INFO

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MARECKY z miasta Elbląg. Mam przejechane od 1995r. 284.763 kilometry, czyli właśnie po raz siódmy okrążyłem równik :-). Pomykam po drogach i dróżkach z prędkością 20.92 km/h i tak jest OK.
Więcej o mnie.

MOJA STRONA INTERNETOWA

marecki.home.pl

KATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH

DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.

MOJE GALERIE

FOTOSIK (do 30.04.2023)

DO MRDP 2025 ZOSTAŁO



baton rowerowy bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

ARCHIWUM BLOGA

Wpisy archiwalne w kategorii

WYCIECZKI >150

Dystans całkowity:42793.00 km (w terenie 2844.00 km; 6.65%)
Czas w ruchu:1922:59
Średnia prędkość:22.25 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:173460 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:862144 kcal
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:218.33 km i 9h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
184.00 km 0.00 km teren
07:55 h 23.24 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:7.0
Podjazdy:1143 m

NIEPODLEGŁOŚCIOWO WOKÓŁ JEZIORAKA

Środa, 11 listopada 2020 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Rychliki-Myślice-Zalewo-Siemiany-Iława-Jażdżówki-Boreczno-Zalewo-Małdyty-Pasłęk-Węzina-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)





Mamy pecha obchodzić swoje święto narodowe w mało przyjaznym pogodowo miesiącu, jakim jest listopad. Podczas dzisiejszej jazdy ciężko jednak było narzekać, bo mogło być znacznie gorzej. Przez cały dzień nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu, chłodno było tak w sam raz, żeby za długo na postojach nie zamulać, a że słońce nie ożywiło swoimi promieniami leżących ton liści i toni mijanych jezior? Cóż, nie można mieć wszystkiego :-)

Organizator wycieczki, Mateusz (pierwszy od lewej) miał prawo być zdziwiony tłumem chętnych do długiej i niełatwej w sumie jazdy po Krainie Kanału Elbląskiego, no ale jazda niepodległościowa nie zdarza się codziennie ;-). Wśród uczestników przeważali elbląscy ultrasi i ultraski, dla których dystans niecałych 200 km nie stanowił jakiegoś większego wyzwania. Może tylko dla Sylwii, która dzień wcześniej oddała honorowo krew i w mojej ocenie powinna regenerować się w domu, a nie na rowerowym siodełku. No, ale ona wybrała aktywną regenerację :-))

W drodze do Iławy zatrzymaliśmy się w Myślicach na śniadanie, w Zalewie aby z wieży widokowej rzucić okiem na Jezioro Ewingi i w Siemianach, gdzie z tamtejszej wieży przyjrzeliśmy się Jeziorakowi. 

W Iławie za stołówkę posłużył nam Orlen, gdzie zjedliśmy fastfood'owy obiad. Zajrzeliśmy na promenadę nad Małym Jeziorakiem a nową promenadą nad Jeziorakiem opuściliśmy miasto. Jazda powrotna była z wiatrem, który mocno porwał nasz peletnik i w w pełnym składzie spotykaliśmy się tylko na postojach w: Dubie, Zalewie i Małdytach. W tej ostatniej miejscowości zajrzeliśmy ponownie na Orlen, którego liczne stacje są podstawowym miejscem regeneracji podczas chłodnych miesięcy sezonu rowerowego.

Na końcówce trasy jechałem w roli zamykającego, gdyż Sylwia została bez lampki tylnej, co mogło mieć fatalne konsekwencje na starej DK7. Nie było okazji podziękować osobiście wszystkim za wspólną jazdę i pogaduchy, więc czynię to tutaj i teraz. Pozdroweros! :-)






Dane wyjazdu:
179.00 km 50.00 km teren
08:31 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:1215 m

WARMIŃSKA ŁYNOSTRADA

Sobota, 15 sierpnia 2020 · | Komentarze 7

Trasa: OLSZTYN Gutkowo-Olsztyn-Barkweda-Dobre Miasto-Lidzbark Warmiński-Pieniężno-Wilczęta-Młynary-ELBLĄG

GPS (Łynostrada Olsztyn-Lidzbark Warmiński)

MAPA (całość wycieczki)

GALERIA (z opisem odcinkowym)




Projekt warmińskiej Łynostrady dopóki ograniczał się do granic Olsztyna budził moje średnie zainteresowanie. Jak jednak Marian Jurak powiedział mi, że wzdłuż Łyny powstanie łącznik z Olsztyna do GreenVelo w Lidzbarku Warmińskim zacząłem już uważnie śledzić postępy w jej tworzeniu.

A gdy dowiedziałem się, że oznakowanie i mapa całości już powstały, kwestią czasu było ruszenie na jazdę testową. W podróży PKP do Olsztyna zdecydował się mi towarzyszyć Andrzej, lekko marudzący że jedziemy w taki sposób, ale tym razem inaczej się nie dało ;-)

Pociąg obecnie dojeżdża tylko do stacji Olsztyn-Gutkowo, także po dotarciu w okolice początku Łynostrady w olsztyńskich Brzezinach już mieliśmy kilkanaście km rozgrzewki. Zaprowiantowaliśmy się i zjedliśmy solidne śniadanie w lokalnym Orlenie i zjechaliśmy ulicą Kalinowskiego do Łyny żeby obejrzeć ujście Kortówki.
Paradoksalnie, to właśnie wzdłuż Kortówki kręciliśmy pierwsze metry na Łynostradzie i to przy niej stoją pierwszy drogowskaz i pierwsza tablica informacyjna tej trasy. Po około 1 km naszym oczom ukazuje się już Łyna i wszystko jest tak jak należy :-)

O poranku Łynostrada była dość pusta, minęliśmy kilka rowerów, chodziarzy z kijkami i pań z pieskami. Poruszaliśmy się rowerami MTB na oponach szerokości 2,1 cala także i nawierzchnia szutrowa, i polbruk nie robiły nam żadnych trudności. Chociaż po wyjeżdżonych poboczach widać, że szuter nie wszystkim rowerom przypadł do gustu. Oznakowanie szlaku w mieście było dobre, aż do Parku Centralnego gdzie straszeni informacjami o podjeździe odbiliśmy od Łyny i – nie dostrzegając podjazdu - wylądowaliśmy przy Wysokiej Bramie, mijając po drodze siedzibę wojewódzkiego PTTK i punkt IT. Jak się jednak okazało, powinniśmy trzymać się Łyny, bo tam jest oznakowanie.

My do rzeki wróciliśmy przy Zamku Kapituły Warmińskiej i dalej już jechaliśmy zgodnie z oznakowaniem. Niebawem zaczęliśmy opuszczać tereny zurbanizowane i Łynostrada wjechała do lasu, który okazał się najprzyjemniejszym odcinkiem w granicach miasta. Zakręty, zjazdy i podjazdy w zielonym otoczeniu zapewniały miłe wrażenia.
I tak przez Most Smętka dotarliśmy do elektrowni wodnej Łyna, umiejscowionej w widłach rzeki Wadąg uchodzącej do Łyny. Tutaj oznakowanie zniknęło i gdyby nie uważne przeczytanie jednej z tablic informacyjnych moglibyśmy mieć kłopoty. Szczegóły tej tablicy w galerii.

Z poziomu Łyny wyszliśmy – dosłownie, bo po schodach – w kierunku miejskiej oczyszczalni ścieków i na skrzyżowaniu Leśnej i Wąwozowej z ulgą zobaczyliśmy oznakowanie Łynostrady. Zatem kierunek: Redykajny!

Dalsze kilometry kręciliśmy już bez trudności nawigacyjnych mijając znane mi z wcześniejszych wycieczek Brąswałd i Barkwedę. Za tą ostatnią zaczęła się dla mnie terra incognito, ale że to Warmia to i dość długi podjazd nie był dla mnie zaskoczeniem. Na odcinku do Cerkiewnika jechaliśmy bez widoczności Łyny, za to mogliśmy podziwiać Warmińskie Buczyny spod znaku Natura 2000. Trasa była też udekorowana licznymi kapliczkami, krzyżami przydrożnymi i zabytkowymi kościołami. Wszak to Warmia.
Za Cerkiewnikiem na jednym ze zjazdów o mały włos nie przegapiliśmy skrętu na Swobodną, gdyż znak skrętu był umieszczony … po lewej stronie drogi. Przypomnę tylko, że ruch w Polsce mamy jeszcze prawostronny ;-)

Od Swobodnej cieszyliśmy się jazdą po wydzielonej, asfaltowej drodze rowerowej z której bez żadnych obaw można było podziwiać piękne otwarcie na dolinę Łyny. Łyżką dziegciu na tym pięknym odcinku było niebezpieczne rozwiązanie prowadzenia drogi rowerowej w okolicy wiaduktu kolejowego przed Knopinem. Szczegóły w galerii.

Z Knopina już tylko rzut beretem dzielił nas od Dobrego Miasta. Obawiałem się o spójność oznakowanie w tej miejscowości, bo różnie to w miastach wygląda, ale tutaj – zgodnie z nazwą – było ono dobre. Jako że byliśmy zaprowiantowani i najedzeni a naszym celem była droga, to nie robiliśmy postoju w Dobrym Mieście tylko kręciliśmy dalej.

Przez chwilę jechaliśmy drogą krajową 51, chociaż znaki Łynostrady prowadzą chodnikiem przy niej. Ruch jednak nie było duży, a i odcinek bardzo krótki. W tygodniu zalecam jednak korzystanie z chodnika – tak jest bezpiecznej, zwłaszcza, że wyjeżdżając z Dobrego Miasta na Braniewo DW 507 mamy do wykonania lewoskręt.

Opuszczając Dobre Miasto nie skorzystaliśmy z polbrukowej i chwilę potem szutrowej nawierzchni ciągu pieszo-rowerowego, bo DW 507 prowadziła zjazdem, a taki lepiej jedzie się po asfalcie ;-) Poza tym był traktor do wyprzedzenia :-). Za chwilę skręciliśmy zgodnie ze znakami na Smolajny, gdzie w dawnym pałacu biskupim mieści się obecnie szkoła rolnicza.

Za Smolajnami zaczął się w mojej ocenie najpiękniejszy odcinek Warmińskiej Łynostrady, prowadzony w klimatycznym lesie, z widokami na płynącą dołem Łynę i z bezpośrednim – prawie - dostępem do niej, co wykorzystaliśmy z Andrzejem do podjęcia kąpieli. Tej oceny nie zaburza nawet piaskownica na krótkim odcinku szlaku z którą rowery na węższych oponach, sakwiarze i mniej wyrobieni kondycyjnie rowerzyści mogą mieć trudności. Jak to wygląda widać w galerii.

Niebawem dojechaliśmy do Urbanowa, przed którym zaliczyliśmy klasyczną mazurską tarkę na warmińskiej drodze i krótki odcinek, jakby żywcem wziętych z Żuław, betonowych płyt. Nie ma nudy ;-). W Urbanowie nasze oczy ujrzały stacje drogi krzyżowej uformowane w Kalwarię Urbanowską.

Za Urbanowem wjechaliśmy na drogę znaną mi z jednej z edycji maratonu Pierścień 1000 Jezior, a chwilę potem kręciliśmy już na trasie zwiniętych torów Orneta-Lidzbark Warmiński. To właśnie tędy, od Łaniewa, Warmińska Łynostrada prowadzi do dawnej stolicy Warmii. Na tym krótkim odcinku spotkaliśmy najwięcej rowerzystów – nie licząc Łynostrady w samym Olsztynie.

W Lidzbarku Warmińskim szybko dotarliśmy do punktu połączenia Łynostrady z GreenVelo i jadąc wzdłuż Łyny dotarliśmy do wiaty MOR-a (Miejsca Odpoczynku Rowerzystów) Green Velo, gdzie po 66 km znaki Łynostrady się skończyły. Zrozumieliśmy, że to obecny koniec szlaku i nadszedł czas na pamiątkową fotkę.

Teraz wypadało rozejrzeć się za dobrą miejscówką obiadową i uzupełnić nadwątlone siły na powrót do Elbląga. Tutaj pociąg już nie wchodził w grę :-) Pizza Bar Borejko okazał się być smacznym wyborem, chociaż po pizzy nieco ciężko było się zmotywować do jazdy. Tym bardziej, że upał już nie odpuszczał. Po odpowiednim nawodnieniu przed, w trakcie i po 90 km dzielących Lidzbark od Elbląga trasa okazała się być zrobiona.

Dzięki Endrju za towarzystwo i wspólne kręcenie, że o kąpieli w Łynie nie wspomnę :-)

PODSUMOWANIE:


- GALERIA ZDJĘĆ jest integralną częścią relacji!

- Łynostrada nie jest szlakiem łatwym, dla zupełnie początkujących rowerzystów. Spotkamy na niej zjazdy i podjazdy oraz nawierzchnie wymagające rowerowego doświadczenia,
- w okresie suszy w kilku miejscach pojawiają się krótkie odcinki ,,piaskownic”,

- na szlaku występują wszystkie możliwe nawierzchnie różnej jakości, poza brukiem,

- oznakowanie szlaku jest obecnie generalnie dobre, problem jest w okolicach elektrowni wodnej Łyna, o ile nie przeczyta się info na tablicy,

- znaki Łynostrady często pokrywają się z trasą pieszego szlaku czerwonego ,,Kopernikowskiego”, co może być przydatne w nawigacji w przypadku braku tych pierwszych,

- oznakowanie występuje i po lewej, i po prawej stronie drogi. Znaki są w formie tabliczek, ale i są malowane (montowane) na drzewach oraz w innych, czasami nieoczywistych miejscach,

- oznakowanie jest małe, strzałki w trakcie jazdy są widoczne, ale sprawdzenie kilometrażu wymaga zatrzymania się,

- na Łynostradzie nie znajdziemy dedykowanych miejsc parkingowych ani wiat dla rowerzystów,

- na Łynostradzie nie ma problemów z wiejskimi sklepami, posiłki zjemy w Olsztynie, Dobrym Mieście i Lidzbarku Warmińskim, 

- serwis rowerów znajdziemy w Lidzbarku Warmińskim, Dobrym Mieście i oczywiście Olsztynie,

- Łynostrada prowadzi w większości drogami o małym i bardzo małym natężeniu ruchu samochodowego. Wyjątki to DK51 w Dobrym Mieście i DW 507 Dobre Miasto-Braniewo, gdzie jednak można skorzystać z chodnika lub z ciągu pieszo-rowerowego.

- Łynostrada będzie szlakiem kompletnym, jak będzie prowadziła od źródeł Łyny do Bartoszyc, a może i Sępopola – stąd jest już blisko do węzła kolejowego Korsze.

- obecny brak PKP na trasie Olsztyn-Braniewo utrudnia korzystanie z Łynostrady i tworzenie krótszych tras,

- Łynostrada prowadzi przez piękne okolice; rzadko przy samej rzece, ale jest się gdzie wykąpać,

- Łynostradę powinien przejechać każdy rowerowy turysta, 

- głównymi atrakcjami na trasie są: Olsztyn, Brąswałd, Barkweda, Dobre Miasto, Smolajny i Lidzbark Warmiński.


REKOMENDACJE SPRZĘTOWE:


- jazda możliwa na rowerach górskich, trekkingowych lub gravelowych wyposażonych w dwie przerzutki - inne typy rowerów nie mają możliwości pokonania wszystkich odcinków w siodle,

- amortyzacja mile widziana,

- opony z bieżnikiem, najlepszy będzie klockowy,

- opony do rowerów trekkingowych/gravelowych minimum 700x35 a do rowerów MTB 26x, 27,5x, 29x2,00,

- opony z wkładką antyprzebiciową, żadnych lekkich modeli sportowych,

- po Łynostradzie lepiej poruszać się ,,na lekko’’, bez ciężkich sakw,

- kto ma rower elektryczny, niech się nie waha ;-)








Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
181.00 km 5.00 km teren
08:10 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:435 m

NOCNY PELPLIN

Niedziela, 28 czerwca 2020 · | Komentarze 6

Trasa: ELBLĄG-Jegłownik-Stare Pole-Malbork-Gnojewo-Knybawa-Mała Słońca-Pelplin-Radostkowo-Knybawa-Tczew-Koźliny-Giemlice-Cedry Wielkie-Kiezmark-Żuławki-Szkarpawa-Tujsk-Marzęcino-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)





Andrzej zarzucił temat wschodu słońca nad Wisłą w Tczewie i jazdę WTR do Kiezmarka. Nuda - w sumie - pomyślałem i dorzuciłem Pelplin z iluminowaną katedrą, żebym i ja coś z tej jazdy miał. Eksperymentalny przejazd z Wiśniewa do Rybina była naszym wspólnym pomysłem.

Na trasę ruszyliśmy wraz z księżycowym Robertem, którego na wyjazd porwałem popołudniową porą, kiedy udawał się na imprezę rodzinną. Musiał biedak pić przez to wodę i herbatę :-)
O godzinie 22 opuściliśmy Plac Katedralny i ruszyliśmy DK22 na Malbork. Ostatnio, jadąc tą drogą byliśmy zaskoczeni bardzo małym ruchem. Ale wtedy ruszyliśmy o północy… Dwie godziny przyspieszenia zrobiły różnicę i droga już nie była tak przyjemna. No, ale jadąc w trójkę oświetleni jak choinki kłopotów z blachosmrodami nie mieliśmy.
Przed Malborkiem ciepłą noc urozmaicił nam deszcz, na widok którego Andrzej coś zaczął przebąkiwać o kurtce, ale cóż – został delikatnie wyśmiany przez dwóch ultrasów. Ten deszczyk był przyjemnym prysznicem na nasze rozgrzane ciała, a on chciał się ubierać.

Dojazd z wiatrem do tablicy Malbork zajął nam 56 minut , co na rowerach górskich z oponami terenowymi oceniam całkiem pozytywne. Nie wiem tylko po co tak gnaliśmy?
Zajechaliśmy na punkt widokowy na zamek malborski aby chwilę odpocząć i zrobić dla porządku zdjęcie jego iluminacji. Pomost prowadzący nad Nogatem jest lepiej oświetlony …
Dalsza jazda także prowadziła DK22, już bardziej pustą w kierunku mostu na Wiśle w Knybawie. Zanim tam dotarliśmy gnając jak wariaci, zmusiłem ekipę do zjechania z trasy pod kościół Gnojewie, który co prawda iluminowany chyba nigdy nie był, bo jeszcze niedawno groziło mi zawalenie. Ta jedna z najstarszych w Europie budowla szachulcowa doczeka chyba lepszych czasów, bo jak wieść niesie, będą fundusze na remont. Może i iluminacja się pojawi.

Chwilowo musiało nam wystarczyć światło naszych latarek, dzięki któremu zobaczyliśmy, że prace renowacyjne już trwają. Chwilę potem wskoczyliśmy z powrotem na DK22 i przekroczyliśmy Wisłę.
Roberto zgłosił chęć cateringu na Lotosie, więc zjechaliśmy na stację i po lekkich perypetiach dostaliśmy się do środka. Jedzenie i picie zostało uzupełnione, zaraz potem zjechaliśmy na boczną drogę w kierunku Gorzędzieja i Rybaków. Po drodze minęliśmy Mała Słońca, wieś, której dziwna gramatycznie nazwa nie daje mi spokoju :-). Ktoś wie, skąd taka odmiana się wzięła?

Przed Pelplinem wjechaliśmy na DK91, czyli dawną DK1. Od momentu otwarcia A1 jest ona sympatyczną drogą ,,rowerową’’ z ładnym poboczem i małym ruchem. Doprowadziła nas ona do skrzyżowania na Pelplin, gdzie skręciliśmy do miasta cystersów z monumentalną bazyliką katedralną, jedną z największych ceglanych świątyń w Polsce.
Szybko zobaczyliśmy, że z nocnych zdjęć nic nie wyjdzie, bo gigantyczna konstrukcja była lekko oświetlona przez … latarnie uliczne, które w żaden sposób nam nie pomagały uwiecznić jej obrazu. Chyba że miałoby się wypasione lustrzanki, chociaż i to nie jestem pewien.

Obudzony, a pewnie i przestraszony stróż nocny powiedział, że z powodu remontu iluminacja jest obecnie wyłączona. Po remoncie to się zmieni, więc wypada poczekać i w tym czasie pooglądać zdjęcia w sieci :-).
Jako że iluminację miał stojący naprzeciw bazyliki kościół Bożego Ciała to skupiliśmy się na podziwianiu jego stonowanej urody. I tak minęło dobre pół godziny, podczas których co jakiś czas włączała się część iluminacji bazyliki na jednym z dachów. Nic z tego nie rozumieliśmy …

W końcu nadszedł czas pożegnać Pelplin i wrócić do Knybawy, aby stamtąd ruszyć Wiślaną Trasą Rowerową (WTR) na północ. Cichymi i pustymi drogami lokalnymi oraz krajówkami dotarliśmy z powrotem na Lotos przy Wiśle i skręciliśmy w kierunku Tczewa. Po chwili jechaliśmy już wzdłuż Królowej, nad którą zjechaliśmy wykorzystując slip dla łodzi.
Weszliśmy na pływający pomost i z lekkim niepokojem obserwując silny nurt Wisły chwilę sobie posiedzieliśmy dumając o życiu i prozie przemijania, a tak naprawdę czekając na wschód słońca i opowiadając bajki o przepłynięciu rzeki w poprzek.

Niebiesko już się robiło, ale do samego wschodu było jeszcze dużo czasu, więc wróciliśmy na WTR i bractwo postanowiło skorzystać z leżaków na bulwarze. Fajny pomysł, ale niebezpieczny po nocce na rowerze ;-)
Chwilę sobie tak poleżeli i skierowaliśmy się z bulwaru w kierunku dworca PKP. Nie, nie żeby wrócić do Elbląga PKP, a na gorące drożdżówki pieczone w lokalnej piekarni przy dworcu. Okazało się, że obecnie piekarni niema, jest przeniesiona, a sam dworzec przechodzi remont. Rozpacz nasza nie miała granic, w ruch poszły zapasy z kieszeni i plecaków bo na Orlen nie chciało się już wracać :-)

Skierowaliśmy się na wał wiślany, gdzie Andrzej mógł w końcu uwiecznić wschód słońca i zobaczyć w pełnej krasie WTR. Szkoda, że tak krótko – jak na razie. Z wału zjechaliśmy na drogę i przez Koźliny, Steblewo i Giemlice dotarliśmy do Cedrów Wielkich. Po drodze zatrzymaliśmy się w Steblewie, obejrzeć trwałą ruinę gotyckiego kościoła.
Natomiast w Cedrach Księżycowy pokazał nam swoją pierwszą ulicę Księżycową, które tak pracowicie zalicza w swoich wojażach po Polsce. Ta była pierwsza – dla Andrzeja. Lepiej nie wchodź na tą ścieżkę bo to uzależnia :-). W Cedrach zjedliśmy też normalne śniadanie, niejako zmuszając personel sklepu do obsłużenia nas 20 minut przed czasem. I teraz to można było jechać.

Po powrocie na prawy brzeg Wisły pojechaliśmy na Żuławki pokazać Andrzejowi wieś będącą pięknym przykładem żuławskiej architektury, ze szczególnym uwzględnieniem domów podcieniowych rzecz jasna ;-) Kolega chciał też zajrzeć na Gdańską Głowę, ale o swoim marzeniu zobaczenia połączenia Szkarpawy i Wisły powiedział nieco za późno, już po przejechaniu na nią zjazdu.

Z Żuławek ruszyliśmy na wschód, czyli pod wiatr, który na Żuławach jest upierdliwy ze względu na długie, proste odcinki dróg. Robert jadąc nieco szybciej odjechał od nas, a my spróbowaliśmy wbić się na odcinek Wiśniówka-Rybina wzdłuż Szkarpawy. Jego początek to klasyczne żuławskie ,,jumby’’, ale po dotarciu do rzeki naszym oczom ukazała się droga gruntowa po wale, skoszonym, ale jednak trawiastym. Nie miałem tyle czasu, aby te parę kilometrów tłuc się z godzinę. Przyjedziemy tutaj jeszcze.

I tak przez wsie Szkarpawa i Nowotna dotarliśmy do Tujska, gdzie czekał już znudzony Roberto. Dalej skrótem terenowym przez Gozdawę dojechaliśmy do Marzęcina, gdzie zatrzymaliśmy się na zimnego browara 0% i to było coś pięknego. A potem to już był Elbląg i niektórzy mogli iść spać, a niektórzy powędrowali do pracy. Nie ma sprawiedliwości! :-))

Dzięki Panowie za wspólne kręcenie i mile spędzoną nockę.





Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
296.00 km 1.00 km teren
13:15 h 22.34 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:21.0
Podjazdy:1586 m

TOUR de SILESIA-COVID EDITION

Sobota, 13 czerwca 2020 · | Komentarze 5

Trasa: ELBLĄG-Małdyty-Miłomłyn-Ostróda-Olsztynek-Pawłowo-Grunwald-Dąbrówno-Glaznoty-Samborowo-Iława-Siemiany-Zalewo-Myślice-Rychliki-Krzewsk-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)






Tour de Silesia czyli maraton dookoła Śląska w tym jakże nietypowym roku 2020 ma edycję internetową. Jest ona dla chętnych, którzy chcą się sprawdzić na dystansie 250 lub 125 km. Maraton cały czas jeszcze trwa; dowolnie ułożone trasy należy przejechać i ich zapisany ślad dostarczyć organizatorom do 30 czerwca.

Spodobała mi się idea imprezy dobrze wpisująca się w moje tegoroczne plany rehabilitacyjne i przygotowania do głównej imprezy sezonu, jaką jest wrześniowy MPP. No i nie ukrywam, pamiątkowy medal z maseczką ochronną wydał mi się bardzo oryginalny i pożądany ;-)

Pozostało zatem ułożyć trasę długości minimum 250 km i ją przejechać. Okienko pogodowe także było przydatne, ale że od razu trafiła się nam najcieplejsza noc w tym roku?

Nam, bowiem na Placu Dworcowym pojawiła się całkiem liczna ekipa rowerowa: Ania, Andrzej, Mateusz i Marek postanowili spędzić tę noc w siodle. Każde z nich miało trochę inną koncepcję jazdy i tak Andrzej z Anią zaplanowali powrót z Ostródy, Mateusz jechał odwiedzić rodzinę pod Grunwaldem w Dąbrównie a Marek nie miał sprecyzowanej koncepcji jak pojedzie i ostatecznie towarzyszył mi na całej trasie.

I tak punktualnie o 23:00 ruszyliśmy w drogę. Starą siódemką szybko pokonywaliśmy pierwsze kilometry chociaż były one pod wiatr i mijaliśmy kolejne uśpione wsie: Komorowo Żuławskie, Bogaczewo i Krosno.
Za Pasłękiem pożegnaliśmy się z Żuławami i wspięliśmy się na Pojezierze Iławskie. Wszyscy bez problemu pokonali pierwsze wzniesienie, urozmaicone sarenkami które przebiegły nam drogę, podnosząc nieco ciśnienie.

Pierwszy postój zrobiliśmy na zamkniętym Orlenie w Małdytach, ale że każdy miał swój prowiant nie stanowiło to jakiegoś większego problemu.
Za Małdytami naszą wesołą gromadkę usiłowała rozdzielić stado dzików, ale na szczęście hałas jaki robiły w zaroślach ostrzegł nas przed niebezpieczeństwem. Wbiegły na drogę kiedy już je mijaliśmy.

Napędzani sprzyjającym wiatrem dość szybko zobaczyliśmy tablicę Miłomłyn przed sobą i postanowiliśmy nieco dłużej spojrzeć na iluminowany kościół i mury obronne tego średniowiecznego miasta.

Z Miłomłyna już tylko rzut beretem dzielił nas od Ostródy gdzie zatrzymaliśmy się pod zamkiem krzyżackim i tam też pożegnaliśmy się z Andrzejem i Anią, którzy rozpoczęli powrót do Elbląga. Wyjazd z Ostródy następował w warunkach wstającego poranka, świt był już na wyciągnięcie ręki. Zresztą noc była bezchmurne i słoneczna poświata towarzyszyła nam na całej trasie. W czerwcu bowiem słońce tylko symbolicznie chowa się za horyzont.

Stabilna nocna temperatura na poziomie 19 stopni uległa nieznacznemu zaburzeniu tylko w Rychnowie, gdzie po zjeździe w dolinę Drwęcy termometr pokazał plus 17 stopni. Pojawiło się też trochę klimatycznych mgieł.

Na rogatkach Olsztynka dojechałem do Marka, który swoją poziomką pobijał kolejne rekordy prędkości i chwilę poczekaliśmy na Mateusza, który dla odmiany zamulał na podjazdach.
Jak już dojechał spojrzeliśmy na tablice dawnego mauzoleum niemieckiego marszałka Hindenburga, które do 1945 roku znajdowało się niemieckim Olsztynku, czyli Tannenbergu. Spojrzeliśmy też na cmentarz ofiar I wojny światowej. Po tej odrobinie historii nadszedł czas na zajęcie się sprawami zupełnie przyziemnymi i wskazałem: kierunek Orlen, tam musi być jakaś cywilizacja ;-)

Cywilizacja nazywała się wrap z kurczakiem i kawa z mlekiem. A co tam chłopaki wzięli to nie wiem. Niech się pochwalą.
Dawno nie byłem w centrum Olsztynka więc zajrzeliśmy na olsztynecki rynek i chwilę pokręciliśmy się w dookoła. Wpadła mi w oko ładna kamienica z kształtami cieszącymi mężczyzn - szczegóły w galerii.

Z Olsztynka dalsza droga wiodła jeszcze na południe, ale niebawem pożegnaliśmy się z bliskością drogi S7 i zjechaliśmy na węźle Pawłowo ze starej DK7 na drogę prowadzącą na Pola Grunwaldzkie.
Szybko się na nich znaleźliśmy i przystąpiliśmy do oględzin, co też tutaj się zmieniło. Dla mnie zmieniło się dość sporo, bo nie byłem tutaj ponad 20 lat. Najbardziej widoczną zmianą jest trwająca budowa nowego gmachu Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.

Z Pól Grunwaldzkich kilka kilometrów dzieliło nas od Dąbrówna, gdzie do celu swojej podróży dotarł Mateusz, który tutaj w okolicy ma rodzinę.
Mnie w Dąbrównie najbardziej interesował budynek dawnej synagogi o którym dowiedziałem się kilka dni przed wyjazdem, no i pozostałości zamku krzyżackiego, których nigdy byśmy nie dostrzegli, gdyby nie pomoc Mateusza znającego Dąbrówno jak własną kieszeń.

To w ogóle ciekawa miejscowość, malowniczo położona między dwoma jeziorami z kąpieliskiem. Do tej pory znałem ją tylko z tranzytowych przejazdów nocą i nie wiedziałem nawet, że przy drodze stoi zabytkowa wieża wodna.W Dąbrównie uzupełniliśmy zapasy, nasmarowaliśmy się kremem przeciwsłonecznym, bo upał zaczynał się już robić, no i pożegnaliśmy się z Mateuszem, który już mógł odsypiać nockę :-).

Kolejnym punktem ciekawym turystycznie na mapie maratonu Tour de Silesia Covid Edition były Glaznoty. Znajduje się w nich odnowiony wiadukt, albo i most, na linii kolejowej Samborowo-Turza Wielka. Linii oczywiście nieistniejącej. Sam wiadukt widziałem kilka lat temu i teraz wypadało porównać, jak wygląda po renowacji.
Czekała nas wspinaczka na poziom 235 metrów, gdyż wjechaliśmy do Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Samą Górę Dylewską ominęliśmy, ale kiedyś trzeba będzie ponownie wspiąć się na ten jeden z najwyższych szczytów Niżu Polskiego.

Pięknym zjazdem powitaliśmy Glaznoty i nadszedł czas na krótką sesję fotograficzną stylowego wiaduktu. Bardzo się różni od wersji z roku 2017
Zapomniałem dodać, że od Dąbrówna wiatr już nie był nam sprzyjający a momentami dość skutecznie spowalniał jazdę. Sytuacja ratowała spora ilość lasów i liczne zmiany kierunku jazdy. Ratowała oczywiście mnie, bo Marek ciął powietrze jakby wiatr nie istniał. 

Przed nami był teraz krótki odcinek drogi krajowej nr 16 którą dotarliśmy do Samborowa pod Ostródą. Ta miejscowość nad Drwęcą słynie z dwóch wież obronnych (bunkrów kolejowych) usytuowanych przy nadrzecznym moście kolejowym. Dotarliśmy do nich całkiem blisko, tak blisko, że maszynista jadącego pociągu dynamicznie ostrzegał przed wejściem na tory. Schrony są w kiepskim stanie i mogłyby zostać odnowione, bo są konstrukcją dość unikatową.

Z Samborowa czekał na nas piękny, kilkukilometrowy odcinek asfaltowej drogi leśnej którą dojechaliśmy do Makowa nad Jeziorakiem. Zbliżyliśmy się do tego najdłuższego w Polsce jeziora i przez Jażdżówki wjechaliśmy do Iławy. Czas na obiad był bardzo akuratny, więc pojechaliśmy na bulwar nad Małym Jeziorakiem słusznie spodziewając się, że tutaj gastronomia będzie licznie reprezentowana. Tak też było i szybko zasiedliśmy w klimatyzowanych wnętrzach mając baczenie na nasze kosztowne maszyny. Prawie godzinne ucztowanie przygotowało nas dobrze do ostatnich 90 km.

Różnokolorowy i bardzo zniszczony asfalt doprowadził nas do Siemian, gdzie z doskonale umiejscowionej wieży widokowej rozciągał się równie doskonały widok na bielejący od żagli Jeziorak. Im wiatr sprzyjał ;-) Tutaj też natknęliśmy się na największe tłumy turystów czerwcowego weekendu, którzy wyluzowani tłoczyli się na plaży, w sklepach i barach. Szybko zrobiliśmy niezbędne zakupy i pojechaliśmy dalej. 

Zatrzymałem się jeszcze w Dobrzykach, aby przyjrzeć się odnowionemu mostowi nad Kanałem Dobrzyckim, najstarszym kanałem żeglownym na ziemiach polskich, datowanym na czasy krzyżackie. Jak na zamówienie pojawił się na nim mały statek, udowadniając, że połączenie Jezioraka z Jeziorem Ewingi funkcjonuje i ma się dobrze. Kolejne kilometry prowadziły przez Zalewo, Przezmark i Myślice z odcinkiem specjalnym Rejsyty-Rychliki, który ma być w tym roku remontowany. Tam już nawet grube opony i dobry amor nie pomagają :-/

Ostatni postój zrobiliśmy w Rychlikach, gdzie po krótkim postoju i wybornie smakującym Żywcu 0% popędziliśmy do domu. W sumie wyszło, że popędziłem ja, bo Marek ruszył jeszcze na dodatkowe kilometry. Ja tymczasem dokręcania do 300 km nie miałem najmniejszego zamiaru i po 19 godzinach zwycięskiej walki z COVID dotarłem do domku. Na medal muszę poczekać, przyjdzie pocztą o czym nie omieszkam powiadomić :-). 

Dziękuję wszystkim za udział w tej nietypowej imprezie, organizatorom SebastianowiPawłowi gratuluję pomysłu i myślę, że kiedyś nadejdzie czas stanięcia na linii startu ,,kanonicznej'' wersji Tour de Silesia. Do zobaczenia zatem!



Dane wyjazdu:
194.00 km 15.00 km teren
09:44 h 19.93 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:791 m

ŻUŁAWY, POWIŚLE, KKE*

Piątek, 22 maja 2020 · | Komentarze 8

* - Kraina Kanału Elbląskiego.
Trasa: ELBLĄG-Jazowa-Lubstowo-Szawałd-Malbork-Piekło-Sztum-Licze-Prabuty-Dzierzgoń-Nowe Dolno-Żurawiec-ELBLĄG

MAPA

GPS

GALERIA (z opisem)



Bardzo okrężną drogą ruszyłem do Sztumu odwiedzić nieprzypadkowo w tym terminie grób mojej Mamy. I tak do Malborka miałem już 50 km, a na tablicy Sztum pojawiło się prawie 90 km. Normalnie byłoby 40-45 km :-)

Doskonała pogoda towarzyszyła mi na całej trasie, włącznie z odpowiednim wiatrem tam i nieco mniej odpowiednim z powrotem. Jak łatwo zobaczyć wracałem do Elbląga także mało oczywistą ze Sztumu drogą, bo przez … Prabuty. Doszły mnie bowiem wieści, że droga rowerowa Kwidzyn-Prabuty na którą wjechałem w miejscowości Licze została już ukończona. Pojechałem ją zatem przetestować, co widać dość szczegółowo w galerii.

Wcześniej wytrząsłem się na płytach i brukach Żuław Wiślanych przed Szawałdem, spojrzałem na puste okolice zamku krzyżackiego w Malborku, gdzie normalnie trwałby teraz sezon wycieczek. Potem dojechałem do Piekła omijając zniszczony asfalt przy Rezerwacie Przyrody Mątawski Las eleganckim skrótem terenowym wzdłuż Nogatu. Bez niepokoju przejechałem przez Piekło i zaraz w Białej Górze spędziłem trochę czasu analizując szerzej nieznane wrota, śluzę i jaz na Liwie, która tutaj uchodzi do Nogatu.

Tutaj pożegnałem się z Żuławami i zacząłem wspinaczkę na Powiśle. Przez Sztum, Postolin i Szadowo (wioska WOŚP) dotarłem do Licza, gdzie oględzinom poddałem nieczynny dworzec kolejowy na towarowej linii Prabuty-Kwidzyn. Potem był sympatyczny przelot równie sympatyczną drogą rowerową (formalnie ciągiem pieszo-rowerowym) do Prabut i tam pierwsze w tym sezonie lody na świeżym powietrzu.

Trochę czasu poświęciłem na wiadukty kolejowe w Prabutach i przy okazji odkryłem dobre miejsca do fotografowania/filmowania pociągów na magistrali warszawskiej. Kiedyś Was tam zaproszę na polowanie na Pendolino :-)

Z Prabut droga wiodła na Kamieniec Suski, ale jak po 4 km nowego asfaltu wrócił stary, łaciaty i dziurawy (taki był kiedyś na całym tym odcinku) to postanowiłem na Dzierzgoń pojechać sobie starym torowiskiem i drogami polnymi, które – byłem przekonany – będą lepsze niż asfalt MTB. No i tak faktycznie było. Szczegóły w galerii i na mapie.

W Dzierzgoniu zajrzałem po raz pierwszy na dawny dworzec PKP i ująłem fotograficznie św. Katarzynę (to tydzień pod jej patronatem, bo wcześniej było Braniewo i katarzynki) i ruszyłem na Bągart. W jego okolicach dostrzegłem ogromne dźwigi i początki stawiania wiatraków energetycznych. Mają stanąć giganty do 180 metrów wysokości!

Kawałek za Dzierzgonką spotkałem się z Andrzejem, który wyjechał mi naprzeciw na swojej nowej kolarce Fuji w stylu retro. Po zrobieniu samoobsługowych zakupów ekologicznego szczypioru, czosnku, że o rzodkiewce nie wspomnę,  jego błękitna maszyna cięła kilometry szybciej niż mój Cube i dlatego zupełnie padnięty z radością ujrzałem tablicę ELBLĄG.




Dane wyjazdu:
152.00 km 1.00 km teren
07:15 h 20.97 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:3.0
Podjazdy: m

SZTUM, KWIDZYN

Poniedziałek, 25 listopada 2019 · | Komentarze 0

Trasa: ELBLĄG-Jegłownik-Ząbrowo-Królewo-Klecie-Lasy-Łoza-Dąbrówka Malborska-Sztum-Postolin-Klecewko-Trzciano-Brokowo-Piekarski Młyn-Kwidzyn-Mareza-Ryjewo-Sztumska Wieś-Sztum-Kalwa-Tropy Sztumskie-Żuławka Sztumska-Markusy-Karczowiska Górne-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)



Tradycyjnie już odwiedziłem miejsca godne mojej pamięci i bliskie mojemu sercu w Sztumie i Kwidzynie. 

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
345.00 km 4.00 km teren
14:10 h 24.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:-2.0
Podjazdy:1715 m

KSIĘŻYCOWA JASIENICA

Sobota, 23 listopada 2019 · | Komentarze 9

Trasa:WARSZAWA-Marki-Radzymin-Wołomin-Stare Grabie-Jasienica-Tłuszcz-Wyszków-Pułtusk-Przasnysz-Nidzica-Olsztynek-Ostróda-Miłomłyn-Małdyty-Krosno-Rzeczna-Bogaczewo-ELBLĄG

MAPA

GALERIA (z opisem)




Na mapie ulic Księżycowych widocznej u Roberta została jedna czerwona pinezka, oznaczająca ostatnią do odwiedzenia ulicę o tej nazwie. Ostatnią na dzień 23 listopada 2019 r. rzecz jasna – Fliker liczymy dalej na Ciebie :-)

Jako weterani różnych wariackich, ekstremalnych, oryginalnych i trudnych rowerowań postanowiliśmy tym razem podarować sobie odrobinę luksusu i tym razem ustawiliśmy trasę jazdy z wiatrem, czyli z Warszawy do Elbląga. Mój pierwotny plan był dokładnie odwrotny.

W cztery godziny dotarliśmy PKP do Warszawy Centralnej, skąd ruszyliśmy w listopadową noc, zimną i gwiaździstą, i nawet księżycową w kierunku ulicy Księżycowej, która znajduje się w Jasienicy Mazowieckiej obok Tłuszcza. Zaprowiantowaliśmy się kalorycznie w eleganckim Orlenie na Al. Solidarności i już byliśmy gotowi do nocnego podboju Mazowsza.

Ulica Radzymińska wyprowadziła nas ze stolicy, w Markach poczułem się jak u siebie (znalazłem swoje miejsce w życiu )a przed Radzyminem skręciliśmy na Wołomin dowiadując się jak silny i mocny wiatr będzie napędzał nas w drodze do Elbląga. Na razie jednak wiał w twarz i po dwukrotnym zdjęciu rękawiczek palce miałem już załatwione. Mam je bardzo mało odporne na niskie temperatury. A pancerne rękawice Chiba Alaska zostały w domu … Na szczęście jak na zamówienie wyłonił się Orlen w Tłuszczu, gdzie sprawność w dłoniach wróciła do normy.

Wcześniej, lekkim terenem przed Jasienicą, na którego piaskach lekko popływali sobie Robert i Krzysiek jadący na szosowych slickach wjechaliśmy prosto na ulicę Księżycową, gdzie obecnie stoi sobie aż jeden domek, a sama uliczka jest gruntowa.
Z Tłuszcza do Wyszkowa był najtrudniejszy nawigacyjnie odcinek, bo tutejsze drogi stanowiły dla mnie całkowitą nowość a jazda nocą w nowych okolicach zawsze niesie ryzyko nawigacyjnej skuchy. Jak już jednak dotarliśmy w okolice S8 przed Wyszkowem to sprawa znacznie się uprościła.

Tam przekroczyliśmy Bug i wskoczyliśmy na Orlen po kawę. Dochodziła 4 rano i pora była odpowiednia, aby przed zimnem poranka rozgrzać się, uzupełnić termos i odgonić sen. Od Wyszkowa do Pułtuska jechaliśmy jakąś absurdalnie długą prostą, na której panował ożywiony ruch TIR-ów w związku z objazdem spowodowanym remontem mostu na Narwi w Wierzbicy. Napędzani już wiatrem w plecy trzymaliśmy im koło. Prawie ;-)

W końcu pojawiło się na wschodzie jaśniejące niebo co oznaczało początek dnia i niespodziewanie niskie temperatury, nawet do -9 stopni. Wszystkie kałuże były całkiem zmrożone, w bidonie zrobiła się lodowa krupa i tylko termos dał radę. A mieliśmy jechać w odwrotnym kierunku … To byłaby masakra.

Przez Pułtusk przejechaliśmy bez postoju i zatrzymaliśmy się na śniadanie w podprzasnyskim Lesznie w otwartym sklepie spożywczym, a potem jeszcze poprawiliśmy na Orlenie w Przasnyszu. I już można było kręcić dalej. Jechałem Cube na oponach 2,1 i licznik pokazywał rzadko widziane u mnie prędkości w granicach 27-34 km/h. A na takich oponach to już bardzo rzadko.

Nic więc dziwnego, że Nidzica i wraz z nią pagórki warmińsko-mazurskiego województwa pojawiły się dość szybko. Zatrzymaliśmy się w przyjemnym wizualnie, przyjaznym rowerzystom (nikt nie robił problemów, że z rowerami weszliśmy do środka – żeby i one się ogrzały) i dobrym jakościowo przybytku o nazwie Cafe&Restaurant Biała u podnóża nidzickiego zamku krzyżackiego. Godzina była 11, więc w sumie nie wiem, czy jadłem II śniadanie czy może wczesny obiad :-). Wziąłem zestaw śniadaniowy i poprawiłem rosołem oraz żurkiem.

Dalsza jazda bez trzymanki wiodła już drogami technicznymi i starą DK7 wzdłuż S7. Towarzyszyło nam piękne słońce, znikomy ruch na drogach i całkiem ładne okoliczności przyrody. Szybko minęliśmy Olsztynek, pokonaliśmy największy podjazd na trasie czyli dolinę Drwęcy w Rychnowie i na chwilę zatrzymaliśmy się na Orlenie w Ostródzie. Dolałem herbaty do termosu i już można było jechać dalej. Teraz już dobrze, wręcz za dobrze znaną i przez to lekko nudnawą drogą przez Miłomłyn i Małdyty dojechaliśmy do Żuław Wiślanych, gdzie znowu zapadły ciemności, ale my już byliśmy prawie w domu.

Elbląg ujrzeliśmy o godzinie 19 i szybko udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Dzięki Panowie za wspólne kręcenie i pogaduchy. Łatwo nie było.




Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
162.00 km 30.00 km teren
07:40 h 21.13 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:1694 m

SZLAK KANAŁU ELBLĄSKIEGO ELBLĄG-OSTRÓDA-ELBLĄG

Niedziela, 20 października 2019 · | Komentarze 8

Trasa: ELBLĄG-Komorowo Żuławskie-Węzina-Karczowizna-Jelonki-pochylnia Jelenie-pochylnia Oleśnica-pochylnia Kąty-Buczyniec-Marzewo-Małdyty-Liksajny-Miłomłyn-OSTRÓDA-Miłomłyn-Małdyty-Pasłęk-Bogaczewo-Komorowo Żuławskie-ELBLĄG

GPS (Elbląg-Ostróda)

MAPA

GALERIA (z opisem odcinkowym)







Czternastu bikerów ruszyło z elbląskiego ronda Kaliningrad na świeżo oznakowany szlak Kanału Elbląskiego Elbląg-Ostróda-Elbląg. Pomarańczowe znaki szlaku pięknie zaświeciły w świetle lampy błyskowej, bo są wykonane z folii odblaskowej, co na upartego umożliwia nawigację po szlaku także po zmroku.

Testerzy nowego szlaku Kanału Elbląskiego rekrutowali się nie tylko z Elbląga. Była bowiem z nami ekipa z Miłomłyna spod znaku Przystani na Wyspie, która jest miejscówką nie tylko dla wodniaków.

My jednak niebawem doczekaliśmy się klimatycznego wschodu słońca, który obserwowaliśmy z wiaduktu w Komorowie Żuławskim. Dotarliśmy tam jadąc szybkim tempem przez Gronowo Górne i Nowinę zahaczając w ten sposób o skraj Wysoczyzny Elbląskiej. Już za chwilę pedałowaliśmy po płaskich Żuławach Wiślanych w kierunku początku (końca) Kanału Elbląskiego. Do tego punktu znaki szlaku w Węzinie nakazują skręcić w prawo, na drogę z płyt betonowych ,,jumbo’’. Teraz przez 6 km czekały na nas drgania całego ciała spowodowane jazdą po dziurkowanych płytach. No, ale jak się chce zobaczyć wyjście Kanału Elbląskiego z Jeziora Druzno ;-).

W Karczowiźnie na chwilę pojawił się nowy asfalt i jest to najlepsze miejsce do bezpośredniej obserwacji Kanału Elbląskiego na tym odcinku. Dobra nawierzchnia sprzyja obserwacji ruchu na wodzie w trakcie sezonu.

Za chwilę przekroczyliśmy Kanał Elbląski mostem pamiętającym niemieckie czasy i dwukilometrową drogą szutrową dojechaliśmy do Jelonek. Tutaj grupa na skrzyżowaniu chwilę poczekała na emisariusza Krzysztofa, który pojechał sprawdzić czy lokalny sklepik jest otwarty, Wczesna pora i wolna niedziela dały dość oczywisty efekt :-)

Jadąc przez chwilę ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 527 mogliśmy ,,podziwiać’’ ultra wysoki krawężnik na przejeździe rowerowym przez tą drogę. Jest on jednak łatwy do ominięcia i to jest dobra wiadomość. Po drugiej stronie drogi także mieliśmy asfalt, którym niebawem dojechaliśmy do Kanału Elbląskiego rzucając okiem na miejsce odpoczynku przy samym moście.

Z mostu widać było już po prawej stronie pochylnię Jelenie w kierunku której znaki szlaku nas skierowały. Przypominam, że natomiast skręcając w lewo dojedziemy po około 1 km do pochylni Całuny, która jest pierwszą patrząc od strony Elbląga. Jest ona poza szlakiem, ale warto ją obejrzeć bo różni się systemem napędowym i koła wodnego tam nie zobaczymy.

My natomiast ponownie przywitaliśmy się na 6 km z płytami ,,jumbo’’ i ruszyliśmy na najciekawszy odcinek szlaku prowadzący w bezpośredniej bliskości kanału i pochylni. Szlak prowadzi przez pochylnię Jelenie, Oleśnica i Kąty i to na tej ostatniej zrobiliśmy sobie krótki postój. Tutaj też pożegnaliśmy się na dobre z betonowymi płytami i zamieniliśmy je na piękną, ale krótką asfaltową czerwoną drogę rowerową a potem na zwykły asfalt drogi wojewódzkiej 526.

Pochylnię Buczyniec zostawiliśmy z boku, bo szlak przez nią nie prowadzi, ale oczywiście osoby które jej nie widziały muszą na chwilę ze szlaku zjechać, aby obejrzeć Izbę Historii Kanału Elbląskiego, zajrzeć do maszynowni i sfotografować pomnik Steenkego.

Ekipa pokonała tymczasem dość długi podjazd i dotarła do skrzyżowania dróg na Lepno i na Marzewo. Zanim dotrzemy do Marzewa warto zatrzymać się na wspomnianym skrzyżowaniu i rzucić okiem na wiszący poniżej most Moniera, czyli zabytkowy (1894 r.) most z żelbetu, który jest najstarszą tego typu konstrukcją w Polsce północnej. Urokliwie wyglądają także dwa stateczki Cyranka i Cyraneczka stojące w sezonie na przystani nieopodal mostu (żeby je tam zobaczyć, trzeba być wcześnie rano, bo potem pływają po KE).

W Drulitach oko cieszy odnowiony już pałac w którym w sezonie mieści się restauracja. Jadąc zgodnie ze znakami szlaku za chwilę dojechaliśmy do Marzewa, skąd starą drogą krajową nr 7 (DK7), która obecnie jest cicha, pusta i wygodna zjechaliśmy do Karczemki, gdzie po kolejnym przekroczeniu Kanału Elbląskiego skręciliśmy w lewo na drogę techniczną wzdłuż S7. Jak to droga techniczna, poprowadzona jest ona bez niwelacji terenu co sprawia, że ma charakter interwałowy i można się na niej zmęczyć. Stara DK7 jest łatwiejsza pod tym względem, za to na technicznej spotkanie auta graniczy z cudem :-).

Już tylko kilka kilometrów dzieliło nas od Małdyt, gdzie grupa zatrzymała się pod zamkniętym Zajazdem Kłobuk, a najbardziej głodni udali się na miejscowy Orlen zapewne na hot dogi i zapiekanki. Tutaj do grupy dołączył Robert jadący z Ostródy, a w sumie z Warszawy (do Ostródy przyjechał PKP). Oczywiście zawrócił z nami do Ostródy :-)

Przejechaliśmy przez Małdyty i rozpoczęliśmy około 20 kilometrową jazdę terenową prawie do samego Miłomłyna. Do samoistnego piękna lasów Pojezierza Iławskiego dołączyło słońce niemrawo, a potem z pełną mocą wyglądające zza chmur i zrobiło się naprawdę zjawiskowo. Zdjęcia tradycyjnie nie oddają pełnego uroku. To był najładniejszy odcinek całej trasy, której całej widokowo ciężko coś zarzucić.

Czoło naszego peletoniku pomknęło do przodu, a ja z drugą grupą zatrzymałem się nad Kanałem Bartnickim (Duckim) gdzie zrobiliśmy sobie okolicznościową fotkę w tym ładnym miejscu. Za Kanałem Duckim leśna nawierzchnia ustąpiła bardzo staremu asfaltowi pokrywającemu płyty betonowe. Plusem takiej nawierzchni jest w zasadzie tylko to, że błoto to się na niej nie zrobi. Chociaż cały odcinek Małdyty-Miłomłyn jechaliśmy w warunkach mocno deszczowego tegorocznego października to nigdzie nawierzchnia nie sprawiła nam – jadących zarówno góralami, trekingami (ja na oponach 35 mm) jak i gravelami – problemów.

W Liksajnach zaszły spore zmiany w stosunku do przejazdu sprzed 2 lat. Pomost kąpielowy nad jeziorem Ruda Woda już nie straszy szczegółami konstrukcji a i ośrodek wypoczynkowy zyskał nową jakość. Zatrzymaliśmy się też przy moście nad przesmykiem łączącym jezioro Ruda Woda z Krebs przy którym w towarzystwie pomnikowego dębu stoi fragment pomnika oberlandzkich flisaków poległych podczas I wojny światowej.

Stąd było już niedaleko do Miłomłyna, gdzie dotarliśmy przez węzeł Miłomłyn Północ w ciągu drogi S7. W Miłomłynie jeden jedyny raz zjechaliśmy ze szlaku obejrzeć  Przystań na Wyspie, której właściciel Tomek kręcił z nami korbami od samego Elbląga. Klimatyczna miejscówka przypadła nam do gustu i myślę, że ognisko zimową porą jest pewne. A przede wszystkim miejsce jest warte odwiedzin od strony wody, bo szlak kajakowy Kraina Kanału Elbląskiego też posiada.

Po tej wizji lokalnej i odpoczynku wróciliśmy na ostatnie 13 km szlaku prowadzącego z Miłomłyna - po krótkim wyjeździe asfaltowym – szutrem dawnego torowiska kolejowego Ostróda-Miłomłyn.
Przed wjazdem na torowisko zauważyłem leżący w rowie słupek drogowy ze znakiem kierującym w lewo, poza asfalt. Został on wyrwany przez nieznanych sprawców chwilę po zabetonowaniu, a że w tym miejscu jego brak mógłby skutkować przejechaniem lewoskrętu, to wbiłem go z powrotem w ziemię.
Kilka kałuż sprawnie zostało ominiętych i długimi prostymi przemierzaliśmy ostatnie km trasy. Niebawem ukazała się naszym oczom niebieska tafla Jeziora Drwęckiego i to z obydwu stron. Był to znak, że jedziemy po grobli wykonanej w poprzek jeziora dla poprowadzenia linii kolejowej. Na moście nad przesmykiem zrobiliśmy ostatnie zdjęcie grupowe przed metą na bulwarze Jeziora Drwęckiego. Tutaj też spotkaliśmy Andrzeja, który szlak pokonał jadąc przed nami i ruszając z Elbląga 30 minut szybciej.

Dwa kilometry dalej, przy przystani pasażerskiej nasza jazda po szlaku Kanału Elbląskiego dobiegła końca. Przejechanie 85 km zajęło nam niecałe 6 godzin brutto. Teraz nadszedł czas na zasłużony odpoczynek oraz obiad. Jak na zamówienie w Ostródzkie odbywał się festiwal food trucków, więc ciężko było w tej sytuacji jechać na Orlen :-). Postawiliśmy na kuchnię tajską i ryż.

Po obiedzie grupa podzieliła się na podgrupy, koledzy z Miłomłyna wrócili swoim sposobem do siebie, część ekipy elbląskiej ruszyła w kierunku Elbląga asfaltem drogi technicznej wzdłuż S7 a ja wraz z pozostałą piątką zarządziłem odwrót torowiskiem do Miłomłyna i dalej już asfaltem. Powrót szlakiem do Elbląga nie wchodził bowiem – wbrew pierwotnym zamierzeniom – w grę, bo musicie wiedzieć, że całą trasę przejechałem z uszkodzoną przednią piastą w której kuleczki łożyska wydawały bardzo niepokojące odgłosy. Wolałem więc nie fundować jej zbytniego obciążenia, a takim jest jazda po nierównej nawierzchni.

Dlatego też gdy dotarliśmy do Miłomłyna, po drodze klejąc dętkę w rowerze Adama (przy okazji wyszło, że na wycieczkę trekingiem zabrałem ze sobą dętkę w rozmiarze 26 cali – sic!), gdzie ponownie zrobiliśmy zakupy w sklepie Olivia i popychani pięknym, południowym wiatrem ruszyliśmy do Elbląga w którym byliśmy o 17:20, czyli po nieco ponad 10 godzinach na trasie.

Dziękuję za tak liczny odzew na wezwanie i za wspólne kręcenie korbami. Szlak Kanału Elbląskiego Elbląg-Ostróda-Elbląg uważam oficjalnie za otwarty ;-)

Podsumowanie:


- nowy szlak Kanału Elbląskiego (KE) jest bardziej terenowy niż jego poprzednik  Elbląg-Iława,

- nowy szlak wykorzystuje istniejącą infrastrukturę drogową, prace przy nim polegały wyłącznie na wykonaniu oznakowania,

- nowy szlak prowadzi po drogach z małym lub bardzo małym ruchem samochodowym, największy ruch samochodowy można spotkać na odcinku Elbląg-Gronowo Górne-Elbląg

- na tym szlaku jest znacznie więcej możliwości podziwiania jezior wchodzących w skład KE niż na szlaku Elbląg-Iława,

- na szlaku występują wszystkie rodzaje nawierzchni (asfalt, szuter, płyty ,,jumbo’’, polbruk, płyty drogowe, kostka kamienna, bruk); najwięcej jest asfaltu (37 km), dróg gruntowych (30 km) i płyt ,,jumbo’’ (12 km),

- na szlaku nie ma długich podjazdów; do Ostródy zyskujemy wysokość, z Ostródy tracimy wysokość,

- nowy szlak jest krótszy niż Elbląg-Iława, idealny na dwudniową eksplorację,

- na szlaku spokojnie sobie poradzą rowery trekingowe, crossowe, gravelowe i oczywiście MTB. Z uwagi na 12 km płyt zalecam opony o szerokości minimum 35 mm w rowerze nieamortyzowanym, z amorem można pokusić się o 30 mm. Rowery powinny być wyposażone w przerzutki, bo to jednak Żuławy nie są i trochę podjazdów występuje,

- nowy szlak łączy się z innymi szlakami Krainy Kanału Elbląskiego co umożliwia łatwe komponowanie tras,

- na szlaku w sezonie nie ma trudności z zaopatrzeniem, obiadami czy noclegami,

- szlak jest oznakowany idealnie, posiadanie mapy jest obecnie niekonieczne,

- szlak omija dwie pochylnie, pominięcie Całun rozumiem z przyczyn logistycznych, pominięcia Buczyńca nie rozumiem; miejsce należy do kategorii ,,must see’’ z uwagi na najszerszą ofertę turystyczną,

- znaki szlaku malowane na drzewach nie są odblaskowe i jest ich - wg. mnie - zbyt dużo, lepsze byłyby drogowe lub z tworzywa na słupkach modrzewiowych z uwagi na lepszą widoczność nie tylko po zmroku, ale i w słońcu (te malowane zlewają się z tłem leśnego krajobrazu).

- nowy szlak jest pozycją obowiązkową dla rowerzysty przebywającego w Krainie Kanału Elbląskiego i naprawdę warto go przejechać.


Uwaga: Integralną częścią relacji jest fotorelacja w galerii!





Dane wyjazdu:
240.00 km 10.00 km teren
10:15 h 23.41 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:1030 m
Rower:BOCAS

OLSZTYN, OLSZTYNEK

Wtorek, 11 czerwca 2019 · | Komentarze 6

Trasa: ELBLĄG-Pasłęk-Godkowo-Miłakowo-Świątki-Barkweda-Dywity-Olsztyn-Stawiguda-Olsztynek-Ostróda-Miłomłyn-Małdyty-Pasłęk-ELBLĄG

GPS

MAPA

GALERIA (z opisem)




Przydarzyła się konieczność wyjazdu do Olsztyna, więc zabrałem się rowerem, bo po co przegrzewać się w pociągu. Znacznie lepiej wieje na rowerze :-). Do Olsztyna o poranku faktycznie było to chłodzenie, natomiast po południu to było lanie litrów wody w siebie i na siebie, a chłodzenie odbywało się na klimatyzowanych stacjach benzynowych w Ostródzie i Pasłęku.  

Rowerowym celem podróży było sprawdzenie dróg serwisowych wzdłuż nowej S51 z Olsztyna do Olsztynka. Temat sprawdziłem dogłębnie, bo na tym odcinku zajrzałem nawet pod wiadukt przed Ameryką, gdzie w cieniu i chłodzącym przeciągu musiałem wymienić dętkę. W starej  bowiem łatka się odkleiła - chyba pod wpływem upału?

Od Olsztynka leciałem z wiatrem w plecy i to było dobre, chociaż zdradliwe. Krem z filtrem 50 oraz moczona regularnie bandana ogarnęły temat.

Kategoria WYCIECZKI >150


Dane wyjazdu:
212.00 km 10.00 km teren
10:15 h 20.68 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:856 m

GV RZESZÓW-SANDOMIERZ + MARKOWA

Środa, 1 maja 2019 · | Komentarze 0

Trasa: RZESZÓW-Łańcut-Markowa-Łańcut-Leżajsk-Rudnik nad Sanem-Ulanów-Radomyśl nad Sanem-SANDOMIERZ

GALERIA (z opisem)

>>>Dalej >>>




Drugiego dnia mieliśmy zaplanowany najdłuższy przejazd na tegorocznym GreenVelo z Rzeszowa do Sandomierza z odbitką do Markowej zobaczyć Muzeum Rodziny Ulmów, które jest 10 km poza GV. Prognozy pogody były na dzisiaj lepsze, no ale cóż – górki zostały już za nami. Czekała nas jazda po płaskim, bez większych szans na spektakularne widoki.

Rzeszów opuściliśmy bez trudności, kierując się na Łańcut z jego sławnym zamkiem, który już kiedyś miałem okazję obejrzeć w środku. Teraz to byłoby trudne z uwagi na remont elewacji i wnętrz. Skupiliśmy się na podziwianiu parku oraz już odnowionych elementów. 

Dalsza droga to 10 km odbitka do Markowej, gdzie zajrzeliśmy przez płot do skansenu oraz obejrzeliśmy z zewnątrz Muzeum Ulmów oraz sad pamięci. Następnie wróciliśmy do Łańcuta i na GV.

Kolejnym miastem na szlaku był Leżajsk, gdzie zajrzeliśmy w okolice grobu cadyka Elimelecha, sprawdziliśmy IT mieszącą się w stylowym budynku Muzeum Ziemi Leżajskiejoraz obejrzeliśmy bazylikę ojców bernardynów. Nie zapomnieliśmy także o czymś dla ciała i dlatego odwiedziliśmy wyszynk pod nazwą ,, Gospoda u Więcławów’’.

Dalsze kilometry prowadziły przez królestwo wikliny w dolinie dolnego Sanu, które za swoją stolicę obrało Rudnik nad Sanem. W tej miejscowości jest zgromadzone co najmniej kilkanaście form przestrzennych, które są wykonane nie jak w Elblągu z metalu, ale z wikliny właśnie. Niektóre całkiem ogromne. 


Chwilę potem zjawiliśmy się w Ulanowie, gdzie rzeka Tanew uchodzi do Sanu i jest tak zrobiony punkt widokowy.

A potem już nie działo się zupełnie nic ciekawego, szlak GV jest poprowdzony licznym ciągami pieszo-rowerowymi na których w realiach weekendu majowego bawiły się dzieci, stały samochody, jeździły rowery, hulajnogi i rolki. Pewnym urozmaiceniem była deszczowa chmura o której krawędź zahaczyliśmy.


W końcu ujrzeliśmy długo wyczekiwany Sandomierz. Zrobiłem fotografię dworca kolejowego, którego telewizyjny widok zalanego wodami Wisły w 2010 roku miałem przed oczami. Następnie zaczęliśmy szukać noclegu, bo godzina była już późna (po 19). Ostrzegano mnie, że akurat tutaj możemy mieć problemy z noclegiem w majowy weekend i kilka pierwszych telefonów faktycznie potwierdzało ten stan rzeczy.


Wdrapaliśmy się na rynek Starego Miasta i tam dostrzegłem baner z telefonem do wolnych pokoi. Cena za eleganckie mieszkanie z aneksem kuchennym i śniadaniem na dole w restauracji była mało promocyjna (350 zł), ale nie czas było wybrzydzać. Miejscówka pod względem lokalizacji była za to absolutnie rewelacyjna. Z widokiem na ratusz z pokojowego okna.

Po zakwaterowaniu udaliśmy się na krótkie zwiedzanie, bo staranniejsze przyjrzenie się miastu Ojca Mateusza zaplanowałem na jutrzejszy poranek.


Atrakcjami tego odcinka są:

-
Rzeszów,
-
zamek w Łańcucie,
-
Markowa (poza GV)
-
pałacyk myśliwski w Julinie
-
Leżajsk,
-
Rudnik nad Sanem,
- Ulanów,
- Sandomierz.

W galerii widać wszystkie rodzaje nawierzchni jakie spotkaliśmy wraz z opisem odcinkowym. Pełen komfort zapewnia rower MTB na oponach rzędu 2 - 2,2 cala (u mnie Smart Sam 2,1) i działający amortyzator. Przeważają nawierzchnie asfaltowe różnej jakości.