INFO

Więcej o mnie.
MOJA STRONA INTERNETOWA
marecki.home.plKATALOG ŻUŁAWSKICH DOMÓW PODCIENIOWYCH
DOMY PODCIENIOWE Z XVIII/XIX w.MOJE GALERIE
FOTOSIK (do 30.04.2023)

















MOJE POJAZDY
ARCHIWUM BLOGA
- 2025, Wrzesień4 - 0
- 2025, Sierpień30 - 17
- 2025, Lipiec25 - 25
- 2025, Czerwiec22 - 18
- 2025, Maj29 - 6
- 2025, Kwiecień30 - 14
- 2025, Marzec28 - 24
- 2025, Luty25 - 17
- 2025, Styczeń27 - 35
- 2024, Grudzień26 - 28
- 2024, Listopad27 - 34
- 2024, Październik27 - 16
- 2024, Wrzesień27 - 28
- 2024, Sierpień26 - 13
- 2024, Lipiec22 - 19
- 2024, Czerwiec27 - 16
- 2024, Maj29 - 22
- 2024, Kwiecień28 - 21
- 2024, Marzec28 - 21
- 2024, Luty24 - 10
- 2024, Styczeń29 - 19
- 2023, Grudzień28 - 16
- 2023, Listopad29 - 25
- 2023, Październik26 - 22
- 2023, Wrzesień28 - 36
- 2023, Sierpień27 - 8
- 2023, Lipiec26 - 38
- 2023, Czerwiec29 - 28
- 2023, Maj32 - 22
- 2023, Kwiecień26 - 36
- 2023, Marzec30 - 19
- 2023, Luty20 - 21
- 2023, Styczeń29 - 29
- 2022, Grudzień26 - 27
- 2022, Listopad26 - 16
- 2022, Październik27 - 25
- 2022, Wrzesień27 - 34
- 2022, Sierpień26 - 21
- 2022, Lipiec29 - 37
- 2022, Czerwiec26 - 29
- 2022, Maj24 - 20
- 2022, Kwiecień27 - 19
- 2022, Marzec28 - 17
- 2022, Luty25 - 18
- 2022, Styczeń31 - 36
- 2021, Grudzień24 - 23
- 2021, Listopad25 - 19
- 2021, Październik28 - 13
- 2021, Wrzesień28 - 22
- 2021, Sierpień25 - 26
- 2021, Lipiec27 - 27
- 2021, Czerwiec29 - 25
- 2021, Maj29 - 30
- 2021, Kwiecień28 - 29
- 2021, Marzec28 - 25
- 2021, Luty25 - 55
- 2021, Styczeń26 - 29
- 2020, Grudzień24 - 23
- 2020, Listopad13 - 4
- 2020, Październik27 - 33
- 2020, Wrzesień26 - 51
- 2020, Sierpień27 - 32
- 2020, Lipiec15 - 34
- 2020, Czerwiec29 - 107
- 2020, Maj29 - 55
- 2020, Kwiecień26 - 89
- 2020, Marzec10 - 23
- 2020, Styczeń1 - 6
- 2019, Grudzień23 - 43
- 2019, Listopad22 - 37
- 2019, Październik21 - 47
- 2019, Wrzesień22 - 16
- 2019, Sierpień23 - 35
- 2019, Lipiec23 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 80
- 2019, Maj26 - 35
- 2019, Kwiecień28 - 35
- 2019, Marzec27 - 43
- 2019, Luty24 - 32
- 2019, Styczeń25 - 53
- 2018, Grudzień22 - 33
- 2018, Listopad24 - 51
- 2018, Październik26 - 75
- 2018, Wrzesień24 - 79
- 2018, Sierpień14 - 13
- 2018, Lipiec27 - 60
- 2018, Czerwiec29 - 54
- 2018, Maj30 - 47
- 2018, Kwiecień23 - 37
- 2018, Marzec26 - 43
- 2018, Luty24 - 86
- 2018, Styczeń27 - 65
- 2017, Grudzień20 - 43
- 2017, Listopad26 - 32
- 2017, Październik26 - 18
- 2017, Wrzesień29 - 36
- 2017, Sierpień22 - 36
- 2017, Lipiec27 - 35
- 2017, Czerwiec28 - 37
- 2017, Maj28 - 26
- 2017, Kwiecień24 - 25
- 2017, Marzec29 - 22
- 2017, Luty24 - 24
- 2017, Styczeń28 - 41
- 2016, Grudzień25 - 33
- 2016, Listopad12 - 13
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień30 - 39
- 2016, Sierpień27 - 51
- 2016, Lipiec21 - 14
- 2016, Czerwiec29 - 26
- 2016, Maj26 - 140
- 2016, Kwiecień29 - 15
- 2016, Marzec26 - 56
- 2016, Luty22 - 27
- 2016, Styczeń24 - 44
- 2015, Grudzień29 - 25
- 2015, Listopad25 - 37
- 2015, Październik28 - 19
- 2015, Wrzesień25 - 24
- 2015, Sierpień25 - 20
- 2015, Lipiec18 - 16
- 2015, Czerwiec28 - 35
- 2015, Maj26 - 22
- 2015, Kwiecień25 - 9
- 2015, Marzec27 - 30
- 2015, Luty27 - 17
- 2015, Styczeń30 - 58
- 2014, Grudzień26 - 32
- 2014, Listopad26 - 35
- 2014, Październik30 - 61
- 2014, Wrzesień32 - 30
- 2014, Sierpień25 - 58
- 2014, Lipiec20 - 25
- 2014, Czerwiec28 - 68
- 2014, Maj31 - 51
- 2014, Kwiecień27 - 35
- 2014, Marzec27 - 46
- 2014, Luty27 - 52
- 2014, Styczeń26 - 46
- 2013, Grudzień27 - 42
- 2013, Listopad24 - 13
- 2013, Październik25 - 33
- 2013, Wrzesień24 - 28
- 2013, Sierpień11 - 36
- 2013, Lipiec25 - 20
- 2013, Czerwiec28 - 45
- 2013, Maj27 - 28
- 2013, Kwiecień25 - 38
- 2013, Marzec27 - 44
- 2013, Luty26 - 24
- 2013, Styczeń25 - 19
- 2012, Grudzień25 - 28
- 2012, Listopad27 - 42
- 2012, Październik27 - 38
- 2012, Wrzesień29 - 22
- 2012, Sierpień13 - 136
- 2012, Lipiec27 - 23
- 2012, Czerwiec26 - 50
- 2012, Maj27 - 57
- 2012, Kwiecień27 - 43
- 2012, Marzec27 - 42
- 2012, Luty27 - 42
- 2012, Styczeń23 - 43
- 2011, Grudzień23 - 51
- 2011, Listopad25 - 45
- 2011, Październik27 - 40
- 2011, Wrzesień26 - 16
- 2011, Sierpień25 - 15
- 2011, Lipiec8 - 36
- 2011, Czerwiec25 - 54
- 2011, Maj26 - 62
- 2011, Kwiecień23 - 34
- 2011, Marzec27 - 68
- 2011, Luty22 - 50
- 2011, Styczeń28 - 52
- 2010, Grudzień31 - 103
- 2010, Listopad31 - 84
- 2010, Październik31 - 47
- 2010, Wrzesień29 - 40
- 2010, Sierpień30 - 61
- 2010, Lipiec31 - 64
- 2010, Czerwiec31 - 58
- 2010, Maj31 - 72
- 2010, Kwiecień32 - 72
- 2010, Marzec32 - 75
- 2010, Luty28 - 53
- 2010, Styczeń31 - 133
- 2009, Grudzień31 - 88
- 2009, Listopad30 - 42
- 2009, Październik32 - 55
- 2009, Wrzesień30 - 57
- 2009, Sierpień31 - 62
- 2009, Lipiec31 - 34
- 2009, Czerwiec31 - 18
- 2009, Maj32 - 18
- 2009, Kwiecień31 - 11
- 2009, Marzec31 - 16
- 2009, Luty28 - 7
- 2009, Styczeń31 - 10
- 2008, Grudzień31 - 21
- 2008, Listopad30 - 26
- 2008, Październik31 - 7
- 2008, Wrzesień30 - 12
- 2008, Sierpień31 - 17
- 2008, Lipiec31 - 20
- 2008, Czerwiec30 - 27
- 2008, Maj31 - 5
- 2008, Kwiecień30 - 12
- 2008, Marzec31 - 29
- 2008, Luty29 - 6
- 2008, Styczeń31 - 8
Wpisy archiwalne w kategorii
WYCIECZKI >150
Dystans całkowity: | 45972.00 km (w terenie 3056.00 km; 6.65%) |
Czas w ruchu: | 2068:27 |
Średnia prędkość: | 22.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 188484 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 143 (75 %) |
Suma kalorii: | 932941 kcal |
Liczba aktywności: | 210 |
Średnio na aktywność: | 218.91 km i 9h 50m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
228.00 km
2.00 km teren
11:02 h
20.66 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:12.0
Podjazdy:883 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
WSCHÓD NAD BEKĄ
Sobota, 20 listopada 2021 · | Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Nowy Dwór Gdański-Przejazdowo-Gdańsk-Sopot-Gdynia-Rumia-Kazimierz-Mrzezino-Osłonino-Mrzezino-Kosakowo-Gdynia-Sopot-Gdańsk-Przejazdowo-Koszwały-Nowy Dwór Gdański-ELBLĄGMAPA
GALERIA (z opisem)

Lekkim, a nawet całkowitym, szaleństwem może się wydawać podjęcie wyzwania jazdy pod sztormowy wiatr (11 Beauforta na Bałtyku). Cóż, ochota jazdy była jeszcze większa, tak z 15 stopni w skali Beauforta :-)) Nocna jazda po Żuławach, rozpoczęta równo o północy, miała też jeszcze jeden pozytywny walor: na trasie nie było drzew, które mogłyby nas zabić.
Spokojnym patataj na poziomie Miejskich Wycieczek Rowerowych w 3 godziny 15 minut dotarliśmy do gdańskiej rafinerii. W terenie zabudowanym już nie wiało tak bardzo, także odtąd jechaliśmy nieco szybciej ostrząc sobie zęby koronek na powrót i wzięcie odwetu na wietrze ;-)
Wczesną porą na głównej arterii Trójmiasta nie działo się zbyt wiele, także jechaliśmy prosto, bez żadnych kombinacji zatrzymując się na dłuższy popas cateringowy na Orlenie w Gdańsku Oliwie. Tylko w Sopocie na odcinku oznakowanym znakami B-9 policjant na patrolu poprosił nas o zjazd z ulicy. Efektem tego było obejrzenie efektownej iluminacji Grand Hotelu. Potem była Gdynia i Rumia, gdzie skręciliśmy w kierunku Rezerwatu Przyrody Beka, gdzie czekała na nas przyczyna nocnej wycieczki; nowa wieża widokowa na brzegu Zatoki Puckiej.
Dotarliśmy tam chwilę przed godziną 7 rano, tak akurat na wschód słońca. Obejrzeliśmy widoki ze szczytu, obejrzeliśmy samą wieżę oraz lekko ,,podniesiony" wschód naszej ciepłej gwiazdy i rozpoczęliśmy drogę powrotną. Także bez eksperymentów, chociaż nieco inaczej. Przez nadmorskie miejscowości Pierwoszyno i Kosakowo dotarliśmy do Gdyni, zawsze przyjemnym zjazdem wjechaliśmy na kładkę obok Estakady Kwiatkowskiego i już po chwili byliśmy przy gdyńskim dworcu kolejowym. Wiatr wreszcie pomagał.
Do Gdańska wróciliśmy jadąc i drogami samochodowymi, i rowerowymi też, bo sobotni poranek samochodowy już eksplodował. W Gdańsku odwiedziliśmy Rafała Janika, tego z tych słynnych Janików od BB Tour, by zakupić książki o tym jak pokonać 1008 km i przeżyć :-))
A potem to już był wiatr, Żuławy Wiślane i dwie godziny jazdy spod rafinerii do Elbląga. Bajka! Dzięki Roberto za wspólne kręcenie.
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
198.00 km
0.00 km teren
08:04 h
24.55 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:1137 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
KWIDZYN, SZTUM
Sobota, 30 października 2021 · | Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Brudzędy-Dzierzgoń-Rodowo-Prabuty-Kwidzyn-Ryjewo-Sztum-Biała Góra-Cisy-Malbork-Lubstowo-Jazowa-ELBLĄGMAPA
1. Wschód słońca

2. Ciekawostka rolnicza

3. Cisy-budynek dawnej szkoły ze swastyką na szczycie (otynkowana, wytarta). Fakt jej istnienia potwierdzony rozmową z właścicielem budynku.

4. Malbork, wiadomo co ;-)


5. Samolot krzyżacki ;-)

6. Wycieczka bez pociągu się nie liczy, ustrzelone Pendolino zalicza dwie wycieczki do przodu :-))

7. Zachód słońca

Korzystając z doskonałej pogody odwiedziłem miejsca bliskie mojemu sercu w Kwidzynie i Sztumie. Akcentem turystycznym wyjazdu było odwiedzenie wsi Cisy pod Malborkiem, gdzie stoi budynek, którego ściana szczytowa - w czasach hitlerowskich - zawierała swastykę. Teraz jest otynkowany kwadrat i wytarte cegły. Fakt jej istnienia potwierdził nam spotkany przed domem właściciel, dodając, że jest ona lepiej widoczna na mokrych cegłach, czyli po deszczu. Cóż, dzisiaj było sucho jak pieprz ;-)
Dzięki Roberto za wspólne kręcenie.
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
187.00 km
6.00 km teren
07:45 h
24.13 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:691 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
CIEKAWOSTKI ŻUŁAW WIŚLANYCH
Piątek, 1 października 2021 · | Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Nowy Dwór Gdański-Gdańsk-Pruszcz Gdański-Tczew-Szymankowo-Nowy Staw-Lubstowo-Jazowa-ELBLĄGMAPA
GALERIA (z opisem)

Zaprzyjaźnione węgorze z Wisły powiadomiły mnie, że gotowa jest już droga rowerowa na wale Królowej od Błotnika do Świbna. Ruszyłem więc ją obejrzeć i faktycznie, teraz od Kiezmarka, przez Błotnik, Przegalinę do promu Świbno-Mikoszewo cieszymy się pięknym widokiem na Wisłę. Asfaltowy dywanik o zmiennej szerokości będzie zabezpieczony stosownymi barierami przed wjazdem blachosmrodów i dla urozmaicenia - a pewnie testowo - jest na odcinku około 100 metrów pomalowany na niebiesko. Wypisz-wymaluj GreenVelo w okolicy Lidzbarka Warmińskiego. Niebieski nad Wisłą i ogólnie nad morzem ma jednak nieco lepsze uzasadnienie ;-)
Potem była jazda drogami rowerowymi przez Sobieszewo i Przejazdowo. Na wysokości rafinerii skręciłem na Olszynkę i Orunię zahaczając o południową obwodnicę Gdańsk i Motławę. Dotarłem w ten sposób, omijając centrum miasta, nad Kanał Raduni wzdłuż którego pojechałem do Pruszcza Gdańskiego znanym ciągiem pieszo-rowerowym nad dachami samochodów.
Od Pruszcza poruszałem się dalej drogami rowerowymi, bo w dzień roboczy na DK 91 w okolicach Rusocina jeździło zbyt dużo TIR-ów. Jak już ciężarówki zniknęły, pewnie na A1, to i ja zniknąłem z tych słabych jednak dróg rowerowych i popłynąłem asfaltem pod wiatr do Tczewa. Po drodze zajrzałem do Zajączkowa Tczewskiego a nieco wcześniej dostrzegłem ... polski słup graniczny. Byłem bowiem na dawnej granicy II Rzeczpospolitej Polskiej z Wolnym Miastem Gdańsk. Punkt prezentuje się całkiem okazale.
Zajączkowo Tczewskie, czyli ogromną stację towarową, obejrzałem sobie z przyczółka rozebranego Mostu Zajączkowskiego, a na poziomie torów ,,odbiłem się" od zamkniętego przejazdu kolejowego, który otwierany jest na prośbę zgłoszoną przed dedykowany domofon (vide galeria). Nie miałem czasu gadać, tu i tak trzeba będzie kiedyś wrócić.
Za chwilę wjechałem do Tczewa, gdzie zajrzałem na kawę do sławnej tczewskiej bikerki Nefre, a potem do jeszcze bardziej sławnego Bogdana Bondariewa :-) Tam też ugoszczono mnie kawą. Między kawami był kebab i po takim menu ciąłem do domku przez Żuławy Wiślane jak wiatr, który usilnie mnie spychał do osi jezdni. Zajrzałem jeszcze do Gnojewa, gdzie stoi - zabezpieczony na szczęście - najstarszy kościół na całych Żuławach o konstrukcji szkieletowej. Jest szansa, że będzie wyremontowany.
Chwilę potem byłem w Szymankowie, gdzie spojrzałem czy nie ... jedzie pociąg do Elbląga. Naprawdę nie chciało mi się jechać dobrze znanymi drogami :-)) No, ale że miał być za 50 minut to pojechałem dalej i w tym czasie dotarłem do Nowego Stawu, a jak Nowy Staw to Jędruś obowiązkowo ;-)
A potem to już tylko pozostało dokręcić do Elbląga podziwiając, równie piękny co wschód, zachód słońca. To był udany dzień.
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
156.00 km
0.00 km teren
06:23 h
24.44 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:412 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
WESTERPLATTE
Wtorek, 24 sierpnia 2021 · | Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Jazowa-Nowy Dwór Gdański-Kiezmark-Przejazdowo-Gdańsk-Przejazdowo-Koszwały-Cedry Małe-Nowy Dwór Gdański-Solnica-Jazowa-Helenowo-ELBLĄGMAPA
GALERIA (z opisem)

Dawno nie byłem na Westerplatte, a że 1 września już za tydzień... Dynamiczne zjawiska pogodowe towarzyszyły mi na początku jazdy, w postaci deszczu w Solnicy i ucieczki przed porządną ulewą do linii Wisły. Udało się, bo wiatr z północy nie przeszkadzał, ani nie pomagał. Usilnie za to chciał mnie zepchnąć na środek jezdni, albo do rowu w drodze powrotnej.
Do Gdańska jechałem nowym wariantem, od Nowego Dworu Gdańskiego mając S7 cały czas po lewej stronie (za wyjątkiem mostu nad Wisłą, rzecz jasna). Kompletny brak ruchu sprawia, że to będzie moja ulubiona droga do stolicy Pomorskiego. Wyjeżdża się w Przejazdowie, gdzie już można korzystać z dróg rowerowych.
Na Westerplatte sezon wakacyjny w pełni, lekkie tłumy na drodze pod pomnik, na samym kopcu jakby mniejsze - bo tam trzeba wejść :-)) Pięknie spieniony i wzburzony Bałtyk był miłym dodatkiem do wycieczki.
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
240.00 km
0.00 km teren
08:45 h
27.43 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:19.0
Podjazdy:1128 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
PO CO SPAĆ, JAK MOŻNA JECHAĆ
Sobota, 17 lipca 2021 · | Komentarze 0
Trasa:ELBLĄG-Nowy Dwór Gdański-Nowy Staw-Czarlin-Gniew-Jeleń-Kwidzyn-Prabuty-Dzierzgoń-Malbork-Tragamin-Lubstowo-Jazowa-ELBLĄGMAPA
Wybraliśmy się z Robertem do Lucjana z Lichnów zrobić nocną rundę w ramach jego (Lucjana) przygotowań do grawelowej odsłony BB Tour. Mniej ważne było to, gdzie pojedziemy, a w zasadzie nie było to ważne wcale. Chodziło o spędzenie nocki w siodle. Jako, że Lichnowy leżą tam gdzie leżą, kierunek okrężny do Kwidzyna nasuwał się sam.
Dobre asfalty, pozwalające jechać sprawnie, zrobić z 200 km i zdążyć w zakładanym limicie czasu. Jak się okazało, asfalty okazały się chyba za dobre, bo rekordowa dla mnie średnia na trasie tej długości, przyszła w zasadzie ot tak. Podczas gdy do Jelenia wiatr może i trochę sprzyjał, to potem była zmiana kierunku i wiatr był co najwyżej neutralny. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy mijanych wiatraków.
Dłuższy popas zrobiliśmy na Orlenie w Kwidzynie, a tak co cały czas szedł ogień. Nie było mowy o nocnych fotkach Pelpina, Gniewu, Kwidzyna czy Prabut. Dopiero w Malborku, po rozstaniu się z Lucjanem, zrobiłem panoramę zamku, ale żeby ją obejrzeć, trzeba bardzo dokładnie się przyjrzeć :-))
Co za ciepła noc! Dzięki Panowie za przesunięcie granic ;-)







Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
153.00 km
0.00 km teren
09:05 h
16.84 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:425 m
Rower:CUBE REACTION
WISŁA 1200 GRUDZIĄDZ-GDAŃSK
Czwartek, 8 lipca 2021 · | Komentarze 8
Trasa: GRUDZIĄDZ-Nebrowo Wielkie-Gniew-Tczew-Kiezmark-GDAŃSKMAPA
GALERIA (z opisem)

Nocując w Grudziądzu pogrzebałem szansę na ukończenie Wisły 1200 w zakładanym przed startem czasie 120 godzin. Nie miałem jednak z tego powodu kaca moralnego, bo priorytetem była dla mnie jazda w dzień i napawanie się widokami Królowej oraz jej fotografowanie. Nie śpiąc w Grudziądzu dotarłbym na metę w tym czasie, ale po co?
Tak więc po pobudce o 4 rano, ogarnąłem się dość sprawnie, sprawdziłem prognozę pogody, chmurną i z deszczem, co mnie bardzo ucieszyło – jakie to wszystko jest względne ;-) i ruszyłem na szlak. Na ,,dzień dobry” czekała mnie wspinaczka na wysoki brzeg, nad sławne spichlerze, na Górę Zamkową.
Potem był zjazd do Wisły na wały, gdzie warunków do robienia zdjęć za bardzo nie było. Wilgoć wisiała w powietrzu, coś tam kapało, było jednak ciepło i jechało się dobrze. A jak komuś było chłodno – miałem bowiem towarzystwo dwóch ultrasów – to za chwilę zaczęliśmy wspinaczkę w Góry Łosiowe, która częściowo zamieniła się w wypych po piasku. Na punkcie widokowym widoków zbyt nie było, dlatego wkrótce z niego zjechaliśmy w Dolinę Dolnej Wisły przed Kwidzynem.
Zaczęło się niebawem województwo pomorskie, czyli ostatnie na trasie zawodów. Jazda po asfalcie trasą znaną z wieku wycieczek, a w ostatnich latach z Maratonu Elbląskiego, nie miała dla mnie żadnych tajemnic, poza tym, kiedy zjedziemy z asfaltu nad Wisłę.
To nastąpiło na wysokości Grabówka, gdzie jadąc wzdłuż rurociągu technologicznego kwidzyńskiej papierni dotarłem nad Wisłę. Dalsza droga prowadziła po wale w kierunku powiększającego się z każdym obrotem korbami mostu w Korzeniewie, którym po raz ostatni miałem przekroczyć Królową w ramach jazdy Wisła 1200.
Chłopaki niebawem rozpłynęli się z tyłu we mgle i mżawce, ja zaś po pokonaniu Wisły zacząłem się przygotowywać do podjazdu w kierunku Betlejem. Tymczasem ślad skierował mnie na nadwiślańskie łąki przed Gniewem, którymi dotarłem do podnóża wzgórza zamkowego i dopiero tutaj czekała na mnie wspinaczka na dziedziniec warowni.
Odpoczywając i jedząc sobie kabanosy na II albo i I śniadanie opowiedziałem krzątającej się ekipie zamkowych pracowników, co to za impreza, co to za rowerzyści od 3 dni przejeżdżają przez zamek i ilu ich jeszcze będzie :-)
W międzyczasie przestało padać i po tym odpoczynku ruszyłem dalej. Niebawem miałem spotkać się z Andrzejem, który o poranku ruszył z Elbląga potowarzyszyć mi na ostatnich km trasy.
Do spotkania doszło nieopodal wsi Rybaki, około 1100 km od startu. Fajnie było spotkać kolegę i zdać relację ,,na gorąco”. Pamiętam, że był zdziwiony, co ja jestem taki uśmiechnięty :-)))
Wkrótce dotarliśmy do Tczewa, który pokonaliśmy bez zatrzymywania się i chwilę potem zaczął się 13 km odcinek nadwiślańskich łąk za Tczewem, o którym legendy słyszałem już w Wiśle. Bałem się więc okrutnie, co też Ojciec Dyrektor na nich wymyślił: rowy czołgowe z wodą, ostrokół czy może smoki wychodzące z Wisły ;-)
Tymczasem było zupełnie płasko, mało wilgotnie, po dość wyraźnej drodze i z pchaczem na Wiśle, któremu uciekliśmy mimo jazdy pod wiatr.
Ten odcinek specjalny trwał do Leszkowych, gdzie wróciliśmy na wał i przez Kiezmark i Błotnik dotarliśmy do promu Świbno-Mikoszewo. Tutaj Andrzej odbił na Elbląg, na mnie zaś czekała meta nr 1, czyli ujście Wisły do Morza Bałtyckiego.
W drodze na nią i z niej było krótkie pchanie po plażowym piasku, ale większość po kamienisto-betonowym nabrzeżu dało się jechać na oponach MTB. Przy szlabanie grodzącym dalsza drogę na groblę było liczne grono finiszerów, każdy z nas robił w tym miejscu pamiątkowe zdjęcie. Ja zrobiłem jeszcze jedno a jego opis okazał się proroczy w kontekście roku 2022.
Z ujścia Wisły z 20 km dzieliło mnie od mety nr 2, zlokalizowanej na gdańskiej Ołowiance, nieopodal Filharmonii Bałtyckiej. Przez Wyspę Sobieszewską jechałem ścieżką nad dawnym kolektorem ściekowym i pożarową szutrówką, a od Sobieszewa już tylko asfaltem. Na tym ostatnim odcinku towarzystwa dotrzymywał mi Tomek, sławny trójmiejski Flash. Był on i całkiem niezła ulega nad głowami.
Na metę nr 2 tej jakże przyjemnej imprezy dotarłem o godzinie 16:14, czyli po 126 godzinach 42 minutach od startu. Lekko się zatem spóźniłem ;-)
Tutaj czekali na mnie kibice w postaci Magdy i Piotra robiąc mi swoją obecnością bardzo miłą niespodziankę, a że przyjechali samochodem, a deszcz dalej padał … Cube został lekko rozebrany i w ten mało ambitny sposób wróciłem do Elbląga. A co tam, ileż można pedałować po Żuławach Wiślanych :-)
Wcześniej, na mecie zjadłem posiłek regeneracyjny, popiłem piwem – w końcu normalnym – był też czas na rozmowę z Leszkiem Pachulskim, spiritus movens całej imprezy, ba całej serii imprez. Odebrałem także medal i koszulkę finiszera oraz zmieniłem ciuchy, co po kilku dniach jazdy było miłe ;-)
Podsumowanie:
Wisła 1200 to był dobry pomysł na spędzenie rowerowego urlopu w pięknych okolicznościach wiślanych panoram, dzikich brzegów i piaszczystych łach. Wysmakowana trasa poprowadzona przez miejsca momentami nieprawdopodobne bardzo mi się podobała, a o jej drobnym puszczeniu przez place budowy na wałach już zapomniałem. Dobra, momentami nawet zbyt dobra, pogoda umożliwiła wykonanie bogatej dokumentacji fotograficznej. Pamiątka i świadectwo na długie lata.To był także debiut mojego roweru, nominalnego MTB, na terenowym ultra. Debiut udany, maszyna nie zawiodła mnie ani na moment. Także ja nie odniosłem żadnych urazów czy kontuzji. A złamany w styczniu 2020 r. łokieć przejechał udanie ten szlak drgań, wstrząsów dziur i nierówności.
Na koniec jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie licznemu gronu kibiców, którzy za pomocą Fejsa jak i innych metod wspierali moją walkę z trasą i wymagającą pogodą.
Teraz muszę znaleźć czas na Wschód 1400 by Leszek Pachulski. Myślę, że warto :-)
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
236.00 km
0.00 km teren
13:19 h
17.72 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:43.0
Podjazdy:981 m
Rower:CUBE REACTION
WISŁA 1200 PŁOCK-GRUDZIĄDZ
Środa, 7 lipca 2021 · | Komentarze 0
Trasa: PŁOCK-Włocławek-Toruń-Chełmno-GRUDZIĄDZMAPA
GALERIA (z opisem)

Dzwoniący budzik komórki wyrwał mnie ze snu, w pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem i co się dzieje. Czyli urlop w pełni, pełny reset :-) Świadomość pobytu w Płocku szybko jednak wróciła, jak i fakt że trzeba się zbierać i ruszać przed siebie.
Śniadanie miałem już przygotowane od wczoraj w postaci niezawodnego makaronu z brokułami, więc węglowodany szybko zostały przyswojone, ubrałem się i ruszyłem ulicami śpiącego Płocka w kierunku Włocławka. Ślad Wisły 1200 prowadził teraz dłuższą chwilę asfaltami, więc nie było ryzyka skuchy nawigacyjnej czy zaliczenia jakichś dziwnych zarośli.
Kosmicznie oświetlony Orlen oddalał się z każdym obrotem korb, a ja niebawem zatrzymałem się nad Skrwą aby posłuchać równie kosmicznego rechotu żab. Hałasowały niesamowicie. Niebo na wschodzie już zaczynało się rozjaśniać, zresztą nocki na początku lipca to całkiem czarne nigdy nie są.
Szybka jazda po dobrej nawierzchni poskutkowała tym, że na odcinku terenowym przed Dobrzyniem nad Wisłą pojawiłem się, kiedy jeszcze się zbyt dobrze nie rozjaśniło. A tymczasem czekał dynamiczny zjazd po trawie nad brzeg Wisły i należało zachować ostrożność. Prawie się udało wycelować w mostek wyprodukowany przez Ojca Dyrektora specjalnie dla uczestników, prawie ;-) Tarczówki jednak zadziałały i kąpieli o poranku nie doświadczyłem. W sumie dramatu by nie było, noc była ciepła, a potem – ale nie wyprzedzajmy faktów.
Po chwili wydostałem się znad Wisły i wróciłem na szutrówkę, która doprowadziła do Dobrzynia. Tym samym pożegnałem województwo mazowieckie i wjechałem do kujawsko-pomorskiego. Znanego pod kątem WTR z roku 2017.
Za Dobrzyniem trasa prowadziła wysokim brzegiem Zbiornika Włocławskiego i fajnie było obserwować wody Wisły na tym odcinku. Włocławek było już widać na horyzoncie, ale zanim wjechałem do miasta zaliczyłem jeszcze most pontonowy na Chełmiczce, most wojskowy zainstalowany na stałe, zupełnie inny niż nasz w Nowakowie na rzece Elbląg.
Wjazd do Włocławka odbywał się w porannym szczycie komunikacyjnym, odpaliłem więc tylnego Bontragera na pełną moc żeby jakiś zaspany kierowca nie zrobił mi ,,kuku”. Trasa Wisły 1200 prowadziła na szczęście cały czas prawym brzegiem rzeki, więc po minięciu zjazdu do mostu na tamie we Włocławku samochodowa sraczka się uspokoiła.
Tak jak szybko do Włocławka wjechałem, tak też go opuściłem i teraz jechało się w przyjemnym lesie z widokiem na Wisłę. Po drugiej stronie nieco hałasował Anwil, ale nie było to hałas uciążliwy.
Przyjemna droga w lesie niebawem przeszła w mniej przyjemna drogę w lesie, czyli zaczęły się słynne podtoruńskie piaskownice. Miejscami i mój Kubuś się w nich gubił i trzeba było zaliczać pobocza i robić jakieś dziwne slalomy między drzewami. Tak nadal wygląda Wiślana Trasa Rowerowa na terenie tego województwa.
Stary Bógpomóż i Nowy Bógpomóż to miejscowości związane z mennonitami, tak dobrze znanymi na Żuławach Wiślanych, ale i obecnymi w całej Dolinie Dolnej Wisły. Po ich minięciu zatrzymałem się przy sklepem w Bobrownikach uzupełnić zapasy. Spotkałem tutaj dwóch męczenników Wisły 1200, jeden narzekał na tyłek, drugi natomiast opuchniętego Achillesa schładzał sobie … lodem na patyku owijając wszystko bandażem. W wysokiej już temperaturze poranka to chłodzenie za długo nie mogło działać …
I tu mała dygresja. Rozmawiając z uczestnikami zarówno na trasie, jak i jeszcze na starcie, zaskoczyło mnie jak wiele osób zdecydowało się na swój debiut na ultra dystansie, podejmując od razu wyzwanie przejechania 1200 km. Zdaję sobie sprawę że zapewne stał za tym niewymagający limit czasowy imprezy, jak i jej płaski profil wysokościowy, ale to jednak 1200 km. To dobre kilka dni uczciwego kręcenia, do którego należy być w jakiś jednak sposób przygotowanym. Przykład kolegów spod sklepu w Bobrownikach wskazuje, że na samym entuzjazmie i chęci przeżycia przygody ta sztuka może się nie udać.
Tymczasem wracamy na trasę, która zbliżyła się do kultowego mostka na Mieni i tym samym do Torunia. Mostek pokonałem z buta, bo jakoś tak był dziwnie nachylony i nie wyglądał przejezdnie. Dalszy odcinek terenowy prowadził przez jakieś zielska i piaskownice. Tak minął 900 km trasy i w końcu wydostałem się na asfalt.
Zakole Wisły przed Toruniem pokonałem ciekawym singlem nad rzeką, ale nie miał on nic wspólnego z Amazonią nad Świdrem. Jechało się łatwiej i bez trudności nawigacyjnych.
Niebawem pojawiłem się na toruńskich bulwarach, a że pora była wybitnie śniadaniowa to udałem się na Stare Miasto. Znalazłem otwartą piekarnio-kawiarnię i rozsiadłem się w cieniu z kawą, pączkami i drożdżówkami. Ile ja tego zjadłem! :-))
Po godzinie tego odpoczynku ruszyłem w dalszą podróż. Wyjazd z Torunia na wiślane wały prowadził pośród zabudowań różnych inwestycji innego Ojca Dyrektora i też wyglądał ciekawie ;-).
A potem zaczęły się wały - dla mnie to już sławne wały za Toruniem - które dobitnie i dość dotkliwie uświadomiły mi, czym różni się ultra asfaltowe od ultra terenowego.
Cienia na nich nie było ani metra, godzina dochodziła 11 więc lipcowe słoneczko pokazało już swój potencjał. Po niecałej godzinie miałem opróżnione dwa litrowe bidony Isostara i po wodny ratunek udałem się do widocznego nieopodal wału kościoła.
Kościół w Górsku, a bardziej konkretnie jego proboszcz, okazał się prawdziwym chrześcijaninem i spragnionego wędrowca napoił. Jeszcze raz bardzo dziękuję, bo tylko pozornie wody w koło było dużo, bardzo dużo – Wisła po lewej stronie ;-)
Wróciłem na wały i dobrze widocznym śladem kontynuowałem jazdę zazdroszcząc ziemniakom elegancko zraszanym wodą przez konkretne pompy. Ja też tak chciałem, więc zatrzymałem się kilka razy aby mokra mgiełka dotarła do mnie. Z wału nie chciało mi się schodzić, bo to jednak wiązało się z wysiłkiem. Dopiero teraz przyjrzałem się szerzej mapie, analizując ile tej patelni do lasu przed Ostromeckiem mnie czeka. No, trochę czekało.
Wsparcie wodne uzyskałem jeszcze raz, w domu przy wale, który – jak się dowiedziałem już na mecie w Gdańsku – cieszył się niesamowitą popularnością.
W szczytowym momencie termometr pokazywał +43,3 stopnie niejakiego Celsjusza i to już nie było zdrowe.
Ochłodzenie przyszło po wjeździe do lasu i tu – ciekawostka – już po kilku minutach temperatura spadła o 12 stopni. Nie muszę pisać, że całkowicie inaczej się jechało. Schładzająca funkcja zieleni widoczna była jak na dłoni.
Przed wjazdem do parku pałacowego w Ostromecku stał kolejny punkt wsparcia z wodą, tutaj jakby nieco mniej potrzebną, ale może komuś się przydał. Ja gruntowny odpoczynek zafundowałem sobie w cieniu pięknych drzew tworzących ten stylowy park. Wcześniej zaopatrzyłem się w lody i piwo 0%.
Za Ostromeckiem jechałem asfaltami znanymi z roku 2017 i dopiero za Starogrodem zaczęła się terra incognita. Droga po krawędzi Góry Świętego Wawrzyńca sprowadziła na poziom Wisły po wcześniejszej wspinaczce w Starogrodzie. Leśny singielek zapewnił miły cień, ale to trwało tylko chwilę. Za to po wyjeździe z lasu moim oczom ukazało się kąpielisko nad Jeziorem Starogrodzkim, oblężone przez kąpiących się ludzi. Przez chwilę miałem ochotę dołączyć, ale uznałem że to nie najlepszy pomysł. Niedaleko było już do Chełmna, gdzie planowałem zjeść obiad, a poza tym na niebie zaczęła rozwijać się … burza i przyszedł jakże pożądany cień.
Na chełmińskiej starówce znalazłem się z kilkoma innymi uczestnikami Wisły 1200 i obsiedliśmy stoliki pod parasolami na rynku. Menu było mało rowerowe, ale chyba nikomu już nie chciało się szukać czegoś innego. Ja zamówiłem najbardziej oryginalnego hamburgera w swoim krótkim życiu - trzy kotlety w bułce, każdy inny. Jeden mielony wołowy, drugi jakiś gotowy kwadratowy z serem, a trzeci drobiowy panierowany. McDonalds może się uczyć :-)))
Podczas tego oryginalnego obiadu niebo nad chełmińskim rynkiem całkiem się zachmurzyło i zaczął padać deszcz. Do tego doszły grzmoty i pioruny, tak więc burza była w pełnej okazałości. I tak na 1000 km trasy skończyły się upały na tegorocznej Wiśle 1200. Byłem bardzo zadowolony.
Jak burza już sobie odeszła to zebrałem swoje rzeczy i ruszyłem na wiślane wały, które już bez słońca i z mokrą trawą doprowadziły mnie w temperaturze +22 stopnie do samego Grudziądza.
Z wałów cały czas widoczna była Wisła, na koniec etapu czekała mała wspinaczka na wysoki brzeg Wisły na którym położony jest Grudziądz, która zakończyła się zjazdem leśnym singlem o nazwie Singletrack Wisła. Tak, to była specjalnie przygotowana trasa w dół, chociaż miejscami trzeba było na niej pedałować, flow nie był zatem całkowity :-)
Po dotarciu na bulwar udałem się na grudziądzkie Stare Miasto, będąc przekonanym, że jak w Elblągu czy innych dużych miastach, szybko znajdę tutaj jakiś hotel. Napotkana mieszkanka wyprowadziła mnie z błędu, bowiem w Grudziądzu nie ma żadnego hotelu na starówce. Dostałem namiary na Ibisa, ale okazało się , że nie ma w nim wolnych miejsc. Takie znalazły się w Hotelu Villa Grudziądz, świetnej miejscówce z Biedronką pod oknami.
To był elegancki koniec tego dnia, najtrudniejszego na całym maratonie. Zrobiłem zakupy na śniadanie i zasnąłem. Jutro czekał na mnie etap ostatni, najbardziej przewidywalny, znany i krótki.
DALEJ >>>
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
180.00 km
0.00 km teren
10:00 h
18.00 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:35.0
Podjazdy:478 m
Rower:CUBE REACTION
WISŁA 1200 GÓRA KALWARIA-PŁOCK
Wtorek, 6 lipca 2021 · | Komentarze 4
Trasa: GÓRA KALWARIA-Warszawa-Modlin-Wyszogród-PŁOCKMAPA
GALERIA (z opisem)

Elegancko wypoczęty i najedzony o 5 rano opuściłem klimatyczny hotel w dawnych koszarach i wróciłem na ślad Wisły 1200 prowadzący prawym brzegiem Królowej.
Bezchmurne niebo, piękne słońce i stylowe mgły snujące się nad wiślanymi łąkami tworzyły piękny obraz poranka. Że za kilka godzin będzie upał nie do zniesienia też było wiadomo, ale nie uprzedzajmy faktów.
Po zejściu z mostu zaczęła się trawiasta i wilgotna jazda po koronie wału, ale to nie trwało długo bo zaraz pojawił się znany z wczoraj asfalt DW 801 z którego na wysokości ujścia rzeki Świder do Wisły zszedłem po schodkach w Warszawską Amazonię :-)
Zaczęło się kilkanaście km singielka po zaroślach, krzaczkach, drzewkach i pokrzywach, czasami tak blisko Wisły, że już bliżej się nie dało. Jak dobrze, że ja się tutaj nie władowałem wczoraj wieczorem…
Były momenty nawigacyjnej niepewności, ale w końcu wydostałem się z tego buszu od razu na drogę rowerową na Wale Miedzeszyńskim. Drogę znaną z wyjazdu kiedyś tam, dawno do Józefowa.
Tutaj rzuciłem okiem na kominy elektrociepłowni Siekierki i niebawem dotarłem do centrum Warszawy. Odpuściłem sobie nic nie wnoszący odcinek na lewy i z powrotem na prawy brzeg Wisły i trzymając się cały czas brzegu prawego minąłem ciekawy architektonicznie Kamień. Bardzo oryginalna realizacja, wpisującą się niezauważalnie w otoczenie.
Nieco dalej minąłem elektrociepłownię Żerań i to był ostatni tego typu obiekt na trasie Wisły 1200. Wszystkie one, od Połańca do Żerania, są zależne od wód Wisły, używanych przez nie do chłodzenia urządzeń i wytwarzania pary.
Na wyjeździe z Warszawy dotrzymywał mi towarzystwa Paweł (Garmin-Bikestats) z którym przez dobre kilka km fajnie się rozmawiało. Bo musicie wiedzieć, że już od dwóch dni w zasadzie jechałem sam, niezwykle sporadycznie kogoś spotykając. Tu też minął 700 km trasy.
Z Warszawy wyjazd prowadził – sensacja – świetnie zacienionym wałem z wyraźnie wytartym śladem, po którym jechało się doskonale. Ślad został na dłużej, ale cień drzew wkrótce się skończył i zaczęła się walka o przetrwanie. Nawodniony byłem dobrze, ale słońce szybko opróżniało zasoby organizmu, a co za tym idzie bidony także ekspresowo robiły się lekkie.
W Nowym Dworze Mazowieckim skorzystałem z przyjemnego centrum handlowego kupując drugie opakowanie kremu do opalania – butelka pierwszego właśnie się skończyła po 2 dniach i odwiedziłem McDonaldsa.
Ciężko było wyczuć, gdzie namierzę potem jadłodajnię z obiadem przed Płockiem, więc wolałem zjeść na zapas. Dwa Big Mac’i i lody załatwiły sprawę. Przy okazji skorzystałem z klimatyzowanych wnętrz, skąd nie bardzo chciało się wychodzić.
W końcu jednak trzeba było ruszyć, bo siedząc kilometrów nie ubywa. Przede mną rozciągała się Twierdza Modlin z najdłuższym w Europie budynkiem z cegły. Dobrze ponad 2 km się ciągnął.
Potem droga się skończyła i zaczęła się ścieżka nad Wisłą. Widokowa ścieżka na Wisłę już w pełni uformowaną, z wodami Bugu i Narwi, o szerokości takiej jaką elblążanie znają z Żuław Wiślanych. Prawdziwą Królową.
Opłotkami minąłem Zakroczym, po czym zrobił się ruch nad moją głową. Trasa tutaj prowadziła bowiem w osi pasa startowego lotniska w Modlinie, a że pandemii chwilowo nie było ;-)
W kolejnej nadwiślańskiej miejscowości, Czerwińsku, zrobiłem postój przy sklepie, gdzie solidnie się nawodniłem i schłodziłem lodami. Potem były w dalszym ciągu lokalne asfalty z ładną panoramą na Wisłę, aż przed Wyszogrodem dała znać inwencja Ojca Dyrektora i pogonił on peleton przez łąkę. Prywatną łąkę, jak głosiła znaleziona przeze mnie tabliczka :-))
Wyszogród minąłem bez zatrzymywania, za to postój urządziłem na ostatnim spotkanym przeze mnie spontanicznym punkcie wsparcia. Andrzej Wasiuk przygotował wspaniałe miejsce przy wiślanym wale nieopodal swojego domu. Akurat załapałem się na świeżutkie drożdżówki. Mistrzostwo!
Żal było opuszczać to gościnne miejsce, ale do Płocka było jeszcze parę km. Dokładnie 40. Odczuwając trudy jazdy w upale postanowiłem dotrzeć do tego miasta i zameldować się na nocleg w sprawdzonym w zeszłym roku podczas Maratonu Północ-Południe Hotelu Starzyński.
Analiza mapy wskazywała że za Płockiem będzie kilkadziesiąt km asfaltów, więc jutro mogłem ruszyć w nocy, aby nadrobić skrócenie dystansu dzisiaj.
Z tą ideą wjechałem około 18 do Płocka, zjadłem makaronową kolację w ramach uzupełniania zapasów glikogenu a drugą tackę makaronu wziąłem do hotelu na ,,śniadanie”. Budzik ustawiłem na 1:30 i poszedłem spać.
DALEJ >>>
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
236.00 km
0.00 km teren
11:47 h
20.03 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:814 m
Rower:CUBE REACTION
WISŁA 1200 SANDOMIERZ-GÓRA KALWARIA
Poniedziałek, 5 lipca 2021 · | Komentarze 2
Trasa: SANDOMIERZ-Zawichost-Solec nad Wisłą-Kazimierz nad Wisłą-Puławy-Dęblin-GÓRA KALWARIAMAPA
GALERIA (z opisem)

Kilka minut przed 5 rano opuściłem świetną kwaterę pod Sandomierzem i ruszyłem na drugi etap Wisły 1200. Plan dnia był prosty i zakładał dojazd jak najdalej na północ, może i do Warszawy.
Minąłem śpiący jeszcze Sandomierz i z ciekawością zagłębiłem się w Góry Pieprzowe o których przeczytałem sporo w relacjach finiszerów wcześniejszych edycji. Zanim zacząłem pchać rower po suchych jak pieprz skałach pokryłem błotem nadwiślańskich ścieżek świeżo umytego Kubusia. A taki ładny był.
Sama wspinaczka nie trwała długo, na szczycie dostrzegłem gęstą mgłę zamiast Wisły, ale nie przeszkadzała mi ona, aby dostrzec zwijającą obozowisko ekipę bikerów spod znaku Wisły 1200.
Po pokonaniu Gór Pieprzowych trasa maratonu prowadziła mało uczęszczanymi lokalnymi asfaltami i nabijanie kilometrów szło sprawnie. Niebawem dotarłem do Zawichostu, miasta które kojarzę z podawanymi w programie I Polskiego Radia komunikatami o stanie wody Wisły. Słynnego wodowskazu nie szukałem, w te okolice i tak trzeba będzie kiedyś wrócić.
Trasę urozmaicały hopki Wyżyny Sandomierskiej, maksymalnie wspiąłem się na poziom 203 metrów, czyli nieznacznie (5 metrów) wyżej niż maks. na Wysoczyźnie Elbląskiej. W odróżnieniu od okolic Elbląga otaczało mnie bogactwo różnego rodzaju owocowych sadów i plantacji. Szaber chodził mi po głowie ;-)
Tymczasem dotarłem do wsi Dorotka, tak więc MMS do żony był pozycją obowiązkową :-)). Przed i za Dorotką pojawiło się kilka podjazdów po 8-10% nachylenia, co sprawiło że spotkałem pchających swoje przeładowane rowery uczestników maratonu.
W okolicach Solca nad Wisłą przeprawiłem się mostem na prawy brzeg Wisły, mogąc przy tej okazji zobaczyć Królową już w swoim prawie maksymalnym rozmiarze. Połączenie z Sanem dobrze jej zrobiło. Wjechałem w ten sposób do kolejnego województwa na trasie, lubelskie czeka.
Wkrótce zaliczyłem 500 km trasy, półmetek zaczął być widoczny. Wyczuwalny zaczął też być upał, dobrze że trasa nie prowadziła po wałach, tylko przez bardziej zacienione okolice. Gwoździem dzisiejszego dnia miały być lessowe wąwozy okolic Kazimierza Dolnego. Były faktycznie piękne, zjazdy i podjazdy szły sprawnie, bo jechałem na sucho. Podobno po deszczu już tak fajnie nie jest.
Sam Kazimierz zrobił tradycyjnie dobre wrażenie, zatrzymałem się na chwilę na rynku aby zjeść lody, kupić magnes i chwilę odpocząć przed wspinaczką w kierunku zamku.
Wciągnięcie podjazdu po bruku łatwe nie było, ale w końcu dotarłem na szczyt. Fotka dla złapania oddechu i za chwilę wjechałem w bramę prywatnej posesji – zgodnie ze śladem. Widzę też ślady setek kół na ziemi, ale widoczna właścicielka każe mi zawracać i subtelnie mnie opier… ala, dlaczego tutaj wjechałem. Chwilę próbuję tłumaczyć, ale widząc, że nic nie dociera, zawracam. Nadjeżdżają inni rowerzyści i oni także ślad interpretują jednoznacznie.
Że jednak posesja wydaje się zamknięta to zjeżdżamy do głównego asfaltu innym wariantem i po chwili wracamy na ślad Wisły 1200. Przed nami teraz Puławy do których docieramy po wale wiślanym. W samym mieście postoju nie robiłem, opuściłem je eleganckim, wyasfaltowanym bulwarem, który niebawem się skończył i zaczęła się jazda po wałach.
Teraz one będą dominować przez wiele, wiele kilometrów. A wraz z nimi płyty o różnej fakturze, w tym niebywale upierdliwe w kształcie małych okiennic (vide zdjęcie powyżej). Na tym typie otworów to i hardtail z oponami 2,1 już nie ogarniał tematu.
Póki co jednak pojawił się Dęblin, a wraz z nim Restauracja Nad Wisłą w której pochłonąłem 3 chłodne piwa 0% i konkretny obiad w postaci nieśmiertelnego makaronu. Za Dęblinem przecierałem oczy ze zdziwienia jadąc i jadąc drogą po koronie wału zbudowaną z niefazowanego polbruku. Długości 9,5 km! To chyba mój rekord, tak na raz :-)
Dalszy podbój wiślanych wałów trwał do okolic elektrowni Kozienice, której kominy stanowiły dominantę w krajobrazie tych okolic. Tym razem mijanki przy płocie nie było, jak w Połańcu, bo elektrownia jest zlokalizowana na lewym brzegu Królowej.
Za Kozienicami pojawiły się remontowane odcinku wałów i jazda stała się mocno upierdliwa, a do tego formalnie nielegalna. Póki jakaś trakcja była, to jechałem trzymając się śladu, ale jak zaczęły się piaskownice to byłem zmuszony wytyczyć sobie własny ślad, bo Wisła 1200 to w końcu maraton rowerowy a nie biegowy (chodzony).
W końcu jednak remonty się skończyły, pojawił się asfalt DW 801 i można było nieco zacząć nadganiać stracone minuty. Do Warszawy było niby niedaleko, z 80 km, godzina dochodziła 18, w normalnych warunkach spokojnie do zrobienia. Wiedziałem jednak, że przed Warszawą jest jakiś koszmar terenowy nad rzeką Świder, co to niejednego i niejedną w poprzednich edycjach pochłonął ;-)
Dlatego też uznałem, że robić offroad w zapadających ciemnościach nie będzie miało sensu i postanowiłem poszukać noclegu w Górze Kalwarii. Z mapy wynikało, że będzie się to wiązać z kilkoma km gratis, bo miasto było na lewym brzegu, a ja i ślad na prawym. Życie.
Umocnił mnie w tym postanowieniu kolejny plac budowy na wale wiślanym, który spowolnił mnie kosmicznie. Podziwiając malowniczy zachód słońca nad Wisłą pociętą licznymi łachami piachu skręciłem na most w ciągu DK 50 i w lekkim szaleństwie kolumn TIR-ów wjechałem do Góry Kalwarii.
Mapa podpowiedziała, że czeka na mnie Hotel Koszary Arche do którego niebawem zapukałem. Miejsce było, restauracja była, czegóż więcej mi trzeba było. I tak skończył się dzień drugi wiślanej przygody.
DALEJ >>>
Kategoria WYCIECZKI >150
Dane wyjazdu:
248.00 km
0.00 km teren
10:12 h
24.31 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:-1.0
Podjazdy:1857 m
Rower:TREK DOMANE SL 4
AKWEDUKT W SILICACH
Sobota, 1 maja 2021 · | Komentarze 0
Trasa: ELBLĄG-Małdyty-Ostróda-Gietrzwałd-Olsztyn-Silice-Olsztyn-Łukta-Morąg-Pasłęk-ELBLĄGMAPA
GALERIA (z opisem)

Święto Pracy rozpoczęliśmy awansem, dwie godziny przed północą 30 kwietnia. Podatki rozliczone, PIT-y złożone, można ruszać w trasę ;-)
Grzegorz, Marek, Robert, Andrzej i moja skromna osoba, która wymyśliła wyjazd ruszyliśmy z elbląskiego Placu Dworcowego na wschód. Celem jazdy były Silice koło Olsztyna z mało znanym akweduktem.
Sprzyjający wiatr sprawił, że szybko dotarliśmy do Małdyt, gdzie planowałem skręcić na Morąg. Taki wariant groził jednak zbyt szybkim dotarciem do celu, a czekać godzinę na wschód słońca - na dość lodowatym powietrzu - nikomu się nie uśmiechało. Lekko więc zmodyfikowaliśmy trasę i postanowiliśmy do Olsztyna dotrzeć przez Ostródę. Za dnia nigdy w życiu bym się nie zdecydował na jazdę DK 16 z Ostródy do Olsztyna, ale w środku świątecznej nocy taka perspektywa przerażająca już nie była :-)
W Ostródzie zatrzymaliśmy się na małe co nieco na Orlenie, dobra kawa o 2 w nocy zrobiła robotę i już można było dalej kręcić. Zgodnie z przewidywaniami na DK 16 spotkaliśmy kilkanaście samochodów, w tym 6 TIR-ów o których myślałem, że nie pracują 1 maja. W ramach spowalniania jazdy zajrzeliśmy jeszcze do Gietrzwałdu, gdzie ujęliśmy fotograficznie iluminowaną bazylikę Narodzenia NMP. Przy okazji zapoznałem się z nocnymi trybami Olympusa.
Od Gietrzwałdu do Olsztyna DK16 ma szerokie, rowerowe pobocze i ten odcinek można rekomendować do jazdy także w normalnych godzinach normalnego dnia. Wraz z niebieską poświatą nadchodzącego świtu wjechaliśmy do Olsztyna i skierowaliśmy się na Stare Miasto, zobaczyć lokalne iluminacje. W oko wpadły nam zamek, Wysoka Brama i Kopernik. Chwilę potem minęliśmy dość futurystyczną, oryginalną bryłę hotelu Hilton, który niebawem ma być otwarty.
Przez słynne z Talibów Klewki ;-) dotarliśmy do Klebarka Wielkiego, skąd już tylko ,,rzut beretem" dzielił nas od Silic. Nie mieliśmy trudności z namierzeniem hydrotechnicznej ciekawostki, jest ona przy jedynej tam drodze. Akwedukt wygląda obecnie bardzo mizernie, widać brak gospodarza: wyrwana tablica info, położony słupek, zarośla. No, ale jest, zatem zrobiliśmy sesję zdjęciową, coś tam zjedliśmy, odpoczęliśmy i można było zaczynać drogę powrotną.
Do Olsztyna tym razem wjechaliśmy przez Klebark Mały i zajrzeliśmy pod Michelin, obejrzeć pomnik - a jakże - największej opony świata .Takie tam 5 ton gumy w sam raz do fatbike :-). Potem był jeszcze Orlen na Bałtyckiej i już można było rozwinąć skrzydła na trasie do Łukty. Trudy trasy dały się we znaki Grzegorzowi i Andrzejowi, którzy zostali nieco z tyłu. Robert z Markiem pognali do przodu, jakby jakieś psy ich goniły, a ja samodzielnie nakręcałem km lokując się w środku stawki.
Może dzięki temu dostrzegłem, że DW 527 na odcinku do Łukty czeka przebudowa. Wycięte pasy drzew zaświadczają o tym dosadnie i wskazują, że inwestycja już się rozpoczęła.
Wszyscy spotkaliśmy się na Orlenie w Morągu, gdzie jednak już konsumpcji nie było; żeby za chwilę znowu podróżować DW 527 w kierunku Pasłęka.
Sponiewierana nawierzchnia tej drogi przestała nam się w końcu podobać i przed Pasłękiem skręciliśmy na Gołąbki. Skręciła nasza trójka, bo pozostałych chłopaków znowu nie było widać. W Pasłęku Robert rzucił hasło ,,pączki Rafiego”, ale że cukiernia sobie świętowała, to pączki skończyły się lodami. Nawet stosownie do pogody, gdyż słoneczko świeciło z całkiem przyzwoitą mocą.
Z Pasłęka już bez eksperymentów powtórzyliśmy nocną trasę przez Węzinę, z tą różnicą, że zafundowałem jeszcze podjazd do Nowiny, żeby spojrzeć na błyszczącą toń Jeziora Druzno.
W Elblągu jazdę zakończyłem z Markiem pod literami ,,ELBLĄG” na Starym Mieście, zaś Roberto odłączył się szybciej.
Dziękuję wszystkim za wyjazd i towarzystwo. To był uczciwie przepracowane Święto Pracy :-)
Kategoria WYCIECZKI >150