INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:42793.00 km (w terenie 2844.00 km; 6.65%)
Czas w ruchu:1922:59
Średnia prędkość:22.25 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:173460 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:862144 kcal
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:218.33 km i 9h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
161.00 km 30.00 km teren
08:42 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:10.0
Podjazdy:1087 m

BALTIC BIKE CHALLENGE - ETAP II

Poniedziałek, 9 maja 2022 · | Komentarze 0

Trasa: WŁADYSŁAWOWO-Hel-Władysławowo-Wejherowo-GDYNIA WIELKI KACK

GPS (całość maratonu)

MAPA (całość)

GALERIA (całość, z opisem)

Dalej >>> 







Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
381.00 km 200.00 km teren
23:43 h 16.06 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:12.0
Podjazdy:1025 m

BALTIC BIKE CHALLENGE - ETAP I

Sobota, 7 maja 2022 · | Komentarze 0

Trasa: ŚWINOUJŚCIE-Kołobrzeg-Ustka-Łeba-WŁADYSŁAWOWO

GPS (całość maratonu)

MAPA (całość)

GALERIA (całość, z opisem)

Dalej >>> 





Jedno zdjęcie zastępuje 1000 słów, a film? ;-) Relacji tekstowej zatem nie będzie :-))








Dane wyjazdu:
184.00 km 50.00 km teren
08:27 h 21.78 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:1062 m

WARMIŃSKA ŁYNOSTRADA

Sobota, 30 kwietnia 2022 · | Komentarze 0

Trasa: OLSZTYN-Ruś-Kurki-Łyna-Dobrzyń-Olsztynek-Tomaryny-Łukta-Morąg-Sarna-Marzewo-Pasłęk-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS (całość trasy)

MAPA

GALERIA (z opisem)

Motto: Takie zakończenie kwietnia to ja rozumiem :-) Jak w bajce!





Po prawie dwóch latach wróciłem nad Łynę, aby tym razem obejrzeć południowy odcinek szlaku rowerowego Warmińska Łynostrada od Olsztyna do źródeł rzeki w okolicach miejscowości nomen omen Łyna.

Na podróż ze mną zdecydowało się liczne i piękne grono 9 zaawansowanych rowerzystek i rowerzystów. Zaawansowanych, bo plan jazdy obejmował po pokonaniu około 50 km Łynostrady dorzucenie jeszcze 140 km na powrót do Elbląga. A liczne, bo w roku 2020 Łynostradę pokonywałem tylko z Andrzejem. Piękne zaś wiadomo dlaczego ;-)

Do Olsztyna udało się dojechać koleją bo kolejarze akurat strajkowali gdzie indziej. Żeby jednak nie było zbyt dobrze, dotarliśmy do stacji Olsztyn Likusy (taki nowy przystanek między Gutkowem a Zachodnim), bo stacja Olsztyn Główny stała się placem budowy na najbliższe lata i od Likus kursuje autobusowa komunikacja zastępcza. Oczywiście, wiedzieliśmy o tym wcześniej i nie było to jakimś problemem. W roku 2020 dojechaliśmy pociągiem tylko do Olsztyna Gutkowa, także postęp jest :-))

W Likusach czekała na nas Magda, która miała rozbudowane plany majówkowe i dlatego dotarła do nas swoim transportem. I tak to byliśmy w komplecie.
Jazdę rowerami zaczęliśmy od odwiedzin nieodległego Orlenu, bo godzina 8 rano była dobrą porą na kawę i śniadanie. A potem zjechaliśmy do olsztyńskiego Parku Centralnego , przez który Łyna sobie płynie i w którym wjechaliśmy na południowy odcinek szlaku.

Pomarańczowe, w nowym stylu, znaki Łynostrady sprawnie prowadziły nas przez Olsztyn, miałem też wgrany ślad .gpx z profilu Warmińskiej Łynostrady na fejsie i przydał się w mieście tylko z 2-3 razy. Upierdliwe były tylko sygnalizacje świetlne na których straciliśmy sporo minut, a rekord pobiła ta koło siedziby Energi, nie reagując na nasze wciskanie przycisków.
Jadąc w kierunku obwodnicy Olsztyna mieliśmy sposobność obejrzeć najnowsze dzielnice mieszkaniowe. Dużo tego zbudowano od czasów, gdy Olsztyn kończył się na Jarotach i Nagórkach a Pieczewo dopiero powstawało...

Po przekroczeniu wiaduktem drogi S16 krajobraz stał się bardziej wiejski, przyrodniczy. Tutaj spotkaliśmy grupę z Trójmiasta, która także zamierzała dotrzeć do źródeł Łyny. Sakwy przy ich rowerach wskazywały, że będą tam później niż my, jadąc ,,na lekko”.

Do tej pory od Parku Centralnego mieliśmy pod kołami na Łynostradzie wszelkie nawierzchnie, a w Rusi doszły jeszcze kocie łby i to na podjeździe. Zrobiło się milutko i cieplutko :-)
No, ale szybko o tym w sumie krótkim podjeździe szybko zapomnieliśmy, bo rozpoczęły się dominujące na południowym przebiegu Łynostrady lasy. A tutaj konkretnie Rezerwat Warmiński Las . Kiedyś już odwiedzony. Wcześniej jeszcze zajrzeliśmy do bardzo kompaktowej elektrowni wodnej Ustrych na Łynie.

Teraz przez wiele km mieliśmy okazję pedałować w pięknych okolicznościach zieleniejących drzew, śpiewu ptaków i różnych zapachów. Po prawej stronie momentami przebijał błękit wód Jeziora Łańskiego nad którym w pewnej chwili zrobiliśmy sobie dłuższy postój. W grupie objawiły się dwa morsy i tak to Tomek oraz Andrzej wskoczyli do lodowatej jeszcze wody (oni twierdzili, że cieplutkiej). Inni mówili tutaj raczej o ognisku, grillu i innych ciepłych rzeczach…

Jak już chłopaki sobie pomorsowały to ruszyliśmy dalej. Dalej lasami, dalej po dość dobrych leśnych drogach (piaskownice tylko sporadycznie, opony szerokości 40 mm+ w większości miejsc jechały), także oznakowanie na drzewach (pomarańczowe znaki) nie budziło zastrzeżeń. Brakowało tylko Łyny, która generalnie na tym całym odcinku chowa się w jeziorach.
Przed wsią Ząbie udało nam się w końcu obejrzeć Łynę, a nawet przejechać mostkiem nad nią rozpiętym aby chwilę dalej wpaść w największą na całej trasie piaskownicę. Było pchanko, ale krótkie.

Chwilę potem w Kurkach przekroczyliśmy drogę krajową nr 58, aby z niej szybko zjechać zgodnie z oznakowaniem. W żadnej z tych wsi nie spotkaliśmy sklepu spożywczego, także dobrze przewidziałem, aby zaprowiantować się solidnie w Olsztynie. I tak to opuściliśmy historyczną Warmię o czym powiadomiła nas dedykowana tablica w Ząbiach.
I znowu zanurzyliśmy się w mazurskie teraz lasy. W pełnym rozkoszowaniu się leśną jazdą nieco przeszkadzała mi lejąca się z nosa i oczu woda – to pewnie z nadmiaru świeżego powietrza organizm przeżył szok ;-)

Salwy śmiechu wywołała u nas nazwa Likusy pośrodku niczego, bo skojarzyła się nam ze stacją Olsztyn Likusy, którą całkiem niedawno opuściliśmy. Tutaj na pociąg nie było warto czekać …
I tak to każdy obrót kół zbliżał nas do końca szlaku, do źródeł Łyny. Na mapie było jeszcze Orłowo z cmentarzem ofiar I wojny światowej przy którym się nie zatrzymywaliśmy a potem dostrzegliśmy czerwone tablice Rezerwatu Przyrody Źródła Rzeki Łyny. To był znak że osiągnęliśmy główny cel wycieczki.

Naszym oczom ukazał się młyn z tamą spiętrzającą wodę Łyny w małym oczku wodnym. Miejsce nazywa się Łyński Młyn i stanowi dogodny punkt do krótkiego (400 metrów) pieszego spaceru w kierunku źródeł rzeki. Źródeł bardzo malowniczych, ulokowanych na dole rozległej doliny. Vide galeria.
My poszliśmy z rowerami, ale było to mało wygodne, acz konieczne w naszej sytuacji rozwiązanie.

W zabudowaniach danego młyna funkcjonuje obecnie punkt handlowo-gastronomiczny, gdzie sympatyczna obsługa dobrze zadbała o nasze podniebienia. Jest też przyczepa z ofertą fast food. Było też całkiem sporo turystów, także nie przebywaliśmy tam dłużej niż to było konieczne.

Powróciliśmy na szlak Warmińskiej Łynostrady, bo do oficjalnego jej końca było jeszcze 4 km. Przez miejscowość Łyna dotarliśmy do Dobrzynia, gdzie przy wejściu na peron kolejowy tej lokalnej stacji na trasie Działdowo-Nidzica-Olsztyn dostrzegliśmy znak końca (początku) szlaku.

Genialne w swojej prostocie rozwiązanie – zakończyć lub rozpocząć jazdę po szlaku od razu z pociągu, bez błądzenia i szukania. My tymczasem po uwiecznieniu fotograficznym nadjeżdżającego pociągu Intercity skierowaliśmy się w kierunku drogi ekspresowej nr 7 przy której powstały drogi serwisowe, będące świetnymi traktami do jazdy rowerem.
I w tai sposób dotarliśmy do Olsztynka, gdzie Piotr wskazał nam cukiernię z najlepszymi w Polsce jagodziankami. Dwa razy nie musiał powtarzać ;-) Faktycznie było doskonałe, ciepłe i z prawdziwymi jagodami. Po jedyne 5 zł sztuka.

Dalsza jazda prowadziła przez Tomaryny, gdzie wreszcie dotarłem aby obejrzeć świetnie zachowane wieże obronne mostu kolejowego na rzece Pasłęce. Te w Samborowie na rzece Drwęcy nie mogą się z nimi równać. A romantyczna kapliczka z drzewem na szczycie okolicznego pola uprawnego zapewne doczeka się dedykowanej wycieczki. Nieprawdopodobne miejsce!

Z Tomaryn dojechaliśmy do DK 16, gdzie Magda z Rafałem odbili na Olsztyn a reszta ekipy ruszyła do Elbląga. Od Morąga jechało się całkiem dobrze, bo zaczął nam sprzyjać wiatr i nawet grube opony dawały radę towarzystwu w większości jadącemu na gravelach.

Tak więc bez zbędnego zamulania i tylko z koniecznymi postojami zmierzaliśmy do celu, aby zgodnie z planem zameldować się w Elblągu parę minut przed godziną 20. Średnia prędkość po Łynostradzie wynosząca nieco ponad 17 km/h wzrosła w Elblągu do prawie 22 km/h. Dobra robota :-)

I tak to ten wspaniały rowerowo dzień dobiegł końca. Dziękuję Wam za piękną podróż Warmińską Łynostradą. Samotnie by się tak dobrze nie pedałowało. Naszym Bohaterkom gratuluję życiówek wykręconych podczas tej wycieczki. To zapewne nie jest Wasze ostatnie słowo ;-)

PODSUMOWANIE:


- GALERIA ZDJĘĆ jest integralną częścią relacji!

- Łynostrada nie jest szlakiem łatwym, dla zupełnie początkujących rowerzystów. Spotkamy na niej zjazdy i podjazdy oraz nawierzchnie wymagające rowerowego doświadczenia,
- głównymi atrakcjami na trasie są malownicze lasy i jeziora oraz klimatyczne źródliska Łyny.
- w okresie suszy w kilku miejscach pojawiają się krótkie odcinki ,,piaskownic”,

- na szlaku występują wszystkie możliwe nawierzchnie różnej jakości,

- oznakowanie szlaku jest obecnie generalnie dobre, kluczowe zmiany kierunków są oznakowane, ślad .gpx przydaje się przy wyjeździe (wjeździe) z/do Olsztyna,

- znaki Łynostrady często pokrywają się z trasą pieszego szlaku zielonego, co może być przydatne w nawigacji w przypadku braku tych pierwszych, bo też prowadzi on do źródeł Łyny,

- oznakowanie występuje i po lewej, i po prawej stronie drogi. Znaki są przed wszystkim malowane na drzewach, montowane na słupach (Olsztyn) oraz w innych, czasami nieoczywistych miejscach,

- oznakowanie jest małe, strzałki w trakcie jazdy są widoczne, ale sprawdzenie kilometrażu wymaga zatrzymania się,

- na tym odcinku Łynostrady także nie znajdziemy dedykowanych miejsc parkingowych ani wiat dla rowerzystów, nie ma nawet tablic informacyjnych; zrobiona jest bardzo, bardzo oszczędnie,

- na tym odcinku Łynostrady nie ma wiejskich sklepów – ba, prawie nie ma wsi – posiłek można zjeść dopiero w Łyńskim Młynie po 47 km od Olsztyna,

- serwis rowerów jest wyłącznie w Olsztynie,

- na tym odcinku Łynostrada prowadzi w większości drogami leśnymi o bardzo małym natężeniu ruchu samochodowego. Wzmóc uwagę należy na kilkusetmetrowym odcinku DK 58 w miejscowości Kurki, podczas zjazdu po bruku w Rusi (kierunek Olsztyn), na ulicy Przyrodniczej w Olsztynie (kierunek Łyna), gdzie Łynostrada na szybkim zjeździe skręca w lewo ku Jezioro Bartąg, oraz na końcowych (początkowych) 4 km szlaku od stacji kolejowej Dobrzyń,
- Łynostrada jest szlakiem coraz bardziej kompletnym, a będzie nim całkowicie jak dotrze do Bartoszyc, a może i Sępopola – stąd jest już blisko do węzła kolejowego Korsze,

- Łynostrada kończy się (zaczyna) na peronie PKP Dobrzyń – świetne rozwiązanie dla osób nie chcących robić trasy z Olsztyna w obu kierunkach na rowerach,
- Łynostrada prowadzi przez piękne okolice; rzadko jednak przy samej rzece, ale jest się gdzie wykąpać,

- Łynostradę powinien przejechać każdy rowerowy turysta,


REKOMENDACJE SPRZĘTOWE:


- jazda jest możliwa na rowerach górskich, trekkingowych lub gravelowych wyposażonych w przerzutki - inne typy rowerów nie mają możliwości pokonania wszystkich odcinków w siodle,

- amortyzacja mile widziana,

- opony z bieżnikiem, najlepszy będzie klockowy,

- opony do rowerów trekkingowych/gravelowych minimum 700x35 a do rowerów MTB 26x, 27,5x, 29x2,00,

- opony z wkładką antyprzebiciową, żadnych lekkich modeli sportowych,

- po Łynostradzie lepiej poruszać się ,,na lekko’’, bez ciężkich sakw,

- kto ma rower elektryczny, niech się nie waha ;-)




Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
157.00 km 24.00 km teren
07:08 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:907 m

KRAINA KANAŁU ELBLĄSKIEGO

Czwartek, 7 kwietnia 2022 · | Komentarze 3

Trasa: IŁAWA-Makowo-Karnity-Zalewo-Miłomłyn-Małdyty-Jarnołtowo-Lepno-Jelonki-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)



Od 24 do 27 maja szykuje się ciekawa impreza dla blogerów rowerowych, turystycznych i społecznościowych w Krainie Kanału Elbląskiego. Będę miał przyjemność być jednym z dowodzących podczas rowerowej podróży z Iławy przez Miłomłyn, Karnity i pochylnię Buczyniec do Elbląga. Po drodze będą śluzy i pochylnie Kanału Elbląskiego, park uzdrowiskowy w Miłomłynie, zakątek Kanta w Jarnołtowie, rejs statkiem oraz nówka-starówka w Elblągu.

Obserwujcie uważnie stronę Stowarzyszenia Łączy Nas Kanał Elbląski Lokalnej Grupy Działania w Elblągu i piszcie wnioski urlopowe ;-)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Żeby dobrze zaplanować trasę i sprawdzić co mniej znane odcinki wyruszyłem świtem PKP do Iławy, aby w kilka godzin dotrzeć z wiatrem do Elbląga. Eksplorując leśne i śródleśne dukty zaliczyłem drogi i miejsca dotychczas mi nieznane, jak np. Gil Wielki czy Gil Mały albo ujście Kanału Iławskiego do Jeziora Dauby. Że nie wspomnę o tężni w Miłomłynie, gdzie miałem okazję zjeść sobie II śniadanie :-)

Na długich prostych przed Małdytami wziąłem srogi rewanż za jazdę pod wiatr 2 tygodnie temu. Teraz na grubych oponach gnałem 30 i lepiej km na godzinę. I to się lubi.

Na koniec pozostało rzucić okiem czy wielki samotnik z Królewca nadal stoi w Jarnołtowie i co słychać na Buczyńcu. W tym ostatnim miejscu powstaje brama wjazdowa na teren campingowy przy dolnej stacji pochylni. Chyba coś się zmieni?





Dane wyjazdu:
288.00 km 0.00 km teren
12:00 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:12.0
Podjazdy:2078 m

KURZĘTNIK, SZCZUPLINY

Sobota, 19 marca 2022 · | Komentarze 4

Trasa: ELBLĄG-Markusy-Bągart-Dzierzgoń-Susz-Kisielice-Kurzętnik-Nowe Miasto Lubawskie-Rybno-Glaznoty-Samborowo-Miłomłyn-Małdyty-Pasłęk-Węzina-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)



Gdzie najlepiej pożegnać zimę? Stok narciarski wydaje się dobrą miejscówką. A gdzie sympatycznie można powitać wiosnę? Na przykład nad klimatycznym jeziorem.

Nic więc dziwnego, że wybrałem się z rowerową ekipą do Kurzętnika aby na Kurzej Górze przyjrzeć się okazałej wieży widokowej z długą ścieżką zlokalizowanej przy istniejącym tam już jakiś czas stoku narciarskim. A w nieodległych od Kurzętnika Szczuplinach nad Jeziorem Rumian lekkim awansem powitaliśmy w promieniach słońca wiosnę na kompleksie nowych pomostów z wieżą widokową na dokładkę.

Wycieczka rozpoczęła się o północy w sobotę przy literach ELBLĄG. Na liczącą około 280 km trasę ruszyła Krysia, Robert, Andrzej, Mateusz i Krzysiek. Sympatyczne +4 stopnie i wiatr w plecy wskazywały, że wschód słońca w Kurzętniku po 120 km jest osiągalny.

Po drodze zatrzymaliśmy się na krótkie postoje w Dzierzgoniu, Starym Dzierzgoniu – gdzie uwieczniłem iluminowany kościół oraz na Lotosie w Kisielicach, gdzie przerwa była nieco dłuższa, powiedzmy że śniadaniowa (3 rano ;-). Za Kisielicami spojrzeliśmy jeszcze na iluminacje Biskupca Pomorskiego i niebawem zaczęliśmy zjazd w dolinę Drwęcy nad którą położony jest Kurzętnik. Po drugiej stronie rozciągała się panorama Kurzej Góry z dominującą sylwetką wieży widokowej ze ścieżką – chciałoby się napisać – w koronach drzew, ale to nie w Kurzętniku :-)

Krótka, lecz forsowna wspinaczka asfaltem na szczyt Kurzej Góry rozgrzała nas solidnie. I dobrze, bo temperatura +2 była temperaturowym minimum podczas całego wyjazdu. Teraz miało być tylko cieplej.

Na szczycie obejrzeliśmy sobie rozległy kompleks narciarski, wspomnianą wieżę i powstającą nieopodal obwodnicę w ciągu DK15. Po tej przerwie nadszedł czas na śniadanie, które postanowiliśmy zjeść na Orlenie w Nowym Mieście Lubawskim. Dotarliśmy tam na raty, bo na uliczkach Kurzętnika gdzieś zagubili się Krysia i Krzysiek. Dotarli oni na Orlen jak już powoli kończyliśmy konsumpcję i tutaj dowiedzieliśmy się, że skracają wycieczkę i jadą do Iławy na PKP. Dały się odczuć trudy nocnej jazdy i to było przyczyną odwrotu. Niemniej, zaliczyli około 150 km co jest bardzo przyzwoitym wynikiem.

I tak to nasza czwórka rozpoczęła wyjazd z doliny Drwęcy, co wiązało się z nieuniknioną wspinaczką. Teraz zresztą pagórki większe i mniejsze miały nam towarzyszyć aż do Samborowa z kulminacją w okolicach Góry Dylewskiej, najwyższego punktu w tej okolicy.
Kilometry w towarzystwie pięknego słońca, dobrego wiatru i równych asfaltów szybko mijały i niebawem wjechaliśmy do gminy Rybno, na terenie której znajduje się Jezioro Rumian i wieś Szczupliny.

Przed Szczuplinami zatrzymaliśmy się w Rybnie, aby uzupełnić zapasy w sklepie i zajrzeliśmy nad Jezioro Rybno w centrum wsi mające zagospodarowane brzegi. Stąd już tylko kilka km dzieliło nas od Szczuplin, gdzie nadszedł czas na dłuższy odpoczynek, kąpiel w wodzie Andrzeja i ogólną sjestę w promieniach słońca.

Nowo oddane pomosty z wieżą widokową robią doskonałe wrażenie, na zwodowanie czekają jeszcze pomosty pływające, tak że i sprzęt wodny będzie miał swoje miejsce. Przyjemnie będzie tutaj pojawić się latem, aby zakosztować normalnej kąpieli. Bo teraz to woda miała kilka stopni i tylko mors Andrzej się w niej odnalazł.

Ciekawostką na pomostach jest miejsce na ognisko, które jest zabezpieczone betonem i sprawia, że w tak nieoczywistym otoczeniu można cieszyć się pieczonymi kiełbaskami. Szkoda, że nie wiedzieliśmy wcześniej ;-)

Andrzej się wykąpał, my sobie obejrzeliśmy dokładnie całą konstrukcję i cóż, trzeba było ruszać w drogę powrotną. Wiedzieliśmy, że za kilka km opuści nas Mateusz, który miał w planach odwiedziny rodziny mieszkającej w tej okolicy.

I tak to od Dąbrówna kręciliśmy sobie w trójkę narzekając na słabe asfalty. Pracowicie zdobywając kolejne hopki wspięliśmy się na wysokość około 250 metrów, czyli byliśmy w Parku Krajobrazowym Wzgórz Dylewskich. Góra Dylewska była nad nami, ale zdobędziemy ją przy innej okazji i na innych rowerach.

Skręciliśmy jeszcze do Glaznot pokazać Andrzejowi ładnie odnowiony, zabytkowy most kolejowy na dawnej linii kolejowej Ostróda-Turza Wielka.

A potem to zgubiliśmy Roberta, który na swoich cienkich oponkach szczególnie odczuwał nierówności nawierzchni. Dojechaliśmy z Andrzejem do krajowej 16 w Wirwajdach i po 10 minutach czekania postanowiliśmy jeszcze poczekać w Samborowie przy sklepie.

Jako że i tutaj się go nie doczekaliśmy pojechaliśmy zgodnie z planem na Miłomłyn. Tymczasem Robert oddzwonił do Andrzeja z informacją, że jest w Ostródzie i jedzie na Miłomłyn, gdzie była szansa się spotkać. Mój telefon po drodze się rozładował, bo okazało się, że zapisywał ślad wycieczki - nie wiem po co :-))

Chwilę przed Miłomłynem spotkaliśmy się i w trójkę kontynuowaliśmy dalszą jazdę. Nie oznaczało to, że cały czas przebywaliśmy razem. Bardzo dokładny opis ostatnich 60 km trasy macie u Roberta. Niezłe puzle :-)

Od Miłomłyna trwała walka z wiatrem, który na długich prostych starej DK7 był szczególnie upierdliwy i sprawiał, że się miało wrażenie stania w miejscu. W Małdytach na Orlenie widziałem rower Roberta, ale że nie miałem ochoty na jedzenie to pojechałem dalej, wiedząc że on i tak mnie dogoni. Okazało się, że Andrzej też tam był ;-)

W sumie dogonili mnie w Lisowie, gdzie podczas postoju zajrzałem do sklepu Pani Bożeny Lemierskiej. I teraz już w trójkę ruszyliśmy na metę do nieodległego już Elbląga, do którego wjechaliśmy o 16:05. Ja z Robertem, a Andrzej chwilę później zameldował się na rondzie Bitwy pod Grunwaldem (dawne Kaliningrad).

Stąd ruszyliśmy do domków na zasłużony odpoczynek. Dziękuję całej ekipie za podjęcie wyzwania na tej niełatwej trasie – lekko ponad 2 km przewyższeń to prawie ilość jak z Maratonu Elbląskiego, ale tam jest 444 km.




Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
164.00 km 1.00 km teren
07:25 h 22.11 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy:791 m

WARSZAWA-DZIAŁDOWO

Niedziela, 27 lutego 2022 · | Komentarze 2

Trasa: WARSZAWA-Jabłonna-Pomiechówek-Cieksyn-Nowe Miasto-Ciechanów-Mława-DZIAŁDOWO

MAPA

GALERIA (z opisem)




Po pierogowym śniadaniu na Orlenie około 7 ruszyliśmy z drogę powrotną do Elbląga. Dobrą godzinę wyjeżdżaliśmy z centrum Warszawy na wylotówkę DK61 w kierunku Jabłonnej. Ma to miasto potencjał ;-) To i tak pewnie szybko, bo w niedzielny poranek programowo jechaliśmy pustymi ulicami, a nie niespójnymi drogami rowerowymi.

Ta spójność pojawiła się w Jabłonnej i do Nowego Dworu Mazowieckiego poruszaliśmy się zgodnie z logiką i przepisami. Atrakcją tego odcinka było mnóstwo słupków ograniczających nielegalne parkowanie przy wjazdach na posesję. Wyglądało to absurdalnie i wymagało wzmożonej uwagi także od nas.
Za Jabonną skierowaliśmy się na Pomiechówek, skąd drogą zaproponowaną kiedyś przez Elizę (Dzięki raz jeszcze!) pojechaliśmy sobie wzdłuż Wkry, będącej rajem dla kajakarzy jak wynika z licznych wypożyczalni tego sprzętu widocznych z drogi.

Nawigacja odbywała się na bieżąco, więc nic dziwnego że jak na jednym skrzyżowaniu coś tam pomyliłem to wylądowaliśmy sobie w piaskownicy o nazwie Gutków. Robert na oponach 25mm jechać nie dał rady, ja na 28 mm radziłem sobie niewiele lepiej.
Ponieważ zaś od poranka wiedziałem, że w poniedziałek muszę być raczej mocno przytomny w pracy, wiatr w twarz nie ułatwiał szybkiej jazdy a taka piaskowa atrakcja dodatkowo kosztowała trochę czasu to podjąłem decyzję o skróceniu naszej jazdy, tak aby przed północą być w Elblągu.

To mogło się udać tylko z pomocą PKP, których rozkład pokazał, że o godzinie 18 mamy pociąg z Działdowa do Elbląga z przesiadką w … Olsztynie. Oryginalne, ale co tam :-)

I tak to włączył się od razu tryb turystyczny, więc rozejrzeliśmy się wkoło co by tutaj ciekawego zobaczyć. Na pierwszy ogień poszła Sarnowa Góra, potem przyjrzeliśmy się atrakcjom Ciechanowa z Zamkiem Książąt Mazowieckich na czele i Działdowa z Zamkiem Krzyżackim w roli Urzędu Miejskiego. Mława musi poczekać …

Te miasta na ogół wcześniej zaliczałem w nocy, więc byłem bardzo zadowolony z faktu ich lepszego poznania. W Ciechanowie zjedliśmy solidny, choć nie najtańszy, obiad w jednym z dawnych budynków Browaru Ciechan, a teraz Hotelu-Restauracji Qbatura. Polecamy, jedzenie i obsługa I klasa.

Kończąc jazdę w Działdowie zaliczyliśmy tam cukiernię, bo przecież po obiedzie deser musi być :-) Bez przygód, chociaż z lekkim opóźnieniem dotarliśmy do Elbląga około 21.30.
Podsumowując, rower na nowym napędzie i z nowymi ustawieniami sprawował się bez zarzutu, wpinanie i wypinanie podąża w stronę pełnego automatyzmu, żadnego cierpienia nie odnotowałem poza normalnym zmęczeniem.

Nowe Bontragery R3 w rozmiarze 28 sprawdziły się podczas tego wyjazdu na tak wielu nawierzchniach, że są godnym następcą ciężkich R1 i chyba będzie je równie trudno przebić. Muszę coś zrobić z ochraniaczami Shimano, które podczas chodzenia mają tendencję do zsuwania się z czubków butów Shimano. Nie do końca wiem dlaczego? No i pamiętać o wożeniu zapasowych baterii 2032 do licznika i czujnika ;-)

Dzięki Roberto za towarzystwo i wspólne kręcenie.



Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
305.00 km 5.00 km teren
12:49 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:-2.0
Podjazdy:1740 m

NOWE DROGI DO WARSZAWY

Sobota, 26 lutego 2022 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Małdyty-Ostróda-Nidzica-Mława-Płońsk-WARSZAWA

MAPA

GPS

GPS (rekomendowany)

GALERIA (z opisem)






Styczniowy fitting Treka wymagał ( i wymaga nadal) sprawdzenia poprawności tych ustawień w realnych warunkach dłuższej jazdy. Wybór już dawno padł na trasę do Warszawy, pozostawało tylko czekać na okienko pogodowe, które w końcu się pojawiło.

W planie jazdy - poza moją baczną obserwacją wpływu butów i pedałów SPD na kolana i całą resztę napędową - mieliśmy obejrzenie nowych dróg przy S7 od węzła Naterki na granicy województw warmińsko-mazurskiego i mazowieckiego do Płońska oraz zaliczenie kolejnej ulicy Księżycowej w podpłońskich Bońkach.

Na trasę prowadzącą co do zasady drogami technicznymi i starą DK 7 przy ekspresowej ,,7”, która dociera już do Płońska ruszyliśmy z Robertem dokładnie o północy. Bezchmurna noc i sucha nawierzchnia drogi to było dobre połączenie i bezpiecznie można było się rozpędzić, uważając w zasadzie tylko na mostach.

Bez zbędnego zamulania jechaliśmy sobie świetnej jakości asfaltami mijając po kolei uśpiony Pasłęk, Małdyty, Miłomłyn czy Ostródę. Na dłuższy postój wybraliśmy sobie Orlen w Olsztynku, gdzie na śniadaniu i zmyciu z siebie nocnej senności spędziliśmy … dobrze ponad godzinę. Dziwne :-)

Tym samym dogonił nas wschód słońca i zrobiło się całkiem miło. Ze zdarzeń mniej miłych odnotuję rozładowanie baterii w czujniku kadencji/prędkości i po 100 km kadencję od teraz liczyłem sobie samodzielnie. Polecam ;-) A o prędkość jazdy pytałem Roberta :-))

Niebawem dotarliśmy do Naterek i zaczęła się jazda nieznanymi drogami. Za chwilę była Mława do której wjechaliśmy starą DK 7 zatrzymując się wcześniej przy pomniku Obrońców Mławy. Miasto minęliśmy obwodnicą i wzdłuż S7 podążaliśmy na południe. Sama S7 jest przejezdna, ale wkoło niej trwają prace wykończeniowe przy węzłach, są stawiane ekrany, płoty ochronne, budują się chodniki i drogi rowerowe. Ogólnie, chaosik :-)

Techniczna droga była jednak OK, chociaż przy węźle Strzegowo Północ z lekkim niepokojem zauważyliśmy koniec asfaltu. Był to jednak krótki, niespełna 1 km odcinek z mocno utwardzonym podłożem po którym szosowe opony dały radę jechać.

Podczas postoju przy cukrowni Glinojeck zauważyliśmy, że ekspresówka wykonana jest z betonu a nie z asfaltu, co ma potwierdzenie u wujka Google. To jakiś odcinek eksperymentalny.

Nasza jazda wzdłuż S7 skończyła się na węźle Pieńki-Rzewińskie skąd – jak wynika z mapy – będzie można jechać starą DK 7 do Płońska, ale na razie jest to niemożliwe. Dlatego odbiliśmy na zachód i bokami dotarliśmy do Płońska.

Ulica Księżycowa w Bońkach znajdowała się dosłownie rzut beretem od centrum miasta, więc szybko ją namierzyliśmy, uwieczniliśmy fotograficznie i ruszyliśmy na Warszawę. Zdecydowałem jechać przez Łomianki, a planowany wcześniej wjazd od strony Jabłonnej zrobić w drodze powrotnej jako wyjazd.

Od Płońska krajowa ,,7” nie ma generalnie statusu drogi ekspresowej, ale znaki drogowe B-6/8/9 skutecznie skierowały nas na boczne asfalty. Nie wyglądało to źle, było sporo jazdy przy krajówce ale zabawnie skończyło się w Zakroczymiu, gdzie na moście nad Wisłą droga dalej była niedostępna dla rowerów. Zatem most pokonaliśmy chodnikiem, docierając do niego ścieżką po trawie (vide galeria) , a schodząc z niego po schodach :-)

I tak to wylądowaliśmy w Kazuniu, gdzie dowodzenie przejął Robert i od Łomianek to już on ogarniał wjazd do stolicy, znając go z wcześniejszych wycieczek. Jako że trasa prowadziła szutrami, polbrukami i ładnego, szosowego asfaltu było generalnie mało trudno to rekomendować jako idealną opcję wjazdową dla rowerów szosowych. W drugim pliku .gpx macie wersję rekomendowaną, bez szutrów, schodów i tego typu ciekawostek a nawet z klimatycznym odcinkiem nad Wkrą.

W końcu jednak dotarliśmy do centrum i zameldowaliśmy się w hotelu Ibis Centrum na zasłużony odpoczynek przed jutrzejszym powrotem.

Ustawienia VeloLABU  sprawdziły się bez zarzutu, nic mnie nie bolało, nie drętwiało, nie obcierało. Elegancko.









Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
228.00 km 2.00 km teren
11:02 h 20.66 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:12.0
Podjazdy:883 m

WSCHÓD NAD BEKĄ

Sobota, 20 listopada 2021 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Nowy Dwór Gdański-Przejazdowo-Gdańsk-Sopot-Gdynia-Rumia-Kazimierz-Mrzezino-Osłonino-Mrzezino-Kosakowo-Gdynia-Sopot-Gdańsk-Przejazdowo-Koszwały-Nowy Dwór Gdański-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)



Lekkim, a nawet całkowitym, szaleństwem może się wydawać podjęcie wyzwania jazdy pod sztormowy wiatr (11 Beauforta na Bałtyku). Cóż, ochota jazdy była jeszcze większa, tak z 15 stopni w skali Beauforta :-)) Nocna jazda po Żuławach, rozpoczęta równo o północy, miała też jeszcze jeden pozytywny walor: na trasie nie było drzew, które mogłyby nas zabić. 

Spokojnym patataj na poziomie Miejskich Wycieczek Rowerowych w 3 godziny 15 minut dotarliśmy do gdańskiej rafinerii. W terenie zabudowanym już nie wiało tak bardzo, także odtąd jechaliśmy nieco szybciej ostrząc sobie zęby koronek na powrót i wzięcie odwetu na wietrze ;-)

Wczesną porą na głównej arterii Trójmiasta nie działo się zbyt wiele, także jechaliśmy prosto, bez żadnych kombinacji zatrzymując się na dłuższy popas cateringowy na Orlenie w Gdańsku Oliwie. Tylko w Sopocie na odcinku oznakowanym znakami B-9 policjant na patrolu poprosił nas o zjazd z ulicy. Efektem tego było obejrzenie efektownej iluminacji Grand Hotelu. Potem była Gdynia i Rumia, gdzie skręciliśmy w kierunku Rezerwatu Przyrody Beka, gdzie czekała na nas przyczyna nocnej wycieczki; nowa wieża widokowa na brzegu Zatoki Puckiej. 

Dotarliśmy tam chwilę przed godziną 7 rano, tak akurat na wschód słońca. Obejrzeliśmy widoki ze szczytu, obejrzeliśmy samą wieżę oraz lekko ,,podniesiony" wschód naszej ciepłej gwiazdy i rozpoczęliśmy drogę powrotną. Także bez eksperymentów, chociaż nieco inaczej. Przez nadmorskie miejscowości Pierwoszyno i Kosakowo dotarliśmy do Gdyni, zawsze przyjemnym zjazdem wjechaliśmy na kładkę obok Estakady Kwiatkowskiego i już po chwili byliśmy przy gdyńskim dworcu kolejowym. Wiatr wreszcie pomagał. 

Do Gdańska wróciliśmy jadąc i drogami samochodowymi, i rowerowymi też, bo sobotni poranek samochodowy już eksplodował. W Gdańsku odwiedziliśmy Rafała Janika, tego z tych słynnych Janików od  BB Tour, by zakupić książki  o tym jak pokonać 1008 km i przeżyć :-))

A potem to już był wiatr, Żuławy Wiślane i dwie godziny jazdy spod rafinerii do Elbląga. Bajka! Dzięki Roberto za wspólne kręcenie.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
198.00 km 0.00 km teren
08:04 h 24.55 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:1137 m

KWIDZYN, SZTUM

Sobota, 30 października 2021 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Brudzędy-Dzierzgoń-Rodowo-Prabuty-Kwidzyn-Ryjewo-Sztum-Biała Góra-Cisy-Malbork-Lubstowo-Jazowa-ELBLĄG

MAPA




1. Wschód słońca 


2. Ciekawostka rolnicza


3.  Cisy-budynek dawnej szkoły ze swastyką na szczycie (otynkowana, wytarta). Fakt jej istnienia potwierdzony rozmową z właścicielem budynku.


4. Malbork, wiadomo co ;-)




5. Samolot krzyżacki ;-)


6. Wycieczka bez pociągu się nie liczy, ustrzelone Pendolino zalicza dwie wycieczki do przodu :-))


7. Zachód słońca


Korzystając z doskonałej pogody odwiedziłem miejsca bliskie mojemu sercu w Kwidzynie i Sztumie. Akcentem turystycznym wyjazdu było odwiedzenie wsi Cisy pod Malborkiem, gdzie stoi budynek, którego ściana szczytowa - w czasach hitlerowskich - zawierała swastykę. Teraz jest otynkowany kwadrat i wytarte cegły. Fakt jej istnienia potwierdził nam spotkany przed domem właściciel, dodając, że jest ona lepiej widoczna na mokrych cegłach, czyli po deszczu. Cóż, dzisiaj było sucho jak pieprz ;-)

Dzięki Roberto za wspólne kręcenie. 


Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
187.00 km 6.00 km teren
07:45 h 24.13 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:691 m

CIEKAWOSTKI ŻUŁAW WIŚLANYCH

Piątek, 1 października 2021 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Nowy Dwór Gdański-Gdańsk-Pruszcz Gdański-Tczew-Szymankowo-Nowy Staw-Lubstowo-Jazowa-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)





Zaprzyjaźnione węgorze z Wisły powiadomiły mnie, że gotowa jest już droga rowerowa na wale Królowej od Błotnika do Świbna. Ruszyłem więc ją obejrzeć i faktycznie, teraz od Kiezmarka, przez Błotnik, Przegalinę do promu Świbno-Mikoszewo cieszymy się pięknym widokiem na Wisłę. Asfaltowy dywanik o zmiennej szerokości będzie zabezpieczony stosownymi barierami przed wjazdem blachosmrodów i dla urozmaicenia - a pewnie testowo - jest na odcinku około 100 metrów pomalowany na niebiesko. Wypisz-wymaluj  GreenVelo w okolicy Lidzbarka Warmińskiego. Niebieski nad Wisłą i ogólnie nad morzem ma jednak nieco lepsze uzasadnienie ;-)

Potem była jazda drogami rowerowymi przez Sobieszewo i Przejazdowo. Na wysokości rafinerii skręciłem na Olszynkę i Orunię zahaczając o południową obwodnicę Gdańsk i Motławę. Dotarłem w ten sposób, omijając centrum miasta, nad Kanał Raduni wzdłuż którego pojechałem do Pruszcza Gdańskiego znanym ciągiem pieszo-rowerowym nad dachami samochodów.

Od Pruszcza poruszałem się dalej drogami rowerowymi, bo w dzień roboczy na DK 91 w okolicach Rusocina jeździło zbyt dużo TIR-ów. Jak już ciężarówki zniknęły, pewnie na A1, to i ja zniknąłem z tych słabych jednak dróg rowerowych i popłynąłem asfaltem pod wiatr do Tczewa. Po drodze zajrzałem do Zajączkowa Tczewskiego a nieco wcześniej dostrzegłem ... polski słup graniczny. Byłem bowiem na dawnej granicy II Rzeczpospolitej Polskiej z Wolnym Miastem Gdańsk. Punkt prezentuje się całkiem okazale.

Zajączkowo Tczewskie, czyli ogromną stację towarową, obejrzałem sobie z przyczółka rozebranego Mostu Zajączkowskiego, a na poziomie torów ,,odbiłem się" od zamkniętego przejazdu kolejowego, który otwierany jest na prośbę zgłoszoną przed dedykowany domofon (vide galeria). Nie miałem czasu gadać, tu i tak trzeba będzie kiedyś wrócić. 

Za  chwilę wjechałem do Tczewa, gdzie zajrzałem na kawę do sławnej tczewskiej bikerki Nefre, a potem do jeszcze bardziej sławnego Bogdana Bondariewa :-) Tam też ugoszczono mnie kawą. Między kawami był kebab i po takim menu ciąłem do domku przez Żuławy Wiślane jak wiatr, który usilnie mnie spychał  do osi jezdni. Zajrzałem jeszcze do Gnojewa, gdzie stoi - zabezpieczony na szczęście - najstarszy kościół na całych Żuławach o konstrukcji szkieletowej. Jest szansa, że będzie wyremontowany. 

Chwilę potem byłem w Szymankowie, gdzie spojrzałem czy nie ... jedzie pociąg do Elbląga.  Naprawdę nie chciało mi się jechać dobrze znanymi drogami  :-)) No, ale że miał być za 50 minut to pojechałem dalej i w tym czasie dotarłem do Nowego Stawu, a jak Nowy Staw to Jędruś obowiązkowo ;-)

A potem to już tylko pozostało dokręcić do Elbląga podziwiając, równie piękny co wschód, zachód słońca. To był udany dzień. 


Kategoria WYCIECZKI >150