na opłotkach Elbląga z urokliwą mgłą, która jednak w kilka chwil przeszła do historii skoro tylko słońce zaczęło mocniej ogrzewać żuławskie pola.

Mocno eksperymentalną trasą dotarłem do Kątów Rybackich, przebijając po drodze dętkę tylnego koła w Kobylej Kępie i wymieniając ją na nowszy model w pięknych okolicznościach krajobrazowych Wisły Królewieckiej tuż przed jej ujściem do Zalewu Wiślanego.

Od Kątów Rybackich do pierwszego zjazdu na Przebrno jechałem asfaltem drogi wojewódzkiej nr 501 (DW 501), która jednak o poranku nie była jeszcze opanowana przez turystów w blachosmrodach, dostrzegając w miejscu planowanego przekopu tabliczkę ,,Roboty budowlane’’. Póki co, panuje tam jeszcze cisza.

Od Przebrna jechałem sobie po śladzie wygaszanego szlaku R64, przypominając sobie jazdę z 2008 roku.

Do Krynicy Morskiej wjechałem już asfaltem, przeleciałem szybko przez miasteczko, zatrzymując się tylko na Orlenie, aby dobić ciśnienie w tylnej oponie do 6 atmosfer.
Za Krynicą pominąłem wielokrotnie odwiedzany Wielbłądzi Garb, czyli punkt widokowy na najwyższej stałej wydmie w Europie. Nieco zarośnięty punkt, ale jak się dowiedziałem w Nadleśnictwie Elbląg, przewidziana jest korekta piłami mechanicznymi rozrastających się gałęzi.

Moim celem była bowiem nowa platforma widokowa na Wydmie (Górze) Pirat, którą odwiedzili chyba wszyscy elbląscy rowerzyści poza mną :-). Prowadzi do niej zupełnie nieoznakowana od strony asfaltu DW 501 ścieżka dydaktyczna. Dobrze, że pierwszą z tablic widać z asfaltu (po około 5 km za Krynicą), to można w ten sposób się zorientować, aby tutaj skręcić w prawo.

Ścieżka dydaktyczna ma długość 500 metrów i prowadzi oczywiście pod górę (da się jechać rowerem poza początkowym odcinkiem). Po pokonaniu tego dystansu moim oczom ukazała się zielona konstrukcja platformy z trzema w sumie poziomami. Najciekawszy i najlepszy widok jest z poziomu 3, na który wchodzi się po ... drabinie.

Platforma nie jest typową wieżą, gdyż nie jest zadaszona. Powstała ona bowiem w nieprzypadkowym miejscu, słynącym z obecności szlaku migracji licznych gatunków ptaków w którym pasjonaci ornitologii mogą obserwować ich strumienie. Dach uniemożliwiałyby takie obserwacje.

Po obejrzeniu ładnych panoram Zalewu Wiślanego z jednej i Morza Bałtyckiego z drugiej strony ruszyłem do Piasków. Tam próbowałem bezskutecznie odnaleźć cmentarz mennonicki, chociaż jak wynika z mapy byłem bardzo blisko celu. Cóż, spróbujemy ,,inną razą’’.

Wspiąłem się z poziomu Zalewu Wiślanego na wydmę i popedałowałem w kierunku granicy, korzystając z drogi leśnej prowadzącej do wieży obserwacyjnej SG stojącej tuż przy płocie granicznym.

Od niej zjechałem w kierunku plaży i wejścia PIASKI nr 1, które jest tuż przy szlabanie granicznym. Stało tam kilka osób, które deliberowały na głos, czy można przejść pod szlabanem czy też nie?. Tablice z zakazem były najwyraźniej mało przekonywujące, a stojąca nieopodal terenówka Straży Granicznej też jakoś nie trafiała do przekonania. Ciekawe … :-). Dorzuciłem od siebie, że wejście za szlaban kosztuje na ogół 500 zł i nie podlega negocjacjom czy zniżkom.

Jako że w tym miejscu zaczyna się (kończy) ścieżka rowerowa wzdłuż Mierzei Wiślanej, zostawiłem turystów z rozterkami i po resecie licznika ruszyłem w drogę powrotną. Ten odcinek jechałem już w zeszłym roku, bo było on pierwszym od którego cała inwestycja się rozpoczęła. Teraz miałem ochotę na więcej.

Droga do Krynicy Morskiej prowadziła generalnie w dół, i dopiero w okolicy Wielblądziego Garbu pojawiło się kilka zmarszczek. Plaże mamy cały czas w odległości 100-200 metrów od ścieżki. nawierzchnia jest dobra, nie zmieniła się od zeszłego roku - może tylko pojazdy zrobiły wyraźniejsze ślady. Droga jest użytkowana przez leśników, dlatego można na niej spotkać samochody wywożące drewno z lasu. Duże samochody.

W okolicach wejść na plażę spotykałem raz większe, raz mniejsze grupy pieszych przekraczające ją w poprzek. Przed Krynicą Morską spotkałem grupy zorganizowane, które chodziły wzdłuż ścieżki i blokowały dokumentnie wszelki ruch. Trąbka się przydała :-).

Do Krynicy Morskiej dotarłem po 14 km od granicy i na terenie miasta zacząłem szukać kontynuacji. Widząc wcześniej znaki żółtego szlaku pieszego ,,Jantarowego’’ próbowałem jechać jego śladem. Skończyło się to wylądowaniem w kopnym piasku przy wejściu nr 32 i powolnym powrotem na DW501.

Po dotarciu do Przebrna dostrzegłem hałdy piachu i kruszywa i dostrzegłem nową drogę, która jednak okazała się być drogą pożarową. Nie pozostało nic innego jak do Kątów Rybackich jechać asfaltem i tam próbować namierzyć drogę rowerową.

I tak znalazłem się na asfalcie opanowanym przez turystów w autach. A że napatoczył się jakiś biker na góralu to podpiąłem się pod niego i z prędkością 35-38 km/h (!!!) ruszyliśmy w stronę Kątów Rybackich. Jego prędkość wskazywała, że albo bardzo chciał mi uciec, albo że bał się jeszcze bardziej ode mnie i chciał mieć ten ruchliwy odcinek jak najszybciej za sobą. Obstawiam to pierwsze ;-)

W ten sposób szybko dotarłem do Kątów i skręciłem na droge prowadzącą na tutejszą plażę. Tam jednak nie dotarłem, bo dostrzegłem wywrotki zrzucające piasek na plac składowy. Coś mnie tknęło i spytałem się, czy z tego będzie budowana ścieżka rowerowa do Krynicy Morskiej. Twierdząca odpowiedź rozwiała moje wątpliwości i już wiedziałem, że ścieżki do Krynicy z Kątów to w te wakacje nie będzie. jest już natomiast ścieżka z Kątów Rybackich do Sztutowa i z niej skorzystałem w dalszej jeździe.

Jest to krótki, 3 km odcinek poprowadzony wzdłuż DW 501 w jej bezpośredniej bliskości. Zaczyna się przy wyjeździe z Kątów a kończy po wjechaniu do Sztutowa. Zaczyna się i kończy w chwili obecnej dość dziwnie, ale wynika to z braku spójności z powstającymi dopiero odcinkami. Jest to też najbardziej , jak do tej pory, odcinek pofalowany gdyż prace ziemne nie obejmowały wyrównania terenu. Także, takie małe interwały są.

W Sztutowie ponownie wjechałem na główną drogę i z niej skręciłem w kierunku plaży. Szukałem kontynuacji ścieżki, ale i szukałem oferty obiadowej bo siły zaczynały opuszczać. Obiad znalazłem dość szybko, ze ścieżką było trudniej. Jadąc po polbrukowej ścieżce rowerowej dotarłem w okolice obozu Stuthoff, ale tam jeszcze prace budowlane nie dotarły.

Wróciłem więc na asfalt, sprawdziłem wszystkie poprzeczne drogi i nic nie znalazłszy popędziłem do Stegny. Tutaj wiedziałem, że ścieżka jest i wiedziałem nawet gdzie. Wystarczyło jechać na plażę dobrze znanym elblążanom asfaltem.

Jako że ścieżka rowerowa przecina asfalt, skręciłem w stronę Sztutowa chcąc obejrzeć gdzie tam wyjadę. Dotarłem do toru kolejki wąskotorowej przy DW 501. Zakończenie jest dziwne, bo postawiono tablicę ,,Uwaga tory. Koniec trasy’’. Wygląda na rozwiązanie tymczasowe; tędy ma biec w przyszłości szlak R10.

Zawróciłem i już do samego Mikoszewa cieszyłem się leśną jazdą z daleka od blachosmrodów, wśród żywicznych zapachów, w cieniu różnych iglaków i liściaków oraz w towarzystwie różnej maści rowerzystów na pojazdach dwukołowych i czterokołowych, ale zawsze napędzanych siłą ludzkich mięśni. Ruch samochodowy pojawiał się tylko w okolicach ośrodków wczasowych i jak ścieżka rowerowa przecinała główne drogi dojazdowe do plaży. Ścieżka ma na tym odcinku doskonałą nawierzchnię, lepszą nawet od odcinka Piaski-Krynica Morska, bo zupełnie pozbawioną większych kamyczków. Dwa razy zsiadałem z roweru aby sprawdzić, czy nie jadę po jakimś typie nawierzchni asfaltowej.

W Mikoszewie pojawiłem się zbyt szybko, bo mógłbym tak jechać i jechać. Cóż, Wisła pojawiła się nieubłaganie i pozostało wspiąć się na jej wał i zrobić zdjęcia.

Drogę powrotną ułożyłem tak, aby nie jechać w nadmiernym ruchu samochodowym, bo panujący upał nie wpływa zbyt dobrze na skupienie kierujących samochodami.
W okolicach farmy wiatrowej Nowotna zatrzymałem się aby uwiecznić rzadki widok trzech kombajnów koszących równolegle pszenicę. Bardzo fajny widok, który zatrzymał także kilku kierowców samochodów i skłonił do robienia zdjęć.

Przed Marzęcinem minąłem się z Kristoferem, jadącym też na Mierzeję Wiślaną a w samym Marzęcinie zatrzymałem się przy ruinach śluzy wałowej. Zatrzymałem się, bo coś się przy niej dzieje. To coś nazywa się remont i jak mi powiedział zorientowany robotnik, do końca roku ruiny mają wyglądać znacznie lepiej. Szczegóły znajdziecie TUTAJ.

Zaliczywszy po drodze obydwa podelbląskie Bielniki wróciłem lekko zmordowany do domu. To był bardzo piękny dzień.

Podsumowanie.


Ścieżka rowerowa wzdłuż Mierzei Wiślanej od Wisły do granicy polsko-rosyjskiej obecnie (23.07) istnieje na odcinkach Mikoszewo (ul. Brzegowa)-wjazd Sztutowo, wyjazd Sztutowo-wjazd Kąty Rybackie i Krynica Morska-granica państwa.

Poprowadzona jest drogą leśną wykonaną z dobrej i bardzo dobrej jakości szutru na podbudowie z suchego betonu. Jej szerokości to około 3-4 metrów. Mogą się na niej poruszać wszystkie typy rowerów, może poza rowerami szosowymi z oponami szerokości rzędu 23-25 mm. Niezależnie ile sakw i worków transportowych zabierzecie to nie zakopiecie się w niej. Co najwyżej nie dacie rady delikatnym podjazdom.

Przy ścieżce są stawiane sukcesywnie tablice informacyjne. Miejsca odpoczynku są obecnie dwa i są to wiaty w Jantarze i w Kątach Rybackich. Ścieżka ma charakter pieszo-rowerowy, biało-zielone szlabany powinny mocno utrudniać otwarty ruch samochodowy, który występuje przede wszystkim w okolicach ośrodków wypoczynkowych. Zjawisko nielegalnego parkowania podczas mojej jazdy nie wystąpiło, ale nie jechałem w weekend, kiedy to może wyglądać inaczej. Można spotkać samochody ciężarowe, które wywożą drewno z lasu.

Ścieżka momentami pokrywa się przebiegiem ze znakami żółtego szlaku pieszego ,,Jantarowego’’ i ze znakami szlaku rowerowego R64 (odcinek Krynica Morska-Piaski). Sama trasa nie jest jeszcze oznakowana, będą w przyszłości znaki R10. Dobrze byłoby też postawić informacyjnie tablice z nazwami miejscowości przez które trasa prowadzi wraz z kilometrażem do kolejnej. Bo obecnie nie wiadomo, czy jesteśmy jeszcze w Stegnie czy już w Jantarze?

Trzymam kciuki, aby już w przyszłe wakacje można było przejechać Mierzeję Wiślaną nie wyściubiwszy nosa z lasu, a koła roweru na oblężoną drogę wojewódzką nr 501. Chociaż, przekop może to nieco skomplikować ...




Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
154.00 km 10.00 km teren
07:15 h 21.24 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:35.0
Podjazdy:850 m

GV SUSIEC-BOLESTRASZYCE

Środa, 2 maja 2018 · | Komentarze 0

Trasa: SUSIEC-Horyniec Zdrój-Radruż-Wielkie Oczy-Chotyniec-Stubno-BOLESTRASZYCE

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

VI dzień >>>



Dzień zaczął się od odwiedzenia szumów na Tanwi, leżących poza GV, 3 km na południe od Suśca. Po ich obejrzeniu i wysłuchaniu wróciłem na trasę i ruszyłem w kierunku granicy z Ukrainą. W okolicach Polanki Horynieckiej zaliczyłem najwyższy punkt wyjazdu, lekko przekraczający 300 metrów n.p.m. 

Dłuższy postój urządziłem sobie po fajnym zjeździe w uzdrowisku Horyniec-Zdrój i leżącym nieopodal Radrużu z zespołem cerkiewnym umieszczonym na liście UNESCO, który mogłem podziwiać tylko zza muru bo był jeszcze zamknięty (9 rano). 

Potem nastąpiła jazda wzdłuż granicy, bliskiej ale niewidocznej, która w postaci słupa granicznego ujawniła się dopiero w Budomierzu. Tablica wsi Wielkie Oczy - jak i sama wieś oczywiście - była kolejnym miejscem o którego odwiedzeniu marzyłem od czasów pierwszego udziału w MRDP 2013 i w końcu się doczekałem :-)). Niełatwo było zrobić wielkie oczy, ale coś tam wyszło ;-). 

Kolejny dłuższy postój był związany ponownie z listą UNESCO, a dotyczył Chotyńca i zlokalizowanej tam drewnianej cerkwi. Zanim tam dotarłem przebrnąłem przez jedyny na ponad 800 km trasie zupełnie nie przygotowany odcinek GV. 1390 metrów piaskowego hardcoru  w temperaturze +38,3 w lesie tuż przed drogą DK 94 zapewniło niezapomniane wrażenia :-).  

Ciekawostką techniczną była kładka pieszo-rowerowa nad Sanem przed Nizinami, na której nikogo na szczęście nie mijałem, bo byłoby ciasno, a nawet bardzo. Jadąc ku mecie w Przemyślu zajrzałem w Bolestraszycach do jednego z fortów Twierdzy Przemyśl, gdzie w jego wnętrzu delektowałem się chłodem bijącym z grubych murów. 

Decyzja o noclegu w Bolestraszycach zapadła w najlepszy możliwy sposób, czyli spontanicznie ;-)

Atrakcjami tego odcinka są:

- szumy na Tanwi (poza GV),
- Horyniec-Zdrój,
- Radruż,
- Wielkie Oczy,
- Chotyniec,
- Bolestraszyce.

W galerii widać wszystkie rodzaje nawierzchni jakie spotkałem wraz z opisem odcinkowym. Pełen komfort zapewnia rower MTB na oponach rzędu 2 - 2,2 cala (u mnie Smart Sam 2,1) i działający amortyzator. Przeważają nawierzchnie asfaltowe różnej jakości.






Dane wyjazdu:
166.00 km 20.00 km teren
08:30 h 19.53 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:35.0
Podjazdy:817 m

GV CHEŁM-SUSIEC

Wtorek, 1 maja 2018 · | Komentarze 0

Trasa: CHEŁM-Krasnystaw-Szczebrzeszyn-Zwierzyniec-Józefów-SUSIEC

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)

FILM 

V dzień >>>



Dzisiaj miałem po raz pierwszy jechać zupełnie nowymi dla mnie terenami i drogami. Do tego GV prowadziło przez Roztoczański Park Narodowy, którym jest jednym z niewielu nie odwiedzonych jeszcze przeze mnie, czy to rowerem czy pieszo. Ciekawość aż mnie zżerała co też przyniesie pierwszy dzień maja? Jak przystało na Święto Pracy zapewnił niezłą pracę w korbach :-)

Zaraz za Chełmem szlak zaczął się stopniowo wspinać, tak żeby przed Krasnymstawem osiągnąć 285 m n.p.m. Potem było już klasycznie interwałowo. Zbiornik Nielisz będę zaś wspominał jako miejsce w okolicy którego pomyliłem się w nawigacji i korzystać musiałem z poprawnej pomocy mieszkańców. 

Nie odmówiłem sobie zajrzenia do centrum Szczebrzeszyna (GV prowadzi tylko przez jego dzielnicę - Klemensów), bo bez chrząszcza to się nie da :-). A potem już czekał Roztoczański Park Narodowy ze Zwierzyńcem, Stawami Echo i piękną szutrówką wśród majestatycznych drzew w licznym, zroweryzowanym na różne sposoby, towarzystwie. 

Do Józefowa dotarłem za szybko, żeby tam szukać noclegu więc wydłużyłem trasę do Suśca, dużej wsi letniskowej Roztocza. Pomimo trwającego już w najlepsze długiego weekendu noclegu nie szukałem długo. 

Atrakcjami tego odcinka są:

- Krasnystaw,
- Zbiornik Nielisz,
- Szczebrzeszyn (centrum poza GV),
- LHS 1520 mm,
- Zwierzyniec,
- Roztoczański Park Narodowy,
- Stawy Echo,
- Józefów,
- rzeka Sopot,
- kamieniołom Nowiny (300 m od GV).
 
W galerii widać wszystkie rodzaje nawierzchni jakie spotkałem wraz z opisem odcinkowym. Pełen komfort zapewnia rower MTB na oponach rzędu 2 - 2,2 cala (u mnie Smart Sam 2,1) i działający amortyzator. Przeważają nawierzchnie asfaltowe różnej jakości.