Dane wyjazdu:
Temperatura:30.0
Czwartek, 25 sierpnia 2022 ·
| Komentarze 4
Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Wilczęta-Pieniężno-Bartoszyce-Korsze-Węgorzewo-Banie Mazurskie-Rapa-Banie Mazurskie-Kruklanki-Giżycko-Kętrzyn-Biskupiec-OLSZTYN
MAPAGALERIA (z opisem)
Na miesiąc przed maratonem Zachód MRDP nadszedł czas na
ostatnią jazdę testową. Testowałem jazdę z dwoma torebkami na ramie oraz nowym
modelem Ortlieba mocowanym ,,na klik” do prętów siodełka. Wybór trasy był nieco
przypadkowy, przypomniałem sobie po prostu, że
piramida w Rapie
przeszła remont i jej w tym nowym stanie nie widziałem. Plan zakładał zrobienie
400km+ i odwiedzenie jeszcze łuku Mazur Garbatych Gołap-Sejny a potem powrót z
Ełku PKP. Ale że poszłoby na to za dużo czasu (sama kolej 6 godzin), a ja
miałem tylko dzień wolnego to plan został zmodyfikowany i ostatecznie koleją wróciłem
z Olsztyna.
Na trasę ruszyłem o 18:30 i poganiany dobrym wiatrem
ruszyłem na Pasłęk rzuć okiem na rozpoczynające się właśnie zawody balonowe.
Ujrzałem 7 kolorowych balonów unoszących się na południe od Pasłęka, czyli
zupełnie nie tak gdzie jechałem. No, ale balony to ja już kiedyś
z bardzo bliska widziałem ;-)
Z Pasłęka jazda prowadziła trasą Maratonu Elbląskiego ,,pod
prąd” i tak to dotarłem do Wilcząt, gdzie zaczął się zjazd w dolinę Pasłęki. A
potem podjazd i już byłem w Pieniężnie. Na stacji benzynowej uzupełniłem napoje
i ruszyłem nowiutką DW 512 do Bartoszyc. Po drodze widziałem małe hałdy piasku
na asfalcie naniesione przez mocny deszcz z gruntowych wjazdów na ten nowy
asfalt. Niebezpieczna rzecz dla cienkich opon rowerów szosowych, zwłaszcza w
ciemnościach.
W Bartoszycach zameldowałem się na Orlenie, porządnie
podjadłem, napiłem się kawy, odpocząłem i ruszyłem dalej na wschód. Ominąłem
wariant przez Sępopol i pojechałem na Kętrzyn skręcając przed tym miastem w
kierunku Korsz. Tutaj zaczął się szlak GreenVelo, ale ja w środku nocy na wąski
pasek asfaltu oczywiście się nie pchałem.
Przeleciałem przez Barciany, ominąłem tamtejszy zamek
krzyżacki bez iluminacji i niebawem rozpocząłem wspinaczkę za Srokowem. Razem z
nią rozpoczęła się jazda w klimatycznych i bardzo mocno ograniczających
widoczność mgłach, aż do samych Bań Mazurskich. Noc była niesamowicie ciepła,
termometr cały czas pokazywał +21 stopni, o nogawkach i rękawkach wiezionych asekuracyjnie
w torbie nie było żadnej mowy. Najchłodniej zrobiło się niedługo przed wschodem
słońca i to był spadek o … 2 stopnie. Lepko, parno i duszno było przez cały
czas. Spać w łóżku w takich warunkach byłoby chyba jeszcze trudniej :-)
W Węgorzewie na Orlenie uzupełniłem picie, co wymagało
zjazdu do centrum miasta i powrotu tą samą drogą na ślad. Stąd już niedaleko
było do Bań Mazurskich, gdzie skręciłem do Rapy. Dotarłem do niej jak jeszcze
było ciemno, tak więc iluminację piramidy rodu von Fahrenheid zasponsorowałem
sobie samodzielnie. Obiekt po remoncie prezentuje się doskonale, powstała też
drobna infrastruktura turystyczna naprzeciwko wejścia na groblę prowadzącą do
piramidy (parking, jakiś sklep z pamiątkami).
Pokręciłem się chwilę przy tej oryginalnej i nieco tajemniczej
budowli, no i rozpocząłem jazdę powrotną. Wróciłem do Bań Mazurskich, gdzie zszokowałem się widokiem ocieplanego
budynku Urzędu Gminy (vide galeria) i – dla równowagi – zatrzymałem się przy
prawdziwie ,,kultowej” lodziarni. Lody gałkowe sprzedawane z termosów w trzech,
tylko w trzech! smakach. To jest tradycja. To jest prawdziwe. I tylko
szkoda, że o 5:34 była nieczynna … :-))
Z Bań ruszyłem do Kruklanek drogą znaną
z 2018r. , gdzie w planach miałem śniadanie przy jednym z tamtejszych ze sklepów.
Tak też zrobiłem, bo zaczynało mnie już lekko odcinać na tym dość niewdzięcznym
odcinku (słaby asfalt, więcej podjazdów).
Z Kruklanek bokami dotarłem do Giżycka w porze rannego
szczytu i trzeba było być przytomnym. Miałem okazję obejrzeć tamtejszy most
obrotowy w akcji, a potem pokonałem elegancką kładką Kanał Giżycki (Łuczański)
bo inaczej bym czekał całe 30 minut.
A tak to już jechałem na Kętrzyn, gdzie postanowiłem obudzić
kolegę Grzegorza i chwile pogadać ze znajomym jeszcze z ubiegłego wieku
:-) Mój telefon go nie obudził i
niebawem wyjechał mi naprzeciw. Mógł mnie nie dostrzec, bo gdzieś tak od
Sterławek Wielkich dogoniłem traktor starego typu, za którym się schowałem i
tak 22-26 km/h jechałem dobre z 10 km trasy. Traktor wiózł – jak się można
domyśleć – na przyczepach ziarno do
elewatora w Kętrzynie.
Po odpoczynku w domu Grzegorza i dobrej kawie na
wystartowałem w kierunku Świętej Lipki. Potem zajrzałem do Łężan, gdzie miejscowym pałacem
nadal zawiaduje Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, a chwilę potem jadłem potężną
porcję lodów w Biskupcu. Dobre to było, bo zapowiadany upał w końcu się
niestety zmaterializował ( do tej pory były mgły, lekkie chmury i cień przydrożnych
alej lipowych), a teraz czekała jazda do Barczewa drogami technicznymi przy S16.
A tam cienia było jak na lekarstwo.
Także schłodziłem się, zalałem bidony i ruszyłem na ostatni
etap wycieczki. Do Olsztyna dotarłem w najgorszej z możliwych godzin, bo chwilę
po 14. Akurat mijałem Indykpol, kiedy sznur samochodów wylewał się z I zmiany.
To nie było dobre, ale cóż robić. Podłączyłem się pod kilku pracowników na
rowerach i takim to peletonikiem przyblokowaliśmy blachosmrody do momentu
pojawienia się jakiegoś ciągu pieszo-rowerowego.
Na opłotkach Olsztyna zajrzałem jeszcze pod domek w którym
mieszkałem wraz z dwoma kolegami na stacji. Dawno, w roku szkolnym 1991/1992.
Facet przez 30 lat nawet nie pomalował tej miejscówki, nie mówiąc o jej
ociepleniu. Nieźle :-))))
Na stację dotarłem, całkiem przypadkowo,6 minut przed
odjazdem jakiegoś wcześniejszego pociągu, a więc skoro stał to pojechałem nim. Klimatyzacja
składu zrobiła robotę.